Pohukiwania Białej Sowy [Czuję się odpowiedzialny]

Żyjąc już dość długo na tym najlepszym ze światów zajmowałem się różnymi dziedzinami działalności.

Najpierw zmuszono mnie do opanowania dorobku wielu pokoleń żyjących wcześniej. Działo się to w szkole podstawowej, liceum i na studiach podstawowych i podyplomowych.

Potem to ja przekazywałem ten dorobek różnych dyscyplin naukowych w sposób bardziej lub mniej udany rzeszom uczniów. Najczęściej były to próby ukazania dorobku fizyki od czasów Archimedesa i Pascala, po osiągnięcia rodzimego Instytutu Badań Jądrowych w Świerku.

Poza fizyką uczyłem chyba wszystkiego na poziomie szkoły podstawowej, a licealistom w otwockim EKONOMIKU próbowałem ukazać Podstawy Wychowania Rodzinnego (był taki przedmiot !!!), przysposabiać do życia w rodzinie, a także nauczyć zasad organizowania się społeczeństw i funkcjonowania w ustroju demokratycznym.

Po pewnym czasie, chyba zbyt póżno, zorientowałem się, że niewiele z tego wszystkiego zostaje w głowach uczniów i wtedy postawiłem na wychowanie przez turystykę i krajoznawstwo. Po latach przekonałem się, że skutek był nadzwyczajny. Spotykam często moich wychowanków w różnych miejscach kraju, którzy połknąwszy bakcyla turystyki, znależli swój sposób na życie.

Od kilku lat prowadzę wycieczki jako licencjonowany przewodnik Polskiego Towarzystwa Turystyczno – Krajoznawczego. Bardzo lubię ukazywać początki naszej wiary i państwowości na Szlaku Piastowskim, piękno Tatr i Pienin (ale nie Krupówek!!!), zabytki i Historię w Krakowie, osobliwości Wieliczki, Jędrzejowa, Sandomierza, szydłowa i Szydłowca.

Pokazuję liczne synagogi, meczety i cerkwie na białostocczyżnie ukazując Rzeczpospolitą jako kraj współistnienia rozmaitych religii i kultur.

Pochodzę z Gór Świętokrzyskich i chyba nie musze mówić, że to jest moja najbardziej umiłowana kraina. Nie tylko moja. Żeromskiego i „Ponurego”, „Nurta” i Michniowian, księcia Jaremy i mnichów z Wąchocka, Sienkiewicza i braci Fodygów.

Kilka dni temu wróciłem ze wspaniałej wycieczki szlakiem Wrześniowych Virtuti Militari. Pokłoniliśmy się bohaterskim obrońcom Mławy, milczeliśmy nad grobami Westerplatczyków, przeszliśmy pokładami „Błyskawicy”, oddaliśmy hołd Obrońcom Poczty Polskiej w Gdańsku. Oczywiście był koncert w Oliwie, były spacery na molach Pucka, Sopotu i Brzeżna, były gofry, lody i Mc Donald’s. Od tłumów i zgiełku Długiego Targu uciekliśmy spod fontanny Neptuna w niezwykle gościnne progi Stoczni Gdańskiej, legendy i kolebki „SOLIDARNOŚCI”, w cień Pomnika Poległych Stoczniowców I cóż? Ano nic. Byliśmy od dłuższego czasu jedyną tam wycieczką. Chciałoby się w tym miejscu zakończyć i powiedzieć: BEZ KOMENTARZY. Mieliśmy tam być 15 minut. Musieliśmy zarządzić koniec zwiedzania, kiedy po godzinie młodzi gimnazjaliści, rocznik 1986 zapomnieli o pędzącym czasie.

Dlaczego to piszę? Bo czuję się, jako harcmistrz, nauczyciel i przewodnik odpowiedzialny za przekazywaną wiedzę i sposób rozumowania młodych ludzi. Muszę odkłamywać prawdę nie tylko o Polskim Sierpniu, zbrodniach na narodzie polskim, stanie wojennym itp. Najlepiej poznaje się prawdę u jej materialnych żródeł. A co sądzisz Czytelniku o problemie: Harcerz a polityka? To będzie temat następnych POHUKIWAŃ.

