Olimpiada zimowa bez śniegu

Ludzieeeeee!!! Małysz zdobył dwa medale!! Pewnie już wszyscy o tym wiedzą, a niektórzy szykują proces beatyfikacyjny. Nie wszyscy pewnie wiedzą, że nie tak dawno, to jest w styczniu 2002 odbyła się Olimpiada w czasie której nasi młodsi rodacy zdobywali nagrody (w postaci dyplomów, słodyczy i satysfakcji). Nie było by w tym nic niezwykłego gdyby nie fakt, że olimpiada odbywała się w Polsce (!) i to bynajmniej nie w Zakopanem, tylko w Otwocku, w hali OKS-u.

Ola Wojciechowska

Miało być pięknie. Otwocki stadion na terenie klubu sportowego „START” jest jedynym miejscem w naszym mieście, gdzie można zrobić prawdziwą olimpiadę. A już na pewno wtedy, gdy ma to być prawdziwa zimowa olimpiada. Trzeba w końcu zabić jakoś czas w oczekiwaniu na złoty medal Małysza w USA.

Władze miasta, pod wrażeniem dopiero co zakończonej imprezy X Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, postanowiły, że harcerzom można zaproponować realizację zadania pod nazwą „Zimowa Olimpiada Sportowa – Otwock 2002”. Założenie było proste. W Otwocku są dzieci, które ferie zimowe spędzają w mieście. Będą przychodziły na zajęcia do placówek prowadzących nieobozówki, ale potrzeba im trochę ruchu. Kilka gier i zabaw na śniegu powinno ich wystarczająco zmęczyć przed następnymi zajęciami w budynku.

Nadszedł czas oczekiwania. Im bliżej dnia olimpiady – tym więcej wątpliwości nami targało. Jest miejsce, mamy ludzi odpowiedzialnych za konkurencje, wszystko dograne. TYLKO ŚNIEG ZACZĄŁ TOPNIEĆ ! Przewidywaliśmy taki wariant, ale nikt na poważnie nie brał go pod uwagę. Do czwartku zostało trzy dni, a w telewizji mówią, że idzie ocieplenie. I że niby powinniśmy się cieszyć z tego powodu. Oglądam ze znajomymi prognozę pogody i słyszę: „Jutro będzie 7 stopni. Może padać deszcz.” Teoretycznie powód do radości jest. Jak ostatnio przyszedł facet z elektrowni (dom mam ogrzewany elektrycznie) to wyszło na to, że spaliłem średnią krajową w jeden miesiąc. Nieźle. Będzie cieplej, więc rachunek będzie mniejszy. Ale jakoś nie mogę zapomnieć o tym, że na czwartkowy poranek potrzebuję dużo śniegu. I to najlepiej puszystego. Ta błotnista breja za oknem do niczego mi się nie przyda…

We wtorek podejmuję decyzję. Przenosimy się z imprezą na halę sportową (pomysł z armatkami śniegowymi jakoś nie przypadł mi do gustu). Tylko jak na małej hali zrobić szereg konkurencji dla 300 dzieci. I to tak, żeby wszystkie odbywały się jednocześnie. Mamy tylko dwie i pół godziny na rozegranie wszystkich konkurencji, więc jest jasne, że wszystkie będą obywały się jednocześnie. Dzwonię do każdego z organizatorów i ustalam, co trzeba zmienić w ich konkurencji. Niektóre konkurencje można przenieść bez modyfikacji, ale wyścigi na sankach chyba nie przejdą na hali sportowej. Zastosujemy wysłużone obozowe materace. Też ładnie się ślizgają. Zamiast najwyższej śniegowej budowli – budowla z klocków (dobrze, że w hufcu mamy zapas), zamiast hokeja zagramy w Unihoka – da się grać na hali, a zamiast krążka można użyć specjalnej piłeczki. Zamiast rzutu śnieżką – rzucamy piłkami tenisowymi, a zamiast zjeżdżać na „jabłuszkach” – no właśnie, co? Zrobimy malowanie twarzy!

Honor harcerzy uratowany! Pozostała do dogrania tylko kwestia drugiego śniadania. Ale to tylko kwestia jednego telefonu. Zamiast gorącej herbaty będzie napój, a zamiast hamburgera – pączek i jabłko.

W czwartek dzieci przyszły w komplecie. I wszystkie naładowane energią, którą trzeba wykorzystać. Było naprawdę wspaniale. Dzieciaki biegały od jednej konkurencji do następnej. Od przeciągania liny do wyścigów na „kangurach”. Prawdziwą próbą cierpliwości byłą kolejka do malowania twarzy. Efekt widać było z minuty na minutę. Coraz więcej rozradowanych buziek z malunkami motyla, klauna czy wróżki można było zobaczyć na hali. I każda była inna. Bardzo miło było organizatorom, gdy wychowawcy poszczególnych grup przychodzili i wyrażali swój podziw dla całego przedsięwzięcia. Słowa: „Byliśmy w zeszłym roku, ale w tym jest o niebo lepiej” padały bardzo często (dobrze, że w zeszłym roku to nie my robiliśmy olimpiadę). Jedna pani „odgrażała się”, że zadzwoni gdzie trzeba i nas pochwali.

Podczas trwania każdej konku-rencji uczestnicy za zrealizowane zadania dostawali cukierki lub lizaki (a co lepsi – czekolady), a na koniec uroczyście wręczyliśmy dyplomy i słodkie nagrody za najlepsze rezultaty.

Serdeczne dzięki dla: Oli i Kariny, Ani, Oli, Izy i Michała, Sylwii i Maćka, Michała, Piotrka i Łukasza, Maćka, Piotrka i Jaśka.

Tomek

————————————————————–

Olimpiada okiem jednej z organizotorek, Kariny Zielińskiej:

Kiedy zebraliśmy się już wszyscy, wszystko zostało wniesione, uzgodnione itd., nastąpił chaos i wielki bałagan. Część tworzyła plakaty przedstawiające i reklamujące daną dyscyplinę, a część grała w Unihoka.

Ja oraz dh. Ola Wojciechowska prowadziłyśmy bieg z przeszkodami. Dalej była dh. Ania i jej rzut do celu, a za nią dh. Ola (ta druga) malowała twarze. Kolejne konkurencje to: wyścigi na materacach, wyścig w parach, przeciąganie liny, hokej oraz legoland. Dzieciaki bawiły się świetnie, a śmiechu i radości było przy tym co niemiara.

Także i nasza konkurencja cieszyła się dużym powodzeniem. W pewnym momencie dzieci zaczęły ustawiać się w ogonku, niektóre nawet kolejny raz, poto by sprawdzić swoją szybkość i sprawność. A przede wszystkim dla dobrej zabawy i dyplomu (oczywiście).

Po całej imprezie nastąpiło uroczyste rozdanie dyplomów, za zajęcie I, II oraz III miejsc w konkurencjach: przeciąganie liny, hokej, legoland, wyścig w parach oraz wyścigi na materacach. I tu radości końca nie było. Kiedy już wszystko się skończyło, wychowawcy zabrali dzieci, a my mogliśmy odetchnąć. Pozornie. A pozory lubią mylić. Zostało nam jeszcze sporo roboty. Sprzątnięcie sali, zebranie sprzętu, zjedzenie cukierków i pączków, wysłuchanie Tomka i pamiątkowe zdjęcie. Po wypełnieniu tego jakże męczącego obowiązku, rozeszliśmy się do domów.

Karina Zielińska