Nie zabrakło NAZ

PAP podał, że tej zimy harcerze zorganizują wypoczynek dla 100.000 dzieci. Nie ma drugiej organizacji, która organizuje zajęcia dla dzieci na taką skalę. Zobaczmy jaki wkład w tą liczbę mieli harcerze z parafii M.B. Częstochowskiej w Józefowie.

Przy naszej parafii działa od ponad 5 lat świetlica terapeutyczna Stowarzyszenia Forum Chrześcijańskiego.

Tej zimy harcerze z Józefowa tradycyjnie – jak co roku – postanowili przyłączyć się do zorganizowania ferii dzieciom.

Jednym z zajęć było stworzenie gazety. Dzieci wcieliły się w rolę redaktorów i pod czujnym okiem Ani Michałowskiej zebrały materiały gotowe do wydania specjalnego numeru gazety.

Zobaczmy jakie wrażenia zajęcia wywarły na dzieciach (oczami jednego z dzieci):

W środę odwiedziła nas druhna Ania – i powiedziała, że jest reporterką z harcerskiej gazety „Przeciek” i, że pisze artykuł o różnych ciekawych rzeczach, które dzieją się w ferie w Józefowie i usłyszała, że my tutaj mamy zajęcia z Fruciakami.

Wyobraźcie sobie, że nie wiedziała co to są Druciaki! Musieliśmy jej wyjaśnić, że Fruciaki to takie stworzenia, które jedzą owoce, zdrowo się odżywiają i nie lubią dymu papierosowego.

Potem druhna Ania pokazała nam gazetkę otwockich harcerzy – „Przeciek” i mogliśmy je sobie pooglądać.

Bardzo nam się podobała. Było w niej dużo zdjęć i artykułów i druhna Ania zapytała nas, czy chcielibyśmy zrobić i napisać taką samą gazetkę, tylko że o nas i Fruciakach?

Odpowiedzieliśmy, że TAAAAAAAAAAAAK! Później musieliśmy wymyślić nazwę dla naszej nowej gazetki i po paru kłótniach stwierdziliśmy, że będzie się nazywała „Fruciaczek”. Potem uczyliśmy się przeprowadzać wywiady i było bardzo śmiesznie! Po tym każdy z nas musiał napisać jakiś artykuł, albo coś narysować do tej gazetki. Te zajęcia bardzo nam się podobały i nie możemy się doczekać, aż zobaczymy wydrukowanego naszego „Fruciaczka”.

—————————————-

Ania Michałowska: Od kiedy działa ta świetlica i z czyjego ramienia? Kto ją założył?

Pani Lycyna (ze świetlicy): Jest to świetlica terapeutyczna Stowarzyszenia Forum Chrześcijańskiego, a działa już ponad 5 lat.

A.M.: Jak dużo dzieci tu uczęszcza?

P.L.: To zależy. Około trzydziestki podczas roku szkolnego, ale w ferie i w lecie jest ich dużo więcej.

A.M.: Jak długo trwa współpraca z józefowskimi harcerzami?

P.L.: Już chyba 2 lata, mniej więcej od zimy 2000 roku.

A.M.: Co sądzi pani o zajęciach prowadzonych przez harcerzy?

P.L.: Myślę, że są troszkę inne od prowadzonych przez nas i dla nas – nauczycieli mniej „dostępne”. My ograniczamy się bardziej do zajęć wychowawczych, pomagamy w odrabianiu lekcji. Oczywiście również prowadzimy zabawy, uczymy piosenek, organizujemy przedstawienia, konkursy, wystawy, ale nie stricte harcerskie. Sądzę, że celowe jest takie współdziałanie. Może dobrze by było, aby harcerze „wpadli” do nas równie ż w ciągu roku? Dzieci miałyby taką „odskocznię” i może wdrażały by się harcerskich metod.

A.M.: Czy była pani kiedyś harcerką?

P.L.: Tak, ale nie w Józefowie, lecz na terenie Częstochowy.

A.M.: Czy obecnie zauważa pani działalność harcerzy w Józefowie?

