Oszukana armia (1944)

Wywołanie ogólnonarodowego powstania wymierzonego przeciwko okupantowi (akcja „Burza”) było celem istnienia Armii Krajowej. Pod koniec niemieckiej okupacji oddziały AK liczyły 300.000 żołnierzy. Kiedy Armia Czerwona wkroczyła na polskie ziemie AK chciała wystąpić w roli gospodarza witającego na swoich terenach sojuszniczą armię. Wychodzili z konspiracji i często u boku Rosjan prowadzili akcje bojowe przeciwko Niemcom.

Rosjanie nie uznawali oddziałów AK za wojska sojusznicze. Były one w większości po przejściu frontu rozbrajane. Część żołnierzy wywożono w głąb ZSRR, część umieszczano w obozach. Zdarzały się wypadki mordowania schwytanych Akowców, zwłaszcza oficerów. Część ich znalazła się przymusowo w oddziałach Ludowego Wojska Polskiego.



Tak, jak zostało powiedziane w teście Rosjanie czekali na drugim brzegu Wisły i przyglądali się biernie na samotną walkę żołnierzy AK z Niemcami.
Jacek Kaczmarski napisał piosenkę o tym jak sowiecki czołg stoi ukryty przed Powstańcami i nie rozumie dlaczego nie jest wysyłany do walki.
Jeżeli klikniesz na przycisk „start” pod zdjęciem czołgu to będziesz mógł posłuchać tej piosenki.

POWSTANIE W WARSZAWIE
W Warszawie plan przeprowadzenia akcji „Burza” zakładał wywołanie powstania, którego skutkiem miało być wyzwolenie stolicy po kilku dniach walki. Chodziło, żeby Powstanie trwało do wkroczenia Armii Czerwonej. I żeby ta wolna Polska była obecna na miejscu, w stolicy Polski w chwili wkraczania tu Rosjan.
O tym, ze powstanie wybuchnie wiedzieli wszyscy. Nie był znany tylko dokładny termin. Nastąpiło to 1 sierpnia 1944 roku o godzinie 17:00 (godzina „W”). Niemcy już wcześniej zdawali sobie sprawę z nastrojów jakie panują wśród Warszawiaków. Świadczy o tym chociażby instrukcja Hitlera: „W razie wybuchu powstania każdego warszawiaka należy zabić, także kobiety i dzieci, a Warszawę należy zburzyć”. Rozkaz ten Niemcy wykonywali z dużą starannością od 4 dnia powstania, kiedy to przejęli inicjatywę w walkach na ulicach Warszawy.

STOSUNEK ROSJAN DO POWSTANIA
Jedyną osobą, która mogła pomóc powstańcom był Józef Stalin.
Jego armia stała po drugiej stronie Wisły i w każdej chwili mogła wesprzeć Powstanie. Opracowany nawet został przed dowódców radzieckich plan zdobycia Warszawy, ale nie zyskał on poparcia Stalina. Nie tylko nie udzielił pomocy Powstaniu ale nawet nie wydał zgody na lądowanie na swoich lotniskach alianckich samolotów ze zrzutami (zmienił zdanie dopiero wtedy, kiedy był pewien że Powstanie upadnie).
Stalin nie pomógł Powstaniu z powodów politycznych. Wiedział, że AK nigdy nie zgodzi się na nową – sowiecką tym razem – okupację polskich terenów. Przywódców Powstania nazwał awanturnikami a w późniejszych czasach oskarżył ich o współpracę z Niemcami.

W czasie Powstania gen. „Bór” Komorowski wydał rozkaz niesienia pomocy Powstaniu przez oddziały AK stacjonujące poza Warszawą. Na ten apel odpowiedział m.in. odział AK z białostocczyzny. W drodze został on jednak rozbrojony przez Armię Czerwoną (stacjonującą wtedy w rejonie Białegostoku). Ta część oficerów AK, która ujawniła się Sowietom została aresztowana i zesłana w głąb ZSRR, a niższych rangą żołnierzy wcielono do Ludowego Wojska Polskiego. Ciąg dalszy historii pozostałych na białostocczyźnie Akowców przedstawimy niebawem na łamach „Przecieku”. A ma ona związek z naszym Hufcem…



ZACHÓD WOBEC POWSTANIA
Nasi zachodni alianci (premier Wielkiej Brytanii – Winston Churchil i prezydent USA – F.D. Roosevelt) nie wywarli na Stalinie żadnej presji, żeby przekonać go do pomocy dla walczącej Warszawy. Obawiali się o to, że może to popsuć stosunki między nimi i zakłócić współpracę w dalszej walce z faszystami. I właśnie ta polityczna kalkulacja tak dużo kosztowała Warszawę i Warszawiaków. Szczególnie niechętny to takich działań był prezydent USA. Gwoli sprawiedliwości należy powiedzieć, że wysyłali samoloty ze zrzutami nad Warszawę. Była to duża pomoc dla Powstańców, ale głównie moralna (przekonali się, że nie sa sami), bo większego znaczenia dla dalszego prowadzenia walk nie miała.
Archiwa brytyjskie, tak samo jak radzieckie, dotyczące Powstania są cały czas utajnione.

Nasi sprzymierzeńcy przesądzili losy Powstania zanim ono się zaczęło.
Już w 1943 r. Anglia i Stany Zjednoczone zawarły tajne porozumienie (o którym „zapomniały” poinformować Polaków), że na wschód od rzeki Łaby za działania wojenne będą odpowiadali sowieci, na zachód zaś – USA, Anglia i Francja.
W listopadzie 1943 roku na konferencji w Teheranie (co potem potwierdziono w lutym 1944 roku w Jałcie) ustalono, że Polska – razem z resztą wschodniej Europy – po wojnie znajdzie się pod wpływami Związku Radzieckiego. Powstanie Warszawskie nie mogło tego zmienić. Nawet gdyby się udało i tak Stalin wszystkich prawdopodobnie by (w najlepszym wypadku) zesłał w głąb ZSRR. Miał świadomość tego gen. „Bór” Komorowski, kiedy wychodząc z domu 1 VIII 1944 roku powiedział żony: „Jeżeli nam się uda Sowieci wsadzą mnie do więzienia”.
Gdyby AK nie wywołała Powstania Stalin by ją oskarżył o to, że 300.000 ludzi stało z bronią u nogi wtedy, kiedy Armia Czerwona wykrwawiała się wyzwalając polskie ziemie.
„Z powodu braku odpowiednich środków i z powodu zewnętrznych uwarunkowań, ponieśli militarną klęskę, ich czyn na zawsze pozostanie w narodowej pamięci, jako najwyższy wyraz patriotyzmu” – napisał 27 lipca 2004 roku w liście do Powstańców papież, Jan Pawe II.

