Pasja (Noc wyjścia z niewoli)

Idąc na „Pasję” znałem wrażenia osób, które były wcześniej na tym filmie w kinie, zdążyłem przeczytać kilka recenzji i obejrzeć kilka zdjęć z filmu. Byłem przygotowany na uczestniczenie w męce Chrystusa realnej aż do bólu.

Ostatnie godziny życia Chrystusa są w tym filmie przedstawione bardzo realnie i bardziej dosadnie niż się spodziewałem. Tylko w niektórych momentach kamera odwraca się od drastycznych cen (np. wbijanie kolejnych gwoździ w czasie przybijania do Krzyża).

Obejrzenie filmu przybliża widzowi sposób w jaki zginął Chrystus. Przybliża, bo mimo troski o wierność realiom film jest opowieścią bardzo przekonywującą, ale nie wierną.
Mel Gibson kręcąc film nie trzymał się wiernie przebiegu zdarzeń opisanych w Ewangeliach. Umieścił kilka niewystępujących w Biblii scen zapożyczając je z apokryfów (*) (św. Weronika ocierająca twarz Chrystusowi podczas drogi krzyżowej; uzdrowienie żołnierza, który włócznią przebił bok Chrystusa na krzyżu), niektóre fakty „ocenzurował” (w filmie nie zostało przetłumaczone stwierdzenie Żydów żądających ukrzyżowania „Krew Jego na nas i na dzieci nasze”, padają te słowa w oryginalnej wersji językowej, ale nie ma ich na napisach) a szczegóły męki wzorował na popularnych w średniowieczu wizjach św. Brygidy Szwedzkiej (“Biczowali Go (…) a kiedy bicz wyrwano, widziałam ciało przeorane przez bicz jak ziemia przez pług. (…) Potem (…) rozpięli na krzyżu. Najpierw przywiązali prawą rękę do belki, w której były wywiercone otwory na gwoździe (…), Jego oczy były na pół umarłe, policzki zapadnięte, a oblicze z otwartymi ustami i przekrwionym językiem nieprzyjemnie zeszpecone(…) Wisiał pokaleczony i bladosiny…” – św. Brygida, “Mater Dolorosa”).
Hollywoodzkie zburzenie Świątyni w momencie śmieci Chrystusa (w rzeczywistości rozdarła się w niej tylko zasłona) dopełnia obrazu „realizmu” filmu.


Gibson bardzo fragmentarycznie przedstawia w swoim filmie tło procesu Chrystusa. Szczegółowo dowiadujemy się o pobudkach działania Piłata, ale nie wiemy nic o tym dlaczego Judasz zdradził i dlaczego kapłanom Chrystus był tak bardzo nie na rękę, że postanowili go zabić. Nie wiemy też dlaczego Jego uczniowie (których poza Apostołami musiał sporo mieć) nie stanęli w Jego obronie.

Jedną z pierwszych scen filmu jest dialog Maryi i nawróconej przez Jezusa cudzołoznicy (prowadzony równolegle z aresztowaniem Chrystusa), w którym pada pytanie pochodzące z obchodów żydowskiego Święta Paschy upamiętniającego wyjście żydów z niewoli egipskiej.

”- Dlaczego ta noc jest inna od wszystkich nocy w roku?
– Byliśmy niewolnikami faraona w Egipcie i [tej właśnie nocy] wyprowadził nas Bóg mocną ręką i wyciągniętym ramieniem”
Noc pojmania Chrystusa jest nocą wyjścia z niewoli. Nocą, od której wszystko się zmienia. W tę noc Bóg przeistacza naród niewolników w wolnych ludzi; pokazuje małość tych, którzy mają władzę (od faraona do Piłata).


Kiedy Maryja dowiaduje się o aresztowaniu Syna wypowiada słowa: „Wypełniło się”. Z tej perspektywy zupełnie inaczej ogląda się dalszy ciąg filmu. Następujące po sobie coraz szybciej wydarzenia będą miały swój finał w scenie Zmartwychwstania. Scenie, dzięki której film o zamęczeniu człowieka staje się filmem o odkupieniu ludzi przez Boga. Dzięki tej scenie człowiek z ulgą wychodzi z kina.
Dla tej bardzo krótkiej i zaledwie zasygnalizowanej sceny warto przeżyć trwające kwadrans biczowanie. Żal ustępuje miejsca radości i nadziei.

„Pasję” oglądałem w jednym z multipleksów. Ze zdumieniem zobaczyłem, że niektórzy ludzie wchodząc na salę mieli ze sobą popcorn i colę.
Pocieszające jest może to, że u nas film uniknął marketingu w hollywoodzkim stylu i nie możemy jeszcze (w przeciwieństwie do widzów w USA) kupić gwoździ do krzyżowania z wygrawerowanym cytatem z Księgi Izajasza: „Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy” (Iz 53,5).


Film Gibsona przez niektórych uznawany jest za kinowe rekolekcje wielkopostne. Od nas zależy czy to spotkanie z Chrystusem będzie dla nas miało takie samo znaczenie jak dla Szymona z Cyreny (pomagał nieść krzyż), dla którego było początkiem nowego życia (Dzieje Apostolskie wspominają o jego dzieciach jako wyznawcach Chrystusa), czy też takie jak dla Heroda, który – zaciekawiony być może nawet postacią Jezusa – kompletnie nie rozumiał, o co się ociera.
A może za przykładem Piłata „umyjemy ręce” nie przyznamy się do tego, że my też jesteśmy winni Jego śmierci?

Mirek Grodzki
Konsultacja: Marysia Mikulska

(*) Apokryf [gr. apokryfos: ukryty, ciemny, tajemny] – anonimowe pismo żydowskie lub chrześcijańskie nie uznane oficjalnie przez Kościól za kanoniczne. Apokryfy naśladują rodzaj i styl kanonicznych ksiąg biblijnych i podają się za dzieła znanych postaci historii religijnej. Celem ich było ilustrowanie niektórych dat i wydarzeń biblijnych, zbudowanie lub pocieszenie czytelników, czy też rozpowszechnienie nowej nauki. Zawierają wiadomości legendarne bez większej wartości historycznej.

