Nie tak trudno być geniuszem

Ostatnio pewna bardzo mądra książka uświadomiła mi prawdziwą, ale i dosyć zabawną „sprawę”: życie każdego z nas, jakiekolwiek by nie było, od początku do końca podporządkowane jest nieskończonej ilości Zasad i Reguł. To dobrze- pomyślałam sobie- dzięki temu jesteśmy w stanie odróżnić dobro od zła, a nasz ziemski byt zyskuje taki, nie inny, bardziej lub mniej pozytywny wymiar. Ale autor książki nie dawał za wygraną (widocznie w jakiś wspaniały sposób przewidział, że jego dzieło może wpaść w ręce mojego pokroju „regułowego ideowca”) i w dość przebiegły sposób wkładał w moją głowę Zupełnie Nowy Tok Myślenia.

Bardzo szybko zrozumiałam, że zagadnienia poruszane w książce nijak się mają do złego czy dobrego kształtowania naszego Wewnętrznego Kodeksu; ich zadaniem jest jedynie ułatwienie nam- ludziom myślącym schematami- uwolnienie się od nich oraz pozyskanie umiejętności wybierania nowych dróg. Podążanie po dawno utartych szlakach może i jest wygodne, ale z pewnością nie tak ciekawe i niezwykłe jak wybieranie i odkrywanie jeszcze do tej pory nie odkrytych ścieżek, jak bycie odkrywcą. A dzisiaj bardzo w cenie jest posiadanie Oryginalnych Pomysłów. I co zabawne, można się tego nauczyć!

Największym problemem Genialnych Rozwiązań jest- jak tłumaczy autor książki- ich Automatyczne Odrzucanie. Brzmi nielogicznie? Ale tak w rzeczywistości jest! Ludzie bardzo często rezygnują z naprawdę dobrych pomysłów, bo ich realizacja daleko wykracza poza definicje powszechnie obowiązujących, Sztywnych Reguł. W ten oto piękny sposób usilnie dążymy do utrudnienia sobie życia. Definicja zwycięstwa czy naszego osobistego sukcesu jest bardzo często dla nas zbyt odległa; bardzo często też właśnie z powodu „nieprzekraczalności” reguł nie potrafimy czerpać satysfakcji z oczywistego powodzenia przeprowadzonych przez nas działań. A wystarczy tylko lekko „zmodyfikować” pewne zasady, żeby przekonać się, że sukces jest w zasięgu ręki (co idealnie widać na przedstawionych poniżej raczej mało popularnych- bo sprzeciwiających się ogólnie przyjętym zasadom- ale jakże nowatorskich rozwiązaniach gry w Kółko i Krzyżyk).

O podobnym sposobie „wygrywania”, choć może nie do końca w pełnym tego słowa znaczeniu, opowiadał mi ostatnio wujek. Opowiedział mi bowiem o swoim bardzo dobrym koledze i jego Bardzo Dobrej Metodzie Na Rozwiązywanie Opornych Krzyżówek: otóż, gdy podczas rozwiązywania krzyżówki na jego zdaniem dobry wyraz brakowało kratek- po prostu je sobie dorysowywał… Założę się, że dla wielu z Was wielce nieobcym jest stwierdzenie o Niemożności (a może raczej Niemożliwości) wykonania Czegoś. Nie zrobię tego, nie ma szans, to jest Niemożliwe! Otóż, jak wyczytałam, możliwe jest- należy tylko odpowiednio sformułować problem i dokładnie rozważyć Wszystkie (nawet te najbardziej zakręcone) przychodzące nam do głowy Rozwiązania. I nigdy nie odrzucać na wstępie „głupich” pomysłów- bo po dokładniejszym przemyśleniu mogą się one okazać WcaleNieTakieGłupie; tylko my prawie nigdy nie dajemy im szansy na dowiedzenie swojego geniuszu!

Nie wiem, czy wiecie, ale osobą, która zapoczątkowała ten awangardowy sposób myślenia był sam Albert Einstein. On to, poprzez odsunięcie na bok wszelkich niewygodnych- czyli nie odpowiadających mu fizycznych definicji i zagadnień- rozwiązał największy dylemat wyżej wspomnianej dziedziny i stworzył najbardziej przełomową w jej dziejach teorię- Teorię Względności. Natomiast biorąc pod lupę samego Einsteina, możemy dojść do równie zaskakujących wniosków: najwięcej odkryć dokonał on nie jako głęboko doświadczony i doskonale orientujący się w swojej nauce fizyk, ale właśnie jako nie do końca jeszcze „wiedzący o co chodzi” młody człowiek. W tej sytuacji całkiem konkretnego sensu nabiera pewna Złota Myśl naukowca, głosząca, że w uprawianiu nauki najbardziej przeszkadza mu jego wykształcenie. A dlaczego tak jest? Odpowiedź jest prosta: bo wykształcenie i doświadczenie wpajają nam pewne schematy, które z kolei w przerażający sposób niszczą nasze zdolności do podążania własnymi ścieżkami, zdolności do tworzenia nowych, czasem naprawdę przełomowych rozwiązań. A przecież „trudno o pewniejszą oznakę nienormalności jak powtarzanie w kółko tego samego i oczekiwanie, że otrzyma się inne wyniki”- A.E.