STOSUNEK NOWEJ WŁADZY DO AK
Po wojnie nowe polskie władze szykanowały żołnierzy AK. Zamykano ich w więzieniach, sądzono oraz skazywano na wieloletnie więzienia i kary śmierci.
Niektórzy Akowcy, w obawie przed aresztowaniami, ukrywali się przed nową władzą w lasach.
Urządzano na nich obławy jak na dziką zwierzynę. W początkowym okresie do ich pacyfikowania używano jednostek frontowych wycofanych po zdobyciu Berlina. Niektórzy z żołnierzy, których zmuszano to uczestniczenia w takich akcjach byli silą wcieleni do Ludowego Wojska Polskiego po tym jak ujawnili swoją przynależność do AK. Czyli po powrocie z frontu kierowano ich do mordowania swoich niedawnych towarzyszy broni z oddziałów AK.


Po 1945 roku zginęło lub zostało aresztowanych i wywiezionych do lagrów więcej żołnierzy AK niż przez cały okres niemieckiej okupacji.

OPINIE INNYCH WYWIADÓW O AK
O tym jakie uznanie zdobyła na zachodzie AK świadczyć może opinia brytyjskiego wywiadu:
„Polski wywiad jest naszym najlepszym źródłem informacji o przebiegu walk na froncie wschodnim. Informacje z Polski są bardzo wartościowe, a lista rannych ze szpitali, podająca jednostki wojskowe rannych Niemców jest rzeczą wyjątkową. […]
Ogólnie mówiąc raporty stoją na bardzo wysokim poziomie i są przez nas doceniane. […]
Trudno jest nam wyrazić jak ważne i wartościowe są zasługi waszej wspaniałej organizacji, której trudności można sobie łatwo wyobrazić.
Składamy jej serdeczne podziękowania za jej przeszłą, teraźniejszą i przyszłą pracę, która z pewnością będzie znaczącym wkładem w naszą wspólną sprawę.”

I na koniec perełka – opinia o AK wystawiona przez niemieckiego generała Reinharda Gehlena, który wielokrotnie badał dane na temat polskiej Armii Krajowej i zapewne był również dobrze obeznany z przebiegiem Powstania Warszawskiego. Wczesną wiosną 1945 r. został on wezwany do Berlina by uczestniczyć w odprawie tych, którym powierzono założenie Werewolf: niemieckiej organizacji podziemnej mającej kontynuować walkę po spodziewanej okupacji wojsk alianckich. Pytano go jaką formę, w jego opinii, powinna przybrać ta organizacja. Odpowiedział wówczas, że dobrze byłoby, gdyby wzorowała się na przykładzie polskiej Armii Krajowej…

MG

„BURZA” – kryptonim ogólnokrajowej akcji zbrojnej AK skierowanej przeciwko Niemcom w końcowej fazie wojny. Jego wykonaniu służyła powszechna mobilizacja i odtwarzanie wielkich jednostek (dywizji, brygad, pułków). Pierwszy do akcji „Burza” wkroczył 15.I.1944r. Okręg AK Wołyń (walki 15.I – 27.VII.1944r.). 7.VII.1944r. bitwa o Wilno. Po zajęciu miasta 13.VII. oddziały AK zostały rozbrojone i internowane w obozach na terenie ZSRR. 19.VII.1944r. Walka Obszaru AK (Lwów, Stanisławów, Tarnopol), po zajęciu 28.VII. Lwowa podobnie postąpiono jak na Wileńszczyźnie, mimo współdziałania z Armią Czerwoną. Latem 1944r. w akcji „Burza” wzięło zbrojny udział dalszych 10 wielkich jednostek AK na Białostocczyźnie, Podlasiu, Lubelszczyźnie, Rzeszowszczyźnie, Kielecczyźnie i w Krakowskim. Na wschód od Wisły wszystkie te oddziały zostały rozbrojone, oficerów i żołnierzy wywieziono do łagrów w ZSRR. Działania bojowe w Krakowskiem i na Kielecczyźnie przeciw Niemcom otrzymały w okresie sierpień-listopad 1944r. kryptonim „Deszcz” i „Zemsta”. „Burza” trwała do 17.I.1945r. wzięło w niej udział ponad 80.000 żołnierzy AK.
Warszawa pierwotnie była wyłączona z akcji „Burza”, dopiero pod wpływem wydarzeń z lipca dowódca AK gen. „Bór” zadecydował o podjęciu działań zbrojnych w stolicy Polski.




Powstanie w internecie:
http://www.polishresistance-ak.org/
http://www.warsawuprising.com/
http://www.1944.pl

Powstanie Warszawskie: 60 lat temu

60 lat temu wybuchło Powstanie Warszawskie.
Czy zdajemy sobie sprawę z tego, czym było Powstanie Sierpniowe? Wiemy, że trwało 63 dni. Wiemy, że zginęło w nim ponad 200 tys. Polaków. Wiemy, że broni i amunicji mieli powstańcy na 5 – 7 dni walki. Czy już wszystko wiemy? Ależ skąd!!!

Brytyjski historyk mieszkający w Krakowie, Norman Davies, pisząc swoje „Powstanie 1944”, poprosił w Moskwie o dokumenty NKWD dotyczące działalności AK w powstaniu. Otrzymał wszystkie, poza dotyczącymi okresu 1 sierpnia – 2 października 1944 roku. Dlaczego? Niech na to odpowiedzą historycy w przyszłości. My możemy się tylko domyślać. Dlaczego dziesięć lat temu, kiedy świętowano 50 rocznicę, nie pojawiła się w kraju ani jedna, znacząca synteza, pyta Norman Davies. Ja mogę się tylko domyślać. Dlaczego Lech Wałęsa za zdrajcę uważa pułkownika Kuklińskiego? Domyśl się Czytelniku!

Powstanie Warszawskie musiało wybuchnąć. Godzą się z tym wszyscy historycy. Czy było należycie przygotowane politycznie? Otóż niestety, nie! Politycy brytyjscy, obawiający się pogorszenia relacji ze Związkiem Sowieckim, nie zamierzali narażać się „wujkowi Joe”, jak nazywali Józefa Stalina. Amerykański prezydent Teodor Roosevelt już 2 września uwierzył, że Armia Krajowa wyszła z Warszawy i nie ma komu pomagać!!! Stalin zatrzymał swoje wojska nad Wisłą i ruszył dopiero w styczniu. Do stycznia hitlerowcy mieli czas, by na rozkaz Hitlera metodycznie wysadzać w powietrze dom po domu. W tej sytuacji zainstalowanie nowej, komunistycznej władzy było ułatwione, gdyż kwiat polskiej inteligencji został zgładzony nie tylko wiosną 1940 roku przez NKWD, ale także przez hitlerowców w Powstaniu. Wcześniej, podobny los spotkał inteligencję o korzeniach żydowskich.

