Czterech Panów we frakach i Finał – „Grupa MoCarta” w Otwocku

Gdy zbiegły się trzy jedenastki zagrała jedyna w swoim rodzaju czwórka utalentowanych smyczkowo ludzi. Z dużym poczuciem humoru.

11 stycznia 2003 r., na zaproszenie Komendy Hufca ZHP Otwock przybyli do Teatru Miejskiego w Otwocku na XI Finał WOŚP, punktualnie o 23.00, Filip Jaślar – pierwsze skrzypce, Michał Sikorski – drugie skrzypce, Paweł Kowaluk – altówka.

Czwarty z Grupy MoCarta Bolesław Błaszczyk spóźnił się, ale nie będziemy przecież na niego donosić. W końcu, to nasz sąsiad (mieszka od lat w Otwocku), a z taką wiolonczelą, w taką ślizgawicę … W każdym razie szybko nadrobił zaległe takty i reszta koncertu biegła już w pełnej harmonii. Poważne utwory uśmiechały się do nas popowym zakończeniem, „Eine kleine Nachtmusik” brzmiała pięknie i w wersji góralskiej, tyrolskiej, żydowskiej, jak i latynoskiej (z różą w zębach… wiolonczeli).

Po róży była cała wiązanka. Zaczęło się groźnie: krakaniem stada wron, które przyleciały znad Kra, Kra-kowa. Oczami wyobraźni (muzycznej) można było zobaczyć „Piwnice pod Baranami” – w trakcie „Grajmy Panu”, staromiejskie uliczki – przy „Cichosza”. Potem panowie we frakach zabrali nas w podróż za porwanym prof. Baltazarem Gąbką. Smokiem Wawelskim ziejącym ogniem był Bolek, Paweł – z patelnią ze zdjęciem krakowskiego kucharza Roberta Makłowicza, Michał – szpiegiem z Krainy Deszczowców. Patelnia bardzo brutalnie obeszła się z jego głową! Skutek: Deszczowiec błyskając zemstą zza przekrzywionych okularów zagrał w tej krakowskiej atmosferze: „Warszawa da się lubić”. KARRAMBA!

Po walce regionów była łagodna „Kołysanka z pozytywką” oraz trochę świeżego, wiejskiego powietrza. Zajrzęliśmy do kaczek, krów i chlewiku (czego te struny nie potrafią!). Byliśmy też na „Tytanicu” i na wyścigach skrzypków.
Elegancki boysband pokazał, czego nauczyli się w konserwatorium. Grali Vivaldiego. Filip w kwietnym wianku fragment „Wiosny”, Michał w żółtej czapce z daszkiem i zabójczych okularach – „Lato”, Paweł w szaliku – kichał, a Bolek w niebieskiej uszatce zamarzał przy wiolonczeli.

Nikt nie powie, że muzycy poważni nie trzymają kontaktu z rzeczywistością. MoCartowcy bystre oko mają i repertuar na każda okazję. Nie zaskoczą ich nawet Chińczycy na widowni.

Artyści mieli ze sobą i flagi kraju ryżu i trzcinowy kapelusz ludowy i utwór na chińską nutę. Jak będziecie szli kiedyś na ich koncert, weźcie ze sobą Eskimosów…

Bisów było bez liku. Ostatni to prawdziwy jazz!
Po szczerych, zasłużonych, serdecznych, gorących, bo długich oklaskach sceną zawładnęła idea zbiórki pieniędzy. Było już po godz.24.00. Pierwszy grosz do puszki inauguracyjnej Jurka… Lisa wrzucił prezydent Otwocka Andrzej Szaciłło.

I tak to XI Finał WOŚP można było uznać za otwarty.

Rozpoczęła się licytacja obrazu Kory i Kamila Sipowicza prowadzona przez dh Tomasza Lubasa. Czerwone dzieło sztuki poszło za 1000 zł. Nabywca anonimowy. Potem kolejno pod młotek poszły: komplet gadżetów Grupy MoCarta i 4 wejściówki do TV na 12 stycznia. Następnie niejaki Heidi z Fundacji WOŚP licytował koszulki i kubek.

W tym czasie w holu rozradowani Chińczycy sprawdzali jak Artyści radzą sobie z angielskim. Dopchać się po autograf było równie łatwo jak przejść przez mur chiński.

Bliska koleżanka Mirka Grodzkiego