Studia przemienne

Hmmm… Jakby tu zacząć… 
Może tak: Nie dostałam się na studia.
Jest kilka różnych rzeczy, które można zrobić po tym, jak dostanie się list polecony z decyzją o nieprzyjęciu na studia.


Ja otrzymałam 3 takie listy, więc mogę w pewnym sensie uważać się za specjalistkę od tego typu spraw.
Oto kilka najpopularniejszych rozwiązań:


1. Siąść i płakać. Od razu dodam – nieskuteczne. Po tygodniu żałoby nie dość, że wygląda się fatalnie (podkrążone, opuchnięte oczy, czerwony nos), to dochodzi do tego poczucie winy. Nie, nie swojej winy. W moim przypadku wini byli wszyscy, tylko nie ja (od chłopaka, któremu lepiej poszła matura z historii po mamę, która niedostatecznie dużo goniła mnie do nauki przed maturą).


2. Reakcja obronna pt.: „po co mi studia”. Przecież i bez studiów można jakoś żyć. Najważniejsze jest przecież to, co mam w głowie, a nie to jakie mam wykształcenie (bzdura – skoro nie dostałam się na studia, to w głowie nie mam nic – patrz punkt 3).


3. Rozczulanie się nad sobą (ale bez płaczu – przynajmniej na początku). Skoro mi się nie udało, to jestem głupia. Skoro jestem głupia, to mój chłopak prędzej czy później mnie zostawi (tym bardziej, że on będzie studiował) i już zawsze będę nieszczęśliwa. Kończy się zazwyczaj w punkcie nr 1.


4. Szkoła policealna też jest fajna. Znalazłam państwową szkołę języków obcych i wytłumaczyłam sobie, że jej ukończenie jest szczytem moich marzeń. Nawet szkoda mi ją było opuszczać.


5. Odwołania od odwołań – jeśli nie ma się wyjątkowo trudnej sytuacji w domu, to nie ma szans. Dostaje się kilka kolejnych listów. I nie ma w nich przeprosin i decyzji o przyjęciu na studia. Wg komisji rekrutacyjnej to, że nie dostałam się na studia i mam pełnoobjawową depresję nie było wyjątkowo trudną sytuacją.


6. Studia płatne – nie sprawdzałam. Podobno można trafić na dobrą szkołę, ale jest to dość rzadkie i baaaardzo drogie.


7. Studia przemienne (jak może już zorientowaliście się po tytule, to właśnie o to rozwiązanie mi chodziło!). Na Uniwersytecie Warszawskim w tym roku studiuje w ten sposób 46 osób (w tym ja!!). Jest to połączenie nauki w systemie dziennym z pracą na rzecz uczelni (oczywiście, nie za darmo)- najczęściej jako goniec albo opiekun osoby niepełnosprawnej.


Możliwe jest na większość i kierunków, ale niewiele osób o tym wie (i pewnie dzięki temu mi się udało) – nie wiedziały o tym nawet panie z sekretariatu w moim instytucie!! Z 11 zajęć na moim kierunku ja obowiązkowe mam 5, ale jeśli za rok chcę być na II roku, muszę zaliczyć prawie wszystkie. Jeśli zaliczyłabym tylko te 5, to za rok byłabym znów na I roku, ale miałabym mniej zajęć (o te, które już zaliczyłam).


Dlaczego jest to takie atrakcyjne? Może dlatego, że za semestr nauki na dobrej uczelni trzeba zapłacić kilka tysięcy złotych, a ja pomimo tego, że nie napisałam matury rewelacyjnie, mogę studiować za darmo. A rok jakoś zleci (bo pracuje się tylko przez pierwszy rok – 20 godzin w tygodniu).
Trzymam kciuki za przyszłorocznych maturzystów!! I pamiętajcie, jakby zabrakło Wam szczęścia to nie ma co się załamywać! Polecam wtedy studia przemienne.


Agnieszka Kierzkowska