Zuchy – Czuj!

Bractwo Kamykowe znów do pracy jest gotowe – takim powitaniem zaczęło się pierwsze po wakacjach hufcowe spotkanie „zuchowców”.

Wszyscy byli jednomyślni, że zbiórki trzeba kontynuować. Zeszłoroczna praca Bractwa przyniosła efekty. Powstały dwie gromady zuchowe, i możliwe że wkrótce ujawni się trzecia. Bractwo Kamykowe jest niedużym liczbowo zespołem, ale jego potencjał i możliwości (oby tylko nie zapeszyć) są nie do opisania. Poza możliwościami ofiaruje wzajemną pomoc, wspieranie się w trudnych chwilach, inspiruje do działania, wspólnych planów, pomysłów na zbiórki. Takie są właśnie kamyki – przez nazwę, bliskie nazwisku najwspanialszego Wodza Zuchów – Aleksandra Kamińskiego, przez działanie – wytrzymałe, twarde w postanowieniach, szlachetne, potrafiące wyzwolić lawinę dobroci, radości i fajnych pomysłów. Bractwo Kamykowe to jeszcze nie namiestnictwo zuchowe, ale może zalążek, który stanie się już nie kamykiem, ale kamieniem milowym w rozwoju ruchu zuchowego w Otwocku

12 listopada br. odbyła się kolejna zbiórka Bractwa Kamykowego z udziałem pani psycholog Agaty Danowskiej. Pani Agata opisała cechy psychiczne dziecka w wieku zuchowym, czyli w wieku 7-11 lat, poradziła jak powinien zachowywać się drużynowy w niektórych trudnych sytuacjach na zbiórkach i powiedziała na co szczególnie zwracać uwagę, by osiągnąć powodzenie wychowawcze. Wnioski pani psycholog zbiegły się z doświadczeniami drużynowych, pochodzącymi ze zbiórek, czy kolonii zuchowej oraz potwierdziły trafność postępowania wobec dzieci w wielu przykładowo podawanych sytuacjach. Ciekawym podsumowaniem spotkania było przekazanie uczestnikom zbiórki informacji pt. ”Czym żyją twoje dzieci?” Przepisaliśmy dla Was druhno i druhu te 18 niezwykle ważnych linijek, abyście byli świadomi czym żyją wasze harcerskie dzieci. Musi to wiedzieć każdy drużynowy, że o rodzicach nie wspomnę. Dlatego bezwzględnie warto to przeczytać!

Dzieci wciąż krytykowane uczą się potępiać.

Dzieci wychowywane w atmosferze wrogości uczą się walczyć.

Dzieci wzrastające w strachu uczą się bać.

Dzieci, które spotykają się wciąż z politowaniem, uczą się użalać nad sobą .

Dzieci ciągle ośmieszane uczą się nieśmiałości.

Dzieci wzrastające pośród zazdrości uczą się, czym jest zawiść.

Dzieci bezustannie zawstydzane uczą się poczucia winy.

Dzieci otoczone tolerancją uczą się cierpliwości.

Dzieci otrzymujące dość zachęty uczą się śmiałości.

Dzieci, którym się nie szczędzi pochwał, uczą się uznawać wartość.

Dzieci w pełni aprobowane uczą się lubić samych siebie

Dzieci akceptowane uczą się odnajdywać w świecie miłość.

Dzieci, które często słyszą słowa uznania, uczą się stawiać sobie cele.

Dzieci wzrastające w atmosferze wspólnoty uczą się hojności.

Dzieci otaczane rzetelnością i uczciwością uczą się, czym jest prawda i sprawiedliwość.

Dzieci wychowane w poczuciu bezpieczeństwa uczą się ufać sobie i innym.

Dzieci dorastające w klimacie przyjaźni uczą się, jak wspaniale jest żyć.

Dzieci otoczone łagodnością uczą się spokoju ducha.

Ula Bugaj

Wieczór z Wampirem, czyli Wampiriada

Sobota, godzina 16.10. Drobny poślizg zawsze musi być wliczony w każde przedsięwzięcie. Na sale dawnego kina w Karczewie zaczynają wchodzić harcerze, zuchy i wszyscy zaproszeni goście. Gaśnie światło, publiczność czeka w napięciu…


Nagle, nie wiadomo skąd rozlega się echo rozmowy jakichś dwóch niezwykłych stworzeń. Po chwili rozsuwa się kurtyna i oczom zgromadzonych ukazuje się napis „Wampiriada” a dwa urocze wampiry-konferansjerzy: Henryka (na co dzień Magda Firląg) i Zdzisław (szerzej znany jako Łukasz Kostrzewa) schodzą po drabinie na scenę. Festiwal piosenki „Wampiriada” zostaje otwarty.