P.S. Na podstawie książki „Myśleć jak Einstein” S. Thorpe

Ita

Nabywanie umiejętności wychowawczych

Drużynowy to wychowawca, rodzic prawie. Harcerz jest dzieckiem. Wiedzieliście o tym, prawda? Czy łatwo być wychowawcą? Przeczytajcie co na ten temat ma do powiedzenia psycholog, p. Elżbieta Doroszuk. Pomyślcie jak można to wykorzystać w Waszych drużynach.

Być rodzicem, moi drodzy, nie jest łatwo. Wszyscy znamy sytuację, w których czujemy się zmęczeni, zestresowani, czy też bezradni. Czasami więc tracimy cierpliwość lub mówimy dzieciom rzeczy, których później żałujemy. Być rodzicem nie jest łatwo. Nie mamy gotowych rozwiązań sytuacji wychowawczych, z którymi przychodzimy na świat. Uczymy się bycia rodzicem … albo też i nie uczymy.

Czasami postępujemy metodą prób i błędów, czasami idziemy po omacku, czasami uda nam się nie przeszkodzić dziecku w rozwoju, czasami wspomagamy jego rozwój, a czasami niestety blokujemy. Wychowanie jest sztuką, ale sztuką, której można i trzeba się uczyć. Optymistycznym więc jest, że nasze umiejętności wychowawcze można rozwijać. Można pracować nad byciem dobrym rodzicem.

Ważnym źródłem zdobywania wiedzy w tym temacie jest Pismo Święte. Jest to najważniejsze i pierwsze źródło. Tak, a poza tym wszelka literatura, mianowicie książki i czasopisma, które oparte są na nauce Kościoła Katolickiego. Umiejętności praktyczne można nabywać w trakcie grupowych zajęć psycho-edukacyjnych.

Chciałam tu zwrócić uwagę na tak zwaną Szkołę dla Rodziców i Wychowawców, która ostatnio rozpowszechnia się w naszym kraju. Szkoły dla rodziców to warsztaty umiejętności wychowawczych. Prowadzone są one przez profesjonalistów. Program warsztatów, częściowo oparty na książkach Faber Meslisz(?) Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały i jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły, a częściowo program oparty jest na nurcie Wychowania bez porażek, Gordona. W większości jednak warsztaty oparte są na doświadczeniach osób prowadzących. I tu chciałam zwrócić uwagę, że kompetencja, czyli wiedza, doświadczenie, postawa osób prowadzących są szalenie istotne, gdyż książki, o których wspominałam są napisane wprawdzie w sposób przystępny, ale w innych realiach życia – życia rodzinnego w Ameryce. Wymagają więc adaptacji do naszych realiów polskich i wymagają zakotwiczenia w naszych chrześcijańskich wartościach. Zadaniem osób prowadzących warsztaty nie jest rozwiązywanie problemów za nas, mówienie rodzicom, co mają robić, ale wyposażenie ich w informację i umiejętności, które pomogą im samym decydować, co powinni robić. Celem warsztatów jest więc opanowywanie konkretnych umiejętności wychowawczych takich jak: nawiązywanie efektywnej współpracy z dzieckiem, modyfikowanie niepożądanych zachowań dziecka bez stosowania przemocy, uwalnianie siebie i dziecka od zaburzającego rozwój osobowości funkcjonowania w rolach, czy też wspieranie procesu usamodzielniania się dziecka, wspomaganie dziecka w budowaniu przez niego adekwatnego obrazu samego siebie, odkrywania przez dziecko talentów, jego możliwości, ambicji, rozpoznawanie i akceptowanie uczuć dziecka, ale też uczenie wyrażania własnych uczuć i uczenie się aktywnego słuchania. Warsztaty, na których rodzice mogą nabywać te umiejętności wychowawcze, prowadzone są metodami aktywizującymi, czyli tak zwaną psychodramą. Są to wspomnienia z dzieciństwa, autorefleksja, praca w małych grupach, wymiana doświadczeń, techniki twórczego myślenia.