Kaktusińska i Wiosna

Kaktusińska z wyrazem najwyższego obrzydzenia na twarzy szorowała okno w swoim pokoju, z rozrzewnieniem wspominając czasy, kiedy ludzkość zamieszkiwała jaskinie, względnie lepianki w których nie było okien ani innych powierzchni wymagających umycia.

Nagle zadzwonił telefon i nieoceniona Ewelina zaproponowała jej wspólne wyjście na zakupy – idzie wiosna, trzeba się jakoś na nowo przyodziać…
– Tatoo, nie sądzisz, że jakoś cieplej się zrobiło?
– Eeee… – odmruknął Kaktusiński, usilnie myśląc, o co może chodzić córeczce. Nie musiał długo czekać na wyjaśnienie.
– Bo widzisz, ja kompletnie nie mam co na siebie włożyć…
– Eee…
– … i przydałyby mi się jakieś nowe buty, spodnie, bluzka…
– Eee…
– Wiedziałam, że się zgodzisz, dzięki!!!
– Ee… Wcale nie powiedziałem, że się zgadzam! Masz pełną szafę ciuchów i nie potrzebujesz noych! Protestuję! To marnotrawienie moich pieniędzy!

Kaktusińska pomyślała, pomyślała i stwierdziła, że konieczne jest zjednoczenie sił z panią Kaktusińską. W tym celu udała się do kuchni:
– Mamo, wiesz, widziałam bardzo fajne ciuchy…
– Mowy nie ma!!!
– … w sam raz dla ciebie – wyglądałabyś super. Bo ostatnio nieco odstajesz od światowych trendów…
– Tak myślisz? No cóż. Może faktycznie jakieś małe zakupy, wiosna idzie…
– No widzisz?
– Masz rację. Absolutnie, zakupy są konieczne…
– Słyszałaś? Chciałabym iść z Eweliną na zakupy…
– Taak, taak, idź dziecko, idź.
– Ale nie mam kasy, możesz mi coś skapnąć?
– Nie, ale tata na pewno cię zasponsoruje.
– Już go pytałam, powiedział, że nie da mi ani grosza. Powiedz mu coś, jak my będziemy wyglądać w święta, ty bosko ubrana a ja jak szmaciarz?
– Tak, tak, masz rację… Czesieeek, daj dziecku na zakupy, nie ma przecież co na siebie włożyć…

Kaktusiński, wzięty w krzyżowy ogień, nie dał rady odmówić wydania pieniędzy wystarczająco skutecznie.

Jak widać na załączonym obrazku, techniki negocjacyjne i socjotechnika są przydatne nawet w zwykłych, codziennych sprawach…

PS. Autorka pragnie przeprosić wszystkich czytelników za skąpość relacji ale niestety nagruzka zajęć nie pozwoliła jej na spędzenie w towarzystwie Kaktusińskiej ilości czasu niezbędnej do napisania pełnowymiarowego odcinka

Ola Kasperska

Witam ponownie wszystkich moich stałych czytelników

Witam ponownie wszystkich moich stałych czytelników. Powyższe słowa widniejące w tytule skłaniają mnie do refleksji. Co oznaczają? Czy osoby używające tych słów znają prawdziwą ich wartość. Czy tylko są wyblakłymi, dawno wyświechtanymi zwrotami. Po co więc istnieją?


Myślę, że powinniśmy zastanowić się wspólnie nad ich znaczeniem.Zatem słowo numer jeden – OBIECUJĘ. Słowo to przeważnie skierowane jest do małego dziecka. Ponieważ jego mały rozum może pojąć najprościej właśnie to słowo. Małe dziecko w wieku zuchowym może nam obiecać, że będzie posłuszne, odważne, grzeczne, itd. Wiadomo jednak, że szybko te obietnice idą w zapomnienie. Dziecko nie czuje jeszcze odpowiedzialności wynikającej z danej obietnicy.


Latka lecą, a nasze małe dziecko powoli dorasta. Staje się bardziej odpowiedzialne, bardziej otwarte na innych. Dostrzega potrzeby innych, a nie tylko swoje. Lubi przewodzić małej grupie, a nawet brać za nią odpowiedzialność. I tu pojawia się słowo PRZYRZEKAM. Przyrzec – coś, komuś, dać słowo. Przyrzekam całym sercem… Przyrzekam na naszą przyjaźń… PRZYRZEKAM. Słowo jakże ważne – to już nie obietnica, to coś więcej. To zobowiązanie do przestrzegania prawa szkoły, prawa harcerskiego, oraz innych praw. Przyrzeczenie sprawia, że jesteśmy związani z danym prawem już na zawsze. Złożone w obecności ważnych osobistości, podnosi jego rangę. Powinniśmy zawsze przestrzegać prawa, ponieważ w tym wieku bardzo ważne jest wychowanie naszych podopiecznych przez przykład osobisty.






PRZYSIĘGAM ! Ile razy słyszymy ten zwrot w wypowiedziach naszych podopiecznych. Kto może przysięgać? Komu? Jest to słowo, które pada z ust żołnierzy. Przysięgają wierność ojczyźnie, przysięgają walczyć i umierać dla niej. Co może być największą wartością dla człowieka? Dotrzymanie słowa przysięgi. Dlatego bardzo ważną rzeczą jest, aby uświadamiać te słowa naszym dzieciom.


Teraz jednak przejdę do meritum sprawy. Ważne słowa padają podczas obietnicy zuchowej, przyrzeczenia harcerskiego, czy zobowiązania instruktorskiego.
Obietnica Zuchowa to Wielki Obrzęd. Zuchy składające obietnicę dostępują zaszczytu wyróżnienia ich z pośród innych. Powinniśmy szczególną uwagę zwrócić na to, aby zuchy nie oczekiwały tego momentu zbyt długo. Dlaczego? To proste: szybko się zniechęcą i z drużyny odejdą. Jednak, gdy będzie zbliżał się moment uroczystej obietnicy, powinniśmy zrobić wszystko, aby zuchy zapamiętały go na długo. Czas obietnicy powinien być poprzedzony przygotowaniami do niej. Zuchy muszą dokładnie wiedzieć, czego będą musiały przestrzegać.
Forma obietnicy zuchowej jest zawsze taka sama. Inną sprawą są wydarzenia poprzedzające ten moment. Mowa jest o różnego rodzaju grach sprawdzających wiedzę kandydata na zucha. Bardzo ważne jest to, aby wszystkie gry były bezpieczne, a zuchy nie czuły zbyt dużej trwogi podczas realizacji zadania. Koniecznie musimy pamiętać, że to są małe dzieci. Dlatego zrywanie dziecka w środku nocy jest zabronione, może to doprowadzić do szybkiego wychłodzenia temperatury ciała. I o przeziębienie nie trudno.


