Wydarzy się pojutrze?

Wybierając się do kina byłam przygotowana na mieszankę „Titanica” z „Dniem zagłady” (którego to twórcy są właśnie autorami filmu „Pojutrze”) i właściwie niewiele się pomyliłam. Jest wątek miłosny, ogromne zagrożenie, ofiary i nieśmiertelni główni bohaterowie, którzy z narażeniem życia ratują innych głównych bohaterów, czyli wszystko, co powinno mieć miejsce w hicie kinowym.

Grafika ze strony http://film.onet.pl/

Są także efekty specjalne – nie powiem, całkiem niezłe. Największe wrażenie zrobiła na mnie flaga, która zamarza trzepocząc na wietrze, chociaż goniący bohaterów mróz również nie wypadł najgorzej. Za to wilki… Nie chcę wnikać w fabułę, ale za sceny z wilkami należy się jej autorom wielki kopniak prosto w siedzenie. Bardziej komputerowych zwierząt dawno nie widziałam, a po spektakularnym „Władcy Pierścieni” wydawały się po prostu odrobinę śmieszne.

Zaraz, zaraz… Ale o czym właściwie opowiada „Pojutrze”? Mamy do czynienia z tą sama sytuacją, która 10 tysięcy lat temu spowodowała wyginięcie mamutów. Epoka lodowcowa nadciąga w zastraszającym tempie, a wszystkiemu winna jest rasa ludzka – przyczyna globalnego ocieplenia. I chociaż całą katastrofę przewidział wybitny klimatolog (w tej roli Dennis Quaid) to, jak w życiu, bez odpowiednich układów niewiele da się zdziałać. Można jednak ostrzec swojego syna i wybrać się na jego poszukiwania do Nowego Yorku… Ale o tym już w kinie.

Grafika ze strony http://film.onet.pl/

Zakończenie, jak w każdym tego typu filmie, szczęśliwe (jeśli nie liczyć tego, że na północnej półkuli zamarzła cała ludność) : główne postacie mają się dobrze i żyją długo i szczęśliwie, prezydent USA wygłasza przemówienie, a widzowie w kinie dyskretnie ocierają rękawami łzy wzruszenia, które jakoś same wypływają na widok poświęcenia, na jakie można się zdobyć w imię miłości – nie tylko tej pomiędzy dwoma osobnikami płci przeciwnej, ale także tej najzwyklejszej, ojcowskiej.

Ogólnie rzecz biorąc „Pojutrze” robi wrażenie i wciska w fotel, a podczas projekcji zaczyna nam się robić chłodno (cały czas zastanawiam się czy to celowy zabieg Ludzi, Którzy Kierują Kinem, czy tak wczułam się w atmosferę filmu). Nie da się też ukryć, że film skłania do przemyśleń. Może warto byłoby jednak zacząć dbać o środowisko? Bo przecież przyszłość naszej planety nie zależy tylko od amerykańskich naukowców, ale od każdego małego człowieczka spokojnie drepczącego w glanach po jej trawnikach i zużywającego energię elektryczną z przekonaniem, że jeśli on jeden to zrobi nic się nie stanie.

Jeszcze tylko kilka słów o tym, co wyniosłam z filmu zupełnie prywatnie, nie licząc wzniosłych myśli o kierunku, w którym zmierza ludzkość. Zupełnie proste i pospolite słowa „żyj chwilą” nabrały dla mnie trochę głębszego znaczenia. W końcu nie wiadomo kiedy nadejdzie koniec świata, czy chociażby koniec naszego życia. Nie należy już teraz zastanowić się co po sobie zostawimy? Czy nie będzie to przypadkiem idealna gleba dla globalnej katastrofy?

Obejrzeć warto, ale tylko z lekkim przymrużeniem oka. W innym przypadku resztę życia spędzimy w bibliotece, bo tam ciepło i można zrobić ognisko z książek… A, swoją drogą, czemu oni palili książki zamiast mebli?

Tehanu (Olka Bieńko)
5 DH „LEŚNI”