Wywiad z Magdą Grodzką

Rozmawiamy z Magdą Grodzką – osobą najbardziej zaangażowaną w tworzenie ZKK w naszym Hufcu. Nie wiesz co to jest ZKK? Właśnie po to jest ten wywiad.

ZKK to…?
Zespół Kadry Kształcącej. Zespół, który odpowiedzialny jest za całość spraw związanych z kształceniem w hufcu. Ma nie tylko organizować kursy i warsztaty na różnych poziomach, ale także kształtować politykę kadrową, tworzyć plan kształceni hufca oraz upowszechniać dorobek wypracowany w ramach prowadzonego u nas kształcenia.

Czy u nas funkcjonuje taki zespół?
Byliśmy zobowiązani do tego, żeby ZKK utworzyć do końca września 2004 roku. Jeszcze nam się to nie udało.
Oficjalnie nikt się nie podjął zadania stworzenia ZKK. Jest całe grono osób, które stara sie coś robić w tym temacie. Było już kilka koncepcji i pomysłów na utworzenie takiego zespołu ale póki co spaliły na panewce.
Obecnie jest wiele osób zaangażowanych w prowadzenie działań kształceniowych, większość z nich była zaangażowana w organizację i prowadzenie zajęc podczas ostatnich warsztatów, mam nadzieje że może staną się one zalążkiem takiego zespołu, który szybko wypełni warunki formalne.

Jakie to warunki?
Formalnym warunkiem jest posiadanie OKK (Odznaki Kadry Kształcącej) i stopnia instruktorskiego. Dla mnie osobiście ważniejsze w chwili obecnej jest to, aby byli to ludzie, którzy chcą i potrafią kształcić i są przygotowani aby w niedługim czasie nadrobić ewentualne braki regulaminowe

Mamy w hufcu osoby, które spełniają takie warunki. Dlaczego zatem taki zespół jeszcze nie powstał?
W naszym hufcu poki co (ale mam nadzieje ze juz za chwilke sie to zmieni) jest 3 instruktorów z Brązową Odznaką Kadry Kształcącej i jedna instruktorka ze Srebrną Odznaką. Instruktorzy Ci z licznych względów, na których omawianie nie ma tu miejsca, nie podjęli się stworzenia ZKK naszego hufca. Nie znaczy to jednak, że wyłączyli się z kształcenia i pracy. Mogę powiedziec chyba również w ich imienniu, że naszym celem jest zbudowanie młodego zespołu kształceniowców, którzy sami kształcąc się już wkrótce zdobędą/zdobyliby niezbędne uprawnienia aby kierować kursami i warsztatami w naszym hufcu, a my bylibysmy dla nich zapleczem, które w razie potrzeby mogliby wykorzystać.

Rozumiem, że będą to osoby mniej doświadczone. Patrząc na zadania ZKK zastanawiam się czy nie za dużo od tych osób wymagamy.
Liczymy na to, że ZKK stworzą ludzie z pasją, którzy sami chcą się kształcić i przekazywać swą wiedzę i pomysły innym. Myślę, że taki zespół będzie mógl liczyć na duże wsparcie innych instruktorów. To na pewno możemy im obiecać.

Sądząc po czasie, jaki upływa borykamy się z jakimiś problemami przy tworzeniu ZKK. Na czym one polegają?
Problemów jest coniemara…. Wg mnie głównym jest brak deklaracji od osoby(osób), która podjęłaby się kierowania i zbudowania takiego zespołu. Może to też jest tak, że nie umiałam, nie umieliśmy wychować swoich następców i teraz znaleźliśmy się w takiej małej pułapce, że sami nie możemy, nie chemy, nie mamy czasu, siły czy chęci etc., aby tym się zająć, a nikt inny też się nie zgłasza widząc, że my wciąż zajmujemy im miejsce. Może powinniśmy ogłosić wszem i wobec że na tych funkcjach mamy vacaty 😉

Czy nasze problemy są czymś szczególnym czy to raczej norma w takich hufcach jak nasz?
Nie mam dokładnego rozeznania, ale z informacji, jakie posiadam wynika, że ZKK istnieją w większości dużych warszawskich hufców. Problem jest z hufcami wiejskimi i małymi podwarszawskimi, gdzie czasem nie ma ani jednej osoby z odznaką i odpowiednimi umiejętnościami. Na tym tle my nie plasujemy się na najgorszej pozycji, ale to niestety nie jest pocieszające…

Czy tworząc ZKK nie za bardzo ograniczamy się do swojego zamkniętego – grona? Może powinniśmy otworzyć się na inne hufce?
Regulamin kształcenia zakłada możliwość stworzenia i powołania przez Komendanta Chorągwi Międzyhufcowego Zespołu Kształcenia. Niestety z żadnym z sąsiednich hufców (Celestynów, Sulejówek, Góra Kalwaria, Praga Południe) nie jesteśmy też związani jakąś bliższą współpracą, co mogłoby nam pomóc. Nad tym powinniśmy trochę popracować, organizować jakieś wspólne przedsięwzięcia, bliżej się poznawać, wymieniać doświadczenia.
Pewnym problemem jest to, że każdy z hufców ma chyba zdecydowanie inną specyfikę i potrzeby i wg mnie takie działanie byłoby bardzo trudne. Odległość i kłopoty dojazdowe to następne utrudnienie.

W kilku ostatnich szkoleniach i warsztatach, które organizowaliśmy w Hufcu niektóre zająca prowadziły osoby spoza naszego Hufca. Nie było to naszą tradycją. Dlaczego skorzystaliśmy z tej możliwości? Jakie są tego dobre strony a jakie złe?
A z tym to się nie zgodzę. Wydaje mi się, że zawsze staraliśmy się zapraszać na zajęcia jakieś ciekawe osoby, profesjonalistów w różnych dziedzinach. Nie zawsze nam się to może udawało, ale pomysł nie jest nowy. Olbrzymim plusem zaangażowania takich osób, jest możliwość poznania form i metod, stosowanych w innych środowiskach, poza tym zawsze jest to taki „powiew świeżości”, a jeśli jeszcze uda nam się zaprosić osoby, które bardzo dobrze znają się na swoim fachu i są uznanymi specjalistami w swoich dziedzinach to juz jest super. Myślę, że może to potwierdzić na przykład każdy, kto brał udział w ostatnich zajęciach o skautingu my nawet jakbyśmy się bardzo starali nie poprowadzilibyśmy ich na tyle ciekawie i treściwie jak zaproszona przez nas Joanna Nestorowicz (na codzień pracująca w chorągwianym wydziale zagranicznym).
Należy zachować jednak umiar, mamy bowiem w swoich szeregach świetnych, kreatywnych instruktorów i nie można o nich zapominać.

Na co wpłynie utworzenie ZKK?
Kto był na ostatnich warsztatach wie, że mamy wspaniałych młodych ludzi, którzy chcą prowadzić gromady i drużyny, chcą się rozwijać i kształcić i właśnie do tego potrzebne jest nam ZKK aby na te potrzeby w sposób planowy (a nie tylko z doskoku jak to mam miejsce teraz) mogło odpowiadać. Myślę, że stworzenie takiego zespołu pomogłoby nam też w podniesieniu poziomu organizowanych kursów i warsztatów.
Działanie kształceniowe powinno byc ukierunkowane na wsparcie drużynowych w ich codziennej pracy. Od współtworzenia broszurek i wydawnictw, poprzez poradnictwo, warszaty metodyczne i programowe, kursy. Wg mnie praca takiego zespołu wspólnie z prężną działalnością namiestnictw mogłaby podnieść jakość naszych drużyn o ilości już nie wspomnę.
Nie jest to cel, który osiągniemy bardzo szybko, ale musimy cały czas mieć go przed sobą.