Super – już wiemy jak do tego podejść. Teraz chciałbym opowiedzieć o jednej z wielu zuchowych obietnic, jakie miałem zaszczyt przeprowadzać w swojej drużynie zuchowej. A nazywała się „Wędrowcy spod znaku Słońca”. Byliśmy w Ocyplu roku pańskiego 1984. Zbliżał się koniec kolonii. Zuchy zdobyły już prawie wszystkie sprawności. Drużyna ocyplowska nazywała się „Królestwo zielonego smoka”, a zuchy były mnichami z klasztoru Shaolin. Wymyśliłem sobie, że Ci, którzy mają być dopuszczeni do złożenia obietnicy, otrzymają najpierw zaproszenie od smoka. Zaproszenie to zuchy dostawały imiennie pod swoje poduszki. Regulamin klasztoru mówił, że osoby otrzymujące to zaproszenie chcąc się na to spotkanie udać, muszą następnego dnia o 12 w południe uderzyć w gong. Następnie krótko po ciszy nocnej mistrzowie klasztoru budzili zuchy i wyprowadzali do labiryntu. Tam przechodziły próby np. wody, ognia, pamięci, słuchu, szybkości, itp. Naturalnie wszystkie te próby były przeprowadzane bezpiecznie dla zuchów. Na końcu labiryntu oczekiwał ich mistrz labiryntu, który naznaczał zuchy pieczęcią zielonego smoka. Potem wszystkie stanęły w kole ze świecami i głośno po kolei mówiły punkty prawa zucha. Mistrz labiryntu przeistaczał się w drużynowego – czyli we mnie. Potem zuchy uroczyście złożyły obietnicę na Księżyc i ogień. Po tej ceremonii miały wypowiedzieć swoje najskrytsze życzenie i zdmuchnąć świecę. Ja wtedy, wypowiadałem formułę niech zielony smok spełni twe życzenie. Dekorowałem zuchy znaczkami. Następnie śpiewając piosenkę „Mundur Chusta” oraz pieśń obrzędową, udaliśmy się na spoczynek. Następnego dnia zuchy, które złożyły obietnicę, były w szczególny sposób widoczne, ponieważ widniał u nich na mundurku znaczek zucha, a na ich rękach pamiątka po zielonym smoku.


Kończąc tę wypowiedź pragnę wszystkim drużynowym życzyć wspaniałych pomysłów na obietnicę zuchową. Pamiętajcie, aby była ona zawsze niepowtarzalna i atrakcyjna dla nich. By ten pierwszy krok dla dzieci na drodze OBIETNICY był bardzo ważny. By pozostałe kroki PRZYRZECZENIE, ZOBOWIĄZANIE czy PRZYSIĘGA były dla nich tak samo wspaniałe.


Pozdrawiam wszystkich gorąco
hm. Marek Medyński
Hufiec Warszawa Praga Południe


Od Redakcji: Tekst pierwotnie ukazał się jako w „Na Przekór” – piśmie harcerzy z Hufca Warszawa Praga Południe. Został przedrukowany w „Przecieku” we wkładce redagowanej przez Redakcję „Na Przekór”.

MS OBÓZ wersja 2004

(japońska wersja językowa)

„Zarówno miękkie, jak i twarde elementy zbroi posiadają swoje mocne punkty, jednak niemożliwe jest wyłącznie połączenie ich zalet. Daremne są próby całkowitego zabezpieczenia się przed ciosem przeciwnika. Można tylko wyrazić ubolewanie, że wielu młodych wojowników, chcących zbyt szybko zyskać sławę, wybrało yoroi (zbroje) zbyt ciężkie dla siebie. Nieświadomi losu, jaki ich czeka, spotykali w ten sposób śmierć na polu bitwy.”





Czeka się na niego cały rok. Jest tym, co harcerze lubią najbardziej. To właśnie z nim ma się najwięcej harcerskich wspomnień. Niektóre formy pracy można przeprowadzić tylko na nim. Wyzwala zawsze wiele emocji i wiele energii do pracy – OBÓZ.


Zanim podzielę się z Wami swoją wiedzą na temat planowania obozu napiszę O CZYM TEN TEKST NIE BĘDZIE – żeby nie było niespodzianek, żalu i mokrych od łez chusteczek.
Tak więc nie będzie tu ani słowa o kwatermistrzostwie, finansach. Nic mnie nie kręcą te tematy i mam nadzieję, że nie będę musiał się im przyglądać bliżej niż na odległość 100 pk.


No, to skoro to zastrzeżenie mamy z głowy zabierzmy się za to, co mnie w przygotowaniach do obozu najbardziej interesuje i co mi sprawia największą przyjemność.


Pomówimy w dzisiejszej pogadance o PROGRAMIE obozu. Właściwie to raczej o PROGRAMOWANIU obozu – jako, że jest to proces stały, nie zatrzymujący się po zatwierdzeniu planu pracy obozu przez komendanta. Dłużej nie będziemy ukrywali porównania, że z obozem jest jak z komputerem: samo pudło nie wystarczy, żeby z niego skorzystać. Potrzebne jest jeszcze oprogramowanie. Im bardziej wypasione, tym ciekawsze rzeczy można na komputerze robić i tym łatwiej będzie pracować. Można napisać tekst w notatniku, ale ileż wygodniej w Wordzie – ze słownikiem, różnymi rodzajami czcionek i całym dobrodziejstwem, jaki ze sobą niesie.
I tak samo jest z obozem. Można pojechać na obóz bez programu i na pewno (przy odpowiednio sprawnej kadrze) jakoś uda się nie zniechęcić do harcerstwa gimnazjalistów. Ale w związku z tym, że nie chodzi na obozie tylko o to, żeby nie zniechęcić zabierzmy się za


OPROGRAMOWANIE OBOZU

Stoi przed nami nowy komputer – najnowszy model, odbajerzona obudowa, wszystkie możliwe elementy składowe. Sprzęt mamy. Sprzętem u nas będzie przygotowana na nasze przybycie baza obozowa.



