Konkurs

Mamy dla naszych Czytelników konkurs, z rewelacyjną nagrodą.
Wśród prawidłowych odpowiedzi wylosujemy 5 półrocznych prenumerat miesięcznika „PODRÓŻE”

Co trzeba zrobić, żeby dostać nagrodę? Odpowiedzieć na pytanie:

Wymień trzech malarzy, których dzieła można zobaczyć w Musée d’Orsay.

Na odpowiedzi czekamy do 21 lutego 2003. Będziemy ich szukali w naszej przegródce w Hufcu lub pod adresem: konkurs@zhp.otwock.com.pl.

Pytanie konkursowe nawiązuje do tekstu Marka Rudnickiego „Paryż – Taizé 2002/2003” .


„PODRÓŻE” to jeden z najlepszych podróżniczych magazynów w Polsce.
Istnieje od 1998 roku. Ma nowoczesny format, 144 strony fantastycznych zdjęć, ciekawych reportaży i tysięcy informacji sprawdzonych w podróżniczej praktyce.

Nagrodę sponsoruje redakcja „PODRÓZY”.

Rok 2003 rokiem Aleksandra Kamińskiego

[źródło: zhp.org.pl]

9 stycznia 2003 roku Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, czcząc pamięć wybitnego polskiego pedagoga, jego działalność i osiągnięcia, ogłasza rok 2003 rokiem Aleksandra Kamińskiego.

Aleksander Kamiński urodził się 28 stycznia 1903 roku w Warszawie. Jego ojciec był aptekarzem a matka chłopką. Dzieciństwo spędził na Ukrainie. Już jako dwunastolatek wykazał się cechą dzielności, kiedy w 1915 roku przerwał naukę w elementarnej szkole rosyjskiej w Kijowie i podjął pracę jako goniec w banku, aby pomóc matce, która od śmierci ojca (1911 r.) zarabiała na ich utrzymanie dorywczymi pracami.

Humań
W 1916 roku, czasie przeprowadzki do Humania zgubił się z matką, która z niewiadomych przyczyn znalazła się na Kaukazie. Zamieszkał u wuja, uczył się i pracował w banku. Po rewolucji, kiedy powstały polskie szkoły kontynuował naukę, pracował i działał w harcerstwie. W ciągu jednego roku szkolnego 1919/20 opanował materiał klas V i VI oraz zdał egzamin do VII klasy; był przewodniczącym Rady Szkolnej. W 1920 roku jego wuj został zabity, Olkiem zaopiekowali się sąsiedzi, potem przebywał w ochronie dla polskich sierot, w końcu zamieszkał u swego zwierzchnika harcerskiego. Piętnastoletni Olek należał do I Humańskiej Drużyny Harcerskiej im. Tadeusza Kościuszki, szybko został jej drużynowym W harcerstwie humańskim pełnił różne funkcje. W 1920 roku rozkazem Rewkomu rozwiązano wszystkie organizacje skautowe organizując skauting komunistyczny. Polscy skauci utworzyli organizacje samokształceniową „Związek uczniów i uczennic polskiej szkoły trudowej”, która faktycznie była skautingiem. Kamyk został prezesem „Sowietu szkolnego”. W lutym wielu harcerzy zdecydowało się opuścić Humań, był wśród nich Kamiński. Służbę w harcerstwie humańskim zakończył raportem w Wydziale Wschodnim przy Głównej Kwaterze ZHP, kiedy wrócił do Warszawy 9 marca 1921 roku.

Pruszków
Natychmiast po osiedleniu w Pruszkowie Kamyk włączył się do pracy hufca harcerskiego, wkrótce został drużynowym III Pruszkowskiej Drużyny im. Tomasza Zana, a w 1925 r. komendantem hufca.
W roku szkolnym 1921/22 był uczniem VIII klasy gimnazjum K. Kulwiecia w Warszawie i pracował. Jako komisarz spisu ludności odwiedził Brześć Litewski, jako kurier Ministerstwa Spraw Wojskowych jeździł do Gdańska.. Po maturze pracował w bursie i studiował historię na Uniwersytecie Warszawskim, wybierając archeologię na przedmiot poboczny. Po drugim roku studiów skorzystał z propozycji swego profesora i odbył wyprawę archeologiczną do Francji. Z kursów instruktorskich które prowadził nad Wigrami, (1926-1931) wędrował na grodziska jaćwieskie. W 1928 r. obronił pracę magisterską ‘Jadźwingowie, ich narodowość, siedziby i kultura’. Interesował się także naukami pedagogicznymi i filozofią, uczęszczał na wykłady profesorów: Ajdukiewicza, Kotarbińskiego, Tatarkiewicza, Nawroczyńskiego. Pracując jako wychowawca, a od 1925 r. kierownik największego zakładu opiekuńczego w Pruszkowie posługiwał się metodą harcerską, dużą wagę przywiązując do samowychowania, interesował się także pracą J. Korczaka, i jego systemem wychowawczym opartym na samorządzie. W notatniku Kamyka z tego okresu można znaleźć zdanie: „wychowanie jest taką sztuką, która nie znosi żadnych szablonów”. Po studiach w roku 1928/29 został wybrany na komendanta Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy. W tym samym roku zaczął współpracę z „Płomykiem”, „Małym Pisemkiem” oraz „Iskrami” gdzie ukazywały się jego felietony w dziale „Na tropie harcerskim”. Teksty podpisywał swoim imieniem puszczańskim –”Bambaju”. Najważniejsze z nich były opowiadania drukowane w „Na Tropie” pod ogólnym tytułem „Antek Cwaniak”, który stał się I tomem trylogii ruchu zuchowego. W 1929 r. na Jamboree (Światowy Zlot Skautów) w Anglii Kamiński kierował polskimi pokazami artystycznymi, które wzbudziły zachwyt angielskiej publiczności. W drodze powrotnej odbył kolejną wędrówkę po Francji, odwiedził też Włochy i Szwajcarię.

Służba wojskowa w Grudziądzu, do której został powołany po powrocie z zagranicy, zaważyła na jego zdrowiu, ciężkie zapalenie płuc spowodowało zwolnienie z kategorią „D”.

Warszawa
W 1930 roku Aleksander Kamiński wziął ślub z harcmistrzynią Janiną Sokołowską – koleżanką ze studiów. Jesienią objął stanowisko kierownika bursy Związku Osadników Kresowych w Warszawie. W Głównej Kwaterze Męskiej ZHP kierował referatem drużyn mniejszościowych oraz nadzorował tworzenie wydziału zuchowego. W 1931 r. prowadził nad Wigrami pierwszy kurs instruktorów zuchowych. Nawrót choroby płucnej wiosną 1932 r. wyłączył go na dłuższy czas z czynnej służby, ale pisania nie przerwał. W sanatorium w Zakopanem dowiedział się o narodzinach córki Ewy.

Nierodzim i Górki Wielkie
W roku 1933 Kamyk został mianowany komendantem Szkoły Instruktorów Zuchowych w Nierodzimiu do którego przeniesiono też Wydział Zuchów Głównej Kwatery Męskiej ZHP. Praca kursów opierała się na zajęciach z chłopcami z kolonii, które organizowane były w okolicy. Powstały wtedy dalsze części trylogii zuchowej (po „Antku Cwaniaku”), „Książka wodza zuchów” i „Krąg rady”. W Nierodzimiu napisał Kamyk też powieść o Andrzeju Małkowskim (twórcy skautingu polskiego) konsultując ją w szczegółach z Olgą – żoną Andrzeja.

