Opiekun próby instruktorskiej

Niezależnie od tego czy masz 16 czy 50 lat otwierając próbę instruktorską musisz sobie wybrać opiekuna swojej próby. Nie ma znaczenia czy jesteś doświadczonym instruktorem, czy dopiero zaczynasz tę drogę.

Jak pokazuje doświadcznie wybór opiekuna niejest to wcale prostą sprawą. Po pierwsze należałoby sobie uświadomić po co on jest i kto nim może być.

Zgodnie z regulaminem zdobywania stopni instruktorskich opiekunem próby przewodnikowskiej może być instruktor w stopniu podharcmistrza lub harcmistrza a próby podharcmistrzowskiej i harcmistrzowskiej w stopniu harcmistrza. Osoba ta musi mieć zaliczoną służbę instruktorską i opłacone składki. Tyle regulamin, ale przecież można sobie wyobrazic sytuacje, że mamy za opiekuna doświadczonego harcmistrza, który jest wielkim autorytetem w naszym środowisku a my ni w ząb nie możemy sie z nimdogadać, nadajemy na innych falach, no i generalnie nie specjalnie jest on nam pomocny. Wstydzimy sie bowiem przyznać mu, że z czymś mamy problem i nie radzimy sobie z nim.
Kogo zatem najlepiej wybrać na opiekuna? Są różne szkoły, ale z tego co napisali w swoich ankietach instruktorzy zdobywający stopnie w naszym hufcu to najważniejsze było to aby był to człowiek z doświadczeniem, autorytet nie tylko harcerski ale i życiowy. Większość podkreślała, że musi byc to ktoś jednocześnie im bliski. Taki do którego mają zaufanie i widzą, że znajdzie dla nich czas nie tylko na spotkanie z komisją, do którego będą mogli przyjść z problemami ale i na herbatę.
Wybierając zatem opiekuna pamiętaj, aby był to ktoś o kim wiesz, że potrafi zawsze wygospodarować czas na spotkanie, taki który nie jest tak przytłoczony swoimi obowiazkami, że o Tobie nie będzie wstanie pamiętać. Nie może być to osoba leniwa, ale nadopiekuńczosć i wyręczanie też nie byłoby wskazane.
To co wg mnie jest ważne to aby na początku ustalić sobie nawzajem czego od siebie oczekujemy i w czym opiekun musi Ci pomóc.

Pierwszym zadaniem opiekuna jest pomoc w nakreśleniu i zbudowaniu planu próby odpowiadającego indywidulanym mozliwościom i potrzebom jego podopiecznego. Powinien też przygotować kandydata na spotkanie z komisją, podpowiedzieć o co mogą pytać członkowie komisji i jak się zaprezentować. Opiekun powinien spełniać swoją rolę przez cały czas trwania próby(a nie tylko podczas spotkania otwierającego i zamykającego próbę), nie wykonywać zadań za swojego podopiecznego, ale motywować, służyć pomocą interweniować jesli coś z póbą jest nie tak. Tak naprawdę to plan próby nie jest tylko planem dla osoby zdobywjącej stopień ale również dla opiekuna. Aby właściwie się wywiązywać ze swojej roli powinien on znać jej przebieg i wiedzieć w jakim punkcie ona sie w tej chwili znajduje.Pomaga on również i weryfikuje jakość i treści przygotowywanych materiałów, przygotowuje swojemu podopiecznemu opinię na zakończenie próby. Jest jeszcze jedno ostatnie zadanie – przygotowanie Zobowiązania Instruktorskiego. W tym miejscu okazuje się jak ważne jest to aby opiekun znał swojego podopiecznego, bo ważne jest aby zobowiązanie było takie o jakim on marzył. Zdarzyło mi się bowiem być na sympatycznym zobowiązaniu po którym świeżo upieczony instruktor był bardzo smutny i niezadowolony, gdyz nie tak to sobie wyobrażał,chciał aby ta ważna dla niego chwila wyglądała zupełnie inaczej i odbyła się np w innymj gronie. Sama też miałam problemy z wywiązywaniem się z tego zadania, (czego się zresztą bardzo wstydzę) i między innymi dlatego obecnie jak zgadzam się być opiekunem czyjejś próby to wcześniej zastanawiam się czy będę miała z tą osobą dobry kontakt i czy współpraca będzie nam się układała dobrze, czy ja znam, jej mozliwości i potrzeby i przede wszystkim czy będę miała czas aby czuwać i wspierać ją w działaniach.

Myśląc o otwraciu próby nie ulegajmy zatem „modom”,nie kierujmy się „owczym pędem” ale dokładnie przemyślmy czego oczekujemy i kto nam może pomóc w realizacji naszych pomysłów. Wsparcia i motywacji potrzebują harcerki i harcerze, instruktorki i instruktorzy, a opiekun to taki nasz Anioł Stróż i potrzebujemy go bez względu na wiek i doświadczenie.

Magda

Prof. Bronisław Geremek gościem WSGE

Polska rok po wejściu do Unii Europejskiej. Wykład prof. Bronisława Geremka w WSGE im. Alcide De Gasperi w Józefowie.
Na zaproszenie władz Uczelni z wykładem otwartym przyjechał do Józefowa prof. Bronisław Geremek, dzisiaj eurodeputowany z ramienia UW.