Pierwszą płyta, jaką wsadzimy do napędu będzie

SYSTEM OPERACYJNY

Jest to program, który zarządza pracą całego komputera i od którego zależy całe dalsze oprogramowanie. Najpopularniejszym systemem operacyjnym jest dziś Windows.
U nas systemem operacyjnym będzie obrzędowość obozu, czyli konwencja, w której się on odbędzie.
Konwencję obozu możemy narzucić harcerzom lub pozwolić, żeby harcerze wybrali ją sobie sami (pod naszym czujnym okiem oczywiście).
Powinna ona wynikać z zainteresowań harcerzy, być dostosowana do wieku naszych gimnazjalistów, być atrakcyjna i na topie. Jeżeli połowa drużyny oprócz zbiórek chodzi na treningi karate i do tego ostatnio wszyscy byliśmy na „Ostatnim samuraju”, to naturalnym pomysłem na konwencje będzie właśnie kraj kwitnącej wiśni w czasach działalności samurajów.
Mając już wybraną konwencję trzeba opracować wszystkie elementy obozu tak, żeby do niej właśnie pasowały. Wszystkie możliwe, bo na pewno nikt nam nie pozwoli zamieszkać w domach z pergaminu i zabrać ze sobą ostrych mieczy samurajskich. Ale wpływ mamy na: pionierkę w obozie, nazwy zastępów, nazwy posiłków, zajęcia programowe, itd. Decydując się na konwencję samurajską oczywiście zapominamy, takie słowa jak obóz, zastęp, harcerz, gimnastyka. Zamiast nich przyjmujemy na czas obozu nazwy dopasowane do konwencji.
Na komputerze, na którym jest sam Windows można, co prawda pracować, ale dobrze jest mieś jeszcze kilka innych programów. Praca staje się dużo bardziej wygodna i atrakcyjna, jeżeli wgramy sobie jakiś


PROGRAM GRAFICZNY

do obróbki zdjęć.
Porównajmy to z imionami, jakie harcerze mogą na czas obozu przyjąć. Jest to pomysł godny polecenia, zapewniający nie tylko sporo rozrywki ale i szansą wykazania się przez harcerzy inwencją. U mnie w drużynie stosujemy go od trzech lat i na tegorocznym obozie zapewne będzie tak samo.
Samo nadawanie imion może być bardzo fajnym obrzędem. Czymś co zastąpi tu i ówdzie odbywający się jeszcze „bieg biszkoptów”.

Podstawowym celem, dla którego mamy komputer jest często pisanie tekstów. Potrzebny nam jest


EDYTOR TEKSTÓW

Porównajmy to z alfabetem i sposobem pisania, jaki przyjmiemy na czas obozu.
Jeżeli prowadzimy kronikę obozową, to zapisując dzieje samurajów nie możemy pisać tak, jak do tej pory przywykliśmy: w Japonii pisano od góry do dołu i od lewej do prawej. Posługiwano się zupełnie innym alfabetem.
Czy na taką ekstrawagancję możemy pozwolić sobie także przy książce pracy obozu? Moim zdaniem tak, ale zapytajcie może wcześniej komendanta (który oczywiście na czas obozu przestaje być komendantem, a zostaje Cesarzem).
Nie namawiam do rezygnacji z alfabetu łacińskiego na japoński w treści rozkazów ale w nazwach zastępów czy obozowych imionach sprawdzi się doskonale.

W czasie szalejących wirusów komputerowych nie możemy pozwolić sobie na to, żeby nie zainstalować


PROGRAMU ANTYWIRUSOWEGO

U nas odpowiadał mu będzie zestaw sprawności ściśle związanych z konwencją, jakie warto na czas obozu opracować. Można trochę lżej potraktować wymagania na sprawności kosztem dobrej zabawy przy ich zdobywaniu. Jeszcze lepiej, jeżeli będą zgodne z systemem zdobywania sprawności w ZHP.
Dobrze jest opracowany katalog takich sprawności rozdać harcerzom przed obozem, ale koniecznie trzeba dać po jednym egzemplarzu na zastęp (oddział samurajów?) na czas obozu.
Jeżeli dodatkowo sprawności będziemy wywieszali na tablicy ogłoszeń (jak powinna się u nas nazywać?), a program tak ułożymy, że daną sprawność (lub ich zestaw – o różnym stopniu trudności) będzie można zdobyć w ciągu maksymalnie trzech dni, to zmotywujemy harcerzy do ich zdobywania. Jest szansa, że wejdzie im to w krew i będą sprawności chcieli zdobywać też po obozie.


Przyda się nam jeszcze jakiś program uniemożliwiający osobom niepowołanym dostanie się na nasz komputer przez Internet. Czyli


FIRE WALL

Będzie on działał cały czas w tle i ostrzegał przed próbami włamania się do naszych cennych zbiorów. Porównajmy go do programu obozu.
Najlepiej, żeby program był historią ciągnącą się przez cały czas obozu i mającą jakiś finał na koniec. Finał uzależniony od tego, co nasi samurajowie dadzą z siebie podczas obozu.
Ciąg dalszy historii może być np. ogłaszany na porannym apelu. Będzie on wynikał z tego co stało się (lub właśnie nie stało) poprzedniego dnia i to z niego będą wynikały zadania dla samurajów na zaczynający się właśnie dzień. Od realizacji zadań może zależeć następny dzień, ale może (a nawet powinien) zależeć stopień wtajemniczenia samuraja do swojego rzemiosła. Tak, żeby wszyscy harcerze, niezależnie od funkcji i stopnia mieli taka samą szansę na koniec obozu zostać pasowani na samurajów. Jeżeli takie pasowanie w ogóle miało miejsce u samurajów. Jeżeli nie miało to i tak warto to zrobić, bo to dobra okazja, żeby przeprowadzić bardzo uroczysty kawałek dnia (albo nocy) na obozie.


Pisząc program obozu możemy go oprzeć na prawdziwej historii Japonii lub popuścić wodze fantazji i napisać swoja historię. Albo napisać swoją opierając się na faktach z historii. Im nasza historia będzie bardziej zbieżna z rzeczywistą tym obóz będzie bardziej dydaktyczny.


