Pożegnanie Jerzego Perki

Żegnamy dziś naszego kolegę – Jerzego. Druha z Szarych Szeregów, AK – owca, a także wzorowego męża, kochającego ojca i dziadka. Najlepszego syna tej ziemi.
Jurku – byłeś mi bratem. Z jednej miski jedliśmy w czasie okupacji.

Czy Ty pamiętasz naszą młodość tu, w Celstynowie, kiedy panowała hitlerowska przemoc w groziła śmierć?

Czy pamiętasz nasze spotkania na plebani u ks. Banasiewicza, tajne komplety M. Rękasa, ogniska nad stawem, śpiewanie zakazanych piosenek w alei brzozowej „Dziś do Ciebie przyjść nie mogę”, „Rozszumiały się wierzby płaczące”, grę w siatkę na placu Siedleckich, wyprawy na grób Nieznanego Żołnierza?

Ty byłeś w naszej grupie z Olkiem, Edkiem, Wackiem, Stachem, Teresą, Lidką, Elką, Marysią, Heleną i Baśką. Czy pamiętasz jak z Romanem Wyglądałą, Olkiem Książkiem i Twoim bratem Arkadiuszem czatowaliście w naszym ogrodzie nocą na pociągi niemieckie? Czy pamiętasz jak jeździłam do Ciebie do więzienia w Rawiczu i Wronkach, bo rząd PRL uznał Cię za wroga klasowego?
A po wyzwoleniu, pamiętasz nasze harcerskie wycieczki do Rokoli, nad morze z dh. Kulińską, nasze ogniska i biwaki na Mazurach? Czy pamiętasz naszą Maturę?

Dziś tu zebraliśmy się wszyscy, by Cię pożegnać. Dobry Boże – przyjmij naszego druha do siebie, „bo jeśli komu droga otwarta do nieba – to tym, co służą Ojczyźnie”. Życie naszego przyjaciela było taką szlachetną służbą dla Polski.
Żegnaj nasz druhu. Na tym cmentarzu i my z Tobą spoczniemy.
Rodzinie zmarłego składam wyrazy serdecznego współczucia.

Antonina Zajączkowska

Wspomnienia Jerzego Perki:
Mała osada na ważnej linii kolejowej Warszawa – Lublin. Już w pierwszym dniu wojny – 1 września 1939 roku, po południu przeżyliśmy bombardowanie stacji kolejowej. Zginęła nasza szkolna koleżanka. W listopadzie tego roku, z mgr. Michała Rękasa organizują się komplety tajnego naucznia. Był to jednocześnie początek powiązania młodzieży Celestynowa w zespoły koleżeńskie, w których intensywanie rozwijała się idea patrotyzmu narodowewgo.
Rozczytywaliśmy się w lekturze sienkiewiczowskiej.
Poznawaliśmy historię Polski w książkach Kraszewskiego. Wspaniałe lasy celestynowskie rozbrzmiewały „cichym” gwarem tejemniczych haseł i znaków harcerskich.

Pierwsza rocznica święta państwowego w niewoli hitlerowskiej była obchodzona 11 listopada 1939 roku. Licznie zebrana młodzież wieczorem przy grobach polskich żołnierzy poległych we wrześniu w lesie k/Dąbrówki odśpiewała Hymn Polski.

Tragiczny wieczór sylwestrowy 1939/40. Druga po Wawrze egzekucja mieszkańców Celestynowa. Byliśmy wstrząśnięci, zginął ojciec naszego kolegi.

Nasze zabawy w lesie zaczęły przybierać charakter jeszcze nie sprecyzowanej organizacji podziemnej. Poszukiwaliśmy sprzętu wojskowego, zbieraliśmy broń i amunicję.

W dniu 3 Maja 1940 roku w rocznicę Konstytucji udekorowaliśmy historyczny obelisk kamienny przy kościele. Biało-czerwone chorągiewki wzbudziły ukrytą radość i nadzieję wśród miejscowego społeczeństwa opuszczającego kościół.

We wrześniu 1942 roku p. prof. tajnego nauczania, mgr Zofia Kulińska, ps. „Hanka” inicjuje pierwsze konspiracyjne spotkanie chłopców uczęszczających na komplety tajnego nauczania w Celestynowie. Zawiązana została drużyna harcerska „Szarych Szeregów” im. Zawiszy w składzie:
Janusz Tomaszewski, ps. „Stuk” – drużynowy
Waldemar Czmitrzak, ps. „Vis”,
Janusz Nowakowski, ps. „Pat”,
Jerzy Perka, ps. „Czarny”,
Aleksander Rękas, ps. „Krzywonos”,
Edward Siedlecki, ps. „Tchórz”,
Ziemowit Szczakowski, ps. „Dan”,
Stanisław Szostak, ps. „Kuna”,
Wacław Zajączkowski, ps. „Sowa”.

Zbiórki odbywały się systematycznie w różnych punktach okolicznych lasów. Wkrótce otrzymaliśmy poważne zadania niszczenia urządzeń sygnalizacyjnych i łączności kolejowej na trasie Otwock – Pilawa. Do trudnych i niebezpiecznych przedsięzwieć było zanieczyszczenie piaskiem mazi kołowych wagonów kolejowych transportów wojskowych na front wschodni.
Naklejanie plakatów, ulotek i malowanie na murach budynków publicznych napisów przeciw okupantowi było dla nas wzniosłym i dumnym przeżyciem. Szczególnie kiedy na drugi dzień odbieraliśmy opinie mieszkańców Celestynowa, że nasza młodzież walczy z wrogiem.

Następnymi zadaniami naszej drużyny to była łączność miejscowego plutony AK, Szkolenie strzeleckie w warunkach konspiracyjnych, jak również szkolenie z programu ZHP prowadzone przez instruktorów Zdzisława Lipczyńskiego, ps. „Kier” oraz Feliksa Borodzina, ps. „Kujawiak”.

W roku 1943 przeżyliśmy drugą egzekucję oraz wspaniałą akcję Szarych Szeregów pod dowództwem „Zośki”: uwolnienie 49 więźniów z transportu kolejowego na stacji w Celestynowie. Przewożonych a zamku lubelskiego do Óświęcimia.
W listopadzie 1943 roku nasza drużyna została przydzielona do miejscowego plutony AK, jako oddział łącznikowy. Dowódcą plutonu był por. Zygmunt Szczakowski, ps. „Rawa”. Na strychu budynku szkoły powszechnej magazynowano broń, czyszczono i przewożono nocą transportem konnym do Karczewa, a następnie do Warszawy.
W tej akcji uczestniczyliśmy trzykrotnie jako ubezpieczenie konwoju.

Wczesną wiosną 1944 roku przez kilka dni dostarczaliśmy żywność dla czterech żołnierzy włoskich ukrywających się w leśnym domku majątku Jankocińskich na Skarbonce k/wsi Laser. W czerwcu 1944 roku przyjmowaliśmy z zakwaterowaniem w szkole powszechnej dzieci warszawskie w ramach RGO. Z naszej strony organizowaliśmy wspólne zabawy, gry sportowe, kąpiele w gliniankach. Z tego okresu do dzisiaj zawiązała się przyjaźń z najlepszym pływakiem Jurkiem Kieli, synem jednego z dowódców Śródmieścia w Powstaniu Warszawskim.

28 lipca 1944 roku Celestynów został wyzwolony przez Armię Radziecką i Wojsko Polskie. W euforii zwycięstwa cała nasza drużyna prezentowała się społeczności celestynowskiej z opaskami biało-czerwonymi na ramieniu i z przewieszoną bronią. Po kilku dniach nastąpiło zdanie całego sprzętu wojskowego i rozwiązanie naszego oddziału „Szarych Szeregów”.

Bezwzględnie do najciekawszych naszych akcji w ponurych dniach okupacji to były chwile nadziei dane ludziom dorosłym, starym i młodym, a nawet dzieciom. Kiedy w określone rocznice zawiedzone girlandy, proporce biało-czerwone na obelisku kamiennym przy kościele, przypominały o świętach narodowych, o tym, że Polska jeszcze żyje.
Zawsze z ukrywaną radością wszystkich mieszkańców były przyjmowane te wydarzenia. Nigdy nie dociekano kto to zrobił…

W naszych wspomnieniach z tamtych czasów często wracamy do wesołego wydarzenia. Na drugi dzień po malowaniu haseł na murach jeden z młodych mieszkańców wysoko ocenił wartość doskonałej farby przez dotyk dłonią napisu na murze ogrodzenia „Naród z Sikorskim”. Właśnie w tym miejscu ubiegłego wieczoru w połowie napisu farba nam się skończyła. Po uzupełnieniu pustego pudełka moczem malowanie zostało dokończone. Niewątpliwą pomocą dla nas były wewnętrzne emocje związane z faktem, że za ogrodzeniem stacjonowała jednostka niemieckiego wojska.

