Poselstwo

Przedmowa do opowiadania



Chciałabym zaznaczyć, że jest to moje pierwsze (i może nie ostatnie) opowiadanie. Uważam je za całkiem niezłe, ale wiadomo, ze każdy swoje chwali. Dlatego też proszę o to, byście w miarę możliwości wysyłali opinie i komentarze na adres: point.of.agony@wp.pl . Od razu z góry wszystkim wam dziękuję.
Pozdrawiam, Ka-rin 🙂




Szedłem już od wielu dni. Mój koń padł już dawno, a mięso, które pozostało z jego ścierwa, zaczynało się już kończyć. Byłem brudny, zmęczony i pełen niepokoju. Zastanawiałem się, co się stało z mym towarzyszem podróży i serdecznym przyjacielem – Haplo. Byłem wściekły na siebie i mego pracodawcę. To miała być łatwa podróż. Zwykłe poselstwo, nic więcej!
Wyruszyliśmy obaj przeszło trzy miesiące temu na południe, w kierunku Palanthas. Naszym zadaniem było dostarczenie jakiegoś listu od księcia Midelheim dla władcy Miasta Białych wież. Podróż miała zająć zaledwie dwa miesiące.

Lecz sprawy się skomplikowały. Zaledwie dzień drogi od wioski, która była tak mała, że nawet nie miała nazwy, natknęliśmy się na bandę orków. Bez mała pięćdziesiąt humanoidalnych stworów rzuciło się na nas z żądzą mordu i krwi w oczach. Haplo i ja zdołaliśmy zabić dwadzieścia tych ohydnych stworów, lecz tamci nadal mieli miażdżącą przewagę. Nie pozostawało nam nic innego, jak tylko ratować się ucieczką. Rozdzieliliśmy się więc i teraz ja, Corwin z Nuln, rycerz boga Khaina i pogromca wszelkich tworów Chaosu, zmierzałem, zataczając się z wycięczenia, by wypełnić cel swej podróży. Wlokłem się resztką sił i z jednym tylko marzeniem: By nie natknąć się na orków, lub inny pomiot Chaosu. Wiedziałem bowiem, że w tym stanie nie dałbym im rady. Wolałbym śmierć, niźli dostać się w łapy tych potworów i być torturowanym ot tak dla zabawy. A gdyby się już znudziły, porzuciłyby mnie, udręczonego i ledwie żywego, na pastwę ścierwojadów…

Gdy tak rozmyślałem, przypomniał mi się Haplo. Co się z nim właściwie stało? Czy szybkonogiemu elfowi udało się ujść z życiem? Czy też dostały go orki, a jego głowa, niegdyś dumnie wznoszona ku słońcu, teraz sterczy nabita na dzidę przywódcy bandy. Zaś twarz jego, kiedyś piękna o delikatnych rysach, teraz zmieniona w ohydną, zastygłą maskę bólu, przerażenia i nieludzkiego cierpienia…
– Nie!!! – krzyknąłem w nicość. – Nie, Corwinie! Nie wolno ci tak myśleć! Haplo na pewno uciekł i ma się dobrze. Już niedługo spotkacie się w Palanthas i zapomnicie o tym wydarzeniu. Tylko pamiętaj, Haplo jest cały i zdrów.

Ta myśl pokrzepiła mnie i podniosła na duchu, i sprawiła, że nagle poczułem przypływ sił. Zapewne sprawił to dobry bóg Khaine lub jedno z pomniejszych bóstw jemu służących. Z nową nadzieją i nową siłą wspiąłem się na wzgórze, a widok jaki się przede mną roztoczył…

* * * *
– Co do licha?
Corwin posłyszał za sobą jakiś hałas. Odłożył pióro i odwrócił się. Coś przyturlało się do jego stóp. Pochylił się i poznał, że to jeden ze słoi, w których przetrzymywał odcięte łby swych wrogów. Podniósł głowę i w tym momencie ujrzał stojącą w drzwiach wysoką postać. Zmrużył oczy i lekko nachylił się ku przodowi, by lepiej widzieć, po czym gwałtownie się cofnął, z przerażeniem w oczach, na widok Mrocznego Elfa.
– Nie!
– Tak! To ja, twój najgorszy z koszmarów!
– Nie! Nie ty! Zostaw mnie!
– Zostawić? O nie, nie zrobię tego. Jakże bym mógł? Nie jestem tobą. – Elf rozciągnął usta w upiornym uśmiechu odsłaniającym niezwykle białe i drobne zęby pozbawione kłów. – Pamiętasz ten dzień, gdy napadły nas orki? Uciekłeś. Zostawiłeś mnie na pastwę tych potworów. – Elf mówił powoli i spokojnie, ale z wyraźną nienawiścią.
– Nie! – człowiek drżał na całym ciele z przerażenia, po policzkach ciekły mu obfite łzy strachu.
– Zostawiłeś, mimo że wiedziałeś, jak bardzo nienawidzą elfów. Spójrz cóżeś mi uczynił! – Haplo krzyczał – Kiedyś byłem piękny! Byłem Wysokim Elfem, miałem wspaniałą złotą skórę i włosy o barwie kasztanów spadających jesienią z drzew! A teraz?! Spójrz! Moja złota niegdyś skóra jest teraz szara niczym popiół na pogorzelisku, prawie czarna! A włosy, o bogowie, z lśniących kasztanów, zmieniły kolor na barwę równą kruczym piórom! Pozwoliłeś mi stać się przeklętą istotą! Mrocznym Elfem, żyjącym na wygnaniu między życiem a śmiercią! Znienawidzonym zarówno przez rodaków i wszystkie inne elfie rasy żyjące na powierzchni, jak i przez Drowy, które żyją pod ziemią. Elfy będące dziećmi Chaosu. Skazałeś mnie na wieczne cierpienie!!!
– Nie! Przestań!!!
– Przestać?! Tylko po twojej śmierci, przeklęty zdrajco! Giń, psie!!!
Elf zamachnął się mieczem, wydobytym nie wiadomo kiedy i skąd i ciął płasko, prawie nie wkładając w to siły.
– Nie!!!
Zdążył jeszcze krzyknąć Corwin, po czym głowa jego spadła z ramion prosto pod stopy elfa. Ciało osunęło się lekko w fotelu i zastygło w bezruchu.
Na stygnący już policzek Corwina spadła kropla wody. Potem druga. I jeszcze jedna. Nie, to nie była woda. To łzy. Elf płakał… Płakał, zagryzając wargi niemalże do krwi.
– Dlaczego? Przecież byliśmy przyjaciółmi! Dlaczego mnie zdradziłeś i pozostawiłeś na łaskę tych potworów? Czy dla was, ludzi, nie liczy się nic prócz pieniędzy?

Haplo otarł łzy wierzchem dłoni, odwrócił się i wyszedł. Żądza zemsty, która wypalała go od środka, została na reszcie ugaszona. Teraz może zabijać jedynie ot tak, dla przyjemności i zabicia czasu. Podobnie jak inni degeneraci jemu podobni, zwani Mrocznymi Elfami. Są to istoty gorsze nawet od tych, które stworzone były z Chaosu.

Elf zatrzymał się jeszcze na progu. Jego krwistoczerwone oczy, niegdyś równie błękitne co letnie, bezchmurne niebo, raz jeszcze zatoczyły spojrzeniem po pokoju, po czym Haplo odszedł w swą stronę. Co będzie robił? Tego nie wie nawet on sam. Zależy co los przyniesie…

Karina Zielińska