Po warsztatach przeprowadzamy tak zwaną ewaluację, czyli zbieramy informacje zwrotne od uczestników. I co mówią uczestnicy? Mówią mianowicie, że po warsztatach polepszyła się ich komunikacja z dzieckiem, rozpoczęli pracę nad własnym rozwojem osobowym – co nas bardzo cieszy, a w szczególności nad akceptacją siebie, własnych ograniczeń. Starają się też stawiać realne wymagania wobec własnych dzieci. Mówią też, że zrozumieli, że każde dziecko wymaga akceptacji. Nie można natomiast godzić się na naganne zachowanie, czyli nauczyć się odróżniać dziecko od jego zachowania. Jest im też łatwiej rozpoznawać uczucia dziecka i też wyrażać własne. Mają świadomość, że jeszcze nie raz popełnią błąd, ale będą starali się go naprawiać. Nauczyli się słuchać swojego dziecka czy też szanować jego godność. To kilka z informacji zwrotnych które pochodzą od rodziców. Chciałabym zwrócić uwagę, na jeszcze jedną szalenie istotną sprawę.

Mianowicie nabywanie przez rodzica umiejętności wychowawczych jest ważne, ale same wyuczone umiejętności nie wystarczą. Bardzo ważna jest praca rodzica nad sobą, nad swoim rozwojem osobowym. Mówiąc konkretniej, rozwój osobowy rodzica jest niezbędnym warunkiem, aby mógł on stawać się dobrym rodzicem. Mam tu na myśli rozwój osoby rozumianej jako jedność fizyczna, psychiczna i duchowa. Chodzi więc o własny rozwój w sferze fizycznej, psychicznej, społecznej ale nade wszystko duchowej.

Człowiek jest jednością i chcąc się rozwijać nie może zaniedbywać żadnej z wymienionych sfer. I tak dbałość o rozwój fizyczny, wiemy na czym polega. To między innymi dobra kondycja, dobre odżywianie. Rozwój sfery psychicznej to rozwój osobowości, praca nad sobą, nad swoim charakterem. Rozwój społeczny to praca nad naszymi relacjami z innymi ludźmi. I wreszcie rozwój sfery duchowej. Ostateczny charakter rozwoju duchowego człowieka wyznaczony jest jego relacją do Boga: afirmacją lub też negacją. Brak relacji do Boga to nijakość. Sprawdzają się tu słowa: obyście byli zimni lub gorący, nigdy letni. Aby rodzic mógł dobrze, skutecznie spędzać swoje obowiązki rodzicielskie, sam musi wiedzieć dokąd idzie, jakim wartościom służy.

Dla nas źródłem wartości jest Pan Bóg. Angażując się w służbę wartości mamy poczucie skuteczności naszych działań, również wychowawczych. Zaangażowanie w realizację wartości wspomaga nasze oddziaływania wychowawcze w stosunku do dziecka. Zaangażowanie w realizację wartości wprowadza porządek w nasze myślenie, w nasze działanie – nie idziemy wówczas po omacku i wiemy jaką drogą prowadzimy nasze dzieci. A nauka Kościoła stanowi dla nas tak bardzo potrzebne znaki drogowe.

Zanim posłuchamy rad – proponuje przyjrzeć się sobie. Oto kilka pytań egzaminacyjnych dla rodziców:

Czy pamiętamy, że dziecko nie jest naszą własnością, ale jest nam powierzone na wychowanie? Kiedy dorośnie, pójdzie swoją drogą. My natomiast, póki co, możemy wspomagać go w rozwoju.

Czy uświadamiamy sobie, że wychowywanie naszego dziecka jest przywilejem? Przywilejem, ale też obowiązkiem. Nasze dziecko ma prawo mieć odpowiedzialnego rodzica. Czy staramy się sprostać jego wymaganiom?

Czy jesteś dla swoich dzieci przykładem? Jeżeli chcemy, żeby nasze dzieci ceniły wartości chrześcijańskie, musimy przede wszystkim sami postępować jak chrześcijanie.

Czy jako matka, jako ojciec, akceptujesz swoje dzieci takimi jakie są, ze wszystkimi ich wadami i słabościami? Tu warto jeszcze raz podkreślić, że należy odróżniać osobę dziecka od jego zachowania. Osoba wymaga akceptacji, bezinteresownej miłości, natomiast na niewłaściwe zachowanie dziecka nie możemy pozwolić. Dziecko musi znać granice, których nie wolno mu przekraczać.

Czy twoje dzieci wiedzą, że zawsze mogą przyjść do ciebie ze swoimi zmartwieniami i troskami?

Czy masz dla nich czas?

Czy słuchasz z uwagą i zainteresowaniem, gdy do ciebie mówią?

Czy wymagania, jakie stawiasz wobec dziecka, są adekwatne do możliwości dziecka? A może za mało wymagamy? Mitem jest, że potrafimy wychowywać bez porażek.

Czy potrafię, jako rodzic, wyciągać wnioski z własnych błędów?