Opracowali: Jerzy Perka, Aleksander Rękas

Odszedł Druh Tomasz Strzembosz

Druha Tomasza Strzembosza spotkałem po raz pierwszy w Muzeum Historycznym m. st. Warszawy na Rynku Starego Miasta. W tym dniu miałem zajęcia ze studium wojskowego, więc na spotkanie przyszedłem w mundurze.

Druh Tomasz był pracownikiem Działu Oświatowego Muzeum, jak później dowiedziałem się, był współorganizatorem ekspozycji muzealnej na III piętrze Muzeum, poświęconej m. in. Organizacji „Wawer” Aleksandra Kamińskiego, a także harcerzom Szarych Szeregów. Jest tam m. in. chusta i pas harcerski Alka Dawidowskiego. Siostra Alka, Maryla była żoną Tomasza. Po raz drugi widziałem Go i słuchałem recytującego poezje własnego autorstwa, na temat śmierci Tadeusza Zawadzkiego, „Zośki” w akcji Sieczychy. Było to, pamiętam dokładnie, dnia 19 -go maja 1957 roku. Pamiętam, ponieważ w tym dniu, przy ognisku, w pobliżu miejsca, gdzie miała miejsce akcja odbicia więźniów w Celestynowie, składałem Przyrzeczenie Harcerskie, a krzyż serii XXXVII, nr 447 wręczał mi ksiądz harcmistrz Wincenty Malinowski, proboszcz z Józefowa. Na jego sutannie błyszczał krzyż na czerwonej podkładce. Druh Tomasz wygłaszał gawędę o Szarych Szeregach. Słuchaliśmy zafascynowani tematem i sposobem przekazywania. Oczy miałem na pewno wilgotne. Należałem wtedy do II Józefowskiej Drużyny Starszoharcerskiej, zorganizowanej przez druha d. p. p . (drużynowy po próbie, granatowa podkładka pod krzyżem), Adama Strzembosza, brata Tomasza. Miałem także szczęście poznać ich siostrę (byli trojaczkami), Teresę, dzisiaj kandydatkę na ołtarze. Mój drużynowy był w czasach III Rzeczypospolitej Ministrem Sprawiedliwości, następnie I Prezesem Sądu Najwyższego, profesorem doktorem habilitowanym w zakresie nauk prawnych.

Kolejne moje spotkanie z druhem Tomaszem miało miejsce na Uniwersytecie Warszawskim, w roku 1972, dniu obrony jego pracy doktorskiej z historii, o ile dobrze pamiętam, na temat: oddziały szturmowe konspiracyjnej Warszawy 1939-1944. Pracę oceniono bardzo wysoko. Wszyscy troje mieszkali w Michalinie, a Adam ożenił się również z harcerką Zosią Mont z Józefowa, mieszkała przy ul. Mickiewicza. Po raz ostatni spotkałem Tomasza z żoną, jako gości honorowych Zjazdu ZHP, chyba w 1974 roku. Ustosunkowany był sceptycznie do metodyki ówczesnego ZHP i jego celów. Potem to zrozumiałem, kiedy wprowadzono Harcerską Służbę Polsce Socjalistycznej….

Usłyszałem o Nim w roku 1980, kiedy powstawały Kręgi Instruktorów im. Andrzeja Małkowskiego, zawzięcie tropione przez esbeków i odżegnywane od czci w komitetach partyjnych.

Zawsze podziwiałem Jego twórczość naukową i mam pokaźny zbiór Jego prac. Odszedł na Wieczną Wartę. Cześć Jego Pamięci

Wieczny Odpoczynek racz mu dać Panie…

Biała Sowa

Tomasz Strzembosz urodził się w 1930 roku w Warszawie. Studiował na Wydziale Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, a potem na Uniwersytecie Warszawskim ze specjalizacją archiwalną. Z powodów politycznych magisterium uzyskał dopiero w 1959 roku. Od jesieni 1952-go rozpoczął pracę zawodową w Wojewódzkim Archiwum Państwowym w Warszawie, następnie w Archiwum Głównym Akt Dawnych, skąd w sierpniu 1953 roku na wniosek Koła ZMP przy Państwowej Służbie Archiwalnej w Warszawie, został usunięty z pracy.

Pracował krótko jako robotnik i od 1954 roku przez 12 lat w Dziale Oświatowym Muzeum Historycznego Miasta Stołecznego Warszawy. W 1966 roku rozpoczął pracę w Pracowni Dziejów Polski w II Wojnie Światowej w Instytucie Historii PAN. W 1991 roku otrzymał tytuł profesora. Wykładał na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a od 1991 roku kierował Samodzielną Pracownią Dziejów Ziem Wschodnich II RP w Instytucie Studiów Politycznych PAN, W latach 1972-1980 był członkiem elitarnego Polskiego Klubu Górskiego.

Od jesieni 1980 roku uczestniczył w pracach NSZZ Solidarność w Instytucie Historii PAN jako wiceprzewodniczący Koła, w latach 1982-1989 był członkiem podziemnej Rady Edukacji Narodowej i uczestniczył w pracach Społecznego Komitetu Wydawnictw Niezależnych.

Był także wiceprzewodniczącym Rady Naukowej Archiwum Wschodniego w latach 1989-1994 oraz wiceprzewodniczącym Rady Naukowej Instytutu Studiów Politycznych PAN. Jest współzałożycielem „Komitetu Upamiętniającego Polaków Ratujących Żydów”.

Tomasz Strzembosz od 1945 roku był związany z harcerstwem. W 1980 roku był jednym z inicjatorów Kręgów Instruktorów im. Andrzeja Małkowskiego, potem współtworzył Niezależny Ruch Harcerski i był jego wiceprzewodniczącym. W 1989 roku – jeden z twórców Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej, następnie przez dwie kadencje jego przewodniczący, a od 1992 roku – honorowy przewodniczący ZHR.

W 2003 roku profesor Strzembosz otrzymał tytuł honorowego obywatela Jedwabnego w Podlaskiem, za prezentowanie prawdy historycznej dotyczącej postaw mieszkańców Jedwabnego w czasie II wojny światowej. Jego ostatnia opublikowana książka nosi tytuł „Antysowiecka partyzantka i konspiracja nad Biebrzą X 1939-VI 1941”.

W ostatnich latach, za krytykę prof. J. T. Grossa był wielokrotnie atakowany przez Gazetę Wyborczą.
Wieczny Odpoczynek racz mu dać Panie…

Postać miesiąca 02/2004

Znam Piotrka już dobre 4 lata i wiele mogę o nim powiedzieć. Zacznijmy od początku. Szczerze mówiąc, to nie wiem jak to było na początku, ale pokuszę się na śmiałe stwierdzenie, że Piotrek urodził się w mundurze.

Zbiorki, biwaki, obozy – to całe Jego życie. Była 7 DH, były też zuchy, obecnie jest zastępowym zastępu starszego w 209 DH. Robi naprawdę sporo. Ciężko byłoby wymienić rzeczy, w które się angażował-ale spróbuje.

Jeśli trzeba gdzieś zagrać i zaśpiewać-nie ma sprawy, Piotrek jest zawsze gotowy-pełny zakres usług, full service : msza harcerska, koncert na dzień nauczyciela, piosenka na zbiórkę, kolędy. Jego specjalnością są wszelkiego rodzaju gry, podobnie zresztą jak Zadry- razem są niezastąpieni.

Ostatnio mocno zaangażował się w pomoc przed wigilią dla dzieciaków, mimo bólu biodra znosił tysiące kartonów, pakował paczki, dźwigał puszki z ananasami, no i wreszcie śpiewał dla dzieci i bawił się z nimi.
Jest skromny i wrażliwy, odpowiedzialny, ma specyficzne poczucie humoru. Bardzo często zjawia się na zbiórkach 209, ponadto prowadzi co tydzień zbiórki starszego zastępu. Powinien mieć odznakę ratownika często bowiem ratuje nas z opresji- zaczynając od takiej małej rzeczy jak powieszenie plakatu w szkole, a skończywszy na zorganizowaniu gry lub biwaku.

