Rozliczenie XI Finału WOŚP – oficjalne wyniki

Serdecznie dziękujemy także firmom: OK z Gliny (Pan Leon Rybczyński), PSM OPTYKA z Józefowa (Panowie Marek i Paweł Smolińscy), WI-WALDI z Otwocka (Pan Waldemar Witan), które wzięły na siebie większość ciężaru związanego z przygotowaniem wszystkich tegorocznych wydarzeń.

Specjalne podziękowania kierujemy do Pana Prezydenta Otwocka – Andrzeja Szaciłły, za wyjątkową przychylność oraz do Pana Jacka Grymuzy za pomoc w organizacji niedzielnego koncertu.

Zebraliśmy w sumie (razem z licytacjami) 76 427,43 złote, mnóstwo obcej waluty, złotą i srebrną biżuterię oraz 14 850 ml krwi dla Regionalnego Centrum Krwiodastwa.

Podobnie jak w latach ubiegłych, na zakończenie działalności sztabu, przedstawiamy rozliczenie ze wszystkich środków przekazanych naszemu sztabowi na organizację tegorocznego finału.

WPŁATY SPONSORÓW:

Od firm wymienionych poniżej otrzymaliśmy kwotę 12 800 PLN:
• Władze Miasta Otwock – sponsor główny,
• OK, Wi-Waldi, PSM Optyka – sponsorzy ze znaczącym wkładem finansowym
• Bank Spółdzielczy w Otwocku, P.R.T. JARTEL, WIMET

Firmy, które wsparły nas organizacyjnie (nieodpłatnie – chyba, że zaznaczono inaczej):
• OTWOCKIE CENTRUM KULTURY – miejsce na organizację koncertu Grupy MoCarta,
• OTWOCKI KLUB SPORTOWY „START” – miejsce na pokaz ratownictwa, pokaz sztucznych ogni i koncert,
• MŁODZIEŻOWY DOM KULTURY W OTWOCKU – miejsce do liczenia pieniądzy
• RETHMANN MZO – toalety ekologiczne i wywóz śmieci,
• EURODAN – ochrona całej imprezy, transport pieniędzy do telewizji (za zmniejszoną odpłatnością),
• POL-AUDIO – nagłośnienie i oświetlenie koncertu (za zmniejszoną odpłatnością),
• PRODRUK – druk plakatów reklamujących Finał w Otwocku i Józefowie,
• BANK PKO BP S.A. – pomoc pracowników i wypożyczenie sprzętu do liczenia pieniędzy,
• BANK PEKAO S.A. – pomoc pracowników i wypożyczenie sprzętu do liczenia pieniędzy,
• MORAND – materiały do tworzenia dekoracji,
• POWIATOWA KOMENDA PAŃSTWOWEJ STRAŻY POŻARNEJ – udział w pokazie ratownictwa drogowego,
• POWIATOWA KOMENDA POLICJI – udział w pokazie ratownictwa drogowego,
• POGOTOWIE RATUNKOWE – udział w pokazie ratownictwa drogowego,
• WARSZAWSKI KLUB SPELEOGICZNY – pokaz ratownictwa wspinaczkowego,
• DROART – nagłośnienie i oświetlenie koncertu Grupy MoCarta,
• ACAD – naświetlenie materiałów do druku (za zmniejszoną odpłatnością),
• WŁADZE MIASTA OTWOCKA – przekazanie Złotej Sosenki do licytacji,
• SZKOŁA TENISA I NARCIARSTWA FAN I BIAŁY SPORT – przekazanie wycieczki do licytacji,
• UPC TELEWIZJA KABLOWA – przekazanie gadżetów do licytacji,
• GAZETA OTWOCKA, LINIA OTWOCKA, TYGODNIK REGIONALNY, ŻYCIE OTWOCKA – reklama XI Finału w prasie.

WYDATKI PONIESIONE NA ORGANIZACJĘ XI FINAŁU W OTWOCKU:

1. Nagłośnienie i oświetlenie koncertu 2 500,00 PLN
2. Ochrona 1 600,00 PLN
3. Transport 1 360,86 PLN
4. Sztuczne ognie 6 000,00 PLN
5. Materiały dekoracyjne (farby, pędzle) 433,23 PLN
6. Kable, przewody 102,00 PLN
7. Artykuły spożywcze 73,90 PLN
8. Nocleg (osoba z firmy odpalającej sztuczne ognie) 56,00 PLN
9. Materiały reklamowe 369,05 PLN
10. Zwrot kosztów podróży dla dwóch zespołów z Warszawy 800,00 PLN
11. Znaczki pocztowe 22,80 PLN
RAZEM: 13 317,84 PLN

Brakującą kwotę 517,84 pokryła w całości Komenda Hufca ZHP w Otwocku – założyciel sztabu. Do rozliczenia pozostało naświetlenie materiałów do druku i rachunek telefoniczny sztabu.

Dziękuję członkom sztabu: Agnieszce, Kasi, Kindze, Jurkowi, wszystkim Tomkom, Pawłowi, Rafałowi, Adamowi, Arturowi i wszystkim osobom współpracującym.

Jeszcze raz wszystkim DZIĘKUJEMY !

Szef Otwockiego Sztabu
XI Finału WOŚP

źródło: otwock.zhp.org.pl/wosp/

Czterech Panów we frakach i Finał – „Grupa MoCarta” w Otwocku

Gdy zbiegły się trzy jedenastki zagrała jedyna w swoim rodzaju czwórka utalentowanych smyczkowo ludzi. Z dużym poczuciem humoru.

11 stycznia 2003 r., na zaproszenie Komendy Hufca ZHP Otwock przybyli do Teatru Miejskiego w Otwocku na XI Finał WOŚP, punktualnie o 23.00, Filip Jaślar – pierwsze skrzypce, Michał Sikorski – drugie skrzypce, Paweł Kowaluk – altówka.