Czy dostrzegam związek między jakością swojego małżeństwa, relacjami z mężem/żoną, a skutecznością wychowywania dzieci? Pracując nad relacją z mężem/żoną, pracujemy na korzyść dziecka.

Człowiek idąc przez życie karmi się słowem. Czy mówię swojemu dziecku, że jest kochane, potrzebne.

Czy dbam o własny rozwój osobowy i duchowy?

Tekst znajduje się na serwerze Radio Maryja

Plan pracy zastępu

Zastępowy tworzy program pracy zastępu, aby jak najefektywniej wykorzystać czas, jaki podczas roku został mu dany na pracę z zastępem.

Na początku każdy zastępowy powinien napisać ogólną charakterystykę swojego zastępu, uwzględniającą informacje o jego członkach. Informacje te powinny zawierać ich wiek, posiadane stopnie, środowisko, z którego pochodzą, cechy charakteru, stosunki koleżeńskie panujące w zastępie, zrozumienie idei harcerskiej (Prawa i Przyrzeczenia) przez harcerzy, opis mocnych i słabych stron zastępu, opis kwatermistrzostwa zastępu.

Więcej czytaj na stronie: http://208wdhiz.home.pl/zastep/

Czym jest program pracy?

Czym jest program pracy? Jest zbiorem słów tworzących zdania w języku zrozumiałym dla czytających i dla tych, którzy będą go realizować [..] jest [tworem] zaplanowanym i przemyślanym. Opartym na wnioskach z poprzednich okresów, doświadczeniu, potrzebach, chęciach itd.

Zawiera cele zgodne z celami idei harcerskiej i elementami programu skautowego (rozwój fizyczny, społeczny, duchowy i intelektualny). Jest zrealizowany i podsumowany przez realizujących i biorących w jego realizacji udział.

phm. Dominika Wywrocka

była komendantka

Szkoły Instruktorów „Agrikola”

w hufcu Warszawa-Mokotów

Więcej czytaj na stronie http://208wdhiz.home.pl/zastep/

BŚP 2001

23 grudnia 2001 roku przekazałem Betlejemskie Światełko pokoju na ręce ks. proboszcza parafii p.w. Św. Maksymiliana Kolbego. Odbyło się to podczas Msmizy Św.


O godzinie 9.00. Przed rozpoczęciem mszy nie zostały zapalone świece i paschał. Ubrany w mundur wszedłem razem z ministrantami i księdzem; opowiedziałem zgromadzonym parafianom o Betlejemskim Światełku Pokoju, przekazałem życzenia i światełko księdzu, od naszego światła zapalony został paschał i świece na ołtarzu.

Marcin Marczak
5 D.H. „LEŚNI”

Pewnego zimowego wieczoru padał śnieg. Ale nie to było największą atrakcją tego dnia. Bardziej istotne było przekazanie Betlejemskiego Światełka Pokoju uczniom Szk. Podst. w Michalinie. Razem z Magdą Traczyk (obie jesteśmy z zastępu „Friendsi Przyrody”) dostarczyłyśmy go p. Grzegorzowi Kopańskiemu, dyrektorowi szkoły.

Działo się to tak: zadzwoniłam do Magdy i mówię jej o co chodzi. Ona skapowała i zgodziła się pójść razem ze mną. Następnie wzięłam cały sprzęt do przekazania i pobiegłam na ul. Graniczą 26 (adres szkoły). Magda już na mnie czekała. Chciałyśmy zrobić fotki. Miały być harcerskie, więc w jako tło wybrałyśmy krzaki. Po sesji zdjęciowej był czas na „szopkę całościową”. Dyrektorowi bardzo się podobało (plik kartek, karteczek i karteluszek szczególnie). Na koniec uśmiechnął się i powiedział: Czuwaj!

Karolina Grodzka
5 D.H. „LEŚNI”

Na początku (na kilka dni przed misją) zadzwonił do mnie Miron (Mirek Grodzki) i powiedział, że jestem jestem jedną z „WYBRANYCH”. Mojej radości końca nie było. Do czasu aż dowiedziałam się o co chodzi (a na to długo czekać nie musiałam).W ów czas nie radowałam się już tak bardzo, ale duma mnie i tak rozpierała.

Misja polegała na zaniesieniu ŚWIATŁA POKOJU do stacji CARITAS przy kościele w Józefowie. Po wyjaśnieniu mi zadania, powiadomił mnie, że mogę sobie wybrać (lub nie) kogoś kto pójdzie ze mną i, że mam do wyboru dni takie i takie. Wybrałam piątek (bo akurat wtedy miałam czas).

Po kilku dość „pouczających” dniach, nastał piątek. Tego samego dnia, w szkole powiadomiłam Dyniaka (alias Kuba Wojciechowski), że spotkał go zaszczyt towarzyszenia mi w Misji. Zgodził się, oczywiście (khe, khe, khe).