A oto w skrócie to, co sobą reprezentuje:
P – piekielnie pracowity
I – inteligentny
O – obrotny
T – twórczy
R – radosny
Taki właśnie jest Piotrek.

Podsumowując: jeśli ktoś szuka osoby do pracy za darmo, na pełnych obrotach, kogoś kto całkowicie poświęci się temu, co robi- to można się do Piotrka z powodzeniem zgłosić. Jeśli zaś w rubryce ogłoszeń ktoś szuka przyjaciela, który nigdy nie zawiódł myślę, że Piotrek również świetnie by się nadawał(ale już nie będzie tak łatwo, bo jest już nasz i tak łatwo go nie oddamy).

Za wszystko, co zrobiłeś dla nas , za zaangażowanie i za to, że zawsze dajesz siebie w tym, co robisz 209-ta mówi głośno dzięęękuujęęę!!!

Kasia Kołodziejczyk
Przyboczna 209 DH

Jan Paweł II – Co to znaczy „czuwam”?

Zdjęcie ze strony PAP.plW godzinie Apelu Jasnogórskiego staję, o Matko, przed Twoim umiłowanym wizerunkiem, ażeby Cię powitać.
Witam Cię jako pielgrzym ze stolicy świętego Piotra w Rzymie, a zarazem syn tej ziemi, pośród której od sześciuset lat jesteś obecna w Twoim Jasnogórskim Wizerunku.

Przybywałem tutaj często wołaniem serca, w każdą środę przemawiałem do Ciebie wobec uczestników audiencji generalnych na placu Świętego Piotra. Przeżywałem jubileusz sześćsetlecia wraz z wszystkimi Twoimi czcicielami, wraz z całym moim narodem.

Dziś dane mi jest stanąć raz jeszcze na tym świętym miejscu i spojrzeć w Twoje jasnogórskie Oblicze.

Witam Cię jako pielgrzym. Witam Cię w godzinie wieczornego Apelu po Mszy świętej odprawionej przez Prymasa Polski i duszpasterzy młodzieży. Witam Cię wraz z wszystkimi uczestnikami tego spotkania – przede wszystkim wraz z polską młodzieżą.

Raduję się z tego, że jesteśmy tutaj razem wobec Matki naszego narodu. Raduję się, drodzy młodzi przyjaciele, że razem z wami mogę Ją raz jeszcze pozdrowić słowami dzisiejszej wieczornej liturgii: Błogosławiona jesteś, Córko, przez Boga Najwyższego spomiędzy wszystkich niewiast na ziemi…

Tyś wielką chlubą naszego narodu!

Raduję się, że wespół z wami, młodzieży polska, będę mógł rozważyć zwięzłą, a jednakże bogatą treść Apelu Jasnogórskiego, który stał się jakby szczególnym dziedzictwem tysiąclecia chrztu Polski.

Już w czasie przygotowania do tej wielkiej rocznicy – 1966 – każdego dnia o godzinie 21 powtarzaliśmy, śpiewając lub wypowiadając te słowa:

„Maryjo, Królowo Polski, Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam!”

Zwięzłe słowa. Wymowne. Zakorzeniły się w naszej pamięci i w naszym sercu. Rok milenijny minął – a my nadal czujemy potrzebę, aby je powtarzać. Cieszę się, że dane mi jest dzisiaj powitać Panią Jasnogórską, rozważając naprzód, a potem śpiewając Apel Jasnogórski z polską młodzieżą.

Wypowiadając te słowa: „Maryjo, Królowo Polski, Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam„, nie tylko dajemy świadectwo duchowej obecności Bogarodzicy pośród pokoleń zamieszkujących polską ziemię.

Te słowa świadczą o tym, że wierzymy w miłość, która nas stale ogarnia. Ta miłość zrodziła się u stóp krzyża, kiedy Chrystus (jak to przypomniała dzisiejsza wieczorna Ewangelia) zawierzył Maryi swojego ucznia Jana: „Oto syn Twój” (J 19, 26). Wierzymy, że w tym jednym człowieku zawierzył Jej każdego człowieka. Równocześnie zaś w Jej Sercu obudził taką miłość, która jest macierzyńskim odzwierciedleniem Jego własnej miłości odkupieńczej.

Wierzymy, że jesteśmy miłowani tą miłością, że jesteśmy nią ogarniani: miłością Boga, która się objawiła w Odkupieniu – i miłością Chrystusa, który tego Odkupienia dopełnił przez Krzyż – i wreszcie miłością Matki, która stała pod krzyżem i z Serca Syna przyjęła do swego Serca każdego człowieka.

Jeśli wypowiadamy słowa Apelu Jasnogórskiego, to dlatego, że wierzymy w tę miłość. Wierzymy, że jest ona od stuleci obecna wśród pokoleń zamieszkujących ziemię polską. Że jest szczególnie obecna w znaku Jasnogórskiej Ikony.

Do tej miłości się odwołujemy. Świadomość tego, że jest taka miłość, że ma ona na ziemi polskiej swój szczególny znak, że możemy do niej się odwołać – daje naszej całej chrześcijańskiej i ludzkiej egzystencji jakiś podstawowy wymiar: jakąś pewność większą od wszystkich doświadczeń czy zawodów, jakie może zgotować nam życie.

Jeśli wypowiadamy słowa Apelu Jasnogórskiego, to nie tylko dlatego, aby do tej miłości (odkupieńczej oraz macierzyńskiej) odwołać się – ale także, aby na tę miłość odpowiedzieć.

Słowa: „Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam„, są bowiem zarazem wyznaniem miłości, którą pragniemy odpowiedzieć na miłość, jaką jesteśmy odwiecznie miłowani. Słowa te są zarazem wewnętrznym programem miłości. Określają one miłość nie wedle skali samego uczucia – ale wedle wewnętrznej postawy, jaką ona stanowi. Miłość – to znaczy: być przy Osobie, którą się miłuje (jestem przy Tobie), to znaczy zarazem: być przy miłości, jaką jestem miłowany. Miłować – to znaczy dalej: pamiętać. Chodzić niejako z obrazem umiłowanej Osoby w oczach i w sercu. To znaczy zarazem: rozważać tę miłość, jaką jestem miłowany, i coraz bardziej zgłębiać jej boską i ludzką wielkość. Miłować – to wreszcie znaczy: czuwać. Pozwólcie, że ten ostatni rys miłości szczególnie rozwiniemy.

Jest rzeczą niesłychanie doniosłą, aby w młodości – w tym wieku, w którym budzą się nowe uczucia miłości, uczucia decydujące nieraz o całym życiu – chodzić z takim dojrzałym wewnętrznym programem miłości, właśnie takim, o jakim mówi Apel Jasnogórski. Odpowiadając na miłość, którą jesteśmy odwiecznie umiłowani przez Ojca w Chrystusie, odpowiadając na nią zarazem jako na miłość macierzyńską Bogarodzicy – sami uczymy się miłości.

Pani Jasnogórska jest nauczycielką pięknej miłości dla wszystkich. Jest to zaś szczególnie ważne dla was, młodych. W was bowiem rozstrzyga się ów kształt miłości, jaką będzie miało całe wasze życie. A przez was – życie ludzkie na ziemi polskiej. Życie małżeńskie, rodzinne, społeczne, patriotyczne – ale także: życie kapłańskie, zakonne, misyjne. Każde życie określa się i wartościuje poprzez wewnętrzny kształt miłości. Powiedz mi, jaka jest twoja miłość – a powiem ci, kim jesteś.

Czuwam! Jakże dobrze, iż w Apelu Jasnogórskim znalazło się to słowo. Posiada ono swój głęboki rodowód ewangeliczny: Chrystus wiele razy mówił: „Czuwajcie!” (Mt 26, 41). Chyba też z Ewangelii przeszło ono do tradycji ruchu harcerskiego. W Apelu Jasnogórskim słowo „czuwam!” jest istotnym członem tej odpowiedzi, jaką pragniemy dawać na miłość, którą jesteśmy ogarnięci w znaku Jasnogórskiej Ikony. Odpowiedzią na tę miłość musi być właśnie to, że czuwam!

