Drużynka prosto z pieca

Na szczęście trafiliśmy na wspaniałe dzieciaki i, tak prawdę powiedziawszy, w dużej mierze to właśnie one dają nam siłę i to dzięki nim cały czas mamy ten sam niesłabnący zapał do dalszej z nimi pracy. Kiedy widzę, jak z uśmiechem i entuzjazmem wykonują każde polecone im zadanie oraz jak z zaciekawieniem wsłuchują się w każde wypowiadane przez nas słowo, wtedy czuję się naprawdę szczęśliwa. Wtedy widzę, że było warto!


Niedawno zostałam przyboczną i nie muszę chyba opowiadać, jak wielkim wyzwaniem było dla mnie podjęcie tej decyzji (zwłaszcza, że nie „siedzę” w harcerstwie „od dziecka”). A jednak mimo to postanowiłam spróbować i- razem z Sylwią Czamarą i Pawłem Pawłowskim – założyć w tym roku drużynę.

Jako szkołę wybraliśmy sobie kresową szóstkę (nie było z tym większych problemów, gdyż mieliśmy tam kilkoro zaprzyjaźnionych dzieciaków, a i dyrektor szkoły od samego początku nastawiony był do nas bardzo przychylnie). Kolejnym plusem szóstki była harcówka (naprawdę super: cała w drewnie i z kominkiem), którą odziedziczyliśmy po działającej tam niegdyś drużynie ZHR-owskiej. Mając więc jedynie niewielkie kłopoty z dojazdem, tylko połowicznie świadomi czekających nas trudności, cieszyliśmy się jak dzieci i wypiekami na policzkach oczekiwaliśmy dnia naboru i tej upragnionej Pierwszej Zbiórki. Jednak w miarę upływu czasu, powoli zaczęło do nas dochodzić, czego tak naprawdę się podjęliśmy, a wiernym towarzyszem naszego Wielkiego Entuzjazmu stała się równie wielka Obawa: a jeśli nie damy rady?

Jednak postanowiliśmy spróbować. Otuchy i odwagi dodawał nam fakt, iż w sp. nr1 również powstawała nowa drużynka, a zakładały ją nasze „zwiewne” koleżanki: Gosia Osuch, Iza Półchłopek i Magda Firląg. Odsunąwszy więc na bok wszelkie Negatywne Myśli (które i tak uparcie powracały i gryzły nas po uszach) zasiedliśmy do układania planu pracy dla „młodszych”. I tu tak naprawdę pojawił się pierwszy prawdziwy problem; okazało się bowiem, że nie bardzo potrafimy sami przez to przebrnąć. W końcu jednak, po paru niekoniecznie długich dniach pracy i kolejnych równie niekoniecznie długich dniach ulepszeń oraz po „wcale nie krytycznej” ocenie naszej pracy przez Wielkiego Asterixa- udało nam się STWORZYĆ PLAN! (Może nie całkiem idealny, ale o taki chyba najlepszemu trudno- prawda, Tomku?J) A więc to, co wydawało się najtrudniejsze, mieliśmy już za sobą. Planowaliśmy przecież przez cały czas działać wg tego planu, no więc reszta powinna okazać się błahostką. Niestety- nie była.

Mieliśmy całkiem poważny problem jeżeli chodzi o pisanie konspektów i ustalanie kolejnych zbiórek. Sylwia mieszka bowiem w Karczewie, Paweł- w Celestynowie, ja w Otwocku. Nie mieliśmy i nie mamy więc możliwości częstego spotykania się, a ustalanie czegokolwiek telefonicznie (zważywszy chociażby na nieszczególnie zadowolonych z tego rodziców) jest nie za dobrym pomysłem. Ustaliliśmy jeden dzień w tygodniu, w którym planujemy wszystko, ale tak naprawdę zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie zawsze będzie nam to wystarczać. No i jeszcze zupełnie nie znaliśmy kresów…

Mieliśmy tylko jedną zbiórkę, z której cała nasza trójka wyszła całkowicie załamana i zniechęcona. Była to zbiórka nr2, na której zjawiła nam się jedynie dziesiątka dzieciaków. Powód był taki, że tamtego niezbyt szczęśliwego dnia padał deszcz, a że pierwsza zbiórka odbyła się na dworze, większość dzieci myślała, że drugiej nie będzie. Nie przewidzieliśmy tego- i mimo, że nieobecność większości zdawała się być usprawiedliwiona, do końca mieliśmy zepsute humory (oczywiście nie mogliśmy pokazać tego dzieciom). Na szczęście taka sytuacja więcej nie miała miejsca i teraz( bez względu na pogodę) mamy na każdej zbiórce ok. 20-25 przyszłych harcerzy.

Oczywiście cały czas zdajemy sobie sprawę z tego, że dopiero zaczynamy i tak naprawdę ciągle się uczymy. Uczymy się razem z dziećmi. Doskonale wiemy, że cały ten początek jest dla nas wszystkich Wielkim Okresem Próbnym- my sprawdzamy dzieciaki, a one sprawdzają nas. A jak to się zakończy? Tego nie mogę teraz powiedzieć i chyba nikt nie może, ale zarówno ja, jak i Sylwia i Paweł- cała nasza trójka ma gorącą nadzieję, że uda nam się temu wszystkiemu sprostać i „zaharcerzyć” do naszego Związku paru nowych harcerzy.

Ita