Czwarty z Grupy MoCarta Bolesław Błaszczyk spóźnił się, ale nie będziemy przecież na niego donosić. W końcu, to nasz sąsiad (mieszka od lat w Otwocku), a z taką wiolonczelą, w taką ślizgawicę … W każdym razie szybko nadrobił zaległe takty i reszta koncertu biegła już w pełnej harmonii. Poważne utwory uśmiechały się do nas popowym zakończeniem, „Eine kleine Nachtmusik” brzmiała pięknie i w wersji góralskiej, tyrolskiej, żydowskiej, jak i latynoskiej (z różą w zębach… wiolonczeli).

Po róży była cała wiązanka. Zaczęło się groźnie: krakaniem stada wron, które przyleciały znad Kra, Kra-kowa. Oczami wyobraźni (muzycznej) można było zobaczyć „Piwnice pod Baranami” – w trakcie „Grajmy Panu”, staromiejskie uliczki – przy „Cichosza”. Potem panowie we frakach zabrali nas w podróż za porwanym prof. Baltazarem Gąbką. Smokiem Wawelskim ziejącym ogniem był Bolek, Paweł – z patelnią ze zdjęciem krakowskiego kucharza Roberta Makłowicza, Michał – szpiegiem z Krainy Deszczowców. Patelnia bardzo brutalnie obeszła się z jego głową! Skutek: Deszczowiec błyskając zemstą zza przekrzywionych okularów zagrał w tej krakowskiej atmosferze: „Warszawa da się lubić”. KARRAMBA!

Po walce regionów była łagodna „Kołysanka z pozytywką” oraz trochę świeżego, wiejskiego powietrza. Zajrzęliśmy do kaczek, krów i chlewiku (czego te struny nie potrafią!). Byliśmy też na „Tytanicu” i na wyścigach skrzypków.
Elegancki boysband pokazał, czego nauczyli się w konserwatorium. Grali Vivaldiego. Filip w kwietnym wianku fragment „Wiosny”, Michał w żółtej czapce z daszkiem i zabójczych okularach – „Lato”, Paweł w szaliku – kichał, a Bolek w niebieskiej uszatce zamarzał przy wiolonczeli.

Nikt nie powie, że muzycy poważni nie trzymają kontaktu z rzeczywistością. MoCartowcy bystre oko mają i repertuar na każda okazję. Nie zaskoczą ich nawet Chińczycy na widowni.

Artyści mieli ze sobą i flagi kraju ryżu i trzcinowy kapelusz ludowy i utwór na chińską nutę. Jak będziecie szli kiedyś na ich koncert, weźcie ze sobą Eskimosów…

Bisów było bez liku. Ostatni to prawdziwy jazz!
Po szczerych, zasłużonych, serdecznych, gorących, bo długich oklaskach sceną zawładnęła idea zbiórki pieniędzy. Było już po godz.24.00. Pierwszy grosz do puszki inauguracyjnej Jurka… Lisa wrzucił prezydent Otwocka Andrzej Szaciłło.

I tak to XI Finał WOŚP można było uznać za otwarty.

Rozpoczęła się licytacja obrazu Kory i Kamila Sipowicza prowadzona przez dh Tomasza Lubasa. Czerwone dzieło sztuki poszło za 1000 zł. Nabywca anonimowy. Potem kolejno pod młotek poszły: komplet gadżetów Grupy MoCarta i 4 wejściówki do TV na 12 stycznia. Następnie niejaki Heidi z Fundacji WOŚP licytował koszulki i kubek.

W tym czasie w holu rozradowani Chińczycy sprawdzali jak Artyści radzą sobie z angielskim. Dopchać się po autograf było równie łatwo jak przejść przez mur chiński.

Bliska koleżanka Mirka Grodzkiego

XI FINAŁ WOŚP – innym okiem

Był piękny niedzielny poranek. Każdy „normalny” młody człowiek o tej porze powinien jeszcze wylegiwać się w mięciutkim łóżeczku pod cieplutką kołderką,… ale nie Ja!

Wstałem w samym „środku nocy”, ponieważ byłem umówiony z dh Krzysztofem na odbiór samochodu marki UAZ z garażu w okolicach Józefowa. Warto zaznaczyć, że samochód do tamtego poranka nie był w pełni sprawny, a jedynie wytężona trzydniowa praca grupy „mechaników” pozwoliła mu wyjechać tamtego dnia na ulice. Prawie zgodnie z planem pojawiłem się w hufcu, gdzie czekał na mnie druh Łukasz z którym mieliśmy się wspierać w razie awarii naszego bolidu. Zanim wyjechaliśmy ze sztabu padł nam akumulator i bezpieczniki, a oprócz tego przestało działać radio… Jednak nie ma to jak zaradni harcerze, bo po jakiejś godzinie udało nam się uporać ze wszystkimi problemami i byliśmy gotowi do wyjazdu na trasę!

Pierwsze zgłoszenie ( i niestety chyba jedno z najgorszych ) – skradziono dwie puszki i identyfikator… pojechaliśmy skontrolować sytuacje w okolicach miejsca kradzieży. Niestety nie udało nam się nic wskórać . Wróciliśmy więc do sztabu, aby kontynuować pierwotne założenia naszej służby, czyli prace kurierską pomiędzy Sztabem, a halą OKS’u. I tak kilka kursów z różnymi cennymi przedmiotami ( kartki, spinacze, plakaty, ciasteczka, komendant, informacje, itd. ) i tak zleciało nam większość dnia.