Wasza Biała Sowa

Pohukiwania Białej Sowy [A najbardziej mi żal]

Już bardzo dawno nie byłem na obozie. Dawno nie byłem komendantem zgrupowania, komendantem podobozu, drużynowym drużyny obozowej, zastępowym na kursie drużynowych Chorągwi Mazowieckiej.
Już od kilkunastu lat nie obawiam się wizytacji SANEPIDU, Komendy Chorągwi, Głównej Kwatery. Dawno nie grałem na trąbce CISZY ani POBUDKI. Bardzo dawno nie meldowałem stanu na apelu porannym, czy nie przyjmowałem raportu od drużynowych. Dawno nie kontrolowałem kwatermistrza czy księgowej, nie układałem budżetu obozu czy zgrupowania. A było tego dużo! Obozy Hufca, Chorągwi, Zgrupowanie Operacji 1001 FROMBORK, Stanice Operacji BIESZCZADY – 40.

Tego wszystkiego mi nie żal.

Brakuje mi natomiast codziennych, wieczornych spotkań z harcerzami przy ognisku, nocnych spotkań kadry, rozmów przy wtórze deszczu. Brakuje mi kontaktów, dyskusji z bardziej doświadczonymi instruktorami, którzy swoje harcerskie lata traktowali jak POWOŁANIE. Brakuje mi możliwości oddziaływania na młode, gorące głowy i serca. Wspominam obozowe wędrówki. Przewędrowałem tyle wiosek i miasteczek, widziałem tak wiele malowniczych jezior i wzgórz, połonin, byłem na tylu szczytach górskich, że nie sposób wszystkiego wyliczyć. Na swojej drodze spotkałem wielu wspaniałych ludzi. Towarzyszyli mi krócej lub dłużej. Z wieloma spotykam się do dzisiejszego dnia, wielu odeszło na Wieczną Wartę. Jakże wiele im zawdzięczam. Cała moja działalność zawodowa, społeczna i polityczna, a także życie rodzinne i towarzyskie miało i ma na sobie stygmat Harcerstwa. A wszystko zaczęło się na pierwszym obozie harcerskim w Muszakach.

Życzę Tobie, Czytelniku tych słów, żebyś znalazł także swoje Muszaki, a także, abyś je odkrył przed Twoimi harcerzami.

Wasza Biała Sowa

Halo, halo. Więcej kultury.

Od pewnego czasu z przykrością obserwuję powszechny zanik kultury

Obserwuję to głównie (choć nie tylko) u naszych podopiecznych, stąd mój apel do wszystkich drużynowych i osób działających w naszym hufcu, by zwracały na to uwagę.



Nie jest bowiem sytuacją zdrową i poprawną, by młodzi harcerze nie znali podstawowych zasad dobrego wychowania – wiem, że wielu z was ich nie zna, ale to słabe wytłumaczenie.

Jest to tak samo ważne, jak wszystko co robicie i co sobą reprezentujecie, a czego ktoś może nie dostrzec, zwracając uwagę na to, że wychodząc z pomieszczenia nie powiedzieliśmy przysłowiowego „ ani be, ani me, ani kukuryku” .

Dziwne? To wcale nie jest dziwne. Dla mnie to jest wręcz żałosne. Na każdym kroku spotykam się z manierami neandertalczyka i to wcale nie jest śmieszne.

Zastanówcie się nad tym i zróbmy coś, bo mi to bardzo przeszkadza i nie chciałabym, żeby kiedyś ktoś was potraktował tak, jak sami odnosicie się do siebie nawzajem.

Mam nadzieję również, że nikt z Was nie będzie postępował tak, by Jerry Springer mógł go zaprosić do swojego TOK – SZOKU.

Anna Pietrucik

anna.pietrucik@zhp.otwock.com.pl

P.S Wszelka zbieżność jest celowa i zamierzona.

Okiem przyszłego zucha – cz. 1

Cześć to znowu ja. Mówiłam, że jeszcze o mnie usłyszycie….