Publiczność oczekuje na występ pierwszego zespołu. Jednak co się dzieje? Na scenie, wśród scenografii tworzącej ruiny zamku, Henryka usiłuje przypomnieć sobie słynny fragment „Hamleta” W. Szekspira… Zdesperowany Zdzisław ściąga niefortunną aktorkę ze sceny mówiąc, że „prezes zdecydował, że teraz wystąpi 33 ODHS”. Tak się też dzieje. Jako następny wykonawca pojawia się 126 DH i 7 ODH. Swoje umiejętności (oczywiście nie licząc niezastąpionego Zdzisława i Henryki) prezentuje także 65 GZ „Mali Globtroterzy”, 11 DH „Bezdroże”, zespół „Polarynki” z Domu Dziecka w Michalinie oraz połączone siły dwóch próbnych drużyn – działających przy szkołach podstawowych nr 1 i nr 6.

Pomiędzy występami publiczność miała okazję wspólnie się pobawić i rozruszać podczas wspólnych harcerskich zabaw. W ten sposób, wśród śmiechu, śpiewu i muzyki, upłynęła konkursowa część festiwalu. Jury odleciało na naradę, nastąpiło 10 minut przerwy.

Drugą część imprezy stanowił występ gwiazdy wieczoru, zespołu Szczyt Możliwości. Łukasz Kostrzewa, Piotrek Kostrzewa i Maciek Siarkiewicz zaprezentowali znane utwory zespołu Stare Dobre Małżeństwo oraz swoje własne kompozycje. Wzruszona publiczność razem z nimi śpiewała o bieszczadzkich aniołach, które skrzydła, nawet przy dobrej pogodzie, noszą w plecaku.

Szczyt Możliwości, żegnany owacjami, opuścił scenę. Jego miejsce zajął naczelny czarownik hufca Otwock, komendant Tomasz Grodzki, tego dnia pełniący funkcję przewodniczącego jury. Pierwsze miejsce i główną nagrodę – gitarę, ufundowaną przez redakcję Tygodnika Otwockiego otrzymały Polarynki. Druga nagroda trafiła do próbnych drużyn a trzecie miejsce zajęły zuchy z gromady „Mali Globtroterzy”. Ponadto redakcja Samorządowa Inicjatywa Młodych przyznała nagrody specjalne Maćkowi Łabudzkiemu, obu próbnym drużynom i Tomkowi Kuczyńskiemu, za to, że „był na festiwalu”. Każdy zespól otrzymał pamiątkowy dyplom i nagrodę dodatkową w postaci płyty kompaktowej.

Festiwal nie miałby z całą pewnością tak niezwykłej, pełnej radości atmosfery, gdyby nie dekoracja. Jej tło stanowił „witraż” z bibuły z zamkiem, wilkiem na skale, Babą Jagą na miotle i żółtymi ślepiami, spoglądającymi w głąb sali – czyli tym wszystkim, co kojarzy nam się z atmosferą grozy. Jedyne oświetlenie sali pochodziło ze świeczek, masek z dyni i podświetlenia „witraża”. Jeśli dodać do tego ruiny zamku – mamy kompletny obraz wyglądu sceny. Jednak pomimo tego posępnego z pozoru wystroju nikt się nie bał. Za to wszyscy poczuli się choć trochę „magicznie”. Nie byłoby tego efektu, gdyby nie nieoceniona Gosia Sawa, nasz naczelny scenograf, której udało się połączyć liczne szkice pomysłów w jedną całość.

Chciałabym podziękować wszystkim tym, którzy przyczynili się do zorganizowania festiwalu: sponsorom – firmie Morand, redakcji Tygodnika Otwockiego, Samorządowej Inicjatywie Młodych, sklepowi muzycznemu Otwrock i Komendzie Hufca. Szczególne wyrazy wdzięczności kieruję do Asi Kołodziejek, Kasi Kołodziejczyk, Łukasza Kostrzewy, Piotrka Kostrzewy, Magdy Firląg, Diany Mierzejewskiej, Maćka Siarkiewicza, Sylwii Żabickiej, Sylwii Woś Michała Dymkowskiego, Maćka Dymkowskiego, pana Krzysztofa Krzeszewskiego, Tomka Lubasa i oczywiście pani Ryszardy Falkowskiej.

Ewa

Komunikat Komisji ds. Systemu Punktacji Zastępów

Serdecznie gratulujemy odwagi i wytrwałości zastępom, które zdecydowały się wziąć udział w Systemie Punktacji Zastępów.

Jest to propozycja skierowana do wszystkich harcerzy naszego hufca, ale niestety spotkała się z zainteresowaniem tylko jednej drużyny. I oni i my wiemy, że spełnianie wymagań wynikających z regulaminu Systemu Punktacji Zastępów jest i trudne, i czasochłonne, ale chyba warto. Nie tylko ze względu na nagrodę, która czeka na zwycięski zastęp, ale również po to by zmierzyć się z innymi zastępami, podzielić własnymi doświadczeniami – zarówno tymi, które przyniosły sukces, jak i tymi, które nie do końca się udały. Nasza propozycja daje taką szansę. Stanowi również możliwość wsparcia i uatrakcyjnienia pracy zastępów.

