Na pomoc zwierzętom

Harcerze z 5 D.H. “LEŚNI” po raz kolejny postanowili pomóc zwierzętom mieszkającym w schronisku dla zwięrząt w Celestynowie.

Tradycyjnie nad całą akcją czuwał druh Kuba Wojciechowski.

Za zabrane w Szkole Podst. nr 2 w Michalinie została zakupiona sucha karma dla psów.

Zwierzęta wydawały się być bardzo zadowolone z takiego prezentu…

MG

Oczami nienawiści

Nienawiść. Trywialne. Bo popatrz: idę ulicą- na murze napis „zabić Żyda”; otwieram Newsweek’a – gdzieś ze środkowych stron aż krzyczy artykuł o czterech chłopcach siłą zwerbowanych do dziecięcych armii RUF-u w Sierra Leone (dziecięcych armii!). Chłopcach, którzy zabijali z niemożliwym wprost do wyobrażenia okrucieństwem. Wyglądam przez okno i widzę mojego małego sąsiada krzyczącego do swojego brata: „Nienawidzę Cię!”.

Nienawiść. Ten ostatni to słaby przykład. To w końcu tylko słowa wypowiedziane przez dziecko. Tylko słowa. Och, Bogu dzięki, że to dziecko nie zna potęgi Zwykłego Słowa! Nienawiść. Świat wypełniony jest nią po brzegi; kipi i bulgocze, przelewają się kolejne czary, spod stóp ucieka kolejne dno. Powiedz, jak to się stało, że MY- wielcy i niepodlegli ludzie, stworzenia tak niesamowicie idealne i boskie, ulegliśmy mocy tak obłudnie prostego uczucia? Uczucia!

Teoretycznie uczucie można zwalczyć siłą woli. Dobre sobie – a cóż to takiego jest ta siła woli? Teoria! Siła woli trwa w ludziach, dopóki ci nie uświadomią sobie, że mogliby mieć więcej. Albo że ktoś mógłby mieć mniej. Nasze czasy mamią i przerażają zarazem, nie pozwalają oderwać od siebie oczu i jednocześnie w tak nieludzki sposób tłumią wyrywający się z gardła ostatkami tchnienia krzyk. Wrzask! Słuchajcie ludzie, oto krzyczą pokolenia! Oto nastała nowa era – Era Nienawiści!

Kiedyś lubiłam malarstwo Muncha. Było bardzo niespokojne, ale jednocześnie w idealny sposób potrafiło odzwierciedlać ludzkie pragnienia i odczucia oraz drzemiące w nas, nawet te najbardziej skryte, zwierzęce instynkty. Pamiętam też obraz pt.: „Zazdrość”, przedstawiający parę kochanków… kochankowie stanowili jednak tylko tło całego dzieła – pierwszy plan został obsadzony przez pewnego mężczyznę… Mężczyznę o dziwnie wykrzywionej twarzy i wściekle czerwonych, porażających oczach, o spojrzeniu, mającym w sobie tyle gniewu i złości, że po chwili wpatrywania się w ten obraz, wnętrze człowieka, do tej pory wypełnione ciekawością, teraz przepełnia się jakimś nieskończenie wielkim niepokojem i strachem; zupełnie, jakby mężczyzna z portretu patrzył się nie na wszechobecną pustkę, ale na Ciebie… Wtedy właśnie zrozumiałam: oczy…; w nich kryje się wszystko…; nienawiść ma oczy czerwone od bólu, czerwone od zła… Nienawiść ma oczy czerwone!

Tak, czerwone. I tymi czerwonymi oczami ogląda świat i z minuty na minutę uśmiech jej staje się coraz bardziej wyraźny i paskudny. Wojna. Dla większości Polaków, ba!, nawet Europejczyków, wojna to raczej puste słowo, znane jedynie z podręczników historii, które siłą rzeczy w pewnym momencie trzeba było wykuć na pamięć. A czy wiesz, że gdy Ty co wieczór spokojnie składasz głowę na poduszce, gdzieś po drugiej stronie świata miliony ludzi przeżywają właśnie swoją setną nieprzespaną noc? Gdzieś na jednej z 55 toczących się teraz wojen… A przecież jesteśmy tacy doskonali!

Doskonałość również widnieje w oczach nienawiści. Chełpi się i puszy – nie masz tyle mocy człowieku, jesteś zbyt słaby i będziesz mi służył. Będziesz na każde moje zawołanie, moje – królowej Twojego świata. Ten świat jest prosty: nie wymaga walki, nie żąda sprzeciwu. Tylko czasami, gdzieś z oddali słychać niewyraźne i nieśmiało nucone słowa pewnej piosenki… Piosenki nakazującej iść naprzód i nie poddawać się. Dziecięcej piosenki o pięknym życiu… Dzieci przez pierwsze chwile patrzą i widzą zupełnie inaczej.