Dla mnie Powstanie, to nie tylko dramat samotnej walki z o niebo lepiej wyposażonym przeciwnikiem, to także zagłada batalionów harcerskich. Ich 80 procentowe straty świadczą dobitnie o męstwie i poświęceniu, o bezgranicznym umiłowaniu Ojczyzny. Powojenna Polska boleśnie odczuła ich brak.

Jednak bardziej tragiczne niż w Powstaniu, były losy żołnierzy Armii Krajowej w powojennej Polsce. Aresztowania i tortury, wywózki na Sybir, pogarda nowej, ludowej władzy okazywana „zaplutym karłom reakcji”, potem podział na dzielnych, prostych żołnierzy i nieodpowiedzialnych dowódców.

Po dwóch tygodniach Powstania, żołnierz „Parasola”, pchor. „Ziutek”, Józef Szczepański w czasie ostrych walk harcerskiego batalionu szturmowego „PARASOL”, którego był żołnierzem, pisze słynny, powszechnie śpiewany do dzisiaj „Pałacyk Michla”. Druga jego pieśń, „Parasola piosenka szturmowa” powstała w czasie ostatnich dni sierpnia na Starówce. Z uwagi na znikomą jej znajomość, pozwolę sobie tutaj ją przytoczyć:

Chłopcy silni jak stal, oczy patrzą się w dal,
nic nie znaczy nam wojny pożoga.
Hej sokoli nasz wzrok, w marszu sprężysty krok,
i pogarda dla śmierci i wroga.
Gotuj broń, naprzód marsz, ku zwycięstwu!
W górę skroń! Orzeł nasz lot swój wzbił.

Chłopcy silni jak stal, oczy patrzą się w dal. }
Hej, do walki nie braknie nam sił } Bis

Godłem nam biały ptak, a „Parasol”- to znak,
naszym hasłem piosenka szturmowa.
Pośród kul, huku dział oddział stoi jak stał,
choć poległa już chłopców połowa.
dziś padł on, jutro ja, śmierć nie pyta…
Gotuj broń! -krew ci gra boju zew.

Chłopcy silni jak stal, oczy patrzą się w dal,}
a na ustach szturmowy nasz śpiew.} Bis
A gdy miną już dni walki, szturmów i krwi,
bratni legion gdy z Anglii powróci,
pójdzie wiara gromadą, Alejami z paradą
i tę piosnkę szturmową zanuci.
Panien rój, kwiatów rój i sztandary.
Równy krok, śmiały wzrok, bruk aż drży.

Alejami z paradą będziem szli defiladą }
w wolną Polskę co wstała z naszej krwi } Bis

„Ziutek” urodzony w Łęczycy 30 listopada 1922 roku, został ciężko ranny 1 września na Starym Mieście, zmarł po dziesięciu dniach w Śródmieściu.
Ta wolna Polska, którą sobie wymarzył, przyszła w 1989 roku…

A nadchodzącą Armię Czerwoną witał „Ziutek” wierszem „Czerwona Zaraza”:

Czekamy ciebie, czerwona zarazo,
Bys wybawiła nas od czarnej śmierci,
Bys nam kraj przedtem rozdarwszy na ćwierci,
Była zbawieniem witanym z odrazą.

Czekamy ciebie, ty potęga tlumu,
Zbydlęciałego pod twych rządów knutem,
Czekamy ciebie, byś nas zgniotła butem,
Swego zalewu i haseł poszumu.

Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu,
Morderco krwawy tłumu naszych braci,
Czekamy na ciebie nie żeby zapłacić,
Lecz chlebem witać na rodzinnym progu.

Żebys ty widział nienawistny zbawco,
Jakije ci śmierci życzymy w podzięce,
I jak bezsilnie zaciskamy ręce,
Pomocy prosząc podstępny oprawco.

Żebyś ty wiedział, dziadów naszych kacie,
Sybirskich więzień ponura legendo,
Jak twoją dobroć wszyscy tu kląć będą,
Wszyscy Słowianie, wszyscy twoi bracia.

Żebys ty wiedział, jak to strasznie boli
Nas, dzisci Wielkiej, Niepodległej, Świętej,
Skuwać w kajdany łaski twej przeklętej,
Cuchnącej jarzmem wiekowej niewoli.

Legła twa armia zwycięska czerwona
U stóp łun jasnych płonącej Warszawy
I ścierwią duszę syci bólem krwawym,
Garstki szaleńców co na gruzach kona.

Miesiąc już mija od powstania chwili,
Łudzisz nas czasem dział swoich łomotem,
Wiedząc jak znowu będzie strasznie potem,
Powiedziec sobie, że z nas znów zakili.

Czekamy ciebie nie dla nas żołnierzy,
Dla naszych rannych – mamy ich tysiące,
I dzieci są tu i matki karmiące,
I po piwnicach zaraza się szerzy.

Czekamy Ciebie – ty zwlekasz i zwlekasz,
Ty się nas boisz i my wiemy o tym,
Chcesz, bysmy wszyscy tu legli pokotem,
Naszej zagłady pod Warszawą czekasz.

Nic nam nie zrobisz – masz prawo wybierać,
Możesz nam pomóc, możesz nas wybawić,
Lub czkać dalej i śmierci zostawić…
Śmierć nie jest straszna, umiemy umierać.

Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły
Nowa się Polska – zwycięska – narodzi
I po tej ziemi ty nie będziesz chodzić,
Czerwony władco rozbestwionej siły.
(29 sierpnia 1944)

Woodstock 2004. Moc była z nami!

Pierwszy Przystanek Woodstock miał miejsce w Czymanowie nad jez. Żarnowieckim w 1995 roku. Wtedy się jeszcze nawet tak nie nazywał. Nikt nie spodziewał się takiego tłumu, więc nie było nawet za bardzo co jeść. Najbliższy sklep o 2 km drogi też nie nadążał z dostarczeniem pieczywa.

Jadło się słodycze i pieczywko kriszniaków. Ale nie przeszkadzało to dobrze się bawić i słuchać fajnej muzyki. Wtedy też było gorąco, tak samo jak na Przystanku Woodstock 2004. Ale to juz inna bajka, większa impreza i bardzo dobra organizacja.