Dlatego ponawiamy nasze zaproszenie do wzięcia udziały w Systemie Punktacji Zastępów. Startujący od listopada będą w trochę gorszej pozycji, ale przyznane dotąd punkty nie są tak duże, by odebrać innym szansę na zwycięstwo. Przypominamy, że termin składania raportu za listopad mija w piątek 7 grudnia o godz. 19:30. To wystarczająco dużo czasu, by podjąć decyzję. Jeszcze raz serdecznie zapraszamy.

Z poważaniem,

Komisja ds. Systemu Punktacji Zastępów

A oto punkty przyznane za październik 2001:

Przyjaciele Zielonego Chomika – 22,50

Virides – 20,00

Wieczni Wędrowcy – 15,00

Drwale – 7,50

Friendsi Przyrody – 6,00

Green Pigs – 0,00

[wszystkie zastępy należą do 5 D.H. “LEŚNI”]

Raz…, raz…, raz… dwa… strzy… Czy mnie słychać…?

Helou! To ja, Głos Twojego HaeSjI! Dziś opowiem Ci, co tam hufcowi Spiskowcy spiskują żeby nie było, że nie wywiązują się ze swoich obowiązków. Trochę bywali w harcerskim świecie, a jak gdzieś nie byli, to już wiedzieli kogo trzeba, tam… ten… kolanem do ściany… i… no…

I w ten sposób stało się, że w końcu oddają do użytku kolejny numer Twojego ulubionego miesięcznika. Zgodnie z umową, czy jak to tam nazwać, każdy kolejny numer pojawia się w trzecią roboczą środę każdego miesiąca. Jeśli nie zauważyłeś, że comiesięczny raport Spiskowców, w tym miesiącu pojawia się z tygodniowym opóźnieniem, to bardzo dobrze, bo się nie wydało! Chociaż… może to tak nie do końca dobrze, bo wiesz, co to oznacza, drogi Czytelniku? To oznacza, że nie czekasz na „PRZECIEK” z utęsknieniem i nie pilnujesz, kiedy wychodzi. No dobra, tym razem masz wybaczone. W każdym razie „Spisek” przyznaje się do „obsuwy”, ale stało się to na prośbę naszych współpracowników.

Dobra… to jedno już załatwiłem.

Teraz w imieniu Spisku pragnę pochwalić się pierwszym autografem, jaki dostali jako redakcja, a tak właściwie, to Ty, drogi Czytelniku, go dostałeś. Tak, tak. Ale może po kolei. Pan Wojciech Sobociński jest tak jak Ty druhem, podharcmistrzem z resztą (harcerzował na Pradze Pd). Może już nie jest tak aktywny na polach harcerskich jak Ty, ale nareszcie nawiązał z nami (w sensie otwockimi harcerzami) kontakt, który mu się już po nocach śnił (nic nie wspominał o koszmarach). No kto z kim pierwszy i w ogóle, to już dokładniej innym razem, jak się druh Sobociński da namówić Spiskowi na jakiś interwju, na przykład. Dh S. współpracuje z harcerzami z naszego hufca, służąc im swoją fachową wiedzą w zakresie przyrodniczo turystycznym [P2(2) „Polowanie na nietoperze” & P4(4) „Bagienna awifauna”]. Na łamach Twojego pisma pojawił się w numerze z maja (z kotem w umywalce na okładce), a tak na co dzień pisuje do „Linii Otwockiej”. Ostatnio sprawił, że na rynku pojawił się przewodnik po dawnej Puszczy Osieckiej. Tutaj oficjalnie zapraszam Cię na stronę 16 „Przecieku”.

Jestem, co prawda tylko Głosem, ale czytać też potrafię i szczerze powiem, że już na dniach moja biblioteczka powiększy się o jeszcze jedną pozycję turystyczną. Tam, gdzie Cię zaprosiłem trochę wyżej, jest napisane o tym przewodniku.

Ha! Twoja biblioteczka niech nie będzie gorsza! Jest to akurat ten typ kobiety, który lubi być poszerzany! Zgłoś się do HSI i żądaj przewodnika „Szlakami dawnej Puszczy Osieckiej” Marty i Wojciecha Sobocińskich.

Harcerze 12 zł , krewni i znajomi 15 zł
Żadnego 0-700! Po prostu przyjdź do Hufca!
[Albo napisz: po.puszczy@zhp.otwock.com.pl]

Gratulacje

Z okazji okrągłej rocznicy redakcja “Przecieku” składa Magdzie i Tomkowi życzenia przeżycia kolejnych udanych 5 lat, 2 miesięcy i 21 dni.