P.L.: W zasadzie praca harcerzy w Józefowie jest widoczna. Na 1 i 11 listopada, 3 maja, 1 września, inne uroczystości kościelne, czy państwowe- wszędzie gdzie jestem widzę aktywnie uczestniczących harcerzy.

A.M.: Co według pani harcerze mogliby zrobić lub zorganizować, aby ich zauważono w mieście?

P.L.: Trudno mi powiedzieć… może jakieś rajdy, ale z wyjściem na zewnątrz, nie tylko z drużyną, ale też z dziećmi. Czy jakieś biwaki 1-2 dniowe byłyby, myślę bardzo wskazane. Dzieci uczą się wtedy takiego harcerskiego życia , w spartańskich warunkach, a to jest potrzebne.

A.M.: Czy według pani harcerstwo jest pomocne w wychowaniu dzieci?

P.L.: Myślę, że tak. Trzeba zwrócić uwagę na może nie dyscyplinę, lecz konsekwencję w postępowaniu z małymi dziećmi. Przyda się trochę pokory, ale trzeba też umieć ustawić i zdyscyplinować maluchy.

A.M.: Dziękuję za rozmowę.

——————————

W gazecie „Fruciaczek” z pewnością nie zabraknie wywiadu z dziećmi:

Czy długo przychodzicie na świetlicę?

Taaak, już od jakiś 5 lat.

Bardzo długo, chyba od „gluta” (czyt. 'od małego’).

Czy wam się tu podoba?

Bardzo!

Nooo tak..

Czy harcerze prowadzili już tutaj kiedyś jakieś zajęcia?

Tak! Na przykład w tamte ferie! I zrobili nam Andrzejki!!! I bal !!!

A pamiętacie o czym były tamte zajęcia?

Rok temu były o takiej wróżce Witamince, i była zła wiedźma Grypa, i krasnal. I Andrzejki były bardzo fajne! Była taka wróżba z miską pełną „gluta” (tzn. kisielu) i tam pływały świeczki i pokazywały różne mądre zdania.

Czy lubicie tu przychodzić?

Tak, bardzo!!!!!

Co najbardziej lubicie tu robić?

Bawić się!, są różne konkursy i zawody! Spotykać się z druh-nami…(?)

Podobają się wam zabawy z Fruciakami?

Taaaaaaaaaaaaaaaak!

Bardzo.

Czy chcielibyście, aby harcerze jeszcze kiedyś tu przyszli?

TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!

Dzieci wypytywała: Ania Michałowska

Olimpiada zimowa bez śniegu

Ludzieeeeee!!! Małysz zdobył dwa medale!! Pewnie już wszyscy o tym wiedzą, a niektórzy szykują proces beatyfikacyjny. Nie wszyscy pewnie wiedzą, że nie tak dawno, to jest w styczniu 2002 odbyła się Olimpiada w czasie której nasi młodsi rodacy zdobywali nagrody (w postaci dyplomów, słodyczy i satysfakcji). Nie było by w tym nic niezwykłego gdyby nie fakt, że olimpiada odbywała się w Polsce (!) i to bynajmniej nie w Zakopanem, tylko w Otwocku, w hali OKS-u.

Ola Wojciechowska

Miało być pięknie. Otwocki stadion na terenie klubu sportowego „START” jest jedynym miejscem w naszym mieście, gdzie można zrobić prawdziwą olimpiadę. A już na pewno wtedy, gdy ma to być prawdziwa zimowa olimpiada. Trzeba w końcu zabić jakoś czas w oczekiwaniu na złoty medal Małysza w USA.

Władze miasta, pod wrażeniem dopiero co zakończonej imprezy X Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, postanowiły, że harcerzom można zaproponować realizację zadania pod nazwą „Zimowa Olimpiada Sportowa – Otwock 2002”. Założenie było proste. W Otwocku są dzieci, które ferie zimowe spędzają w mieście. Będą przychodziły na zajęcia do placówek prowadzących nieobozówki, ale potrzeba im trochę ruchu. Kilka gier i zabaw na śniegu powinno ich wystarczająco zmęczyć przed następnymi zajęciami w budynku.