Profesor w swoim wykładzie skupił się na wylistowaniu zmian jakie dokonały się w wewnątrz naszego kraju jak i postrzeganiu nas na arenie europejskiej. 54 polskich eurodeputowanych reprezentuje nasze interesy w Parlamencie Europejskim. Ta barwna wg opinii profesora Geremka grupa potrafi jednak jednomyślnie glosować nad uchwaleniem rezolucji dot. Katynia, 17 września 1939 roku czy obozu koncentracyjnego w Auschwitz Birkenau. Dzięki polskiej inicjatywie w grudniu ub. Roku parlament europejski stał się „pomarańczowy” , uchwalono rezolucję w której Unia Europejska poparła europejskie aspiracje Ukrainy.

Profity jakie otrzyma Polska w związku z członkostwem w Unii Europejskiej są jasne do zdefiniowania. W zeszłym roku członkostwa nadwyżka płatności europejskiej nad składką to 2,5 miliarda Euro. W najbliższym okresie suma pomocowa skierowana w latach 2007-2013 będzie równa 3 polskim budżetom. Środki te będą skierowane głównie na pomoc infrastrukturalną: budowę autostrad, linii kolejowych etc. przy założonym wkładzie własnym ok. 20%.
Głównymi wyzwaniami dotyczącymi sfery gospodarczej Unii Europejskiej jest ustalenie wysokości składki, które mają płacić kraje członkowskie. Jednym z priorytetowych spraw jest ratyfikacja przez państwa UE Traktatu konstytucyjnego. Prof. Geremek wymienił 3 kraje, które podczas referendum mogą nie ratyfikować Traktatu Konstytucyjnego: Wielka Brytania, Polska lub Czechy oraz Francja. Każdy z tych państw kieruje się podczas odpowiedzi na pytanie dotyczące referendum własnym interesem obocznie dotyczącym Traktat Konstytucyjny. Interes ten może stwarzać zagrożenie odrzucenia tego dokumentu a co za tym idzie zatrzymania rozwoju Unii Europejskiej.
W wykładzie profesora Geremka nie zabrakło również określenia celów dla Polski: 2-krotne podwyższenie PKB przez następne 10 lat oraz określenie właściwego miejsca w aktualnie zmienianej strategii lizbońskiej.

Na wykład prof. Geremka licznie przybyli przedstawiciele władz Burmistrz Józefowa p. Stanisław Kruszewski, Burmistrz Sulejówka p. Chachulski. WSGE im. Alcide De Gasperi gościło również grupę 20 licealistów z klubu europejskiego z Żelechowa

Dorota Kornecka Rugle
Dyrektor Działu Promocji
WSGE im. Alcide De Gasperi w Józefowie.

Dni otwarte w WSGE

23 kwietnia 2005, w sobotę odbęda się „Dni Otwarte” WSGE im. Alcide De Gasperi przy ul. Sienkiewicza 2 w Józefowie.

Zapraszamy wszystkich zainteresowanych na wykłady otwarte. W ciągu dnia będą wygłoszone wykłady przez wybitnych profesorów i specjalistów z kierunków studiów: Administracji, Politologii, Zarządzania i Marketingu oraz Pedagogiki. Na miejscu będzie się można również dowiedzieć wszystkich szczegółów dotyczących warunków kształcenia oraz specyfiki danego kierunku studiów. Zapraszamy wszystkich: młodzież, rodziców oraz ciekawskich:)

Wyniki kursu zastępowych

No i wreszcie! W niedziele, 13 marca 2005 r. odbylo sie koncowe spotkanie kursantów kursu zastepowych starszoharcerskich. Spotkalismy sie o godzinie 18.00 w harcówce pod otwockim MDK-iem. Niestety nie wszyscy przyszli, ale na szczescie wiekszosc sie zjawiła.

Majak na poczatku krecil, owijal w bawelne, ale w koncu – ku naszej ogólnej radosci – rozdal upragnione patenty. Jeden jedyny pominal… I to wlasnie mój…

Spotkanie rozpoczelismy uroczyscie, kominkiem. Swieczki (a bylo ich kolo 40) mielismy rozpalac my – uczestnicy kursu. Rozlegl sie ekhm…jek, bo wykonania „Plonie ognisko” spiewem nazwac raczej nie bylo mozna…
Zaczelo sie od czterech patentów. Lezaly przy harcówkowym swieczniku. Patenty te nalezaly do osób, które nie posiadaja jeszcze krzyza harcerskiego (Aniol, Wera K., Ola z 3dh i Eminem). Potem dokument dostaly osoby uczesane w dwa kucyki, badz warkocze (to zdaje sie byl pomysl Jacka) – dwie dziewczyny z 3dh oraz Monika Myszkowska. Dalej – w kolejnosci – wyróznieni zostali ci „lepsi”, czyli osoby najlepiej spisujace sie na kursie – Ola Bienko i Adam „Dabros” Dabrowski z 5 DHS „LESNI” oraz Jurek Zagórski z 33DH. Nastepnie ci o nazwiskach, z którymi mielismy konkretne skojarzenia: Kasia Pszczólkowska (Maja, ta od Gucia, majaca skrzydelka), Kasia Dobosz (skojarzyla sie Jackowi z Bogiem, czy tesh niebem…), Andrzej Prokop (czyli tak, jak slynny prezenter MTV). Oczywiscie pomiedzy kolejnymi nagradzanymi grupami byly przerywniki: nieudana gra „czak, cziki czak, pon, pon”, „tumci” i kilka piosenek.

