Mam do czego wracać… lub kogo

Czasami mam taki dzień, że na usta cisną mi się same „kolorowe” słowa… Mam ochotę podziękować za to, że PKP skróciło pociągi i przez 45 minut telepię się na boki przy akompaniamencie drzwiczek jakiegoś obleśnego WC-eta roznoszącego wszędzie urzekającą woń…

Chciałabym także podziękować, że przecież ZALICZYŁAM ten sprawdzian, a że na miernym poziomie, to profesorkę od chemii bynajmniej nie obchodzi… Nie obchodzi jej także los biednej dziewczyny, która musi zdążyć powiadomić o tej ocenie rodziców zanim nastąpi Sądny Dzień (czyt. zebranie).

Jak zdarzy się ów cudowny dzień, to przeważnie wszystkie przeciwności losu się na ten czas uaktywniają! Sorka od polskiego ma ochotę sprawdzić moje umiejętności (nie ona jedna!!!), ucieka mi pociąg (następny mam za min. 45 minut), gubię pieniądze, zapominam o umówionym spotkaniu, potykam się na schodach o własne nogi, a gdy wreszcie dochodzę do domu i trafiam na mamę, która ma wyjątkowo zły humor, siadam do lekcji, stwierdzam, że jest 20.00 (że żadnej książki i tak nie dotknę), idę spać… i okazuje się, że następne 2 godziny wiercę się, bo nie mogę zasnąć… Jejku… zdaję sobie sprawę, że żyję od weekendu do weekendu… Albo od zbiórki do zbiórki…:)

Ze znajomymi już się prawie wcale nie widuję, ale na zbiórkę zawsze znajdę czas (jakby harcerze to nie byli moi znajomi…ech:P)! To co, że się nie nauczę fizyki! I tak mi nic nie wychodzi… Jeżeli zaś mam do wyboru upojny wieczór z fizyką albo spotkanie z harcerzykami, oczywiście wybieram…! Nie… nie fizykę…

Piątek wieczorem to jeden termin… nieodwołalny! Czasem wypadnie jeszcze zbiórka zastępu, na którą oczywiście muszę iść, bądź ruszę się i idę na zbiórkę zuchową do Julity. Co prawda na razie byłam na takowej tylko raz, ale liczą się intencje:) Na tydzień przed świętami przypadały jeszcze dwie wigilie: szczepowa i hufcowa i z tego powodu ogólnie rzecz biorąc było bosko! Czas mile spędzony na śpiewaniu kolęd, podjadaniu, rozmowach o świętach i składaniu życzeń osobom, które widuję raz na pół roku… To co, że następnego dnia czekało mnie stanie na galowo w kościele (żeby tylko! Monika postarała się, żebym się nie nudziła!). W tych sprawach przejawia się jednak we mnie wyjątkowa anielska cierpliwość, której na co dzień zwykle mi brakuje…

To wszystko razem wprawia mnie ZAWSZE w dobry humor. No może czasem denerwują mnie zachowania niektórych chłopców… na przykład zabawa w „podaj dalej” kiedy to czuję się jakbym trafiła na mecz piłkarski, a nie na zbiórkę… Jestem jednak już przyzwyczajona, bo przecież nie raz mi także odbija… heh… Albo nie… raz na jakiś czas jestem normalna:P Zresztą nie wnikajmy w szczegóły…

Dzisiaj z kolei od rana cieszę się dobrym humorem. Mam już za sobą zbiórkę… (och, jak to cudownie brzmi)… 3DW (nie wiem czy już wolno mi tak mówić). Mówię dzisiaj, bo tak jak wczoraj się ona zaczęła, tak dzisiaj dopiero dotarłam do domu;) Zaczęła się natomiast bardzo klasycznie… Siarek wywalił na dywan masę flamastrów i karton, który potem naznaczyłyśmy z Agatą masą hieroglifów. Zawsze to samo! I weź tu człowieku myśl w szkole i jeszcze na zbiórce!!! Ale dobra… to była taka „robocza” zbiórka… spodziewałam się tego. Konstytucja, drużynowy, cele drużyny, po raz kolejny poczułam, że te wszystkie tematy przestają być głupią formalnością zapisaną małym druczkiem na stertach papieru, ale zaczęło mnie to coś obchodzić. Było pracowicie, chociaż nie miałam poczucia dobrze spełnionego obowiązku… Może dlatego, że pracowaliśmy w grupach, a ja byłam z makiem, której nie widziałam od Palmir!!!
Kiedy zbiórka dobiegła końca Monika wyszła z inicjatywą zaproszenia nas do siebie na noc na pogaduchy, w których zresztą nie brała udziału. O mały włos, a nie mogłabym przyjść, ale powiedziałam mamie, że kontakty z koleżankami może mi ukrócić, ale harcerstwa odmówić mi nie może!!! Tak więc ja, mak, Agatka, Julitka i Agata siedziałyśmy do szóstej i rozmawiałyśmy o wszystkim (poruszając tematy od wegetarianizmu po zoofilię, zahaczywszy o PO, sposoby opatrywania zwierząt, przymocowanych do naszych kończyn i wyższość rozmów nad korespondencją), od czasu do czasu wywołując kogoś na gg tekstem „trzecia w nocy, a ty śpisz??!!” lub podjadając przepyszne, robione przez mamę Rybitewek rogaliki i popijając je herbatą. Muszę dodać, że chyba pobiłyśmy wszystkie możliwe rekordy w wylewaniu herbaty na materace, łóżko, pościel, siebie…

To nie jest oczywiście jedyny powód, dla którego kocham harcerstwo! Powinnam teraz walnąć jakąś mądrą sentencję i zakończyć ten mój słowotok jakoś zgrabnie, ale… po prostu chciałam powiedzieć, że dobrze jest mieć do czego wracać. Zwłaszcza kiedy się wie, że bez względu na to, czy ma się zły humor, czy dobry, to zawsze przyjaciele przyjmą cię z takim samym ciepłem.

uOwca