W Nierodzimiu kierowanym przez Aleksandra Kamińskiego prowadzono:
– kursy dla drużynowych pracujących na wsi,
– konferencje dla działaczy wiejskich,
– konferencje dla pracujących z dziećmi specjalnej troski, co zaowocowało powstawaniem gromad specjalnych,
– eksperyment pedagogiczny – nauczanie szkolne metodą zuchową, znany w pedagogice jako „eksperyment mikołowski”

W sierpniu 1934 r. Kamiński prowadził w Nierodzimiu (po francusku) międzynarodowy kurs i konferencję z udziałem przedstawicieli 7 państw, na których polski ruch zuchowy zrobił olbrzymie wrażenie. W następnym roku twórca zuchów przedstawił koncepcję polskiego ruchu zuchowego na VIII Międzynarodowej Konferencji Skautów w Sztokholmie.

Jako kierownik referatu drużyn mniejszościowych GKM ZHP analizował to zjawisko w innych organizacjach światowych w Europie. Przeprowadzona przez niego ankieta wykazała, że nie miały one takich problemów, jak my w Polsce. Swój pogląd na sprawę mniejszości narodowych przedstawił Kamiński w artykule „Harcerstwo a mniejszości narodowe”, który ukazał się w „Słowie” wileńskim w kwietniu 1936 r. Uważał, że wszystkie mniejszości (33% społeczeństwa polskiego) należy zbliżać do większości polskiej, realizując w ten sposób postulaty etyki chrześcijańskiej nakazującej miłość bliźniego oraz Prawa Harcerskiego, które w każdym harcerzu każe widzieć brata.

Od 1935 r. na polecenie Michała Grażyńskiego (wojewoda śląski i przewodniczący ZHP) Kamyk zajmuje się organizowaniem Ośrodka Harcerskiego w Górkach Wielkich, zasięga opinii bywalców ośrodków skautowych w Europie, porównuje ich programy kształcenia wreszcie tworzy Szkołę Instruktorską do której w 1937 r. przenosi się także cały zuchowy Nierodzim.

W Górkach Wielkich prowadzono pod kierunkiem Kamińskiego:

– kursy: harcmistrzowskie, podharcmistrzowskie oraz kursy drużynowych zuchowych, harcerskich i starszoharcerskich;
– opracowano program Harcerskiego Uniwersytetu Ludowego;
– kontynuowano eksperyment pedagogicznym polegający na zastosowaniu metody zuchowej i harcerskiej w nauczaniu;

Na wieść o wybuchu wojny, 1 września 1939 roku Kamiński postanowił ewakuować ośrodek. Drogę z Bielska przez Lublin do Warszawy przebył na rowerze w ciągu 12 dni.

Wojna i okupacja
Po przybyciu do Warszawy zaangażował się natychmiast w prace Wojskowego Pogotowia Harcerzy oraz był opiekunem w jednym z Komitetów Samopomocy Społecznej dla uchodźców i pogorzelców.

27 września 1939 r. na konspiracyjnym spotkaniu członków Naczelnej Rady Harcerskiej Kamyk zreferował swój projekt organizacyjnych i programowych wytycznych dla podziemnego harcerstwa męskiego, który po dyskusji został przyjęty. ZHP miał działać pod kryptonimem Szare Szeregi. Naczelnikiem Szarych Szeregów został, zaproponowany przez Kamińskiego, harcmistrz Florian Marciniak. Po kapitulacji Warszawy obok prac konspiracyjnych Kamyk kontynuował pracę opiekuńczą z dziećmi osieroconymi. Został kierownikiem Tymczasowego Punktu Opiekuńczego i tworzył internat w Al. Ujazdowskich 28. Jeszcze jesienią 1939 r. A. Kamiński ps. „Kaźmierczak” nawiązał kontakt z wojskiem i został zaprzysiężony jako żołnierz Służby Zwycięstwu Polski. Kiedy w Okręgu Stołecznym SZP przedstawił swoją koncepcję powołania do życia ośrodka informacji – powierzono mu utworzenie „Biuletynu Informacyjnego”. W krótkim czasie skompletował zespół redakcyjny i stworzył sieć informatorów. Do zbierania informacji w trzech działach (zagranica, kraj, Warszawa) wykorzystywał radio (zakazany środek), instruktorów harcerskich będących wizytatorami terenowymi Szarych Szeregów oraz znajomych; bardzo pomagali mu studenci z kręgu starszoharcerskiego „Kuźnica”, kierowanego przez Marię Straszewską. Koncepcja pisma nie uległa zmianie od pierwszego (5 listopada 1939) do ostatniego numeru (4 października 1944), zwiększał się tylko nakład od 90 egz. do 40 tys. egz. W numerze z 1 listopada 1940 r. artykułem wstępnym „Mały Sabotaż” Kamiński ps. „Dąbrowski” zapowiedział powołanie organizacji „Wawer”. Jej działalność opisał potem w „Wielkiej grze”- wydanej w 1942 r. i w „Kamieniach na szaniec” – wydanych w 1943 r. Od 1941 r. Kamiński ps. „Faktor” objął funkcję szefa Biura Informacji i Propagandy (BIP) Okręgu Warszawskiego ZWZ. Działał więc potrójnie:
– szef BIP,
– redaktor naczelny Biuletynu Informacyjnego,
– komendant organizacji Małego Sabotażu ‘Wawer’.

Po aresztowaniach w listopadzie 1942 r. Kamiński przyjął pseudonim „Hubert”. Ostatni przed wybuchem Powstania numer Biuletynu Informacyjnego składany był nocą z 31 lipca na 1 sierpnia i został odbity w 100 000 egzemplarzy. Biuletyn wychodził również w czasie Powstania Warszawskiego. 4 października 1944 r. został opublikowany 310 – ostatni numer Biuletynu Informacyjnego, który kolportowano łącznie z rozkazem dowódcy AK gen. Bora-Komorowskiego.
Po Powstaniu, jak większość Powstańców znalazł się Kamiński w obozie przejściowym w Pruszkowie, wywożony stamtąd pociągiem uciekł z transportu i dotarł do żony i córki w Skierniewicach.

Początki pracy naukowej
Po wojnie jeszcze w Skierniewicach nawiązał kontakt z prof. Heleną Radlińską, która w organizującym się Uniwersytecie Łódzkim objęła kierownictwo Zakładu Pedagogiki Społecznej. Aleksander Kamiński został tam zatrudniony jako starszy asystent i pracował najpierw w katedrze pedagogiki ogólnej a potem historii doktryn pedagogicznych pod kierunkiem prof. Sergiusza Hessena, który był też promotorem jego pracy doktorskiej pt. „Nauczanie i wychowanie metodą harcerską” – wydanej drukiem w 1948 roku.

