Wigilia Instruktorska 2001

Już taką naszą tradycją jest, że zanim spotkamy się z naszymi rodzinami przy wigilijnym stole, dzielimy się opłatkiem (a w tym roku specjalnie na tę okazje upieczonym chlebem) na sali lustrzanej MDK.

Tegoroczną Wigilie Instruktorską rozpoczął element artystyczny – wigilia w pewnym domu. Zobaczyliśmy Michała Łabudzkeigo w roli Tadzika – biznesmena, ojca rodziny i szczęśliwego posiadacza telefonu Nokia 6210 i nieubranej choinki. Na rodzinkę składała się jeszcze mama – w tej roli niezrównana Gosia Osuch (ciekawe, co na to Iza?), która nie miała się w co ubrać, Babcia – Magda Firląg i dwójka dzieci – dobra córka i zły syn, który do swojej dziewczyny mówi „moja kotku”.

Po tym, jak Tadzik zmył się na spotkanie ze znajomym (wcześniej upewniwszy się, że to ona stawia kolację) a mama uznała, że nie ma w co się ubrać, uczestnicy otrzymali pierwsze zadanie – wymyślić argumenty, których ma użyć babcia, aby zmusić rodzinę do pomocy w przygotowaniach świątecznych. Chyba jedynym skutecznym byłoby wycięcie wszystkich – poza wnuczką – w pień i znalezienie jakiejś innej… W kolejnej odsłonie Tadzik powraca o domu, za to wnuczek ulatnia do swojej dziewczyny. Babcia przygotowuje wigilię, wnuczka jej pomaga a widownia ma za zadanie zrobić ozdoby na choinkę. Gdy drzewko jest ubrane, można siadać do wigilii. Jednak zanim to nastąpi, przychodzi Święty Mikołaj (jakiś dziwnie znajomy) i wręcza prezenty (książki). No a potem – jak nakazuje tradycja – łamiemy się chlebem, składamy życzenia i oczywiście pałaszujemy te pyszne paszteciki i inne smakowite różności.

Na koniec krąg i… już mamy święta. Przepraszam – mieliśmy. Nic tak nie przygnębia, jak myślenie o świętach po świętach…

Z tego miejsca chciałabym życzyć wszystkim Czytelnikom wszelkiej pomyślności w Nowym Roku, wytrwałości, zdanych matur, obronienia prac magisterskich, wyrośnięcia zębów, wyhodowania brody, zasadzenia drzewa, obiegnięcia Gołdapiwa w rekordowym czasie i czego tam sobie tylko chcecie. I pozdrawiam swoja panią od matematyki – ona chyba nawet nie ma pojęcia o Przecieku, ale dzień bez wazeliny jest dniem straconym. (Drużyna się rozpadła, powiedzenie zostało – życzę wam co najmniej tak trwałych śladów).

Ola Kasperska