Wieczorem, około 18.15, wyruszyliśmy, zabierając ze sobą Mysz Aleksandrę (Aleksandrę Wojciechowską), na spotkanie z przeznaczeniem. Po drodze spotkaliśmy Mirona, Sylwię Strz. i don Wieprza (Jaśka Wojciechowskiego) jadących na Wigilję hufcową. Miron podrzócił nas do siebie, dał nam świczuszkę, życzeń nam nie dał, bo się skończyły i pouczył nas co mamy zrobić, gdyby nikogo nie było w CARITAS-ie. No o poszliśmy…

W CARITAS-ie nie było nikogo (no bo po co?), więc (podłóg wskazówek Mirona) poszliśmy do księdza proboszcza!!! Ale i tu była trochę „kiszka”, bo zamiast proboszcza powitał nas pleban i było jakoś tak nie fajnie, ale lepiej opowiem jak to było (ale krótko).

Umówiliśmy się, że Dyniak walnie jakąś pseudo dyplomatyczną gatkę, Mysza złoży życzenia od drużyny, hufca i całego ZHP, a ja wręczę Światełko i będę siedzieć cicho. Kiedy już znaleźliśmy się na miejscu, wyciągnęłam zapałki i zapaliłam świczkę trzymaną przez Olkę, a Dyniak zadzwonił do domofonu. Odebrał kapelan [który później okazał się być moim katechetom, ale mnie nie poznał (na szczęście)] i powiedział, że u nich harcerze już byli, po czym padło chóralne „Eeeee… Ale jak to?!”. Ksiądz pośpieszył z wyjaśnieniem, że byli tu harcerze z Józefowa, a Dyniak walnął (wielce „dyplomatycznie”), że to pewnie jakieś podrobione lamy z… (tu Olka szeptem nakazała mu się zamknąć-i dobże). Końcem końców ksądz nas wpuścił i odstawił wieeeeeelką plamę chcąc odpalić od nas swoją świeczkę nie biorąc tej, którą my chcieliśmy mu wręczyć. Gdy mu wyjaśniliśmy w czym rzecz, stwierdził, że możemy sobie ją wziąć na pamiątkę, po czym przyjął świeczkę właściwą i wręczył nam swoją. A potem Mysza Aleksanderka wyskoczyła z życzeniami, potem ksiądz się z nami pożegnał i „kazał” nam sobie pójść, bo jest zajęty (kurcze! :<).
Po wykonaniu misji byliśmy wielce zawiedzeni.Nie dość, że proboszcz nie przyszedł się z nami przywitać (pleban nawet się nie trudził, by zawiadomić go o naszym przyjściu), to wszystko było nie tak.Spodziewałam się trochę więcej, zwłaszcza, że to Światło ma nieść radość i pokój, nie niezadowolenie, że się komuś przeszkadza.

Mimo wszystko jednak uważam, że to bardzo piękny zwyczaj i szczerze życzę jego pomysłodawcom wszystkiego najlepszego.

CZUWAJ I SŁAWA!!!
Dużo uśmiechu (i powodów do niego) i radości
oraz wszystkiego najlepszego w Nowym 2002 roku życzy Wam

Ciocia Karinka
5 D.H. „LEŚNI”

Czym są stereotypy?

Czym są stereotypy? skąd się biorą? Czemu służą (cholera wie)? Czym są? no cóż są opinią bandy ignorantów na jakiś temat, o którym nie mają najmniejszego pojęcia…


jest to, oczywiście, błędna opinia. skąd się biorą? Cóż literatura (he, he, he – bardzo zabawne)i film dyktują nam coś – skoro banda reżyserów tak to widzi to tak pewnie jest… ups – tak musi być! Pewną opinię lub punkt widzenia, arghhh, łatwiej będzie mi to pokazać (tfu) przekazać za pomocą konkretnego przykładu BLONDYNKA I JEJ INTELEKT. Dlaczego uważamy, że blondynki są głupie? a no może dlatego, że w większości filmów są bardzo głupiutkie, urocze i służą, głównie do porywania i mówienia im, że mają fajne cycki czy coś w tym rodzaju. Krótko są słabe i uzależnione od super bohatera, który będzie się za nie martwił o wszystko łącznie z myśleniem ;one mają tylko ładnie wyglądać. Jest wiele stereotypów; na przykład –w sumie to głównie na temat kobiet i innych nacji –o Polakach, że są bandą pijaków(to chyba zły przykład – arghhh)

to akurat prawda, bo wszystko obficie zakrapiamy alkoholem – i nieważna jest okazja; smutna czy wesoła i tak pijemy, każdy powód jest dobry i chyba na dobre nam to nie wychodzi.