W harcerstwie po wojnie
30 grudnia 1944 r. resorty administracji publicznej i oświaty wydały zarządzenie o „powołaniu z powrotem do życia stowarzyszenia wyższej użyteczności Związku Harcerstwa Polskiego”. W myśl tego zarządzenia władze naczelne ZHP miały być podporządkowane resortowi oświaty. Powołano Tymczasową Naczelną Radę Harcerską. Na początku 1945 zmieniono Prawo i Przyrzeczenie Harcerskie, usunięto z nich służbę Bogu. W lutym 1946 r. Kamiński został mianowany przez ministra oświaty członkiem Tymczasowej Naczelnej Rady Harcerskiej, w związku z tym, w czerwcu na konferencji instruktorskiej w Osowcu, przedstawił swoje stanowisko w sprawie zadań i kierunków działania harcerstwa. Powiedział wtedy, m.in.:

„Jeśli harcerstwo chce nadal żyć i pełnić swoją funkcję, to musi samo zdobyć się na próbę odszukania własnego oblicza w dzisiejszym polskim życiu. Harcerska postawa powinna być postawą pozytywnego dążenia do zmian na lepsze… Dążeniem naszym jest, aby harcerstwo było organizacją samorządną, kierowaną przez władze wyłonione z wyborów, aby ZHP harmonizując swe prace z ideałami i potrzebami nowej Polski, dokonywał tego w ścisłym związku z tradycją skautingu i harcerstwa…”

Wypowiedź Aleksandra Kamińskiego na konferencji w Osowcu i cała jego postawa, polegająca na wierności zasadom skautingu i harcerstwa przy zachowaniu lojalności wobec państwa zdecydowały o obliczu ZHP w 1946 r.

Od początku roku 1947 ruch harcerski był zagrożony, Kamińskiego parokrotnie wzywano na przesłuchania do Urzędu Bezpieczeństwa. Kiedy napisana przez niego gawęda pt. ‘Następcy św. Jerzego’ wywołała ostry atak na Związek, Kamyk doszedł do wniosku, że dla dobra harcerstwa powinien zaprzestać aktywnego działania we władzach harcerskich.

Praca twórcza
W końcu lat czterdziestych kontynuował Kamiński swoją pracę na Uniwersytecie Łódzkim.
– prowadził cykl wykładów „Typy organizacji wychowawczych”, „Zwiastuny i teoretycy pedagogiki społecznej”,
– ukończył pracę doktorską,
– napisał „Prehistorię polskich związków młodzieży”,
– napisał kilka tekstów o znanych Polakach, np.: o Henryku Jordanie, o Stanisławie Szczepanowskim, o Jędrzeju Śniadeckim,
– z jego opowiadań pisanych dla młodych czytelników powstała książka „Narodziny dzielności”.

Na początku 1949 r. Aleksander Kamiński został publicznie zaatakowany, najpierw przez przewodniczącego ZG ZMP, który nazwał go reakcjonistą, a potem w dyskusji na Plenum KC PZPR i w broszurze P. Lewińskiej ‘Walka o nowe harcerstwo’. Minister oświaty odwołał go z Tymczasowej Naczelnej Rady Harcerskiej. Nie mając możliwości publicznej odpowiedzi na zarzuty postawione przez osoby z hierarchii partyjnej, Kamiński napisał prywatny list do osób z którymi pozostawał w zależności służbowej lub współpracy koleżeńskiej. W liście tym polemizował z postawionymi mu zarzutami.

Wkrótce w ramach odnowy organizacja harcerska usunęła ze swoich szeregów A. Kamińskiego i wielu instruktorów szaroszeregowych, a zaraz potem harcerstwo zostało wcielone do ZMP.

Po ciężkim krwotoku płucnym jesienią 1949 r. Kamiński zmuszony był poddać się dłuższemu leczeniu. 30 kwietnia 1950 r. został zwolniony z pracy na uniwersytecie z powodu likwidacji katedry pedagogiki społecznej.

A. Kamiński postanowił zająć się tematem, który od dawna go pasjonował – „prehistoria polskich związków młodzieży”, wrócił też do swoich zainteresowań historycznych, przy poparciu Łódzkiego Towarzystwa Naukowego i Państwowego Muzeum Archeologicznego w W-wie wydał kilka pozycji o Jaćwingach.

W 1956 roku Kamiński przyjął propozycję wydawnictwa „Iskry” i opisał dzieje batalionów harcerskich w książce „Zośka i Parasol”. Powiedział o tej pracy: „Moja rola nie polega na tym, żebym miał możliwie ściśle odtwarzać tysiączne fakty, lecz na czym innym: ja jeden tylko jestem w stanie powiedzieć o Waszych batalionach jedną prawdę najważniejszą, prawdę o imponderabiliach zrośniętych z Waszymi batalionami. Proszę mi wierzyć, że ta prawda jest najważniejsza i ona powinna przede wszystkim przetrwać i o niej społeczeństwo polskie powinno przede wszystkim wiedzieć.”

W dyskusjach po październiku 1956 roku Kamiński posługiwał się głównie słowem pisanym ponieważ choroba płuc utrudniała mu uczestnictwo w zebraniach. Jego przemyślenia szły w kierunku łączenia, godzenia, współpracy, ale bez naruszania podstawowych wartości harcerstwa i nie za wszelką cenę.

Na początku grudnia 1956 r. zwołana została Krajowa Konferencja Działaczy Harcerskich w Łodzi, która przekształciła się w Walny Zjazd reaktywujący Związek Harcerstwa Polskiego. Zespoły instruktorskie w kraju oczekiwały wyboru A. Kamińskiego na funkcję przewodniczącego Naczelnej Rady Harcerskiej, ale Kamiński postawił warunki:
– nowy ZHP powinien przejąć cały dorobek dawnego ZHP,
– dawni instruktorzy powinni być dopuszczeni do służby,
– kształcenie kadry powinno opierać się na dawnych wypróbowanych metodach,
– należy wznowić i uaktualnić dawne podręczniki harcerskie,
– punktem wyjścia dyskusji nad Prawem i Przyrzeczeniem powinna być ostatnia obowiązująca w ZHP rota,

Na pierwszym posiedzeniu NRH Aleksander Kamiński – Kamyk został wybrany jej przewodniczącym. 27 stycznia 1957 roku wygłosił referat pt. „Jakiego harcerstwa pragniemy”, w którym mówił, o konieczności solidnej odnowy harcerstwa i związanej z tym potrzebie licznego powrotu dawnych instruktorów, a także o tym, że zapis deklaracji Zjazdu Łódzkiego mówiący o pracy ZHP pod ideowym przewodnictwem partii jest niefortunny ponieważ ideologia harcerska nie pokrywa się z ideologią PZPR i o tym, że nie wyobraża sobie, aby o kierunkach pracy i zadaniach harcerstwa mogły decydować komórki partyjne. Burzliwe dyskusje na zebraniach Prezydium NRH i Głównej Kwatery kończyły się pozornym ustępstwem GK realizującej w praktyce nie wspólne ustalenia, ale te z zebrania partyjnego w którym przewodniczący ZHP nie uczestniczył. W styczniu 1958 r. Naczelnik ZHP w porozumieniu z KC PZRR powołała rozszerzony zespół partyjny przy Głównej Kwaterze. Po wydaniu przez ten zespół uchwały pt. „Za i przeciw” w której zademonstrowana została postawa przeciw odrodzeniu autentycznego harcerstwa Kamiński uznał, że dalsze pełnienie funkcji przewodniczącego NRH straciło sens. 22 kwietnia 1958 roku Kamiński na posiedzeniu NRH wygłosił swoje ostatnie przemówienie w którym powiedział: „chcę być wierny samemu sobie” i zrezygnował z funkcji przewodniczącego. Pozostał do końca kadencji członkiem NRH dla zamanifestowania, że „mimo wirażu, na którym znalazło się kierownictwo ZHP, Związek istnieje nadal”, żeby instruktorzy działający w organizacji wiedzieli, że on akceptuje ich służbę. Nie zgodził się wziąć udziału w następnym Zjeździe, ale przyjmował zaproszenia na kursy i spotkania instruktorskie, szczególnie w Choragwi Łódzkiej.

