Naramiennik Wędrowniczy

Czym jest? Jak go zdobywać? Gdzie go nosić? To tylko niektóre pytania na które znajdziecie odpowiedź w niniejszym tekście. Jeżeli po lekturze tekstu nasuną się Wam jakieś pytania to wiecie gdzie pisać…

Naramiennik wędrowniczy jest znakiem rozpoznawczym wędrowniczek i wędrowników. Symbolizuje wejście do zespołu wędrowniczego i wyróżnia wędrowników spośród innych grup wiekowych.

Naramiennik wędrowniczy pierwszy raz został wprowadzony oficjalnie w Organizacji Harcerzy ZHP w czerwcu 1938 r. Noszony był przez młodzież harcerską w ZHP do momentu usunięcia jej z organizacji w końcu lat 40-tych XX wieku. Później powracał w chwilach przemian – tak było w roku 1956 i w latach 80-tych. Obecnie noszą go wędrownicy w ZHP pgK i w ZHR oraz w części drużyn ZHP.

Naramiennik wędrowniczy jest noszony na lewym pagonie munduru. Przyznaje go rozkazem posiadający naramiennik drużynowy lub inny przełożony. Prawo noszenia naramiennika uzyskuje harcerz po zakończeniu próby wędrowniczej (o próbie wędrowniczej możecie przeczytać we wrześniowym numerze „Czuwaj”).

Naramiennik jest wręczany obrzędowo w gronie wędrowników przy płonącym ogniu. Zwykle jest to obrzędowo rozpalone ognisko, czasami harcerski kominek. Ważnym elementem tej uroczystości powinno być odczytanie tekstu Kodeksu Wędrowniczego. W wielu środowiskach wręczenie naramiennika połączone jest z odnowieniem Przyrzeczenia Harcerskiego. Zwyczaj ten „przywędrował” do nas z ZHPpgK, gdzie jest stałym elementem obrzędu przejścia do grona wędrowników.
Inną grupą, która nosi naramienniki, są instruktorzy pracujący z wędrownikami (drużynowi) i z kadrą wędrowniczą (namiestnicy, kadra kształcąca, członkowie referatów chorągwianych itp.). Naramiennik taki świadczy o umiejętności pracy metodyką wędrowniczą.
Naramiennik jest wręczany instruktorowi w sposób obrzędowy – zwykle na zakończenie szkolenia prowadzonego przez namiestnictwo, referat, czy też zespół kadry kształcącej. Jeżeli nie macie jeszcze naramiennika i chcecie wziąć udział w warsztatach poświęconych pracy z drużyną wędrowniczą, skontaktujcie się z waszym referatem chorągwianym. Jeżeli w waszej chorągwi nie ma referatu zajmującego się kadrą wędrowniczą, skorzystajcie z oferty znajdującej się na stronach internetowych wydziału pod hasłem „Szara Drużyna”.

Dwie pierwsze grupy zdobywają naramiennik poprzez odbycie próby wędrowniczej. Trzecia grupa osób nosi naramiennik niejako „z urzędu” – tak, jak drużynowi zuchowi noszą znaczek zucha (nawet wtedy gdy nie byli nigdy zuchami i nie składali obietnicy). Jednak staramy się w tej grupie zachować dwie zasady. Po pierwsze naramiennik powinien być nadany w sposób obrzędowy przez inną osobę posiadającą naramiennik. Po drugie naramiennik powinny nosić osoby przygotowane do pracy metodyką wędrowniczą – dlatego naramienniki najczęściej są nadawane na zakończenie kursów i warsztatów prowadzonych dla kadry wędrowniczej. Czy osoby posiadające już stopień HO powinny zdobyć naramiennik?
Moim zdaniem tak. Oczywiście zdobycie naramiennika powinno być zdecydowanie bardziej proste. Posiadacze stopnia HO udowodnili już przecież (tak mi się przynajmniej wydaje), że wiedzą na czym polega służba, wyczyn i praca w zespole wędrowniczym. Tak więc ich próba wędrownicza powinna ograniczyć się do takich zadań, które przybliżą im to, co w wędrownictwie dotąd było im nieznane np. symbolikę wędrowniczą, Kodeks Wędrowniczy itp.

Do noszenia naramiennika wędrowniczego mają prawo:
– wędrownicy;
– młodzi instruktorzy w wieku wędrowniczym (nazywamy ich w wydziale instruktorami-wędrownikami), którzy pracują w zespołach pracujących metodyką wędrowniczą;
– instruktorzy pracujący w pionie wędrowniczym (np. drużynowi, szczepowi, namiestnicy, kadra kształcąca, instruktorzy referatów chorągwianych i wydziału GK).

WĘDROWNICZA WATRA
Najważniejszym elementem naramiennika jest wędrownicza watra. Jest to ognisko ułożone w sposób skautowy na tzw. długie palenie. Tworzą je trzy skrzyżowane polana i znajdujące się nad nimi trzy płomienie.

Watra na zielonym tle lewego naramiennika to symbol świadomej życiowej wędrówki po zagadnieniach i tematach z zakresu wszelakich dziedzin ludzkiej aktywności. Wędrówki po własnej miejscowości, regionie, Polsce, Europie i świecie. Ognisko to symbol ciepła, bliskości, więzi, domu, rodziny, wiedzy, energii. Zielone tło naramiennika przypomina, że to wszystko odbywa się w czasie harcerskiego życia.

Płomienie wędrowniczej watry są symbolem dążenia ku doskonałości. Najmniejszy płomień to siła ciała – dbałość o zdrowie i tężyznę fizyczną. Średni płomień to siła rozumu – dążenie do wiedzy i rozwijanie swojego intelektu. Największy płomień to siła ducha – kształtowanie charakteru, dążenia do prawdy i Boga. Polana ogniska są związane z zasadami wędrowniczej pracy: służba – praca na rzecz społeczeństwa i organizacji; wędrówka – szukanie swojego miejsca w społeczeństwie; wyczyn – praca nad sobą, samodoskonalenie.

hm. Ryszard Polaszewski
Kierownik Wydziału Wędrowniczego
GK ZHP

Próba wędrownicza

Od 1 września 2003 r. obowiązuje w ZHP nowy system metodyczny (zatwierdzony w marcu tego roku przez Radę Naczelną ZHP). Istotną nowością jest wprowadzenie czterech grup metodycznych zamiast dotychczasowych trzech.

W opisach metodyk przyjętych przez Radę jest niewiele nowych zapisów. Jednym z nowych elementów metodyki pracy z młodzieżą harcerską jest próba wędrownicza.

Próbę wędrowniczą przechodzi każdy, kto chce zostać wędrownikiem. Oznacza to, że jest ona stałym elementem wejścia do grupy wędrowników, niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z przechodzeniem wewnątrz drużyny wielopoziomowej, przejściem między drużynami (starszoharcerską i wędrowniczą), czy też odbywa ją osoba przychodząca do harcerstwa. Celem próby jest umożliwienie harcerzowi świadomego funkcjonowania w zespole wędrowniczym. Powinna ona trwać nie dłużej niż 6 miesięcy.

WYMAGANIA PRZYKŁADOWEJ PRÓBY WĘDROWNICZEJ:
– rozumiem, do czego zobowiązuje mnie Kodeks wędrowniczy.
– znam symbolikę Wędrowniczej watry.
– wykonałem przynajmniej jedno zadanie o charakterze wyczynu.
– podjąłem się stałej służby na rzecz środowiska działania.
– znam konstytucję drużyny wędrowniczej, do której należę, jej historię i bohatera.