Jednak to nie koniec wrażeń. Przyjechała telewizja. Ambulans Stacji Krwiodawstwa świecił pustkami, więc na potrzeby reportażu zostaliśmy wytypowani na ochotnika do oddania krwi. Szczerze mówiąc bardzo spodobał mi się ten pomysł, ponieważ już od dłuższego czasu zanosiłem się z zamiarem zostania Honorowym Dawcą Krwi. Myślałem, że zemdleje, lub przynajmniej zacznie mi się kręcić w głowie – a tu lipa. Nie było tak strasznie jakby się mogło wydawać – panie w ambulansie były bardzo miłe, a po całym zabiegu dostaliśmy sporo czekolady, batoniki i soczki.

Kolejnych kilka kursów do sztabu i z powrotem, tym razem z wolontariuszami na pokładzie i zaskoczyła nas godzina 20. Planowane na tą porę Światełko troszeczkę się opóźniło, ale warto było czekać. Dawno nie widziałem takiego pokazu sztucznych ogni. Aż dech zaparło mi w piersiach kiedy obserwowaliśmy fajerwerki.

Po tym wydarzeniu, nastąpił oficjalny koniec XI Finału WOŚP w Otwocku. Jednak dla nas impreza jeszcze się nie skończyła. Szybko doprowadziliśmy hale do porządku, co się dało zapakowaliśmy na samochód i pognaliśmy do sztabu. Tu walka z liczeniem pieniędzy trwała już od obiadu. Chcieli to skończyć jak najszybciej, aby zdążyć jeszcze dojechać do studia TVP2 i pochwalić się przed kamerami ile udało nam się zebrać w tym roku…

Szybko, szybko!!! Reprezentacyjna grupa harcerzy naszego hufca (dokładnie wyselekcjonowana z wielu chętnych) zapakowała pieniążki do samochodów i w długą do studia. Wpadamy do budynku, a tam Pokojowy Patrol zaczyna stwarzać problemy! (–Nie wejdziecie!- mówią ). Ale my już mamy swoje sposoby aby dostać się tam gdzie chcemy. Po prostu w druhnie Agnieszce F. obudziła się bestia i jak ryknęła na jednego pana to ten bez szemrania wprowadził nas do studia…

A tam co się działo! Dziki szalejący tłum! Pełno transparentów, a ponieważ nie chcieliśmy być gorsi od razu rozłożyliśmy swój! Mieliśmy też olbrzymie balony opisane „OTWOCK”, które kiedy dostały się między ludzi zrobiły furorę! Atmosfera się zagęszczała coraz bardziej, a moment kulminacyjny nastąpił po ostatnim wejściu na antenę – „Sto Lat” dla Jurka Owsiaka i całej Orkiestry, oraz olbrzymi kawowy tort! Nie powiem, było PO PROSTU SUPER!!!

P.S. My też mieliśmy swoją uroczystość (troszeczkę mniejszą) – dh Paweł Pawłowski obchodził swoje 18 urodziny! Też było „Sto Lat” i tort!!! Następnego dnia laba!!!

Maciek Dymkowski

1.133,06 PLN

Tysiąc sto trzydzieści trzy złote i trzydzieści sześć groszy

Tyle właśnie zebrał pewien Mikołaj na terenie Józefowa (i Falenicy) podczas XI Finału WOŚP. Przyznam, że na początku nie zanosiło się na taką sumę bo puszka było dosyć lekka. Okazało się, że było w niej bardzo bardzo dużo banknotów (m.in. 7×50 i 35×10). No może nie tak dużo ale dużo 🙂 W tym roku ludzie byli nastawieni pozytywnie: nikt nam nie wytykał, że zbieramy na wakacje dla Owsiaka i takich tam podobnych bzdur. Jedna pani nawet powiedziała coś w rodzaju: „Niech Bóg błogosławi Jureczka, to święty człowiek”. Może nie dosłownie tak, ale bardzo podobnie. Zwiększyła się też liczba wolontariuszy w Józefowie. Złośliwi mówili nawet, że było ich więcej niż „zwykłych” ludzi. Ogólnie było bardzo miło zbierać po raz kolejny (choć po raz pierwszy z Hufcem) na Wielką Orkiestrę Świąteczne Pomocy!

Mikołaj Fedorowicz

XI Finał WOŚP – okiem wolontariuszki

Każdy wie, co to był za dzień. Dzień Orkiestry. Najżyczliwszy ze wszystkich w roku. W tym dniu odczuwamy miłość do bliźniego, przyjaźń do wroga, a wszędzie gra muzyka.

Ten dzień przyszedł do nas wielkimi krokami, a my podążaliśmy za nim jak tylko potrafiliśmy.

Oto jak do niego doszło:

10 stycznia 2003, piątek
Trwają przygotowania w hufcu: malowanie, rozwieszanie, klejenie, „nocne najazdy”, itp. Oczywiście chodzi tu o robienie dekoracji, sklejanie puszek, rozklejanie plakatów gdzie popadnie i kiedy się da oraz robienie mnóstwa innych rzeczy.
Było to niezłe przygotowanie, aby zahartować ducha na Wielki Finał w niedzielę.

11 stycznia 2003, sobota
Lekka sielanka (jak dla mnie) bo w Hufcu przygotowania prowadzone były pełną parą. Wieczorem pojechałam odebrać identyfikator. Na koncert Grupy MoCarta rodzice nie chcieli mnie puścić bo za późno.