Zdjęcie ze strony WOSP.ORG.PL

Chociaż okazało się, że pryszniców i kranów było trochę za mało. W takie upały wszyscy chcieli się ochłodzić i stali w kolejkach, nawet do „wodopoju” czyli kranów. Niewątpliwie ciekawym rozwiązaniem tego problemu okazała się fontanna na polu namiotowym. Ci którzy chcieli uniknąć kolejek szaleli pod fontanną.Urządzali tam sobie kąpiele błotne, lub obrzucali się błotem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Mieli niewątpliwie większą frajdę niż ci, co brali kąpiel pod prysznicem. Nie dość że woda była lodowato zimna, to jeszcze trzeba było zapłacić za tę wątpliwą przyjemność 4zł. Powinni nam raczej dopłacić za to, że ryzykujemy zdrowiem biorąc taka lodowatą kąpiel. A kąpać chcieli się prawie wszyscy, bo kurzyło się sakramencko. Można było kupić nawet specjalne maseczki przeciwpyłowe. Trochę piaszczyste było to pole namiotowe, ale Jurek obiecał na przyszły rok nieco uklepać:-)

Najlepiej ulokowała się wioska Hare Krishny. Na górce, na której ostało się trochę trawy, kurzyło się zdecydowanie mniej. Sympatyczne to było miejsce. W ogromnym namiocie można było posłuchać tańczących i mantrujacych kriszniaków, którzy robili to od rana do nocy. Można było kupić książki związane z ruchem świadomości Krishny, zrobić sobie idyjski makijaż i przede wszystkim zjeść. Dobre, indyjskie, wegetariańskie, a przede wszystkim tanie jedzenie (2–3 zł obiadek). Ale ze względu na mocną konkurencję na dużej scenie, zaglądałam tam tylko w porze obiadu:-)

Zdjęcie ze strony WOSP.ORG.PL

Bo tak prawdę powiedziawszy na Woodstock przyjechałam dla muzyki, zwłaszcza na koncert Armii. I teraz będzie o muzyce. Muszę przyznać że na koncertach ludzie bawili się niesamowicie. Mnóstwo transparentów i flag z nazwami miejscowości powiewało nad głowami. Mi najbardziej podobał się transparent z napisem „Mamo, to ja”:-) Z boku co chwilę skakał ktoś na bungee – luzacy! Niektórzy chyba nie wytrzymywali emocji i spali sobie najspokojniej na świecie na glebie, albo leżeli w najbardziej uczęszczanych miejscach, czyli w przejściu. Koncerty można było oglądać na trzech telebimach, dzięki czemu nie trzeba było się mocno tłoczyć pod sceną. Zresztą scena była wysoko i wszystko było widać i słychać bardzo dobrze. W przerwach między występami zespołów na telebimach były puszczane informacje na temat Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i fragmenty z Jarocina 1992 roku, gdzie narodził się pomysł zbierania pieniędzy dla chorych dzieci. Dla mnie osobiście było to miłe wspomnienie, bo byłam na tym koncercie. A takie tam grały zespoły, że juz dawno o nich zapomniałam. Wojtek Waglewski z Voo Voo jeszcze nosił długie włosy 🙂 Niektórzy dziennikarze porównują ten Woodstock do koncertów w Jarocinie. Ale czy ja wiem? To jednak inny klimat. Woodstock to przede wszystkim dobra zabawa, a w Jarocinie było więcej przesłania, ideologii.

Zdjęcie ze strony WOSP.ORG.PL

Na Przystanek ludzie przyjechali ze znajomymi, z dziećmi, z psami. Nie wiem co prawda czy dzieciom i psom ten „harmider” wyszedł na dobre. Aczkolwiek na prawdziwym Woodstock urodziło się dziecko i chyba już nic tego nie przebije… Co bardziej obrotni wypatrzyli interes w zbieraniu puszek po piwie. Chodzili z workami pełnymi zdobyczy i dzięki nim nigdzie nie leżały puszki po piwie, chociaż ten brak nadrabiały z nawiązką inne śmieci…

No to teraz o muzyce. Nie napiszę o wszystkich, bo nie byłam w stanie ich posłuchać. Pierwszego dnia zdążyłam dopiero na Farben Lehre i całe szczęście, bo to dobra kapela. Drugiego dnia nie dało się wytrzymać upałów i dopiero wieczór zachęcił do słuchania muzyki. Tylko najwytrwalsi wybierali się na koncerty już o 15 godzinie. Frajdę mieli z tego taką, że kilka razy przyjechał wóz strażacki i ochłodził ich przy pomocy armatki wodnej. Głównym celem tego dyngusa było ograniczenie kurzu pod sceną, ale nie zdało się to na wiele…
Dobra, teraz już naprawdę o muzyce.

„Czasem ludzie to gnoje dbają tylko o swoje
Nie pomogą nikomu, a trzeba pomóc
Zabijają wzrokiem pełnym zawiści
Uważają, że są czyści, egoiści …”
Farben Lehre nie słyszałam od lat, a miałam wrażenie jakby tych lat wcale nie było. Ten sam klimat, ten sam charakterystyczny głos wokalisty, dobre teksty, dobry koncert. Szkoda, że krótki. A na koniec cover Marley’a „Buffalo Soldier”.

„Buduję wielka flotę zjednoczonych sił
by razem zwalczyć niebezpieczny Styksu wir.”
Voo Voo to w ogóle inna klasa muzyki. Zespół „młodzieżowy” o sobie powiedzieli 😉 Ich kawałki na każdym koncercie brzmią inaczej i chyba za każdym razem równie doskonale. Mateusz Pospieszalski to tak wydziwia do mikrofonu, że nikt mu się nie może równać. Jak to określił śpiewa w sposób nieskoordynowany i nieobliczalny. Chyba ma ze cztery płuca. Jak zaryczał do mikrofonu to tylko ciarki po plecach łaziły. Piękne to było.

Rege
Właśnie rege, a nie reggae. Zion Train to był chyba wypadek przy pracy. Facet przy klawiszach bawił się cały czas efektami. Sekcja dęta pokazał czasem pazur, ale co z tego. Zagrali krótką chwilę a reszta to były pogłosy i te takie tam inne bajery. Nikt mi nie powie że to było fajne. Coś fajnego, to można by z tego dopiero zrobić. Skucha jak dla mnie, chociaż niektórym się podobało.