Myślę, że wszyscy sobie tego życzymy. Dziękuję za rozmowę.
Mirek Grodzki

Zapiski Emigranta – 2

FC (Formation Continue centrum kształcenia ustawicznego, gdzie pracuje) dzieli hale produkcyjne ze szkoła inżynierska. Pewnego popołudnia spotkałem tam grupę studentów konstruujących skomplikowane urządzenia. Oto kilka zdjęć ilustrujących to spotkanie oraz wywiad z Claudia Bernedo, studentką szkoły inżynierskiej ICAM.

Michał Rudnicki : Klaudio, co Ty tutaj wyprawiasz?

Claudia Bernedo: Mam teraz zajęcia praktyczne. Pracujemy w grupach liczących cztery, piec osób. Realizujemy nasze projekty. Każda osoba ma do wykonania jakiś element, a później razem konstruujemy urządzenie. Dzisiaj na przykład fabrykujemy tłok hydrauliczny. Musimy wykazać się znajomością obróbki, frezowania i dziurkowania.

M.R.: Ile czasu macie na opanowanie tych sztuk?

C.B.: Godzinę miesięcznie na obróbkę, godzinę na frezowanie, podobnie z dziurkowaniem. Poza tym mamy dwie godziny tygodniowo na studiowanie maszyn takich jak nóż elektryczny, odtwarzacz video, brama automatyczny, maszyny rolnicze…

M.R.: I wydaje Ci się to wystarczające?

C.B.: Ja osobiście wołałabym mieć więcej zajęć praktycznych, ponieważ jestem bardzo ciekawska…Ale mamy sporo wykładów i ćwiczeń, oprócz tego prace domowe, wiec czas jest napięty.

M.R.: Studia na ICAMie są dosyć ciężkie?

C.B. : Od czasu do czasu jestem naprawdę zmęczona, ale większość czasu jestem w dobrej formie i cieszę się z tego, ze tutaj studiuje. Mam nadzieje znaleźć w przyszłości dobra prace. Trzeba także przyznać, że nastrój w naszej szkole jest bardzo dobry, możemy zawsze liczyć na naszych profesorów i kolegów. Nikt nie boi się zadawać pytań podczas zajęć.

M.R. : FC (Formation Continue) ta nazwa Ci cos mówi?

C.B. : Nie za wiele, za każdym razem, kiedy mamy zajęcia praktyczne uczniowie z FC maja zajęcia teoretyczne, wiec się raczej mijamy…Ale kiedy jadałam obiady w naszej wspólnej stołówce, znałam kilku przystojnych chłopców…Byli bardzo sympatyczni…

M.R. : Hmm, rozumiem…Ostatnie pytanie czy możesz powiedzieć cos o sobie?

C.B. : Oczywiście! Studiuje na pierwszym roku kursu przygotowawczego (studia we Francji często funkcjonują w systemie : rok lub dwa lata kursu przygotowawczego, który kończy się konkursem, z którego osoby mające najlepsze wyniki przechodzą na właściwe studia. W ICAMie jest dwuletni kurs przygotowawczy i trzy lata studiów inżynierskich). Działam w biurze studenckim, gdzie jestem sekretarka. Kocham muzykę „Metal“, lubię uczyć się jeżyków obcych. (Klaudia pochodzi z Peru, od czterech lat mieszka we Francji)

M.R.: Aaa, to dlatego od 15 minut rozmawiamy po angielsku?

C.B.: Tak! Dzisiaj po południu mam kurs angielskiego i chciałam poćwiczyć przed zajęciami…

M. R.: I understand. Thank you and good luck!

Doświadczeń było dużo

W Adamem Żórawskim, Szefem Sztabu WOŚP w Otwocku rozmawia Mirek Grodzki.

1. Jesteś Szefem Sztabu już drugi raz.
Jakie doświadczenia z poprzedniego roku były najbardziej cenne dla tegorocznego Finału?

To mój 4 finał WOŚP. 2 jako szef sztabu, czy będzie kolejny to się okaże na dzień dzisiejszy nie składam żadnych deklaracji, co do następnego finału. Doświadczeń po poprzednich finałach było dużo i było, co naprawiać, co najważniejsze udało nam się uniknąć kradzieży puszek, co miało miejsce w tamtym roku. W tym roku żadna puszka nie została skradziona i nie było żadnego incydentu próby kradzieży. Udało nam się usprawnić prace w sztabie dniu finału i udało nam się usprawnić komunikacje miedzy poszczególnymi miejscami gdzie odbywały się imprezy.

2. Dla większości ludzi WOSP to jeden dzien. A jak to wygląda z punktu widzenia Szefa Sztabu? Ile pracy wymaga przygotowanie Finału?

Dla większości to jeden dzień jednak jest zupełnie inaczej. Prace w tym rozpoczęliśmy już we wrześniu i właśnie wtedy odbyło się pierwsze spotkanie z zaproszonymi gośćmi. Dlaczego tak wcześnie zaczęliśmy a to tylko, dlatego żeby ten finał zrobić z większym rozmachem, co zmyśle, że nam się udało? Intensywne prace w sztabie rozpoczęły się już w piątek i trwały do późnych godzin nocnych w sobotę (klejenie puszek, przygotowanie dekoracji …).

3. Ile osób jest zaangażowanych w tegoroczny Finał?

Jak co roku w finał włącza się spora liczba ludzi i tak naprawdę trudno jest ich policzyć ale mogę powiedzieć że było ich dużo i liczba była bliska 100.

4. Z kim spoza ZHP współpracujemy?

Moim zamierzeniem było to, aby zachęcić jak największą liczbę spoza ZHP do pracy w dniu finału jak i w sztabie. Myślę, że mi się to udało. Udało nam się zachęcić do wspólnej pracy min. Członków Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego w Otwocku, dyrektora i pracowników Hali Miejskiej w Karczewie, dyrekcje i pracowników Integracyjnego Centrum Sportu i Rekreacji w Józefowie, Straż Pożarna w Józefowie i innych.

5. Co jest Twoim największym zmartwieniem na dzień przed Finałem?

Największym zmartwieniem na dzień przed finałem było czy wszystko się uda czy dopisze frekwencja czy nie będzie żadnych incydentów.

6. Czym będziesz chciał zaskoczyć w tym roku?

W tym roku postawiliśmy przede wszystkim na bezpieczeństwo, co myślę, że nam się udało. Chcieliśmy usprawnić komunikacje a co za tym idzie obniżyć koszty rachunków telefonicznych, co myślę, że nam się udało.

7. Na ile szacujesz tegoroczna zbiórkę pieniędzy?

Moim marzeniem było abyśmy w tym roku zebrali ponad 100 000 zł jednak patrząc na to, że nie mamy gwiazdy na koncert to zebrana kwota 65 tyś z kawałkiem to całkiem niezły wynik.

8. Jakie byś dal rady dla osób, które w przyszłości będą tworzyli Sztaby w swoich miastach? Na co powinni zwrócić największą uwagę?

To nie takie proste. Problemów do rozwiązania przy organizacji tak dużej imprezy jest dużo najważniejsze jest to aby dobrać sobie odpowiednich ludzi do pracy w sztabie bo jak się będzie miało nieodpowiednich ludzi to same chęci nie pomogą.

