Amatorom spacerów

Wiosna, panie sierżancie! Zwodziła nas, skubana, ale chyba tym razem zatrzyma się na dłużej. Nareszcie będzie okazja do skorzystania z opisywanych przewodników i wybrania czegoś dla siebie. Ja również biorę się do roboty w tej kwestii kupiłam sobie hamulce do roweru. Wam również radzę: przejrzyjcie swoje pawlacze w poszukiwaniu wygodnego obuwia wycieczkowego. Sprawdźcie też, czy osprzęt waszych szczekających czworonogów jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo przypadkowo napotkanym spacerowiczom. Jeżeli zamierzacie wybrać się na rowerze również dokonajcie oględzin.

Pragnę zachęcić Was do zwiedzania swoich najbliższych okolic. To znaczy Wy swoich i ja swoich.

Gdziekolwiek byśmy nie mieszkali, zawsze znajdzie się takie miejsce, gdzie chodzą wszyscy, a niedzielne poobiednie rodzinne wyprawy to już w szczególności. W Józefowie jest to na przykład Góra Lotnika. W Otwocku może Torfy, a może coś innego. Nie wiem, ale się dowiem :). Miejsca bezsprzecznie są ładne i ciekawe, ale nie po to chodzi się na spacer, żeby czuć się jak na warszawskiej Marszałkowskiej. (dodałam, że o stolicę mi chodzi, bo np. Marszałkowska w Milanówku jest bardzo spokojną i ładną ulicą. I jak to się mówi: nie jednemu psu Burek.) I co z tym fantem zrobić? Mój pomysł na to jest taki: wymyślić sobie coś w rodzaju „klucza” według którego będzie się wybierało kolejne miejsca. I od razu będzie pomysł na kilka kolejnych wypadów.

Przykładowo my (autorka z siostrą) przez wiele kolejnych weekendów w ramach krajoznawczego spaceru wchodziłyśmy w las i nie koniecznie ścieżkami szłyśmy cały czas prosto. Wiecie jak fajnie? Tydzień później to samo, tylko trochę w innym kierunku. Z powrotami to różnie bywało. Jednego razu nawet przydała mi się umiejętność wyznaczania północy przy pomocy zegarka wskazówkowego.

Innego razu odnalazłyśmy bajorko, które na pierwszy rzut oka wydawało się nie zamieszkałe, a po chwili przywitały nas rechotem niebieskie (!) żaby, które przeszły do historii w moim gronie znajomych. W tym miejscu chciałabym serdecznie pozdrowić towarzyszy wypraw „na niebieskie żaby”, a szczególnie serdecznie pozdrawiam tatę jednego z nich, który uratował moją reputację pokazując niedowiarkom wycinek z gazety o niebieskich żabach właśnie. Oto jego treść:

Amatorzy kwietniowych spacerów wokół stawów i jeziorek mogą natrafić na jedyne w swoim rodzaju gody żaby moczarowej. Samce tego gatunku, na co dzień nieatrakcyjne brunatne lub brązowe przybierają na krótko piękną, niebieską barwę. Jaskrawy kolor świadczy o dobrej kondycji partnera i ma przywabić samice i zachęcić je do rozrodu, podobnie jak wydawane buczące dźwięki. Często samce czekają na samice wspólnie (zazwyczaj w zarośniętej szuwarem płyciźnie u brzegów stawu lub rowu), więc ich 'chór’ słychać ze sporej odległości.

Intensywność barwy skóry w czasie rozrodu zależy od temperatury wody i powietrza oraz liczby godujących samców. Starają się one pod tym względem wzajemnie “przelicytować”.

Po godach żaby wracają do “szarego” życia na lądzie, a po kilku lub kilkunastu dniach wylęgają się maleńkie kijanki. Nieliczne z nich, którym uda się uniknąć zjedzenia przez wodnych drapieżców(np. ryby czy larwy owadów), zamieniają się w maleńkie żabki..

A swoją drogą, wspomniane przeze mnie bajorko znajduje się całkiem blisko. I człowiek żyje przez tyle lat w nieświadomości istnienia tak wielu fantastycznych miejsc, bo wydaje mu się, że w lesie to nic nie ma, tylko drzewa. Czasem warto odbić od głównej ścieżki, bo to co najładniejsze na ogół nie znajduje się przy „głównej trasie”.

Jeszcze raz zachęcam Was bardzo serdecznie wyściubcie nos trochę dalej, bo może za tą wyłysiałą od niedzielnych spacerów górką czekają na odkrycie Wasze „niebieskie żaby”.

Strz.