Jako, że rozpoczęłam już trzeci miesiąc życia, a wakacje już tuż, tuż, postanowiłam wykorzystać piękną pogodę i wyciągnęłam moich starych, znaczy się rodziców na Mazury.
Chciałam zobaczyć jak wyglądają one w kwietniu i przy okazji przygotować się do tegorocznych wakacji w Przerwankach. Pokazałam moim rodzicom kilka fajnych miejsc – chwalą się, że jeżdżą już tam od 12 lat a jeszcze ich nie widzieli i dopiero ja im uświadomiłam jak ciekawe mogą być wycieczki dla dzieci podczas wakacji. W końcu nie zawsze muszą one jeździć utartym szlakiem Kętrzyn-Gierłoż-Giżycko.

A zatem polecam waszej uwadze:

hodowlę żubrów – Wolisko w Puszczy Boreckiej – to ok. 15 km od Przerwanek (można zobaczyć a nawet może uda Wam się pogłaskać żubra podczas karmienia – codziennie 8-10 i 17-19 (jakbyście mieli albo wypożyczyli sobie rowery to prowadzi tam malownicza trasa rowerowa)

wielką śluzę w Guji

olbrzymie wiadukty w Stańczykach (na żywo wyglądają jeszcze większe niż w reklamie telewizyjnej)

piramidę w Rapie już pewnie widzieliście, ale nie wiem czy wiecie że kilka kilometrów dalej, pod rosyjską granicą są ruiny dworu, stare stajnie, które były własnością pruskiej rodziny pochowanej w tym grobowcu

ścieżkę spacerowa po pozostałościach umocnień z okresu 1 i 2 wojny światowej, koło Kruklanek i Pozezdrza – to raczej dla chłopaków, bo mnie trochę znudziły.

Mamerki – kwatera dowództwa wojsk lądowych III Rzeszy

zamek w Reszlu

obserwatorium astrono-miczne w Olsztynie

zamek i piękna starówka w Olsztynie – można tam sobie wybić własną monetę

Posiadaczom kaja-ków i karty pływackiej polecam szlak kajakowy rzeką Sapiną. Ja, niestety, jeszcze nie płynęłam, bo rodzice nie chcą mnie samej puścić. Pozostanie mi, zatem rejs statkiem po jeziorach mazurskich z portu w Giżycku lub Mikołajkach jak będę wracać z wycieczki do parku dzikich zwierząt w Kadziłowie.

A i jeszcze mama mi podpowiada, że można też ciekawie urozmaicić program obozu o np. lepienie garnków z prawdziwej gliny pod okiem garncarzy (przy Muzeum Ludowym w Węgorzewie – zajęcia trwają 1,5 h i kosztują jedyne 3zł a swoje dzieła można odebrać po tygodniu). Niestety nie widziałam tych zajęć, ponieważ ten fragment podróży smacznie przespałam, ale w wakacje mam zamiar ulepić sobie butelkę na mleko, nie wiem tylko jak rozwiązać problem mocowania smoczka (myślę, że tam na miejscu mi pomogą). Strasznie się rozgadałam, muszę już kończyć, bo czuję jakoś dziwnie mokro w pampersie, a poza tym coś bym przekąsiła, a ta mama nic nie daje… Muszę chyba głośniej krzyknąć, aby się pospieszyła z gotowaniem mleczka. Uuaaaaaa….

To na razie, mam nadzieje, że jeszcze się usłyszymy ….. Gugu … UUUAAAAAAA….

Julka

A kolonia tuż, tuż


To już 27 maja … jak ten czas szybko leci… Dopiero, co wróciliśmy z wakacji i je podsumowaliśmy a tu już tegoroczna kolonia za pasem.

Przygotowania rozpoczęliśmy zimą, jak jeszcze nawet nie marzyło się nam o ciepłym słonku, szumie wiatru nad Gołdapiwem, a raczej wszyscy się zastanawiali czy uda się kulig.





Nie musze Wam mówić, jak trudno jest zrobić dobrą i ciekawą kolonię, bo sami pewnie zmagacie się teraz z przygotowaniami do obozu, a tu został już tylko miesiąc…

W tym roku jedziemy w podobnym składzie tzn.