Nie wiem, jak zakończyć. I co chciałam Wam przez to powiedzieć. Może tylko tyle, że nienawiść naprawdę istnieje. Że jest wokół nas, że patrzy. I że się śmieje. Nie traktuj tego jak oczywistego stwierdzenia – nie pozwól, aby stała się dla Ciebie czymś tak powszechnym i oczywistym, że praktycznie zupełnie przestaniesz ją dostrzegać. Bo tylko w ten sposób nie pozwolisz jej zwyciężyć.

Iz

Koszmar Młodej Kaktusińskiej

W związku z nadciągającymi nieubłaganie wakacjami, pewnego słonecznego popołudnia Kaktusińscy zasiedli przy stole. Na stole leżała sterta folderów i ofert biur podróży. Stół chwiał się i stukał w podłogę. Sąsiad z dołu stukał w swój sufit. Chyba kijem od szczotki. Ciekawe, na co mu szczotka na kiju?
Córka Kaktusińskich, nauczona koszmarnymi doświadczeniami poprzedniego roku, nie dała się namówić na żadne superatrakcyjne kolonie, ani tym bardziej – obóz harcerski. Obozowi harcerskiemu przeciwna była także pani Kaktusińska – przecież ledwo udało jej się odpaść córcię po poprzednim. Synek Kaktusińskich miał posępną minę, ponieważ w ramach akcji usamodzielniania najmłodszej latorośli miał zostać wysłany na obóz survivalowy – cokolwiek to znaczy. W każdym bądź razie – obóz za 1,5 tysiąca złotych nie może być zły. Na pewno będą łazienki w pokojach itd. Pozostali Kaktusińscy zdecydowali się pojechać do Grecji. Ale – oczywiście – nastąpiły pewne … komplikacje.

Zaczęło się od paszportów. Wydane jeszcze przez PRL dokumenty już dość dawno utraciły ważność. Pan Kaktusiński udał się zatem do biura paszportowego po dwa formularze, które przyniósł żonie, aby wypełniła je swoim starannym pismem. Kolejnym etapem było zrobienie zdjęć. Obyło się bez większych komplikacji. Co prawda pani Kaktusińska na swoim lekko przymknęła oczy, a panu Kaktusińskiemu troszkę zaświeciła się łysina, ale kto by na to zwracał uwagę. Paszporty zostały wyrobione na czas. Obie Kaktusińskie sprawiły sobie nowe kostiumy kąpielowe. Stwierdziły jednak, że wyglądają strasznie blado i nie mogą się tak pokazać na greckiej plaży. Młodsza Kaktusińska zasugerowała solarium, ale propozycja została odrzucona przez starszą.

Ostatecznie kupiły tubkę samoopalacza, którym dokładnie się wysmarowały. Troszkę za dokładnie. Opalone wnętrza dłoni i przestrzeń między palcami wygląda trochę nienaturalnie. Trudno. Pan Kaktusiński, nie chcąc nabawić się zbytnich kompleksów przy posągu Apolla , udał się na siłownię. No cóż – tygodniowy trening robi swoje, a jego najlepiej odczuwanym skutkiem są zakwasy.

Do wyjazdu pozostały dwa tygodnie. Wszyscy się bardzo cieszyli. Młody Kaktusiński w ulotce o swoim obozie wyczytał, że „dostarcza on wszystkich atrakcji, o jakich marzy dorastający chłopiec”. Uśmiechnął się pod nosem. Tylko jedno nie dawało mu spokoju – co to może być ten survival? Obie Kaktusińskie planowały, jak to oszołomią wszystkich opalenizną, zwłaszcza, że lato w kraju miało być bardzo, ale to bardzo deszczowe. Zwłaszcza na Mazurach.

Pewnego dnia pan i pani Kaktusińscy wrócili do domu w marnych nastrojach. Okazało się, że Kaktusiński nie dostanie jednak urlopu, a Kaktusińska musi wziąć udział w bardzo ważnym szkoleniu – właśnie w terminie wyjazdu do Grecji. Na dodatek okazało się, że nie można nijak zmienić terminu wyjazdu, bo wtedy nie obowiązuje promocja i trzecia osoba nie może jechać za 50% ceny.

Wszyscy się bardzo zmartwili. Następnego dnia Kaktusiński wrócił do domu bardzo szczęśliwy. Znalazł bowiem cudowne rozwiązanie: on z żoną pojadą do Grecji. A za pieniądze przeznaczone na wyjazd córki (to 50% zniżki) załatwi się jej inne atrakcyjne lato:

– Córciu, zapisałem cię na wyjątkowo atrakcyjny, trzytygodniowy obóz na Mazurach, za jedyne 560 zł!

– Ale Bartek jedzie za 1,5 tysiąca!

– Dlatego zapisałem cię na dwa turnusy!

– Jaki to obóz, tato?

– Eee… harcerski…

-!?!?!?!?!?

