Było zimno… – rekolekcje harcerskie

Przede wszystkim było zimno. Czekaliśmy około 10 minut, zanim zaczęła się msza. W tym czasie zdążyliśmy (a przynajmniej ja) zmarznąć.

Po czasie odpowiednio długim msza się rozpoczęła. Środkiem przeszła kolumna składająca się z: Marka (R.) i Michała (też R.) – obaj trzymali świece – księży (dokładnie dwóch, w tym nasz kapelan) i ministrantów (chyba sześciu). Msza rozpoczęła się standardowo. No… prawie, bo ksiądz powitał się z „cywilami” normalnie, a z nami – harcerzami – po harcersku.

Dalej było tak jak zwykle, aż do ewangelii. Po ewangelii było (standardowo) kazanie. A kazanie standardowe nie było i to żadną miarą.

Prowadząc kazanie ksiądz Ujma odwoływał się do harcerzy, ich (naszego) postępowania, od czasu do czasu napomknął o II wojnie światowej, jej horrorze i o Szarych Szeregach. Ale zanim ksiądz zdążył nam objaśnić ewangelię, zaczął opowiadać nam o sobie (troszeczkę). Dowiedzieliśmy się m.in., że nigdy nie udzielał pierwszej komunii.

Potem przeplatał kazanie własnymi wspomnieniami i anegdotkami ze swego życia. Wspominał lata kiedy jeszcze był piękny i młody, i nie był księdzem (dopiero miał nim zostać), i mieszkał w Józefowie. Jak spacerował po naszych pięknych lasach (Ha! duma mę rozpera! 🙂 ^-^) i w ogóle…

Powiedział, że mszy, a raczej jej prowadzenia, nauczyła go „Oaza” i Ruch „Światło Życie”. Mówił też, że przyrzeczenie harcerskie składał w Częstochowie (gdzie się urodził, uczył i wychował) wraz z klasą, a w roku 1990 (wtedy gdy pojechał po raz pierwszy by odebrać Światełko Pokoju) prymas złożył mu propozycję, aby zaczął pełnić funkcję kapelana naczelnego ZHP. No i się zgodził. 🙂

A potem ksiądz już nie przeplatał… już tylko wspominał… (uśmiech ^-^)

W pewnym momencie, gdy ks. Jan dzielił się z nami swoimi wspomnieniami (bądź co bądź ciekawymi), przerwał i przyznał, że przed mszą harcerze „kazali” mu mówić bardziej „ekologicznie” (znaczy się o nas), ale „troszkę” się rozkręcił [śmiech (tym razem także księdza)], bo tu jest jego ukochany Józefów (Ha! Moje miasto! m.in. 🙂 ), w którym mieszkał, pracował, spacerował po lasach i w końcu został księdzem i naszym kapelanem.

Potem ksiądz skończył kazanie, potem wszystko było po staremu, a potem był koniec. A koniec był iście niestandardowy i iście harcerski. Otóż „odśpiewaliśmy” (a raczej odfałszowaliśmy) „Modlitwę harcerską” i było super. Było naprawdę wzniośle (no…, może poza tym, że wszyscy śpiewali trochę za cicho, a obok mnie Miron fałszował, próbując wydobyć z siebie wysokie tony, argh…), „harcerzowo” i nastrojowo.

Trudno w to uwierzyć, ale msza zleciała strasznie szybko. A przynajmniej miałam takie wrażenie, bo druh ksiądz Jan Ujma nie przynudzał (tak jak ma to w zwyczaju większość księży) i dzięki temu msza była duuuuuuuuuuuuuużo ciekawsza i „krótsza” (i nawet spać mi się nie chciało!)

Ach! Bym zapomniała! Przez pół mszy (do kazania) Maro (Marek Rudnicki) i Miś (Michał Rudnicki) trzymali świece, a przez drugie pół siedzieli obok ministrantów. Maro miał minę jakby był natchniony, a Miron (Mirek G.) próbował go rozśmieszyć (A to świnia! Miruś nie obraź się 🙁 ).

No to CZUWAJ – cie i SŁAWA!

Pozdrawiam(!) 🙂 😉 ^-^

Wasza Ciocia Karinka Zielińska alias Sawa!