9. Co było największym problemem przy organizacji tegorocznego Finału?

Najważniejszym problemem przy organizacji XIII finału było zorganizowanie gwiazdy na koncert, która by przyjechała do nas i zagrała za zwrot kosztów, bo taka jest idea. Jednak rzeczywistość jest zupełnie inna.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na Finale.
Mirek Grodzki

W sądzie, ale nie sędzia

Z Druhną Urszulą Bugaj, członkiem Sądu Harcerskeigo Chorągwi Stołęcznej ZHP rozmawia Mirek Grodzki

1. Gratulujemy Druhnie wyboru do Sądu Harcerskiego Chorągwi Stołecznej ZHP. Była Druhna członkiem tego sądu w ostatnich latach. Może nam Druhna trochę przybliżyć to ciało? Na czym polegają jego zadania, jakiego rodzaju sprawy sąd rozstrzyga?
Rzeczywiście, w „chorągwianym sądownictwie harcerskim” przepracowałam 8 lat. Teraz jest to już 3 kadencja. Ogromnie wahałam się, czy „ulec” namowom ponownego kandydowania. Jeśli przydawało się to, co robiłam dotąd, a nie ma przeciwwskazań, żeby to kontynuować, to daję się namówić na więcej. I tak się stało tym razem. Ja wyraziłam tylko wolę kandydowania, wybór pozostawiając Zjazdowi Chorągwi. I Zjazd mnie wybrał. Jest nas 11 „sprawiedliwych”, którzy przez 4 lata będą orzekać w sprawach odpowiedzialności dyscyplinarnych instruktorów a także członków zwyczajnych nie będących instruktorami i pełniących funkcje instruktorski, odpowiedzialności związanej z naruszaniem przez nich Statutu ZHP, zawinienia przeciw innym członkom Związku poprzez naruszenie chwał, regulaminów i decyzji władz ZHP, odwołania w sprawach przydziału służbowego instruktorów, zaliczania służby instruktorskiej.

2. Czym ten sąd różni się od normalnego sądu, co ma z nim wspólnego i jak wygląda rozprawa?
Mimo wielu podobieństw różnice jednak są znaczne. Sąd harcerski, najprościej mówiąc, jest przede wszystkim taką władzą, która ma służyć instruktorom pomocą w zakresie rozumienia wychowawczej roli harcerstwa, wzajemnych oddziaływań i oceny postępowania. Nie jest prokuratorem, nie feruje wyroków, nie skazuje na więzienie, choć w sprawach nie objętych regulaminem Sądu obowiązuje kodeks postępowania karnego. Wspólne dla obydwu sądów: cywilnych i harcerskich, jest niezawisłość w orzekaniu. Są, podobnie jak w sądzie cywilnym, strony, (w sądzie harcerskim wnioskodawca i obwiniony a nie pozwany czy oskarżony), są pełnomocnicy, obrońcy, świadkowie. Odbywają się również postępowania pojednawcze. Ma to miejsce wówczas, gdy wynikają sprawy związane z działalności w ZHP pomiędzy członkami zwyczajnymi, nie będącymi instruktorami i pełniącymi te funkcje oraz instruktorami. Rozprawy są jawne tylko dla instruktorów oraz członków zwyczajnych, którzy nie są instruktorami, ale zostali mianowani na te funkcje rozkazem komendanta. Rozprawa rozpoczyna się sprawdzeniem obecności stron i świadków. Następnie wnioskodawca odczytuje wniosek o ukaranie. Podczas postępowania dowodowego zostaje przesłuchany obwiniony, świadkowie, są badane wszystkie dostępne dokumenty oraz inne dowody mające związek ze sprawą. Po zamknięciu postępowania udziela się głosu wnioskodawcy i obwinionemu, po czym następuje zamknięcie rozprawy. Zespół orzekający po naradzie sporządza orzeczenie, które ogłasza w obecności stron.

3. Kto może być członkiem sądu, jak się zostaje jego członkiem i jakie trzeba mieć predyspozycje, żeby dobrze pełnić tę służbę?
Członkiem każdego sądu harcerskiego, zarówno hufcowego, chorągwianego czy Naczelnego Sądu Harcerskiego, może być wyłącznie instruktor w stopniu harcmistrza, przeciwko któremu nie toczy się postępowanie karne w organach wymiaru sprawiedliwości ani dyscyplinarne w ZHP. Do harcerskich władz sądowych członkowie są w wybierani na zjazdach hufców (sąd hufcowy), chorągwi(sąd chorągwiany) i zjazdach całego ZHP(Naczelny Sąd Harcerski). Osoba zasiadająca w sądzie harcerskim powinna mieć doświadczenie życiowe, znać i rozumieć Statut ZHP, być bezstronna, nie poddająca się żadnym naciskom środowiskowym, obiektywna, nie kierująca się emocjami ani osobistym interesem, odpowiedzialna.
Bardzo mi się podobało zasłyszane kiedyś w korytarzu Komendy Chorągwi Stołecznej określenie zespołu orzekającego, który miał posiedzenie i przygotowywał się do rozprawy:
”o ,dziś kryształki mają spotkanie…” Kryształkami nazwano właśnie tych sędziów.

4. Kto może zgłosić wniosek do sądu i czego może dotyczyć?
Wniosek do sądu może zgłosić wnioskodawca, który jest instruktorem lub członek zwyczajny nie będący instruktorem lecz pełniący funkcję instruktorską. Wnioskodawcą może też być krąg harcerski lub dowolna władza ZHP, która może upoważnić do występowania i działania w jej imieniu swojego pełnomocnika, którym może być wyłącznie instruktor ZHP.

5. Czy sąd może rozstrzygać sprawy osób nie będących członkami ZHP? Czy takie osoby mogą byś świadkami w sprawie?
Jest to sąd harcerski i jak sama nazwa wskazuje swoim postępowaniem obejmuje tylko sprawy dotyczące działalności w harcerstwie oraz stowarzyszone w ZHP, o ile są instruktorami lub członkami zwyczajnymi i pełnią funkcje instruktorskie.

6. Co to znaczy, że sprawa rozpatrywana jest w drugiej instancji. Do czego służy „instancyjność” orzekania?
Do rozpoznania sprawy w postępowaniu dyscyplinarnym przez właściwy sąd decyduje przydział służbowy obwinionego. Jeśli jest to instruktor konkretnego hufca, to właściwym sądem będzie dla niego sąd hufca. I to jest sąd I instancji. Jeśli w hufcu nie działa sąd harcerski (np. nie został powołany), to oczywiście sprawy są rozstrzygane w sądzie chorągwi. Wówczas ten sąd będzie dla niego I instancją. „Instancyjność” to nic innego jak stopniowanie w hierarchii władzy sądowniczej.

7. Czy są jacyś instruktorzy, którzy nie podlegają sądowi harcerskiemu?
Nie ma takich. Tylko postępowanie przeciw przedstawicielom władz toczy się we właściwym dla danej osoby sądzie. Np. komendant hufca nie może być sądzony przez sąd hufcowy.