Agnieszka Bąk, Agnieszka Fedorowicz, Magda Gro-dzka, Karolina Grodzka (to jej pierwszy raz), Joanna Kołodziejek, Ewa Krzeszewska, Maciek Siarkiewicz, Karolina Śluzek, Sylwia Żabicka.

Niestety nie będzie z nami Beaty Kępki (przygotowuje się na przyjęcie włas-nego zucha) oraz Izy Półchłopek (jedzie na obóz ze swoją drużyną).

Plan pracy zbudowany jest wokół sprawności rycerza i dworki oraz aktora, a fabułą do ich zdobywania będzie historia Mirmiłowa – słowiań-skiego grodu. Pomysł zaczerpnęliśmy z komiksów o Kajku i Kokoszu, które będziemy też wykorzystywać do pracy z dziećmi.

Podczas kolonii m.in. nauczymy się lepić prawdziwe gliniane garnki (pod okiem zawodowych garncarzy), we własnej manufakturze wyproduku-jemy papier, odwiedzimy hodowlę żubrów i rezerwat zwierząt, sami upieczemy chleb, a na zakończenie nakręcimy film.

W jeden z ostatnich weekendów odwiedziliśmy nawet Kazimierz Dolny, aby w atmosferze ruin rycer-skiego zamku nakreślić wizję słowiańskiego grodu. Jeden z zespołów odstawił tam nawet małe przedstawie-nie nawiązujące do obrzę-dów słowiańskich. Mieliśmy piękną pogodę i miło nam się pracowało. Podzieliliśmy się obowiązkami i z napięciem przygotowujemy się do wyjazdu. Zwiedziliśmy fragment Kazimierza a dzień zakończyliśmy pysznymi lodami na Kazimierskim rynku.

Czy udany wyjazd to przedsmak udanej kolonii???

Mam nadzieję, że tak.

M.

Oczami nienawiści

Nienawiść. Trywialne. Bo popatrz: idę ulicą- na murze napis „zabić Żyda”; otwieram Newsweek’a – gdzieś ze środkowych stron aż krzyczy artykuł o czterech chłopcach siłą zwerbowanych do dziecięcych armii RUF-u w Sierra Leone (dziecięcych armii!). Chłopcach, którzy zabijali z niemożliwym wprost do wyobrażenia okrucieństwem. Wyglądam przez okno i widzę mojego małego sąsiada krzyczącego do swojego brata: „Nienawidzę Cię!”.

Nienawiść. Ten ostatni to słaby przykład. To w końcu tylko słowa wypowiedziane przez dziecko. Tylko słowa. Och, Bogu dzięki, że to dziecko nie zna potęgi Zwykłego Słowa! Nienawiść. Świat wypełniony jest nią po brzegi; kipi i bulgocze, przelewają się kolejne czary, spod stóp ucieka kolejne dno. Powiedz, jak to się stało, że MY- wielcy i niepodlegli ludzie, stworzenia tak niesamowicie idealne i boskie, ulegliśmy mocy tak obłudnie prostego uczucia? Uczucia!

Teoretycznie uczucie można zwalczyć siłą woli. Dobre sobie – a cóż to takiego jest ta siła woli? Teoria! Siła woli trwa w ludziach, dopóki ci nie uświadomią sobie, że mogliby mieć więcej. Albo że ktoś mógłby mieć mniej. Nasze czasy mamią i przerażają zarazem, nie pozwalają oderwać od siebie oczu i jednocześnie w tak nieludzki sposób tłumią wyrywający się z gardła ostatkami tchnienia krzyk. Wrzask! Słuchajcie ludzie, oto krzyczą pokolenia! Oto nastała nowa era – Era Nienawiści!