Az wreszcie nadszedl koniec… Wszyscy wstalismy do kregu i odspiewalismy druga zwrotke piesni „Plonie ognisko”. Po chwili ciszy (a jak to Dabros ujal – nastroju) glos zabrali Jacek i Majak, którzy powiedzieli mi, ze dostalam patent i to wyjatkowy! To znaczy wyróznienie… To byla dla mnie chwila szczególna! Monika Rybitwa powiedziala kilka milych slów mi (jeszcze raz Ci Monisiu serdecznie dziekuje!) i Pawlowi (Majakowi), który przygotowujac ten kurs, zaliczyl kolejny punkt na próbe przewodnika!
Zakonczylismy spotkanie i wszyscy wyszlismy w „the best” humorkach, bo w koncu wszyscy zdobyli patent.

Nie wspomnialam jeszcze o pozostalych patentach – Martyny Galazki i Magdy z 77odhs, oraz Zbyszka, Michala i Bartka z 33dh. Dla nich GRATULACJE!!!

A tak od siebie powiem, ze mnie bardzo brakowalo Marka Sierpinskiego na tym rozdaniu! Byl w koncu z nami przez caly kurs… Ale niestety tym razem nie zaszczycil nas swoja obecnoscia. Musze przyznac, ze jestem ogromnie szczesliwa i bede zawsze milo wspominac ten kurs! Bo naprawde fajnie sie bawilam i wiele sie nauczylam. A wiec wielkie dzieki dla organizatorów i buziaczki dla wszystkich uczestników!

Wasza Moniczka z 7ODHS

Ślady powstańców i mandarynki, czyli HRTP…

Zaczęło się całkiem niewinnie długa (jak dla mnie niezbyt długa, bo zaledwie kilkukilometrowa, ale dla reszty kilkudziesięciu a więc zdecydowanie długa) podróż przez zaśnieżony i zaspany w ten styczniowy poranek świat.

Potem wędrówka przez ulice miasteczka i zmaganie się z kapturem Agatki, który nie miał kiedy, więc właśnie wtedy, gdy zostało 10 minut do zbiórki, się popsuł. Brama i stary, sprawiający wrażenie nieco walącego się, dworek w Żelechowie niedaleko (właściwie daleko, bo aż 25 km, ale kto by tam się wdawał w szczegóły) od Garwolina. Hm… Czy to jest niewinny początek???

Park, średnio zamarznięta sadzawka (że średnio, miałyśmy okazję się przekonać, gdy to wpadł nam do głowy genialny pomysł pochodzenia sobie po lodzie) i jakże natrętni jeszcze nieznani harcerze z Hufca Garwolin, którzy na siłę zaczęli się z nami bawić w bitwę śnieżkami. Ale co to dla nas! Przecież damy radę dziesięciu! 😉 Grunt do strategia (a więc bieg na tyły budynku), przygotowanie ( a więc kulki upychane w kieszeniach kurtek) i wytrwałość ( a więc żwawe wstawanie, po tym jak nagle wszystkie wylądowałyśmy na plecach podcięte przez nowych znajomych). Dobra godzina spędzona pod tym dworkiem (w miedzy czasie nasza zdolna uOwieczka wykaligrafowała na kartce, którą otrzymałyśmy, dumne 3DW “Zawiszacy”), a potem mapa w zmarznięte już dłonie, kilka wskazówek od Krzyśka ( drużynowego 65 DW “Tatanka” organizatora rajdu) i „Do zobaczenia na mecie!”. Tak zaczęła się nasza ( tzn. Agatki, Julitki, uOwieczki i moja) wędrówka podczas XV Harcerskiego Rajdu Powstańczymi Tropami (22-23 stycznia), gdy to zmagać się musiałyśmy z wiatrami, ciemnościami i zamieciami i ( lekka przesada? leciutka 🙂 ), aby oddać hołd powstańcom, poznać trochę warunki, w jakich musieli walczyć, a także co tu kryć pochodzić sobie razem po polach i łąkach, bo przecież wszystko co robimy razem cieszy nas bardzo nawet wpadanie w ukryte pod śniegiem kałuże 🙂 .

Tup, tup, tup po chodniczku (gdy to uOwieczka idąc dwa metry za nami wyliczała z jakiegoś znanego tylko jej wzoru, za ile sekund nas dogoni poruszając się ruchem jednostajnym przyśpieszonym), tup, tup, tup po asfalcie (gdy to Agatka z rozpaczą machała rękami do przejeżdżających samochodów i wydawała nam polecenia w stylu „ Stać!”, „Uśmiechać się!”, aby sprowokować je do zatrzymania się jednak bez skutku :/ ), tup, tup, tup po śniegu ( i okrzyki „Ślady, ślady, na pewno tędy szli!”, co nie było zbyt odkrywcze, zważywszy na fakt, że szły przed nami dwa patrole, każdy po jakieś 15 osób) i w końcu punkt pierwszy. Gdy tylko zobaczyłam Iwonę (którą, jako jedyna mieszkająca w tym regionie, znałam wcześniej) od razu wiedziałam, co się święci samarytanka. Zatrwożone spojrzenia, pełne bólu westchnienia „Gdyby była tu Agata…” i błagalne spojrzenia na uOwieczkę, która w naszym ułomnym pod względem samarytanki składzie, miała zdecydowanie na rzeczony temat największą wiedzę. Ale jakoś poszło. Fakt faktem, że ja i Julitka nie zwróciłyśmy uwagi na krwotok ze skroni i nasza poszkodowana (Zosia) z pewnością się wykrwawiła, że nie wspomnę o pasjonujących opowieściach snutych przed Agatkę do ucha drugiemu “rozbitkowi” (Piotrkowi), ale cóż to następnym razem będzie lepiej :).