Co to znaczy: „czuwam„? To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia nie zagłuszam i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać, przezwyciężając je w sobie. To taka bardzo podstawowa sprawa, której nigdy nie można pomniejszać, zepchnąć na dalszy plan. Nie. Nie! Ona jest wszędzie i zawsze pierwszoplanowa. Jest zaś tym ważniejsza, im więcej okoliczności zdaje się sprzyjać temu, abyśmy tolerowali zło, abyśmy się łatwo z niego rozgrzeszali. Zwłaszcza jeżeli tak postępują inni.

Moi drodzy przyjaciele! Do was, do was należy położyć zdecydowaną zaporę demoralizacji – zaporę tym wadom społecznym, których ja tu nie będę nazywał po imieniu, ale o których wy sami doskonale wiecie. Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali. Doświadczenia historyczne mówią nam o tym, ile kosztowała cały naród okresowa demoralizacja. Dzisiaj, kiedy zmagamy się o przyszły kształt naszego życia społecznego, pamiętajcie, że ten kształt zależy od tego, jaki będzie człowiek. A więc: czuwajcie!

Chrystus powiedział podczas modlitwy w Ogrójcu apostołom: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie”.

Czuwam – to znaczy dalej: dostrzegam drugiego. Nie zamykam się w sobie, w ciasnym podwórku własnych interesów czy też nawet własnych osądów. czuwam – to znaczy: miłość bliźniego – to znaczy: podstawowa międzyludzka solidarność.

Wobec Matki Jasnogórskiej pragnę podziękować za wszystkie dowody tej solidarności, jakie dali moi rodacy, w tym również młodzież polska, w trudnym okresie niedawnych miesięcy (1). Niełatwo mi tutaj wymienić wszystkie formy tej troski, jaką otoczone były osoby internowanych, uwięzionych, zwalnianych z pracy, a także ich rodziny. Wy wiecie o tym lepiej ode mnie. Do mnie także dochodziły sporadyczne, choć częste wiadomości.

Niech to dobro, które wyzwoliło się w tylu miejscach, na tyle sposobów, nie ustaje na ziemi polskiej. Niech stale potwierdza owo „czuwam” z Apelu Jasnogórskiego, które jest odpowiedzią na obecność Matki Chrystusa w wielkiej rodzinie Polaków.

Czuwam – to znaczy także: czuję się odpowiedzialny za to wielkie, wspólne dziedzictwo, któremu na imię Polska. To imię nas wszystkich określa. To imię nas wszystkich zobowiązuje. To imię nas wszystkich kosztuje.

Może czasem zazdrościmy Francuzom, Niemcom czy Amerykanom, że ich imię nie jest związane z takim kosztem historii, że o wiele łatwiej są wolni, podczas gdy nasza polska wolność tak dużo kosztuje.

Nie będę, moi drodzy, przeprowadzał analizy porównawczej. Powiem tylko, że to, co kosztuje, właśnie stanowi wartość. Nie można zaś być prawdziwie wolnym bez rzetelnego i głębokiego stosunku do wartości. Nie pragnijmy takiej Polski, która by nas nic nie kosztowała. Natomiast czuwajmy przy wszystkim, co stanowi autentyczne dziedzictwo pokoleń, starając się wzbogacić to dziedzictwo. Naród zaś jest przede wszystkim bogaty ludźmi. Bogaty człowiekiem. Bogaty młodzieżą! Bogaty każdym, który czuwa w imię prawdy, ona bowiem nadaje kształt miłości.

Moi młodzi przyjaciele! Wobec naszej wspólnej Matki i Królowej serc pragnę wam na koniec powiedzieć, że wiem o waszych cierpieniach, o waszej trudnej młodości, o poczuciu krzywdy i poniżenia, o jakże często odczuwanym braku perspektyw na przyszłość – może o pokusach ucieczki w jakiś inny świat.

Apel Jasnogórski

1. Maryjo Królowo Polski (2x)
Jestem przy Tobie,
Pamiętam o Tobie,
I czuwam na każdy czas (2x)

2. Maryjo jesteśmy młodzi (2x)
Już dzisiaj zależy
Od polskiej młodzieży
Następne tysiąc lat (2x)

3. Maryjo Królowo nasza (2x)
Ciebie prosimy,
Uświęcaj rodziny
Uświęcaj każdego z nas (2x).

Chociaż nie jestem wśród was na co dzień, jak bywało przez tyle lat dawniej – to przecież noszę w sercu wielką troskę. Wielką, ogromną troskę. Jest to, moi drodzy, troska o was. Właśnie dlatego, że „od was zależy jutrzejszy dzień”.

Modlę się za was codziennie.

Dobrze, że jesteśmy tutaj razem w godzinie Apelu Jasnogórskiego. Wśród doświadczeń obecnego czasu, wśród próby, przez jaką przechodzi wasze pokolenie – ten Apel milenijny jest nadal programem.

W nim zawiera się jakaś podstawowa droga wyjścia. Bo wyjście w jakimkolwiek wymiarze – ekonomicznym, społecznym, politycznym – musi być naprzód w człowieku. Człowiek nie może pozostać bez wyjścia.

Matko Jasnogórska, która dana nam jesteś przez Opatrzność ku obronie narodu polskiego, przyjmij dzisiejszego wieczoru ten Apel polskiej młodzieży wespół z papieżem-Polakiem i pomóż nam trwać w nadziei! Amen. (…) Na koniec Papież pobłogosławił krzyże przyniesione przez młodzież. Powiedział przy tym: Niech w tym krzyżu będzie wasza mądrość i wasza siła przez Maryję Jasnogórską.

Apel Jasnogórski – rozważanie wygłoszone przez Jana Pawła II do młodzieży w Częstochowie 18 czerwca 1983 roku. W tym pliku znajdziesz pełny tekst rozważań z Apeli Jasnogórskich z innych pielgrzymek do Polski.

(1) – Papież mówi tu o stanie wojennym wprowadzonym w Polsce 13 grudnia 1981 roku (przyp. MG).

Krystyna Krahelska – bohaterowie naszych drużyn

Zdjecie ze strony http://www.radio.com.pl/dwojka/Najpierw była żołnierską piosenką i szczekaniem karabinów daleko,
Najpierwszym, dziecinnym wspomnieniem, niespanymi matczynymi nocami,
Była szarą, zapomnianą jesienią szary więzień opuszcza Magdeburg-
Była wielka, i rosła z dnia na dzień, z modlitw, z ofiar, z oczekiwania.
Później była historią w szkole, drzew zielenią, łopotem sztandarów,
Defiladą harcerską na baczność i skowrończą piosenką pod niebem,
Jeszcze później cichym zachwytem w samym środku miejskiego gwaru
I zapachem jaśminów w Łazienkach, przy parkanie za którym – Belweder.
Bardzo trudno powiedzieć: Polska, żeby w słowie powiedzieć wszystko:
Barwę nieba i wody, woń lasu i żytnie zagony na piasku,Patos ciszy i warkot motorów, defilady i słońce na kaskach,
Całą prostą ludzką codzienność i odświętność. Dalekość i bliskość.


Warszawska Syrena. Cóż o niej wiemy? Stoi sobie spokojnie pilnując mostu Święto-krzyskiego. Pomnik wykonała artystka rzeźbiarka Ludwika Nitschowa. Niektórzy jeszcze wiedzą, że pozowała do rzeźby Krystyna Krahelska.. Warszawskiej Syrenie dała swą twarz, Powstańczej Warszawie oddała życie…
Urodziła się 75 lat temu, 24 marca 1914 roku w Mazurkach, ziemi nowogródzkiej, powiecie baranowickim, w rodzinie ziemiańsko inteligenckiej. 24 czerwca 1915 roku przyszedł na świat jej ukochany brat Bohdan. Matka, Janina z domu Bury, działaczka niepodległościowa na kresach, ojciec Jan, również działacz niepodległościowy, trzykrotnie więziony przez zaborców, odznaczony Krzyżem Niepodległości, dziadek Aleksander Krahelski uczestnik Powstania Styczniowego. Ciotka Wanda Krahelska mając dziewiętnaście lat, w 1906 roku rzucała bombę w zamachu na gubernatora Warszawy, generała Skałona.
W maju 1920 roku przeniosła się z babcią Idalią i bratem do Puław. W związku z częstymi przenosinami ojca, wysokiego urzędnika państwowego, który w 1921 roku został awansowany do stopnia podpułkownika, Krystyna często zmieniała miejsce zamieszkania. Łachwa k/Łunińca w latach 1921-22, powrót do kompletnie spalonych Mazurek i konieczność zamieszkania do 1924 roku w oddalonej o 3 km wsi Hończary. Stamtąd dozorowano odbudowę rodzinnego gniazda. W 1926 roku ojciec otrzymuje nominację na starostę powiatu łunińskiego i od marca mieszka tam razem z rodziną. Po dziewięciu miesiącach kolejny awans, tym razem na kierownika województwa, a następnie wojewodę poleskiego z siedzibą w Brześciu. Ówczesna stolica województwa, to 46 tysięczne miasto, zamieszkałe przez 35% Polaków, 15% Rusinów i 50% Żydów. Tu nie ma szans na zostanie ksenofobem.