JEGO OBECNOŚĆ W ODTWARZAJĄCYM SIĘ HARCERSTWIE PO WOJNIE I PO ROKU 1956 POZWOLIŁA NA PRZETRWANIE HARCERSTWA DO DZIŚ. DAŁA SZANSE NA ZACHOWANIE CIĄGŁOŚCI UMOŻLIWIŁA WYCHOWANIE NASTĘPNYCH INSTRUKTORSKICH POKOLEŃ W DUCHU HARCERSKICH WARTOŚCI.

Od 1958 roku intensywnie pracował naukowo na Uniwersytecie Łódzkim. Najpierw został adiunktem w Zakładzie Socjologii i kontynuował przygotowania do habilitacji. W listopadzie 1959 r. zdał kolokwium habilitacyjne na Wydziale Pedagogicznym UW, a w lipcu 1960 otrzymał stopień docenta. Od 1962 r. do emerytury (1972) kierował Katedrą Pedagogiki Społecznej UŁ. W tym czasie poza prowadzeniem wykładów dla studentów, seminariów magisterskich i przewodów doktorskich;
– zorganizował ponad 100 ogólnopolskich konwersatoriów dla pedagogów społecznych,
– zajmował się problematyką czasu wolnego,
– pisał o samorządzie młodzieży jako metodzie wychowawczej,
– brał udział w pracach towarzystw naukowych, np. Wolna Wszechnica Polska, Polskie Towarzystwa Higieny Psychicznej, współorganizował i był wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Gerontologicznego, był członkiem związku nauczycielskiego – ZNP i literackiego – ZLP, współtworzył Radę Odbudowy Kościoła Miłosierdzia Bożego przy ul. Żytniej 3 w W-wie
– był członkiem komitetów redakcyjnych kilku pism (m.in. Ruch Pedagogiczny), opracował cztery tomy dzieła o polskich związkach młodzieży (mówił o sobie, że sam jest tworem związków młodzieży),
– wydał podręcznik akademicki „Funkcje pedagogiki społecznej”.

W uznaniu dorobku naukowego A. Kamińskiego Rada Państwa przyznała mu tytuł profesora w 1969 r. W trzy lata później odszedł na emeryturę uznany za jednego z najbardziej zasłużonych nauczycieli akademickich i odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 70 rocznicę urodzin profesora A. Kamińskiego, PWN wydały pracę zbiorową pod red. Ireny Lepalczyk zatytułowaną „Stowarzyszenie społeczne jako środowisko wychowawcze”, zawierającą pełny wykaz bibliograficzny jego prac z lat 1928-1974. Plon profesorskiej działalności A. Kamińskiego jako kierownika Katedry Pedagogiki jest ogromny, pod jego kierunkiem:
– 77 studentów zostało magistrami pedagogiki,
– 10 osób uzyskało doktoraty,
– dwie osoby habilitowały się.

W 1975 roku w audycji radiowej na pytanie „o co mu w pracy wychowawczej szło” Kamiński odpowiedział:

„Niezależnie od tego w jakim zawodzie pracowałem – nauczyciel, wychowawca internatu, pracownik społeczny, oficer, publicysta, pracownik naukowy – niezależnie od tego jakim instytucjom służyłem swą pracą, niezależnie od tego jaki był temat mej aktywności pisarskiej, zawsze usiłowałem zjednywać ludzkie dusze dla ideału Polski godnej szacunku i do ideału Polaków o moralności społecznej godnej szacunku. A przy tym starałem się czynić to jakoś tak, aby słowa: Polska, Polacy – wymieniać jak najrzadziej.”

Aleksander Kamiński – „Kamyk” odszedł na wieczną wartę 15 marca 1978 roku dołączając do swoich harcerskich przyjaciół o których zawsze pamiętał, a często ciekawie opowiadał i pisał. Został pochowany w kwaterze Szarych Szeregów na Powązkach Wojskowych w Warszawie.

K + M + B 2003

Wszyscy znacie historię trzech króli, którzy prowadzeni przez gwiazdę przyszli pokłonić się nowo narodzonemu królowi żydowskiemu. Znacie też ich imiona: Kacper, Melchior i Baltazar.
Nie wszyscy jednak sięgnęliście pewnie do fragmentu Ewangelii wg św. Mateusza (Mt 2, 1-12) opisującego to niezwykłe zdarzenie. I cóż się okazuje po przeczytaniu tego fragmentu?



Okazuje się, że nie tylko nie ma tam mowy o żadnych królach, nie ma tam podanych ich imion, i – co najważniejsze dla tego tekstu – św. Mateusz nigdzie nie wspomina, że było ich trzech.

Jest legenda, że króli było czterech. Czwarty był bardzo lubiany przez swoich poddanych, którzy poprosili go, żeby pozdrowił Chrystusa od mieszkańców swojego kraju. Król ten – historia i tradycja przemilczają jego imię – podróżując do Betlejem zostawał coraz bardziej w tyle za pozostałymi trzema. Powodem jego opóźnienia była jego chęć pomagania innym. W jednym miejscu zatrzymał się, żeby pomóc zwalczyć zarazę, w drugim wykupił z więzienia niesłusznie skazanego więźnia, w innym przygotowywał miasto na odparcia ataku dzikich plemion. Im więcej miejsc mijał tym dystans dzielący go od pozostałych trzech się zwiększał. Na szczęście gwiazda wciąż go prowadziła, więc nie było obawy o zgubienie drogi.
Kiedy już w końcu dotarł do Jerozolimy – gdzie miał znaleźć Chrystusa – trafił na chwilę, kiedy został skazany na karę śmierci na uraktowanym procesie.
Czwarty król zdążył jeszcze pokłonić się – wiszącemu już na krzyżu Chrystusowi. W tym momencie gwiazda zgasła.

Czwarty król dotarł więc do celu i wypełnił swoją misję. I chociaż w czasie wędrówki nie brakowało mu zapewne powodów do zawrócenia z drogi uparcie dążył do celu. Po części dlatego, że obiecał przecież swoim poddanym, że wykona swoją misję, a po części dlatego, że przez cały czas prowadziło go światło gwiazdy.

Pomyśl czy Ty też masz swoją gwiazdę betlejemską, która Cię prowadzi przez życie. I czy aby na pewno jest to prawdziwa gwiazda, która nie zgaśnie wtedy, kiedy będziesz jej najbardziej potrzebować…

Mirek Grodzki


Święto Objawienia Pańskiego w Kościele katolickim obchodzone jest 6 stycznia. Zwane jest zwyczajowo uroczystością Trzech Króli. Święto obchodzone jest na pamiątkę Trzech Mędrców ze Wschodu, którzy odwiedzili Chrystusa w Betlejem.
Uroczystość Objawienia Pańskiego jest jednym z najstarszych świąt chrześcijańskich.