12 stycznia 2003, niedziela
Finał, mróz i śnieg. A miało być tak pięknie! I było, tylko że mokro, zimno i… pusto. Przez pogodę w Otwocku i Józkowie nie było żywej duszy na ulicy, jedynie Warszawa wydawała się przyjazna (jak nigdy!). Wszyscy chodzili z czerwonym serduchem przyklejonym gdzie tylko było to możliwe. Ci, co go nie mieli wypatrywali wolontariuszy, by nie wyróżniać się w tłumie ale przede wszystkim aby pomóc tworzyć jeden naród z wielkim sercem dla małych dzieci. Zbierałyśmy (ja i Kaśka Bulbridge) wszędzie gdzie byli ludzie nucąc piosenki, jedząc pożywną zupkę i pijąc zimną herbatę. Następnie naszym celem było zdać puszki i na koncert. W OKS’ ie huczało, dudniło, grała muzyka, trwały licytacje i zabawa. Mogłyśmy się poszaleć i pozbyć ostatnich sił. Zespoły grały dobrze, a nawet bardzo dobrze. Ich występ zakończyło światełko do nieba, nieco spóźnione, ale fajerwerki były piękne.

Podsumowując:
Problemy – żadne! Humor – ogromny! Zabawa – na całego! Hasło dnia – będziemy grać do skończenia świata i o jeden dzień dłużej.

Agata Brzezińska
3 DHS „ZAWISZACY”

Paryż – Taizé 2002/2003

Organizatorami tej wielkiej cyklicznej imprezy są Bracia stowarzyszeni we wspólnocie z Taizé, małej francuskiej wioski. Inicjatorem zaś jest Ojciec Roger – postać znana na całym świecie i doceniana m.in. przez Jana Pawła II oraz głowy innych Kościołów. Spotkania odbywają się co roku w innym mieście.

Wybraliśmy się do Paryża w sześcioro: Asia Węgrzecka, Łukasz Śluzek, siostry Siwakówny i bracia Rudniccy. Skusiła nas stosunkowo niska cena wyjazdu i możliwość wzięcia udziału w nowym dla większości z nas (Jola była już dwa lata wcześniej w Mediolanie) przedsięwzięciu. Poza tym zdecydowaliśmy się na uczestnictwo w tzw. „grupie pracy”.
Wiązało się to oczywiście z pewnymi obowiązkami, ale wyjechać mogliśmy dwa dni wcześniej, mieliśmy większe szanse na zakwaterowanie w centrum miasta, no i płaciliśmy odrobinkę mniej.

Wyruszyliśmy więc 25 grudnia rano, autokarem, spod Sali Kongresowej.
Po dwudziestu paru godzinach, 26 grudnia, dotarliśmy na miejsce, czyli do hal Expo w Paryżu. Tam zostaliśmy przywitani, zakwaterowani i podzieleni ze względu na nasze przyszłe zadania. Wszyscy mieliśmy zająć się przyjmowaniem grup z Polski, które zaczynały wizytę 28 grudnia. Moi przyjaciele zdecydowali się na rolę specjalistów od zakwaterowywania, ja natomiast miałem witać polskie grupy i wprowadzać je w zasady rządzące Spotkaniem.

Każde z nas trafiło do innej, trzyosobowej załogi, składającej się z witającego, kwaterującego i „kasjera”. Takich polskich zespołów powstało około 90 (z siedemdziesięciu tysięcy uczestników około dwudziestu ośmiu tysięcy przyjechało z Polski).

Dostaliśmy miejsca w centrum. Dziewczyny spały gdzie indziej, niż my, więc musieliśmy się rozdzielić. Po krótkich odwiedzinach u naszych gospodarzy spotkaliśmy się pod wieżą Eiffela. Potem obejrzeliśmy jeszcze Łuk Triumfalny i Pola Elizejskie. Trochę zmęczeni podróżą wróciliśmy do hal na kolację i wieczorem pospacerowaliśmy po mieście. Następnego dnia przeszliśmy szkolenie przygotowujące nas do pracy.
Oczywiście znowu staraliśmy się zobaczyć jak najwięcej zabytków i między posiłkami jak szaleni krążyliśmy po Paryżu. 28 grudnia wstaliśmy o piątej, spakowaliśmy się i popędziliśmy do hal (najpóźniej o siódmej mieliśmy zacząć przyjmować pielgrzymów).
Praca była ciężka, niektóre przypadki beznadziejne, ale z poczuciem satysfakcji mogliśmy sobie powiedzieć, że każde z nas odwaliło kawał dobrej roboty. Wieczorem pojechaliśmy, tym razem wszyscy razem, do naszego nowego, tym razem ostatecznego miejsca zakwaterowania. Były to budynki kompleksu sportowego Stade Charlety.

Niestety nasze nadzieje na mieszkanie u rodzin nie ziściły się. Znowu trafiliśmy do „zbiorówy’ i to w dodatku z samymi prawie Polakami. Parafia, do której nas przydzielono nie organizowała żadnych zajęć i bez wyrzutów sumienia mogliśmy oddać się zwiedzaniu miasta.

Na tej radosnej działalności upłynęły nam trzy kolejne dni. Widzieliśmy chyba wszystkie najbardziej znane zabytki i ciekawe miejsca Paryża (nie zawsze od wewnątrz – kilometrowych długości kolejki). Szczególnie uparci postanowiliśmy być w wypadku Musée d’Orsay – muzeum dzieł impresjonistów. Warto było czekać i cierpieć w kolejce.

Noc sylwestrową spędziliśmy częściowo na modlitwie w katedrze Notre-Dame, a częściowo na zabawie w centrum Paryża. Północ zastała nas na moście Pont Neuf. Świadomi trudów powrotnej podróży wróciliśmy dość wcześnie na nasz stadion i poszliśmy spać. Pierwszego dnia nowego roku zobaczyliśmy jeszcze co się dało i ruszyliśmy do domu.

Podróż minęła szybko i bezboleśnie, co dziwne, bo pogoda była paskudna, a do Polski jechało ponad pięćset dwadzieścia autokarów. Mimo to nie staliśmy na granicy. Po południu wylądowaliśmy w Warszawie, znowu pod PKiN. Cóż… każdy ma taką wieżę, na jaką sobie zasłużył.