Krystyna kontynuuje naukę szkolną w Państwowym Gimnazjum Koedukacyjnym im. Romualda Traugutta. Chłonie historię swojego narodu. Wraz z bratem zwiedza Wołczyn, miejsce urodzenia i ostatniego pochówku króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, Mereczowszczyznę, gdzie urodził się Tadeusz Kościuszko, Szostków, gdzie przyszedł na świat Romuald Traugutt, miejscowości związane z Elizą Orzeszkową, Tadeuszem Rejtanem.
Matka angażuje się w działalność społeczną kierując Poleskim Wojewódzkim Komitetem Kolonii Letnich, następnie Towarzystwem Popierania Przemysłu Ludowego. Mając czternaście lat Krystyna powtarza: „Mam szczerą wolę całym życiem służyć Bogu i Ojczyźnie, nieść pomoc bliźnim i być posłuszną prawu harcerskiemu”. Chyba także wtedy zaczyna czynnie interesować się poezją.


„Dzieciństwo, dalekie dzieciństwo,
Pachnące lasem bez granic,
Że też ci się tak zeszło prędko
I tak na nic.
Pozostał po tobie zapach
I zimna bosa rosa,
I ciche jesienne noce,
I zima w płonących szczapach.
Ani jednej przeczytanej książki,
Końskie grzywy i bujna swoboda,
O dzieciństwo, dalekie dzieciństwo,
Przepłynięte niby wąska woda.”


W roku 1929 uczestniczy w kursie drużynowych na obozie letnim w Serpelicach. Po kursie obejmuje drużynę wilczków (zuchów). Jak wynika ze wspomnień harcerek, była wspaniałą drużynową. W roku 1931 uczestniczy, jako odpowiedzialna za magazyn wyprawy, w Zlocie Skautów Słowiańskich w stolicy Czech, Pradze. Jedynie Polacy mieszkali w zbudowanym w ciągu dwóch dni obozie pod namiotami. Krystyna niezwykle intensywnie przeżywa harcerski etap swojego życia. Do końca jest wierna Prawu. Maturę zdaje w 1932 roku. W październiku tegoż roku zostaje studentką Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Początkowo studiuje geografię. i uczęszcza na wykłady z historii. Później przenosi się na etnografię i wieńczy studia pracą magisterską na temat: „Rok obrzędowy w Mazurkach”.
W roku 1933 przeżywa odsunięcie 49-letniego ojca od wszelkiej działalności państwowej z pobudek czysto politycznych. Zastępuje go osławiony Kostek Biernacki. Dopiero nowy minister rolnictwa Juliusz Poniatowski zatrudnia go w ministerstwie jako specjalistę d/s melioracji. Wraz z rodziną przenosi się do Warszawy. Pracuje tam do przejścia na emeryturę w październiku 1936 roku. Nowy adres to Kopernika 28 m 4, następnie Miodowa 7.
Brat wstępuje na SGH. W czasie wakacji 1936 roku kończy kurs szybowcowy, a Krystyna odbywa praktykę wakacyjną na Huculszczyżnie. Prut, Czarny i Biały Czeremosz, Czarnohora, opiewane dotąd w piosence, stają się jawą. Uwiecznia ją w dwóch wierszach: ”Daraby” i „Ballada o świętym Jerzym”.
Od jesieni 1936 roku zamieszkuje z bratem i gronem zaprzyjaźnionej i uczącej się młodzieży przy ul. Fałata 6 m. 24.
W roku 1937 staje się modelem do pomnika Syreny. Pozuje w mieszkaniu przy Mokotowskiej 14. Nie był to jej pierwszy kontakt z Ludwiką Nitschową. Rzeźbiarka wykonała już rzeźbę „Krystyna”.
Była to rzeźba głowy o wymiarach 82×57 z 1936 roku. O pomniku Syreny mówi sama artystka: „wyrzeźbiona przeze mnie twarz Syreny warszawskiej jest twarzą Krystyny zmonumentalizowaną, aby nie było tak łatwo rozpoznać Krysię, chodzącą ulicami, co by Ją może krępowało. Bo chodziła ulicami warszawskimi prosta, wysoka, jaśniejąca uśmiechem wewnętrznej młodzieńczej radości i siły, gotowa na wszystko, co uczciwe, sprawiedliwe i piękne”.
Pomnik został odsłonięty przez prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego prawdopodobnie 15 sierpnia 1939 roku przy wylocie ul. Tamki na Wybrzeżu Kościuszkowskim.
Wys. 3,75 m, szerokość 1,87 m. Masa 1206 kg. Odlany w Zakładzie Brązowniczym Braci Łopieńskich przy ul. Hożej 55 w dziewięciu częściach.


Niestety, przyszedł Wrzesień i dotychczasowy świat legł w gruzach. Po perypetiach Krahelscy docierają do Warszawy. Od wiosny 1940 roku przenoszą się do majątku przyjaciół w Pieszej Woli. Już w grudniu 1939 Krystyna wstąpiła do SZP, następnie ZWZ, pełniła funkcje łączniczki i sanitariuszki.
W roku 1941 pisze „Kołysankę o zakopanej broni”


Smutna rzeka, księżyc po niej pływa,
Nad nią ciemne dłonie chyli klon,
Śpij, dziecino, nic się nie odzywa,
Śpi w mogiłach zakopana broń.

Smutna rzeka, usnął las cienisty,
Srebrne gwiazdy spadły w srebrną toń.
Gdzieś po polach, gdzieś po lasach mglistych
Czujnie drzemie zakopana broń.

Smutna rzeka, księżyc po niej spłynął,
Ciemna noc na liściach kładzie dłoń.
Śpij dziecino, śpij żołnierski synu,
Już niedługo obudzimy broń.


W latach 1941-43 pracowała w pracowni mikrobiologii Instytutu w Puławach, a w 1943-1944 była pielęgniarką w szpitalu powiatowym we Włodawie. Wyprawiała się jako sanitariuszka do oddziałów partyzanckich, była instruktorką służby sanitarnej. Podczas Świąt Bożego Narodzenia 1942 roku na prośbę chłopców z „Baszty” Krystyna pisze marsz „Hej, chłopcy, bagnet na broń”.
Prawykonanie „koncertowe” pieśni miało miejsce w połowie lutego 1943 roku, przy ul. Czarnieckiego 39/41 w Warszawie. Kilkudziesięciu chłopców i kilka dziewcząt słuchało piosenek w wykonaniu Krystyny i Jasi Krassowskiej. Od „Bogurodzicy”, przez legionowe i powstańcze do partyzanckich i na końcu marsz „Baszty”:

„Hej, chłopcy, bagnet na broń!
Długa droga daleka przed nami,
Mocne serca, a w ręku karabin,
Granaty w dłoniach i bagnet na broń!

Jasny świt się roztoczy, wiatr owieje nam oczy
I odetchnąć da płucom i rozgorzeć da krwi
I piosenkę jak tęczę nad nami roztoczy
W równym rytmie marsza: raz, dwa, trzy…

Hej, chłopcy, bagnet na broń!
Długa droga przed nami, trud i znój,
Po zwycięstwo my młodzi, idziemy na bój,
Granaty w dłoniach i bagnet na broni.


Ciemna noc się nad nami roziskrzyła gwiazdami,
Białe wstęgi dróg w pyle, długie noce i dni,
Nowa Polska, zwycięska jest w nas i przed nami
W równym rytmie marsza: raz, dwa, trzy…


Hej, chłopcy, bagnet na broń!
Bo kto wie, czy to jutro, pojutrze czy dziś
Przyjdzie rozkaz, że już, że już trzeba nam iść,
Granaty w dłoniach i bagnet na broni!