Jaka powinna być próba wędrownicza?
1. Wymagania próby wędrowniczej są tworzone w konkretnym środowisku, najczęściej w drużynie. Jeżeli zachodzi taka potrzeba – wspólne wymagania można wypracować w szczepie, ewentualnie w hufcu. Wymaga to jednak porozumienia się wszystkich drużyn wędrowniczych.
2. Najważniejszą częścią próby są wymagania związane ze specyfiką wędrownictwa. Dzięki nim kandydat na wędrownika ma poznać idee służby i wyczynu, kodeks wędrowniczy, symbolikę wędrowniczą. Wszystko to pozwoli mu zrozumieć miejsce wędrownika w organizacji.
3. Jeżeli próba wędrownicza wiąże się z przejściem do nowej drużyny, to powinna zawierać wymagania związane z konkretną drużyną wędrowniczą (konstytucja, historia, bohater).

Zadania, które realizowane są w ramach każdej próby wędrowniczej, mają stwarzać pole do samodoskonalenia i powinny być w dużej części samodzielnie określane przez odbywającego próbę. Da to możliwość przygotowania się do zdobywania stopni HO i HR.

Dla osób wstępujących do ZHP po ukończeniu szesnastego roku życia próba wędrownicza jest uzupełniana o próbę harcerki/harcerza. Próba ta zawiera wiedzę o harcerstwie niezbędną do tego, by świadomie zdecydować o tym, czy chce się zostać harcerzem – członkiem ZHP. W takim przypadku zakończenie próby wędrowniczej jest jednoznaczne z dopuszczeniem do złożenia Przyrzeczenia Harcerskiego.

Jak wprowadzić próbę wędrowniczą w waszej drużynie?

Przede wszystkim trzeba gruntownie zapoznać się z zasadami metodyki wędrowniczej. Najmniejszym wysiłkiem będzie zapoznanie się z broszurą metodyczną oraz materiałami w prasie harcerskiej i na stronach internetowych. Jednak najlepiej, jeśli kadra drużyny przejdzie szkolenie prowadzone przez komendę chorągwi (takie szkolenia odbędą się w większości chorągwi jeszcze jesienią).
Jeżeli posiądziecie już niezbędną wiedzę, trzeba zastanowić się nad wymaganiami próby wędrowniczej w waszej drużynie. Opracowując ją pamiętajcie, by próba dała się zrealizować w 6 miesięcy (nawet ta uzupełniona o próbę harcerza/harcerki). Zastanówcie się też, jak ma wyglądać w waszej drużynie wręczenie naramiennika wędrowniczego. Jeżeli w drużynie nikt nie ma jeszcze naramiennika – zwróćcie się z tym problemem do referatu chorągwianego.

PRÓBA WĘDROWNICZA DLA KADRY ZUCHOWEJ…
Jak ma wyglądać taka próba dla członków kadry zuchowej i harcerskiej, którzy mają 16 lat i chcą zdobywać HO, a w szczepie nie ma drużyny wędrowniczej?
Osoby w wieku wędrowniczym stanowiące kadrę zuchową i harcerską powinny pracować w zespołach rówieśniczych zapewniających im wsparcie i możliwość rozwoju. Takimi zespołami są kręgi instruktorskie, namiestnictwa, rady szczepów itp. Praca z młodą kadrą prowadzona w tych zespołach powinna opierać się na metodyce wędrowniczej. W związku z tym, drużynowi i przyboczni nienależący do drużyn wędrowniczych powinni swój naramiennik zdobywać w takich właśnie zespołach.

hm. Ryszard Polaszewski
Kierownik Wydziału Wędrowniczego
GK ZHP

Próba harcerza

Każdy, niezależnie od momentu wstąpienia do organizacji, zaczyna swą przygodę harcerską od próby harcerki/ harcerza. Jej zakończenie wiąże się z dopuszczeniem do Przyrzeczenia Harcerskiego i pozwala na otwarcie próby na stopień harcerski właściwy dla wieku harcerki/ harcerza. Próba harcerki/ harcerza trwa od 3 do 6 miesięcy.

Masz w drużynie nowe osoby, które jeszcze nie są harcerzami? To radość i troska. Radość, bo będzie nas więcej. Troska, bo trzeba bez zatrzymywania w miejscu pozostałych umiejętnie wytłumaczyć przybyszom, o co w harcerstwie chodzi. A może wszyscy są nowi, bo właśnie założyłeś całkiem nową drużynę i na twoje zaproszenie przyszło kilkanaście osób?
Wszyscy oni są twoimi gośćmi, których chcesz zachęcić do działania w harcerstwie. Zanim jednak zaczniesz z nimi zdobywać stopnie, zanim zaczniesz ich uczyć tego wszystkiego, co harcerz umieć powinien, musisz ich powitać, przedstawić się im i zapytać, czy zostaną z tobą na dłużej. Inaczej przyjmuje się gości, którzy przychodzą na herbatę, a inaczej takich, którzy zostają na całe wakacje.
Skąd twoi goście mają wiedzieć, czy chcą zostać na dłużej? Muszą sprawdzić, czy praca w drużynie im się podoba, czy chcą być harcerzami. Ten czas nazywamy próbą harcerza. Tylko osoby, które chcą zostać w drużynie i których postawa jest zgodna z ideą próby, mogą zostać harcerzami i złożyć Przyrzeczenie Harcerskie.

Jak widać, na próbę składają się dwa elementy:
1. Sprawdzenie, na czym w praktyce polega harcerskie działanie (uczestniczenie w zbiórkach, praca w zespole przy okazji projektu),
2. Poznanie, zrozumienie i zaakceptowanie wartości, zawartych w Prawie i Przyrzeczeniu, przedstawianych przez harcerskie symbole.
Szczególnie ten drugi element próby, a także sposób jej rozpoczęcia i zakończenia (złożenie Przyrzeczenia) zależy od tradycji, obrzędowości drużyny.

Przebieg próby
Próbę należy rozpocząć jak najszybciej. Jeśli tylko ktoś zdecyduje, że chce regularnie chodzić na zbiórki, powinieneś go poinformować, że wiąże się to z rozpoczęciem próby harcerza i wyjaśnić, na czym ona polega. Powinieneś podkreślić, że dopiero po złożeniu Przyrzeczenia przestaje się być gościem w drużynie i że okres niezobowiązującego odwiedzania drużyny nie może trwać wiecznie.
Rozpoczęcie próby możesz ogłosić rozkazem, możesz też nadać mu obrzędowy charakter – dodać do symbolicznej watry drewienka z imionami osób rozpoczynających próbę (dołożą je do prawdziwego ogniska podczas Przyrzeczenia), wpisać ich imiona do kroniki, pasować ich na giermków, jeśli macie obrzędowość rycerską.
Twoje zadania jako drużynowego, związane z próbami harcerza w twojej drużynie, będą zależały od liczby nowych osób i od liczby i wyszkolenia twoich harcerzy.
Zacznijmy od sytuacji, kiedy wszyscy lub prawie wszyscy są nowi. Pokaż im, na czym polega harcerstwo.
Pokaż im znany świat z niecodziennej perspektywy, daj radość poszukiwania, odkrywania. Daj im sprawdzić, czy innym spodobają się te rzeczy, którymi sami się interesują, daj spróbować, czy dają sobie radę w nowo poznanych dziedzinach życia. To zachęci członków drużyny do
Pokaż im pracę w zespole – to nowopowstałe zastępy podejmują zadania, sprawdzające przydatność właśnie zdobytej wiedzy i umiejętności, poszukują nowych ścieżek. Mniejsza grupa może skoncentrować się na wybranych tematach, bez oglądania się na innych, zmienić się w zespół ekspertów, służący radą pozostałym lub podejmujący trudniejsze zadania. W ten sposób członkowie drużyny będą przygotowani do spełnienia następnego wymagania – projektu.