Kiedyś lubiłam malarstwo Muncha. Było bardzo niespokojne, ale jednocześnie w idealny sposób potrafiło odzwierciedlać ludzkie pragnienia i odczucia oraz drzemiące w nas, nawet te najbardziej skryte, zwierzęce instynkty. Pamiętam też obraz pt.: „Zazdrość”, przedstawiający parę kochanków… kochankowie stanowili jednak tylko tło całego dzieła – pierwszy plan został obsadzony przez pewnego mężczyznę… Mężczyznę o dziwnie wykrzywionej twarzy i wściekle czerwonych, porażających oczach, o spojrzeniu, mającym w sobie tyle gniewu i złości, że po chwili wpatrywania się w ten obraz, wnętrze człowieka, do tej pory wypełnione ciekawością, teraz przepełnia się jakimś nieskończenie wielkim niepokojem i strachem; zupełnie, jakby mężczyzna z portretu patrzył się nie na wszechobecną pustkę, ale na Ciebie… Wtedy właśnie zrozumiałam: oczy…; w nich kryje się wszystko…; nienawiść ma oczy czerwone od bólu, czerwone od zła… Nienawiść ma oczy czerwone!

Tak, czerwone. I tymi czerwonymi oczami ogląda świat i z minuty na minutę uśmiech jej staje się coraz bardziej wyraźny i paskudny. Wojna. Dla większości Polaków, ba!, nawet Europejczyków, wojna to raczej puste słowo, znane jedynie z podręczników historii, które siłą rzeczy w pewnym momencie trzeba było wykuć na pamięć. A czy wiesz, że gdy Ty co wieczór spokojnie składasz głowę na poduszce, gdzieś po drugiej stronie świata miliony ludzi przeżywają właśnie swoją setną nieprzespaną noc? Gdzieś na jednej z 55 toczących się teraz wojen… A przecież jesteśmy tacy doskonali!

Doskonałość również widnieje w oczach nienawiści. Chełpi się i puszy – nie masz tyle mocy człowieku, jesteś zbyt słaby i będziesz mi służył. Będziesz na każde moje zawołanie, moje – królowej Twojego świata. Ten świat jest prosty: nie wymaga walki, nie żąda sprzeciwu. Tylko czasami, gdzieś z oddali słychać niewyraźne i nieśmiało nucone słowa pewnej piosenki… Piosenki nakazującej iść naprzód i nie poddawać się. Dziecięcej piosenki o pięknym życiu… Dzieci przez pierwsze chwile patrzą i widzą zupełnie inaczej.

Nie wiem, jak zakończyć. I co chciałam Wam przez to powiedzieć. Może tylko tyle, że nienawiść naprawdę istnieje. Że jest wokół nas, że patrzy. I że się śmieje. Nie traktuj tego jak oczywistego stwierdzenia – nie pozwól, aby stała się dla Ciebie czymś tak powszechnym i oczywistym, że praktycznie zupełnie przestaniesz ją dostrzegać. Bo tylko w ten sposób nie pozwolisz jej zwyciężyć.

Iz

Harcerzem być – C.D.

Może Prawo Harcerskie jest przestarzałe. Może nie uwzględnia “okoliczności łagodzących” dla osób, które “leczą się” piwem.
Może …

Ale to właśnie te dziesięć punktów (cytuję obok, bo jak widać niektórzy już dawno zapomnieli, o co w nich chodzi) ma kierować życiem każdego harcerza i instruktora. Autor artykułu z poprzedniego Przecieku, który podpisał się jako Karol Woj-Wojciechowski (domyślam się, że za tym pseudonimem artystycznym ukrywa się Tomasz Wojciechowski) zarzucił mi “antyalkoholową krucjatę”. Nie wiem, czy to komplement, czy jednak zarzut, ale dziękuję za te ostre słowa.

Zawsze, gdy tylko będę miał dość sił będę walczył z piciem alkoholu przez harcerzy, a ze szczególną zawziętością – przez nieletnich.

Tomek Wjciechowski uważa, że jadę pod prąd. I pewnie tak jest. Ale czasem trzeba wyjść poza ramy funkcjonowania, żeby osiągnąć coś więcej niż tylko zwykły egzystencjalizm. I wtedy narażamy się na osąd ludzi, którzy tego nie lubią. Oni lubią, gdy wszystko dzieje się zgodnie ze schematami, bo wtedy życie jest prostsze.