– … a w hufcu powiedzieli, że brakuje im ludzi na jakąś kwaterkę – dwa kolejne tygodnie pobytu na Mazurach za darmo. Też cię zapisałem… Córciu, dlaczego drzesz tą poduszkę? I co robisz z tym wazonikiem?!

Ola Kasperska

Instruktor to brzmi dumnie: Sylwia

Niedziela 26 maja. Właśnie wróciłam do domu. Siedziałam w pokoju i grałam na gitarze, kiedy moja siostra powiedziała, ze idą do nas policjanci. Dowiedziałam się, że musze z nimi pojechać na komendę do Otwocka i że będę składać zeznania, ale o co chodzi – dokładnie dowiem się na miejscu.
Trochę się zdenerwowałam (podobno byłam blada – jak ściana), próbowałam przypomnieć sobie, czy byłam świadkiem jakiegoś zdarzenia, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Musiała ze mną pojechać mama, bo jestem jeszcze niepełnoletnia. Radiowóz stal przed moim domem. W czasie drogi policjanci pytali mnie co takiego zrobiłam, że komenda w Otwocku kazała przywieść mnie najszybciej jak się da. Przed oczami przeleciało mi cale życie, ale nadal nie mogłam nic sobie skojarzyć. Jechaliśmy dosyć okrężną drogą, ale policjanci stwierdzili, że skoro już jadą, to przy okazji sprawdza miejsca gdzie zdarzają się kradzieże.

Skręciliśmy nad Świder i zjechaliśmy w dół przy mostku, gdzie stało kilka osób w mundurach i szczerze mówiąc to pierwsze co pomyślałam: „jeszcze ich tu brakowało – zobaczą mnie w radiowozie jak jakiegoś przestępcę”. Policjant zapytał mnie czy ich znam. Powiedziałam, że są to harcerze z naszego hufca, wiec stwierdzili, ze podjedziemy do nich. I wtedy pojawił się druh komendant, a ja zorientowałam się, o co tak naprawdę chodzi. Wysiadłam z radiowozu i rozpłakałam się. Dostałam swój mundur i jeszcze nie wierzyłam w to, co się dzieje.

Dh Tomek kazał mi iść do pierwszej pochodni, którą trzymał Mały, a później iść wzdłuż Świdra. Usłyszałam wtedy 8 punktów Prawa Harcerskiego. Na końcu ścieżki stała dh. Ula i dh. Magda. Tym razem to ja musiałam powiedzieć dwa ostatnie punkty i jak je rozumiem. Ale byłam tak zszokowana, ze było mi trudno cokolwiek mówić. Musiałyśmy z Ewą ułożyć ognisko, które całkiem ładnie nam wyszło. Rozpaliła je pani komisarz Barbara Kosiorek.

Później dh. Ula powiedziała piękna gawędę, która mnie bardzo rozczuliła. I wreszcie nadszedł ten piękny i wzruszający moment. Złożyłyśmy zobowiązanie instruktorskie. Była to chwila, która na pewno zostanie w mojej pamięci na zawsze. Mało brakowało, a znowu bym się rozpłakała. Otrzymałam książeczkę instruktorska od dh. Komendanta, oraz podkładkę pod krzyż i lilijkę granatowego koloru od mojej opiekunki dh. Magdy, znaczek instruktora Hufca ZHP Otwock i bardzo śliczny krzyżyk z lilijka. Natomiast od dh. Uli książkę „Gawędy druhny Babci”.

Usłyszałam od wszystkich tak piękne życzenia, że zakręciła mi się łezka w oku. Oczywiście spaliłyśmy nasze węgielki z Przyrzeczenia Harcerskiego i w taki oto sposób weszłyśmy w nowy etap naszego życia harcerskiego – już instruktorski. Na pamiątkę wzięłyśmy sobie nowe węgielki.

Całe zobowiązanie było piękne. Byłam bardzo zszokowana, ale i szczęśliwa. Nie da się opisać słowami tego, co czułam. Na pewno będę te chwile pamiętać tak, jak pamiętam obietnicę Zucha i Przyrzeczenie Harcerskie.

Bardzo się cieszę, że w tak ważnej chwili dla mnie była obecna moja mama, a także, że Zobowiązanie składałam razem z Ewą, ponieważ razem rozpoczynałyśmy próbę na stopień przewodnika i razem wkroczyłyśmy na ścieżkę instruktorskiej pracy.

Tak naprawdę to dopiero w domu wszystko do mnie dotarło, kiedy patrzyłam na mój mundur. Mam tylko problem gdzie przyszyć lilijkę, bo cały rękaw mam „zajęty”.

Chciałabym podziękować wszystkim, którzy byli zaangażowani w organizacje tego pięknego momentu i gratuluje świetnego pomysłu (piszę o policji). Było to chyba najoryginalniejsze Zobowiązanie w naszym hufcu.