Lista Spraw

Lista Spraw ma na celu zapobieganie konfliktom pomiędzy zuchami na zbiórkach poprzez możliwość „wypowiedzenia się” przez nich na piśmie.

Takie rozwiązanie uczy racjonalnego podejmowania decyzji, daje czas na zastanowienie się nad sobą oraz przeciwdziała uleganiu spontanicznym reakcjom. Sam proces zapisywania na listę jest już środkiem „oczyszczającym” i stanowi rodzaj piorunochronu przed niekontrolowanymi wyładowaniami. Po raz pierwszy takie rozwiązanie zastosował Janusz Korczak wobec swoich podopiecznych z Domu Dziecka. Nieco zmodyfikowana w porównaniu z pierwowzorem, świetnie się sprawdza na zbiórkach zuchowych i na koloniach.

Na jednej zbiórce może zaistnieć kilka konfliktów –ktoś kogoś przezywał, pobił, okłamał, itp. W czasie zbiórki drużynowemu jest dość trudno reagować na wszystkie dziecięce oskarżenia. Dlatego Lista Spraw jest bardzo pomocna, a przebiegu zbiórki nie zakłócają bezustanne skargi typu „druhno, a Kasia to mnie popchnęła, albo pociągnęła za włosy, a Ola mi ciągle dokucza”, itp.

Lista Spraw jest doskonałą sposobnością do wyświetlenia i gruntowania zasad moralności wśród dzieci. Uczy rozpoznawania i klasyfikacji własnych czynów na dobre i złe.

Lista Spraw to po prostu kartonowa kartka papieru podzielona na dwie części, gdzie w jednej jest napisane KTO?, w drugiej DO KOGO? Skrzywdzony zuch zamiast skarżyć drużynowemu, wpisuje na liście do kogo ma sprawę (np. Wojtek do Jacka). Na liście nie jest napisane co to za sprawa, gdyż nie jest to lista donosów.

Lista Spraw obowiązuje również drużynowego i podlega takim samym zasadom, jak w przypadku zapisów zuchów. Jeżeli w czasie zbiórki zuchy się pogodzą, to rysują na liście obok swoich imion uśmiechnięte słoneczko lub serduszko. Jeśli do końca zbiórki nie pojawi się żaden z tych znaczków, to sprawę rozpatruje z zuchami drużynowy na Kręgu Rady.

Gdy masz pretensję do Kasi lub Franka,
Że cię obraził dzisiejszego ranka.
Przypomnij sobie hasło gromady:
Do zgody dojdzie na Kręgu Rady.

Lista Spraw powinna znajdować się w miejscu widocznym dla wszystkich zuchów. Powinna być wprowadzana na pierwszych zbiórkach gromady. Jest wtedy ważnym elementem obrzędowości zbiórki i staje się szkołą społecznego współżycia zuchów oraz świetnym narzędziem wychowawczym, służącym utrwalaniu Prawa Zucha w świadomości dzieci i w ich postępowaniu. Zatem druhno, druhu spraw, by stosować Listę Spraw.

Ula Bugaj

Jasełka w gimnazium w Józefowie

Lecz zacznijmy wreszcie o samym występie. Na początku – jak zwykle: harmider i ogólny nie ład. Potem przemówienia itp. (nuda). I oto w końcu… Tak, tak! Na reszcie! Gasną światła, wszyscy milkną i czekają w napięciu co tym razem fenomenalna pani reżyser wysmażyła.

Hmm…jak na jasełka zaczyna się dość niekonwencjonalnie, bo od Adama i Ewy w Raju. Potem zjawia się Wąż y tym przeklętym Jabłkiem i Anioł, oczywiście. Znaczy się Wygnanie.

Szybki przeskok i widzimy Maryję (w tej roli wystąpiła Zosia Romaszko z 5 D.H. „LEŚNI”) z miską czegoś na kolanach i… znowu Anioł (tak, to zwiastowanie proszę państwa!). Dalej mamy podróż, stajenkę, pasterzy, trzech króli i trochę kolęd w tak zwanym międzyczasie. Nagle słyszę znajome (kiedyś sama należałam do tegoż koła dramatycznego, snif) dźwięki i widzę znajomy taniec. Myślę więc sobie z rozczarowaniem: „Co?! Już koniec? No ale jak to?!”. Byłam na prawdę mocno zdziwiona. Ale to nie był koniec, o nie…

Padły jeszcze krótkie słowa o tym, że narodziła się nam miłość i oskarżycielskie pytanie cośmy z tą miłością uczynili. Po tych słowach z głośników nasze uszy zostają zaatakowane mocniejszym (ku mej radości) uderzeniem, a scenę ogarnia chaos. Wszyscy biegają i krzyczą po czym wszystko się uspakaja. Na scenie stoi stolik a przy nim siedzi jedna z aktorek. Pisze coś. Po chwili czyta to co napisała. Jest to list. List od matki do syna. Bardzo smutny list. Gdy słowa matki milkną z głośników sączy się smutna melodia i słowa równie smutnej piosenki. Na scenę wkraczają aktorzy przebrani za harcerzy i harcerki. Muzyka milknie, a z ust harcerzy padają słowa. Bardzo smutne słowa…

Muszę przyznać, że z trudem wstrzymywałam łzy… (jeszcze raz składam ukłon w stronę pani reżyser :)).

Na koniec kolęda i masa oklasków. Masa całkiem zasłużonych oklasków! 😉

Podsumowując: Przedstawienie było naprawdę piękne, a kto nie widział, niech żałuje, bo jest czego. Niestety żadne słowa nie opiszą tego wszystkiego, co się tam działo. A działo się wiele…

Karina Zielińska

Szczególny dzień w Hufcu Otwock

W Meksyku wieczerza rozpoczyna się dokładnie o północy. Na stole pojawiają się zupa rybna z mięsnymi knedlami, dorodny indyk oraz pieczona ryba z ziemniakami w śmietanie. Do tradycji należy też zawieszanie pod sufitem glinianego dzbana ze słodyczami, który po wieczerzy dzieci starają się rozbić, wówczas zawartość należy do nich.

W Niemczech szczególnie uroczyście obchodzi się Pierwszy Dzień Świąt. Tradycyjne świąteczne dania to pieczona gęś, sałatka ziemniaczana, kiełbaski i żeberka. Do najpopularniejszych słodkości należą pierniki, wieńce czekoladowe oraz strucle z makiem, serem i orzechami. W każdym niemieckim domu jest oczywiście choinka.

We Włoszech popularniejsze od choinek są szopki betlejemskie. W trzecią niedzielę grudnia Ojciec Święty błogosławi je na placu Św. Piotra. Do najczęstszych przysmaków należą: indyk, ravioli ( pierożki z mięsem ), pieczona szynka z miodem i goździkami, rozmaite makarony z sosami oraz panettone – drożdżowa baba z bakaliami i przyprawami korzennymi.