8. Jaka jest największa kara, którą sąd może wymierzyć? Czy takie wyroki były wydawane?
Sądy harcerskie współpracują z odpowiednimi władzami ZHP, ale mogą też korzystać z pomocy doradców i specjalistów, aby móc sprawiedliwie wydać orzeczenie. Zawsze bowiem chodzi o dobre i prawidłowe spełnianie statutowych zadań i przeprowadzenie czynności zgodnie z Regulaminem. Wobec instruktorów naruszających postanowienia Statutu sądy mogą stosować m.in. .karę upomnienia, naganę, pozbawienie na 4 lata (okres kadencji władz harcerskich)całości lub części praw członkowskich oraz wykluczenie z ZHP. Chciałabym przypomnieć co znaczy wykluczenie z ZHP. To jest pozbawienie praw członkowskich, zakaz używania stopni i noszenia odznak organizacyjnych. Niestety, wszystkie te kary były i są stosowane odpowiednio do wagi sprawy i wskazanych dowodów.
Warto zaznaczyć, że odpis orzeczenia dołącza się do akt instruktorskich ukaranego, może być ogłoszone w rozkazie, a wykluczenie z ZHP zawsze jest ogłaszane w rozkazie Naczelnika ZHP.

9. Czego dotyczy większość spraw rozpatrywanych przez sąd?
Najkrócej można powiedzieć, że prawie w każdym przypadku do rozprawy dochodzi z powodu nieprzestrzegania Prawa Harcerskiego.

10. Jaki procent spraw sąd rozstrzyga na korzyść osoby oskarżanej?
W sądzie harcerskim nie występuje pojęcie „oskarżony”. Stronami w postępowaniu są: wnioskodawca i obwiniony. I na korzyść obwinionego rozstrzyga się te wątpliwości, które nie dają się usunąć ani jednoznacznie wyjaśnić. Nie znam takich danych procentowych.

11. Czy od wyroku sądu można się odwołać i do kogo?
I znów muszę skorygować: nie wyrok tylko orzeczenie. Oczywiście można odwołać się od orzeczenia wydanego w I instancji do sądu odwoławczego. Wniesienie odwołania na piśmie w ciągu 14 dni wstrzymuje wykonanie orzeczenia. Ale jeśli zostanie nadany bieg temu odwołaniu, to ponownie wznawia się postępowanie według zasad obowiązujących w sądzie harcerskim.

12. Jakie są największe problemy przy rozpatrywaniu spraw?
Największym problemem jest niewiedza. I to z zakresu ustroju sądów harcerskich jak również brak wiedzy formalnej. Sąd nie ma możliwości skrócenia czasu trwania orzeczonej kary a zdarzają się przypadki takich właśnie wniosków. Bywa też, że wniosek o ukaranie jest niewłaściwie sporządzony. Może dla porządku przypomnijmy, że wniosek powinien być złożony w 2 egzemplarzach, zawierać dane wnioskodawcy i jego adres, stopień, imię, nazwisko, adres obwinionego, pełnioną przez niego funkcję i przydział służbowy w Związku. Wymaga się dokładnego określenia zarzucanego mu przewinienia, wskazując czas i miejsce jego popełnienia , rzetelnego uzasadnienia i poparcia dowodami wniosku. Jeśli w rozprawie uczestniczyć mają świadkowie, to należy podać ich adresy. Więc w interesie wnioskodawcy jest udowodnienie przedstawionych zarzutów, a obwinionemu dowody na ich odparcie. W postępowaniu dowodowym sądu te rzeczy są niezwykle ważne i od nich często zależy sprawność wydawania orzeczeń.

13. Czy praca w sądzie polega tylko na rozpatrywaniu spraw czy na czymś jeszcze?
Ależ nie tylko na rozpatrywaniu. Poza sprawami proceduralnymi istnieje sprawozdawczość, odbywają się posiedzenia plenarne, na których omawia się zasady pracy zespołów orzekających oraz ocenę ich pracy, problemy kadry wynikające z rozpatrywanych spraw, narady, spotkania instruktorskie, szkolenie i dokształcanie członków sądu, zapytania do odpowiednich władz, wizytacje…Pamiętam jak Sąd Harcerski Chorągwi był wizytowany przez NSH (Naczelny Sąd Harcerski). Badaniem objęto jakość pracy orzeczniczej, poziom i zasadność wydanych zarządzeń i postanowień, organizację pracy, sposób gromadzenia akt. Krótko mówiąc Sąd stanął przed Sądem.

14. Czy jeżeli członkowie sądu nie mają dużo pracy to się cieszą czy smucą?
Bardzo, bardzo się cieszą. Bo jeśli nie ma pracy w Sądzie, to znaczy, że harcerskie morale jest wysokie, że rozumie się zasady harcerskiego wychowania, że dba się o dobre imię harcerstwa i dba się także o swoje własne imię. Z tego ostatniego niewielu „zadziornych” instruktorów zdaje sobie sprawę. Bo trzeba tu powiedzieć, że bywają w sądach sprawy, na których toczą się osobiste porachunki, rozgrywa się odwieczna zawiść, chęć „dokopania”. Po takim stażu w sądzie (wcześniej byłam członkiem Komisji Instruktorskiej Hufca, które spełniała wówczas podobną do sądu rolę) mogę z przykrością oświadczyć, że zupełny brak pracy nam raczej nie grozi. Dopóki będzie istniał „rodzaj harcerski” będą potrzebne sądy, sędziowie i rozprawy, na których toczą się sprawy zawiedzionych i zawodnych instruktorów.

Dzięuję za rozmowę

Uregulowany Szczep

Mirek Grodzki:. Ostatnio uchwaliliście w Szczepie Konstytucję. Do czego była Wam potrzebna?
Monika Rybitwa: Przede wszystkim do uregulowania i unormowania wielu spraw – takiego formalnego zapisu podstaw funkcjonowania naszego Szczepu. Chcieliśmy jasno nakreślić rolę i znaczenie, przywileje i obowiązki funkcyjnych Szczepu, skonkretyzować system kierowania Szczepem i tryb pracy komendy i rady. Dzięki niej chcieliśmy i mamy w jednym dokumencie zapisane zarówno wytyczne jak i wyznaczone ramy działania poszczególnych ciał. Konstytucja z naszego punktu widzenia jest takim swego rodzaju uprawomocnieniem się Szczepu.



Jakie są w niej – Twoim zdaniem – najważniejsze zapisy?
Wiele punktów jest ważnych. Istotny na pewno jest jasny zapis kto za co jest odpowiedzialny, kto przed kim odpowiada, kto na co ma wpływ – taki wyraźny podział kompetencji i jednoczesne określenie, przybliżenie miejsca, pola działania każdego członka kadry Szczepu. Istotne jest również uregulowanie czasu trwania kadencji komendanta i przewodniczącego kapituły.


Jesteś przyboczną w drużynie i komendantką szczepu. Patrząc z tych obu perspektyw, jakie widzisz zalety funkcjonowania drużyny w szczepie a jakie wady?
Zdecydowanie lepiej pracuje się kadrze drużyn – wspólne cele pomagają i ułatwiają codzienną pracę z naszymi harcerzami, czego doskonałym dowodem jest tegoroczna współpraca 3 i 5. Poza tym kontakt drużyn z gromadami, mam na myśli taki bezpośredni kontakt harcerzy z zuchami, jest znacznie bliższy, co procentuje w przyszłości – zuch stając się harcerzem zna drużynę, drużynowego nie czuje się w niej obco, chce być w takiej drużynie. Szczep dla drużyny i gromady to również pomoc ze strony kapituły (rozwój przybocznych i drużynowych), skarbnika (możliwość załatwienia spraw finansowych) i komendy wraz z komendantem – stały, bliski kontakt z kadrą jednostek, ale i samymi zuchami i harcerzami. Trudno jest mi znaleźć minusy, może to, że czasem trzeba dokonać wyboru – uczestniczymy w akcji hufca, czy sami ją organizujemy oraz to, że drużyna z biegiem czasu może przestać być postrzegana w hufcu jako drużyna, a zacznie jako szczep.