Życzę wszystkim tak cudownego zobowiązania i tylu emocji.

pwd. Sylwia Żabicka

Instuktor – to brzmi dumnie: Ewa


Wczoraj, mniej więcej o tej porze (21:15) stałam przy ognisku nad Świdrem, trzymałam dwa palce prawej ręki skierowane w stronę ognia, granatowej podkładki, książeczki instruktorskiej. Dopiero wtedy (już po wycieczce radiowozem, przejściu trasy nad rzeką, współ-ułożeniu ogniska) zrozumiałam tekst Zobowiązania Instruktorskiego. Już wcześniej znałam jego treść, ale dopiero wczoraj dotarło do mnie, że teraz jestem w pełni odpowiedzialna za wszystko, co robię. Dlatego najtrudniej mi było wymówić: „…i wychowam swojego następcę”

Ta świadomość mnie przytłacza. Czuję się taaaka malutka w stosunku do oczekiwań, jakie niektórzy maja wobec mnie. Nie czuję się ważniejsza, nie czuję, że jestem ponad kimś – tak jak to było kilka lub kilkanaście lat temu gdy zdobyłam kartę „już pływam”. Myślałam, że już jestem dorosła i mogę być ratownikiem, a ja ledwo co unosiłam się na wodzie. Czasami wydaje mi się, że chciałabym cofnąć się o parę lat, zdobywać kartę młodego pływaka, składać Przyrzeczenie harcerskie i być błogo nieświadomą wiedzy, jaką jeszcze musze zdobyć.

Wrzucałyśmy wczoraj z Żabą do ogniska węgliki (nie mylić z wąglikami) z Przyrzeczenia. W pewnym momencie chciałam je z powrotem wydobyć z czerwonego żaru i zachować… tamten sposób myślenia.

Może trochę przesadzam, dorabiając jakąś pokręconą ideologię, ale dla mnie wczorajszy dzień jeszcze trwa. Emocje nadal nie opadły.

Na koniec chciałam przeprosić wszystkie osoby (wybaczcie, że nie wymienię każdego z osobna, ale chcąc to zrobić mielibyście w ręku załącznik do numeru) z którymi nie spotkałam się wczoraj wieczorem i podzię-kować tym, którzy byli.

Ewa

Wiosenny bal zuchowy

Niedawno druhna obiecała nam, że zrobi dla nas bal i będziemy mogli się bawić.

No i wreszcie nadszedł ten dzień.

Była to piękna słoneczna sobota 11 05 2002 r. Spotkaliśmy się przed Miejskim Ośrodkiem Kultury w Józefowie bo właśnie tam dzięki zgodzie pani dyrektor odbył się nasz bal.

Miał się rozpocząć o godz. 9 00 ale pan, który miał nam otworzyć MOK piętnaście wcześniej (żebyśmy zdążyli się przebrać w nasze stroje) chyba trochę zaspał i przyjechał później no ale w końcu była sobota. Ale kiedy już się przebraliśmy druhna zaprosiła nas do sali, gdzie wisiało dużo obrazów i przywitała 2 przybyłe gromady: 5 GZ „Leśne ludki” i 65 GZ „ Mali Globtroterzy” którzy przyjechali aż z Otwocka no i oczywiście nas 3 GZ „Zawiszątka” my na szczęście mieliśmy blisko.

Prawie nikt z nas się nie znał, tylko kilka osób, które były na koloni zuchowej, dlatego zrobiliśmy sobie wizytówki, żebyśmy wiedzieli jak mamy na imię. Ale później kiedy tańczyliśmy to nam spadały.

Druhna Sylwia powiedziała, że będą nas obserwować dobre duszki i będą patrzeć jak się bawimy, a na koniec balu dadzą nam nagrody.

Później druh Maciek włączył nam muzykę zaczęła się zabawa. Na początku nikt nie chciał tańczyć bo się wstydzili, ale druhny zrobiły z nami kółeczka i zaczęliśmy szaleć fajnie było, ale nagle muzyka ucichła i druhna powiedziała że będziemy prezentować nasze gromady (mieliśmy takie zadanie do wykonania przed balem i musieliśmy wymyślić jak przedstawimy naszą gromadę).

Fajnie wymyśliły „Leśne ludki” bo mieli takie tabliczki, z których wyszła ich nazwa, a zuchy z Otwocka i my śpiewaliśmy nasze piosenki. A na cześć każdej gromady krzyczeliśmy okrzyki, a później znowu mogliśmy tańczyć i tańczyć.

Był konkurs „Macareny”: dobre duszki wybierały kto z nas wszystkich tańczy najładniej, a później tańczyli na scenie i my wybieraliśmy kto z nich tańczy najładniej: Gosia, Anetka, Iga czy Mikołaj. Ale wszyscy bardzo ładnie tańczyli więc razem mieli I miejsce i dostali nagrody.