Szkoda, że jesteście już oboje harcmistrzami, bo byśmy mogli Wam życzyć kolejnych podkładek pod krzyżami…

HSI

KUCZYN, KOGUT, STARA WIEŚ, PROMETEUSZ i PIĄTA NAD RANEM

Nikt nie wiedział, o co tak naprawdę chodzi, gdy pewnego listopadowego piątku, pod drzwiami Komendy Hufca, dostaliśmy jakieś pokręcone mapki. Wszyscy byli nieco zdezorientowani widząc na nich jedynie mnóstwo zaznaczonych punktów z cyferkami, rozsianych po całej okolicy.




A kartka z zadaniami wcale nie ułatwiła nam rozwiązania zagadki i wyjścia na trasę. Dzięki Bogu, w naszym hufcu trafiają się sporadycznie myślące osoby, które odgadły co kryją w sobie te tajemnicze znaki…

Następną miłą (i wcale nie ostatnią…) niespodzianką tego wieczoru był nasz nietypowy środek transportu – okazał się nim kontener, w który zapakowano nas i wywieziono, nie do końca świadomych gdzie…

Naiwni, że gra skończy się przed 2.00 w nocy, każda grupa udała się w swoją stronę na poszukiwanie punktów. Było ich trochę, a na każdym czekały na nas nietypowe i wymagające myślenia zadania… Na każdym starano się nas zagiąć, ale jako reprezentacje drużyn – nie zawiedliśmy.

Atrakcji nie zabrakło. Biegi z noszami na przełaj przez las, gotowanie herbaty w menażkach nad ogniskiem, stawianie namiotów z pałatek, czy kąpiele w stawie przy temperaturze -2 stopnie o godz.1 w nocy z pewnością się do nich zaliczają, a do rzadkości nie należały… i skusili się na nie tylko prawdziwi twardziele…

W każdej grze zdarzają się różne niedociągnięcia, a nigdy nie było i raczej nie będzie takiej gry, która by się nie przeciągnęła, ale chyba nikt nie przewidział, że gra przedłuży się o blisko 5 godzin! (ostatni patrol przybył do miejsca noclegu- szkoły w Starej Wsi, grubo po 5.00). Szczęśliwi ci, którym udało się przespać więcej niż 2 godziny…

Z następnego dnia MORS-a utkwiły nam w pamięci głównie:

– ucieczki przed Filchem i jego kogutem… ( co prawda niektórzy byli zawiedzeni i rozczarowani, gdyż spodziewali się Kuczyna chodzącego z kogutem na sznurku, a tu co ???…)

– fizyczne zadania prof. …??? (niestety nie pamiętam jak się nazywał)

Jednak prawdziwą atrakcją wieczoru było pojawienie się Prometeusza i przekazanie ludziom ognia.

I jak to zwykle bywa, na zakończenie powinno się napisać jak było, otóż: to, że gra była udana, to mało powiedziane…!!! Było po prostu… zawodowo !!!!!! Długo tego nie zapomnimy. Dzięki Kuczyn…


„Kózka” i Paweł

MORS – jak to było i co się stało

Jak to było – każdy, kto wziął udział w Marszu Otwockich Rad Starszych, ma swoje subiektywne zdanie. A co się stało? Na szczęście nic. A mogło…

Pomijając pierwszą część zmagań rad drużyn, wszystko było dopracowane, a zwłaszcza gra fabularna z Harrym Potterem w tle, która poza sprawdzianem wiedzy stanowiła świetną okazję do poczucia się „magicznym” człowiekiem – przecież harcerstwo ma w sobie pewną magię… Wieczorne ogniobranie chyba dla wszystkich stanowiło element zaskoczenia – nikt nie spodziewał się takiego spektaklu, warto było poczekać i trochę pomarznąć.

Jednak wśród elementów wybitnych pozostaje jeden niechlubny – mianowicie piątkowa nocno-wieczorna gra terenowa. Pierwsza nasuwająca się uwaga, to ogólna dezorientacja. W momencie startu chyba nikt za bardzo nie wiedział, o co tak właściwie chodzi. Idea nagłego desantu nie-wiadomo-gdzie (no, niezupełnie, Starą Wieś wszyscy znają) była interesującym dodatkiem do dość standartowych gier hufcowych. Jednak aby w pełni to docenić, trzeba mieć jakieś pojęcie O CO CHODZI. Sądzę, że tym, czego zabrakło w tym momencie, to porządna odprawa dla patrolowych. Zdaję sobie sprawę, że od harcerza (zwłaszcza od członka rady drużyny) można wymagać odrobiny inwencji w rozszyfrowaniu współrzędnych punktów gry (wyznaczały je punkty przecięcia pewnych linii, poprowadzonych między innymi punktami). Jednak każdy, kto ma elementarną wiedzę z geometrii wie, że milimetrowe różnice na mapie to bezcenne kilkadziesiąt metrów w terenie. A wystarczy, że punkty 1, 2, 3, 4, które trzeba odpowiednio połączyć są naniesione pół milimetra w lewo… Co do samej mapy – była trochę nieaktualna, bo brakowało na niej dość istotnej drogi. Ale dla harcerza to drobnostka… Gorzej, jeśli punkt, do którego ma dotrzeć jest pół kilometra dalej, niż na mapie i to nie w tę stronę. Aby zapobiec temu, że 70% patroli przez godzinę szukało Arka po lesie, można by po prostu zastosować koperty awaryjne – oczywiście ich otwarcie kosztowałoby punkty karne, ale dawałoby to możliwość wyboru między lepsza punktacją a znalezieniem się w ciepłym śpiworze.