Jeśli wam mało to o 7 kobietach i samochodach (karamba!). Mówi się, że kobiety nie potrafią jeździć samochodem. Hmmm… Dobra jak mają się nauczyć jeżeli ich faceci nawet nie pozwalają im się zbliżyć do swojego cacuszka? Lub gdy całe dnie spędzają przy garach, dzieciach i na rzekomym oglądaniu telenowel? Nie wiem jak to wszystko ze sobą pogodzić jednocześnie piorąc gotując i sprzątając. Może ktoś ma pomysł? Cisza na sali.

Dobre jest to o Żydach i tym, że potrafią wszystko każdemu, sprzedać (znacie państwo dowcip o Brytyjczyku, Niemcu, Chińczyku i Izraelczyku? To poszukajcie strasznie stereotypowy). Wymyślają to kompletni nieudacznicy, którzy zazdroszczą innym talentu i nie umieją się pogodzić z myślą, że ktoś jest od nich lepszy. Smutne, nie? Tak więc wszystko sprowadza się do tego, że stereotypy wymyślają faceci o bardzo małym rozumku z dużym kompleksem na tym punkcie – zresztą faceci (duża liczba), jak dowodzą badania, są strasznymi świrami częściej niż kobiety…

Hej! panowie po co ten kaftanik? !?! Ja nic złego nie zrobiłam (walczcie ze stereotypami jak ten, że geniusze to wariaci!). Ja tylko ratuję świat! JEEEZUUU!!! Ale wielka strzykawa… Co dla mnie? Przecież byłam grzeczna ! Buuuu… Łajajaj !

PS. W przyszłym tygodniu kolejna lekcja zostawania małą feministką. Dobranoc.

Ola Wojciechowska

5 D.H. “LEŚNI”

Impresje na nowy rok.doc

Parę godzin temu do historii przeszedł 2001 rok. Poranek po sylwestrowej nocy to dla wielu ludzi, naprawdę ciężkie chwile. No cóż taką cenę trzeba zapłacić za dobrą zabawę.

Ja jednak przemogłem swoje zmęczenie i po godzinnej kąpieli oraz dwóch mocnych kawach postanowiłem rozpocząć rok w sposób konstruktywny i pracowity.


Tak się składa że w moim harmonogramie dnia po kawie jest czas na przegląd prasy. Zacząłem od internetowego dziennika PAP-u. Najpierw przeczytałem życzenia noworoczne od pana prezydenta, potem krótki artykuł o kolejnej aferze, gdzie pan aferzysta w sposób wyrafinowany i bardzo zmyślny wyłudził znaczną sumę pieniędzy z poważnej, dobrze strzeżonej instytucji państwowej. Naturalnie w dalszej części dziennika znalazłem obszerne opisy, niezliczonej masy wypadków i kataklizmów. Zjawisk po prostu unikalnych w naszej szerokości geograficznej.(Jakiż to optymistyczny akcent na następne 365dni).

Trochę słabiej mi się zrobiło od tej czerni i szarości, a niebo wydało się jakby mniej błękitne(buuu!, flik!).

Postanowiłem być twardy. Zapuściłem „Kazika” i czytam dalej.

Beznamiętnie przesuwałem kolejne strony, aż wreszcie natrafiłem na tekst który natchnął mnie do napisania tego oto „orędzia”. Mówię tu o przesłaniu biskupa Pieronka do Polaków.

Dlaczego akurat „biszop” Pieronek i jego przesłanie?

Po pierwsze to w Nowy Rok nie lubię złych wiadomości (nie tam żebym był przesądny, ale to zawsze źle wróży), po drugie coś nowego (taka niespodzianka, szkoda tylko że bez czekolady), ale przede wszystkim dlatego, że to cios wymierzony we wszystkich malkontentów, narzekaczy, ponurasów z powykrzywianymi gębami i etc.. O tej chorobie pisałem już przy innej okazji.

Właśnie ten optymizm, błysk zieleni, a bardziej lirycznie kropelka nadziei podnieciły mnie i sprawiły, że słońce znowu zaczęło świecić. Wreszcie pierwszy głos który, krzyczy NIE. Przestańcie narzekać. A wręcz odwrotnie potrafi dostrzec dobre strony naszej polskiej codzienności. Których tak często(tu mam na myśli kontekst społeczny) niezauważany. Może dlatego, że odwieczna skłonność do widzenia przez nas wszystkiego, nawet porannej herbaty w kolorze „black”, zabiła resztki optymizmu.

Naturalnie pierwszy lepszy przedstawiciel „szkoły pesymistów”, wytoczyłby artylerię w postaci kryzysu gospodarczego, korupcji i zakłamania polityków, czy zmniejszenia dopłat do biletów. Nie mógłby zapomnieć o tak ważnym argumencie jak pleniące się wśród

polskiej młodzieży zarazy narkomani i alkoholizmu. Na śmierć zapomniałbym o upadku wartości moralnych (no co prawda teraz mamy POKEMONY, więc nie jest tak źle). Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, ale nie o to tu w końcu idzie.