W Australii w świąteczny poranek Święty Mikołaj przynosi prezenty w skarpecie. Ponieważ w grudniu jest tam środek gorącego lata, świąteczny obiad spożywany jest często na plaży. Głównym świątecznym daniem jest pieczony indyk z puddingiem. Później wszyscy delektują się ciastami i orzechami.

Nie wiem kto z Was zamieniłby białe, mroźne święta, nawet gdy pod choinką leży rózga wśród prezentów, na kawałek plaży, czy gliniany dzban pod sufitem. Ja na pewno nie.
Aha, i jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz – OGROMNIE dziękuje Asi, Ewie, Karolinie i Sylwii za pomoc w przygotowaniu tegorocznej Wigilii w Hufcu.

Agnieszka Fedorowicz

Rychu III – powrót do szkoły

To był dziwny dzień… Pan Kaktusiński z własnej woli zszedł piętro niżej, wyposażony w półlitrową butelkę, zadzwonił do drzwi sąsiada z tak szerokim uśmiechem, że aż migdałki było mu widać. – Witam, panie Uczepiński! Jak zdrowie, jak żona?
– Czego pan u licha… To z mety, czy prawdziwy Sobieski?
– Z mety, ale wyśmienity… No więc, ja do pana mam sprawę…
– Ależ zapraszam do środka. Marysiu, wyjmij kieliszeczki…

Treść rozmowy dwóch antagonistów jest bardzo istotna dla dalszego rozwoju wypadków, jednak nie odbija się znaczącym echem na wypadkach dzisiejszego odcinka. Dlaczego? Oto bowiem nadszedł styczeń – miesiąc, w którym, jak wiadomo przypada magiczny dzień…

– Co? Gdzie mam z tobą iść?! Do szkoły?! Mowy nie ma!!
– Ależ Rysiu…!
– Zapomnij. Mowy nie ma! Ale możemy pójść na jakąś inną imprezę – Boro z Przecinakiem zaczęli współpracę z jednym gościem, co ma dyskotekę w Całowaniu…
– Rysiek!!!!! Jak nie pójdziesz ze mną na studniówkę, to…. koniec z nami! I pójdę na policję i powiem, że jeździsz przez centrum Otwocka 180 na godzinę!!!!
– No dobra. Pójdę – odparł Rysio, dziwnie postawiony na nogi groźbą mandatu.

Po różnych komplikacjach, związanych ze zrzuceniem 4 kg przez Kaktusińską i namówieniu Rycha do założenia garnituru, nadszedł dzień studniówki. Kaktusińska latała jak kot z pęcherzem po mieszkaniu, ubrana w starą koszulkę i czerwone stringi, domagając się, aby jej brat natychmiast opuścił łazienkę i poszedł jej kupić czarne rajstopy – ten sam rozmiar, co poprzednio, ale nieco cieńsze. Sama Kaktusińska postanowiła się na chwilę odprężyć, zanim przystąpi do malowania paznokci. Wzięła swoją komórkę i wybrała numer Rysia. Niestety, ukochany nie odbierał. Oddzwonił 15 minut później i powiedział, że mu bardzo przykro, ale teraz załatwia pilne sprawy służbowe (w tle ktoś coś wrzeszczał) i nie może rozmawiać, a tak w ogóle, to może się odrobinkę spóźnić. („Czy musimy koniecznie tańczyć tego poloneza? Ewentualnie Przecinak po ciebie przyjedzie i on zatańczy. Kiedyś był niezły w polonezach, ale to było dawno, teraz woli BMW”). Załamana Kaktusińska postanowiła jednak pomalować pazury, poczekać trochę a potem jeszcze raz zadzwonić do Rycha i tym razem naprawdę zrobić mu awanturę.

Na szczęście Ryszarda – udało mu się wywiązać z zadań służbowych nieco wcześniej i mógł osobiście przyjechać po ukochaną. Zdążył nawet wcześniej umyć samochód. Przyjechali prawie punktualnie. Rysio zrobił się dziwnie nerwowy po przekroczeniu progu szkoły. Kaktusińska, nie zrażona niczym, z czarującym uśmiechem przedstawiała go wszystkim, którzy tylko chcieli i nie chcieli. Nawet sędziwej pani od chemii, która jakoś dziwnie na niego spoglądała… Ryszard spisywał się wspaniale. Poloneza zatańczył co prawda trochę sztywno, ale potem przeszedł samego siebie. Kaktusińska była zachwycona. I wszystko potoczyłoby się idealnie, gdyby nie nagłe pojawienie się matematyczki:
– Rysiek?!! Tu znowu tutaj? Przecież chyba dałam ci wyraźnie do zrozumienia w trzeciej klasie, że jeśli twoja noga jeszcze raz tutaj postanie, to zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś nie zdał matury! – omiotła wiele znaczącym spojrzeniem i odeszła dumnym krokiem.
– Skarbie, o czym ona mówiła? Przecież ty zdałeś maturę 5 lat temu? Rysiu, prawda, że zdałeś…?
– No… e…. y… . Nie do końca.
– To nic, ze jesteś niewykształcony – i tak cię kocham. Ale mogłeś mi powiedzieć, że też chodziłeś do tej szkoły… Nie ważne, bawmy się!

Reszta studniówki przebiegła bez zarzutu. Co prawda pan od fizyki wymamrotał do Rysia coś o jakimś spalonym samochodzie a chłopak Doroty spoglądał na niego z jakimś dziwnym strachem, ale to detale. Jedynym mankamentem jest fakt, że Rychu tak się schlał, że nie był w stanie nawet trafić palcem w telefon, aby wezwać Przecinaka i Bora, którzy odwieźliby Kaktusińską do domu a jego wraz z samochodem odstawili do Teklina.

Tu tak autorka musi zakończyć swoja opowieść, ponieważ musi jeszcze raz pomalować paznokcie w związku ze swoją własna studniówką. Jednocześnie autorka chciałaby przypomnieć, że wszystkie zdarzenia i postaci są absolutnie fikcyjne i położyć tym samym kres złośliwym plotkom.

Ola Kasperska

Jak zrobić wehikuł czasu?

I tak na początku warto, by wszystkie osoby biorące udział w przedsięwzięciu miały okazję trochę się poznać. Dobrze jest również poinformować budowniczych, po co się zebrali, co będą robić i o co w ogóle w tym wszystkim chodzi. Zabiegi te pozwolą uniknąć sytuacji, w której połowa towarzystwa po pół godzinie opuści lokal tłumacząc się zostawionym w domu włączonym żelazkiem albo innego rodzaju tragedią rodzinną. Jakoś tak się dziwnie składa, że ludzie chętniej zabierają się do pracy, kiedy mają takie informacje (ciekawe dlaczego?).

