Śladami Andrzeja Małkowskiego

… Chcesz Julka, opowiem Ci bajkę…
Działo się to niedawno, bo w maju 2002, w pięknym kolorowym i bardzo starym mieście, położonym nad Morzem Czarnym – w Odessie.


Pojechała tam pewna dziewczyna, jej koleżanki i koledzy.
Dzieciaki jechały tam bardzo długo pociągiem: cały dzień i całą noc. Trochę im się nudziło… Wiedzieli, że jak będą na miejscu, to będą czekali na nich ich ukraińscy koledzy, którzy mieli ich gościć w swoich domach. Połowa drogi za nimi. Już tylko granica. Noc minęła im bardzo szybko bo… cały czas spali. Nareszcie, o 12.00 dzieci przyjechały do Odessy. Pomimo zmęczenia szybko zjadły obiad i pojechały na integracyjną wycieczkę po Odessie. Nie wiesz co to znaczy integracyjna? No wiesz, to znaczy, że wszyscy się ze sobą mieli tam poznać.

Po wycieczce dzieciaki szalały do bardzo późna na deptaku w centrum miasta.
Polskie dzieci były bardzo zdziwione niektórymi obyczajami tam panującymi. Np. w niektórych autobusach nie płaciło się za bilety, kierowcy samochodów nie zwracali uwagi na przepisy ruchu drogowego. Natomiast ci, którzy chodzą pieszo nie przechodzą przez ulicę na pasach tylko w miejscu, gdzie im wygodniej.
Następnego dnia rano dzieciaki pojechały na wycieczkę, a wieczorem bawiły się bardzo długo w gigantycznym lunaparku. Huśtały się na huśtawkach, kręciły na karuzelach, jeździły samochodzikami, kolejkami górskimi, …, itd.
Innego dnia smażyły się na plaży, jeszcze innego świętowały urodziny jednej Polki. W czwartek bardzo wcześnie rano pojechali na wycieczkę do Białogradu. Jest to bardzo stary gród, o którym opowiem Ci kiedyś jak dorośniesz. Na razie popatrz na zdjęcia.

Ciekawostką w Odessie jest to, że są tam kościoły wszystkich wiar: od protestantyzmu do świadków Jehowy. Inną ciekawą rzeczą jest to, że w czasie wojny wykopano tu katakumby, aby ludzie mieli gdzie się schować przed wrogami. No co tak się na mnie patrzysz…? Aha, nie wiesz co to są katakumby. To takie niby korytarze, ale pod ziemią. Składały się z trzech pięter, czyli mają ok. 7 m. wysokości. Dziś są częściowo zalane szkłem, żeby nikt się w nich nie zgubił. Szkło jest ciężkie, więc ziemia zapada się i budowle zaczynają się osuwać. Taki los dotknął m.in. opery, do której pewnego dnia poszły dzieciaki. Tamtejsza opera jest bardzo sławna. Mówi się, że być w Odessie i nie być w operze, to jakby tam w ogóle nie być.

Jeszcze coś mi się przypomniało. Jak już trochę podrośniesz, pewnie mama zapisze Cię do harcerstwa. Usłyszysz tam o pewnym panu, który zakładał polskie harcerstwo. Nazywa się on Andrzej Małkowski. Łączy go z Odessą smutny fakt. Ale nie wiem czy ci to mówić. W końcu to ma być bajka, a nie Titanico-dramat. Przypomnij mi, to ci kiedyś opowiem, co takiego ważnego mu się przytrafiło w drodze do Odessy.

Polskie i ukraińskie dzieci bawiły się przez 11 dni. Na koniec wcale nie chciały wracać do domu. Pożegnanie było bardzo smutne: wszyscy płakali i smarkali w chusteczki. Ale wracać było trzeba. Chociażby po to, żeby znowu móc wyjechać. Jak mówi mądre przysłowie: wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

Bajkę powiedziała Ciocia Karolina
karolina.grodzka@zhp.otwock.com.pl