BŚP 2001

23 grudnia 2001 roku przekazałem Betlejemskie Światełko pokoju na ręce ks. proboszcza parafii p.w. Św. Maksymiliana Kolbego. Odbyło się to podczas Msmizy Św.


O godzinie 9.00. Przed rozpoczęciem mszy nie zostały zapalone świece i paschał. Ubrany w mundur wszedłem razem z ministrantami i księdzem; opowiedziałem zgromadzonym parafianom o Betlejemskim Światełku Pokoju, przekazałem życzenia i światełko księdzu, od naszego światła zapalony został paschał i świece na ołtarzu.

Marcin Marczak
5 D.H. „LEŚNI”

Pewnego zimowego wieczoru padał śnieg. Ale nie to było największą atrakcją tego dnia. Bardziej istotne było przekazanie Betlejemskiego Światełka Pokoju uczniom Szk. Podst. w Michalinie. Razem z Magdą Traczyk (obie jesteśmy z zastępu „Friendsi Przyrody”) dostarczyłyśmy go p. Grzegorzowi Kopańskiemu, dyrektorowi szkoły.

Działo się to tak: zadzwoniłam do Magdy i mówię jej o co chodzi. Ona skapowała i zgodziła się pójść razem ze mną. Następnie wzięłam cały sprzęt do przekazania i pobiegłam na ul. Graniczą 26 (adres szkoły). Magda już na mnie czekała. Chciałyśmy zrobić fotki. Miały być harcerskie, więc w jako tło wybrałyśmy krzaki. Po sesji zdjęciowej był czas na „szopkę całościową”. Dyrektorowi bardzo się podobało (plik kartek, karteczek i karteluszek szczególnie). Na koniec uśmiechnął się i powiedział: Czuwaj!

Karolina Grodzka
5 D.H. „LEŚNI”

Na początku (na kilka dni przed misją) zadzwonił do mnie Miron (Mirek Grodzki) i powiedział, że jestem jestem jedną z „WYBRANYCH”. Mojej radości końca nie było. Do czasu aż dowiedziałam się o co chodzi (a na to długo czekać nie musiałam).W ów czas nie radowałam się już tak bardzo, ale duma mnie i tak rozpierała.

Misja polegała na zaniesieniu ŚWIATŁA POKOJU do stacji CARITAS przy kościele w Józefowie. Po wyjaśnieniu mi zadania, powiadomił mnie, że mogę sobie wybrać (lub nie) kogoś kto pójdzie ze mną i, że mam do wyboru dni takie i takie. Wybrałam piątek (bo akurat wtedy miałam czas).

Po kilku dość „pouczających” dniach, nastał piątek. Tego samego dnia, w szkole powiadomiłam Dyniaka (alias Kuba Wojciechowski), że spotkał go zaszczyt towarzyszenia mi w Misji. Zgodził się, oczywiście (khe, khe, khe).

Wieczorem, około 18.15, wyruszyliśmy, zabierając ze sobą Mysz Aleksandrę (Aleksandrę Wojciechowską), na spotkanie z przeznaczeniem. Po drodze spotkaliśmy Mirona, Sylwię Strz. i don Wieprza (Jaśka Wojciechowskiego) jadących na Wigilję hufcową. Miron podrzócił nas do siebie, dał nam świczuszkę, życzeń nam nie dał, bo się skończyły i pouczył nas co mamy zrobić, gdyby nikogo nie było w CARITAS-ie. No o poszliśmy…

W CARITAS-ie nie było nikogo (no bo po co?), więc (podłóg wskazówek Mirona) poszliśmy do księdza proboszcza!!! Ale i tu była trochę „kiszka”, bo zamiast proboszcza powitał nas pleban i było jakoś tak nie fajnie, ale lepiej opowiem jak to było (ale krótko).

Umówiliśmy się, że Dyniak walnie jakąś pseudo dyplomatyczną gatkę, Mysza złoży życzenia od drużyny, hufca i całego ZHP, a ja wręczę Światełko i będę siedzieć cicho. Kiedy już znaleźliśmy się na miejscu, wyciągnęłam zapałki i zapaliłam świczkę trzymaną przez Olkę, a Dyniak zadzwonił do domofonu. Odebrał kapelan [który później okazał się być moim katechetom, ale mnie nie poznał (na szczęście)] i powiedział, że u nich harcerze już byli, po czym padło chóralne „Eeeee… Ale jak to?!”. Ksiądz pośpieszył z wyjaśnieniem, że byli tu harcerze z Józefowa, a Dyniak walnął (wielce „dyplomatycznie”), że to pewnie jakieś podrobione lamy z… (tu Olka szeptem nakazała mu się zamknąć-i dobże). Końcem końców ksądz nas wpuścił i odstawił wieeeeeelką plamę chcąc odpalić od nas swoją świeczkę nie biorąc tej, którą my chcieliśmy mu wręczyć. Gdy mu wyjaśniliśmy w czym rzecz, stwierdził, że możemy sobie ją wziąć na pamiątkę, po czym przyjął świeczkę właściwą i wręczył nam swoją. A potem Mysza Aleksanderka wyskoczyła z życzeniami, potem ksiądz się z nami pożegnał i „kazał” nam sobie pójść, bo jest zajęty (kurcze! :<).
Po wykonaniu misji byliśmy wielce zawiedzeni.Nie dość, że proboszcz nie przyszedł się z nami przywitać (pleban nawet się nie trudził, by zawiadomić go o naszym przyjściu), to wszystko było nie tak.Spodziewałam się trochę więcej, zwłaszcza, że to Światło ma nieść radość i pokój, nie niezadowolenie, że się komuś przeszkadza.

Mimo wszystko jednak uważam, że to bardzo piękny zwyczaj i szczerze życzę jego pomysłodawcom wszystkiego najlepszego.

CZUWAJ I SŁAWA!!!
Dużo uśmiechu (i powodów do niego) i radości
oraz wszystkiego najlepszego w Nowym 2002 roku życzy Wam

Ciocia Karinka
5 D.H. „LEŚNI”