Nadszedł czas oczekiwania. Im bliżej dnia olimpiady – tym więcej wątpliwości nami targało. Jest miejsce, mamy ludzi odpowiedzialnych za konkurencje, wszystko dograne. TYLKO ŚNIEG ZACZĄŁ TOPNIEĆ ! Przewidywaliśmy taki wariant, ale nikt na poważnie nie brał go pod uwagę. Do czwartku zostało trzy dni, a w telewizji mówią, że idzie ocieplenie. I że niby powinniśmy się cieszyć z tego powodu. Oglądam ze znajomymi prognozę pogody i słyszę: „Jutro będzie 7 stopni. Może padać deszcz.” Teoretycznie powód do radości jest. Jak ostatnio przyszedł facet z elektrowni (dom mam ogrzewany elektrycznie) to wyszło na to, że spaliłem średnią krajową w jeden miesiąc. Nieźle. Będzie cieplej, więc rachunek będzie mniejszy. Ale jakoś nie mogę zapomnieć o tym, że na czwartkowy poranek potrzebuję dużo śniegu. I to najlepiej puszystego. Ta błotnista breja za oknem do niczego mi się nie przyda…

We wtorek podejmuję decyzję. Przenosimy się z imprezą na halę sportową (pomysł z armatkami śniegowymi jakoś nie przypadł mi do gustu). Tylko jak na małej hali zrobić szereg konkurencji dla 300 dzieci. I to tak, żeby wszystkie odbywały się jednocześnie. Mamy tylko dwie i pół godziny na rozegranie wszystkich konkurencji, więc jest jasne, że wszystkie będą obywały się jednocześnie. Dzwonię do każdego z organizatorów i ustalam, co trzeba zmienić w ich konkurencji. Niektóre konkurencje można przenieść bez modyfikacji, ale wyścigi na sankach chyba nie przejdą na hali sportowej. Zastosujemy wysłużone obozowe materace. Też ładnie się ślizgają. Zamiast najwyższej śniegowej budowli – budowla z klocków (dobrze, że w hufcu mamy zapas), zamiast hokeja zagramy w Unihoka – da się grać na hali, a zamiast krążka można użyć specjalnej piłeczki. Zamiast rzutu śnieżką – rzucamy piłkami tenisowymi, a zamiast zjeżdżać na „jabłuszkach” – no właśnie, co? Zrobimy malowanie twarzy!

Honor harcerzy uratowany! Pozostała do dogrania tylko kwestia drugiego śniadania. Ale to tylko kwestia jednego telefonu. Zamiast gorącej herbaty będzie napój, a zamiast hamburgera – pączek i jabłko.

W czwartek dzieci przyszły w komplecie. I wszystkie naładowane energią, którą trzeba wykorzystać. Było naprawdę wspaniale. Dzieciaki biegały od jednej konkurencji do następnej. Od przeciągania liny do wyścigów na „kangurach”. Prawdziwą próbą cierpliwości byłą kolejka do malowania twarzy. Efekt widać było z minuty na minutę. Coraz więcej rozradowanych buziek z malunkami motyla, klauna czy wróżki można było zobaczyć na hali. I każda była inna. Bardzo miło było organizatorom, gdy wychowawcy poszczególnych grup przychodzili i wyrażali swój podziw dla całego przedsięwzięcia. Słowa: „Byliśmy w zeszłym roku, ale w tym jest o niebo lepiej” padały bardzo często (dobrze, że w zeszłym roku to nie my robiliśmy olimpiadę). Jedna pani „odgrażała się”, że zadzwoni gdzie trzeba i nas pochwali.

Podczas trwania każdej konku-rencji uczestnicy za zrealizowane zadania dostawali cukierki lub lizaki (a co lepsi – czekolady), a na koniec uroczyście wręczyliśmy dyplomy i słodkie nagrody za najlepsze rezultaty.