Kłamałbym twierdząc że to wszystko nieprawda. Tak jest zgadza się to są minusy naszej rzeczywistości. I wszyscy byśmy woleli żeby było inaczej. Ale jest też druga strona medalu i tu zacytuję rektora papieskiej akademii teologicznej „… jest z czego się cieszyć za co Panu Bogu dziękować a my ciągle narzekamy i ciągle jest nam źle” . Jakby nie patrzeć (od takie zawieśniaczenie) coś w tym jest bo jak mawia mój doktor od statystyki „jak chcesz mieć udany wieczór, to zrób wszystko żeby był udany, a na pewno się uda”.

I właśnie gdzieś tutaj należy szukać całego sedna przesłania. A właściwie przyjacielskiej rady jaką biskup Pieronek przekazuje wszystkim na nowy 2002 rok . ”Sądzę, że gdybyśmy mieli więcej radości i optymizmu oraz zabrali się lepiej do pracy, to bilans naszych dokonań byłby znacznie lepszy.”

Myślę, że te słowa powinny zdopingować nas. Rozbudzić nasz entuzjazm, pogłębić optymizm i zachęcić do pracy nad sobą. Bo reformę świata najlepiej zacząć od samego siebie.

Ważne żebyśmy umieli w swoim życiu odnajdować radości, nawet takie tyci-tycie. Nie marnowali czasu tylko działali. A problemy wiadomo, że zawsze był i będą . I nie ma się, co nad sobą użalać, tylko kłopota trza walić z buta prosto w pysk, co by mu się trochę nastruj pogorszył.

No bo my jesteśmy młodzi i tak naprawdę to może być już tylko lepiej

I to chyba byłoby na tyle z impresji Nowo-Rocznych. Optymizm, optymizmem, ale po tak wytężonej pracy umysłowej moje „elan-vital”, trochę przygasło, więc nie wiem jak wy, ale ja idę spać. W końcu to to była ta ostatnia noc w roku. Hi-Hi!?

P.S. pokażcie ten tekst rodzicom, ciociom i kogo tam jeszcze spotkacie.

Tomek Wojciechowski

5 D.H. “LEŚNI”

Ile zarabia Bill Gates?

Czym jest globalizacja? Zagadnienie ciekawe, ponieważ jego zrozumienie może pomóc zrozumieć zmiany zachodzące na kuli ziemskiej. Również „Tragedię Czarnego Wtorku” tłumaczy się jako brutalną reakcję Dalekiego Wschodu na agresywną politykę globalistyczną państw zachodnich. Często słyszy się też o antyglobalistach. Skąd protesty, jakie są ich powody?


*„Proces globalizacji odnosi się do wymiany zasobów materialnych, kapitału oraz siły roboczej w skali światowej, jak również wymiany informacji, wartości kulturowych i związanych z nimi wzorców zachowań.” Wymiana ta jest jednak nierówna. Z zachodu do państw biednych napływa dominacja ekonomiczna, językowa i kulturowa. Kraje Trzeciego Świata oferują w zamian zgoła inne „bogactwa”: zagrożenia o charakterze biologicznym, zdesperowaną siłę roboczą, frustrację i strach o jutrzejszy posiłek.

*Dzisiejszy świat pełen jest paradoksów. Mieszkańcy przeludnionych krajów ekonomicznie nisko rozwiniętych nie są mile widziani w państwach, gdzie przyrost naturalny jest ujemny, zatem potrzebne są młode ręce do pracy. Z raportów ONZ dowiedzieć się można, że w 1998 roku 225 najbogatszych ludzi świata posiadała na kontach równowartość dochodów 2,5 miliarda najuboższych W tym samym roku 4,3 miliardy mieszkańców błękitnej planety (połowa populacji) żyło z sumy mniejszej niż dwa dolary dziennie. W roku 1995 w samych USA, kraju ekonomicznie najwyżej obecnie rozwiniętym, 1 procent najzamożniejszych obywateli posiadał kapitał równoważny 95 procentom rodaków z dolnej części piramidy finansowej.

*Trwa globalizacja kulturowa. Zwiększa się liczba ludzi posługujących się językiem angielskim (z 400 milionów do 1,5 miliarda w ciągu ostatnich dziesięciu lat) Stał się on niekwestionowanym językiem globalizacji, który jak łacina w czasach Imperium Rzymskiego jest rozpoznawany i znany prawie w każdym zakątku Ziemi. O ile jednak do upadku Imperium doprowadziły konflikty o władzę, w XXI wieku –jak przewiduje amerykańska CIA- przyczyną wojen może być spór o zasoby wody pitnej. Ziemia jest coraz bardziej sucha a odzyskanie wody np. z mórz byłoby tak kosztowne, że nie jest jeszcze brane pod uwagę.