Jak wspomniałam wcześniej, do zbudowania wehikułu czasu potrzebnych jest co najmniej kilka osób. Oznacza to, że jest to praca…zespołowa. A jak powszechnie wiadomo ludzie dzielą się na trzy podstawowe grupy: na tych, co najbardziej lubią pracować w zespole, na tych, co najbardziej lubią pracować samodzielnie oraz na Pawła Pawłowskiego (któremu jest wszystko jedno). Ten podział nie jest oczywiście taki oczywisty (ładne zdanie, co?). Bo zdarza się przecież (i to wcale nie rzadko), że niektóre zadania lepiej nam się wykonuje „solo” a inne „w towarzystwie” (i to też nie w każdym). I do której grupy się wtedy zakwalifikować? Na pewno nie do trzeciej. To nieważne. Ważne jest to, by każdy budowniczy wehikułu rozpoznał, który sposób bardziej mu odpowiada, jakie zadania woli realizować w grupie a jakie samodzielnie. To bardzo cenna wiedza na swój temat.
Niektórzy twierdzą, że praca jest wtedy efektywniejsza (ho ho).
A kiedy taki zespół już pracuje, to dzieją się wtedy bardzo dziwne rzeczy. Na przykład to, że ludzie zaczynają wchodzić w różne role. I nie chodzi tu cale o role Kopciuszków ani Siedmiu Krasnoludków, ale o takie, które jeden mądry pan opisał w sposób następujący:

1. „Koordynator”, „Przewodniczący” – klaryfikuje cele grupy, selekcjonuje problemy, co do których zapaść ma decyzja, pomaga przy podziale ról, odpowiedzialności, podsumowuje osiągnięcia pracy grupy, dba o efektywne wykorzystywanie talentów członków grupy;

2. „Organizator” – projektuje zadania, cele, odpowiedzialność za zadania, poszukuje wzorów, planów, dopinguje grupę do podejmowania decyzji i osiągania porozumienia, jest dynamiczny i ambitny;

3. „Myśliciel” – wysuwa rożne propozycje, pokazuje nowe drogi postępowania co do podjętych wcześniej zadań, często analizuje sytuację, w jakiej znajduje się grupa lub zadanie, jakie realizuje, jest kreatywny i pomysłowy;

4. „Krytyk” – analizuje problemy i sytuacje, interpretuje dane i wyjaśnia niejasności, ocenia wkład pracy poszczególnych członków grupy, dostrzega trudności, przykre konsekwencje działania grupy, jest przebiegły, sprytny, roztropny i rozważny, analityczny, realista;

5. „Skrupulatny wykonawca” – przekształca pomysły w konkretne kroki działań, określa, co jest wykonalne, urealnia i dopasowuje pomysły do realnych możliwości, jest praktyczny i skupia się na wykonywaniu zadań;

6. „Dusza towarzystwa” – wspiera i pomaga innym, wykorzystuje i popiera pomysły innych członków grupy, zachęca osoby małomówne do dyskusji, podejmuje kroki w kierunku unikania lub przezwyciężania trudnych momentów w grupie, troszczy się o innych;

7. „Poszukiwacz zasobów” – nawiązuje kontakty z ludźmi z zewnątrz, angażuje się w sytuacje, gdy trzeba negocjować, łatwo nawiązuje kontakty, rozwija pomysły;

8. „Finiszer“, in. „Lokomotywa” – kładzie duży nacisk na potrzebę szybkiego wykonania zadania, poszukuje i wskazuje błędy i niedopatrzenia, dopinguje innych do działania, jest skrupulatny, przywiązuje wagę do szczegółów, pełny energii.

Uff! Dużo tego. Ale to z pewnością nie wszystkie role, jakie możecie spotkać w grupie i nie wszystkie podziały, o jakich piszą w książkach. Zapewniam Was, że wielu innych mądrych panów, nie mając co robić w długie, samotne, zimowe wieczory (zupełnie jak ja teraz), również zastanawiało się nad tym, w jakie role wchodzą ludzie pracując w zespołach a oprócz tego, co by tu zrobić, żeby tych ról było więcej niż wymyślił kolega i jeszcze żeby inaczej się nazywały. Ciężki jest los naukowców.

Być może błogi spokój Waszych umysłów okrutnie zakłóciła teraz myśl, że czasami jesteście w grupie osobami koordynującymi a kiedy indziej krytykami, a czasami i tym i tym jednocześnie. Pragnę Was uspokoić. Bardzo mądra to myśl! Role te są bowiem bardzo płynne i rzadko występują w tzw.: „czystej postaci”. Jednak pracując w grupie warto o nich wiedzieć i warto doceniać wkład każdej osoby z zespołu (nawet jeśli czasem narzeka i mówi; „to się nie uda” albo zamiast pracować opowiada dowcipy).

A wracając do wehikułu, to dobrze jest zaczynając pracę zorientować się, co poszczególne osoby z grupy umieją, lubią, jakie mają talenty, zdolności, krótko mówiąc – jakie mają zasoby. To bardzo modne ostatnio słowo. I dobrze, bo zasoby to coś, co warto w sobie odkrywać i pielęgnować. No bo jeśli ktoś wie, jak załatwić kartonowe pudełka, a ktoś inny dobrze radzi sobie z nożyczkami i taśmą klejącą, a jeszcze ktoś inny umie malować, to zbudowanie wehikułu czasu (a nawet dwóch) jest wtedy niezwykle proste.
Nie wierzycie? Zapytajcie kogoś z Rady Waszej Drużyny.

monika siwak

Rozliczenie XI Finału WOŚP – oficjalne wyniki

Serdecznie dziękujemy także firmom: OK z Gliny (Pan Leon Rybczyński), PSM OPTYKA z Józefowa (Panowie Marek i Paweł Smolińscy), WI-WALDI z Otwocka (Pan Waldemar Witan), które wzięły na siebie większość ciężaru związanego z przygotowaniem wszystkich tegorocznych wydarzeń.

Specjalne podziękowania kierujemy do Pana Prezydenta Otwocka – Andrzeja Szaciłły, za wyjątkową przychylność oraz do Pana Jacka Grymuzy za pomoc w organizacji niedzielnego koncertu.

Zebraliśmy w sumie (razem z licytacjami) 76 427,43 złote, mnóstwo obcej waluty, złotą i srebrną biżuterię oraz 14 850 ml krwi dla Regionalnego Centrum Krwiodastwa.

Podobnie jak w latach ubiegłych, na zakończenie działalności sztabu, przedstawiamy rozliczenie ze wszystkich środków przekazanych naszemu sztabowi na organizację tegorocznego finału.

WPŁATY SPONSORÓW:

Od firm wymienionych poniżej otrzymaliśmy kwotę 12 800 PLN:
• Władze Miasta Otwock – sponsor główny,
• OK, Wi-Waldi, PSM Optyka – sponsorzy ze znaczącym wkładem finansowym
• Bank Spółdzielczy w Otwocku, P.R.T. JARTEL, WIMET