Przemierzając małą wioskę zagadałyśmy się do tego stopnia, że przeszłyśmy dróżkę, w która należało skręcić, ale dzięki pomocy pewnej pani w końcu ruszyłyśmy w dobrym kierunku. Szłyśmy i szłyśmy przez las, jadłyśmy mandarynki i doświadczyłyśmy fatamorgany (widziałyśmy ludzi, a to były tylko drzewka), nic więc dziwnego, że gdy zobaczyłyśmy dym w środku lasu doszłyśmy do wniosku, że znów się nam wydaje. A jednak nie! Ujrzałyśmy dwa poprzednie patrole (złożone w gruncie rzeczy z harcerzy chadzających jeszcze do podstawówki) zajadające żurek i już wiedziałyśmy, co się święci. Całą historię z rozpalaniem ogniska przemilczę bo mimo wszystko jednak wykazałyśmy się wytrwałością, w końcu je rozpaliłyśmy i ugotowałyśmy ten żurek i zachowałyśmy nawet względny spokój słysząc przytyki ze strony 4DH “Adventure”, która to przybyła po nas i szczyciła się pięknym ogniskiem (spokój, spokojem, a pomrukiwania pod nosem „Gdyby był tu Siarek to byście zobaczyli…” to inna sprawa ;)). Gdy skończyłyśmy było już ciemno. A jako że żadna z nas nie sądziła, że wędrówka przedłuży się do godzin nocnych, nie miałyśmy latarki!, którą jednak zastąpił księżyc. Idąc w jego blasku w kierunku, który wydawał nam się odpowiedni, znalazłyśmy w sobie jeszcze dość energii na zaśpiewanie nieśmiertelnego „Koła” 🙂 Do punktu czwartego (ostatniego) już nie trafiłyśmy, gdyż nie mogłyśmy odnaleźć oznaczonej na mapie drogi (która okazała się brzegiem lasu), podobnie zresztą jak reszta patroli. Koniec końców po krótkiej pogawędce z przedstawicielami 'Tatanki’ przybyłymi na rowerkach, doszłyśmy do celu (Szkoła Podstawowa w Goniwilku) wraz z “Adventure”, a tam kolacja ( zawsze obecna zasada jemy to, co kto miał, ewentualnie co kto wysępił).

Następnym punktem programu był quiz podzielono nas wszystkich na dwie grupy ( ja i uOwieczka w jednej, Agatka i Julitka w drugiej) i wspólnymi siłami szukaliśmy odpowiedzi na pytania typu: jaki kolor oczu ma druhna Iwona z punktu 1? Jaki kolor kurtki ma druhna Ania z punktu 2? Jak ma na nazwisko druh Piotrek z punktu 1? Nie zabrakło też pytań o dolegliwości poszkodowanych, przebieg powstania i datę jego wybuchu 🙂
Jeszcze w trakcie trwania tej zabawy Agatka i ja ruszyłyśmy z zaprzyjaźnionym nauczycielem na ratunek Sylwii i Siarkowi, którzy… hm… ugrzęźli w drodze do nas gdzieś na zapadłej dróżce (tak to jest, gdy trafi się na nieodpowiednią osobę wskazującą drogę, czyż nież?) . Podczas, gdy my organizowałyśmy pomoc dla członków drużyny (w tym bądź co bądź samego drużynowego), biegając w trampkach i polarach po mrozie, dziewczynki pozostałe w szkole ułożyły „Powstańczego kadryla”, którego przedstawiliśmy na świecowisku (nie “świeczkowisku” 😉 ) jako … scenkę 🙂 Uratowały tym samym nasz honor i gdy już udało nam się bezpiecznie dostarczyć dwie zguby ( tylko bez nerwów 🙂 ) do szkoły, mogliśmy rzucić się z wir dalszych zabaw integracyjnych.