Czy w związku z tym polecasz innym drużynom naszego Hufca łączenie się w szczepy i kiedy to ma sens?
Ma to sens przede wszystkim wtedy, gdy ludzie chcący utworzyć wraz ze swoimi drużynami i gromadami taki Szczep mają jasno określony cel (celem nie może być powstanie Szczepu) i kierunek działania i przede wszystkim chcą ze sobą współpracować – drużynowy zuchowy z drużynowym harcerskim, ten ze starszoharcerskim itd. A czy polecam? Trudne pytanie choćby z tego względu, że nasz Szczep istnieje na terenie jednego miasta, istnieje od dawna, hmm… może odpowiem tak – nie wyobrażam sobie nie funkcjonowania mojej drużyny w Szczepie, nie wyobrażam sobie nie istnienia Szczepu na terenie miasta Józefów.


Zbierasz bardzo pozytywne opinie o tym, w jaki sposób pełnisz obowiązki komendantki.
Czy łatwo pracuje się na taką opinię w Szczepie Józefów?

Na kształtowanie opinii o mnie tak naprawdę nie pracuję ja sama. Pracuje na nią sztab ludzi. I są to zarówno Magda, Mirek, Sylwia – komenda, Karolina i Renata – kapituła, Kazik – przejęcie spraw finansowo-gospodarczych, Tomek – pomoc w załatwianiu spraw formalnych, instytucjonalnych itp. (i nie tylko :-)), ale i Ilona, Patrycja, Karolina, Kuba, Maciek, Marta, Ania, Agata, Mikołaj – drużynowi i przyboczni biorący udział w organizacji akcji i imprez Szczepu. Są to również przyszli drużynowi, przyboczni, którzy swą pracę z drużynami od września – Kuba B., Piotrek J., Kuba W., Dorota L., a już teraz czynnie uczestniczą w pracy Szczepu. Moja odpowiedź na pytanie: czy łatwo pracuje się na taką opinię w Szczepie – tak, bo od samego początku nie pracuję na nią sama!


Co jest największą bolączką szczepu, a co jego największym sukcesem?
Brak siedziby, słaba współpraca z gazetą lokalną, nie dostrzeganie nas przez społeczność lokalną – to minusy. Sukcesem z pewnością jest prężnie działająca kapituła, organizacja pierwszego w historii BŚP w Józefowie, współpraca z Urzędem Miasta.


Popuśćmy wodze fantazji. Jaki będzie Szczep Józefów za dwa lata, jeżeli uda Ci się zrealizować wszystkie Twoje plany?
Wszystkie NASZE plany, ja mam jedynie pewną wizję i kilka pomysłów. Na pewno będziemy szczepem z prężnie funkcjonującymi jednostkami na każdym poziomie metodycznym – zaczynając od zuchów, na drużynie wędrowniczej skończywszy. Będzie Szczepem dobrze postrzeganym przez społeczność lokalną i władze, współpracującym z lokalną prasą, organizacjami młodzieżowymi, posiadający własne zaplecze lokalowe. Reszty nie zdradzę, niech to będzie nasza mała, słodka tajemnica …


Dziękuję za rozmowę.

Teraz brakuje fundamentów

– z Maćkiem Wojtasiewiczem rozmawia Aleksandara Kasperska

Jesteś, można powiedzieć, „starym harcerzem”. Mógłbyś opowiedzieć o swoich początkach?
Moją pierwszą drużyną była 126 DH ”Niebieski Szlak”, wtedy prowadzona jeszcze przez dh. Jolę Pietrucik. Z początku byłem raczej niechętnie nastawiony do całej tej instytucji jednak gdzieś w okolicy siódmej – ósmej klasy dałem się namówić harcującym kolegom na przyjście na zbiórkę i mnie wciągnęło.

Aż w końcu zostałeś drużynowym?
Tak, ale w pewnym sensie drużynowym z przymusu. Widzisz, kiedyś drużyny były w większości środowiskowe tzn. ściśle związane z konkretnymi szkołami – skupiały na ogół ludzi z dwóch, trzech równoległych klas. Kiedy w ósmej klasie ludzie rozchodzili się po różnych szkołach, często był też to koniec ich harcerskiej przygody. Większość osób znajdowała sobie nowe środowiska. Ze 126 było podobnie jednak zostało nas jeszcze kilka osób, które chciały coś razem robić. Problemem było tylko to, że nasza drużynowa nie mogła już nam poświęcać nam tyle czasu i chociaż formalnie nadal pełniła tę funkcję, de facto zastąpił ją Bogdan Kusina, który miał dobry pomysł na kontynuację harcerstwa na bazie Harcerskiego Klubu Łączności „PAJĄK” SP5 ZDH. Od tej pory byliśmy coraz częściej rozpoznawani jako drużyna łącznościowa. Kiedy jakiś czas później z przybocznego awansowałem na drużynowego, wiedziałem co mam robić.

Wiele osób twierdzi, że harcerstwo się zmienia. Też tak uważasz?
Przede wszystkim, kiedyś solidną podstawą harcerstwa było doświadczenie i wiedza drużynowego, na którym można było się wzorować. Dla mnie takimi osobami była dh. Pietrucik i dh Kusina. Wydaje mi się, że teraz brakuje tych fundamentów i tego szacunku dla idei harcerstwa, która gdzieś się zatraca. Odnoszę wrażenie, że robi się z tego taka turystyka… Harcerzy nikt nie powinien się wstydzić, a tymczasem bywa różnie codzienne zachowanie, picie, palenie i to nie tylko papierosów. Tak nie powinno być.

Jak sam radzisz sobie z 10 punktem prawa?
Nie zamierzam nikogo ani siebie oszukiwać. Wiadomo, że tak jak w kościele nie da się przestrzegać wszystkich 10 przykazań, tak tutaj Prawo Harcerskie wyznacza pewien ideał, który należy starać osiągnąć ale nie da się być ideałem. Osobiście nie palę i nie piję alkoholu na żadnych wyjazdach harcerskich. Co innego lampka wina przy rodzinnym obiedzie czy szampan „przy okazji”.

Jak oceniasz siebie jako drużynowego?
Mam trochę żal do siebie i do całego swojego pokolenia. Wielu z nas nie wychowało swoich następców. Matura, studia, dla wielu równoległa praca była kolejnym życiowym punktem zwrotnym, żeby coś osiągnąć, trzeba było w połowie lat 90 załapać się na ten pociąg, który był naszą nadzieją na godziwą przyszłość i większość osób tak zrobiła a na harcerstwo zaczęło niestety brakować czasu. Na dodatek, wielu z nas brakowało takiego doświadczenia w wychowywaniu młodzieży, jakie posiadali nasi poprzednicy. Starałem się przekazać swój dorobek dalej ale średnio wyszło. Poza tym, nie było mnie, kiedy mój następca miał te same problemy, jakie ja miałem na początku mojego drużynowania.

Kogo uważasz za swojego następcę?
Zastąpiła mnie dh. Iwona Jaroszewska i to jak się później okazało był taki dosyć trudny okres istnienia 126- tej.

