Dzwonki i zapadła cisza… – harcerskie rekolekcje

Dziewiątego grudnia mieliśmy bardzo mroźny wieczór. Około wpół do ósmej ja i Karinka Zielińska zostałyśmy zapakowane, do Toyoty Mirona Grodzkiego i wywiezione do Otwocka, na Żeromskiego do kościoła Pallotynów.


Gdy weszliśmy do środka już czuło się coś niezwykłego i nierutynowego w świątyni. Sam kościół ma jakąś atmosferę, ale chodzi o przygotowania, czynione szybko, bo były to już detale i za chwilę miała rozpocząć się msza. Po lewej odbywały się próby mikrofonu, po prawej, bracia Rudniccy synchronizowali ruchy i coś omawiali.

W kościele zbierali się harcerze i „cywile”; to trochę smutne, ale to oni stanowili większość.

Dzwonki i zapada cisza, a potem szum, gdy ludzie się podnieśli i zaczęli popatrywać z zainteresowaniem na środkowe przejście. Szła nim kilkunasto (?) osobowa kolumna, którą otwierali bracia (Marek i Michał) Rudniccy, trzymali oni świece, które zwykle wnoszą starsi ministranci. Ministrant z krzyżem, dwaj księża – jeden od Pallotynów i ksiądz Ujma – i reszta – kilku ministrantów.

Na „scenie” pojawił się Michał Łabudzki i rzucił kilka słów komentarza oraz zacytował list św. Pawła. Robił to kilka razy. To było nieoficjalne otworzenie rekolekcji. Ksiądz słowem wstępu powiedział o harcerzach i nastała rutyna, aż do czytania przed ewangelią i psalmem. Oba czytania _ Stary Testament i list – przeczytał Jerzy Lis, a psalm śpiewał Kinga Duszyńska. Ewangelię czytał i komentował ksiądz Jan Ujma.

Robił to bardzo umiejętnie. Opowiadał o Betlejemskim Świetle Pokoju, wspominał o niezwykłym paradoksie: Światło Pokoju – z miejsca gdzie ludzie się mordują – giną dzieci i kobiety, a to dlatego, że nikt nie chce ustąpić i pójść na kompromis. Ale mówił, że gdy po raz pierwszy je (Światełko) odbieraliśmy to były przy tym trzy osoby: on, bardzo młoda harcerka i instruktor. Pierwsze przekazanie odbyło się w 1990 roku.

Mówiąc o sobie wspominał, że pochodzi z Częstochowy (jak Muniek Staszczyk!:) ^-^), tam się wychował i został harcerzem (to było trochę inaczej niż dziś, ale wyznawał dzisiejsze idee), ale jego miastem jest Józefów, szczególnie ten, gdy proboszczem był ksiądz Wincenty Malinowski (dziś świętej pamięci).

To młodzież miała jego uczyć prowadzenia mszy. Mimo że nie chodził (?) w dżinsach i z gitarą, ta młodzież go pokochała i została jego dziećmi”. W części refleksyjnej mówił o bardzo trudnej harcerskiej drodze, o świadectwie i służbie Bogu (potu przyrzeczenia przy krzyżu). To my, harcerze, jesteśmy światłem świata. Cytował Prymasa Glempa „o tym, że w XXI wieku musimy się zwrócić ku harcerskim wartościom i nie możemy pozwolić by błędy XX wieku – wieku totalitaryzmu, dwóch wojen światowych, wieku holokaustu itd. – zostały powtórzone.”

Sugerował nam byśmy zadali sobie pytanie – każdy z osobna – „Quovadis homo? Quovadis harcerzu?” Czy my bylibyśmy zdolni do takich poświęceń jak harcerze z Szarych Szeregów? Ja sądzę, że jestem tchórzliwym małym zwierzątkiem, którego nie byłoby stać na takie poświęcenie.

Myślę, że powinniśmy sobie zadać – jednak – pytanie – „Quovadis?” – to motyw przewodni. Dh. Ujma był zmęczony podróżą, a po za tym opowiadał tak ciekawie, że nie zauważyliśmy nieubłaganie płynącego czasu. Kazanie jak i msza skończyły się. Wszystko po staremu. Na koniec, na odchodne, w ramach harcerskiego pozdrowienia, odśpiewaliśmy – dość fałszywie – „Modlitwę harcerską”(?).

Pewnie Mirek Grodzki (którego pozdrawiam!) to wytnie [pewnie tak – MG] , ale pomyślcie przez parę minut przed snem o tym co było wtedy waszym ideałem i co was pchnęło by zostać jednym z nas, a co dziś by być nim nadal?…

Pozdrawiam i do następnego numeru

Czuwaj i Sława!

Ps. Co do darów, to były standardowe + krzyż harcerski i świeca (jako ogień)

Wasza Olka Wojciechowska

5 D.H. „LEŚNI”

Ps. Co do darów, to były standardowe + krzyż harcerski i świeca (jako ogień)