Serdeczne dzięki dla: Oli i Kariny, Ani, Oli, Izy i Michała, Sylwii i Maćka, Michała, Piotrka i Łukasza, Maćka, Piotrka i Jaśka.

Tomek

————————————————————–

Olimpiada okiem jednej z organizotorek, Kariny Zielińskiej:

Kiedy zebraliśmy się już wszyscy, wszystko zostało wniesione, uzgodnione itd., nastąpił chaos i wielki bałagan. Część tworzyła plakaty przedstawiające i reklamujące daną dyscyplinę, a część grała w Unihoka.

Ja oraz dh. Ola Wojciechowska prowadziłyśmy bieg z przeszkodami. Dalej była dh. Ania i jej rzut do celu, a za nią dh. Ola (ta druga) malowała twarze. Kolejne konkurencje to: wyścigi na materacach, wyścig w parach, przeciąganie liny, hokej oraz legoland. Dzieciaki bawiły się świetnie, a śmiechu i radości było przy tym co niemiara.

Także i nasza konkurencja cieszyła się dużym powodzeniem. W pewnym momencie dzieci zaczęły ustawiać się w ogonku, niektóre nawet kolejny raz, poto by sprawdzić swoją szybkość i sprawność. A przede wszystkim dla dobrej zabawy i dyplomu (oczywiście).

Po całej imprezie nastąpiło uroczyste rozdanie dyplomów, za zajęcie I, II oraz III miejsc w konkurencjach: przeciąganie liny, hokej, legoland, wyścig w parach oraz wyścigi na materacach. I tu radości końca nie było. Kiedy już wszystko się skończyło, wychowawcy zabrali dzieci, a my mogliśmy odetchnąć. Pozornie. A pozory lubią mylić. Zostało nam jeszcze sporo roboty. Sprzątnięcie sali, zebranie sprzętu, zjedzenie cukierków i pączków, wysłuchanie Tomka i pamiątkowe zdjęcie. Po wypełnieniu tego jakże męczącego obowiązku, rozeszliśmy się do domów.

Karina Zielińska

OLAVE St. Clair Soames. Naczelna Skautka Świata

O założycielu skautingu, Baden-Powell’u wiemy dużo. Przyjrzyjmy się zatem drugiej osobie, bez której nie było by “Dnia Myśli Braterskiej”.

OLAVE St. Clair Soames urodziła się 22 lutego 1889 r. w Stubbing Court koło Chesterfield, w rodzinie angielskiego browarnika. W roku 1905 wraz z rodziną przeniosła się do Londynu, a w 3 lata później na Wyspę Brownsea, w hrabstwie Dorset. Od dziecka Olave uprawiała różne sporty, bardzo lubiła jazdę konną, uwielbiała chłopięce zabawy. Miała także duży talent malarski i zdolności organizacyjne, które wykorzystała, pomagając ojcu w administro-waniu browarem. Mając 18 lat zapragnęła zostać pielęgniarką i pomagać ludziom. Pielęgniarką jednak nie została.

ZE skautingiem zetknęła się po raz pierwszy wówczas, gdy jej starszy brat, korespondent jednej z angielskich gazet, pisał recenzję na temat nowo wydanej książki R. Baden-Powella pt. „Scouting for Boys”. Bardzo ją ta książka zainteresowała. W styczniu 1912 r. ojciec zabrał Olave na wakacje na Jamajkę. Wyruszyli w podróż statkiem „Arcadian”, którym – ot przypadek – płynął w podróż zdrowotną emerytowany generał Robert Baden-Powell. Autor niedawno przeczytanej przez Olave książki i twórca angielskiego skautingu. Spotykali się na korcie tenisowym, znajdującym się na statku. Rozmawiali i dyskutowali. On miał wówczas 55 lat, a ona 23. Ich ślub odbył się w Londynie 30 października 1912 r. Angielscy skauci ofiarowali im w prezencie ślubnym automobil ze srebrną lilijką na masce wozu.