Dlaczego wyłączyłeś się z czynnego harcowania?
Nigdy nie przestałem być harcerzem, nie mogę więc zgodzić się ze słowami czasem słyszanymi pod moim adresem o powrocie, czy niemal nawróceniu. Ja traktuję raczej ten okres jako rolę drugoplanową. Należy jednak powiedzieć, że pojawiło się też pewnego rodzaju znudzenie prowadzeniem drużyny co prawda było mnóstwo rzeczy do robienia w ramach klubu łącznościowego ale tak naprawdę brakowało alternatywy dla instruktorów i harcerzy starszych. Drużynowy był strasznie osamotniony w prowadzeniu drużyny. Razem z dh Piotrkiem Brodą, którego zresztą sam zachęciłem do tego sposobu spędzania wolnego czasu, jakoś przed wakacjami w 1998 r. wpadliśmy na pomysł stworzenia szczepu. Piotrek miał pomysł a ja dużo chęci. Po nieformalnych wyborach, Piotrek miał zostać komendantem tego szczepu a ja jego zastępcą. Jednak po wakacjach zdarzył się tragiczny wypadek, w którym Piotrek zginął. Ten brak Piotrka jako niezbędnego ogniwa w naszych harcerskich planach sprawił, że nie mogłem dalej robić czegoś, co już nie było przyjemnością a zaczęło stawać się powoli męką.

Jednak zdecydowałeś się znowu uaktywnić.
Po prostu zaszczepiono we mnie tego ducha. Przez ten czas nadal spotykałem się ze znajomymi z harcerstwa. Zawsze miałem w sobie żyłkę organizatora, nie potrafię usiedzieć w miejscu razem z przyjaciółmi organizowaliśmy różne wyjazdy latem na łódki, zimą na narty. Tylko że z biegiem czasu coraz mniej było chętnych na te wypady bo pojawiła się nowa bariera. Dla większości znajomych zaczął się się czas ślubów, dzieci wiadomo zbudować dom albo chociaż kupić mieszkanie, posadzić drzewo… A mi coraz bardziej brakowało dawnych czasów.

Ciągnie wilka do lasu?
Tak, chociaż nie czuje się jak dzikie zwierzę 😉 Sądzę, że miał na mnie wpływ taki bodziec spokoju koniec studiów, pewna pozycja zawodowa. Teraz po prostu wiem, czego chcę, nie muszę się już aż tak dużo uczyć ani walczyć, żeby ten „pociąg”, na który kiedyś trzeba było zdążyć, nie uciekł. Mam więcej czasu i mogę się nim podzielić. Mam pewien dług do spłacenia wobec środowiska, bo naprawdę dużo mu zawdzięczam.

Myślałeś o wychowaniu, tego niemal sakramentalnego, następcy?
Szczerze mówiąc, nie myślałem o tym. W swojej pracy raczej identyfikuję się z HKŁ Pająk niż z komendą hufca bo nie widzę tam dla siebie pola do realizacji. A następca? Wymagałoby to ode mnie zgromadzenia nowych sił i znalezienia motywacji, pewności, że tym razem dam radę to zrobić. Mam świadomość tego, ze jako pokolenie coś żeśmy spaprali, dlatego uważam za swój obowiązek pomóc klubowi, który przechodził trudności ale teraz dzięki pomysłowi dh Krzeszewskiego zaczyna wychodzić na prostą. Właśnie tutaj widzę miejsce dla siebie.

Jakie masz w związku z tym plany?
Chodzi mi przede wszystkim o pomaganie młodzieży w rozwijaniu zainteresowań. W tym celu chcę rozszerzyć działalność klubu na inne dziedziny. Zaczęliśmy od żeglarstwa, które bardzo przypomina harcerstwo wspólne życie, wieczorne spotkania przy ognisku… Krokiem w tym kierunku miał być obóz letni. Nieharcerski z założenia, bo pomysł narodził się praktycznie przed samymi wakacjami i zabrakłoby nam czasu na zebranie harcerzy. Wyjazd miał formę turystyczną jednak chodziło nam o to, aby pokazać „cywilom”, że harcerz nie jest czymś do oglądania w zoo, ale kimś, kto potrafi zorganizować sobie czas, zająć się sobą a przy tym zaproponować coś innym. Pomysł okazał się trafiony bo okazało się, że 90% uczestników nigdy przedtem nie miało okazji pożeglować ani pojeździć konno a nawet wycieczka rowerowa okazała się dla niektórych problemem. W sumie wyszedł z tego praktycznie obóz harcerski, był to taki strzał w dziewiątkę, bo jednak nie udało się zachować pełnej formy.

Rzeczywiście wyszło z tego coś bardzo pozytywnego. Uważasz, że to jest dobry pomysł na harcowanie?
To jest moje prywatne odczucie. Sadzę, że bardzo istotne jest w tym momencie zatrzymanie instruktorów i harcerzy starszych bo bez nich harcerstwo umrze samo z siebie harcerze nie wezmą się z niczego. Wydaje mi się, że potrzebny jest pomysł skierowany do tych ludzi bo same szkolenia i kursy nie wystarczą by zachęcić do dalszych wysiłków i samorealizacji na polu harcerskiej działalność.

Dziękuję za rozmowę.
Ola Kasperska

EKO Wywiad

Przedstawiamy rozmowę z Januszem Ludwiszewskim, prezesem Klubu Ekologicznego „Otwockie Sosny”, wybranym na II kadencję i popierającym ideę miasta jako uzdrowiska.

– Jak minęły wakacje w „Otwockich Sosnach”?

-Wakacje upłynęły pod znakiem warsztatów i wycieczek. Podpisaliśmy umowę na prowadzenie ekowarsztatów, które mają na celu promocję ochrony środowiska naturalnego w naszym mieście. Ekowarsztaty to inaczej nauka o ekologii z udziałem młodzieży. Pomimo wakacji młodzież chętnie uczestniczyła w tych ,,lekcjach” biologii w terenie. Celem warsztatów jest edukacja młodzieży o sposobach przeciwdziałania zanieczyszczeniom środowiska: np. o recyklingu jako metodzie utylizacji odpadów. Poza ekowarsztatami w wakacje odbył się Akwapark nad Świdrem, który skupiał się wokół problemu forsowania zabudowy nad Świdrem. Generalnie wakacje spędziliśmy więc proekologicznie.

– Co jest brane pod uwagę w powakacyjnych planach „Otwockich Sosen”?
-Po wakacjach kontynuujemy plany rozpoczęte przed wakacjami. Prowadzimy akcję uświadamiania lokalnej społeczności, na czym polega ekorozwój. Chodzi o to, aby nie szkodzić rozwojowi ekologicznemu. Trudno powiedzieć coś konkretnego o powakacyjnych planach, ponieważ działalność „Otwockich Sosen” ma charakter interwencyjny. Działamy wtedy, kiedy coś się dzieje. Ważne są dla nas apele od ludzi. Odpowiadamy na każde wezwanie, choćby miało ono dotyczyć wywozu nieczystości. Dla ochrony środowiska naturalnego w Otwocku jesteśmy w stanie wejść w kompetencje nawet pracowników MPO.