Podsumowując: warto było pojechać i to zobaczyć. Samo spotkanie niestety mnie rozczarowało. Nie poczułem tej wspólnoty. Dla mnie to był tylko anonimowy tłum. Być może to kwestia wyboru priorytetów. Mniej zależało mi na duchowych przeżyciach, więcej na samym Paryżu. Ale… Myślę, że takie Spotkanie jest kolejną szansą na harcerski wyjazd. Może by tak za rok z harcerzami starszymi?…

Marek Rudnicki

Sprzedaję hot-dogi na Stadionie X-lecia

Z Michałem Łabudzkim, drużynowym Drużyny Reprezentacyjnej Hufca ZHP Otwock rozmawia Perkun.

Jak i kiedy trafiłeś do harcerstwa?

Pamiętam bardzo mroźną zimę w 1987 roku. Było tak zimno, że podstawówka, do której wówczas chodziłem (otwocka „dwunastka”) została zamknięta. Jednak harcerzy trudno zniechęcić i zbiórka mojej drużyny – 48 DH, miała odbyć się w szkolnej harcówce. I tej zbiórki ja i kilka innych osób nie zapomnimy. Bo odbyło się wtedy Przyrzeczenie. W zwykłej sali, przy ognikach z tzw. suchego spirytusu, niedaleko ciepłego kaloryfera, na podłodze z PCV… Ale było to duże przeżycie. Z osób, które były tam obecne, dziś w naszym hufcu spotkać możecie Agatę Łukaszewicz, Tomka Kuczyńskiego, Arka Królaka, Michała Męczkowskiego. Ale harcerstwo zaczęło się kilka miesięcy wcześniej – zaczęło się zupełnym zauroczeniem w drużynowej – Agnieszce Rek – ale to zupełnie inna historia…

Twój największy harcerski sukces?

Nie przepadam za słowem „sukces”, choć to bardzo modne obecnie sformułowanie. Sukcesy kojarzą mi się z krótkotrwałymi fajerwerkami, a dla mnie cenne jest to, co buduje się z czasem, co przychodzi trudno i mozolnie. I co nie zawsze ma wystrzałowy finał. I stąd najbardziej cieszą mnie Wasze roześmiane twarze w hufcu, nasze ubłocone buty na „Palmirach” albo zapach dymu z ogniska w Przerwankach. Sukcesem jest to, że wielu z nas ma w życiu busolę, na której podziałce jest miejsce na 10 Harcerskich Praw.

Po pracowitym dniu na Stadionie X-lecia pora na chwilę relaksu przy muzyce...
Co zawdzięczasz harcerstwu?

Harcerstwu zawdzięczam: Iśkę, Ankę, Tomka, Jurka, Pawła, Dorotę, Magdę, Agnieszkę, Jaśka, Dominikę, Adama, Rafała, Zbyszka, Martę, Arka, Michała, Jarka, Ulę, Łukasza, Kaśkę, Roberta, Marka, Monikę, Agatę, Baśkę, Piotrka, Mateusza i wielu innych…. Ogromną część mojego życia.

Czym zajmujesz się w życiu pozaharcerskim?

Sprzedaję hot-dogi na Stadionie X-lecia. (Zastanawiam się, czy odpowiedzi na poprzednie pytania nie były zbyt poważne?)

Mało kto o Tobie wie, że…

Zbierałem kiedyś etykiety od serów topionych. Mam ich do tej pory kilkaset sztuk. A w albumie numizmatycznym z różnym skutkiem kolekcjonuję stare i zagraniczne monety i banknoty. I chyba też niewielu wie, że skradziono mi już trzy rowery. Do tego, który mam obecnie nawet nie kupowałem zapięcia, żeby nie korciło mnie gdziekolwiek go zostawić.

Jak to jest być „świeżo upieczonym” tatą?

Ciężko to sformułować. Kiedy rodził się nasz synek odebrało mi mowę i ciekły mi łzy. Chociaż tak naprawdę, to tatą czułem się już od pierwszych tygodni ciąży mojej żony – i nie mieści mi się w głowie, że niektórzy twierdzą iż maleńki, trzymiesięczny dzidziuś jest tylko płodem, którego jak nie chce się rodzić, to można go usunąć. Strzeżcie się ludzi, którzy tak myślą – niestety sporo jest takich osób w naszym rządzie.

Z Izą (małżonką) poznaliście się w harcerstwie? Jak to było?

Moja żona była wtedy w piątej klasie (podstawówki) i poznaliśmy się nie w harcerstwie, ale na podwórku, na karuzeli. Ale choć później w różnych drużynach (Isia – 63 DH, ja – 48 DH), to jakoś tak się ułożyło…

Za młodu „łaziłeś po drzewach”, czy grzecznie „chodziłeś po chodnikach”?

To „za młodu” to bardzo ciekawy czas w moim życiu. Nie udało mi się bywać na dyskotekach i siedzieć na prywatkach. W soboty i niedziele i większość dni w tygodniu po szkole siedzieliśmy w kilku w lesie. Nie za bardzo chciało mi się uczyć – lepsze były łuki, miecze, kusze, ogniska, straszenie ludzi…

Najlepszą tego ilustracją jest…

Kiedyś, o świcie postanowiłem wyruszyć na „Torfy”. I żeby nie budzić rodziców, (którzy mogliby oponować) przywiązałem linę do kaloryfera i siuuu, zjechałem z 1-go piętra na ziemię (z trudem udało mi się nie zbić szyby sąsiadom z parteru – działałem bez uprzęży). Jak wieczorem wróciłem to znalazłem linę pociętą przez mojego tatę na małe, kilkucentymetrowe kawałki.
Swego czasu, kiedy strumyk w otwockim lesie wezbrał na ponad metr głębokości, to razem z Mateuszem Kudlickim szybko do niego wskoczyliśmy i po odpowiednim zamaskowaniu się przemierzaliśmy go wzdłuż i wszerz.
Na koniec wspomnę, że podczas leśnych prób naśladowania Zorro, gdzie zamiast rumaka służył mi rower, zafundowałem sobie wstrząśnienie mózgu i krótką wizytę w szpitalu. Działo się, działo…

Twoje życzenie do komendanta Hufca.

