PALMIRY po raz pierwszy

Dość trudno w to uwierzyć, ale po prawie 4 latach w „LEŚNYCH” po raz pierwszy wybyłam na Palmiry. Dlaczego nie jeździłam wcześniej??? Odpowiedź jest prosta: NAJZWYKLEJSZY ZBIEG OKOLICZ-NOŚCI. Byłam chora, wyjeżdżałam, za późno się dowiadywałam… W tym roku jednak, już we wrześniu, postanowiłam, że pojadę choćby nie wiem co. I tak się stało.

W sobotę rano z kulturalnie spakowanym plecaczkiem udałam się na stację Metro Centrum, skąd mieliśmy wyruszyć do Palmir. I zaczęła się zabawa…


Najpierw przy przechodzeniu przez bramki w metrze, potem w wagonie, gdzie nie zawsze można się czegoś złapać i trzeba liczyć na kogoś, kto ma dłuższe łapki niż my, i oczywiście w autobusie. Po tym przejeździe, jeszcze długo, nie zapomnę min biednych, zdezorientowanych, starszych pań, które zobaczyły ponad pięćdziesiąt osób w bojówkach z plecakami, jadących „TĄ SPOKOJNĄ I NIEZATŁOCZONĄ LINIĄ” 😉
Mimo kilku wesołych przygód, bez większych problemów dotarliśmy do Wólki Węglowej i ruszyliśmy na szlak. W czasie marszu umilaliśmy sobie czas „kanapkami” i grą w „rękę zboczeńca”. Na pierwszym postoju zaliczyliśmy dwie, obowiązkowe rundy w SŁONECZKO i beż większych strat w ludziach ruszyliśmy dalej.


Około piętnastej dotarliśmy na polankę, gdzie „za ładne oczy” dostaliśmy po talerzu grochówki. Potem przez ponad 15 minut (może właśnie z powodu grochówki) czekaliśmy w kolejce do TOJKI (i nawet tak pozornie niemiła czynność, dostarczyła nam nie lada rozrywki, bo ludzie w pilnej, fizjologicznej potrzebie prowadzą bardzo interesujące konwersacje… ;-))
Na Cmentarz wyruszyliśmy o szesnastej i już na miejscu ok. 1,5 godziny czekaliśmy na rozpoczęcie uroczystości. W tak zwanym miedzy czasie, spacerowaliśmy, rozmawialiśmy i ukrywaliśmy „Ptasie Mleczko”…


O 18:00 rozpoczął się Apel, który zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Płonące pochodnie, salwy honorowe, orkiestra, wieńce i znicze stworzyły niezapomnianą i niezwykle podniosłą atmosferę. Stojąc i oglądając całą uroczystość stałam się świadkiem tamtych, wojennych wydarzeń. To było COŚ (pisana naprawdę dużymi literami)…  Moje pierwsze Palmiry uważam za bardzo, bardzo udane i jeśli tylko czynniki wyższe mi na to pozwolą będę jeździła co roku, bo atmosfera jest niezapomniana… Było SUPER!!!


Marysia Lipińska