W lutym 1944 roku, Krahelscy przeprowadzają się do Woli Justowskiej pod Krakowem. W marcu dołącza do nich Krystyna. Nie może jednak żyć bez warszawskiego tempa. W połowie maja zamieszkuje w Warszawie. Flory 5, Polna 40, Filtrowa, Pilicka 32, Rejtana 3 m 5, to mieszkania goszczących ją znajomych i przyjaciół. Ostatnie adresy: tam gdzie nastąpiła koncentracja oddziału „Jeleń” – Malczewskiego 19 i Słoneczna. 1 sierpnia pluton 1108, w którym sanitariuszką była Krystyna ps. „Danuta” przenosi się na Polną 46. Stamtąd o godzinie 17.00, czyli „W”, rusza do akcji na gmach redakcji „Nowego Kuriera Warszawskiego”. Spotyka się z przeważającymi siłami wroga. Padają pierwsi ranni i zabici. Krystyna opatruje Zygmunta Gebethnera ps. „Zygmuntowski”. Odciąga rannego w Płuco por. „Mistrza” (Władysław Koch), wraca na pole walki, tam ok. godz. 18.00 zostaje ciężko ranna, dostaje trzy pociski w płuca. Z powodu silnego ostrzału, dopiero późnym wieczorem, już nieprzytomna, zostaje przyniesiona na punkt sanitarny przy Polnej 34. Przeniesiona do mieszkania Polna 36, m.1a, umiera w nocy 2 sierpnia. Zostaje pochowana przy Polnej 36. Pośmiertnie odznaczona Krzyżem Walecznych, Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami. Pogrzeb ekshumowanych zwłok Krystyny odbył się z kościoła Zbawiciela 9 kwietnia 1945 roku. Poza matką, Janiną, w pogrzebie wzięła udział autorka rzeźby Syreny, Ludwika Nitschowa.


Chryste Panie z przydrożnych połamanych krzyży…
Daj nam, Chryste przydrożny, silną wolę życia!
I daj nam śmierć żołnierską jeśli umrzeć trzeba.
Poprzez ciemność i burze daj nam iść najprościej
Drogą do nowej Polski, drogą do wolności.

Fragment „modlitwy” – Krystyna Krahelska.


* * *
Na podstawie książki Marii Marzeny Grochowskiej
i Bohdana Grzymały Siedleckiego:
KRYSTYNA KRAHELSKA „Obudźmy jej zamilkły śpiew”


Biała Sowa. 24 marca 2003r.

Wilk, który nigdy nie śpi

Jak wiadomo twórcą skautingu jest gen. Robert Baden-Powell. Dlaczego właśnie on? W jaki sposób gen. Robert Stephenson Smyth Baden-Powell wpadł na pomysł załoiżenia skautingu?
Wyjaśniamy niżej. Skupmy się na kilku szczegółach jego życia, które wywarły istotny wpływ na przyszły kształt ruchu młodzieżowego, którego był on twórcą. B-P urodził się w Londynie jako syn profesora na Uniwersytecie Oksfordzkim.

W dzieciństwie wiele czasu spędzał w gąszczu londyńskiego Hyde Parku, gdzie z pasją oddawał się podchodom. Wybierał się też często do dzielnic nędzy, rozmyślając o losie żyjących tam ludzi. Doszedł do wniosku, że tym, co najbardziej dzieli biednych od bogatych jest ich lichy strój, który pozwala na pierwszy rzut oka rozpoznać pochodzenie człowieka.

Ciąg dalszy czytaj na stronie: http://208wdhiz.home.pl/skrypty/

Andrzej Małkowski

Tydzień temu (22 maja 2002) obchodziliśmy ważną rocznicę. 91 lat temu Andrzej Małkowski podpisał swój pierwszy rozkaz. Data ta została przyjęta jako symboliczna data powstania harcerstwa.

Andrzej Małkowski urodził się w miejscowości Trębki koło Kutna. Do szkół średnich uczęszczał w zaborze rosyjskim i austriackim (Lwów-Kraków). We Lwowie wstąpił na politechnikę – studiów jednak nie ukończył. Znał dobrze cztery języki: angielski, niemiecki, francuski i rosyjski. Znał również kulturę i literaturę tych narodów.

W konspiracyjnej szkole „Zarzewia” zdobył stopień oficerski. Był instruktorem wychowania w Sokole.

W roku 1910 na polecenie komendanta kursu instruktorskiego zarzewiackiej organizacji „Polski Związek Wojskowy”, rozpoczął tłumaczenie książki generała Roberta Baden-Powella: „Scouting for Boys”. Ten angielski podręcznik przerobił dopasowując do polskich potrzeb i wydając w lipcu 1911 „Skauting jako system wycho-wania młodzieży”. Parę miesięcy przed tym, w marcu 1911 r. w opar-ciu o „Zarzewie” i „Sokół” organizował i kierował pierwszym kursem skautowym we Lwowie.

Kurs ten zapoczątkował systematyczny rozwój harcerstwa w Polsce.

22 maja 1911 podpisał pierwszy rozkaz. Data ta azpstała uznana jako sybmoliczna data powstania harcerstwa.

15. października 1911 r. Małkowski rozpoczyna wydawanie pierwszego pisma harcerskiego w Polsce. Jest to „Skaut” wychodzący we Lwowie. Był pierwszym redaktorem „Skauta” i głównym przez pewien czas autorem drukowanych tam artykułów.

W 1911/1912 r. objechał i zwizytował wszystkie ważniejsze ośrodki nowo powstającego harcerstwa w Małopolsce. W lecie 1912 roku udał się do Anglii w celu lepszego zapoznania się ze skautingiem. Po powrocie na skutek rozbieżności z Naczelną Komendą Skautową we Lwowie – wycofał się ze stanowisk kierowniczych.

Ożenił się z drużynową pierwszej żeńskiej drużyny we Lwowie – Olgą Drahonowską.

Zamieszkał w Zakopanem, gdzie był nauczycielem w gimnazium.

W lecie 1913r. zorganizował pierwszą polską wyprawę skautową za granicę – na zlot skautów do Birmingham. Opisał tę wyprawę w książce: „Jak skauci pracują” (Kraków 1914). Jest to jedna z najpiękniej-szych książek harcer-skich.

Po wy-buchu wojny światowej (1914), zgłosił się z ochot-niczym plutonem harcerzy zakopiańskich do I-szej Brygady. Służył i walczył w legionach do 1915r. Nie mogąc się zmusić do złożenia przysięgi wierności dla cesarza Austro-Węgier, którą wymuszono na Legionach, wystąpił z wojska.

Organizował w Tatrach wojskowy oddział zbrojny. Na skutek zagrożenia przekradł się do zachodniej Europy i po krótkim pobycie we Francji, odjechał do Stanów Zjednocznych Ameryki Północnej.

W latach 1916-1917 organizował harcerstwo polskie w Stanach Zjednoczonych. Pracę tę cechował wielki rozmach.

Porzuca Stany Zjednoczone i w Kanadzie wstępuje do armii kanadyjskiej. Kończy szkołę oficerską w Toronto i w ramach wojsk kanadyjskich walczy na froncie zachodnim we Francji.

W listopadzie 1918 roku przenosi się do oddziałów generała Hallera we Francji. Stąd wysłany zostaje do południowej Rosji, ogarniętej wówczas rewolucją, aby za zwolnieniem władz rewolucyjnych wziąć tam udział w tworzeniu polskich oddziałów wojskowych. Dh. małkowski otrzymał przy tym polecenie wyzyskania do tych prac w pierwszym rzędzie harcerzy. W drodze do portu czarnomorskiego Odessy – okręt, na którym płyną Małkowski wpdadł u brzegów sycylijskich na minę (16 stycznia 1919r.). Wśród nielicznych rozbitków, którzy się wyratowali z katastrofy Andrzeja Małkowskiego nie było…

źródło: http://www.wlo.pl/homepages/szymp/

Syn Marnotrawny?

Na pewno znasz przypowieść o synu marnotrawnym. Opowiada ona historię młodego człowieka, który zażądał od ojca przypadającej mu części majątku, odjechał w dalekie strony, gdzie mógł „trwonić swoją majętność żyjąc rozpustnie”. Gdy już wydał wszystkie pieniądze i popadł w nędzę przypomniał sobie o domu rodzinnym.