– Jakie są plany budżetowe „Otwockich Sosen” i czego będą dotyczyły wnioski do budżetu miasta lub powiatu?
– Nie prowadzimy działalności gospodarczej, w związku z tym nie mamy swojego budżetu. „Otwockie Sosny” są samodzielną organizacją. Nie potrzebujemy dofinansowania, bo nie opieramy się na zorganizowanym działaniu. Funkcjonujemy w zależności od ludzkich potrzeb związanych z promocją środowiska. Nie mamy w planach wniosków do budżetu miasta, bo rozwój miasta jest pod presją lobby. Mamy nadzieję, że prowadzona przez nas edukacja na rzecz ochrony środowiska w przyszłości zaowocuje postawami proekologicznymi.

– W takim razie życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Monika Piwek

Pohukiwania Szarej Sowy

Z hm. Władysławem Setniewskim, Przewodniczącym Kręgu Starszyzny „Srebrne Sznury”
rozmawia Monika Piwek.




– Jak minęły wakacje w Kręgu „Srebrnych Sznurów”?
– W Kręgu w zasadzie nie było wakacji, bo każdy z nas pracował. Niemniej jednak przedwakacyjne plany Kręgu spełniły się. Zostały one nakreślone już w marcu br., kiedy to rozpoczęliśmy działania związane ze świętem Hufca Otwock. W ramach tego święta odbyło się spotkanie w Muzeum Ziemi Otwockiej, w którym brały udział drużyny harcerskie. Bohaterami tego spotkania były władze miasta oraz byli komendanci Hufca Otwock, a także instruktorzy wywodzący się z Hufca Otwock, jak m.in. zastępca naczelnika ZHP hm. Jerzy Szczygielski oraz kierownik wydziału Głównej Kwatery hm. Andrzej Szatyński. Istotne były 2 akcenty tego spotkania. Po pierwsze, podpisano akt o utworzeniu Izby Pamięci Harcerskiej w Muzeum Ziemi Otwockiej w 45-lecie działalności Hufca. Ważnym momentem w życiu Hufca było również to, że od początku jego istnienia powstawały drużyny Nieprzetartego Szlaku, które w tym roku także obchodzą 45-lecie istnienia. Po drugie, powołano Radę Przyjaciół Harcerstwa. Spośród wielu instruktorów i władzy jak obecny Prezydent Miasta są to ludzie życzliwi harcerstwu. Rada Przyjaciół Harcerstwa swego czasu istniała już na terenie miasta. To właśnie dzięki Radzie w szerokim rozumieniu, czyli w udziale ówczesnych władz, powstał dzisiejszy MDK (a wcześniejszy Dom Harcerza, inaczej zwany Domem Kultury Dzieci i Młodzieży). Harcerstwo zawsze było partnerem działalności pozaszkolnej i jako pierwsze od przeszło 90 lat jest partnerem szkoły, rodziców, Kościoła i innych organizacji mających na celu dobro dziecka.

– Co jest brane pod uwagę w najbliższych planach Kręgu?
– Jednym z planów działania Kręgu, rozpoczętym już w marcu, był pomysł na zorganizowanie obozu w Sobieszewie dla dzieci z niezamożnych rodzin, prowadzonego metodą harcerską. Celem tej ,,Wielkiej Wakacyjnej Wędrówki” (pod takim hasłem powołano obóz) było stworzenie drużyn harcerskich w środowiskach, z których te dzieci się wywodzą: Gimnazjum nr 2; 3 i 4. Rekrutacja dotyczyła także kadry młodzieżowej z całego zespołu szkół zawodowych niegdysiejszego Technikum Nukleonicznego (dzisiaj różnych szkół tam istniejących). Te cele powstania drużyn już są realizowane, bo prawie wszyscy uczestnicy obozu przystąpili do działalności harcerskiej po złożeniu Przyrzeczenia Harcerskiego, co jest najwyższą nagrodą dla nas instruktorów prowadzących ten obóz. Powstały już 2 drużyny, a wkrótce ma powstać także trzecia. Takie były przedwakacyjne cele. A po wakacjach głównym celem jest rozpoczęcie pracy tychże drużyn i oddziaływanie na inne gimnazja w mieście. O tym, na ile udało się to zorganizować, może będę mógł opowiedzieć za pół roku, bo obecnie konstytuują się dopiero zaczątki działalności tych drużyn.

– Jakie są plany budżetowe Kręgu i czego będą dotyczyły wnioski do budżetu miasta lub powiatu?

– To bardzo trudne pytanie. Krąg przewiduje w swoim programie działania zdobywanie środków. Zgodnie z nim należałoby stworzyć w mieście fundusz, na którym byłyby gromadzone środki dla działania harcerskiego czy metodą harcerską. Można ten pomysł zrealizować trojako: pod patronatem Rady Przyjaciół Harcerstwa, pod działaniem Kręgu chociaż tego wolałbym uniknąć lub pod auspicjami fundacji. Taką fundację dla harcerstwa postanowiło już powołać kilka osób, które prowadzą działalność gospodarczą i które zgodziłyby się przeznaczać część zysków z własnych firm na działalność harcerską. Odbywałoby się to w ten sposób, że zgromadzone środki poprzez różne działania zawodowe i akcyjne byłyby dzielone między gremium właśnie z udziałem Rady Przyjaciół Harcerstwa, ale na wniosek Komendy Hufca czy konkretnych drużyn. Zdobywanie pieniędzy dla harcerstwa jest rolą społeczeństwa, bo nie w tym rzecz, aby dzieci-harcerze zdobywały te środki. To my dorośli mamy za zadanie zabezpieczyć pogodne dzieciństwo naszym podopiecznym. Dlatego potrzebne nam jest ogromne współdziałanie społeczne rodziców, szkół, księży i wszystkich ludzi, którzy mają ogromny wpływ na wychowanie dzieci.

– W takim razie życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Monika Piwek

W dobrych kontaktach w żoną Komendanta

[Z druhem Łukaszem Kostrzewą, drużynowym 209 D.H. i członkeim Komendy Hufca ZHP Otwock rozmawia Perkun]

Jak i kiedy trafiłeś do harcerstwa?

Mój kolega-ministrant, który dziś ma niestety problemy z narkotykami, zaprosił mnie na zbiórkę zuchową do Siśki. To było po prostu tak, zwyczajnie.

Co zawdzięczasz harcerstwu?
Pierwszy samodzielny wyjazd, pierwszą dziewczynę, druga , trzecią no i tę ostatnią. A tak na serio, to przede wszystkim pewność siebie, umiejętność komunikowania się z ludźmi i wielu przyjaciół.

Stosunkowo od niedawna prowadzisz drużynę harcerską jak czujesz się w roli drużynowego?
Chyba dobrze, choć to bardzo odpowiedzialna funkcja. Trzydziestka bezlitosnych dzieciaków patrzy na każdy ruch. Jesteś dla nich na początku tylko panem, później druhem, na biwakach, obozach matką lub ojcem, następnie kolegą, przyjacielem. Nie obejrzysz się nawet, a już znaczysz dla nich ogromnie dużo, jesteś autorytetem.

Jesteś także członkiem komendy hufca, jak to jest być chyba najmłodszym ?
Najmłodszym i do tego najmniej doświadczonym. Więc mimo tego, że czasami chciałbym włączyć się w jakąś dyskusje, to często nie wiem, co powiedzieć.


