Autorytety “drugiej kategorii”

Zacznijmy od tego, że myślenie jest czynnością bardzo złożoną, wymagającą dużych nakładów energii i silnej woli. Jeśli jednak podejmiemy ten wysiłek i zdecydujemy się coś przeanalizować przy pomocy naszego mózgu, możemy dojść do bardzo ciekawych wniosków. Ja, pewnego jesiennego wieczoru, do takowych doszłam…


Zastanawiałam się nad autorytetami w naszym życiu, ich rolą, znaczeniem i nad tym, w jaki sposób wpływają na nasze zachowania. Czy są ważne, czy nie? Czy zawsze się nimi kierujemy i co zdecydowało o wyborze takiego, czy innego autorytetu?
 
Pierwszą myślą, która mi się nasunęła, była odpowiedź na ostatnie z powyższych pytań, czyli DLACZEGO ON/ONA??? Oczywiście, dlatego że jest kimś „super”. Posiada niezwykłe umiejętności (oczywiście pozytywne), najczęściej te, których my nie możemy posiąść, mimo usilnych prób, cechy, które bardzo cenimy, a których nam brakuje i oczywiście dokonania, czyli cele, do których w mniejszym lub większym stopniu chcemy dążyć.  


Następną rzeczą, jaką sobie uświadomiłam był fakt, że nie mam jednego autorytetu. Jest ich kilka, podzielonych na dwie „kategorie”. Do pierwszej zaliczam te, które są ideałami, niedoścignionymi wzorami, uosobieniem cech, których nigdy nie uda mi się nabyć lub tych, które uwidaczniają się dopiero w bardzo specyficznych sytuacjach. Żeby zobrazować to „karkołomne zdanie” przedstawię to na przykładzie: Pewien harcerzyk, w zielonym mundurku, uwielbia historię. Zwłaszcza czasy, rycerzy, księżniczek i wielkich bitew. Dodatkowo jeździ konno i jest w bractwie rycerskim. Jednym słowem pasjonat. Jego autorytetem jest XVI-wieczny, wielki dowódca kawalerii. Nie trzeba dużego wysiłku, by stwierdzić, że nasz harcerzyk nigdy nie będzie dowodził konnymi oddziałami, ani nie uratuje królewny, czyli nie dorówna swojemu ideałowi. Oczywiście, można dyskutować, że będzie miał rycerska postawę, będzie się kierował takim czy innym kodeksem, ale jedno nie ulega wątpliwości- XVI-wiecznym rycerzem nie będzie!


W ten sposób doszliśmy do drugiej „kategorii” autorytetów. Do tej zaliczam osoby, które bardzo cenię, ale żyją obok mnie. Mają problemy i z nimi walczą, upadają, a potem wstają, jednym słowem, nie są IDEALNE! Właśnie taką postawa „dają nam możliwość dogonienia” ich. Pokazują, że nawet zwykli ludzie mogą osiągać swoje wymarzone szczyty, że każdy racjonalny cel jest do zrealizowania. Czyli nasz harcerzyk dowódcą nie zostanie, ale może być w przyszłości jakąś „szychą” w swoim bractwie lub zamiłowanym historykiem.


Odnosząc teraz te rozważania do harcerskiego życia, nie ukrywam, że mam swoje „idealne” autorytety. Na pewno w pierwszej kolejności zaliczę do nich Baden-Powella, który zawsze był skarbnicą nowych pomysłów, zawsze miał motywację do dalszego działania, a co najważniejsze od zera wymyślił to, co my harcerze kontynuujemy, czyli Skauting. Wiadomo, że nie doścignę kogoś takiego, bo brak mi tak wielu cech, umiejętności, które posiadał B-P, ale mogą za wszelką cenę starać się rozwijać na drodze wskazanej przez mój idealny autorytet. Mogę go traktować bardziej jak drogowskaz, a nie jak cel. Jak wskazówkę, nie metę!


Natomiast realne zamierzenia na przyszłość wyznaczają mi „Ci Drugiej Kategorii”. To właśnie Oni pokazują mi, że mogę starać się, by moja praca w ZHP-ie była cegiełką budującą coraz lepsza organizację, bym moje pozytywne cechy wykorzystywała w najlepszy z możliwych sposobów i walczyła ze swoimi słabościami. Są wzorem i motywacją, mimo, że są to (pozornie) zwykli ludzie, których znam, Ci, którzy są drużynowymi i przybocznymi działających drużyn, ludzie, którym „się chce”.
Uważam, że takie autorytety powinniśmy wybierać i stawiać sobie za cele, te, które możemy osiągnąć, bo to one w dużo większym stopniu motywują nas do działania…


Marysia Lipińska