Firmy, które wsparły nas organizacyjnie (nieodpłatnie – chyba, że zaznaczono inaczej):
• OTWOCKIE CENTRUM KULTURY – miejsce na organizację koncertu Grupy MoCarta,
• OTWOCKI KLUB SPORTOWY „START” – miejsce na pokaz ratownictwa, pokaz sztucznych ogni i koncert,
• MŁODZIEŻOWY DOM KULTURY W OTWOCKU – miejsce do liczenia pieniądzy
• RETHMANN MZO – toalety ekologiczne i wywóz śmieci,
• EURODAN – ochrona całej imprezy, transport pieniędzy do telewizji (za zmniejszoną odpłatnością),
• POL-AUDIO – nagłośnienie i oświetlenie koncertu (za zmniejszoną odpłatnością),
• PRODRUK – druk plakatów reklamujących Finał w Otwocku i Józefowie,
• BANK PKO BP S.A. – pomoc pracowników i wypożyczenie sprzętu do liczenia pieniędzy,
• BANK PEKAO S.A. – pomoc pracowników i wypożyczenie sprzętu do liczenia pieniędzy,
• MORAND – materiały do tworzenia dekoracji,
• POWIATOWA KOMENDA PAŃSTWOWEJ STRAŻY POŻARNEJ – udział w pokazie ratownictwa drogowego,
• POWIATOWA KOMENDA POLICJI – udział w pokazie ratownictwa drogowego,
• POGOTOWIE RATUNKOWE – udział w pokazie ratownictwa drogowego,
• WARSZAWSKI KLUB SPELEOGICZNY – pokaz ratownictwa wspinaczkowego,
• DROART – nagłośnienie i oświetlenie koncertu Grupy MoCarta,
• ACAD – naświetlenie materiałów do druku (za zmniejszoną odpłatnością),
• WŁADZE MIASTA OTWOCKA – przekazanie Złotej Sosenki do licytacji,
• SZKOŁA TENISA I NARCIARSTWA FAN I BIAŁY SPORT – przekazanie wycieczki do licytacji,
• UPC TELEWIZJA KABLOWA – przekazanie gadżetów do licytacji,
• GAZETA OTWOCKA, LINIA OTWOCKA, TYGODNIK REGIONALNY, ŻYCIE OTWOCKA – reklama XI Finału w prasie.

WYDATKI PONIESIONE NA ORGANIZACJĘ XI FINAŁU W OTWOCKU:

1. Nagłośnienie i oświetlenie koncertu 2 500,00 PLN
2. Ochrona 1 600,00 PLN
3. Transport 1 360,86 PLN
4. Sztuczne ognie 6 000,00 PLN
5. Materiały dekoracyjne (farby, pędzle) 433,23 PLN
6. Kable, przewody 102,00 PLN
7. Artykuły spożywcze 73,90 PLN
8. Nocleg (osoba z firmy odpalającej sztuczne ognie) 56,00 PLN
9. Materiały reklamowe 369,05 PLN
10. Zwrot kosztów podróży dla dwóch zespołów z Warszawy 800,00 PLN
11. Znaczki pocztowe 22,80 PLN
RAZEM: 13 317,84 PLN

Brakującą kwotę 517,84 pokryła w całości Komenda Hufca ZHP w Otwocku – założyciel sztabu. Do rozliczenia pozostało naświetlenie materiałów do druku i rachunek telefoniczny sztabu.

Dziękuję członkom sztabu: Agnieszce, Kasi, Kindze, Jurkowi, wszystkim Tomkom, Pawłowi, Rafałowi, Adamowi, Arturowi i wszystkim osobom współpracującym.

Jeszcze raz wszystkim DZIĘKUJEMY !

Szef Otwockiego Sztabu
XI Finału WOŚP

źródło: otwock.zhp.org.pl/wosp/

Czterech Panów we frakach i Finał – „Grupa MoCarta” w Otwocku

Gdy zbiegły się trzy jedenastki zagrała jedyna w swoim rodzaju czwórka utalentowanych smyczkowo ludzi. Z dużym poczuciem humoru.

11 stycznia 2003 r., na zaproszenie Komendy Hufca ZHP Otwock przybyli do Teatru Miejskiego w Otwocku na XI Finał WOŚP, punktualnie o 23.00, Filip Jaślar – pierwsze skrzypce, Michał Sikorski – drugie skrzypce, Paweł Kowaluk – altówka.

Czwarty z Grupy MoCarta Bolesław Błaszczyk spóźnił się, ale nie będziemy przecież na niego donosić. W końcu, to nasz sąsiad (mieszka od lat w Otwocku), a z taką wiolonczelą, w taką ślizgawicę … W każdym razie szybko nadrobił zaległe takty i reszta koncertu biegła już w pełnej harmonii. Poważne utwory uśmiechały się do nas popowym zakończeniem, „Eine kleine Nachtmusik” brzmiała pięknie i w wersji góralskiej, tyrolskiej, żydowskiej, jak i latynoskiej (z różą w zębach… wiolonczeli).

Po róży była cała wiązanka. Zaczęło się groźnie: krakaniem stada wron, które przyleciały znad Kra, Kra-kowa. Oczami wyobraźni (muzycznej) można było zobaczyć „Piwnice pod Baranami” – w trakcie „Grajmy Panu”, staromiejskie uliczki – przy „Cichosza”. Potem panowie we frakach zabrali nas w podróż za porwanym prof. Baltazarem Gąbką. Smokiem Wawelskim ziejącym ogniem był Bolek, Paweł – z patelnią ze zdjęciem krakowskiego kucharza Roberta Makłowicza, Michał – szpiegiem z Krainy Deszczowców. Patelnia bardzo brutalnie obeszła się z jego głową! Skutek: Deszczowiec błyskając zemstą zza przekrzywionych okularów zagrał w tej krakowskiej atmosferze: „Warszawa da się lubić”. KARRAMBA!

Po walce regionów była łagodna „Kołysanka z pozytywką” oraz trochę świeżego, wiejskiego powietrza. Zajrzęliśmy do kaczek, krów i chlewiku (czego te struny nie potrafią!). Byliśmy też na „Tytanicu” i na wyścigach skrzypków.
Elegancki boysband pokazał, czego nauczyli się w konserwatorium. Grali Vivaldiego. Filip w kwietnym wianku fragment „Wiosny”, Michał w żółtej czapce z daszkiem i zabójczych okularach – „Lato”, Paweł w szaliku – kichał, a Bolek w niebieskiej uszatce zamarzał przy wiolonczeli.

Nikt nie powie, że muzycy poważni nie trzymają kontaktu z rzeczywistością. MoCartowcy bystre oko mają i repertuar na każda okazję. Nie zaskoczą ich nawet Chińczycy na widowni.

Artyści mieli ze sobą i flagi kraju ryżu i trzcinowy kapelusz ludowy i utwór na chińską nutę. Jak będziecie szli kiedyś na ich koncert, weźcie ze sobą Eskimosów…

Bisów było bez liku. Ostatni to prawdziwy jazz!
Po szczerych, zasłużonych, serdecznych, gorących, bo długich oklaskach sceną zawładnęła idea zbiórki pieniędzy. Było już po godz.24.00. Pierwszy grosz do puszki inauguracyjnej Jurka… Lisa wrzucił prezydent Otwocka Andrzej Szaciłło.

I tak to XI Finał WOŚP można było uznać za otwarty.

Rozpoczęła się licytacja obrazu Kory i Kamila Sipowicza prowadzona przez dh Tomasza Lubasa. Czerwone dzieło sztuki poszło za 1000 zł. Nabywca anonimowy. Potem kolejno pod młotek poszły: komplet gadżetów Grupy MoCarta i 4 wejściówki do TV na 12 stycznia. Następnie niejaki Heidi z Fundacji WOŚP licytował koszulki i kubek.

W tym czasie w holu rozradowani Chińczycy sprawdzali jak Artyści radzą sobie z angielskim. Dopchać się po autograf było równie łatwo jak przejść przez mur chiński.

Bliska koleżanka Mirka Grodzkiego