DRUHU TOMKU WOJCIECHOWSKI!

Każdego dnia dokonujemy wyborów, które mają wpływ na nasze dalsze życie. Jeden sięga po puszkę piwa, inny po grzane wino, a jeszcze inny po kieliszek wódki. Kowalski zostaje harcerzem, pomimo tego, że Nowak uważa wszystkich harcerzy za popaprańców w krótkich spodenkach. Czytelnicy tej gazety podjęli decyzję i ponoszą jej konsekwencje. Także Ty ją podjąłeś. Nie wstępowałeś do harcerstwa, gdy można było pić alkohol i złożyłeś Przyrzeczenie, że nie będziesz tego robił. A przecież nikt Cię nie zmuszał do takich deklaracji.

Że, co? Że byłeś wtedy młody i były to czcze deklaracje, których konsekwencji nie dostrzegałeś? Spójrz na tych, którzy przerzekali i dotrzymują słowa. Wielu z nas stanęło lub stanie przed ołtarzem i będzie przyrzekać Miłość, Wierność i Uczciwość Małżeńską.

Jaką wartość ma Przysięga Małżeńska i każda inna w ustach kogoś, kto łamał już inne przyrzeczenia i nie uznaje tego za błąd.
Wybacz mi szczerość, ale po przeczytaniu Twojego artykułu jakoś nie darzę Cię większym zaufaniem niż poprzednio, a myślę, że jest wręcz odwrotnie.

Oskarżyłeś mnie o śmieszność, zachowanie “godne pożałowania” i błędy wychowawcze. Dzięki za ostre słowa – mało kogo na nie stać. Pozwól jednak, że pozostanę przy swoim zdaniu, iż więcej pożytku niż szkody moje działania przyniosą. Ty zostaniesz przy swoim, bo na tym polega demokracja, a historia pokaże kto miał rację.

Wiem jak czuli się “bohaterowie” mojego artykułu, bo niektórzy z nich sami mi to powiedzieli. I za to cenię ich szczególnie. Oni potwierdzili to, że popełnili błąd, a Ty próbujesz przekonać czytelników Przecieku, że picie piwa nie jest niczym złym. Ja po prostu uważam, że harcerzem jest się przez całe życie. Z tego się nie wyrasta. A jeśli ktoś zmieni przekonania, to zawsze może wystąpić ze Związku. Liczę na to, że mój artykuł pozwoli niektórym podjąć decyzję (i liczę na to, że nie odejdą).

I ostatnia sprawa, bo miejsca jak zwykle mało. Pomówiłeś ogromne grono ludzi o pijaństwo, ze szczególnym uwzględnieniem jednej konkretnej grupy. Nie rozumiem, dlaczego zrobiłeś to teraz, a nie wtedy, gdy mogłem szybko sprawdzić Twoje oskarżenia. Czekam do 25 kwietnia na dowody, którymi mam nadzieję dysponujesz. Ktoś musi ponieść konsekwencje Twoich słów. Oni, albo Ty. Ja przynajmniej wcześniej rozmawiałem z osobami do których miałem zastrzeżenia. Ty pozwoliłeś sobie na pomówienie.

Każdego dnia dokonujemy wyborów, które mają wpływ na nasze dalsze życie…

hm. Tomasz Grodzki

Harcerska odnowa

Wykaz gromad i drużyn działających w hufcu ZHP Otwock (stan na 31.03.2002 r.) obejmuje aż 20 pozycji, co oznacza, że zarejestrowano 20 drużyn, w czym 3 gromady zuchowe, 3 drużyny próbne i 14 harcerskich i starszoharcerskich. Oczywiście liczebność ich i poziom stanowią tajemnicę, pomimo, że większość z nich ma opiekuna z ramienia Komendy, że w hufcu codziennie dyżurują instruktorzy, znane są miejsca i godziny zbiórek.