Im plan powstanie wcześniej, tym więcej czasu damy samurajom na przygotowanie się do przebiegu wydarzeń. Jest to istotne zwłaszcza wtedy, jeżeli chcemy, żeby przygotowali na obóz jakieś szczególne akcesoria (np. materiały na stroje, elementy do wykonania uzbrojenia, materiały do kaligrafii, rzeczy związane z wierzeniami, artykuły na specjalne dania, itp). Można to wszystko zaimprowizować już na samym obozie, ale im lepiej pozwolimy przygotować się harcerzom, tym lepszy osiągniemy wynik.
Dobrze, żeby w przygotowania do obozu było włączonych jak najwięcej osób. W tym roku u mnie w drużynie przygotowania do obozu zostały rozpisane w projekt starszoharcerski.
Takich projektów może być kilka: jeden dotyczący historii i przebiegu wydarzeń na obozie, drugi kuchni i zwyczajów dnia codziennego, kolejny ubiorów i świąt, itd.
Im więcej harcerzy będzie przygotowywało program, tym bardziej będzie to ich – nie kadry -obóz.


Jeżeli już harcerze mają zostać samurajami, to nich program obozu zawiera – poza treningami i sprawdzaniem się w walkach – elementy kultury kraju, w którym osadzimy nasz obóz: kuchnia, literatura, muzyka, wierzenia i zwyczaje. Będzie to duże pole do popisu dla żeńskiej części naszej drużyny.


Konwencja obozu nie może być oczywiście dla nas ciężarem i nie może utrudniać realizacji prawdziwych celów, dla których – poza zabawą – jedziemy na obóz.
Jeżeli się da, to trzymajmy się jak najwierniej oryginału i wykorzystujmy te elementy, które są dla nas wygodne i realizują nasze cele. Jeżeli jednak są rzeczy, na które zdecydować się jest trudno, to nie róbmy tego na siłę.
Np. w przypadku samurajów grzechem by było nie skorzystać z „bushido”- kodeksu osobistej odwagi i lojalności samuraja, który jest doskonałym narzędziem zachęcania do pracy nad sobą.
Ale pokażcie mi rodzica, który kupi harcerce chiński jedwab do zrobienia odświętnego ubioru albo pozwoli ogolić harcerzowi głowę w taki sposób jak to mieli w zwyczaju samuraje…


Z komputerami nigdy nic nie wiadomo. Od czasu do czasu nie działają jak należy zupełnie bez powodu. Niby pracujemy na nim jak zawsze i robimy wszystko prawidłowo, ale on złośliwie odmawia współpracy i zawiesza się. Co wtedy? RESET.


phm. Mirosław Grodzki HO

Uregulowany Szczep

Mirek Grodzki:. Ostatnio uchwaliliście w Szczepie Konstytucję. Do czego była Wam potrzebna?
Monika Rybitwa: Przede wszystkim do uregulowania i unormowania wielu spraw – takiego formalnego zapisu podstaw funkcjonowania naszego Szczepu. Chcieliśmy jasno nakreślić rolę i znaczenie, przywileje i obowiązki funkcyjnych Szczepu, skonkretyzować system kierowania Szczepem i tryb pracy komendy i rady. Dzięki niej chcieliśmy i mamy w jednym dokumencie zapisane zarówno wytyczne jak i wyznaczone ramy działania poszczególnych ciał. Konstytucja z naszego punktu widzenia jest takim swego rodzaju uprawomocnieniem się Szczepu.



Jakie są w niej – Twoim zdaniem – najważniejsze zapisy?
Wiele punktów jest ważnych. Istotny na pewno jest jasny zapis kto za co jest odpowiedzialny, kto przed kim odpowiada, kto na co ma wpływ – taki wyraźny podział kompetencji i jednoczesne określenie, przybliżenie miejsca, pola działania każdego członka kadry Szczepu. Istotne jest również uregulowanie czasu trwania kadencji komendanta i przewodniczącego kapituły.


Jesteś przyboczną w drużynie i komendantką szczepu. Patrząc z tych obu perspektyw, jakie widzisz zalety funkcjonowania drużyny w szczepie a jakie wady?
Zdecydowanie lepiej pracuje się kadrze drużyn – wspólne cele pomagają i ułatwiają codzienną pracę z naszymi harcerzami, czego doskonałym dowodem jest tegoroczna współpraca 3 i 5. Poza tym kontakt drużyn z gromadami, mam na myśli taki bezpośredni kontakt harcerzy z zuchami, jest znacznie bliższy, co procentuje w przyszłości – zuch stając się harcerzem zna drużynę, drużynowego nie czuje się w niej obco, chce być w takiej drużynie. Szczep dla drużyny i gromady to również pomoc ze strony kapituły (rozwój przybocznych i drużynowych), skarbnika (możliwość załatwienia spraw finansowych) i komendy wraz z komendantem – stały, bliski kontakt z kadrą jednostek, ale i samymi zuchami i harcerzami. Trudno jest mi znaleźć minusy, może to, że czasem trzeba dokonać wyboru – uczestniczymy w akcji hufca, czy sami ją organizujemy oraz to, że drużyna z biegiem czasu może przestać być postrzegana w hufcu jako drużyna, a zacznie jako szczep.


Czy w związku z tym polecasz innym drużynom naszego Hufca łączenie się w szczepy i kiedy to ma sens?
Ma to sens przede wszystkim wtedy, gdy ludzie chcący utworzyć wraz ze swoimi drużynami i gromadami taki Szczep mają jasno określony cel (celem nie może być powstanie Szczepu) i kierunek działania i przede wszystkim chcą ze sobą współpracować – drużynowy zuchowy z drużynowym harcerskim, ten ze starszoharcerskim itd. A czy polecam? Trudne pytanie choćby z tego względu, że nasz Szczep istnieje na terenie jednego miasta, istnieje od dawna, hmm… może odpowiem tak – nie wyobrażam sobie nie funkcjonowania mojej drużyny w Szczepie, nie wyobrażam sobie nie istnienia Szczepu na terenie miasta Józefów.