Ominęło nas ognisko, ale przed nami wciąż było wspomniane świecowisko ( odautorskie przedstawianie obecnych drużyn, przywitanie nas jako gości, wspólne śpiewanie, pląsowanie ), a potem jeszcze kuźnica dla harcerzy starszych ( dyskusje, wymiana poglądów, tak przecież potrzebna wśród młodych), która na koniec przerodziła się w swoiste harce ( makabryczne nieco zabawy w trupa, rzucanie kapciami, oczko) trwające aż do czwartej rano ( nie obyło się bez „Czarnego bluesa o czwartej nad ranem” wygrywanego na gitarze przez Siarka), kiedy to ogłoszono alarm. Spakowaliśmy wszystko i ruszyliśmy w nieznane, nie mając pojęcia dokąd nas ciągnie po nocy tajemniczy Krzysiek. Jak się okazało donikąd 🙂 Wróciliśmy w miejsce wyjścia, pobiliśmy Krzyśka (mniej za ten wybryk, bardziej z powodu 18 urodzin, które właśnie obchodził) i wróciliśmy do środka, gdzie wymęczeni jak na 'powstańców’ przystało, zaczęliśmy układać się do snu. Nam jak zwykle zajęło to najwięcej czasu, w skutek czego spaliśmy na holu, gdyż po pierwsze zabrakło dla nas miejsca na sali, a po drugie wątpliwe, czy reszta towarzystwa chciałaby słuchać naszych rozmów ciągnących się jeszcze przez jakąś godzinę, kiedy to o jakiejś 6:30 padliśmy w końcu zmorzeni snem.

W niedzielę rano odbył się apel podsumowujący dostaliśmy więc “walking-talking” wykonane z puszek po groszku i sznurka, które okazało się bardzo przydatne, jako że mieszkamy w różnych miejscach 🙂 Pozostało już tylko sprzątnięcie szkoły. Nie wiem jak Siarek to załatwił, ale pozwolono nam uciec zaraz po apelu a więc ominęło nas zamiatanie podłóg i mycie okien 😉 Zaraz po opuszczeniu szkoły, powoli (bo było ślisko), ale znów nie tak bardzo powoli (bo Siarek chyba wolno jeździć nie umie) podążyliśmy do mojego domku, gdzie odbyło się nieoficjalne zakończenie rajdu. Przy pysznej zupce wykonanej przez mamę, próbując nastroić gitarę bez jednej struny, analizując, co właściwie na celu miało nasze nocne wyjście w pola, pląsując z gracją na kilku metrach kwadratowych, dokonaliśmy małego podsumowania i pożegnaliśmy się, aby ruszyć w drogę powrotną (gwoli ścisłości ja się żegnałam, cała reszta ruszyła w drogę). Dziewczyny podobno po jakichś 15 kilometrach usnęły, nie ma co się zresztą dziwić to było dość wyczerpujące półtora dnia 🙂

Kilka dni później spotkałam na korytarzu w szkole Krzyśka, który wręczył mi plakietki dla całej obecnej na rajdzie drużyny. Mamy więc plakietki i ciekawe wspomnienia, a także nowych znajomych harcerzy z Hufca Garwolin. Więc chyba warto było 🙂

Mak
Od redakcji: drukujemy tylko fragment relacji.
Cały tekst znajdziecie na
stronie internetowej 3 DW “Zawiszacy”:

http://www.otwock.zhp.org.pl/3dw

Droga Krzyżowa w Józefowie (2005)

Panie Jezu.
Gdyby otaczający Cię ludzie wiedzieli, że to dla nich dałeś się tak poniżyć zanieśliby Cię na Golgotę na swoich rękach. Jednak nikt ze zniecierpliwionego już Twoimi upadkami tłumu nie zdaje sobie sprawy z tego, w czym uczestniczy.

Panie Jezu.
Harcerze mają również swoją misję. Mają służyć Tobie, ludziom i Ojczyźnie.
Ty wiesz jak czasem trudno jest nam wypełniać nasze zobowiązania. Na naszej drodze również zdarzają się upadki.
Pokazałeś nam jak być posłusznym. Pozwól nam uczyć się od Ciebie. Pomórz nam powstawać za każdym razem, kiedy upadniemy i pokazuj skąd czerpać siły do dalszej drogi.

Niech dojdzie do Ciebie nasza harcerska modlitwa. Modlitwa o Twoje towarzystwo na naszej drodze.

*) z rozważań w czasie Drogi Krzyżowej

Czym jest życie?

„(…)Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście(…)”
ks. Jan Twardowski

Przyszło nam żyć w dziwnych czasach. Na naszych oczach dokonuje się globalizacja. Możemy być jej przeciwnikami lub zwolennikami, jednak nie zmieni to faktu, że postępuje ona nadal i wkracza w coraz to bardziej intymne dziedziny życia człowieka.

Świat zamienia się w „globalna wioskę”, gdzie informacje z jednego jej końca na drugi przekazywane są dosłownie w ułamkach sekund. Pewne, kiedyś można by rzecz lokalne problemy staja się zagadnieniami nad którymi pochyla się cały świat. Każdy chce mieć zdanie na każdy temat, nawet taki, który nie dotyczy nas bezpośrednio.

Bardzo ważną rolę w tym wyścigu do wszelkiego typu informacji odgrywają dziś media. To głownie telewizja, radio i gazety są źródłem informacji o otaczającym nas świecie. Wszystko staje się „medialne”. Niestety nawet zagadnienie tak tajemnicze i mistyczne jak odchodzenia, umieranie człowieka może być medialne, o czym mieliśmy szanse przekonać się bezpośrednio przed Wielkim Tygodniem i w jego trakcie. W każdych wiadomościach telewizyjnych, w każdym serwisie informacyjnym w radio, w każdej gazecie i na stronie każdego portalu internetowego pojawiały się coraz to nowe informacje dotyczące Terii Schiavo. Po 15 latach życia, dzięki aparaturze sztucznie podtrzymującej jej istnienie, amerykański sąd – na prośbę jej męża, a przy ostrym sprzeciwie jej rodziców i rodzeństwa, nakazał odłączenie Terii od aparatury i tym samym skazał ją na śmierć głodową. 15 lat to bardzo długo, niektórzy z was żyją niewiele dłużej. 15 lat cierpienia jej najbliższych i jej samej. I finał tej historii o tyle tragiczni jeszcze bardziej bolesny, że to sąd musiał decydować o śmierci lub życiu człowieka. Że instytucja, której zdaniem jest wymierzać sprawiedliwość tym razem decydowała o życiu lub śmierci osoby, która nie uczyniła nic co by było sprzeczne z prawem.