Pokaż im nasz kodeks postępowania – Prawo i Przyrzeczenie Harcerskie, harcerskie symbole. W swoich gawędach nawiązuj do punktów Prawa, do symboliki lilijki, krzyża, koniczynki, stawiaj pytania dotyczące norm, zasad, którymi kierują się różni ludzie, stwarzaj sytuacje, w których pomimo wątpliwości trzeba podejmować decyzje. Dzięki temu członkowie twojej drużyny będą mogli poznać, zrozumieć i – jeśli zechcą – zaakceptować harcerskie wartości.
Jeśli nowych osób jest tylko kilka, twoje zadania częściowo przejmą zastępowi. Możesz rozdzielić nowe osoby do działających zastępów albo stworzyć z nich oddzielny zastęp, na którego czele stanie doświadczony harcerz, który przekaże im podstawową wiedzę, nauczy pracy w grupie, wytłumaczy symbolikę. Ty jako drużynowy musisz oczywiście zadbać o atrakcyjność zbiórek drużyny, podpowiadać kolejne kierunki poszukiwań, umiejętnie stawiać pytania, ale przecież to twój chleb powszedni.
Najtrudniej jest wtedy, gdy nowych osób jest więcej niż dotychczasowych harcerzy i kiedy nie masz do pomocy dobrych zastępowych, którzy zajmą się uczeniem podstaw. Musisz wtedy zwracać szczególną uwagę na to, żeby te pierwsze zbiórki były atrakcyjne dla obu grup. Żeby ci nowi rozumieli, o co chodzi, a ci starsi się nie nudzili. Znaleźć coś, czego jeszcze nie było, zupełnie nowy temat, będący odkryciem dla wszystkich członków drużyny.

Zakończenie próby
Ustal razem z drużyną, jak podejmowane będą decyzje o zakończeniu próby. Drużynowy nie powinien tu decydować sam. Może rada drużyny po ocenieniu wykonania projektu będzie kolejno zapraszać na rozmowę osoby z zespołu realizującego projekt, które są w trakcie próby? Wtedy kandydat na harcerza będzie mógł się określić, czy akceptuje harcerskie wartości i chce się na stałe zobowiązać do ich przestrzegania, czy nie. Ustalcie, kto w tej rozmowie bierze udział – drużynowy, może też zastępowy lub wybrany harcerz, do którego dana osoba ma zaufanie. Efektem końcowym takiej rozmowy powinno być pożegnanie z drużyną (jeśli ktoś nie chce składać Przyrzeczenia) lub zaproszenie na ceremonię złożenia Przyrzeczenia Harcerskiego. Nie ustalaj sztywnych terminów – np. że tylko na obozie można składać Przyrzeczenie. Jeśli chcesz to połączyć z ważnymi dla was datami, związanymi z bohaterem drużyny, obrzędowością, wybierz kilka okazji w roku, żeby sztucznie nie przedłużać czasu trwania prób. Nawet najmilsze powitanie trzeba kiedyś skończyć. W wielu drużynach ważna jest też odrobina tajemnicy, zaskoczenia – jeśli Przyrzeczenia będą dwa razy do roku, łatwo przewidzieć, kto i kiedy „może się spodziewać”.
Próba harcerza nie powinna trwać zbyt długo – kilka, nie więcej niż 6 miesięcy. W końcu nie masz do czynienia z małymi dziećmi, ale z nastolatkami, które wiele rozumieją i chcą być traktowane poważnie. Poza tym przyszłym harcerzom i tobie zależy przecież, żeby jak najszybciej zacząć właściwe harce – zdobywanie kolejnych stopni, sprawności, przygotowania do pierwszego wspólnego obozu.

źródło: podręcznik drużynowego starszoharcerskiego
Wydział Starszoharcerski GK ZHP

Harcerze Starsi – jak zacząć?

PLAN PRACY
Plan pracy drużyny powinien uwzględniać specyficzną dla tego wieku potrzebę poznawania (siebie i świata) i poszukiwań.
Program pracy drużyny ukierunkowany jest zadaniami prób na stopnie harcerskie, indywidualnymi zainteresowaniami harcerek i harcerzy oraz poszukiwaniem pól działania i sfer aktywności.

O ile w przypadku drużyny harcerskiej drużynowa kieruje drużyną przy POMOCY rady drużyny, o tyle w przypadku drużyny starszoharcerskiej robi to przy jej WSPÓŁUDZIALE.
Wynika to z tego, że drużynowa drużyny starszoharcerskiej świadomie część decyzji powierza radzie drużyny. Aczkolwiek cały czas jest przewodnikiem w poszukiwaniach harcerzy i w istotny sposób wpływa na program drużyny i jej organizację.

Pamiętaj, że system małych grup (praca zastępami) to podstawa metody harcerskiej.
Zastępy starszoharcerskie mają dużo większą samodzielność niż miało to miejsce w przypadku zastępów harcerskich.
Harcerzy starszych cechuje już zdolność do samodzielnego organizowania pracy i działania w takiej grupie, potrafią oni rozwijać samych siebie przez działanie w zespole i umiejętnie łączyć cele grupy ze swoimi własnymi. Środowisko, a w szczególności rówieśnicy, mają teraz priorytetową pozycję we wpływaniu na postawy młodego człowieka, bywa, że dużo większą od rodziców, szkoły czy kościoła

Obok zastępów mogą pojawić się również grupy zadaniowe. Warto zwrócić uwagę na to, żeby zbiórki zastępów były przygotowywane nie tylko przez zastępowego ale i przez poszczególnych członków zastępu starszoharcerskiego.
Zaplanuj z radą drużyny pracę tak, żeby regularnie odbywały się zbiórki zastępów. Np. w jednym tygodniu zbiórka drużyny, w drugim zastępu. Jeżeli do tej pory nie pracowałeś tym systemem, to częstotliwość zbiórek zastępów może być mniejsza, np. jedna zbiórka w m-cu niech będzie zbiórką zastępu. Przyglądaj się bacznie temu, jak przygotowywane są te zbiórki. Stopniowo zwiększaj samodzielność zastępowych. Pozwól na koniec przejąć odpowiedzialność za zastęp harcerzom.

FORMY PRACY
Zachęcamy do zastosowania w planie takich form pracy, które stwarzają możliwość aktywnego poszukiwania: wycieczka, zwiad, różnorodne formy dyskusyjne, zbiórka tematyczna, zajęcia specjalnościowe.

INSTRUMENTY METODYCZNE
Nie zapominajcie, że instrumentem metodycznym charakterystycznym dla Waszych harcerzy jest projekt starszoharcerski.
Przy wyborze sprawności zwróćcie uwagę na te, które są oznaczone dwoma i trzema gwiazdkami.

