Replika Słuchawoja Uczepińskiego

Szanowna Redakcjo!

Internet to jednak wspaniała sprawa. Założyliśmy sobie niedawno takie coś w domu. Musiałem ulec namowom naszego najmłodszego syna. Twierdzi, że musi skorzystać z tego dobrodziejstwa, żeby przygotować się do zajęć, co mnie bardzo dziwi, bo za moich czasów takich rzeczy nie wymagali w przedszkolu.



Jako, że Pawełek jest dobrym dzieckiem nie miałem jednak powodów, żeby mu nie wierzyć.

Jak wszyscy wyjdą z domu (i nie dzieje się nic ciekawego na klatce schodowej) czasami sam łączę się z Internetem

Pewnego dnia wpisałem do wyszukiwarki internetowej „Otwock” i znalazłem Wasze pismo w internecie. To, co w nim znalazłem tak mną wstrząsnęło, że zmuszony jestem napisać ten list. Otóż jedna z Waszych redaktorek opisuje tam naszą rodzinę. Przez co staliśmy się znani otwockim harcerzom. Co najgorsze Kaktusińscy mają tyle tupetu, że przedstawiają nas w niekorzystny oraz (proszę mi wierzyć) kłamliwy sposób.

Na samym początku chciałbym sprostować sprawę mojego, rzekomo, ciągłego wyglądania przez wizjer na klatkę. Co prawda prowadzę regularną obserwację klatki, ale zapewniam Pana, że trwa to tylko od 15.00 do 22.00. I to z przerwą na dziennik. To po pierwsze. Po drugie: niesłychaną bezczelnością z jego strony było zarzucenie mi przynależności do ZOMO (Zasadniczych Oddziałów Milicji Obywatelskiej). Owszem, w dawnych czasach udzielałem się tu i ówdzie, ale na pewno nie tam.

Tymczasem, to właśnie Kaktusiński stał w kościele z notatnikiem i jestem pewien, że spisywał nazwiska osób obecnych na mszy. Co za wstyd i udręka mieć kogoś takiego nad sufitem. Ale było – minęło. Oddzielmy przeszłość grubą kreską. Zawsze to powtarzam Kaktusińskim jak ich spotykam na klatce.

W zasadzie, to oni nie są tacy źli. Byłbym nawet skłonny się z nimi zaprzyjaźnić, gdyby nie te ich „pociechy”. Zaczęły się z nimi problemy jak tylko mała Dorotka pojawiła się w domu. Przez cały czas płakała. Pewnie z głodu, bo rzadko miałem okazję obserwować rodziców przez wizjer jak wychodzili po zakupy. Robili to tylko w poniedziałki i czwartki od 16:15 do 17:25.

Jak młodzi Kaktusińscy poszli do szkoły, to zaczęły się odwiedziny znajomych i znajomych znajomych. Potrafili godzinami przesiadywać na klatce i głośno rozmawiać. W środy i soboty. Pewnie nie uwierzycie, ale zdarzało się i tak, że byli tam aż do dziennika. Jak wracałem do wizjera po zaczerpnięciu porcji codziennych wiadomości, to już ich tam nie było.

Najgorzej jednak przeżyłem „osiemnastkę” Doroty Kaktusińskiej. To była najstraszniejsza noc w życiu naszej spokojnej rodziny. Nigdy bym nie przypuszczał, że do 60 metrowego mieszkania może zmieścić się 81 osób. Z czego tylko jedna nie pomyliła domofonu i nie zadzwoniła do nas.

Jestem człowiekiem spokojnym i nie wadzącym nikomu. Lubię kwiaty i ciszę. Dlatego postanowiłem, że zamieszkam z rodziną w spokojnym Otwocku. Bardzo musiałem się natrudzić, by kupić to piękne, słoneczne mieszkanie, dlatego teraz bardzo nie lubię gdy ktoś chodzi mi nad głową w chodakach i trzaska szafkami. A Państwo Kaktusińccy uwielbiają mnie tym maltretować. Chyba mam prawo we własnym domu móc spokojnie zebrać myśli wsłuchując się w rozmowy sąsiadów po bokach. Te cienkie ściany!

Na koniec mego listu raz jeszcze chciałbym podkreślić, że ja i moja rodzina jesteśmy uczciwymi ludźmi i proszę nie wierzyć w żadne słowo jakie wypowie na nasz temat specyficzna rodzina Kaktusińskich.

Z poważaniem i wyrazami szacunku

Słuchawoj Uczepiński

(głowa rodziny)