„Narkotyki narkotyki, złoty strzał i są wyniki,
wydłużają się rubryki, narkotyki, narkotyki”
Na koncertach T.Love można się tylko dobrze bawić. Dużo znanych kawałków, niektóre bardzo wiekowe. Wszystko fachowo i precyzyjnie. Zastanawiam się tylko skąd w takim niedużym Muńku tyle energii, którą potrafi zarazić publiczność.

„Łatwa muzyka i debilne słowa
Oto polska młodzież zwarta i gotowa
Listy przebojów, fascynacja kiczem
Oto polska młodzież, która jest niczym”
Dezerter jednych obudził, a innych ukołysał do snu. Ja zaliczam się do tych drugich. Ale słyszałam ich jeszcze w namiocie. Grali jak przystało na legendę punk-rocka.

Ratatam
Nie znałam wcześniej tego zespołu, a grają oni bardzo radosną muzykę. Pomimo wysokiej temperatury powietrza potrafili rozkręcić publikę do zabawy. Nogi nie chciały ustać w miejscu. Bawiono się pod sceną, bawiono się na scenie. Fajnie było.

Twinkle Brothers
Reggae prze duże „R”. Twinkle Brothers i Trebunie Tutki, czyli jamajskie reggae i góralski folklor. Pozytywne wibracje, mocne rytmy i przesłanie o pokoju i miłości. Twinkle Brothers zawsze grali dobre koncerty w Polsce.

Zdjęcie ze strony WOSP.ORG.PL

„Czasem ktoś…
Widzi więcej niż my…
Chce zbawić świat…
Nie wierzy w to nikt…”
Wokalista zespołu Hunter powiedział, że był to najlepszy koncert w jego życiu. No to co ja tu będę pisać.

Zdjęcie ze strony WOSP.ORG.PL

„My jesteśmy śmiech,wszechmogący śmiech
my jesteśmy śpiew,zapomniany śpiew
my jesteśmy ziarna,rozrzucone ziarna
my jesteśmy armia,niewidzialna armia”
Koncert na który przyjechałam do Kostrzyna. Armia zagrała większość kawałków z płyty Armia, Legenda i zespołu Siekiera. Zagrali niemal na jednym oddechu, prawie bez przerw między utworami. Zdrowy czad. Bombadil ma kawał głosu, mógłby właściwie śpiewać nawet w metalowych kapelach:-) Jest też chyba jedynym wokalistą, który uśmiecha się w czasię śpiewania, a z jego uśmiechu przebija radość dziecka. To był fantastyczny koncert, FANTASTYCZNY, a muzyka Armii zaczarowała mnie po raz kolejny.

„Moja i twoja nadzieja,
uczyni realnym krok w chmurach,
moja i twoja nadzieja
pozwoli uczynić znów cuda”
Hey zagrał sympatyczny koncert, chociaż wysłuchałam go na odległość. Siędziałam w takim miejscu, gdzie z prawej strony było słychać koncert na dużej scenie, z tyłu mantrowanie kriszników, a z lewej jakieś reggae. Kwintesencja Przystanku Woodstock.

„Czy przyjmiesz mnie mój Boże
kiedy odejść przyjdzie czas?
Czy podasz mi swą rękę?
A może będziesz się bał?”
Zapowiadaną niespodzianką okazał się występ Dżemu. Zagrali jako ostatni zespół festiwalu koło 1 w nocy. Na początek „Whisky”. „Cegła”, „Jak malowany ptak”. Leżałam już w śpiworze, patrzyłam w niebo, słuchałam Dżemu i myślałam sobie, że warto było przyjechać na Woodstock dla takiej chwili. Warto było przejechać te kilkaset kilometrów, przetrzymać upały, powdychać kurz i myć się w lodowatej wodzie, żeby posłychać Armii, Dżemu i innej dobrej muzki w gronie fajnych ludzi.

To była wspaniała impreza. 10 Przystanek Woodstock 2004 w Kostrzyniu nad Odrą – miłość, przyjaźń i muzyka, stop przemocy, stop narkotykom. A moc była z nami!!!

Kasia Rydzoń

O Przystanku Woodstock

Tradycyjnie już po Przystanku Woodstock Ania Michałowska – jedna z organizatorek tej imprezy – przedstawia Wam kilka opinii o przystanku z punktu widzenia organizatorów.



/21 lipca/ „Gdy przyjechaliśmy tu tydzień temu, nie było nawet drogi dojazdowej do miejsca, w którym dopiero zaczynał rodzić się Przystanek Woodstock. Owszem – scena już stała, ale była to tylko układanka z rurek oczekująca na bardzo wiele zabiegów wykończeniowych. Na polu stało kilka namiotów – może dziesięć. Wydawały się być tak daleko od sceny. Dookoła rosły kwiatki, a i lasu było znacznie więcej niż teraz. Nie było prądu, wody, piwa, jedzenia, obozów Pokojowego Patrolu… Gdzieś w tle majaczyła Pokojowa Wioska Krishny, ale zdawała się być tak odległa na swoim wzgórzu, że nie bardzo chciało się tam zajrzeć… Ludzi z Patrolu było około piętnastu.
Minęły 3 dni.
Teraz mamy tu ogromne miasto, wyposażone we wszystko, co niezbędne do życia, nad którym czuwają służby medyczne, policja, straż pożarna, elektrycy… Od ponad tysiąca czerwonych patrolowych koszulek czerwieni się pole namiotowe. Dotychczas cicha polana rozbrzmiewa dźwiękami. Prawda, że to wszystko trochę nie do wiary?
I choć tyle się wydarzyło przez ten tydzień, to wydaje nam się, że przyjechaliśmy tu dzisiaj rano! Magia czy coś równie nieopisanego…”




Zdjęcie ze strony WOSP.ORG.PL

/29 lipca/ „Cały czas do Kostrzyna przybywają kolejne pociągi – ze wszystkich stron Polski. Zawsze z podziwem patrzę na ludzi, którzy jechali aż z Zamościa czy Przemyśla, objuczeni plecakami, namiotami, żeby być tutaj, nakręcać klimat…
Ludzie wysiadają bez większych uszczerbków na zdrowiu psychicznym czy fizycznym z pociągów i ciągną długim, bardzo długim sznurem lewą stroną asfaltu. Podziwiam naprawdę – mają ogromne plecaki, karimaty, namioty… Szłam razem z nimi takim sznurem, słuchałam rozmów… Nic nowego – wszyscy nie mogli się doczekać, aż wreszcie ich oczom ukaże się nasza półokrągła scena. No i reakcja grupy chłopaków z Nakła na wyłaniający się z lasu kurz ponad namiotami i flagi, mnóstwo flag: – wszyscy biegiem rzucili się w kierunku sceny, tylko Pokojowy Patrol ich powstrzymał przed staranowaniem kranu kamerowego, bo w przestrzeni przed sceną na razie przebywać nie wolno (zerwanie czerwono-białych taśm nastąpi jutro – wtedy woodstockowiczom wręczymy farby w sprayu, którymi będą mogli podkreślić swoją obecność na Przystanku na deskach otulających scenę od frontu). Oni tylko chcieli scenę ucałować…”
/Martooha/