Moje kolejne uwagi odnoszą się do samej trasy. Gra była zaplanowana na ok 6 godzin. Było 5 punktów, na każdym patrol miał spędzić średnio 40 minut. Z prostego wyliczenia mamy, że odległości między punktami patrol powinien przebywać w czasie ok. 26 minut (wliczając powrót z ostatniego punktu do szkoły). Jednak jak tego dokonać, gdy jeden punkt jest w Pogorzeli, drugi w Glinie a na plecach targamy plecak? Trochę niewykonalne. Zastanawiam się, czy ktoś przeszedł trasę w warunkach operacyjnych (noc, mróz, 10 kg na plecach, cały tydzień niedospanych nocy za sobą), czy też może trasę układano jeżdżąc przysłowiowym palcem po mapie, ewentualnie samochodem po okolicy? Gdyby zmniejszyć odległości i zwiększyć ilość punktów, gra zyskałaby dużo na atrakcyjności i stałaby się dużo bardziej dynamiczna.

MORS ma w sobie słowo „Starszych” oraz „Rad”. Dlatego można od uczestników wymagać pewnego zahartowania w bojach. Warto by jednak spróbować przełożyć teorię na praktykę i dostrzec, że w hufcu jest jedna drużyna starszoharcerska, a w radach drużyn są też zastępowi, którzy w MORS-ie musieli wziąć udział choćby ze względu na cenzus ilościowy patroli. Może mając na uwadze zdrowie tych najmłodszych uczestników – pozwolić im jednak na zostawienie plecaków w szkole (koło której przecież był desant)?

Skoro już o zdrowiu mowa – stąd blisko jest do bezpieczeństwa. Jak wiadomo – na wsiach w piątkową noc różne cuda się dzieją. Ponadto – tylko w dwóch patrolach był ktoś pełnoletni. Może ta uwaga powinno się odnieść do patrolowego, ale w końcu w informatorze nie było na ten temat ani słowa. Pomijam też wątpliwe bezpieczeństwo niektórych punktów. Organizując jakąkolwiek imprezę nie powinniśmy zapominać, że każdy uczestnik najpierw jest człowiekiem z dość krucha głową, czyimś dzieckiem, a na końcu harcerzem.

Kopalnią tematów na zażalenia jest lista niezbędnych rzeczy. Owszem, informuje o tak oczywistych rekwizytach jak przybory do mycia (podobno harcerz może się bez tego obejść), ale na temat karimaty – niezbędnej do w miarę wygodnego snu – milczy. Poza tym, jak już się komuś przypomina o konieczności zabrania piżamy, to można by też dodać, że przydatne są też światła ostrzegawcze do oświetlenia kolumny.

MORS jakoś się odbył. I dobrze, bo nie było go od trzech lat (ostatnie dwa – ’96, Mlądz, M. Wojtasiewicz, ’98 – Wola Karczewska, także zorganizowany przez Maćka), a w hufcu brakuje imprez cyklicznych. Jednak na ile był bardzo udany? Ocenę pozostawiam Czytelnikom.

Ćma

Od: „Tomasz Kuczyński”

Do:
Temat: Moja opinia o MORSIE
Data: 22 listopada 2001 09:39

Jak wiadomo wszystkim w dniach 16 -18.11.2001 w okolicach Starej Wsi odbył się MORS. MARSZ OTWOCKICH RAD STARSZYCH. Celem biwaku było wybranie najlepszej Rady drużyny naszego Hufca w roku 2001, poznanie innych drużyny, wspólne spędzenie kilkunastu godzin na prawdziwym harcowaniu.

W Morsie uczestniczyło pięć patroli: 3 DH, 7DH, 11 DH, 33 ODHS, 126 DH. Dla mnie uczestnictwo tak małej ilości patroli nie było jakimś większym zaskoczeniem. Od dawna wiadomo, że w naszym hufcu działa dobrze tylko kilka drużyn. Z punktu widzenia organizatora zaliczam MORSA do imprezy udanej i jestem zadowolony z przebiegu imprezy. Oczywiście nie obyło się bez pewnych niedociągnięć. A to Arek za bardzo się schował na swoim punkcie, a to trasa była za długa, a to rozpoczęcie przedstawienia się przeciągało, lub coś jeszcze innego…