30 października 1912 r. urodził się Powellom syn Piotr, 1 czerwca 1915 r. przyszła na świat córka Heater, a 16 kwietnia 1917 r. – córka Betty. Dzieci Powellów rosły – także zostały skautami.

OLAVE prowadziła dom przy Princes Gate w Londynie według starych, angielskich tradycji, wypracowanych w tym domu jeszcze przez matkę Roberta. Wychowywała dzieci, dbała o męża.

ORGANIZOWANIEM skautingu wśród dziewcząt – jako pierwsza – zajęła się siostra Roberta, Agnes Baden-Powell. Już w 1906 r. utworzyła w Anglii żeńskie drużyny przewodniczek-skautek i wydała dla nich podręcznik (Londyn 1912).

OLAVE włączyła się w działalność skautową dopiero w 1916 r. Przydały się jej duże zdolności organizacyjne. Pomagała odtąd mężowi we wszystkich jego poczynaniach. Odbywała razem z nim przeglądy drużyn, publikowała materiały, uczestniczyła w zlotach i obozach. Rychło zdobyła sobie miłość i szacunek skautów, którzy na Zlocie w Birmingham ofiarowali jej specjalną odznakę skautową w postaci broszki. Była to złota lilijka na zielonym tle. Początkowo Lady Baden-Powell działała jako komisarka skautek w Sussex, później powołano ją do Głównej Kwatery Skautek w Londynie. Napisała wówczas książkę pt. „Ruch przewodniczek”. W roku 1918 zorganizowała Radę Skautek Brytyjskich, a następnie Międzynarodową Radę Skautek. Pierwsze posiedzenie tej rady odbyło się w Oksfordzie w 1920 r. V Konferencja Międzynarodowa w 1928 r. powołała do życia Światowe Stowarzyszenie Przewodniczek i Skautek (WAGGGS) z Biurem w Londynie. Symbolem światowego skautingu żeńskiego stała się trójlistna złota koniczynka na niebieskim tle.

W roku 1930 wybrano Lady Baden-Powell na Naczelną Skautkę Świata. Rok wcześniej była gościem III Jamboree w Anglii, gdzie odwiedziła obóz Polaków. Nie był to jej jedyny kontakt z Polską. W okresie od 6 do 12 sierpnia 1932 r. w Polsce, na Buczu, odbyła się VII Międzynarodowa Konferencja WAGGGS, którą prowadziła hm. Olga Małkowska. W obradach uczestniczyła Olave Baden-Powell i według niej była to pierwsza konferencja, przeprowadzona w atmosferze naprawdę skautowej. 16 sierpnia 1933 r. Lady Baden-Powell i jej mąż odwiedzili Polskę na zaproszenie Głównej Kwatery Harcerek w Warszawie. Wraz z grupą angielskich skautów zatrzymali się wówczas w obozie harcerek na Polanie Redłowskiej koło Gdyni. Olave Baden-Powell nigdy więcej do Polski nie przyjechała.

WYDARZENIA końca lat 30. bardzo martwiły Olave i Roberta Baden-Powellów. Niepokoili się sytuacją, jaka rodziła się w Niemczech. W 1938 r. wyjechali oboje do Kenii z uwagi na zły stan zdrowia Roberta. Zmiana klimatu jednak nie pomogła i 8 stycznia 1941 r. twórca skautingu zmarł, mając 84 lata. Po pogrzebie męża Olave wróciła do Anglii. Przy jej pomocy E.E. Reynolds napisał wtedy książkę o Naczelnym Skaucie, która wydano w Londynie w 1943 r. W wyzwolonym od hitlerowców Paryżu Lady Baden-Powell przyjęła defiladę francuskiej młodzieży i stało się jasne, że przejmie ona dzieło męża. Światowy Komitet Skautów nadał jej tytuł honorowego wiceprezesa skautowego ruchu męskiego. Odtąd Olave wiele podróżowała po świecie, prowadziła szkolenia, uczestniczyła w konferencjach skautowych i organizowała pomoc dla powojennej Europy. Szerzyła idee skautowe i pokojowe na całym świecie.