Na nic jednak zda się to wszystko, gdy praca harcerska jest pobieżna i przypadkowa.
Fikcyjne funkcje drużynowych uniemożliwiają właściwe prowadzenie pracy wychowawczej. Brak poczucia odpowiedzialności za własne postępowanie, za najbliższe otoczenie, za organizację wyraża niedojrzałość psychiczną człowieka. Z celów Harcerstwa wynika, że instruktor musi dawać dobry przykład nie tylko podwładnym sobie dzieciom i młodzieży. Drużynowy przecież pełni funkcję instruktora, nawet jeśli nie złożył jeszcze zobowiązania. A czy spośród nas wszyscy drużynowi potrafią wykonać należycie swoje zadanie wychowania dobrych, dzielnych i prawych harcerzy? Sądzę, że zanika pęd do zdobywania, zatraca się dzielność. Rodzi się typ drużynowego – konsumenta. Rodzi się typ drużynowego – konsumenta.

Gdzie tkwi problem? Również w kształceniu. Chociaż nie tylko. Sami obniżamy poprzeczkę. Decydując się przewodzić gromadzie, drużynie, i harcerz i instruktor powinien mieć wyrobienie wychowawcze, wykazać się zrozumieniem podstawowych zasad wychowania rodzinnego i stosowaniem ich w życiu osobistym, rozumieć konieczność współpracy Harcerstwa z rodziną, umieć objaśniać Obietnicę i Prawo Zucha, Przyrzeczenie i Prawo Harcerskie z zastosowaniem poszczególnych punktów Prawa w życiu codziennym, wiedzieć, jakimi cechami charakteru powinien odznaczać się drużynowy i szczegółowo wyjaśnić wartość dobrego (również osobistego) przykładu w pracy wychowawczej.

Znajomość regulaminu ZHP (wie, jak i gdzie je znaleźć) oraz przepisów obowiązujących drużynę (gospodarka, mundury, itp.) stawia go w rzędzie osób świadomych i kompetentnych.

Od drużynowego oczekuje się również znajomości metody harcerskiej, regulaminu stopni, zasad zdobywania sprawności. Każdy drużynowy powinien umieć uzasadnić konieczność systemu zastępowego w pracy drużyny oraz znać metody kształcenia zastępowych.

Drużynowy powinien umieć opracować

– szczegółowy miesięczny program zastępu,

– roczny, szczegółowy program pracy drużyny,

– plan jednodniowej wycieczki zastępu,

– szczegółowy plan wycieczki i biwaku drużyny.

Poza tym powinien potrafić wskazać i omówić ważniejsze książki i czasopisma harcerskie przydatne w pracy drużyny.

Nawet jeśli większość drużynowych spełnia te kryteria, to dla pozostałych należy tworzyć takie warunki, by mogli bez wahania wybrać drogę świadomego wychowawcy. Niezwykle istotną sprawą staje się pogłębianie pracy harcerskiej oraz zwiększenie ilościowe członków drużyn.

Rozpoczęcie dyskusji na ten temat oraz przeciwstawianie się bylejakości w drużynach pozwoli zrozumieć, że większy wysiłek włożony w przygotowanie drużynowych zarówno przez hufiec jak i przez samych drużynowych polepszy samopoczucie jednych i drugich, podniesie poziom pracy w drużynach, polepszy jakość harcerstwa a nade wszystko wzmocni naszą organizację.

hm. Ula Bugaj

Po nużącym marcu

Po nużącym, mokro-zimnym marcu, nadszedł mocno udziwniony kwiecień. Tak swoją drogą jeden z moich ulubionych miesięcy w roku. Nieco choleryczny, bo nigdy nic z nim nie wiadomo, raz gorący, upojony światłem i dzkością wiosny, a innym z kolei razem nadąsany i ponury. Taki to dziwoląg struszki natury. Co prawda dzień mamy zaiste nieznośnie uroczy, ale ja zamiast pomykać rowerem nad Wisłą muszę spełnić swój rytualny obowiązek. Spełnić to znaczy dodać wstępniak, bo za kilka godzin redaktor naczelny zamyka nowy numer „Przecieku”, a wraz z nim naszą „fkładkę”, więc dość tych dywagacji biologiczno- poetyckich. Do dzieła!