Uważam, że taka impreza, tylko dla Rad Drużyn jest potrzebna. Każdy drużynowy ma możliwość wykorzystania tej imprezy w pracy ze swoimi zastępowymi, stwarzanie dobrej atmosfery w Radzie, co znacznie poprawia codzienną pracę. Chciałbym aby MORS był imprezą cykliczną i myślę, że listopad jest mimo wszystko dobrym miesiącem na tego typu imprezę. Na koniec podziękowania. Szczególnie dziękuję dh Uli Bugaj, dh. Magdzie Grodzkiej, dh. Tomaszowi Grodzkiemu, dh Piotrkowi Jaworskiemu, dh. Michałowi Łabudzkiemu oraz Arkowi Królakowi, oraz dyrektorowi MDK panu Czesławowi Woszczykowi.

GRATULACJE : GRATULUJĘ WSZYSTKIM UCZESTNIKOM HARTU DUCHA I WYTRWAŁOŚCI I DZIĘKUJĘ ZA PRZYBYCIE.

Tomek Kuczyński

Magiczny Andrzej

Już po raz drugi wraz z ministrantami i bielankami z parafi pw. M.B.Częstochowskiej organizowaliśmy Andrzejki dla dzieci uczęszczających do parafialnej świetlicy. Naszym zadaniem było przygotowanie wszelakich wróżb, a ministranci zajęli się dyskoteką.

Wróżby cieszyły się wielkim powodzeniem wśród dzieci i młodzieży, ale i nie tylko ponieważ rodzice także mieli wielką ochotę dowiedzieć się co ich czeka w przyszłości. Wróżbitów i wróżbitek było bardzo wielu więc zacznę od początku (od okna) czyli od Marka Rudnickiego, jego wróżba była dość nietypowa ponieważ po wielkim półmisku z rzadką galaretką pływały świeczki wokoło półmiska były rozłożone karteczki na, których były wypisane mądre myśli mądrych ludzi. Losowanie wróżby polegało na popchnięciu świeczki i w którym miejscu świeczka się zatrzymała z tego miejsca braliśmy myśl przewodnią na przyszły rok. Marek był bardzo zadowolony ponieważ jego stoisko było praktycznie samoobsługowe. Przechodząc dalej trafialiśmy na równie ciekawe miejsce prowadzone przez Karinę Zielińską i Tomka Lacha. U nich można było sobie wywróżyć przyszłość na całe rzycie czyli np.: zaręczyny, zakon, staropanieństwo, bogactwo, dobrobyt, słodkie życie i dziecko, a w przypadku dziecka dodatkowo wróżba specjalna czy to będzie syn czy córka. W przypadku gdy ktoś wróżył sobie dwukrotnie, dochodziło do małych sprzeczności w przypadku gdy ktoś wylosował; zaręczyny i zakon. Po naradzie doszliśmy do wniosku że to oznacza wielkiego pecha w przyszłości. Nie wszyscy byli zadowoleni z tego co ich czeka w przyszłości ale mówiąc krótko takie jest życie. Bysior (Maciek Lach) wróżył z kuli. Jego przepowiednie były tak fantazyjne że klienci odchodzący od stołu nie mogli z wrażenia powiedzieć ani jednego słowa (nie wnikajmy w szczegóły). Jego kolega Hubert, który dzielił z nim stół miał równie szokujące Wróżby typu „wpadniesz dziś do … ” ale były także pozytywne wróżby takie jak „ spotkasz dziś wybrankę swojego życia albo uda Ci się wrócić bezpiecznie do domu itp.” Nie mogło także zabraknąć lania wosku, tym zajmowali się Dyniak (Kuba Wojciechowski) i Mikołaj Fedorowicz. Ich sposób wróżenia różnił się od tradycyjnego, ponieważ po odlaniu wosku były tylko dwie możliwości: szczęście lub pech, jeśli to co odlaliśmy wyglądało pechowo to miało się pecha i odwrotnie, ale tylko oni potrafili stwierdzić czy figura jest pechowa czy też szczęśliwa. Piotrek Bijoch przepowiadał kim zostaniemy w przyszłości (zawód).
Mirek skuszony pięknym wystrojem stoiska, nie oparł się pokusie sprawdzenia co jest jego życiowym powołaniem, a prawda jest taka że Miron będzie fryzjerem. Ostatnim miejscem gdzie można było się dowiedzieć coś o swej przyszłości było stoisko dziewczyn, Magda głównie przepowiadała jaka/i będzie nasz życiowy partner i ile będziemy mieli dzieci. Za to jej sąsiadce wystarczyła data urodzenia aby stwierdzić że jesteśmy: małpą lub świnią, ale to tylko dwa z wielu chińskich znaków zodiaków, które odzwierciedlały nasze usposobienie.
Gdy wszyscy dowiedzieli się co ich czeka w przyszłości udali się na dyskotekę, a my po męczącej pracy udaliśmy się na poczęstunek przygotowany przez rodziców za co bardzo dziękujemy.