Postarajcie się tak zaplanować pracę, żeby ułatwić zdobywanie stopni starszoharcerskich: Pionierka-Odkrywca i Samarytanka-Ćwik

Jeżeli Twoja drużyna jest drużyną wielopoziomową, to należy tak zorganizować jej pracę, żeby z harcerzami starszymi pracować zgodnie z metodyką starszoharcerską.
Najważniejsze różnice pokazuje poniższe zestawienie:

UCZENIE W DZIAŁANIU:
W drużynie harcerskiej charakterystyczną formą aktywności jest gra. Gra jest harcerską formą uczenia życia przez działanie. W grze istotne jest współzawodnictwo. Uczestnicząc w grze harcerki i harcerze poznają swoje możliwości, zdobywają nowe umiejętności

Charakterystyczną formą aktywności w drużynie starszoharcerskiej jest poszukiwanie. Harcerze odkrywają różne pola działania, nowe pasje i zainteresowania w poszukiwaniu własnej drogi. Wszystkie działania oparte są na sprawdzaniu się w realnych, życiowych

ROLA DRUŻYNOWEGO:
Drużynowy harcerski jest przywódcą i autorytetem. Inicjuje przedsięwzięcia realizowane w drużynie. Kieruje zastępem zastępowych. Drużynowy dba o rozwój przybocznych i wychowuje następcę.

Drużynowy starszoharcerski jest przewodnikiem w poszukiwaniach, W istotny sposób wpływa na program drużyny i jej organizację. Świadomie część decyzji powierza radzie drużyny.Drużynowy dba o rozwój przybocznych i wychowuje następcę.

CHARAKTERYSTYCZNE FORMY PRACY:
Dla zapewnienia jak najlepszych efektów wychowawczych w drużynie harcerskiej należy stosować przemienność form, zwłaszcza takich, które stwarzają możliwość stałej aktywności i sprawdzania się. W szczególności są to: gra terenowa, gra w harcówce, biwak, zw

W drużynie starszoharcerskiej szczególnie zalecane są takie formy pracy, które stwarzają możliwość aktywnego poszukiwania, takie jak: wycieczka, zwiad, różnorodne formy dyskusyjne, zbiórka tematyczna, zajęcia specjalnościowe.

Olimpijski Konkurs

Konkurs polega na przyporządkowaniu numerów z okładki do nazwisk podanych niżej sportowców, którzy w Atenach zdobyli dla nas medale:
Robert Sycz, Tomasz Kucharski, Otylia Jędrzejczak, Robert Korzeniowski, Aneta Pastuszka, Beata Sokołowska-Kulesza, Mateusz Kusznierewicz, Sylwia Gruchała, Agata Wróbel, Anna Rogowska.


Odpowiedzi do końca września 2004 prosimy wysyłać na adres konkurs@zhp.otwock.com.pl. Za prawidłowe odpowiedzi dostaniecie nagrodę…

Demokratycznie decydować

(nutka refleksji po tegorocznym HAL-u)
Po latach, gdy nasze państwo borykało się z przeróżnymi ustrojami politycznymi, które zawsze – w większym lub mniejszym stopniu – wpływały niekorzystnie na przeciętnego obywatela Polski, my dziś żyjemy w kraju demokratycznym.

Mamy własne prawa i możemy o nich decydować – tak przynajmniej wynika z encyklopedycznej definicji: „demokracja:(…)forma ustroju państwa, w którym oficjalnie uznaje się wolę większości obywateli jako źródło władzy i przyznaje się wszystkim obywatelom swobody i prawa polityczne zapewniające im udział w sprawowaniu władzy”/ „Encyklopedia PWN”/. Ustrój więc niemal idealny. Staramy się, aby przenikał każdą sferę naszego życia – w wyborach decydujemy o składzie sejmu i senatu, a nawet o tym, kto ma stanąć na czele RP; w szkole przewodniczącego klasy uczniowie wybierają poprzez głosowanie; możemy decydować, co chcemy robić w danym momencie – nikt nie powinien narzucać nam swojej woli.

Właśnie. Tylko, czy zawsze tak jest? Czy nie spotykamy się z sytuacjami, gdzie mimo wszystko musimy zrobić coś, na co w ogóle nie mamy ochoty, a co – przez to właśnie, że wymuszone – traci całą swą atrakcyjność, którą niewątpliwie by posiadało, gdybyśmy mogli robić to z własnej woli? Harcerze wyjeżdżając na obozy przygotowani są na konieczność wypełniania pewnych obowiązków, wiedzą, że będą musieli podporządkować się grupie, słuchać opiekunów. I to nie sprawia im problemu. Bawią się, uczą, uczestniczą w grach, ale i sprzątają, ponoszą kary za przewinienia i cierpliwie znoszą bieganie z plecakami po lesie. Mimo to obozy powinny jawić się im jako czas, który chcą pamiętać. Gdzie oprócz tych kar i przymusów, mają czas na odpoczynek – nawet jeśli przez to musieli by zrezygnować z innej atrakcji.
Niejednokrotnie jest tak, że wracając z gry terenowej, z rajdu lub po prostu dłuższego marszu mając w perspektywie kolejne elementy programu, wolałyby zostać w obozie – porozmawiać, poleżeć lub nawet pograć w piłkę – jednym słowem odpocząć. Niewątpliwie lepszym wyjściem w takiej sytuacji byłoby pozwolenie harcerzom na tę chwilę wytchnienia, gdyż przymusowe uczestnictwo w zajęciach nie tylko nie przyniesie zamierzonych skutków, a może tylko zniechęcić do uczestniczenia w nich również później. Mogąc zrobić coś z własnej woli, dzieci wykazują o wiele większe zainteresowanie, pomysłowość – osiągają zamierzone cele.

Harcerze stanowią pewną społeczność, która wypełnia sumiennie obowiązki, jest posłuszna przełożonym, dąży do czegoś przez służbę Bogu i swojemu krajowi. Ale to także grupa ludzi, która powinna mieć – choćby w małym stopniu – możliwość decydowania o sobie. A my powinniśmy im to umożliwiać, powinniśmy godzić się na ich decyzje, jeśli niosą one ze sobą korzyści, których harcerze potrzebują. Przez podejmowanie decyzji można się uczyć odpowiedzialności – decydując się na rezygnację z czegoś trzeba pamiętać o tym, że to samodzielny wybór i że nie można mieć do nikogo o niego pretensji. Czasem więc lepiej uznać to, co proponują harcerze i pozwolić na opuszczenie jakiegoś planu, aby dać im lekcję samodzielności i odpowiedzialności za własne decyzje. A taka lekcja ma przecież dużą wartość.

Monika [współpraca MAK – za co serdecznie dziękuję]

Maki w sosnowym lesie

Kaktusińska wracała z obozu z mieszanymi uczuciami i ogólnym swędzeniem na całym ciele. Przez ostatnie 3 tygodnie była zdana tylko na siebie, a Ryszard tym razem nie mógł jej odwiedzić gdyż zatrzymały go w Otwocku „ważne interesy”.

Dzieciaki na obozie też nie dawały jej spokoju… a to oboźny znowu zgubił gwizdek, a to ktoś złapał kleszcza, a to ktoś złamał nogę,…. chwili spokoju nie miała.