Wiem, że zgodnie z nauką Kościoła Katolickiego należy ratować życie ludzie za wszelką cenę i do samego końca. Tylko, czy osoba która pozostaje w stanie wegetatywnym „żyje”? Czym jest „życie”?

Absolutnie nie jestem zwolenniczką eutanazji, ale z kiedy patrzę na to jak medycyna rozwija się na przód to ogarnia mnie przerażenie. Boję się tego, iż może kiedyś ja znajdę się na miejscu Terii i wiem, że chciałabym aby pozwolono mi odejść. Odejść tam gdzie czekają już na mnie najbliżsi z rodziny i znajomi. Śmierć nie jest dla mnie końcem, ale bramą przez którą wchodzę w życie wieczne. Nie chciałabym aby ktoś zatrzymywał mnie tutaj za wszelką cenę. Nie chciałabym aby moi najbliżsi patrzyli na mnie jak cierpię, jak ich nie poznaje. Wolę aby pożegnali mnie ze świadomością, że to pożegnanie nie ma wydźwięku „żegnaj”, ale „do zobaczenia”. Chciałabym, aby zapamiętali piękne chwile jakie razem było dane nam przeżyć, a nie to jak bardzo jak z dnia na dzień zamieniałam się w kogoś im obcego.

Kiedy pisze ten tekst z pokoju obok dobiega głos spikera, który z relacjonuje jak miliony Polaków i ludzi na całym świecie pogrążeni są w modlitwie o zdrowie Ojca Świętego, bo chcieliby aby został z nami jak najdłużej. Też bym chciała aby był z nami jak najdłużej, ale chciałaby także umieć odejść z tego świata jak Jan Paweł II. Gasnąć spokojnie i z ufnością. On wie, że to nie jest koniec, ale dopiero początek jego właściwego życia, do którego każdy z nas został powołany.

Nie ważne czy wierzymy, że po śmierci trafimy na łono Abrahama czy przed oblicze Allacha. Każda religia, każde wyznanie mówi człowiekowi, ze śmierć nie jest końcem, ale początkiem nowego życia. Niektórzy wierzą, że narodzą się na ziemi ponownie, inni że zjednoczą się ze swoim Bogiem. Ale nigdy nie jest to absolutny koniec po którym nic już nie następuje.

Papież Jan Paweł II był osobą niezwykłą, nam – Polakom szczególnie bliską i kochaną. Potrafił przezwyciężać podziały i rozumiał świat jak mało kto. Budował ekumenizm i głosił Ewangelię w duchu miłości i pojednania z innymi religiami. W liberalnym świecie jasno podkreślał co jest dobre, a co złe, był konserwatysta nie zmieniającym poglądów a potrafił zjednać sobie rzesze młodych. Udowadniał, że Bóg jest Miłością, i obdarza nas miłością bezwarunkową.

Niedawno przeżywaliśmy Wielki Tydzień i Dzień Zmartwychwstania Pańskiego. Byliśmy świadkami tego jak Jezus cierpiał psychicznie i fizycznie. Jak szedł, i upadał pod krzyżem w drodze na Golgote, aby tam po raz kolejny udowodnić nam jak bardzo kocha nas Bóg.

Przeżywaliśmy śmierć Jezusa, ale potem radowaliśmy się Jego zmartwychwstaniem. Święta Wielkanocne są najważniejszymi świętami dla chrześcijan, gdyż namacalnie pokazują sens naszej wiary. W to że i my zmartwychwstaniemy.

Nie bójmy się więc mówić o śmierci. Jest ona wpisana w nasze życie, tak ja narodziny zaczynają nasza ziemska podróż, tak ona jest porostu jej kresem.

Marysia Mikulska
17 DH Widnokrąg

Czym jest stopień dla harcerza?

Stopień powinien być dla harcerza czymś, co zdobywamy. Zdobywamy, bo nam zależy na tym, aby podczas próby rozwijać siebie i poszerzać swoje horyzonty. Próba to droga prowadząca do zdobycia stopnia. Nie należy czynić ze stopnia czegoś na pokaz.

Powinien być czymś, czegoś czym będziemy się chwalić i wszystkim pokazywać jacy to my nie jesteśmy bo mamy taki i taki stopień. Ważniejsze od takiego obnoszenia się jest to, czy został on zdobyty uczciwą pracą i czy w czasie jego zdobywania czegoś się nauczyliśmy. Myślę, że nie wiele można nauczyć się nowych rzeczy, gdy próba jest okrojona z ważnych wymagań na dany stopień. Każdy stopień ma dla nas jakąś wartość. To w jaki sposób i za co jest nam przyznawany powoduje, że jego wartość jest na odpowiednim poziomie. Jeżeli w drodze do zdobycia stopnia zostaną naciągane lub nawet łamane pewne zasady i regulaminowe wymagania to idea stopnie się wypacza. Wartość stopnia w taki sposób zdobytego dla harcerzy, którym nie zależy na tym, aby go mieć, ale żeby go zdobyć (odkrywając w sobie dużo cennych cech i umiejętności) jest radykalnie niska.