Jak udaje ci sie pogodzić obie funkcje czy którejś poświęcasz zdecydowanie więcej czasu?
Moi kochani przyboczni, to wielki skarb. Drużyna, jak to łatwo powiedzieć, ale żeby wszystko działało w miarę dobrze, trzeba włożyć w to mnóstwo wysiłku. Kasia Kołodziejczyk jest odpowiedzialna za kontakt z rodzicami i ze szkołą. Organizuje zebrania, dzwoni do rodziców, rozwiązuje problemy, a oprócz tego zajmuje się książką pracy i teraz pisze plan pracy obozu (drzemie w niej ogromny potencjał). Kasia Stolarska trzyma kasę, zbiera składki, odpowiada za sprawności (moim zdaniem Kasia będzie wspaniałą drużynową). Został jeszcze Daniel. Spośród nas, reprezentuje największy perfekcjonizm. Dzięki niemu, wszystko co robimy nie jest chaotyczne. Zajmuje się musztrą i sprzedażą gazet.

Czym zajmujesz się w życiu poza harcerskim?
Do niedawna trochę sobie podśpiewywałem, ale teraz niestety już nie. W wolnym czasie(jak nie zajmuje się harcerstwem) sadzę kwiatki- tz. studiuję ogrodnictwo.

Mało kto o Tobie wie, że…
Kiedyś byłem u Kuczyna w drużynie i dostałem od niego kopniaka(za karę), a moje drugie imię to Mściwoj.

Za młodu „łaziłeś po drzewach”, czy grzecznie „chodziłeś po chodnikach”?
To drugie.

Najlepszą tego ilustracją jest…
Nieumiejętność chodzenia po drzewach

Czego pragniesz najbardziej na harcerskiej drodze?
To bardzo trudne pytanie. Dziś chcę wiele zrobić, mam mnóstwo pomysłów, mam przecież wspaniałą zgraję dzieciaków. Może łatwiej będzie mi powiedzieć, czego nie chcę. Na pewno nie chciałbym zostawić tego, co zacząłem tz. zadbam o to, by znalazł się ktoś- nie przypadkowy oczywiście , kto kiedyś będzie kontynuował moją pracę.

Twoje pytanie do Komendanta Hufca
Jestem w tak dobrych kontaktach z Komendantem Hufca( a szczególnie z Jego żoną), że każde pytanie mogę mu zadać osobiście.

Dziękuję za rozmowę.

Pomyślałem(…). To był październik, 1984 rok.

Przemyślenia druha Tomasza Grodzkiego, Komendanta Hufca ZHP Otwock spisał – Perkun.

Jak i kiedy trafiłeś do harcerstwa?
Chyba można to nazwać przypadkiem. W czwartej klasie podstawówki dowiedziałem się, że drużyna działająca przy mojej szkole (5 DH „Leśne Ludki”) będzie jechała do Straży Pożarnej. Pomyślałem sobie, że będzie można pobawić się gaśnicą, sikawką i takie tam. O harcerstwie chyba nie myślałem za bardzo. Potem poszło już z górki. To był październik, 1984 rok. Niedługo minie 20 lat…

Co zawdzięczasz harcerstwu?
Harcerstwu zawdzięczam mój światopogląd i pewność siebie. Kiedyś myśl o tym, że trzeba będzie się spotkać z ambasadorem lub ministrem by mnie przerażała. Teraz zastanawiam się jak zareaguje ta druga strona i co mi się uda „wyciągnąć” dla harcerzy. O wiele łatwiej jest pracować z ludźmi, jeśli ma się harcerski rodowód. Będąc komendantem muszę umieć dogadywać się z ludźmi bardzo młodymi, w wieku zuchowym, ale także z seniorami. Jedni i drudzy muszą zrozumieć to, co mam im do przekazania.

Pełnisz funkcję komendanta hufca od pewnego czasu. Co Ci się udało? Z czego jesteś dumny, a co w tym czasie nie bardzo poszło po Twojej myśli?
Już kiedyś to pisałem w Przecieku i chyba wiele się nie zmieniło. Dumny jestem z tego, że wielu ludzi obdarza mnie zaufaniem. A największą moją bolączką jest to, że z niektórymi nie jestem w stanie się porozumieć. Że nadajemy na tak różnych falach, że próby porozumienia się nie wychodzą. W tej chwili bardzo boleję na tym, że nie mogę znaleźć wspólnego języka z dwiema osobami. Ale to pewnie tak zwane przejściowe problemy.

W październiku będzie zjazd hufca, który będzie wybierał władze Hufca. Czy będziesz chciał dalej brać aktywny udział we władaniu Hufcem? W jakiej funkcji byś się widział?
Życzę już dziś Zjazdowi owocnych obrad. Żeby nie skończyło się na pustych deklaracjach nowych władz hufca. Mam nadzieję, że osoby z czynnym prawem wyborczym zrozumieją, że to najwłaściwszy moment na podejmowanie naprawdę ważnych decyzji. I że naprawdę mają na to wpływ.
Do Zjazdu pozostało jeszcze klika miesięcy, więc wiele może się wydarzyć, ale gdybym dziś miał podjąć decyzję to nie kandydowałbym ponownie. Mija już osiem lat mojej komendantury. Co prawda z dwuletnią przerwą pośrodku, ale to bardzo dobrze mi zrobiło. Teraz patrzę na pracę drużynowych i członków komendy inaczej niż przed czterema laty. Nie na wszystkich można polegać i nie wszyscy wkładają maksimum wysiłku w swoją pracę. To daje do myślenia i nie nastraja optymistycznie. Gdy myślę o Zjeździe zastanawiam się: Po co to wszystko? Przecież mogę zająć się życiem prywatnym i zarabianiem pieniędzy. I na pewno jakieś miejsce w harcerstwie też sobie znajdę. A przecież wokół jest wiele osób, które mogą służyć swoim doświadczeniem na funkcji komendanta hufca.

Czym zajmujesz się w życiu pozaharcerskim?
Ja nie wiem, czy mam życie pozaharcerskie. W pracy zajmuję się sprawami hufcowymi. W domu rozmawiamy o harcerstwie. Jeśli gdzieś wyjeżdżam to i tak w towarzystwie harcerzy…

Jak udaje Ci się łączyć liczne funkcje w harcerstwie z życiem prywatnym?
Nie udaje mi się. Jeden z wielkich harcerzy powiedział kiedyś, że harcerstwo, to styl życia. I ja się z tym zgadzam. Staram się nie załatwiać w domu spraw hufcowych, ale to się nie zawsze udaje. Zawsze znajdzie się ktoś, kto MUSI mieć pieczątkę na dokumencie jeszcze dziś.

Mało kto o Tobie wie, że…
Pasjonuję się rozwojem cywilizacji. Ale nie tej najnowocześniejszej, tylko tej z czasów świetności Egiptu, Majów…

Jesteś stosunkowo młodym tatą, jak to jest???
Fajnie. Trochę męczące, ale bardzo przyjemne. Szczególnie gdy dziecko zaczyna mówić, chodzić i kombinować.

Za młodu „łaziłeś po drzewach”, czy grzecznie „chodziłeś po chodnikach”?
Łaziłem, łaziłem… Ech, to były czasy.

Najlepszą tego ilustracją jest…
… gdy ojciec osoby, która właśnie przeprowadza ze mną wywiad przyprowadził mnie „za ucho” do domu, bo strzelaliśmy z karbidu na ulicy. Strasznie brzydko robiliśmy.

Czego pragniesz najbardziej na harcerskiej drodze?
Chciałbym zostać Naczelnikiem ZHP i odpolitycznić harcerstwo. Ale po drodze zostanę Komendantem Chorągwi…

Dziękuję za rozmowę