Jakoś przetrwała te trzy tygodnie i teraz siedząc w autokarze myślała tylko o Ryszardzie i jak to będzie wspaniale, kiedy razem wyjadą do Tunezji. Miała tylko jeden problem po tylu tygodniach w puszczy wyglądała jak córka piekarza, a po kuchni Albinki znowu przytyła 3 kilo. W duszy powtarzała sobie tylko „On kocha mnie za to, jaka jestem, a nie za wygląd”. Ta autosugestia wpływała na nią bardzo kojąco, tak, że nawet jej ulubieniec obozu nie był w stanie wyprowadzić jej z tego błogostanu. W tym stanie prawie-nirwany dojechała do Otwocka.

A tam dopadł ją komendant…
-Kaktusińska ty masz ukończony kurs drużynowych? Kaktusińskiej zrobiło się lekko słabo i wymamrotała niepewne „nie”, które brzmiało raczej jak znak zapytania.
– No właśnie Kaktusińska, Ty zawsze na „nie”. No więc od 11 jedziesz na kurs. Pieniądze wpłacisz w hufcu. Bo jak nie pojedziesz i nie zdasz to nie będziesz mogła prowadzić drużyny. Już Cię zapisaliśmy. Cześć.
Kaktusińska czuła jak mdleje… jej wyjazd z ukochanym do Tunezji legł w gruzach… i jak ona mu to powie?
Musiała się bardzo szybko zastanowić, bo właśnie znajome BMW z piskiem opon wjechało na parking. Kaktusińska zobaczyła jak Ryszard kocimi ruchami wyskakuje z samochodu i tratując mamy witające swoje dzieci biegnie do niej krzycząc „Rybeńko! Rybeńko!” Rzucił się na nią i uściskał… potem szybko załadował lekko zszokowaną Kaktusińska do BMW i zawiózł do domu.

Następnego dnia Kaktusińską obudził telefon… kto do jasnej cholery dzwoni o 11.15 RANO jak ona wróciła dopiero co z obozu?? Zaspana spojrzała na wyświetlacz… dzwonił Ryszard. Odebrała. Była maksymalnie zaspana, więc po 15 minutowym monologu ukochanego zrozumiała tylko tyle, że jego interesy nadal się komplikują i w tym terminie nie mogą pojechać do Tunezji. Zrobiła smutna minę i ziewając powiedziała „To może za rok się uda…”. Ryszard był w siódmym niebie słysząc, jaką ma wyrozumiałą kobietę.
Kaktusińska wstała na obiad i zaczęła przygotowania do wyjazdu na kurs. Zaczęła od sprawdzenia w internecie gdzie jest te Gorzewo, do którego ma jechać…. no i była to pierwsza niespodzianka bo nic nie znalazła. Ale nie załamywała się….
Dzień wyjazdu nastał tak nagle jak i propozycja, aby tam w ogóle jechać.
Kaktusińska i reszta hufca Otwock okupowała tył autokaru…. było sympatycznie, bardzo swojsko i wesoło.

Po dwóch godzinach jazdy i półgodzinie błądzenia Kaktusińska i reszta kursantów przeszła przez bramę Stanicy Chorągwi Mazowieckiej w Gorzewie. Pierwsze wrażenia były nawet, nawet pozytywne, choć przewijał się motyw „W porównaniu z naszymi Przerwankami to badziewnie tu jest”.
Kaktusińska doznała kolejnego szoku podczas obiadu, który nie wyglądał zbyt apetycznie, a nad smakiem „grochówki z kiełbaską” nie będę się tutaj rozwodzić. Z lekką niestrawnością szła do obozu przez gigantyczne zapiaszczone boisko. Kurz unosił się wszędzie, czuła go na całym ciele… i jeszcze te palące słońce….
Po powrocie do obozu czekała na nią niespodzianka dowiedziała się, że do godziny 18.00 mają czas wolny. Tutaj nasza bohaterka doznała kolejnego szoku, gdyż nigdy nie miała pięciogodzinnego OLB. Legła więc bezwładnie na kanadyjce zastanawiając się czy przez 5 godzin nie zanudzi się na śmierć, ale z odsieczą przyszły jej dziewczyny z namiotu. Po krótkiej naradzie stwierdziły, ze pójdą opalać się na plaże… gdziekolwiek ona jest.
„Gdziekolwiek” znajdowało się bliżej niż się spodziewały. Ulokowały się więc na dobrze nasłonecznionym fragmencie mola i odsłoniły wszystko co tylko było można. Na plaży Kaktusińska rozmyślała o swoim związku z Ryszardem i jakie to szczęcie ich spotkało że znowu są razem.

W takim błogostanie przeleżała na plaży do 18.00, poczym poszły z dziewczynami na kolacje. Kolacja znowu wyglądała niezbyt zachęcająco, ale Kaktusińska z koleżankami z hufca pocieszały się że przynajmniej schudną po Przerwankach.
Kiedy wróciły do namiotu okazało się że mają jeszcze cztery nowe dziewczyny do zakwaterowania dwie na kurs starszoharcerski i dwie na zuchowy. Jako ze panienki okazały się wporzo, to dziewczyny przegadały całą noc… nie tylko o obozach.

Rano Kaktusińska jako jedyna wstała na prośbę druha oboźnego, bo taki był smutny, że pozostałe dziewczyny go olały, więc Kaktusińska postanowiła uratować honor ich namiotu. Zaprawa, jak zaprawa… wszyscy udają że ćwiczą.

Po śniadaniu zaczęto przydzielać Kursantów do odpowiednich kursów. O jakież było zdziwienie Kaktusińskiej, gdy dowiedziała się że na 71 uczestników tylko 5 osób chce wsiąść udział w kursie dla drużynowych wędrowniczych… w tym ona i jej dwie koleżanki z otwockiego hufca.

Zajęcia miały zacząć się po śniadaniu, ale osoba odpowiedzialna za ich kurs nie dojechała, ponieważ dostała pracę… a komendantka za bardzo nie wie co z ich piątką zrobić, bo nie czuje się kompetentna do załatwienia tej sprawy…

No więc Kaktusińska zaczęła się lekko denerwować sytuacją jaka panowała w obozie. Ale postanowiła, że nie będzie od razu psioczyć tylko poczeka na rozwój sytuacji, zwłaszcza, że dh komendantka zaproponowała im alternatywne zajęcia z druhem oboźnym.

Dziewczyny miały już za sobą pierwsze spotkanie z druhem podczas budowania zeriby, którą musiały podwyższać do 1,5 m., bo wszystko na MAKACH ma być „największe i najlepsze”, więc mniej więcej wiedziały, czego się spodziewać. I nie pomyliły się zbytnio zajęcia były naj… – najdłuższe i najnudniejsze, ponieważ oboźny zaserwował im trzygodzinne smażenie się na plaży, a sam popłyną gdzieś kajakiem.

U Kaktusińskiej i koleżanek było widać pierwsze oznaki zbierania się dużych ilości zjadliwej żółci na żołądku, gdyż namiętnie szeptały między sobą, a co cenniejszymi uwagami na temat przebiegu kursu dzieliły się mimochodem z resztą kursowej gawiedzi smażącej się na piasku.