Do Komendanta chciałem powiedzieć, co następuje: podziwiam i cenię Twoją decyzję podjęcia się trudów bycia komendantem hufca. I nie znam lepszej kandydatury (powinienem dodać – dzień bez wazeliny jest dniem straconym), ale ja naprawdę tak uważam. A sobie, innym a szczególnie tym, którzy się w tej rubryce wypowiadali ostatnio chciałem przypomnieć o siódmym punkcie prawa – harcerz jest karny i posłuszny rodzicom i wszystkim swoim przełożonym.

P.S. Korzystając z okazji chciałem pozdrowić Iśkę i Antka

Dziękuję za rozmowę

Jak zebrać 12.000 złotych?

Jak to robicie, że co roku udaje się wam zebrać tak dużo?

Barbara Menin: Pieniądze do jednej puszki zbieramy razem z córką. Uważam, że dorośli mają tu swoją rolę do spełnienia. Ja pomagam przekonywać ludzi do Orkiestry. Poza tym, dzięki temu, że dysponujemy samochodem możemy szybko się przemieszczać po różnych miejscach. Np. po skończonej Mszy św. w jednym kościele możemy szybko pojechać pod drugi. Jesteśmy bardziej mobilni. To po pierwsze. Po drugie zaczynamy zwykle bardzo wcześnie i kończymy jako ostatnie. Po trzecie nie można stać i czekać aż pieniądze same wpadną do puszki, ale trzeba umieć przekonać ludzi, żeby je wrzucali. Prosić ich o wsparcie i przekonywać, że ich pieniądze idą na właściwy cel. Taka właśnie jest chyba recepta na sukces. Dzięki temu przez trzy lata zebrałyśmy dość sporo pieniędzy (ok. 12.000 PLN).

Panie Barbara i Paola Menin
Czy Jurek Owsiak jakoś to zauważył?
Nie tylko zauważył ale i docenił.
Paola została zaproszona w zeszłym roku do Teatru Buffo, gdzie były wręczane medale pamiątkowe ludziom zasłużonych dla Orkiestry. Mennica Państwowa wybiła zostało ok. 300 takich medali. Jeden z takich medali dostała właśnie Paola.

Co Wam najbardziej utkwiło w pamięci z zeszłorocznej zbiórki?
Dużo obcej waluty wrzucanej do puszki (ludzie pozbywali się marek, franków innej waluty wycofanej po wprowadzeniu Euro).
Ale przede wszystkim pewna kobieta, która wrzuciła nam do puszki obrączkę. Zdjęła ją przy nas i powiedziała „mnie ta obrączka szczęścia nie przyniosła, może przyniesie komuś innemu”. Zdarzenie dla mnie nie do zapomnienia.

A czy były jakieś nieprzyjemne chwile?
Niestety… Kilka osób poinformowało nas uprzejmie, że WOŚP to sekta i nie wiadomo gdzie tak naprawdę te pieniądze idą, czyli typowe zarzuty przeciwników Owsiaka.
Spotkaliśmy w zeszłym roku pewną kobietę, która zdążyła się do tej akcji przez rok przekonać. Z przeciwniczki stała się zwolenniczką.

Dużo Pani podróżowała po świecie. Czy pamięta Pani podobną do Orkiestry akcję gdzieś poza Polską?
Pamiętam podobnie przeprowadzaną akcję z mojego pobytu w Anglii. Też było to w okolicy Bożego Narodzenia. Odbywała się z równie dużym rozmachem i dochód z niej był przeznaczony na dofinansowanie szpitali.

W tym roku też będziecie zbierały pieniądze?
Tak. Tym razem jednak będziemy zbierały w większym – ponad dwudziestoosobowym – gronie.
Była nawet plan, żeby założyć osobny sztab, ale w końcu przyłączyliśmy się do harcerzy.

Ile chcecie zebrać w tym roku?
Myślimy, że co najmniej tyle ile w zeszłym roku (4.000 PLN – przyp. redakcji). Jeżeli oczywiście mróz nie przeszkodzi…

To życzymy powodzenia i do zobaczenia na Finale w niedzielę.
Do widzenia.

Otwock, 9 stycznia 2003.

Zaczęło się jak zwykle (Światełko w drodze) – BŚP 2002

Zaczęło się jak zwykle od Mironowego telefonu. Był sobie poranek 23 grudnia…
Aż tu nagle jak nie zadzwoniło to aż z mojego cieplutkiego łóżeczka musiałem się zwlec, a wiadomości przekazane przez telefon nie były wcale takie dobre (z punktu widzenia rozleniwionego Mikołaja).

Miałem bowiem pójść do domu Mirka i stamtąd roznosić Betlejemskie Światełko Pokoju do różnych miejsc w Józefowie.