Miałam ostatnio szanse stanąć przed pewnym wyborem. Mogłam dostać naramiennik wędrowniczy łatwą i krótką drogą, ale za to bez satysfakcji, że zdobyłam go ciężką praca i bez możliwości rozwinięcia swojej osobowości. Byłam na warsztatach wędrowniczych, na których można było dostać naramiennik. Pojechałam tam nie po naramiennik, ale żeby zdobyć potrzebną wiedzę do ukończenia próby, która miałam otwarta w kapitule. Z braku doinformowania dopiero w drugiej części z orientowałam się że tu można dostać naramiennik. Wtedy zauważyłam jak większości zależy na tym, aby go dostać, Zapytałam jednego harcerza, po co mu tak zdobyty naramiennik? Niestety odpowiedział mi ze chce mieć zastęp, a nie chce mu się czekać i otwierać próby wędrowniczej. Doszłam do wniosku, że jeżeli dostanę go za samo uczestniczenie w warsztatach (bez odbywania próby) nie będzie miał on dla mnie żadnej wartości. Teraz widzę, że było to dobre posuniecie. Pomimo tego że czekałam pół roku osiągnęłam zamierzony cel własną pracą i odkrywając w sobie nie znane mi dotąd możliwości.

Harcerzy powinna cechować cierpliwość wytrwałość w dążeniu do obranych sobie celów.

Daria (Gacek)

Nadanie barw w 5 DHS

Kolor to coś więcej niż jedna z barw. Kolory mogą mówić za nas i o nas. Charakteryzują się pewnym znaczeniem i symboliką. Nie jest zatem obojętne jakimi kolorami się otaczamy i jakie z nich przyjmujemy za swoje. Nie jest nam oczywiście obojętne, jaki kolor chusty nosimy. Barwy drużyny to jeden z ważniejszych elementów obrzędowości drużyny.


Od czasu, kiedy 4 kwietnia 1984 roku komendant Szczepu Michalin (był kiedyś taki w dawnym hufcu Józefów), druh Maciej Chrulski przyznał naszej drużynie barwy wszystko było jasne. LEŚNI kojarzyli się z kolorem zielonym.


Do września 2004 roku. Wtedy drużyna podzieliła się na trzy (zgodnie z podziałem na nowe piony metodyczne) i ten podział należało jakoś wyraźniej zaznaczyć na naszych mundurach.
Wszystkie drużyny pozostały przy kolorze zielonym, jako naszym kolorze podstawowym, ale im drużyna starsza, tym więcej dodaliśmy koloru czarnego (patrz symbolika kolorów). Drużyna starszoharcerska dodała do zielonych chust i pagonów czarną lamówkę, natomiast wędrownicza… zobaczycie niebawem. Nie będę psuł Wam niespodzianki.


Uroczyste nadanie barw w 5 DHS „LESNI” miało miejsce 18 marca 2005. Miało formę biegu po czterech punktach (patrz data nadania barw w 1984) i składało się z dwu części: pierwsza odwoływała się do nazwy drużyny druga do nowych barw.
W pierwszej każdy z nas miał wybrać sobie roślinę lub zwierzę, które można spotkać w lesie, a którego cechy są w jakiś sposób dla nas szczególne. Druga część odwoływała się do znaczenia barw w naszym życiu i ich symbolicznego znaczenia.


Całość zakończyła się na „tarasie widokowym”, w pobliżu „Góry Lotnika”, miejscu w którym zginął Bohater naszego Szczepu. Tam rozpaliliśmy ognisko i po krótkiej gawędzie o kolorach w wykonaniu Mirka i zwierzeniach o kolorach w wykonaniu reszty pożegnaliśmy się z barwami zielonymi i założyliśmy po raz pierwszy zielono – czarne.


Kolor zielony oznacza życie, wzrost, ożywienie, zdrowie, ale również niedojrzałość, zazdrość, brak doświadczenia. Pokój urządzony na zielono powoduje wrażenie, iż czas mija szybciej. Jest to kolor bardzo silnie kojarzony z lasem i przyrodą. Także kojarzy się z Islamem, wiosna, a wraz z czerwonym tworzy klimat bożonarodzeniowy. Oznacza równowagę, harmonię, stabilność, świeżość. Oliwkowa zieleń może kojarzyć się z wojskiem.


Czarny jest kolorem konserwatywnym. Dobrze współgra z większością kolorów, oprócz tych bardzo ciemnych. Może przywoływać na myśl powagę i konwencję, ale także seksowność, tajemniczość i wyrafinowanie. Może sprawiać, że inne kolory wydają się jaśniejsze. W większości krajów zachodnich czerń symbolizuje żałobę. Wśród ludzi młodych jest często kolorem buntu. Kolor ten wywołuje wrażenie elegancji, wyrafinowania, a także cień tajemniczości.