Zdjęcie ze strony WOSP.ORG.PL

„Jest piękna pogoda, scena jest właśnie ubierana… Znacie dobrze ten klimat – gdy stroi się choinkę na święta, to znak, że te święta są już tuż tuż. A my tu stroimy naszą scenę – wieszamy na niej kolorowe „STOP PRZEMOCY, STOP NARKOTYKOM” i motyle zaczynamy mieć w brzuchu, bo to już jutro!!!! Jutro Pan Roman Polański odgwiżdże początek Przystanku Woodstock – dziesiątego, ale po raz pierwszy w Kostrzynie.”



* * *


X Przystanek Woodstock w miejscowości Kostrzyn nad Odrą ODJAZD!!! – tak krzyknął Roman Polański, który tradycyjnie od 10 lat, w imieniu PKP, które przywiozło tutaj wszystkich gości, otworzył tegoroczny festiwal!!!



* * *


/30 lipca/ „Laska, pratelstvi, hudba” – to nie okrzyk godowy Indian Maczigenga z Peru, ale czeski przekład hasła Przystanku Woodstock, którego dokonał czeski zespół Mindway. „Laska” – to miłość (Polak i Czech – dwa bratanki – dogadaliby się jakoś w tej sferze…), „pratelstvi” – to przyjacielskość, czyli przyjaźń (i tu może doszłoby do komunikacji werbalnej między niepolskojęzycznym Czechem a nieczeskojęzycznym Polakiem) a „hudba”, to rzekomo muzyka. I tu napotykamy na problem, bo hudba do muzyki ani trochę nie podobna. Więc trzeba zastosować przekaz niewerbalny. Po prostu przyjechać do Polski, wejść na scenę Przystanku Woodstock i pokazać „co je hudba”. Co właśnie




Zdjęcie ze strony WOSP.ORG.PL

/31 lipca/ „Fenomen na skalę światową! Twinkle Brothers, przez których mam właśnie w tej chwili ciarki na placach to grupa z Jamajki. Ale jakoś tak wyszło, że kiedyś wylądowali w Polsce i zaprzyjaźnili się z naszymi góralami! I teraz obok czarnoskórych panów z dredami i pań z burzami warkoczyków na głowach, z gitarami elektrycznymi i klawiszami stoją na woodstockowej scenie Trebunie Tutki ze skrzypkami i wiolonczelą. Halny wiater toćki spod samiuśkich Tater, hej! Aż za oscypkiem się tęskni, takim rasta oscypkiem – trójkolorowym…
/Martooha/



* * *


„Mówię ci, przyjedź i zobacz, jakie oni urządzają happeningi. Obejrzysz wannę z napisem „Titanic”, w której ktoś śpi, powyciągane nie wiadomo z jakich śmietników telewizory i dywany, z których meblują „mieszkanka”. Bawią się tym, że zbierają pieniądze, więc zobaczysz całą masę różnych zwariowanych napisów, czy sytuacji (..).”
/Jurek Owsiak/



* * *


A oto kilka krótkich historyjek, które utkwiły w pamięci kilku patrolowcom.. A Woodstock składa się właśnie z wielu, wielu takich śmiesznych, zabawnych sytuacji.. gdzie się tylko nie spojrzy…
Idę sobie przez pole, a tu patrzę: idzie takich dwóch, wytarzanych w błocie punków, niosą w rękach wielki głaz, taki ooogromny kamulec i śpiewają: „bursztynek bursztynek znalazłem go na plaży”…
Pamiętam takich panów, co zbierało puszki śpiewając: „Dary, dary losu”…
Szambowóz z masą ludzi na sobie, wszyscy jadą i w rytm „sto lat” śpiewają :”stolec stolec niech żyje żyje nam”..
Koleś zbierał na mandat… pytamy się za co… za jeżdżenie wózkiem ze sklepu po ulicy…
Idę sobie obok kontenera na śmieci, a tu nagle koleś się ze środka wyłania i pyta drugiego: Czy to Częstochowa?” a ten drugi „chyba jeszcze nie” i schowali się z powrotem…
Ia pamiętam dwóch kolesi co to szli razem i jeden miał na plecach napisane „pomogę w spożyciu ciepłego posiłku” a drugi po prostu „ja też…”
Ubłocony punk śpiący na ziemi a na nim zostawiona kartka „Punk?s not dead”
Woodstock 2002, droga do Żar, siedzi dwóch kolesi na krawężniku i macha na swoimi głowami płytą chodnikową, krzycząc: „Płyta z Woodstock’u, kupujcie najświeższa płyta!!”



* * *


„- Zbuntowani, ale także niepewni. Nieprzystosowani i wrażliwi. Czy tacy są przybywający na Woodstock?
– Na pewno tak. Kiedyś zastanawiałem się nad fenomenem Przystanku i wreszcie znalazłem go na naszym plakacie (Jurek rozwija wielki plakat z morzem uśmiechniętych twarzy – przyp.), który powstał po takiej akcji, gdy kto chciał, mógł przyjść do naszego namiotu, a tam został sfotografowany. I powstało zbiorowe zdjęcie pogodnej, serdecznej młodzieży. Nawet jeżeli są po piwie, to w nastroju wakacyjnym, bez agresji, bez tumultu. Myślę, że w przyszłości, gdy nawet w najbardziej dołujących chwilach spojrzą na plakat, przypomną sobie, że są świetni, a nie tacy beznadziejni, jak się im wmawia.”
/Jurek Owsiak – w wywiadzie/




Zdjęcie ze strony WOSP.ORG.PL

/31 lipca/ „Na scenie bisuje właśnie Ratatam. Zespół bardzo zaprzyjaźniony z Pokojowym Patrolem. Zagrali swój utwór „Pokojowo” i zaprosili Patrol na scenę, by z nimi się bawił. Ci ludzie w czerwonych i żółtych – w przypadku liderów – koszulkach, którzy nieustannie służą radą woodstockowiczom, prowadzą ich do polowych szpitali, gdy słońce za mocno podgrzewa głowy – właściwie niewiele mają z koncertów. Zazwyczaj dopiero po powrocie do domów, w poniedziałek po wielkim niedzielnym sprzątaniu przystankowego terenu dowiadują się, jakie właściwie w danym roku zagrały zespoły. I oglądają nagrane przez rodzinę na video materiały po wiele, wiele razy, żeby nasycić się atmosferą, której zmęczenie i opór pracy nie zawsze pozwala im doznać podczas Przystanku Woodstock.