Zbierasz bardzo pozytywne opinie o tym, w jaki sposób pełnisz obowiązki komendantki.
Czy łatwo pracuje się na taką opinię w Szczepie Józefów?

Na kształtowanie opinii o mnie tak naprawdę nie pracuję ja sama. Pracuje na nią sztab ludzi. I są to zarówno Magda, Mirek, Sylwia – komenda, Karolina i Renata – kapituła, Kazik – przejęcie spraw finansowo-gospodarczych, Tomek – pomoc w załatwianiu spraw formalnych, instytucjonalnych itp. (i nie tylko :-)), ale i Ilona, Patrycja, Karolina, Kuba, Maciek, Marta, Ania, Agata, Mikołaj – drużynowi i przyboczni biorący udział w organizacji akcji i imprez Szczepu. Są to również przyszli drużynowi, przyboczni, którzy swą pracę z drużynami od września – Kuba B., Piotrek J., Kuba W., Dorota L., a już teraz czynnie uczestniczą w pracy Szczepu. Moja odpowiedź na pytanie: czy łatwo pracuje się na taką opinię w Szczepie – tak, bo od samego początku nie pracuję na nią sama!


Co jest największą bolączką szczepu, a co jego największym sukcesem?
Brak siedziby, słaba współpraca z gazetą lokalną, nie dostrzeganie nas przez społeczność lokalną – to minusy. Sukcesem z pewnością jest prężnie działająca kapituła, organizacja pierwszego w historii BŚP w Józefowie, współpraca z Urzędem Miasta.


Popuśćmy wodze fantazji. Jaki będzie Szczep Józefów za dwa lata, jeżeli uda Ci się zrealizować wszystkie Twoje plany?
Wszystkie NASZE plany, ja mam jedynie pewną wizję i kilka pomysłów. Na pewno będziemy szczepem z prężnie funkcjonującymi jednostkami na każdym poziomie metodycznym – zaczynając od zuchów, na drużynie wędrowniczej skończywszy. Będzie Szczepem dobrze postrzeganym przez społeczność lokalną i władze, współpracującym z lokalną prasą, organizacjami młodzieżowymi, posiadający własne zaplecze lokalowe. Reszty nie zdradzę, niech to będzie nasza mała, słodka tajemnica …


Dziękuję za rozmowę.

Pola, ja się boje zuchów

Pip, pip, pip… Coś dzwoni i bezczelnie wyrywa mnie z objęć Morfeusza… Co znowu?!? Ja chcę spać! Nie, no! To coś dalej dzwoni, co za uporczywe coś! Ech…Otworzyłam oczka i dowiedziałam się, czym było, a właściwie jest nadal, owe coś… Otóż to jest mój budzik! Hmmm… zaraz zaraz, jaki dziś dzień?? O boshe!! Niedziela. 29.01.2004 r. IMIENINY ZCHA!!!!!…uff.. Wstałam…

 


Jeszcze trochę zaspana zaczęłam szukać munduru i takich tam…Coś dzwoni?!? Co jest? Aaaa…to telefon… W jednym bucie z przestrachem zbiegam na dół, by nikt w domu się nie obudził..! w końcu jest niedziela! 7 rano!
Już odbieram … no… przestań dzwonić!!!!


– Tak słucham??
– Olla?????????
– Tak…
– AAA!! Zaspałam!!!!!! Miałaś mnie obudzić!!!! Nie wyrobie się!!!
– Miałam???
– TAK!!!
– Upss….ale wstałaś 😀
– Wrrrrr…!!!! Bierzesz mundur????
– Yyyy….Więc…No…jak by Ci tu powiedzieć…hmm….nie… (powiedziałam to patrząc się na otwarte drzwi łazienki gdzie powieszony był mój mokry mundurek…)
– Ufff..ja tez nie…po ostatniej zbiórce jest w stanie suszenia się…
– Hmm to tak jak mój…nie ma to jak my dwie + wstrząśnięta i mieszana coca-cola… hmm… Pola?
– Co?
– Boje się tych zuchów…!!!!!!!!!!!!!!
– Czego się boisz??? To tylko małe, przestraszone dzieciaczki!! Spoko damy rade!! Przecież nas nie zjedzą! Jesteśmy ciężko strawne!!!
– Hmmm… no w sumie… mam nadzieje ze masz racje..
– Ja tez…
– Dobra zbieraj się..
– OK…


Godzina później. Jesteśmy. Jest tez Krzyś Aga i Lutek z naszej drużyny i Agata i garstka zuchów. Tylko tyle? Coś ich mało… O! Jest Agnieszka Fedorowicz. Uff..


Agata postanowiła rozruszać swoje zuszki z 65 GZ co by nie zamarzły… A ja (Pola) wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Lutkiem, Krzyśkiem i Aga i czym prędzej dołączyliśmy do dzieciaków!!!


Po krótkiej zabawie z cala ekipa „załadowałyśmy” się do autokaru i ruszyłyśmy w drogę do Pruszkowa po drodze zbierając kolejne gromadki zuchowe z: 5 GZ i 3 GZ wraz z ich opiekunami…no…już wszyscy…cały autokar „zapchany” solenizantami 🙂 po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do naszego celu gdzie od razu przydzielili nas do sektora „Jabłuszek”:) kazali nam wykrzykiwać hasła: „Jabłka ! Hura !! Jabłka!! Hurra!!! Jabłka!!! Hura!!!! Hura!!!! Hura!!!!) albo „jesteśmy jabłuszka mamy dobre miny no i zwyciężymy!!!!”


