Pohukiwania Białej Sowy [Czuję się odpowiedzialny]

Żyjąc już dość długo na tym najlepszym ze światów zajmowałem się różnymi dziedzinami działalności.

Najpierw zmuszono mnie do opanowania dorobku wielu pokoleń żyjących wcześniej. Działo się to w szkole podstawowej, liceum i na studiach podstawowych i podyplomowych.

Potem to ja przekazywałem ten dorobek różnych dyscyplin naukowych w sposób bardziej lub mniej udany rzeszom uczniów. Najczęściej były to próby ukazania dorobku fizyki od czasów Archimedesa i Pascala, po osiągnięcia rodzimego Instytutu Badań Jądrowych w Świerku.

Poza fizyką uczyłem chyba wszystkiego na poziomie szkoły podstawowej, a licealistom w otwockim EKONOMIKU próbowałem ukazać Podstawy Wychowania Rodzinnego (był taki przedmiot !!!), przysposabiać do życia w rodzinie, a także nauczyć zasad organizowania się społeczeństw i funkcjonowania w ustroju demokratycznym.

Po pewnym czasie, chyba zbyt póżno, zorientowałem się, że niewiele z tego wszystkiego zostaje w głowach uczniów i wtedy postawiłem na wychowanie przez turystykę i krajoznawstwo. Po latach przekonałem się, że skutek był nadzwyczajny. Spotykam często moich wychowanków w różnych miejscach kraju, którzy połknąwszy bakcyla turystyki, znależli swój sposób na życie.

Od kilku lat prowadzę wycieczki jako licencjonowany przewodnik Polskiego Towarzystwa Turystyczno – Krajoznawczego. Bardzo lubię ukazywać początki naszej wiary i państwowości na Szlaku Piastowskim, piękno Tatr i Pienin (ale nie Krupówek!!!), zabytki i Historię w Krakowie, osobliwości Wieliczki, Jędrzejowa, Sandomierza, szydłowa i Szydłowca.

Pokazuję liczne synagogi, meczety i cerkwie na białostocczyżnie ukazując Rzeczpospolitą jako kraj współistnienia rozmaitych religii i kultur.

Pochodzę z Gór Świętokrzyskich i chyba nie musze mówić, że to jest moja najbardziej umiłowana kraina. Nie tylko moja. Żeromskiego i „Ponurego”, „Nurta” i Michniowian, księcia Jaremy i mnichów z Wąchocka, Sienkiewicza i braci Fodygów.

Kilka dni temu wróciłem ze wspaniałej wycieczki szlakiem Wrześniowych Virtuti Militari. Pokłoniliśmy się bohaterskim obrońcom Mławy, milczeliśmy nad grobami Westerplatczyków, przeszliśmy pokładami „Błyskawicy”, oddaliśmy hołd Obrońcom Poczty Polskiej w Gdańsku. Oczywiście był koncert w Oliwie, były spacery na molach Pucka, Sopotu i Brzeżna, były gofry, lody i Mc Donald’s. Od tłumów i zgiełku Długiego Targu uciekliśmy spod fontanny Neptuna w niezwykle gościnne progi Stoczni Gdańskiej, legendy i kolebki „SOLIDARNOŚCI”, w cień Pomnika Poległych Stoczniowców I cóż? Ano nic. Byliśmy od dłuższego czasu jedyną tam wycieczką. Chciałoby się w tym miejscu zakończyć i powiedzieć: BEZ KOMENTARZY. Mieliśmy tam być 15 minut. Musieliśmy zarządzić koniec zwiedzania, kiedy po godzinie młodzi gimnazjaliści, rocznik 1986 zapomnieli o pędzącym czasie.

Dlaczego to piszę? Bo czuję się, jako harcmistrz, nauczyciel i przewodnik odpowiedzialny za przekazywaną wiedzę i sposób rozumowania młodych ludzi. Muszę odkłamywać prawdę nie tylko o Polskim Sierpniu, zbrodniach na narodzie polskim, stanie wojennym itp. Najlepiej poznaje się prawdę u jej materialnych żródeł. A co sądzisz Czytelniku o problemie: Harcerz a polityka? To będzie temat następnych POHUKIWAŃ.

Wasza Biała Sowa