Może wam się wydawać, że Pokojowy Patrol jest właśnie najbliżej wszystkich wydarzeń. A tak naprawdę ci ludzie bywają na scenie tylko na rozpoczęcie i zakończenie Przystanku Woodstock.

Przystankowicze – bądźcie dla członków Pokojowego Patrolu przyjaźni i pomagajcie im w wypełnianiu ich obowiązków. Przede wszystkim – przestrzegajcie regulaminu Przystanku Woodstock. Ci ludzie naprawdę mało sypiają, mogą być bardzo zmęczeni, a pomimo to na ich twarzach gości uśmiech. Bo oni – tak jak Wy – z całego serca kochają tą imprezę… Tylko ich serca są umieszczone po drugiej stronie barierki…”
/Martooha/



* * *


„Jest coś takiego w tej imprezie, że przez cały rok się na nią czeka, a potem jedzie się bardzo długo, następnie idzie kilka kilometrów, by przeżyć to znów… By sobie zafundować wehikuł czasu. I tak w kółko. Ja też tak mam jako Patrolowiec – choć co roku po powrocie śpię dobę bez przerwy… Ale w życiu piękne są tylko chwile…. jak ta!”
/Milkee/



* * *


/31 lipca, 3 w nocy/”Gdy po czerwonych schodach schodzi ze sceny przedostatnia kapela, to już się robi ponuro. Logika nakazuje bowiem wystąpić ostatniemu zespołowi, a to już brzmi złowieszczo. Podążając dalej tym torem można by wysnuć teorię, że zaraz skończy się kolejny Przystanek Woodstock…
Rozumowe myślenie przy akompaniamencie Dżemu doprowadza mnie jak widać do czarnych wizji. Więc przestawię się na myślenie takie, że tak naprawdę Przystanek to nie tylko muzyka, PRZYSTANEK WOODSTOCK TO LUDZIE. Nie ważne jest, w którą stronę będą musieli jechać nawet najbardziej przepełnionym taborem kolejowym. Zjeżdżają się z całej Polski i wciąż pytają, kto w tym roku zagra. Wiedzą, że cokolwiek miałoby zakołysać ich kolanami, to i tak spotkają tu przyjaciół, że po prostu znajdą tu prawdziwy przystanek w swoim rozbieganym życiorysie. Przystanek pod nazwą Woodstock…




Zdjęcie ze strony WOSP.ORG.PL

Pewnie już dzisiaj w nocy zacznie się proces destrukcji… Scena opustoszeje niemiłosiernie, a jutro – znikną śmieci. I od razu przypomina mi się scena, która miała miejsce rok temu w niedzielę… Pokojowe Szwadrony Śmieci (jak zwykle nazywane były ruchome czerwone szeregi mające przed sobą pole białe od śmieci, a za sobą pozostawiające zupełnie czyściutkie połacie piachu), przechodziły akurat koło jednego z ostatnich pozostałych namiotów… Ludzie jedzący obiad przed namiotem z przygnębieniem zawołali do zbierających wszystko do czysta patrolowców: „Eeeeeej, nie zabierajcie nam klimatu!!!” Kurz, śmieci, brak ciepłej wody – to wszystko tworzy wspaniałą atmosferę! Normalnie byłoby mankamentem… Jakieś media mogą pisać, że jest brudno. Ale jeśli nawet ktoś tapla się w błocie, co konwencjonalnym sposobem na kąpiel raczej nie jest – to robi to z własnych chęci, bo chce przeżyć na Woodstocku wszystko, co jest do przeżycia.
Maciej Balcar śpiewa właśnie, że „w życiu piękne są tylko chwile”. Podpisuję się pod tymi słowami Ryśka…”

Ania /z burzą loków/ ;)))

Podróże na – Skrzydłach Orła Białego

Kielce i Chęciny

Sobota 24 lipiec, godzina 5:15 wsiadamy do autobusu i jedziemy do Kielc.

Droga przebiega dość szybko i w miłej atmosferze, pomimo zmęczenia wszyscy mamy dobre humory.
Około 8:30 jesteśmy w Kielcach . Teraz trzeba się przebić na miejsce spotkania gdzie czekają już na nas ludzie z „Kompanii Wolontarskiej „
Dotarliśmy pod Jeden z najpiękniejszych zabytków Kielc jest to pałac biskupów krakowskich.


Gdy wszystkie zaproszone przez gospodarzy grupy rekonstrukcji XVII wiecznej dotarły na miejsce poszliśmy zwiedzać pałac



„Został on wzniesiony w latach 1638 -1642 staraniem biskupa Jana Zadzika. Budowę pałacu powierzono Giovanniemu Pancino. Nowy pałac zastąpił drewniany dwór, który około roku 1535 znajdował się na miejscu, gdzie dziś stoi Pałacyk Tomasza Zielińskiego.
Budowę pałacu rozpoczęto, gdy biskup Zadzik popadł w niełaskę u króla Zygmunta III Wazy, którego był kanclerzem.
Król stopniowo odsuwał Zadzika od wielkiej polityki. Jako, że biskup był już chory i w podeszłym wieku, budowla miała stać się niejako pomnikiem jego zasług i czynów. Biskup Zadzik postanowił więc nadać pałacowi charakter okazałej rezydencji, będącej świadectwem wiary (stąd zasada troistości w budowie pałacu – miała być niejako hołdem dla Trójcy Świętej), jak i talentu dyplomatycznego i zasług – plafony, rzeźby i wszechobecny herb Korab.”
(Kielce On Line)


Po takiej uczcie kulturalnej udaliśmy się na zamek w Chęcinach gdzie miała się rozgrywać dalsza część imprezy, i zaczęło się…
Najpierw mozolna wspinaczka pod górę. Gdy dotarliśmy na dziedziniec każdy miał chwilę na to aby się odświeżyć i ugasić pragnienie.
Póżniej „Warchoły i Pijanice”czyli my, udaliśmy się na rozpoznanie terenu.



