Pohukiwania Białej Sowy [A najbardziej mi żal]

Już bardzo dawno nie byłem na obozie. Dawno nie byłem komendantem zgrupowania, komendantem podobozu, drużynowym drużyny obozowej, zastępowym na kursie drużynowych Chorągwi Mazowieckiej.
Już od kilkunastu lat nie obawiam się wizytacji SANEPIDU, Komendy Chorągwi, Głównej Kwatery. Dawno nie grałem na trąbce CISZY ani POBUDKI. Bardzo dawno nie meldowałem stanu na apelu porannym, czy nie przyjmowałem raportu od drużynowych. Dawno nie kontrolowałem kwatermistrza czy księgowej, nie układałem budżetu obozu czy zgrupowania. A było tego dużo! Obozy Hufca, Chorągwi, Zgrupowanie Operacji 1001 FROMBORK, Stanice Operacji BIESZCZADY – 40.

Tego wszystkiego mi nie żal.

Brakuje mi natomiast codziennych, wieczornych spotkań z harcerzami przy ognisku, nocnych spotkań kadry, rozmów przy wtórze deszczu. Brakuje mi kontaktów, dyskusji z bardziej doświadczonymi instruktorami, którzy swoje harcerskie lata traktowali jak POWOŁANIE. Brakuje mi możliwości oddziaływania na młode, gorące głowy i serca. Wspominam obozowe wędrówki. Przewędrowałem tyle wiosek i miasteczek, widziałem tak wiele malowniczych jezior i wzgórz, połonin, byłem na tylu szczytach górskich, że nie sposób wszystkiego wyliczyć. Na swojej drodze spotkałem wielu wspaniałych ludzi. Towarzyszyli mi krócej lub dłużej. Z wieloma spotykam się do dzisiejszego dnia, wielu odeszło na Wieczną Wartę. Jakże wiele im zawdzięczam. Cała moja działalność zawodowa, społeczna i polityczna, a także życie rodzinne i towarzyskie miało i ma na sobie stygmat Harcerstwa. A wszystko zaczęło się na pierwszym obozie harcerskim w Muszakach.

Życzę Tobie, Czytelniku tych słów, żebyś znalazł także swoje Muszaki, a także, abyś je odkrył przed Twoimi harcerzami.

Wasza Biała Sowa