Jasiek Wojciechowski

Zamykajcie drzwi piwnicy,
Stańcie wszyscy dookoła.
Mrok rozjaśni światło świcy
I niechaj już nikt nie woła.

Przyszliśmy tu wszyscy po to
Aby przyszłość swoją poznać,
Więc zajmijmy się robotą
Byśmy wrażeń mogli doznać.

Wróżyć dookoła będą
Dziś wróżbici znakomici.
Oni dookoła siędą
Niech moc czarów was Zachwyci!

Niech księżyca jasność blada
Szczelinami tu nie wpada.
Tylko żwawo! Tylko śmiało!

“A. Mickiewicz”, „Dziady” cz. VII

Zabić smoka!

„(…) Posłuchajcie zatem, szlachetni panowie, co wydarzyło się tydzień temu nie opodal miasta wolnego, zwanego Hołopolem. Otóż świtem bladym, ledwie, co słonko wschodzące zaróżowiło wiszące nad łąkami całuny mgieł…
(…) Krótko, bez metafor. Na pastwiska pod Hołopolem przyleciał smok.
(…) Opowiadaj. Duży był?
– Ze trzy końskie długości. W kłębie nie wyższy niż koń, ale dużo grubszy. Szary jak piach.
– Znaczy się, zielony.
– Tak. Przyleciał niespodziewanie, wpadł prosto w stado owiec, rozgonił pasterzy, utłukł z tuzin zwierząt, cztery zeżarł i odleciał.”




W ten sposób się o mnie dowiedzieli.

Uradzili, że podzielą się na trzy grupy i ruszą, aby mnie zabić. Brrr. Pierwszej szajce przewodził niejaki Boholt (wyglądał prawie jak Maciek Dymkowski) rębacz, zasłużenie cieszący się opinią rzeźnika. W kolejnej grupie hersztem był Yarpen Zigrin krasnolud, którego rysy twarzy przywodziły na myśl Piotrka Zadrożnego. I w końcu prosty w myśleniu aczkolwiek skuteczny w działaniu szewc Kozojed, do złudzenia przypominający Anię Pietrucik.

Niedoczekanie wasze – pomyślałem tak łatwo mnie nie dostaniecie!

Ruszyli. Boholt z kompanią od razu pociągnął w knieje. Zadaniem, które miało ich wewnętrznie przygotować do spotkania ze mną, było wykonanie dobrego uczynku. Co zrobili? Nie, lepiej o tym nie pisać. W tym czasie ludzie Yarpena szukali kramu warzywnego z kapeluszem w herbie, w którym to żona kramarza miała coś wiedzieć o smokach. No i zdradziła im, jaki jest mój przysmak i podarowała im go oczywiście nie uczyniła tego za darmo balladę najpierw usłyszeć chciała.

Kozojed też by rad wyruszył, ale troszkę mu się pokomplikowało i długo w ziemi ryć musiał, zanim klucz odnalazł, który drzwi do komnaty z wiadomością otwierał. W końcu wszyscy sobie jakoś poradzili i ruszyli w leśne ostępy.

A w lesie, jak to w lesie. Tu żmijka, tam żmijka, ale one…Pierwszym poważnym zadaniem, któremu wszyscy stawić czoła musieli, było uwolnienie małego smoka z rąk okrutnej królewny. Ona to (jędza przebrzydła), zaczarowała część terenu tak by ludzka stopa stanąć na nim nie mogła i uwięziła biedne stworzenie. Ho, ho, jakich sztuczek się grupy imały by gada wydostać a częścią ciała żadną, gruntu nie dotknąć.

Droga wiodła dalej nad „jeziora toń okrutną”. Gdybym stwierdził, że okolica przypominała rezerwat „Na torfach” a syrena nad jeziorem miała uśmiech Sylwii Żabickiej to nie brzmiałoby to zbyt lirycznie. Pozostańmy, zatem przy opcji Mickiewicz/Goethe i dość powiedzieć, że nad lustrem wody każdy miał wczuć się w rolę rycerza szukającego ukrytego skarbu i przy pomocy syreny i jej narzędzi badawczych (!) mógł określić swój charakter, swoje cechy, swoje wnętrze.

Później znowu lasy i lasy. Zmierzchać zaczęło. Odległe jęki strzyg i mlaskanie kikimory nie odstraszyły nikogo. Mimo utrudzenia wszyscy wędrowcy brnęli gościńcem kilometr za kilometrem. A tu bęc. Jaskier. Poeta tutaj bardziej występując jako aktor chciał, by dziatki utrudzone, które do niego przyszły, sztukę krótką przygotowały. A mottem jej być miało stanu rycerskiego z harcerskim porównanie. Jakoś poszło… Nie wszystkim… A nawiasem mówiąc, to Jaskier bardziej niż średniowiecznego barda, przypominał idola nastolatek muzykanta osiągającego „Szczyt Możliwości” Maćka Siarkiewicza.