Po południu Kaktusińska i reszta wędrowników poszli upomnieć się o swoje zajęcia…. tym razem dh. Komendantka przybrała pozycje oratorską streszczając sytuacje gospodarczą kraju i to jak trzeba szanować prace. A na koniec dodała, że nie czuje się kompetentna do załatwienia tej sprawy…

Tak więc wędrownicy pomaszerowali na zajęcia razem z kursem „Harcerzy Starszych” i tam wykonali… portret idealnego zastępowego.

Następnego dnia ich grupa znowu została dołączona do HS-ów. Żółć zalała ja już cała i powiedziała sobie „Dość tego. Oflagujemy się i będziemy protestować”. Jak pomyślała tak też zrobili…

Tym razem komendantka czuła się kompetentna do załatwienia tej sprawy i spytała się „O co wam chodzi?” Kaktusińska szybko i bez zbędnych sentymentów wyrzuciła swoje skargi i zażalenia, czym o mały włos nie doprowadziła komendantki do załamania nerwowego. Od tego dnia komendantka jakby bała się Kaktusińskiej i wędrowników…

Nazajutrz czekała wędrowników niespodzianka. Po trzech dniach kursu w końcu będą mieli swoje pierwsze zajęcia. Byli w siódmym niebie, a jak zajęcia się zaczęły ich dusze przeniosły się jeszcze wyżej. Zajęcia, chociaż prowadziła je osoba „z łapanki” były SUPER. Słuchali o budowaniu grupy, budowali wieże z papieru, a potem wyczyn – stawiali na niej menażkę z wodą i o dziwo ustała całe 10 sekund.
Na ustach Kaktusińskiej zaczął pojawiać się uśmiech, najpierw nieśmiało, ale potem już nie schodził z jej ślicznej facjaty. Bo i powody do uśmiechu się mnożyły…
Następnego dnia Kaktusińska poznała kolejne dwie zakręcone wędrowniczki, które miały mieć z nimi zajęcia przez najbliższe kilka dni Kasie i Kinie… oraz Tofika prześlicznej urody szczeniaka Kasi, który był bardzo wykształconym psem bo zaliczył w tym roku już SAS, a teraz kurs drużynowych…
Dziewczyny nakładły Kaktusińskiej i jej ekipie rożnych ciekawych i jeszcze bardziej ciekawych rzeczy do głowy. Kinia zagrała w Va Banque, Kaśka rozwijała ich zdolności manualne i matematyczne na zajęciach z finansów, gdzie Kaktusińska po raz pierwszy zrobiła swój własny rachunek za przejazd liniami PKP. I przez jej książkę finansowa po raz pierwszy przewinęła się kosmiczna suma 2703 zł. Kaktusińska myślała tylko „gdybyśmy my mieli tyle kasy….” i snuła tutaj wielkie marzenia o wizji WIELKICH zakupów w Ka-De-Ha.

Te dni minęły Kaktusińskiej tak szybko, ze nawet nie zauważyła jak musiał się pożegnać z dziewczynami, ale pożegnanie było połączone z powitaniem, bo przyjechał do nich tym razem… mężczyzna…o jakże wdzięcznym imieniu Rafał, ale wolał żeby do niego mówić s00hy (tak to TEN).
Tempo zajęć s00hego było trochę wolniejsze, ale wymagało połączenia wszystkich niteczek w naszym mózgu. Zwłaszcza gra w Tri-Bonda, gdzie pojawiały się pytania w stylu: Co mają wspólnego: Ślimak, ambasador i służba zdrowia? Podczas gry Kaktusińska i Grzesiek wykazali, że jednak w koedukacji siła, gdyż to oni wygrali przed zespołem męskim i damskim.
Dzień z s00hym minął szybko, ale tez miał swój leniwy klimacik. A wieczorem… kolejny mężczyzna odwiedził Kaktusińską i koleżanki w NS-ie, i nie był to bynajmniej Ryszard, ale Adam.
Adam był świeżo upieczonym podharcmistrzem po Kursie Kadry Kształcącej, więc od razu wziął się ostro za kursantów i zaproponował wędrówkę do Gostynina. Ta propozycja była raczej podana w formie stwierdzenia, więc nazajutrz cała piątka z plecaczkami posłusznie stawiła się gotowa do drogi. A potem szli, i szli… i szli… aż doszli do Gostynina. Miasteczko nie zrobiło na Kaktusińskiej zbyt wielkiego wrażenia, ale miało coś czego nie posiada Otwock KINO. Dlatego wędrownicy postanowili skorzystać z tej instytucji, w tym celu zakupili bilety na jedyny dostępny film o jakże frywolnym tytule „Wirujący Sex 2” (Dirty Dancing 2). Zabawa była przednia, a Kaktusińska wyobrażała sobie jak wiruje z Ryszardem…

Wracając Kaktusińska uświadomiła sobie, że był to przedostatni dzień kursu i jutro nadejdzie czas, kiedy będzie musiał pożegnać się z ludźmi, z którymi bądź, co bądź się zżyła. I zrobiło się jej jakoś ciężko na serduszku. I chyba ten ciężar rzucił się jej na stopy, bo jak zdjęła buty to naliczyła cztery odciski.
Kiedy doszli do bazy zaczynało się ogniobranie, na którym jedna z kursantek złożyła także Przyrzeczenie Harcerskie nie posiadając munduru co głęboko zbulwersowało naszą bohaterkę. Tak, że nie mogła spać. Inni chyba byli równie wstrząśnięci tym doznaniem, gdyż nikt z wędrowników nie spał tej nocy, a i inni bezwładnie krążyli po placu apelowym. Kolegialnie postanowili więc że jakoś zaznaczą w Gorzewie swoją obecność. Zrobili kilka szalonych rzeczy, o których nie będę tu pisać, bo się wyda, że to ONI.
Następnego dnia Kaktusińska wsiadała do autokaru z mieszanymi uczuciami. Mimo, że na początku nie miała tu ochoty przyjechać to jednak ludzie, jakich tu spotkała dali jej niesamowitą motywację do pracy.

Po powrocie do Warszawy Kaktusińska wyściskała kogo się tylko dało i pojechała do domu, ale obiecała sobie, że wszystkie te plany i pomysły jakie zgromadziły się jej pod kopułką – zrealizuje.

Tym razem
Marysia Mikulska

60. rocznica Powstania – wrażenia na gorąco

Wielu jest bohaterów w naszej historii naszego kraju. Wiele jest czynów męstwa i odwagi… Nam harcerzom najbardziej bliscy są jednak żołnierze Polski Podziemnej, a wśród nich najbardziej Powstańcy Warszawscy.

WRAŻENIA NA GORĄCO – cz. I

Wiele drużyn, szczepów, hufców a nawet chorągwi nosi imiona bohaterów walk w sierpniu i wrześniu 1944 r. Czy w dniach gdy Oni mają swoje święto i obchodzą 60 rocznicę wybuchu Powstania w Warszawie my harcerze oddajemy należny Im hołd? Czy ci ludzie, żołnierze, którzy przez 63 dni walczyli o wolność i lepsze jutro dla nas mają godne miejsce w naszej pamięci? Czy jest dla nich miejsce nie tylko na naszych sztandarach i naszywkach? Czy gdy minie ich czas, my będziemy pamiętali bohaterów Woli, Starówki, Śródmieścia, Czerniakowa? Wydawało mi się że na te pytania odpowiedź brzmi „tak”.