W 1955 r. stwierdziła, że w okresie swojej powojennej działalności „przejechała 18 409 mil samochodem, 4000 mil przeleciała samolotem i przejechała 400 mil pociągiem”. Ruch skautowy istniał i rozwijał się dzięki niej. A potem przyszła choroba i niedowład nóg. Podobnie jak Olga Małkowska pod koniec swojego życia Lady Olave Baden-Powell nie poddawała się cierpieniu. Choć przykuta do inwalidzkiego wózka, żartowała ze swoich kłopotów, była pogodna i dzielna do końca. Zmarła 26 czerwca 1977 r. w Surrey pod Londynem, w wieku 88 lat.

JEJ wielką zasługą było szerzenie idei skautowej i wychowywanie młodzieży świata w duchu pokoju oraz braterstwa między narodami.

Tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie Instruktorów ZHP “CZUWAJ” (2/2001)

hm. Jadwiga Skiba

SYSTEM MAŁYCH GRUP


Założyciel skautingu, generał Robert Baden-Powell w podsumowaniu własnych doświadczeń podkreślał, że wychowanie większy skutek może odnieść w małych zespołach, gdzie młodzi ludzie, na ile to możliwe, sami odpowiadają za swój rozwój. Było to bardzo śmiałe i nowatorskie podejście do wychowania, na które nie zdecydowała się żadna inna organizacja. Generał Baden-Powell stosując metodę prób i błędów rozwijał i wykorzystywał metodę małych grup podczas pełnienia funkcji wojskowych. Pomysły przetestował podczas obozu chtopięcego na wyspie Brownsea.

Harcerze z Józefowa wykorzystali jeden tydzień ferii zimowych na zorganizowanie kursu zastępowych. Przyszli zastępowi uczyli się kierować pracą zastępu. Było to jednym z elementów programu zaktywowania systemu zastępowych. Jest on oryginalnym pomysłem harcerstwa na wychowanie. Przyjrzyjmy się dziś bliżej temu systemowi…

SYSTEM MAŁYCH GRUP

Założyciel skautingu, generał Robert Baden-Powell w podsumowaniu własnych doświadczeń podkreślał, że wychowanie większy skutek może odnieść w małych zespołach, gdzie młodzi ludzie, na ile to możliwe, sami odpowiadają za swój rozwój. Było to bardzo śmiałe i nowatorskie podejście do wychowania, na które nie zdecydowała się żadna inna organizacja. Generał Baden-Powell stosując metodę prób i błędów rozwijał i wykorzystywał metodę małych grup podczas pełnienia funkcji wojskowych. Pomysły przetestował podczas obozu chtopięcego na wyspie Brownsea, a potem wydał „Skauting dla chłopców (Scouting for Boys). Zaczęły powstawać pierwsze drużyny skautowe… i trwa to do dziś przez blisko 100 lat istnienia ruchu harcerskiego.

Dzisiaj, tak samo jak na początku XXw., chłopcy nadal tworzą własne „paczki”. Jest to naturalna forma organizacji, miejsce do pracy i zabaw. Wprowadzając system małych grup wykorzystujemy po prostu naturalne zdolności dzieci. Patrol i zastęp to jednostki, które są punktem wyjścia do wspólnych działań, w których chłopcy pracują razem jako równoprawni członkowie.

W takiej naturalnej grupie zrodzi się przywódca, który wyłoni się z grupy samoistnie lub zostanie przez nią wybrany. Czasami „kierownictwo” zmienia się i nie ma w tym nic niezwykłego. W zastępie przywódca może się czasem zmienić, bo z grupy wyłoni się nowy, innym razem nowy może być wybrany przez członków zastępu. By odnieść maksymalną korzyść z pracy systemem małych grup, trzeba przywódcy zastępu powierzyć prawdziwą odpowiedzialność, jaką miałby w naturalnej „paczce”. Jeśli dana jest tylko część odpowiedzialności, osiągane rezultaty są również częściowe. Założyciel skautingu twierdził, że głównym celem systemu małych grup jest powierzenie odpowiedzialności chłopcu, gdyż jest to bardzo dobra pomoc w pracy nad własnym charakterem. Generalnie, zastępowy musi mieć naturalne predyspozycje przywódcze, o czym należy pamiętać, jeśli chce się uzyskać rezultaty w pracy systemem małych grup.

