Świąteczne oberwanie chmury

W zeszłym roku na Święto Chorągwi mieliśmy Zimne Doły, natomiast 8 czerwca 2002 roku mieliśmy mokre buty.

Tego „pięknego” czerwcowego poranka w strugach ulewnego deszczu odbył się uroczysty apel na pl. Piłsudskiego (to tam, gdzie jest Grób Nieznanego Żołnierza). Podobnie jak większość hufców z Ch. Stołecznej my też mieliśmy swoich reprezentantów. Już dzień wcześniej prężna grupa „naszych” pojechała do Warszawy, do Harcerskiego Ośrodka Specjalnościowego (nie mam pewności co do ostatniego słowa skrótu) nad Wisłą, gdzie pod czujnym okiem Michała Łabudzkiego do późna, po kałużach i przy silnym wietrze (co nie ułatwiało życia pocztowi sztandarowemu) ćwiczyli równy krok. Wypada wspomnieć, że większość „brygady reprezentacyjnej” stanowiła 7 DH, pozostali to pojedynczy przedstawiciele różnych drużyn naszego hufca.

Zdawało się, że wisiała w powietrzu mała obawa, że przy tak dużej liczbie nie-drepczących-wcześniej-w-100DH może wydarzyć się coś zupełnie niespodziewanego, bo musztra w każdej drużynie jest trochę inna, a nie wszyscy potrafią się przestawić. [„Nowi”! Nie obrażajcie się, ja jednego roku na Głodówce potknęłam się o własną pałatkę i idąc w szyku odstawiłam łapami wiatraka ;)]

Wszystkie obawy – jeżeli w ogóle były – szybko się rozwiały jak już przyszło co do czego. Podczas apelu, idąc z przodu, mogłam tylko słuchać, czy idziemy równo… i szliśmy! Ale jak! Do tego jeszcze nasz wygląd – wszyscy w pałatkach i identycznie zielonych beretach. Aż na zapominało się o bajorze w butach. Po apelu zebraliśmy nawet kilka pochwał. Z resztą czujny obiektyw George’a Fox’a z pewnością uchwycił nasze piękno.

A skoro o pochwałach mowa, to „dostało się” jeszcze dhowi Komendantowi oraz dh Uli Bugaj.

Druhna Ula otrzymała Srebrny Krzyż Za Zasługi dla ZHP, a druh Komendant list gratulacyjny od Wojewody.

Po apelu, świętowanie miało być kontynuowane w Łazienkach Królewskich – miasteczko zuchowe, zawody w ratownictwie medycznym, koncerty etc. Niestety z przyczyn meteorologicznych – wspomniana ulewa – zuchowe miasteczko, koncerty i inne występy przeniesiono do szkoły na ul. Długiej. Grę medyczną tego dnia odwołano zupełnie.

Po długim moknięciu najbardziej ucieszył mnie fakt znalezienia się w suchym i ciepłym budynku, że mogę zdjąć nasiąknięty, mimo impregnowanej pałatki, mundur i że częstują grochówką!

Ale jeśli ktoś by mnie zapytał, co tego dnia rozbawiło mnie najbardziej – odpowiedź brzmiała by: peleryny przeciwdeszczowe rozdawane wewnątrz, w szkole. A tak na marginesie, to jak szliśmy na „azymut dom” – przestało lać.

Pozdrawiam Michała eŁ.

Strz