Jak Michaś przykazał

– czyli Święto Niepodległości inaczej.


Pewien polski piosenkarz śpiewał by pokazać swoją twarz. To właśnie zrobiliśmy 10-11.11.2005 r. w Sulejówku na Rajdzie Niepodległości o puchar Przewodniczącej Rady Miasta.


Przedstawiliśmy nasze „ja”, a wyszło nam to perfekcyjnie? Chwilę po dotarciu na punkt zakwaterowania rozegraliśmy mecz koszykówki z żołnierzami 1 warszawskiej brygady pancernej goszczącymi nas na terenie swojej jednostki i poligonu. Cóż, bez przekłamania można stwierdzić, że było nas wszędzie pełno, a tam gdzie przemknął huragan ludzi z naszego Hufca pozostawały uśmiech na twarzach. Z harcerzami młodszymi graliśmy w gwizdek, ciastka, tumci, itd. Starszych harcerzy jak i żołnierzy zaprosiliśmy do zabawy w słoneczko, słonia i jeszcze kilka innych.


Początkowo rajd zapowiadał się ciekawie. Ognisko dzięki nam nie umarło w konwulsjach (trudne słowo) i tak nabraliśmy chęci na zabawę. Przez to zaraziliśmy swoim optymizmem innych uczestników rajdu. Czas po ognisku jak i piątkowy poranek spędziliśmy na zabawie i sprzątaniu specjalnie dla nas wydzielonej sali (ale mamy chody, no nie??). Już po dotarciu do parku maszyn zapomnieliśmy o zmęczeniu gdy w nasze ręce wpadł CZOŁG!


Heh… wiadomo jednak, że dać dziecku zabawkę a od razu przestanie grymasić. Czołg czy haubica samobieżna okazały się idealnymi zabaweczkami dla dzieci takich jak my. Po tych miłych chwilach przyszła kolej na tor przeszkód. Niestety nie pozwolono nam przejść całego (ze względu na niekorzystne warunki pogodowe) jednak pojedyncze zadania chętni osobnicy wykonali, a jak nie trudno się domyślić takich wśród nas nie brakowało. Można by śmiało stwierdzić, że od tego momentu, aż do końca rajdu szczery uśmiech nam towarzyszył. Przed samym biegiem odbył się apel, na którym zaprezentowaliśmy nasze śliczne uśmiechy nr 5 i dostaliśmy magiczną brązową kopertę, która okazała się bardzo przydatna w dalszej części imprezy. Natomiast zadania były przeróżne, a zamykały się w kategoriach takich jak sprawność fizyczna, spostrzegawczość, ogniska, łączność, samarytanka, terenoznawstwo, historia.


Punktów było 10 i wszystkie wykonaliśmy w krótkim czasie, wielkim stylu oraz z nieopisaną radością i zapałem. Czas oczekiwania na przyjęcie nas na punkty pożytkowaliśmy na grze w… no oczywiście że w SŁONECZKO. Ale też na uganianiu się po okopach, makietach pojazdów opancerzonych i rzucaniu w siebie kulkami z farbą. C o do samych zadań… Tor przeszkód był średniej długości ale za to ciekawie wykonany. Pokonaliśmy go bardzo szybko (byliśmy ogólnie najmniej liczną grupą, bo 9 osobową ale to zadanie musieliśmy robić wszyscy gdzie inne drużyny wybierały 5 najszybszych członków) ale nie obeszło się bez otarć i siniaków. Znalezienie chust nie było trudniejsze od zabawy w chowanego ze średniej wielkości słoniem, tajka dostając się w ręce Małego dostała cudownego uzdrowienia, namiot postawiliśmy szybciej niż zdążyli zmierzyć nam czas, a samarytanka… cóż to dla nas, gdzie patrol liczył 3/4 BORM-owców. Ostatni punkt był na terenie remizy Straży Pożarnej. Tam oddaliśmy rysunek, mapę i wypełnioną krzyżówkę historyczną czyli zadania międzypunktowe. Dostaliśmy pyszną grochówkę, za którą pięknie podziękowaliśmy i bawiliśmy się znowu w słoneczko.


W ten oto sposób, siejąc nie tylko hałas i zniszczenie, ale też sympatie, i radość zdobywaliśmy kolejne punkty.
Podsumowanie rajdu wkomponowane zostało w oficjalny apel związany ze świętem 11 Listopada. Odbył się już po zmroku w okolicach Kopca Twórców II RP. Na apelu, ku naszemu ogromnemu zdziwieniu i wielkiej radości, otrzymaliśmy puchar. A miała to być tylko niewinna zabawa a zaowocowała nie tylko świetnymi wspomnieniami ale tez pucharem za I miejsce. Sam apel nie stronił od wykwintności. Były salwy honorowe, grupa reprezentacyjna 1WBP, konnica, wojskowa orkiestra dęta i najróżniejsi goście specjalni, pojawił się pierwszy marszałek RP we własnej osobie, wnuczka Piłsudzkiego i nasze Otwockie Bractwo Kurkowe. Jak zatem widać wyjazd był bardzo udany. Straty w ludziach oraz sprzęcie nie zostały odnotowane. Wzbogaciliśmy się o masę nowych przyjaciół, siniaku, puchar i miło spędzone chwile, pamiątkowe naszywki i… zaproszenie na przyszłoroczny rajd.


BTW:
Skład naszego patrolu liczył 9 osób, w tym:
Daria vel Gacek, Basia vel Basiek, Dorota vel Dori, Kuba vel Dyniak, Piotrek vel Jagód, Mateusz vel Sylas, Marysia vel Freya, Michał vel Mały, Patrycja vel Pati. Noc była naszym królestwem – masochistyczne zabawy do 4 nad ranem, nikt tam nie widział na nas przez minutkę zmęczenia, czy braku zapału. To nie istotne, że Jagód pomylił fabrykanta z filantropem, Daria zagadana zaczepiła plecami o beton a potem dostała kulką z farbą od Jagóda i Dyniaka, harcerze z Sulejówka są naprawdę mili on na prawdę sami oddawali nam jedzenie. Co z tego, że zawsze i wszędzie staraliśmy się robić dobre wrażenie uśmiechem nr. 5 oraz paradowaniem w mundurach, jeśli i tak ostatecznie kończyliśmy w kurtkach. Tak czy inaczej pokazaliśmy naszą żarłoczną, wiecznie uśmiechniętą, skora do zabawy twarz. Hasta la wista Sulejówek and see you next time!


Daria Kłos