Po godzinie wyruszyłem do Mirka. Gdy tam dotarłem był tam już sporo ludzi, a i przybywali następni. W sumie byli tam: Anioł, Elmer, Prokop, Filipina, Karina, Olka, Marta, Koza i ja (jeśli kogoś pominąłem to przepraszam go za to). Ta cała gromadka miała podzielić się na 2-osobowe grupy które miały roznieść Światełko po całej naszej mieścinie. Właśnie wtedy zaczęło się robić wesoło bo dowiedziałem się że będę roznosił Światełko z nikim innym tylko z Kozą ,to nie byłoby takie straszne gdyby nie to że musiałem chodzić do Domu Dziecka w Michalinie i Gimnazjum w Józefowie (dla niewtajemniczonych: te instytucje znajdują się po przeciwległych stronach miasta). No ale w końcu co to dla nas! Światełko nieść mieliśmy „na” niczym nieosłoniętych świeczkach. Poratowała nas trochę Mama Mirona która dała nam taki zielony kawałek celofaniku który miał chronić płomień przed wiatrem.

Przekazanie BŚP polskim harcerzom od słowackich skautów. Fot. Ł. Korzeniowski; Nasz Dziennik Wyruszyliśmy jako pierwsza taka grupa. Od początku „szczęście” nam dopisywało. Już po przejściu pięciu kroków od schodów Kozie zapalił się celofanik ,a ona jak dmuchnęła to nie tylko celofan ale i świeczkę zgasiła. Na szczęście „co dwie świeczki to nie jedna” (Koza odpaliła światełko od mojej świeczki i ruszyliśmy dalej). Po paru dłuższych chwilach dotarliśmy do Domu dziecka. Tam Koza powiedziała conieco o światełku, wręczyła jedną z świeczek i znowu musieliśmy wyjść na ten trzaskający mróz, to dziwne: niby niesie się ogień a jest zimno jak nie wiem co. Teraz trzeba było iść na drugi koniec miasta ,do Gimnazjum. „To daleko&” – Koza w pewnym momencie odkryła Amerykę w konserwach.

Postanowiliśmy zajść po drodze do Mirona wymienić celofaniki (bo przez ten czas zdążyły się wypalić i wytopić w nich całkiem spore dziury, zwłaszcza w moim). Wprawdzie mieliśmy też inne nadzieje dotyczące odwiedzin ,ale najwidoczniej Miron nie zrozumiał metafory Kozy. Może pożyczysz nam kluczyki do samochodu? – i nie podwiózł nas.

Uzbrojeni w papier do pakowania prezentów zamiast celofaniku i rękawiczki założone na odpadające palce ruszyliśmy do Gimnazjum Nr.1 w Józefowie. Wprawdzie mieliśmy „obsłużyć” jeszcze zarząd hali sportowej i basenu (Centrum Sportowo-Rekreacyjne), ale te ośrodki leżą blisko siebie. Droga jak zwykle dość długa i nudna, no i oczywiście było zimno. Kiedy w końcu dotarliśmy do Gimnazjum naszym oczom ukazał się niezbyt wesoły z naszego punktu widzenia obrazek: oto NIKOGO NIE BYŁO W GIMNAZJUM. Żadnej przyjaznej osoby której mogliby wręczyć światełko. Na szczęście sytuacja nie powtórzyła się w dyrekcji basenu i hali, tam było dużo ludzi którzy chętnie przyjęli od nas Światełko.

To już koniec, potem z poczuciem dobrze spełnionego zadania wróciliśmy do naszych cieplutkich domków.
Mikołaj Federowicz



Miałam coś tu jeszcze dodać od siebie, ale Mikołaj napisał już chyba wszystko co trzeba. Nie chcąc się za bardzo powtarzać dodam tylko, że ja również bardzo lubię roznosić światełko i patrzeć jak się różni ludzie, dyrektorzy, czy dzieci cieszą, że pamiętaliśmy i o nich roznosząc ten betlejemski ogień.
Ania „Kózka” Michałowska



Po wyjściu z chaty Mikrona poszliśmy w stronę kościoła na Błotach. W lesie za szkołą na ul. Granicznej zachajcował nam się papierek osłaniający świeczkę przez wiatrem. Ugasiliśmy go śniegiem. Na szczęście świeczka nie zgasła.
Doszliśmy w końcu do kościoła i przekazaliśmy światełko księdzu proboszczowi. Bardzo nam za nie podziękował i poczęstował nas bananami. Szczęśliwie wróciliśmy do domu.
Paweł Gwardiak i Hubert Ornat

Szukanie igły w stogu Internetu

Internet (pisany zawsze przez wielkie „I”) stał się składnicą wiedzy wszelkiej (wszechnicą). Można znaleźć tam wiedzę na temat budowy wszechświata, człowieka, komputera, komórki czy pojedynczego atomu. Sieć stała się miejscem, gdzie jej użytkownicy dzielą się swoją wiedzą, a także swym życiem i poglądami. Niezmiernie popularnymi stały się strony prowadzone w formie pamiętników (tzw. blogi : http://www.blog.pl). Każdy użytkownik Sieci może dzisiejszymi czasy stworzyć własną stronę i zawrzeć tam wszystko na co ma ochotę.

No właśnie – WSZYSTKO ! Takich stron zawierających „wszystko i nic” są setki tysięcy, a może nawet setki milionów. Skąd wiedzieć gdzie szukać ? Informacje bardzo specjalistyczne można znaleźć zgadując adres strony wstawiając pomiędzy słówka www. i .com nazwę firmy, np. www.hp.com (strona firmy HP) albo www.compaq.com (strona firmy compaq). Wtedy jednak zobaczymy tylko pierwszą stronę (stronę główną). Czy to jest rzeczywiście ta poszukiwana przez nas?

Potem wyciągnięto pomocną dłoń…
Nie mamy więc wyjścia – musimy skorzystać z pomocy … wyszukiwarek. Wyszukiwarki są to wyspecjalizowane superkomputery podłączone do Internetu, które same (za nas) przeglądają wszystkie strony, indeksują je (katalogują), a następne katalog ten udostępniają do przeszukiwania innym użytkownikom.

