Z niedawnej przeszłości Warszawy

Znowu zaserwuję Wam parę wycinków prasowych sprzed przeszło stu lat. Dla lepszego zorientowania się w opisywanych warszawskich rewirach do tekstu dołączam fragment współczesnego planu miasta. W razie, gdyby jej nie było, to znaczy, że redakcja dostanie wciry (znaczy się – po uszach) – Adrianna Mól

(…) Jak dalece Warszawa zmieniła się, skutkiem szczególnie rozrostu, w ciągu ostatnich czterdziestu lat, to przekonywa, tak gorąco zajmujące wszystkich, zamierzone przeniesienie szpitala Dzieciątka Jezus, dzisiaj zupełnie domami otoczonego ze wszystkich stron.

W r. 1855 szpital miał jeszcze na terytorium swojem od ulicy Zgoda, wiatrak holenderski na swój użytek domowy; dopiero, gdy na ulicy Marszałkowskiej stanął dom, oznaczony Nr. 1396/120, trzypiętrowy, i zabrał wiatrakowi wiatr zachodni, najlepszy, nieczynny sprzęt gospodarski rozebrano, a w jego podmurowaniu piętrowem urządzono kaplicę i sąsiadujący z nią amfiteatr anatomiczny, na użytek prosektorium uniwersyteckiego. Mieszkałem wonczas przy ulicy Marszałkowskiej w domu tym pod Nr. 1396 a, od dziedzińca, i z okna mając widok na wiatrak, wyrysowałem go w całym szeregu rysunków, co dnia przez rozbiórkę odsłaniające się części składowe konstrukcyi zaznaczając. (…)

Najważniejszą wszakże stroną tego wspomnienia jest nbauka, jaka z niego płynie, a która da się w następujący sposób zreasumować:

W 1855 cała połać przedmieścia Warszawy, od ulicy Marszałkowskiej ku zachodowi, była zapełniona ogrodami i małymi domkami, które dawały szpitalowi dostęp powietrza, a wiatrakowi motor jego naturalny, ale w tym właśnie roku ten stan rzeczy ustał, wiatrak trzeba było rozebrać, a przedmieście stało się w ciągu lat 40 niezmiernie zaludnionem i ożywionem na odległości wiorsty od ulicy Marszałkowskiej i wiatraka. (…)



Piecyki elektryczne przedstawiają się oku mile, ba, są nawet wykonane z pewnym artyzmem. (…)
Szkoda tylko, że wobec dzisiejszych sposobów wytwarzania elektryczności, jest ona jeszcze zbyt drogą, aby piece elektryczne mogły się rozpowszechnić.

Kaloryfer średnich rozmiarów (…) zużywa na godzinę prądu za 18 kop.; jest to stanowczo zbytkowy opał, na który starczą tylko kieszenie bogaczów. Ten stan rzeczy nie potrwa jednak długo; niebawem nauczymy się produkować elektryczność bardzo tanio, używając do poruszania machin parowych, lecz siły wiatru, wodospadów i przypływów morskich. W Ameryce zaprzęgnięto już do tej pracy kataraktę Niagary, w Szwajcaryi istnieje spora liczba elektrycznych (w tym zdaniu nie pominięto żadnego rzeczownika red.), z których prąd rozsyła się do miast poblizkich (Genewa).

Metoda ta była stosowaną w ostatniej podróży Nansena, który dzięki wiatrakowi miał przez całą noc polarną bezpłatne światło. Skoro wejdzie ona w ogólną praktykę, wygodne i hygieniczne piece elektryczne, ukażą się w każdem większem mieście, a nawet na wsi.

źródło: Tygodnik Illustrowany nr 48, listopad 1896 r.