A może Ty też jesteś zarażony?

W naszym pięknym kraju panuje taka dziwna moda na bycie ponurym. Jest to zjawisko powszechne i nie omijające żadnych kręgów naszego społeczeństwa.


Możemy stworzyć długą, długą listę zaczynając od gbórowatej sklepowej a kończąc na dyrektorze szanowanej firmy. Nie należy zapominać o całym szeregu innych osobistości towarzyszących naszemu codziennemu życiu. No tak ale można zapytać gdzie leży przyczyna tak marnego stanu ducha naszego narodu. Owej przyczyny nie należy jednak szukać w martyrologicznej przeszłości, lecz tu blisko, w nas samych. Do takiego wniosku doszedłem po wczorajszym wyjątkowo nie nieudanym poranku.

A wszystko zaczęło się tak. Wstałem rano a za oknem jak to za oknem nic inspirującego, a już na pewno nie impresje znad lazurowego wybrzeża. Jedynie wczesny szary cięty z rzadka zimną i mokrą mżawką widok. Tak więc trudno wymagać promiennego uśmiechu na twarzy. Paskudna pogoda wywołała u mnie nieznaczny grymas niezadowolenia. Ale to oczywiście nie koniec porażek. Oto z wolna przemierzam przestrzeń domu w poszukiwaniu łazienki gdy nagle pod stopą poczułem nieprzyjemną wilgoć. No tak właśnie stanąłem w samym środku kałuży, którą z zadowoleniem wyprodukował mój piesek. Powodowany głębokim afektem dopadłem drania i… zaproponowałem mu zmianę lokalu. Dzięki temu dałem odrobinę upustu nagromadzonej w sobie agresji .

To jednak nie koniec porażek, bo oto za chwilę miałem przekonać się jak złośliwe w swej naturze mogą być krany. Tak krany naprawdę mogą zatruć człowiekowi życie. Sytuacja była całkiem zabawna a zaczęła się dość niewinnie bo od nałożenia pasty na szczoteczkę. Dalej była procedura czyszczenia, mordowania bakterii i tych wszystkich innych rzeczy. Problemy pojawiły się gdy wyplułem do umywalki zawartość mojej jamy ustnej (trzeba zaznaczyć że byłem przy tej czynności pochylony). Pech chciał, że dokładnie w tym samym momencie kran zapowietrzył się i potężny strumień wody uderzył w to co wyplułem w ten sposób że cała zawartość umywalki wylądowała na mojej twarzy. Po tym epizodzie postanowiłem nie jeść śniadania i tak już nie byłem głodny. Wolałem nie ryzykować podobnego zajścia z nożem, widelcem czy czymś podobnym.

Poczłapałem do autobusu. A w Mini-busie jak to w Mini-busie – aż szkoda wsiadać. Pan kierowca z czarnym wąsem i olbrzymim bambrem wydał mi bilet z miną kata egzekutora nie mówiąc przy tym ani słowa. Oczywiście dalej było już tylko gorzej. Miejsce zająłem naprzeciwko uroczej panienki i pomyślałem sobie iż rzeczą sympatyczną będzie uśmiechnąć się do niej. Cóż moje intencje zostały opacznie odebrane gdyż w zamian potraktowany zostałem piorunującym wzrokiem z dodatkiem głębokiej pogardy.

Nie będę rozwodził się nad tłumem ponuraków o których otarłem się tego poranka dodam jedynie panią sekretarkę z mojej szkoły która potraktowała mnie z odrazą jako kolejnego natręta zakłócającego rytuał jej dnia.

Po wszystkich tych przejściach nie miałem już specjalnej ochoty uśmiechać się a już najbardziej być dla kogokolwiek miłym i uprzejmym.

Na uprzejmości może nie miałem ochoty ale dzięki prześladującemu mnie fatum naszło mnie na głębokie przemyślenia. Tak doszedłem do smutnego (i znowu ponuro) odkrycia. Nasze społeczeństwo trapi bliżej nieznana medycynie choroba, którą nazwałem Syndromem Dnia Powszedniego. Moim zdaniem możliwe są trzy przyczyny tego stanu.

Pierwsza raczej abstrakcyjna i nie mająca specjalnego związku z rzeczywistością. To, że ów syndrom odziedziczyliśmy w genach i cała nasza choroba przechodzi z pokolenia na pokolenie – począwszy od naszego pra-przodka pierwszego polaka a skończywszy na nas samych.

Druga teoria dotyczy powszechnego i zbiorowego pecha który prześladuje prawie każdego z nas codziennie rano. Dzięki tej teorii można by wytłumaczyć ponurość towarzyszącą nam w autobusach, pociągach i tramwajach .

I wreszcie ostatni pomysł na pochodzenie naszego syndromu to Łańcuchowa Reakcja Obronna, czyli na nieuprzejmość ponurość i brak przychylności ze strony bliźnich odpowiadamy tym samym. Niestety nie jest to metoda dość skuteczna gdyż łatwo zarazić się takim ponuractwem i tak powstaje reakcja łańcuchowa.

Naturalnie to tylko teorie a prawda – jak to z prawdą bywa – pewnie leży gdzieś po środku. Na szczęście choroba ta we wczesnym stadium jest łatwo uleczalna a środki zaradcze są powszechnie dostępne.

I tu dochodzę do sedna sprawy. Apeluję do wszystkich którym sprawa Syndromu nie jest obojętna. Podejmijcie walkę już dziś. Przede wszystkim uśmiechajcie się i nie zapominajcie o tym żeby być miłym. Manifestujcie uprzejmość i pokażcie innym, że jeszcze gdzieś jest piękny i normalny świat, gdzie ludzie są serdeczni dla siebie i wiedzą co to szacunek.

Ja już zacząłem się leczyć. Ty możesz być następny. niech rozpocznie się nowa Łańcuchowa Reakcja Obronna. Ha-ha.

dh. Tomasz Wojciechowski

5 D. H. „LEŚNI”