Pierwszą prawdziwą ogólnoświatową i bardzo popularną swego czasu wyszukiwarką stała Altavista (http://www.altavista.com), po niej pojawiły się kolejne – jedne lepsze, inne gorsze.

Ocena wyszukiwarek …
No właśnie – jak ocenić jakość wyszukiwarki? Jest kilka kluczowych kryteriów: ilość skatalogowanych stron, szybkość działania (odpowiedzi na pytanie), przyjazny i zrozumiały interface.
Ilość skatalogowanych stron liczona jest w tej chwili w setkach milionów, odpowiedź na pytanie powinna być krótsza od jednej sekundy (tak, to nie pomyłka. Przeszukanie kilku milionów pozycji w katalogu zajmuje najlepszym poniżej jednej sekundy), a interface na pewno powinien być prosty i przejrzysty.

Ogarnięcie chaosu …
Nie sądzicie chyba jednak, że za pomocą bezdusznej maszyny udało się całkowicie i w prosty sposób ogarnąć wszelkie zakamarki Internetu ? Niestety, nie. Nadal – nawet przy korzystaniu z najnowszych wyszukiwarek – niezbędna jest pewna doza inteligencji (tak, tak, bez inteligencji ani rusz). Musimy po prostu bardzo dokładnie wiedzieć i powiedzieć, czego szukamy. Dlaczego ? Załóżmy, że szukamy informacji o harcerskich klubach łączności w okolicach Warszawy:
krok pierwszy – wchodzimy na stronę http://szukaj.onet.pl (ta wyszukiwarka kataloguje tylko strony polskie). Tak na marginesie taka strona musi być bardzo wytrzymała – dziennie „stoi” (bo „weszło”) na niej nawet kilka tysięcy użytkowników,
krok drugi – w polu wpisujemy słówko „warszawa” (od czegoś trzeba zacząć),
krok trzeci – wciskamy szukaj i czekamy – otrzymaliśmy ponad 10.000 odpowiedzi. Tak, tak! Właśnie tyle stron odnosi się do tematyki warszawskiej. Przejrzenie ich zajęłoby nam pewnie ze dwa tygodnie, wracamy więc do pierwszego kroku i zamiast „warszawy” wpisujemy „harcerski klub łączności”. Już lepiej, bo zwrócono jedynie 250 adresów stron o tej tematyce. Ale są to strony z całej Polski – a nas interesują tylko kluby warszawskie.
Ponownie wracamy do kroku pierwszego. Teraz wykażemy się właśnie tą … no jak jej tam … no … inteligencją … Wpiszemy :

+warszawa +”harcerski klub łączności”

(zaraz wytłumaczę po co te + i „”)

No i mamy to, o co chodziło: kilkanaście stron o tematyce harcersko łącznościowej i w dodatku mówiącej o okolicach Warszawy.

Wyszukiwanie zaawansowane czyli coś dla niecierpliwych …
No właśnie – jak najlepiej i to za pierwszym razem sformułować odpowiednie zapytanie (ang. Query) ? Należy skorzystać z pewnych udogodnień zawężających pole wyszukiwanych stron. Do tego właśnie służą różnego rodzaju znaki stawiane przed poszczególnymi słowami.
Najpopularniejsze z nich to :

+ : słowo poprzedzone tym znakiem musi występować na znalezionej stronie
– : słowo poprzedzone tym znakiem nie może wystąpić na znalezionej stronie
„ „ : jeżeli szukamy całej frazy (zlepku kilku słów) należy umieścić ją w cudzysłowach.
Frazę można także poprzedzić znakiem + lub – .

Jak to wygląda w praktyce ? Załóżmy, że chcemy znaleźć wspomniane kluby łączności w okolicach Warszawy, ale na pewno nie należące wyłącznie do ZHR . Zapytanie powinno wyglądać tak :

+”harcerski klub łączności” +warszawa –zhr

Uwaga! Kolejność wpisywania także ma znaczenie. Odpowiedzi będą wyświetlane według trafności – tzn. najpierw te zawierające wszystkie wymagane słowa, potem te, które nie mają jednego (ostatniego), potem dwóch itd. Na końcu dostaniesz prawdopodobnie adresy stron całkiem Cię nie interesujące.

Gdzie szukać – czyli tak zwana linkownia …

http://szukaj.onet.pl – tylko polskie strony
http://altavista.onet.pl – polska strona Altavisty, przeszukuje cały Internet (także polskie strony)
http://www.altavista.com – to jedna z bardziej znanych wyszukiwarek
http://www.google.com – uznana, za najszybszą wyszukiwarkę na świecie. Daje ciekawe i często inne niż konkurencja wyniki. Przydatna, gdy wyszukujesz mało popularne zagadnienia.

Katalogi – czyli inne podejście do szukania.
Katalogi to alternatywne podejście do wyszukiwania udostępniane często przez te same strony co wyszukiwarki. Różnicą jest to, że aby dotrzeć do poszukiwanego zagadnienia należy przejść przez kilka poziomów szczegółowości, np.:
w pierwszym kroku wybierasz dziedzinę (dom i ogród, sport i rekreacja, elektronika, medycyna,…),
w drugim kroku decydujemy się na szczegółowe zagadnienie (wyposażenie wnętrz, materiały budowlane, pielęgnacja roślin szklarniowych),
w trzecim kroku w zależności od wyboru, możemy otrzymać listę producentów materiałów budowlanych lub kolejny wybór pomiędzy gatunkami roślin, które chcemy pielęgnować.

Na koniec należy życzyć wytrwałości. Najważniejsze to nie zrażać się trudnymi początkami.

Powodzenia !

michal.osuch@zhp.otwock.com.pl