*Ze zwiększającą się liczą ziemskiej populacji (przewidywane w 2016 roku 7,2 miliarda z 6,2 miliarda ludzi obecnie) są zagrożenia biologiczne. Dzięki błogosławieństwu łatwego transportu dużo łatwiej rozprzestrzeniają się choroby zakaźne, które stały się, w skali globalnej, groźniejsze niż np. wirus HIV, którego przekazanie wymaga bezpośredniego kontaktu.

*Można mieć nadzieję, że rządy państw najbogatszych (i nie tylko one) dołożą starań, aby udało się skoordynować procesy globalnej wymiany, których nie da się zatrzymać. Niewątpliwie jednak należy je skorygować i doprowadzić do choćby częściowego zniwelowania dysproporcji pomiędzy biednymi a bogatymi.

*Na marginesie. Pisząc te słowa dowiedziałem się z radio, że 50 procent polskiego społeczeństwa żyje na granicy minimum socjalnego a 30 procent obywateli twierdzi, że żyje na poziomie niższym niż ubóstwo. Co dziesiąty Polak nabawił się choroby zakaźnej w szpitalu. A Bill Gates?

Tekst oparty na artykule profesor Wilhelminy Wosińskiej, drukowanym w grudniowym numerze miesięcznika „Charaktery”.

Michał Rudnicki

5 D.H. “LEŚNI”

Co to jest Rafting?

Pojęcie to oznacza spływy pontonowe po dzikich górskich rzekach. Jeszcze nie tak dawno sport ten był dostępny jedynie dla garstki zapaleńców. Obecnie dzięki doskonale wyszkolonym instruktorom i nowoczesnemu sprzętowi dostępny jest prawie dla wszystkich. Na całym świecie cieszy się gwałtownie rosnąca popularnością.

Do uprawiania raftingu nie potrzeba posiadać specjalnych uprawnień, czy umiejętności. Zazwyczaj wymagana jest podstawowa umiejętność pływania i jako taka kondycja. Z minimalnym wiekiem rożnie bywa. Wszystko zależy od stopnia trudności rzeki na której spływ będzie się odbywał. Zazwyczaj jednak jest to ok. 14 lat. Zazwyczaj firma która organizuje rafting dostarcza całe wyposażenie takie jak ponton, pianka chroniąca przed zimnem, czy kask i jest to wliczone w cenę spływu. Od uczestnika wymagane są jedynie kąpielówki, ręcznik i ewentualnie kurtka przeciwdeszczowa. Obecnie ryzyko jest zminimalizowane, wszakże nie należy zapominać, ze istnieje. Na początek najlepiej zacząć, gdzieś w miarę blisko.

W Internecie polecana jest Austria, gdzie sport ten jest dobrze rozwinięty. Godna uwagi jest podobno także Słowenia – ze względu na niskie koszty pobytu. Nie jest to tani sport. Oferty na Słowenii zaczynają się od 40 marek. Jednak trzeba przyjąć ze średniej trudności jednodniowy spływ będzie nas kosztować ok. 100 marek. Średnio można przyjąć, ze w naszej części świata sezon trwa od maja do października. Oczywiście im bardziej będziemy posuwać się na południe tym okres ten będzie się wydłużał. Polecam, chociaż nigdy nie próbowałem. W sprawie dalszych szczegółów zgłaszajcie sie do hufcowych specjalistów od pływania pontonem – imprezy na Świdrze są tańsze, bezpieczniejsze no i… trochę bliżej niż do Wielkiego Kanionu Kolorado.

Promocja Szczepu Józefów [2]

Na początku ja z Robokopem (Andrzej Prokop) byliśmy w sklepie, t.zn. w barze, w którym kupiliśmy sobie frytki. Zaraz później poszliśmy do sklepu meblowo-spożywczego, gdzie zrobiliśmy malutkie zakupy – dwie gumy “Bobal-coś tam”.

Następnie poszliśmy przed kościół na Błotach. Nie byliśmy na mszy, bo stwierdziliśmy, że pójdziemy na 18.00. Gdy zostało 20 min. Do mszy poszliśmy na spacer i pozjadaliśmy trochę ciastek Prokopka. Gdy mieliśmy mało czasu wróciliśmy pod kościół. Jak się skończyła msza wyszło tylko kilka osób. Daliśmy im Przeciek. Okazało się, że po mszy śpiewa sobie jakiś chórek. Po 45 min. wyszli wszyscy ludzie. Rozdaliśmy Przecieki.

Moje wrażenia z tej wyprawy były słodkie, bo prawie przez cały czas jedliśmy coś słodkiego.

Paweł „Anioł” Gwardiak

5 D.H. “LEŚNI”