Po wybraniu naszej reprezentacji do konkursów i zabaw usadziliśmy nasze niesforne urwisy (szczególnie Ludka 🙂 ) na trybunach. Zaczęły się zawody…Pierwsza konkurencja należała do nas!!!! Zdobyliśmy 4 jabłuszka dzięki celnym strzałom naszych zuszków!!! Następnie konkurencje były troszkę bardziej skomplikowane i liczyły się w nich: szybkość i precyzja. przechodzenie pod tunelem zrobionym z koca skakanie, przenoszenie piłeczki ping-pongowej na rakietce biegi podawanie góra lub dołem piłek… ehhh mnóstwo pysznej zabawy dla nas i zawodników, ale dla tych ostatnich również duży wysiłek. Biedactwa nasze marzły w strojach sportowych bo było tam dosyć chłodno, ale dzielnie radziły sobie nasze urwiski:D „Jabłuszka” zajęły drugie miejsce i byliśmy z nich baaardzo dumni!!!:)


Po zawodach mieliśmy przerwę na drugie śniadanie…każdy dostał po bułeczce i soczku… po przerwie zuchy musiały zrobić kartki imieninowe dla innych zuchów, były bardzo ładne 😀 później naszym zwycięzcom rozdano nagrody i nastąpiła cześć artystyczna drużyny „SZACHRAJE”, które umiliły nam resztę czasu śpiewem i tańcami 😀 my oczywiście bawiliśmy się razem z nimi!! Skacząc i tańcząc w kółeczkach razem z zuchami:) i odbijając baloniki, które wcześniej na nas zrzucono 😀


Kiedy się już skończyło przeliczyliśmy kilkukrotnie nasze zuszki i usadziliśmy w autokarze mogliśmy ruszać w drogę powrotną. W autokarze panowała gorąca atmosfera. Wszyscy przezywali jeszcze raz te chwile na sali(my również!). A zuchy atakowały nas balonami i nie chciały za nic siedzieć na miejscach, wiec było trzeba cały czas stać…no… przynajmniej ja…:)(Pola)


A my tam byłyśmy
Sok i bułki dostałyśmy
A to, co zobaczyłyśmy
W Przecieku, umieściłyśmy…


Olla i Pola
69 DW

ZHP a polityka

Kim był Ryszard Pacławski? Może niektórzy wiedzą, że był harcmistrzem i Naczelnikiem ZHP. A kim jest dzisiaj? Wiceprzewodniczącym do spraw programowych Zarządu Telewizji Polskiej, popieranym na to stanowisko przez SLD.

Zarząd TVP w dotychczasowym kształcie był kierowany przez Roberta Kwiatkowskiego, który doprowadził telewizję publiczną do stanu krańcowej pogardy przez ludzi myślących. Kto rekomendował go na to stanowisko? Aleksander Kwaśniewski, prezydent wszystkich Polaków, który ma jedne z najwyższych notowań w rankingach polityków. Nasz prezydent zatroszczył się o to, by telewizja była orężem w rękach jednej opcji politycznej – tzw. lewicy i skutecznie zniszczyłą rząd Jerzego Buzka kpiąc z czterech reform. Reform jakże koniecznych i niezbędnych.

Następujący potem i oklaskiwany przez wielu rząd Leszka Millera w pierwszych posunięciach niszczy reformę oświaty i służby zdrowia, niszczy korpus służby cywilnej zastępując go korpusem kolesi. Długo zwleka z reformą finansów publicznych. Podejmuje je w obliczu narastającego zadłużenia państwa. Wielu wychwalających onegdaj Millera omija mnie dzisiaj szerokim łukiem, wiedząc, że „prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy”.

Dlaczego piszę „tzw. lewicy?” Bo dla mnie lewicą była Polska Partia Socjalistyczna Józefa Piłsudskiego i Mieczysława Niedziałkowskiego. Ludźmi lewicy byli Stefan Okrzeja, stracony przez Rosjan, Ludwik Waryński zmarły w carskim więzieniu i przywódca Polskiej Partii Soicjalistycznej, Kazimierz Pużak, zamordowany przez powojennych gospodarzy Polski Ludowej. Współczesnymi ludźmi lewicy są dla mnie m. in. Ryszard Bugaj i Jacek Kuroń.

Co wspólnego z tamtą lewicą ma Leszek Miller i Jerzy Urban, Aleksandra Jakubowska i Włodzimierz Czarzasty? Po prostu NIC!!! Łączy ich za to nienawiść do ludzi prawicy.
Któż to taki ludzie prawicy? To ci, dla których istnieją wartości niezmienne od lat, wynikające także z nauki Chrystusa. Wartości wypływające z Dekalogu i tradycji pokoleń Polaków, a wyrażane trzema słowami: Bóg, Honor i Ojczyzna.

Czym jest, stojący na progu rozpadu dzisiejszy SLD? Trafia do mnie sformułowanie użyte przez jednego z dziennikarzy: „partia kolesi i podejrzanych interesów”. Trafia także napis wymalowany na jednym z gmachów przy ulicy Wiejskiej w Warszawie: Sojusz Lewych Dochodów. Stając w obliczu wizji utraty poselskich diet, wielu byłych działaczy SLD (także w Otwocku) ucieka pod skrzydła „Samoobrony” porwana wizją jej przywódcy Andrzeja Leppera.

Przypatrujący się programowi tej partii i jej ludziom, takim tytanom myśli jak posłanka Renata Beger i poseł Andrzej Lepper, którego każde zdanie kończy się zwrotem „Balcerowicz musi odejść”, wiedzą, że hasła populistyczne, czyli bezsensowne, ale przemawiające do wyobraźni ludziom prostym, zapewniają zwycięstwo w wyborach. A zwycięstwo, to stała, wysoka płaca przez cztery lata z możliwością powtórki na kolejne cztery i kolejne… A Rzeczpospolita? To najmniej ważne.

Dlaczego zdecydowana większość instruktorów ZHP była związana z SLD? Oto jest pytanie!

Druhno i Druhu, czytający te słowa: nie mówcie nigdy: polityka mnie nie interesuje! Starajcie się zrozumieć motywy działania polityków i wreszcie zastąpcie ich. Przecież nie ma ludzi niezastąpionych!!!

Wobec szybko postępujących wydarzeń muszę dodać: pisane 24 marca o godzinie 21.16.

Wasza Biała Sowa

Podróże na dwóch – kołach

Witam wszystkich, którzy choć trochę interesują się dwoma kółkami.
Ostatnio zastanawiałem się od czego zaczęła się moja przygoda z jednośladami.
Często ludzie mnie pytają „czemu cię do tego tak ciągnie?”
To proste, kiedy moi rodzice się poznali jedynym ich środkiem lokomocji był motocykl mojego ojca (SHL Gazela). Jeździli na nim baaaaardzo długo.
Kiedy mama był w ciąży to wbrew radom całej rodziny, do siódmego miesiąca ciągle jeździła z tatą jako „plecak”.