Zgodnie z tym odczuciem i kierowany potrzebą serca przybyłem 30 lipca 2004 roku o godzinie 18.00 na pl. Bankowym. Tam uroczystą zbiórką kombatantów i harcerzy z prezydentem Warszawy rozpoczynały się obchody rocznicowe. Plac pełen był druhen i druhów ze wszystkich polskich organizacji harcerskich. Pierwsze moje bardzo pozytywne odczucie jednak szybko ostygło… W tłumie mundurów trudno było odnaleźć członków ZHP. Zaczęło mnie zastanawiać czy nie przeidealizowałem podejścia moich kolegów i koleżanek do spraw pamięci o bohaterach. Mimo tego, że mienimy się największym związkiem harcerskim to nasza reprezentacja przy reprezentacji ZHR czy ZHP pGK wyglądała mizernie… Harcerzy z Warszawy w i tak mało licznej reprezentacji ZHP było jak na lekarstwo. Zapomniano chyba o tym, że Chorągiew Stołeczna nosi zaszczytne imię „Bohaterów Warszawy”. Wydawało mi się, że to właśnie my powinniśmy wyjść z inicjatywą i być gospodarzami tych uroczystości. To my powinniśmy na terenie naszej chorągwi przyjąć naszych braci harcerzy… A co się okazało?

ZHR (Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej) z okazji rocznicy powstania zorganizował w Warszawie dwa zloty (męski i żeński) na które z całego kraju przybyło kilka tysięcy harcerzy. ZHPpgK (Związek Harcerstwa Polskiego poza granicami Kraju) na swym zlocie zgromadził reprezentacje z wielu krajów świata. A my? My nie potrafiliśmy nawet zebrać reprezentacji stołecznych hufców z pocztami sztandarowymi. Boli najbardziej to, że jesteśmy na miejscu, nie musimy przemierzać setek kilometrów a mimo to odpuszczamy sobie uczczenie tak ważnego dla nas wydarzenia. Nie wiem czy przyczyną jest brak organizacji, czy – co gorsze – mając bohaterów Powstania na co dzień spowszednieli nam i nie zaprzątamy sobie nimi głowy. W takim razie czy nasza chorągiew zasługuje na zaszczytne imię „Bohaterów Warszawy”?

Ponieważ moja praca ni pozwoliła mi być na kolejnych uroczystościach, śledziłem je jednak pilnie w telewizji. Niestety na nich także nie doliczyłem się sporej ilości harcerzy z ZHP. Było mi trochę wstyd. Mam nadzieję, że przemyślimy sobie naszą postawę, i nauczymy się czegoś od naszych braci z ZHR i ZHP PGK. Naprawimy błędy organizacyjne na „górze”, a na „dole” poświęcimy więcej czasu na to by przybliżyć postacie bohaterów Powstania młodym pokoleniom. Dziś cały świat patrzy na Warszawę. Powstańcy są na ustach wszystkich. Politycy i historycy mówią o ich męstwie i osamotnieniu w walce, jednak niedługo przejdą nad tym do porządku dziennego. Pamiętajmy, że dla bohaterów 63 dni walk o Warszawę największym hołdem będzie nasza prosta harcerska pamięć. Nie zawiedźmy Ich więcej…

WRAŻENIA NA GORĄCO – cz. II – „z trochę innej beczki”

Przypatrywałem się tam na Placu Bankowym tej olbrzymiej masie harcerzy. W szeregach jedni przy drugich, ale czy jak „bracia”? Bo tak chyba powinno być zgodnie z 4 punktem Prawa Harcerskiego (Harcerz w każdym widzi bliźniego, a za brata uważa każdego innego harcerza). Może tak widzieli to ludzie stojący w koło, wewnątrz czuło się niestety tarcia i przepaści. Przepaści, które od lat nas dzielą i z roku na rok pogłębiają. Niby podobne mundury, niby te same ideały a jednak ciągle jesteśmy po przeciwnych stronach barykady. Nie potrafimy o tym zapomnieć nawet w dniu święta naszych wspólnych bohaterów.

W szeregach ZHP często można było usłyszeć różnej treści uwagi pod kątem „braci” z ZHR. Tak chyba moi koledzy ze związku nadrabiali braki liczebne. Chcieli się dowartościować? Kto wie? Na pewno było to mało harcerskie.
Bracia z ZHR nie pozostawiali nam dłużni. Ponieważ byli gospodarzami uroczystości rozstawiali nas „po kątach”. W szczegóły nie wejdą bo wyglądałoby to tak jak bym chciał pogłębiać ten konflikt.

Był jednak moment, który napełnił me serc nadzieją! Przez kilka chwil byliśmy wszyscy jedną harcerską bracią. Nie ważne skąd przybywaliśmy, jakie związki reprezentowaliśmy, czy jakie nosiliśmy mundury. Byliśmy spadkobiercami Szarych Szeregów gotowymi odpowiedzieć na zew naszej ojczyzny. HYMN. Ten prosty harcerski, przelewający się strumieniem przez plac jednoczył nas wszystkich. Nie było „My”, nie było „Oni” staliśmy razem, młodzi ludzie wierni swym ideałom. Pamiętajmy o tym druhny i druhowie z ZHR i ZHP, może to pierwszy krok do pojednania. Mały choć tak ważny… Wszyscy jesteśmy braćmi.

Czuwaj!
Marek Sierpiński HO

Miałem zaszczyt uczestniczyć

Powstanie Warszawskie – bitwa o miasto, która trwała 63 dni rozpoczęła się 1 Sierpnia 1944 roku o godzinie 17.00 na rozkaz gen. „Bora” Komorowskiego. Była nie tylko zrywem podziemnych organizacji bojowych.

Była też walką całego miasta przeciw okupantowi. Słabo uzbrojeni powstańcy w pierwszej fazie bitwy odnosiły sukcesy, opanowując kilka strategicznych punktów miasta.

Niestety oczekiwana pomoc ze strony aliantów nie nadeszła. Rosjanie, którzy byli już na Pradze wstrzymali natarcie. Anglicy starali się wspierać powstańców prowadząc zrzuty sprzętu i amunicji, lecz wobec braku zgody na lądowania samolotów na terenie zajętym przez Rosjan i silnej obrony przeciw lotniczej ich skuteczność była znikoma. Widząc, że Warszawa jest osamotniona Niemcy do boju rzucili olbrzymie ilości wojska wspierane przez ciężką artylerię, samoloty i czołgi. Miasto z rozkazu Hitlera miało być zrównane z ziemią. Rozpoczął się zażarty bój o każdą ulicę, każdy dom, każdą barykadę…

Dwumiesięczna walka pociągnęła za sobą tysiące ofiar, a miasto doszczętnie zniszczono. Wszyscy postanowili zapomnieć o tragedii stolicy Polski. Na świecie wymazano je z podręczników historii, do dziś Powstanie Warszawskie mylone jest z Powstaniem w Getcie Żydowskim. W PRL-u żołnierzy AK zamykano w więzieniach a Powstanie jeśli wspominano to sporadycznie, obchody były zakazane. Sytuację zmieniła zmiana ustroju w Polsce. Od kilkunastu lat oddajemy należny hołd poległym i żyjącym bohaterom tamtych dni.