Gdy i to zadanie ukończone zostało, marsz mozolny z map użyciem się rozpoczął. Myślę, że każdy odetchnął, gdy nagle pojawiał się Michał z Osuchowa, który powożąc Żelaznym Rumakiem strudzonych wędrowców wywoził hen, hen aż za Wisłę odległą. Stamtąd dwie wiorsty drogi i… Zamczysko! Mury posępne. Flanki niezdobyte. Fosy nieprzebyte. Ale bilety wstępu oczywiście wykupione. Tylko smoka ani widu ani słychu! A przecież tajemniczy Borch, który na każdym liście, jaki czytali się podpisywał, wskazówki, dokąd zmierzać dawał, do zamku tego iść kazał. Gdzie smok, zatem? Gdzie poczwara okrutna, którą by zadania wypełnić, zabić należy?

Gdzie i kim był smok, jaki spotkał go los, tego nie napiszę. Wiedzą to wszystkie harcerki i wszyscy harcerze z Drużyny Sztandarowej, którzy 10 listopada Roku Pańskiego 2001 wyruszyli na 24 godzinną zbiórkę do Czerska.

Dalej było bardzo konkretnie. Kolacja z pieczonych na zamkowym dziedzińcu kiełbasek. Herbata z radzieckiego elektrycznego czajnika. Temperatura w pomieszczeniu taka, że każdy mógł przebrać się w luźny strój typu: dwa polary, czapka, szalik, kalesony i rękawiczki. W tym miejscu krzyczę głośne hip, hip, hurra na cześć taty Ewy druha Krzyśka Krzeszewskiego, który nie po raz pierwszy bardzo pomaga nam, tym razem przywożąc dwa wydzielające ciepło, kaloryferopodobne urządzenia.

Bardzo lubię Was słuchać. Tego, co macie do powiedzenia. Na wieczornicy „Harcerz postępuje po rycersku” miałem po temu okazję. Mówiliśmy o wielu trudnych i ciekawych rzeczach. O mówieniu prawdy. O umieraniu. O gotowości. Cieszę się, że byłem tam z Wami.

A co myślicie o „Balladzie o krzyżowcu”? Według mnie, naprawdę nieźle nam wychodziła…

Podczas wieczornicy powołaliśmy (o czym marzyłem od dawna) Kapitułę Imion. Chcemy wrócić do starej skautowej tradycji posiadania swego harcerskiego przydomka. I teraz Zuza, Piotrek i Ewa czuwać będą by te nowe imiona powstając, jednocześnie charakteryzowały ich posiadaczy. Każde imię ma swój sens, swoje drugie i trzecie dno. O północy nadano imiona dwóm osobom, które także odnowiły swoje Harcerskie Przyrzeczenie. Druhna Sylwia to od dziś dla nas wszystkich Sosna.

Ponieważ następnego dnia mieliśmy uczestniczyć we Mszy Św. z okazji rocznicy odzyskania niepodległości, należało skompletować sprzęt i wszystko omówić. Później starczyło nam jeszcze sił na punkt programu, który nazwałem „Poczytaj mi mamo”. Kto nie zasnął, ten dowiedział się, kim był Yarpen, Boholt, Kozojed, czy w końcu Borch czytaliśmy jedno z opowiadań z cyklu wiedźmińskiego Andrzeja Sapkowskiego.

A rano? Pobudka o 5.45 i jazda do Otwocka. Spotkaliśmy się tam ze wszystkimi, którzy nie mogli do Czerska wyjechać a pomogli nam podczas uroczystej Mszy, reprezentować nasz hufiec. Dziękuję Wam. Dziękuję Kózce wie, za co. Po raz pierwszy od kilku lat byli z nami także harcerze młodsi, z którymi po uroczystości przemaszerowaliśmy pod Nasz pomnik na Skwerze Szarych Szeregów. Jeszcze tylko wspólny krąg…. i do domów.

Czemu podczas Święta Niepodległości jest nas tak mało? Niech każdy drużynowy i harcerz sam sobie w sercu odpowie. Czemu problemem dla harcerzy jest oddanie 1-go listopada honorów poległym za ojczyznę? Czy warty aż tak przeszkadzają w zarabianiu kasy na sprzedaży zniczy? Wszystkich Świętych Dzień Handlowy!. Wszelkiego typu uroczystości patriotyczne są przecież doskonałą lekcją patriotyzmu. Dziś Ojczyzna nie woła o więcej. Ale czy nie odpowie Jej echo, jeżeli kiedyś zawoła o pomoc? Druhu Drużynowy! Zadbaj by tak się nie stało. Ucz harcerzy poświęcenia. Chwała nielicznym, którzy to czynią. Przecież to głównie na harcerzach i instruktorach leży dziedziczona z pokolenia na pokolenie tradycja i duma z własnej historii. Szkoda gadać…

Cztery Płomienie