Na sam koniec balu duszki wybrały osoby, które się najfajniej bawiły i jedną która miała najfajniejsze przebranie, a była to Kinga z 5 GZ, a nagrodę za najlepszą zabawę otrzymała Iga z 3 GZ, a wyróżnienia Gosia i Ewelina z 65 GZ.

Bal bardzo nam się podobał, ale był trochę za krótki. Mamy nadzieję, że niedługo znowu będzie bal albo coś innego, żebyśmy mogli się spotkać z innymi zuchami. Może na kolonii?

A właśnie zapomniałam: druhna. Sylwia prosiła żeby podziękować druhowi Maćkowi za pomoc w zorganizowaniu muzyki.

Zuchna z 3GZ „Zawiszątka”

A kolonia tuż, tuż


To już 27 maja … jak ten czas szybko leci… Dopiero, co wróciliśmy z wakacji i je podsumowaliśmy a tu już tegoroczna kolonia za pasem.

Przygotowania rozpoczęliśmy zimą, jak jeszcze nawet nie marzyło się nam o ciepłym słonku, szumie wiatru nad Gołdapiwem, a raczej wszyscy się zastanawiali czy uda się kulig.





Nie musze Wam mówić, jak trudno jest zrobić dobrą i ciekawą kolonię, bo sami pewnie zmagacie się teraz z przygotowaniami do obozu, a tu został już tylko miesiąc…

W tym roku jedziemy w podobnym składzie tzn.

Agnieszka Bąk, Agnieszka Fedorowicz, Magda Gro-dzka, Karolina Grodzka (to jej pierwszy raz), Joanna Kołodziejek, Ewa Krzeszewska, Maciek Siarkiewicz, Karolina Śluzek, Sylwia Żabicka.

Niestety nie będzie z nami Beaty Kępki (przygotowuje się na przyjęcie włas-nego zucha) oraz Izy Półchłopek (jedzie na obóz ze swoją drużyną).

Plan pracy zbudowany jest wokół sprawności rycerza i dworki oraz aktora, a fabułą do ich zdobywania będzie historia Mirmiłowa – słowiań-skiego grodu. Pomysł zaczerpnęliśmy z komiksów o Kajku i Kokoszu, które będziemy też wykorzystywać do pracy z dziećmi.

Podczas kolonii m.in. nauczymy się lepić prawdziwe gliniane garnki (pod okiem zawodowych garncarzy), we własnej manufakturze wyproduku-jemy papier, odwiedzimy hodowlę żubrów i rezerwat zwierząt, sami upieczemy chleb, a na zakończenie nakręcimy film.

W jeden z ostatnich weekendów odwiedziliśmy nawet Kazimierz Dolny, aby w atmosferze ruin rycer-skiego zamku nakreślić wizję słowiańskiego grodu. Jeden z zespołów odstawił tam nawet małe przedstawie-nie nawiązujące do obrzę-dów słowiańskich. Mieliśmy piękną pogodę i miło nam się pracowało. Podzieliliśmy się obowiązkami i z napięciem przygotowujemy się do wyjazdu. Zwiedziliśmy fragment Kazimierza a dzień zakończyliśmy pysznymi lodami na Kazimierskim rynku.

Czy udany wyjazd to przedsmak udanej kolonii???

Mam nadzieję, że tak.

M.

Okiem przyszłego zucha – cz. 1

Cześć to znowu ja. Mówiłam, że jeszcze o mnie usłyszycie….

Jako, że rozpoczęłam już trzeci miesiąc życia, a wakacje już tuż, tuż, postanowiłam wykorzystać piękną pogodę i wyciągnęłam moich starych, znaczy się rodziców na Mazury.
Chciałam zobaczyć jak wyglądają one w kwietniu i przy okazji przygotować się do tegorocznych wakacji w Przerwankach. Pokazałam moim rodzicom kilka fajnych miejsc – chwalą się, że jeżdżą już tam od 12 lat a jeszcze ich nie widzieli i dopiero ja im uświadomiłam jak ciekawe mogą być wycieczki dla dzieci podczas wakacji. W końcu nie zawsze muszą one jeździć utartym szlakiem Kętrzyn-Gierłoż-Giżycko.

A zatem polecam waszej uwadze:

hodowlę żubrów – Wolisko w Puszczy Boreckiej – to ok. 15 km od Przerwanek (można zobaczyć a nawet może uda Wam się pogłaskać żubra podczas karmienia – codziennie 8-10 i 17-19 (jakbyście mieli albo wypożyczyli sobie rowery to prowadzi tam malownicza trasa rowerowa)

wielką śluzę w Guji

olbrzymie wiadukty w Stańczykach (na żywo wyglądają jeszcze większe niż w reklamie telewizyjnej)

piramidę w Rapie już pewnie widzieliście, ale nie wiem czy wiecie że kilka kilometrów dalej, pod rosyjską granicą są ruiny dworu, stare stajnie, które były własnością pruskiej rodziny pochowanej w tym grobowcu

ścieżkę spacerowa po pozostałościach umocnień z okresu 1 i 2 wojny światowej, koło Kruklanek i Pozezdrza – to raczej dla chłopaków, bo mnie trochę znudziły.