Wrócił do ojca, poprosił o przyjęcie do grona służby. Syn został przez ojca powitany z wielką radością. Został odziany w najlepsze szaty i wyprawiono ucztę aby uczcić powrót syna do domu. Ojciec nie zamknął przed nim drzwi ale powitał go jak osobę, która umarła i na nowo ożyła. Tyle św. Łukasz, który zawarł tę przypowieść w swojej Ewangelii.

Parabola ta stała się podstawą dla wielu dzieł literackich, muzycznych i malarskich.

Niektórzy twórcy wracali do tego wątku kilkakrotnie. Tak było m.in. z Hieronimusem van Aeken zwanym Bosch’em. Syn marnotrawny, który patrzy na nas z obrazu jest już człowiekiem starym, niedołężnym i zmęczonym. Nic nie wskazuje na to, że jeszcze niedawno smakował świata. Bawił się i nie myślał o tym co będzie jak już opróżni ostatnią sakiewkę. Kiedy okazało się, że razem z nią rozstali się z nim jego towarzysze i został w biedzie sam podjął niełatwą decyzję o powrocie do domu.

Decyzja o powrocie do ludzi, których skrzywdziliśmy nigdy nie jest łatwa. Nie wszyscy ludzie mają tyle cierpliwości co ojciec syna marnotrawnego. Nie każde powroty kończą się tak szczęśliwie. Często poróżnione strony nie potrafią sobie wybaczyć. Czy Ty kiedyś będąc w sytuacji ojca syna marnotrawnego nie wykorzystasz okazji, żeby pokazać swoją wyższość?

Patrząc z drugiej strony czy będziesz mieć tyle odwagi, co syn marnotrawny? Czy urażona ambicja nie będzie Ci przeszkadzała przyznać się do błędu i poprosić o przebaczenie?

Jeżeli taka sytuacja Cię kiedyś spotka – życzę Ci, żeby ojciec powitał Cię z radością.

Jacek Kaczmarski napisał piosenkę wg obrazu „Syn Marnotrawny”. W jego dorobku znajduje się spora liczba wierszy i piosenek nawiązujących do malarstwa. Aby lepiej zrozumieć te piosenki trzeba poznać też dzieła, do których się odnoszą. W ten sposób przybliża nam polskie i światowe malarstwo. Jestem mu wdzięczny za to, że otworzył mi oczy na świat o którego istnieniu nie wiedziałem. Świat przeżywani sztuki. Czas poznawania twórczości Kaczmarskiego przypadł na okres mojego dorastania. Zaowocowało to tym, że należy on do grona osób, które miały decydujący wpływ na to kim jestem.

Kaczmarski kończy swoją interpretację obrazu wkładając w usta syna marnotrawnego słowa: „Lecz panika – nie wiem skąd wiem – jest już dla mnie skończona”. Czego i Tobie życzę.

Mirek Grodzki

———————–

JACEK KACZMARSKI urodził się w 1957 roku w Warszawie. Tamże w roku 1980 ukończył polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 1977-1980 był laureatem wielu nagród na festiwalach piosenki kabaretowej i poetyckiej oraz na Festiwalu Piosenki Studenckiej. Nie należy jednakże zapominać, że w tych samych latach siedemdziesiątych, ze względu na obostrzenia cenzuralne, znany był jedynie w środowiskach studenckich i w tzw „drugim obiegu” oraz w kabarecie Pod Egidą Jana Pietrzaka. W październiku 1981 roku Kaczmarski wyjechał do Francji, gdzie w grudniu dosięgnęło go ogłoszenie stanu wojennego w Polsce. Został więc członkiem założycielem paryskiego Komitetu Solidarności z „Solidarnością”.

Sposób odczytywania jego twórczości przez publiczność, zyskały mu miano, po sierpniu 1980 roku, barda „Solidarności”. W okresie 1984-1994 pracował jako redaktor Rozgłośni Radia Wolna Europa, prowadząc tam cykliczną audycję pt. Kwadrans Jacka Kaczmarskiego. W tymże okresie koncertował w skupiskach polonijnych na całym świecie. W kraju występował podczas dłuższych regularnych pobytów od 1990 roku.

W 1995 wraz z rodziną wyjechał z Polski do Australii. Wraca co roku do Polski na koncerty.

———————–

JACEK KACZMARSKI MA RAKA!!!

Choroba, z którą się zmaga, zaatakowała nagle i nie pozostawiła wiele czasu na ratunek. Przyjaciele barda polskiej wyzwoleńczej sceny podziemnej organizują koncerty charytatywne.

Dochód z nich przekazany będzie w całości Jackowi – na niezwykle drogie leczenie, ratowanie życia.

Pieniądze można wpłacać na konto:

“Społeczna fundacja ludzi dla ludzi”

ul. Garbary 5, 61-866 Poznań

Pekao S.A. I o/ Poznań

12401747-01618062-2700-401112-107

Hasło: Jacek

Tytułem: „Pomoc Jackowi w chorobie”

Szczegóły na stronie http://www.jk.prv.pl/

Patron Polskich harcerzy

Polscy harcerze mają swojego patrona – beatyfikowanego 7 czerwca 1999 roku przez Jana Pawła II ks. Wincentego Frelichowskiego.
Decyzją Watykańskiej Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów bł. ks. phm. Stefan Wincenty Frelichowski został ogłoszony Patronem Harcerstwa Polskiego.
W 2000 roku biskupi polscy, zebrani na 303 Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski, ogłosili Go Patronem Harcerzy Polskich „bez względu na przynależność” .
Dlaczego właśnie On? Kim był ten nietypowy Druh, bł. ks. Wincenty Frelichowski?



Ks. Stefan Wincenty Frelichowski przyszedł na świat 22. stycznia 1913 r. Z harcerstwem związał się w czasach szkolnych. W marcu 1927 roku wstąpił do 24. Pomorskiej Drużyny Harcerskiej im. Zawiszy Czarnego. Kiedy został drużynowym tak pisał o tej roli: „… taka drużyna dawałaby swym członkom coś więcej niż samą karność i trochę wiedzy polowej i przyjemne obozy, lecz dawałaby mu pełne wychowanie obywatela znającego swoje obowiązki dla Ojczyzny. Ja sam wierzę mocno, że państwo, którego wszyscy obywatele byliby harcerzami, byłoby najpotężniejszym ze wszystkich. Harcerstwo bowiem, a polskie szczególnie, ma takie środki, pomoce, że kto przejdzie przez jego szkołę to jest typem człowieka, jakiego nam teraz potrzeba. A już najdziwniejszą, ale najlepszą jest idea harcerstwa: wychowanie młodzieży – przez młodzież. I ja sam, jak długo tylko będę mógł, co daj Boże, aby zawsze było, będę harcerzem i nigdy dla niego pracować i go popierać nie przestanę. Czuwaj!”



ŻYCIE WEWNĘTRZNE

Swoje życie wewnętrzne kształtował już w gimnazjum, w Sodalicji Mariańskiej, której Prezesem został w 1930r. O rozwoju życia duchowego nastolatka świadczą zapiski z jego pamiętnika. W czerwcu 1931 r. pisał: „… przed maturą pracowałem powoli, ale wytrwale. I gdy tymczasem inni maturzyści później kuli we dnie i w nocy, ja pracowałem tylko wieczorami, rzadko kiedy do 1-szej lub 2-giej w nocy. Ambicją moją było, by napisać maturę, wbrew ogólnym metodom uczniowskim, bez żadnej ściągi i bez pomocy”.



KAPŁAŃSTWO

Decyzja podjęcia drogi kapłańskiej nie należała do łatwych. Nie było mu łatwo wszystko zostawić, jednak nie utracił swojej naturalnej radości, którą promieniował również w nowym środowisku. Pisał: „A ja chę się upodobnić do Boga. Dlatego muszę być zawsze i do każdego wesołym (…)chcę być kapłanem wedle Serca Bożego ”.