Trasa obowiązkowa po Otwocku

Witajcie turyści!
W zasadzie wszyscy jesteśmy turystami w wędrówce ścieżkami naszego życia, lecz niektórzy wędrują także ścieżkami łąk, lasów i pól, czy perciami górskimi. Pieszo, rowerem, kajakiem, czy w siodle, przemierzają kraj wzdłuż i wszerz. A jest co oglądać!



Cóż my, mieszkańcy Otwocka i okolic możemy zobaczyć na okolicznych szlakach? Jak zacząć? Na to pytanie odpowiedzieli krajoznawcy z Otwockiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Wymyślili w tym celu przed laty odznakę „Sympatyk Otwocka”. Zdobywanie jej rozpoczyna się od stopnia popularnego. Jakie wymagania stawia się przed potencjalnym zdobywcą odznaki? Otóż należy przespacerować się trasą obowiązkową.
Zaczynamy nasz spacer od Dworca Kolejowego PKP, by następnie przejść ulicami: Orlą do Powstańców Warszawy, następnie Andriollego upamiętniającą założyciela Otwocka Michała Elwiro Andriollego (płaskorzeźba na budynku Banku PKO), aby obok siedziby otwockiej Spółdzielni Mieszkaniowej i gazowej ciepłowni przejść na cmentarz miejski, który dla krajoznawcy stanowi prawdziwą encyklopedię wiedzy o naszych przodkach. Następnie ulicami Bema, Prądzyńskiego i Dwernickiego dochodzimy do Parku Miejskiego. Tam podziwiamy wybudowany przed II wojną światową gmach Liceum im. K. I. Gałczyńskiego, odpoczywamy na jednej z wielu ławeczek przy fontannie i ulicą Filipowicza obok największego w Europie drewnianego budynku dawnego sanatorium Abrahama Gurewicza, przechodzimy na drugą stronę torów kolejowych. Dzielą one Otwock na dwie części: centrum handlowe i dzielnicę sanatoryjną, otulinę funkcjonujących dawniej, licznych sanatoriów, pensjonatów i dwóch synagog, wysadzonych w powietrze przez hitlerowców rozwiązujących problem żydowski. A było co rozwiązywać, bo dawny Otwock liczył 12 tysięcy Żydów, co stanowiło 75% ludności. Przechodzimy przez strzeżony przejazd kolejowy do ulicy Żeromskiego, by następnie na wysokości kościoła ojców Pallotynów wejść w niegdysiejszą główną ulicę uzdrowiska, ulicę Kościuszki. Dalej ulicą Chopina i Kopernika, dochodzimy do Kościelnej, a stąd już niedaleko do Dworca Kolejowego PKP, gdzie zamykamy czterokilometrowa pętlę naszej wędrówki. Po powrocie do domu wpisujemy do książeczki wycieczek pieszych obiekty spotkane na trasie i przynosimy do biura Oddziału PTTK przy ul. Warszawskiej w celu zweryfikowania normy na odznakę „Sympatyk Otwocka” w stopniu popularnym. Odtąd czujemy się dyplomowanym znawcą Otwocka.


Obiekty zabytkowe i interesujące krajoznawczo położone przy trasie obowiązkowej to:
– Dworzec Kolejowy PKP z początku XX w. -ul. Orla. Pomnik Chrystusa, kopia rzeźby Andrzeja Pruszyńskiego sprzed kościoła św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu, wystawiony z inicjatywy księdza Ludwika Wolskiego przy ul. Orlej. Tablica pamiątkowa poświęcona M. E. Andriollemu -ul. Andriollego na budynku PKO BP. Dom drewniany w stylu *świdermajer* -ul. Andriollego 66. Na cmentarzu oglądamy kwatery żołnierzy Wojska Polskiego z lat 1939-1944, Kwatery żołnierzy Armii Czerwonej 1944-45, pomnik Ofiar Stalinizmu 1944-46., grób gen. Juliana Filipowicza. Park Miejski, założony w latach 20-tych XX w. przy ul. Filipowicza, – d. Kasyno i Dom Zdrojowy z połowy lat 30-tych XX w. -ul. Filipowicza 9. d. Pensjonat Gurewicza, drewniany z początku XX w. -ul. Armii Krajowej 8. Zespół drewnianych willi z przełomu XIX i XX w. w stylu *świdermajer* -ul. Żeromskiego róg ul. Kościuszki. Pomnik upamiętniający pobyt marszałka J. Piłsudskiego w Otwocku przy ul. Kościuszki. Zespół drewnianych willi z przełomu XIX i XX w. w stylu :świdermajer: -ul. Chopina, Kościelna. Kościół parafialny p.w. św. Wincentego a,Paulo, pierwotnie z 1906r., przebudowany na przełomie lat 20 i 30 w stylu modernistycznym, wewnątrz obraz Matki Bożej Swojczowskiej z XVIIw. Przy ul. Kościelnej. Pomnik Swojczan na terenie kościelnym przy ul. Kopernika. Ruina neogotyckiej willi *Julia* , dawnego inhalatorium, dawnej poczty, z końca XIX w. przy ul. Kościelnej 2.


A czy naprawdę znasz już cały Otwock? Nic podobnego. Musisz jeszcze pochodzić. Ale o tym innym razem.


BACA