Mamerki – kwatera dowództwa wojsk lądowych III Rzeszy

zamek w Reszlu

obserwatorium astrono-miczne w Olsztynie

zamek i piękna starówka w Olsztynie – można tam sobie wybić własną monetę

Posiadaczom kaja-ków i karty pływackiej polecam szlak kajakowy rzeką Sapiną. Ja, niestety, jeszcze nie płynęłam, bo rodzice nie chcą mnie samej puścić. Pozostanie mi, zatem rejs statkiem po jeziorach mazurskich z portu w Giżycku lub Mikołajkach jak będę wracać z wycieczki do parku dzikich zwierząt w Kadziłowie.

A i jeszcze mama mi podpowiada, że można też ciekawie urozmaicić program obozu o np. lepienie garnków z prawdziwej gliny pod okiem garncarzy (przy Muzeum Ludowym w Węgorzewie – zajęcia trwają 1,5 h i kosztują jedyne 3zł a swoje dzieła można odebrać po tygodniu). Niestety nie widziałam tych zajęć, ponieważ ten fragment podróży smacznie przespałam, ale w wakacje mam zamiar ulepić sobie butelkę na mleko, nie wiem tylko jak rozwiązać problem mocowania smoczka (myślę, że tam na miejscu mi pomogą). Strasznie się rozgadałam, muszę już kończyć, bo czuję jakoś dziwnie mokro w pampersie, a poza tym coś bym przekąsiła, a ta mama nic nie daje… Muszę chyba głośniej krzyknąć, aby się pospieszyła z gotowaniem mleczka. Uuaaaaaa….

To na razie, mam nadzieje, że jeszcze się usłyszymy ….. Gugu … UUUAAAAAAA….

Julka

Decyzja w ciągu doby

Poprosiłeś mnie Mirku o refleksję…
Do czynnej służby instruktorskiej powróciłem, po 10-cio letniej przerwie, gdy rozwiązano Harcerską Służbę Polsce Socjalistycznej.

Przyjęcie mnie do pracy jako nauczyciela w Szkole Podstawowej nr 1 uzależniono od tego, czy zechcę opiekować się siedmioma drużynami harcerskimi i zuchowymi. Drużyny prowadzone przez szesnastolatków pracowały pięknie, dyskretnie im pomagałem i bacznie obserwowałem zmiany w harcerstwie W marcu 1984 r Władek Setniewski, ówczesny komendant hufca, poprosił mnie, bym przejął od niego hufiec. Decyzję należało podjąć w ciągu doby. W Otwocku mieszkałem od niedawna i byłem nieznany w tym środowisku, mimo to zaryzykowałem. Powierzając mi tę funkcję, zaryzykowała również Rada Hufca, myślę że z dużym pożytkiem.

Co zastałem:

  • Katastrofalny stan kwatermistrzostwa: magazyny na poddaszach, w piwnicach i szopach z dziesiątkami przegniłych i zdekompletowanych namiotów, połamanych łóżek, zawszonych kocy.

  • Teren pod przyszłą bazę w Przerwankach, na którym nielegalnie postawiono zadaszenie pod stołówkę na podmurówce. W trzecim dniu pełnienia funkcji otrzymałem pismo z Zarządu Lasów Państwowych nakazujące rozebrać budowlę i opuścić teren oraz rachunek za energie z Hufca Węgorzewo na kwotę przekraczającą trzykrotnie stan kasy hufca.

  • W hufcu działało prężnie około 30 drużyn harcerskich, 6 starszoharcerskich, 24 Nieprzetartego Szlaku i prawdo-podobnie 12 zuchowych. Piszę prawdopodobnie, gdyż na Święto Zucha przybyło 12 drużynowych i czterech zuchów. Tylko w trzech szkołach były harcówki

  • Hufiec liczył około 100 instruktorów, skupionych w kilku środowiskach:

    1) młodzi absolwenci kursu przeprowadzo-nego na zimowisku w Kołobrzegu w poprzednim roku – przewodzili nimi Rysiek Borkowski i Kasia Brzezinska;

    2) doświadczeni drużynowi Nieprzetartego Szlaku na czele z Jankiem Śliweckim;

    3) środowisko instruktorskie Szczepu przy Szkole Podstawowej nr 5 na czele z Zygmuntem Wojniczem;

    4) grupa starszyzny instruktorskiej nie związana z drużynami, ale wspomagająca kształcenie: Marian Mirkowski, Marek Miliński, Jacek Wachnicki, Czesio Woszczyk, Jurek Kudlicki i wielu, wielu innych;

    5). środowisko gminy Wiązowna: Pęclin, Glinianka, któremu przewodził Zygmunt Niewiadomski.

    6) młode drużynowe zuchowe z Joasią Oleksiuk na czele.