Niektórzy naukowcy twierdzą, że już w brzuszku u mamy kształtują się przyszłe gusta małego człowieczka. Coś w tym jest.

Kiedy miałem 3 lata miałem swój pierwszy mały kask i jeździłem z rodzicami gdzie się dało.
Później zacząłem chodzić do przedszkola (właściwie jeździć). Tato sadzał mnie przed sobą prawie że na zbiorniku i fruuu.

Teraz po latach przyznam się, że byłem dumny, że jako jedyny jestem przywożony motocyklem.

Od najmłodszych lat ciągnęło mnie do wszystkiego, co jeździ i ma nie więcej niż dwa koła.

Jako czterolatek dostałem od chrzestnego pierwszą hulajnogę, później był rower, ale to nie to samo 😉
Potem mijały lata, a pociąg do jazdy na stalowym rumaku kiełkował jak ziarenko na żyznej ziemi.
Koledzy mieli motorynki i tym podobne sprzęty, ja niestety nic (brak funduszy).

Pewnego dnia stało się… Tato kupił silnik do roweru
(W latach siedemdziesiątych był to dość powszechny wynalazek, ojciec też taki kiedyś miał, ba nawet dwa. Polski „Grom” montowany na przednim widelcu z gumową rolką napędzającą koło. Oraz niemiecki „Maw”, który poprzez dodatkowy łańcuch napędzał tylnie koło.)
Trochę trwała adaptacja „jednostki napędowej” do ramy, w końcu się udało i w ten oto sposób powstała „Srebrna strzała” zwana również „Piardopędem”.

Jeździłem na niej przez kilka ostatnich lat podstawówki.
Kiedy zdawałem do szkoły średniej odziedziczyłem po bracie „Romet’a 750 Kadet” czyli młodszego brata znanego wszystkim „Komara”.
Cały problem polegał na tym, iż była to rama z kołami i konopny worek z częściami silnika.
Tatko pomógł mi go poskładać poczym na moich oczach rozmontował i kazał samemu złożyć.

Udało się!

Jeździłem na nim przez kilka lat. Później z powodu braku czasu na naprawy odstawiłem sprzęt do garażu na dłuższy czas (wstyd mi).
Trzy lata temu zew powrócił.
Wyciągnąłem staruszka i zacząłem nieco modernizować. Założyłem inny zbiornik, który kolega pomalował mi aerografem, zrobiłem nową kanapę (dwupoziomową jak w chopperach 😉 ) Dodałem podnóżki dla pasażera i zamontowałem silnik od Simsona.
Znów przejeździłem na nim dwa sezony. Niestety malutka „pięćdziesiąteczka” była za słaba, żeby wozić mnie i pasażera. Wtedy to udało mi się zaoszczędzić troszkę pieniędzy i nareszcie zrobiłem prawo jazdy kategorii A (motocyklowe).
Teraz śmigam ojcową MZ TS „stopięćdziesiątką”.

W dniach 2-4 kwietnia jest otwarcie sezonu motocyklowego na warszawskim Bemowie.
Prawdopodobnie tam będę. Jak było? Dowiecie się z następnej dawki „Podróży na dwóch kołach”.

Pozdrawiam

Perkun

Foto by Strz oraz archiwum własne

1 Procent Jeden Procent 1%- odlicz podatek na Przeciek

Związek Harcerstwa Polskiego ma status ORGANIZACJI POŻYTKU PUBLICZNEGO. Oznacza to, że możemy korzystać z pełni praw i przywilejów z tego wynikających. M.in. podatnicy mogą na rzecz PRZECIEKU przekazać 1% swojego podatku.


Ażeby Twoje pieniądze trafiły do nas powinny być przekazane na rzecz HSI, która jest wydawcą Przecieku. Co trzeba zrobić, aby przekazać nam 1% swego podatku?





Grafika ze strony www.NBP.plKROK 1: OBLICZAMY KWOTĘ, KTÓRĄ MOŻEMY PRZEKAZAĆ
Gdy już zdecydujesz się na przekazanie 1%swojego podatku na naszą rzecz, musisz się dowiedzieć, jaka to będzie kwota. Najpierw zatem należy obliczyć swój podatek należny Urzędowi Skarbowemu, a następnie odliczyć 1%
od tego podatku. Przy wypełnianiu odpowiedniego dla siebie formularza PIT (PIT-36 lub PIT-37) w części zatytułowanej „Obliczenia zobowiązania
podatkowego” znajdziesz rubrykę „Kwota zmniejszenia z tytułu wpłaty na
rzecz organizacji pożytku publicznego – na podstawie art. 27d ustawy”. Tutaj wpisz obliczoną kwotę.





Grafika ze strony www.NBP.plKROK 2: OBLICZONĄ KWOTĘ NALEŻY WPŁACIĆ NA NASZE KONTO BANKOWE.
Aby dopełnić formalności, musimy udać się do banku lub na pocztę i tam dokonać wpłaty obliczonego 1% podatku. Najpóźniej w dniu składania deklaracji podatkowej. Aby uniknąć ewentualnych nieporozumień z Urzędem Skarbowym jako tytuł wpłaty należy wpisać: ZHP – 1% podatku zg. z art. 27d, Hufiec Otwock, HSI – Przeciek.
Pokwitowanie dokonanej wpłaty należy zachować do ewentualnej kontroli.





Grafika ze strony www.NBP.plKROK 3: ROZLICZENIE Z URZĘDEM SKARBOWYM
Wersja 1: Z zeznania podatkowego wynika, że musisz dopłacić podatek do Urzędu Skarbowego – wpłacenie 1% na naszą rzecz powoduje, że o tyle mniejszą kwotę wpłacisz do Urzędu.
Wersja 2: Jeśli Urząd Skarbowy ma zwrócić nadpłatę podatku, to zwróci nadpłatę razem z wpłaconym przez nas 1% na rzecz PRZECIEKU.







Więcej informacji na temat 1 PROCENTA oraz ORGANIZACJI POŻYTKU PUBLICZNEGO
można znaleźć na stronach internetowych:
http://www.1procent.pl/
http://pozytek.ngo.pl/
http://opp.ms.gov.pl/


Mirek Grodzki


P.S. Nie muszę dodawać, że osoby które wpłaca ten 1% mogą liczyć na naszą wdzieczność..?