W tym roku przypadła 60 rocznica wybuchu powstania. Obchodzono ją bardzo szeroko. W ciągu trzech dni odbyło się wiele koncertów, uroczystych apeli, otwarto Muzeum Powstania. Miałem zaszczyt uczestniczyć w uroczystości, która rozpoczęła tegoroczne obchody.
30 lipca 2004 roku o godzinie 17.00 we wszystkich dzielnicach Warszawy zostały zapalone przez harcerzy znicze. Następnie druhny i druhowie marszem gwiaździstym z zapalonymi pochodniami ruszyli na Plac Bankowy. Było to miejsce wyznaczone na uroczysty apel harcerzy ze wszystkich polskich organizacji skautowych z kombatantami i władzami miasta.

Na początku było trochę zamieszania gdyż służbom miejskim nie udało się w porę oczyścić placu. Mimo początkowych trudności udało się wszystko spiąć na ostatni guzik. Miejsca dokoła placu zajęli kombatanci, poczty sztandarowe oraz harcerska brać z całego świata. Wokół nich utworzył się pierścień z mieszkańców Warszawy. Można było rozpocząć.

Prezydentowi Warszawy uroczysty meldunek złożył instruktor ZHR, który wraz z patrolem jazdy wjechał na plac. Za nimi miejsce w centrum placu zajęły reprezentacje z pochodniami przyniesionymi z poszczególnych dzielnic. Padła komenda „Do hymnu”… Plac wypełnił się dobrze nam znanymi słowami pieśni „Wszystko co nasze Polsce oddamy”. Tysiące piersi śpiewało, a słowa odbijały się mocnym echem od budynków. Cały plac zamarł, w sercach drżała podniosłość chwili…
Potem głos zabrał pan Kaczyński, Prezydent Warszawy. Wspominał o wadze i podniosłości tego święta. Niestety nie obyło się bez polityki…

Po oficjalnym rozpoczęciu obchodów wszyscy zebrani ruszyli w ulicami stolicy na Plac Powstańców Warszawy. Kolumna mijała po drodze zebrane tłumy, które często biły brawo i pytały skąd przybyli przechodzący Harcerze. Przez Plac Teatralny, Plac Piłsudskiego (koło Grobu Nieznanego Żołnierza), Świętokrzyską, Warecką dotarła na Plac Powstańców Warszawy.
Tutaj ogień przyniesiony przez harcerzy odpalił znicz upamiętniający bohaterstwo i męczeństwo walczącej Warszawy. Znicz ten ma płonąć przez 63 dni. Po uroczystym wstępie rozpoczął się koncert. Najpierw z głośników rozległy się odgłosy spadających bomb, wybuchów i czołgów… Robiło to piorunujące wrażenie. Po tym wstępie nastąpiło wykonanie „Pamiętnika z Powstania Warszawskiego” Krzysztofa Knitta – główna część uroczystego koncertu.

Uroczystość wywierała olbrzymie wrażenie, zapadała głęboko w pamięć miejmy nadzieją że w przyszłych latach uroczystości będą miały tak samo piękną oprawę.
Marek Sierpiński H.O.

Najbardziej zielony film tych wakacji

Najbardziej wyczekiwany i zielony film tych wakacji – jakże mogłoby zabraknąć na nim naszej drużyny (5 DH „LEŚNI”)? Wybraliśmy się więc do warszawskiego kina Atlantic aby tam, w dobrym towarzystwie, obejrzeć romantyczną i przede wszystkim animowaną komedię Shrek 2. (no i może jeszcze po to, żeby troche powspominać obóz YOKOSOKO, który skończył się dwa dni przed seansem – pzyp. MG)

Po powrocie z podróży poślubnej Fiona i Shrek dostają zaproszenie od rodziców królewny na uroczysty bal do ich królestwa w Zasiedmiogórogrodzie. Król i królowa nie wiedzą jednak, że wybranek ich córki jest ogrem, a kiedy dowiadują się o tym nie pozostaje im nic innego, jak wynajęcie płatnego zabójcy w postaci uroczego – ale tylko na pierwszy rzut oka – Kota w butach, który jednak w starciu ze Shrekiem i Osłem nie ma żadnych szans.
A jeśli już mowa o Ośle, to po obejrzeniu filmu zostańcie w fotelach do końca napisów – opłaci się.

Typowo bajkowa fabuła nie jest może zbyt przyciągająca, ale ci, którzy widzieli pierwszą część filmu wiedzą już co się za tym kryje. Dziesiątki żartów, gagów i parodii znanych filmów (m.in. Władca Pierścieni, Mission Impossible, Pogromcy Duchów, Obcy), zapadające głęboko w pamięć wypowiedzi bohaterów oraz zapierająca dech w piersiach animacja. Jednak, moim skromnym zdaniem, wszystko to w porównaniu do pierwszego Shreka wypada znacznie gorzej.

Co mnie tak zniechęciło? Może brak jakiegoś elementu zaskoczenia przy poznawaniu kolejnych postaci. Może za dużo wiedziałam o filmie przed jego obejrzeniem. A może po prostu jego twórcy nie mieli już takich wspaniałych pomysłów, chociaż stringi Pinokia były dość… oryginalne.
Przy omawianiu tego filmu należałoby także wspomnieć o polskim dubbingu – podobno jednym z najlepszych. Na uwagę zasługują nie tylko znane nam już postacie Shreka (Zbigniew Zamachowski), czy Osła (życiowa rola Jerzego Stuhra), ale także wypowiadający tylko kilka krótkich kwestii, lecz rozpoznany przez wszystkich Wojciech Mann w roli barmanki.

Shrek jest jednym z niewielu filmów, podczas trwania których zwracam uwagę na towarzyszącą im muzykę, co oznacza, że do najgorszych nie należy, chociaż znów w porównaniu z pierwszą częścią nie wypada najlepiej. Możemy usłyszeć sporo przeróbek dawnych hitów, czyli między innymi „Livin’ la vida loca” w wykonaniu Antonio Banderasa i Eddiego Murphy.

Jak w każdej szanującej się bajce, tak i tutaj znaleźć możemy uszlachetniający całość morał. Pamiętajcie więc dzieci, że nie szata zdobi człowieka, nie wszystko złoto co się świeci i nawet niekulturalny i niezbyt ładnie pachnący ogr może żyć długo i szczęśliwie. I to bez tajemniczych eliksirów niewiadomego pochodzenia, od których można przecież dostać rozwolnienia. Nie każdy też Książe z Bajki musi być idealnym wybrankiem, nawet dla pięknej królewny. Ach tak, jest jeszcze jeden morał. Jak to powiedział wielki ciasteczkowy potwór: Pij mleko!

Czyli, ogólnie rzecz ujmując, na film wybrać się wypada, ale do kultowej jedynki trochę mu brakuje. Całość, owszem, zabawna, uśmiać się można po pachy, ale żarty jakieś takie nie posklejane, każdy z innej beczki… No ale „Wystarczy, Rysiu”, bo zaczynam się czepiać szczegółów.

Krótko i na temat – czy warto iść do kina na Shreka 2? Warto, ale mam szczerą nadzieję, że trzeciej części już nie będzie. Pamiętajmy bowiem co stało się z „Matrixem”…

Tehanu (Olka Bieńko)
5 DH „LEŚNI”

Od Redakcji: Zbieżność kolorów Szreka i chusty 5 DH „LEŚNI” jest przypadkowa…