    Muszę przyznać, że spotkałem w swojej pracy wielu ludzi, którzy bezinteresownie, z wielkim zapałem pomagali mi w kierowaniu hufcem. To dzięki nim mogłem dokonać w krótkim czasie więcej, niż poprzedni komendanci. Duże wsparcie otrzymywałem ze strony władz miasta i władz oświatowych. Podpatrujący mnie młodzi instruktorzy dziwili się, z jaką łatwością załatwiałem poważne sprawy przez telefon.

    Po zapoznaniu się ze stanem osobowym i materialnym hufca podjąłem następujące działania:

  • Funkcję kwatermistrza powierzyłem Ryśkowi Borkow-skiemu, który bardzo chciał pracować etatowo w hufcu, prowadził wzorcową drużynę i mógł liczyć na pomoc swoich harcerzy

  • Powołałem Radę Przyjaciół Harcerstwa, z udziałem bardzo doświadczonych instruktorów rezerwy zajmujących ważne stanowiskach we władzach. Radzie przewodniczył Andrzej Szatyński

  • Zachęcałem do tworzenia kręgów instruktorskich

  • Organizację zgrupowania obozów w Przerwankach powierzyłem najbardziej przedsiębiorczym instruktorom: Zygmuntowi Wojniczowi i jego szczepowi w lipcu, zaś turnus sierpniowy Jankowi Śliweckiemu i środowisku Nieprzetartego Szlaku.

  • Do czynnej służby przywróciłem swoją żonę, która była kiedyś drużynową zuchową i skierowana została na kurs namiestników zuchowych w Oleśnicy

  • Powołałem hufcową Radę Kultury, powierzając jej organizacje festiwalu piosenki o zasięgu rejonowym

  • Zmieniłem komisję stopni i kształcenia, powołując w jej skład samych harcmistrzów.

    Do ważnych spraw, które już w pierwszym roku udało mi się załatwić, należy zaliczyć:

    1. Uregulowanie dzierżawy terenu i stworzenie planu zagospodarowania pod stałą bazę w Przerwankch. Również tam uzbrojenie terenu: doprowadzenie kablem ziemnym energii elektrycznej, zbudowanie studni głębinowej i stacji uzdatniania wody, przebudowę kuchni zgodnie z wymogami SANEPIDU, zalegalizowanie i zagospodarowanie dwóch domków kempingowych na komendę zgrupowania i gabinet lekarski, wykonanie stałych pomostów pływających

    2. Zakup kilkudziesięciu nowych namiotów, w tym ok. 20 namiotów typu NS, urządzeń kuchennych, kocy, łóżek kanadyjek, łódek i innego sprzętu. Naprawa ponad dwudziestu namiotów turystycznych.

    3. Zorganizowanie instruktorów w siedmiu silnych kręgach instruktorskich, które wspomagały pracę drużyn. Powstał również krąg seniorów „Sosna”, skupiający m.in. wychowanków ks. hm. Jana Raczkowskiego

    4. Zorganizowanie hufcowych i chorągwianych festiwali piosenki „Sosnowe nutki” i wylansowanie dwóch zespołów hufca: „Park” Jarka Kochanowskiego i NS Marka Połynki na festiwalach krajowych w Zamościu i Krakowie

    5. Zagospodarowanie w szkołach i klubach pomieszczeń na harcówki

    6. Powstało silne namiestnictwo zuchowe organizujące kursu drużynowych i przybocznych zuchowych oraz dwuturnusowe kolonie zuchowe

    7. W okresie ferii organizowano równocześnie kilka zimowisk kształceniowych i warsztatów metodycznych

    8. Rozwinięto system wymiany obozów z organizacjami z zagranicy: (Berlin, Sofia, Moskwa) oraz krajowych (Oświęcim, Andrychów, Sieradz, Zawiercie, Wolin).

    9. Kontynuowano organizację tradycyjnych i sprawdzonych imprez hufca (MORS, Manewry Techniczno Obronne, Święto Hufca, Dzień Zucha) oraz wprowadzono nowe imprezy ( Alert Komendanta Hufca, Konwent Kręgów, współzawodnictwo o tytuł drużyny sztandarowej hufca)

    10. Reaktywowano i rozwinięto działalność harcerskiego klubu łączności, nad którym opiekę objął Heniek Kukian, później Bogdan Kusina.

    11. Powołano kapituły stopni HO i HR, które zamknęły pierwsze próby harcerzom orlim

    12. Prowadzono wymianę doświadczeń z kręgami instruktorskimi z innych regionów Polski: Kraśnik, Andrychów, Tarnów, Bielsko Biała

    13. Stworzono warunki do organizacji samodzielnych obozów drużyn i szczepów (Jastrzębia Góra, Wolin, Wągrowiec)

    14. Powołano Pocztę Harcerska zarejestrowaną pod numerem 75

    Dynamika pracy hufca i osiągane efekty wzmocniły autorytet stanowiska komendanta w odczuciach społecznych i w środowisku instruktorskim, o które skutecznie podejmowano walkę.

    hm Zbigniew Bugaj HR

    Przyp. HSI: Druh hm. Zbigniew Bugaj pełnił funkcję Komendanta Hufca ZHP w Otwocku w dniach 15 marca 1985 r. – 12 listopada 1988 r.