„Nie ma pewności, co do fundatora i czasu powstania warowni chęcińskiej. Dokument Bolesława Wstydliwego z 1275 roku wymienia jako właściciela Chęcin biskupa Mikułę, natomiast w 1306 roku Władysław Łokietek obiecał przekazać istniejący zamek biskupowi Janowi Muskacie. Na pewno zamek powstał między tymi dwoma datami wzniesiony przez biskupa Mikułę lub Jana Muskatę, któremu później zamek miał być nadany. Możliwe, że do nadania nie doszło, gdyż w 1307 roku Łokietek sam wydał na zamku dokument, a rok później zamek stał się siedzibą starosty Wacława. Od tego czasu stanowił ważny ośrodek władzy królewskiej. W 1310, 1318 i 1331 roku odbywały się tu zjazdy książąt i szlachty polskiej, z których ostatni uważany jest za pierwszy polski sejm.
W początkach swojego istnienia zamek miał plan wydłużonego wieloboku zbliżonego do prostokąta z cylindrycznymi wieżami w środku krótszych boków. Z jednej strony wieży wschodniej znajdowała się brama wjazdowa, z drugiej stał dostawiony do zewnętrznej części muru obwodowego jednopiętrowy budynek. Później, za czasów Kazimierza Wielkiego, przy północnym murze powstał mieszkalny budynek o planie prostokąta, a bramę wzmocniono przedbramiem, nad którym umieszczono kaplicę. Obie kamienne wieże zostały nadbudowane cegłą.
W XV wieku zamek rozbudowano otaczając zachodnią część wzgórza murem z krenelażem. Powstał w ten sposób zamek dolny, którego murów w północno-zachodnim narożniku broniła czworoboczna wieża, a reszta zachodniej kurtyny zajęta była przez budynek z furtą prowadzącą poza mury zamkowe. Pozostałą część zabudowy zamku dolnego tworzyły drewniane budynki gospodarcze umiejscowione wzdłuż obwodu murów. Na zamku górnym w tym okresie zmodernizowano budynek mieszkalny oraz bramę wjazdową. W budynku po południowej stronie wieży umieszczono skarbiec zamkowy, do którego złożono przeniesione z Gniezna kosztowności archidiecezji gnieźnieńskiej dla ochrony przed Krzyżakami.
Po wygaśnięciu dynastii Jagiellonów zainteresowanie zamkiem spadło, a prowadzone w XVI wieku prace budowlane ograniczały się do powierzchownych napraw. W 1588 roku z zamku przeniesiono do kościoła w mieście księgi ziemskie, zniszczenie dosięgło warownię w 1607 roku, kiedy po zdobyciu przez rokoszan zebrzydowskich zamek został spustoszony i podpalony. W 1610 roku odbudowy podjął się Stanisław Branicki, któremu przyznano starostwo chęcińskie.
Podczas potopu szwedzkiego wojska Rakoczego w 1657 roku zniszczyły zamek, nadal jednak potem użytkowany przez starostę. Kolejne zniszczenia szwedzkie z 1707 roku były już na tyle poważne, że zamek został opuszczony i stan ruiny się pogłębiał. „




I zaczęło się…
Salwy armatnie, pojedynki, bitwa i śpiewy kozackie przeplatały się przez całą imprezę.
Wiek uczestników wahał się pomiędzy 13 a 60 rokiem życia.
Wszyscy w wyśmienitym nastroju oraz niesamowicie życzliwi względem siebie.
Różnice wieku czy też grupy którymi się tu przyjechało wnet się zatarły.
Tutaj każdy „za Pan brat”

Ponieważ czas w dobrym towarzystwie szybko płynie zaczął zbliżać się wieczór.
Grupa śmiałków została wysłana na rynek Chęcin po produkty na strawę.
Nad rozpalonym na dziedzińcu ogniskiem zawisł kociołek i zaczęliśmy warzyć ” Gulasz nawinie”



Tzn. Wszystko jadalne co się pod rękę nawinie. Włoszczyzna kurczaki pulpety daktyle ,klopsy i najróżniejsze specyfiki i przyprawy.
Gdy Jedzenie było gotowe było już zupełnie ciemno.
Część szlachty i kozactwa powoli udała się na spoczynek. Druga część dopiero teraz rozpoczęła zabawę. Tańce, hulanki, swawole oraz najbardziej wzniosłe toasty.

Około północy rozpoczął się turniej zapasów w którym umiejętności czy kategorie wagowe nie miały znaczenia, grunt to dobra zabawa.
Gdy zabawy i hulanki dostatecznie zbliżyły nas do udania się na spoczynek, każdy znalazł sobie miejsce w zależności od chęci i fantazji. Część spała w namiotach, cześć w mórach zamkowych a część (w tym ja) pod tak zwaną chmurką.
Niestety następnego dnia, o piątej rano zbudził nas deszcz.
I tak to się szlachta ongiś i ów czas bawiła…

Perkun

60 lat temu na Starym Mieście

To tutaj na Starym Mieście
60 lat temu,
Zburzone kamienice
Patrzyły na Powstanie.
Ludzie walczyli o naszą Warszawę!
Radość walki ze znienawidzonym wrogiem,
Połączona z lękiem o śmierć
Dawała nadzieję, energię i siły…
Już widać było pierwsze barykady…
Już widać było pierwszy dym z pożaru.
Już Żoliborz i Mokotów zostały odzyskane.
Już mamy część Warszawy.
Jednak Lotnisko na Okęciu i nasz Dworzec Gdański należy już do Niemców.


Nieletnie harcerki, swe życie poświęcały,
Aby donieść meldunki w bezpieczne miejsce…
Młodzi lekarze, młode pielęgniarki
W szpitalu polowym pracowały.
Zszywały rany, wyciągały kule.
Nieznany żołnierz walczył o Warszawę.
Jego matka w kanale łzami zalana,
Czekała, aż powróci synek ukochany.
Jej domem był teraz kanał pod Warszawą.
To było drugie miasto.
Idąca ulicą młoda harcerka, niosąca następny meldunek,
Została zastrzelona z rąk starego Niemca.
inny nieletni harcerz zasłużony,
Wziął w swoje ręce jeszcze tak młode,
Zapałki i butlę benzyny.
Rzucił się z nią na ulice Warszawy…
Zginął kolejny niewinny…
Tyle zabitych naszych żołnierzy…
Zabita nasza Warszawa.


Zuzanna Ostrzeszewicz
3 DH „Zawiszacy”


Od Redakcji: Wiersz napisany dzień po uroczystym apelu pod Pomnikiem Łączniczki AK w Józefowie.