System małych grup jest metodą, za pomocą której dzieci i młodzież pobudzane są do indywidualnego rozwoju fizycznego, intelektualnego, duchowego i społecznego poprzez dobrowolny udział w pracy i zabawie.

HARCERSKI ZASTĘP JAKO MAŁA GRUPA

Formowanie zastępów bazuje na naturalnej skłonności do łączenia się rówieśników w grupy.

Poprzez członkostwo w zastępie harcerz zostaje wciśnięty w jego działania; jego praca będzie doceniona, a nieobecność zauważona. Jego życie łączy się z innymi; on sam troszczy się o swoich kolegów i, co równie ważne, oni troszczą się o niego. Tylko mała grupa może zapewnić istnienie takich układów między harcerzami.

Poprzez angażowanie się z tygodnia na tydzień w pracę zastępu również osobisty wkład w te zajęcia – chłopiec czy dziewczynka zostają zauważeni przez swoich kolegów. Rozwija się wzajemne zaufanie, a w efekcie powierzane są coraz bardziej odpowiedzialne zadania. Dzięki temu harcerz może spełniać coraz ważniejsze role.

Przez wspólne działanie harcerze uczą się – każdy zgodnie z własnymi możliwościami, we własnym tempie. Niemniej wszyscy są zdolni do przeżywania nowych spraw we współpracy, dostosowując się do innych, budując wspólnotę. Razem uczą się zasad bycia w większej społeczności – klasie, miejscowości, własnej Ojczyźnie, w świecie.

Zaletą systemu małych grup jest to, że wszyscy uczą się od siebie nawzajem i nie jest tu potrzebna szczególna opieka czy nadzór dorosłych.

Zastępy zawsze rozwijają własną tożsamość i identyfikację – mają nazwę, proporzec, obrzędowość i własne, tajemne dla innych miejsce. Potrzeba odrębności jest ważna, choć sposób manifestowania swej inności wciąż się zmienia, zależy od decyzji samych harcerzy i środowiska, w którym działają. Poprzez wyraźnie zaznaczoną odrębność zastępu harcerze zyskują świadomość, czym on jest i są dumni z przynależności do grupy, którą sami stworzyli.

Nikt nie lubi, by mówić mu, co i jak ma zrobić i jakich dokonywać wyborów. Jest to prawda oczywista. Kierujemy się nią wybierając współpracowników, przyjaciół. Podobnie rzecz się ma z dziećmi. One także wolą się spotykać z ludźmi, którzy mogą się stać ich przyjaciółmi, a nie nadzorcami; działanie staje się wtedy przyjemniejsze i łatwiejsze. Młodzi ludzie lubią być razem, harcerz bardziej angażuje się w pracę, jeśli będzie mógł działać ze swoimi przyjaciółmi, ludźmi w tym samym wieku i na tym samym poziomie rozwoju, z podobnymi zainteresowaniami i zdolnościami.

KURS ZASTĘPOWYCH W JÓZEFOWIE

Kurs był zorganizowany przez 5 Dryżynę Harcerską „LEŚNI”. Wzięli w nim udział harcerze Szczepu im. R.G. Hamiltona w Józefowie (3 D.H. „ZAWISZACY” i 5 D.H. „LEŚNI”).

Kadrę kursu stanowili: Sylwia Strzeżysz, Marek Rudnicki, Michał Rudnicki, Mirek Grodzki.

Dziękujemy harcerzom ze Szczepu Harcerskiego „WAGANCI” oraz Dyrekcji Szk. Podst. nr 2 w Józefowie za udostępnienie miejsca na odbycie kursu.

Część 2
Wykorzystano materiały Centralnej Szkoły Instruktorskiej ZHP