  • Ze wspomnień Białej Sowy

    Korzystając z okazji udostępnienia łamów „Przecieku” chciałbym wspomnieć moich wspaniałych Instruktorów.

    19 maja 1957 roku pod Celestynowem nasz hufiec zorganizował pierwsze po latach OH i OHPL Przyrzeczenie Harcerskie. Atmosferę tamtego czasu trafnie oddał później „zespół „Perfekt” „Wiatr Odnowy wiał, darowano resztki kar…”. Byłem wtedy świadkiem powrotów z więzień działaczy niepodległościowych, instruktorów harcerskich, żołnierzy Armii Krajowej. Miałem szczęście uczestniczyć w tym celestynowskim Przyrzeczeniu. Otrzymałem Krzyż Harcerski nr 447, serii XXXVII. Rotę Przyrzeczenia wypowiadaliśmy w obecności ks. Hm. Wincentego Malinowskiego, proboszcza z Józefowa, więźnia hitlerowskich obozów koncentracyjnych (kapelana Szarych Szeregów – przyp. HSI), gawędę mówił oraz wiersze o Powstaniu Warszawskim recytował Tomasz Strzembosz.

    Od wiosny byłem przybocznym w XIII ODH im. Zawiszy Czarnego przy Szkole Podstawowej nr 1 w Otwocku. Moim drużynowym był dpp. (drużynowy po próbie) Adam Piesio, mgr historii sztuki, absolwent KUL. W lipcu 1957 roku ukończyłem Chorągwiany kurs drużynowych w ramach zgrupowania obozów Chorągwi Mazowieckiej. Był on zorganizowany na terenie byłego poligonu wojskowego w Muszakach k/Nidzicy.

    Komendantem mojego podobozu był dpp. Adam Strzembosz, ten sam, który po latach kandydował w wyborach prezydenckich III Rzeczypospolitej (muszę tu dodać, że jego brat, dziś znany profesor historii, Tomasz Strzembosz jest żonaty z Marylą Dawidowską, siostrą Alka znanego z „Kamieni na Szaniec”), oboźnym phm. inż. Marian Hassa. Sierpień 1957 to pierwszy po odnowie obóz Hufca. Zorganizowany w Puławskiej Górze, skupił najlepszą ówczesną kadrę.

    Komendantem był dh hm. Tadeusz Idzikowski, ówczesny hufcowy, oboźnym wspaniały instruktor phm. Zenon Węgrowicz. Byłem wtedy drużynowym jednej z dwóch drużyn obozowych, dziś powiedzielibyśmy podobozów. Rok póżniej umiejętności instruktorskie doskonaliłem na obozie hufca w Białej Górze pod Tomaszowem Mazowieckim. Komendantem zgrupowania był phm. Antoni Fedorowicz, żołnierz 25 p.p. AK ps. „Łebek”, póżniejszy pierwszy Prezydent Otwocka w III Rzeczypospolitej. Rok 1959 to obóz w Świętej Lipce, z komendantem hm Ryszardem Siegieniewiczem, a 1960 w Chmielnie k/Kartuz. Ten obóz tylko wizytowałem jako ówczesny hufcowy. Byłem spokojny o wynik wizytacji, bo oboźnym był znów Zenon Węgrowicz. On nas uczył odpowiedzialności, punktualności, poszanowania cudzego czasu, systematyczności.

    Komendantem Otwockiego Hufca ZHP zostałem w 1960 roku. Byłem nim jeden rok, potem przez szereg lat z-cą komendanta hufca Sylwestra Setnikowskiego. Jemu zawdzięczam szlif ekonomiczno – organizacyjny.

    Dzisiaj, po latach, (a ostatni obóz to Liszna k/Cisnej w Operacji Bieszczady – 40 w połowie lat 80-tych) dumny jestem z tego, że miałem szczęście mieć wspaniałych Instruktorów. To Im zawdzięczam mój rozwój osobowy oraz instruktorski do stopnia Harcerza Orlego oraz Harcmistrza PL. To Im zawdzięczam , że pomogli ukształtować moją ścieżkę życia, że po latach mogę moim harcerzom i uczniom spojrzeć prosto w oczy.

    Pamiętajcie o tym Instruktorzy. Was też ktoś wspomni po latach. Oby tak dobrze, jak ja wspominam swoich.

    Biała Sowa

    Przyp. HSI: Druh hm. Jerzy Kudlicki pełnił funkcję Komendanta Hufca ZHP w Otwocku w latach 1960 – 1961.