Temat przewodni tego numeru równierz pozostaje w związku z naturą, a konkretnie rzecz biorąc z częścią fauny. Ściślej chodzi o konie. Podobno jedną z naszych, słynnych narodowych pasji. Uwielbiają je wszyscy. Dzieci, bo kucyki i takie miłe (żrą cukier w kostkach), chodowcy ze względu na ich szlachetny charakter, oczywiście furmani. Uwielbienie uwielbieniem, a mało kto zdaje sobie sprawę z ciemnych stron naszej pasji. Z tego jak ludzie potrafią być nieludzko okrutni w stosunku do braci naszych mniejszych, koni. Mówiąc odrobinę jaśniej sięgneliśmy do raportów opisujących metody transportu tych zwierząt i tortur jakie muszą one przeżywać w związku z nim. I właśnie ta sprawa stanowi myśl przewodnią numeru.

Myślę, iż każdy kto legitymuje się choć odrobiną współczucia, empatii, czy wrażliwości, nie powinien przejść obok tego problemu obojętnie.

Było o koniach, to teraz czas na ludzi. Gatunek nieporównywalnie mniej sympatyczny. Niestety nie wszystko na tym świecie jest doskonałe. Czemu to mówię? A to z tej przyczyny, iż w pewnym kraju (Nigerii) sąd wydał wyrok żywcem z przed 1000 lat, nakazując ukamienować niewierną małżonkę. Jej główną winą była swobodność z jaką dała się zgwałcić, nie dbając przy tym o obecność 4 świadków. Cóż niezbadane są meandry ludzkiej psychiki. W kontekście tego precedensu chcieliśmy was zapoznać z działalnością Amnesty International. Organizacj zajmującej się przeciwdziałniem łamaniu praw człowieka.

Żeby już was doszczętnie wykończyć zaserwujemy wam „Wynurzenia pana Henia”, co należy rozumieć jak składnice tego wszystkiego, co powstało w naszych chorych umysłach, a nijak nie przystaje do koni czy naszej biednej Safiji.

I to by właśnie to. Kuka blada słońce zachodzi wiatr jakby nieprzyjazny, ale mam to gdzieś- idę na rower. Łyknąć odrobinę wiosny.

karol woj.-wojciechowski

P.S. Na Bliskim Wschodzie rozgrywki trwają. Ostatnie wyniki 6 do 250. Dzisiaj żydzi górą.

Czy cię to nie oburza? To jest pytanie! Czy ta gra jest fair play? Kretyn Do diabła, a gdzie sędzia?-

„Konferencja się skończyła. Czego jeszcze chcecie do cholery?”

(Donald Rumsfeld – amerykański sekretarz obrony)

Marszałek Sejmu

Marszałek Sejmu Marek Borowski przyjął w grudniu zeszłego roku od ekologów z Klubu Gaja 250 tys. podpisów z petycją, by wstrzymać transport żywych koni na rzeź.

Ekolodzy chcą wprowadzenia zmian w ustawie o ochronie zwierząt. Borowski przyjął ekologów, którzy przynieśli do Sejmu dwa wielkie wiklinowe kosze z listami podpisów ludzi, którzy nie chcą b konie cierpiały w transportach.

Jednym z głównych organizatorów przedsięwzięcia był Wojtek Owczarz, który w Klubie Gaja prowadzi kampanię „Zwierzę nie jest rzeczą”. Według ekologów należy zabronić transportów żywych koni na rzeź. Przekonują, że jeżeli zwierzęta i tak mają zostać zabite, to nie należy przysparzać im dodatkowych cierpień.

Borowski powiedział, że przekaże informację o inicjatywie do odpowiednich komisji sejmowych. To one powinny zająć się dyskusją petycją ekologów i po niej przedstawić odpowiednią propozycję zmian. Podziękował ekologom za monitorowanie rzeczywistej realizacji ustawy o ochronie zwierząt. Przedstawione przez państwa przykłady przekonują mnie, że tak dalej być nie może. Dołożę starań by debata nad tym problemem w Sejmie się odbyła – powiedział Borowski.

Zdeklarował też pomoc ekologom w zorganizowaniu konferencji poświęconej prawom zwierząt.