Święcenia kapłańskie przyjmuje 14 marca 1937 r. w Pelplinie. W ’38 zostaje wikariuszem w parafii Wniebowzięcia NMP w Toruniu. Jego ówczesny proboszcz tak o nim napisał: „Jego wzrok miał coś odmiennego, nieprzeciętnego. W rozmowie nawet najbardziej codziennej i bezpośredniej, gdy patrzył swymi jasnymi oczyma na mnie, odnosiłem zawsze wrażenie, że patrzy daleko poza mną, mimo całego skupienia na przedmiocie rozmowy. Usposobienie był radosnego, szczery i wesoły w rozmowie, a subtelny i delikatny w wyrażaniu się i wydawaniu oceny. Będąc gorliwym harcerzem, miał też piękny, życzliwy stosunek do otoczenia, wyrażający się w uczynności. … Nie spostrzegłem przez cały ten szesnastomiesięczny okres naszej współpracy, aby kiedykolwiek nie był zajęty albo oddawał się jakiemuś gnuśnemu wypoczywaniu. W pracy był wzorowo sumienny i gorliwy, ale się nigdy nie niecierpliwił ani tłumaczył, gdy go od jakiego zajęcia odwoływano, a polecano mu czynić co innego. (…) Dla każdego w każdej chwili znajdował ks. Wicek jakieś miłe słowo”.Obok wielu radosnych, czy pozytywnych myśli w pamiętniku księdza znajdują się też i takie: „Cierpienie – jestem przekonany, że trudy dotychczasowe to nic, że cierpienie prawdziwe dopiero przyjdzie”.


MĘCZŃSTWO

17 października 1939 r. został aresztowanym przez Niemców Odtąd realizuje swoje powołanie konspiracyjnie organizując wspólne modlitwy w obozach: w Stuttchof, Grenzdorf, Sachsenhausen i Dachau. Gdy w latach 1944-45 wybuchła w obozie Dachau epidemia tyfusu, mimo strachu, ks. Frelichowski organizował chorym pomoc – pielęgnował zarażonych, zachęcał innych do opieki nad chorymi, zanosił im Eucharystię oraz żywność, zdobywał cudem potrzebne lekarstwa, niósł dobre słowo i uspokajał swoją obecnością.


To właśnie w toku tej pracy, wśród tych, którzy tylko ze strony przekradających się kapłanów mogli liczyć na pomoc i pociechę duchową, sam zaraził się od chorych w 1945 roku. Dostał się do szpitala obozowego, gdzie troskliwie go pielęgnowano. On sam jednak, ciężko chory, był stale przy innych. Udało mu się nawet wydostać ze szpitala i pobiec w kierunku zarażonych baraków, aby spowiadać, ale wkrótce pielęgniarze przyprowadzili go do szpitala i przywiązali do łóżka. Wszelkie próby przywrócenie go do zdrowia okazały się jednak daremne.


ODSZEDŁ KOCHANY, ŚWIĘTY KAPŁAN

Mimo wielkiego dzieła, jakiego dokonał w obozowej rzeczywistości, ostatnie chwile życia ks. Frelichowskiego przypominały raczej mękę na Kalwarii. Miał świadomość, że pomimo zdziałanego dobra, w tej chwili swojego życia został ze swym bólem sam. Zmarł 23 lutego 1945 roku, krótko przed wyzwoleniem obozu. Jego śmierć napełniła więźniów smutkiem i żalem.


PUBLICZNA ADORACJA PO ŚMIERCI

Po jego śmierci zdarzyło się coś, czego by się nikt nie spodziewał. Więźniowie poprosili o możliwość oddania publicznej czci jego zwłokom. Inicjatorem był młody student Stanisław Bieńka. Władze obozowe wyraziły na to zgodę. Ciało ks. Wincentego wystawiono w pomieszczeniu prosektorium na katafalku. W trumnie, przykryty prześcieradłem, spoczywał ks. Wincenty Frelichowski. Wokół katafalku leżały kwiaty i wieńce, niektóre nawet ze wstążkami z napisami. Była to wielka manifestacja wiary i hołd złożony ks. Frelichowskiemu.


Współwięźniowie byli przekonani od samego początku o świętości ks. Wincentego. Zanim spalono ciało, zdjęto z twarzy pośmiertną maskę, w której też zagipsowano jeden z palców prawej ręki. Drugi palec, także zagipsowany, zachował ks. bp Czapliński, a ks. Dobromir Ziarniak z diecezji gnieźnieńskiej, zachował i przywiózł do Polski kostkę z palca ks. Wincentego. W ten sposób zachowały się relikwie.


Wykorzystano materiały ze strony http://www.przemienienie.omi.org.pl/


O św. Jerzym – partonie skautów czytaj na tej stronie
MG

Rafał Wojaczek. Wyklęty poeta.

Kilka dni temu, szukając czegoś na półce wśród starych książek i notatek odnalazłam biografię Poety. Biografia ta była koloru żółtego – nie za gruba książka. Nie musiałam zaglądać do środka, aby przekonać się, o kim była. Zbyt dobrze znałam tę książkę… Zbyt dobrze znam Wojaczka…


Do tej pory pamiętam moment, kiedy pierwszy raz zetknęłam się z twórczością Wojaczka. Było to w 7 czy 8 klasie podstawówki. I pamiętam, że przeżyłam wtedy szok. Prawdziwy szok. Najpierw szok, a potem przyszło zdziwienie, może nawet zakłopotanie. Bo fakt faktem, nie byłam jeszcze przyzwyczajona do takiego stylu pisania. Do tak otwartej wypowiedzi. I wreszcie: do takiej formy poezji. W tamtejszym moim wyobrażeniu, kiedy dopiero wchodziłam w świat Wielkich Twórców Literackich, wiersze musiały się rymować, a ich treść była ściśle ograniczona do spraw miłosno – przyrodniczych.

A przecież poezja Rafała jest wyjątkowa. Szokuje. Burzy. Kpi. Podjudza. Znam wielu, dla których Wojaczek nie jest i nigdy nie będzie prawdziwym poetą. Znam wielu, dla których jego poezja nigdy nie będzie poezją. Ale znam też takich (i sama do nich należę), dla których Wojaczek to odkrywca. Odkrywca – ponieważ odnalazł zupełnie nową drogę w poezji- wprowadził do niej coś fascynującego i niesłychanego. Swoimi wierszami udowodnił, że dla sztuki nie istnieją żadne rygory czy ograniczenia. Pisał, jak czuł. Pisał i za każdym razem wywoływał skandal. Przeklinał, wyzywał, stwarzał mity, szydził, erotyzował i błaznował, a mimo to (a może właśnie dzięki temu) stał się legendą, legendą jeszcze za życia.

Dlaczego postanowiłam napisać o Rafale Wojaczku? Tak naprawdę do końca nie wiem – może po prostu brakuje mi go czasem we współczesnym świecie. Mało mówi się o Wojaczku. Mało albo prawie wcale. Chyba po prostu bardzo chciałam zobaczyć o nim choć małe, maleńkie wspomnienie właśnie w gazecie, żeby móc sobie i jemu powiedzieć: „Zobacz, a jednak ludzie pamiętają, nie zapomnieli”.

Wykorzystałam też troszkę fakt, że na naszej stronie w “Tygodniku Otwockim” powstała niedawno nowa rubryka: „Zainteresowania, Pasje”, a poezja Wojaczka jest właśnie taką moją małą pasją. Zresztą sam poeta też kiedyś był harcerzem…

Gdybym pisała o twórcy mniej kontrowersyjnym, z pewnością użyłabym teraz słów w stylu: „Gorąco zachęcam wszystkich do lektury…” itp. Jednak mając do czynienia z Wojaczkiem, doskonale zdaję sobie sprawę, że nie byłoby to najlepsze posunięcie. Jak pisałam już wcześniej- poeta ten szokuje, szokuje całym sobą: nie tylko twórczością, ale także i życiem. Tak mówi o nim St. Srokowski, pisarz i dawny znajomy Rafała Wojaczka: „Był to poeta żywiołu, przeczuć, akcji, gorącej biologii, cielności, dzikich namiętności i uczuć”. Nie każdy będzie potrafił znaleźć w jego wierszach ukojenie. Ja sama tego nie odnalazłam. Ale odnalazłam fascynację. Fascynację prawdziwą i za o jestem Wojaczkowi wdzięczna. Za pasję, którą ofiarował mi przez swoje wiersze.

Rafał Wojaczek przez całe swoje życie był człowiekiem bardzo samotnym. Nie radził sobie z samym sobą i z otaczającym go światem. W wieku dwudziestu- kilku lat był już nałogowym alkoholikiem, cierpiącym na różnego rodzaju urojenia, lęki i fobie. W wieku 26 lat popełnił samobójstwo. Jednak legenda Wojaczka przetrwała i trwa nadal, i jestem pewna, że nie zginie.

Ita

P.S. „Musi być ktoś, kogo nie znam, ale kto zawładnął mną, moim życiem, śmiercią, tą kartką”. R.W