Sztandarowa w Wilczkowicach

Po raz pierwszy w tym roku harcerskim odbyła się zbiórka Drużyny Sztandarowej naszego hufca. Nie do końca można powiedzieć, że była to zbiórka, ponieważ nie uczestniczyli w niej wszyscy członkowie drużyny. Celem spotkania było przedyskutowanie co dalej będzie z tym hufcowym ciałem. Równocześnie miał, wspólnymi siłami, powstać plan pracy.


Wszystko to można było załatwić przy okazji jednego dłuższego posiedzenia w pomieszczeniach hufca, ale wtedy każdy byłby zobowiązany czymś co miało by nastąpić następnego dnia, nerwowe spoglądanie na zegarek i stres, że jeszcze tak daleko do spania.

Drużynowy Michał „Cztery Płomienie” Łabudzki wymyślił „ubranko” dla tych narad. Postanowił zabrać harcerzy do Wilczkowic (jakieś 40 km od Otwocka) do domu po swojej Babci i tam zrobić dokładnie to samo, co by było w hufcu. Inne lokum dawało oczywiście wiele nowych możliwości.

Aby wydostać się z MDKu (tam spotkali się wszyscy wyjeżdżający) należało poradzić sobie z kilkoma niekoniecznie łatwymi zadaniami. Siedzisz na krześle, jesteś do niego przywiązany, ręce masz z tyłu, zbliża się do Ciebie tarantula, a na dodatek przy drzwiach wszystko się pali…. masz tylko kilka prostych przedmiotów do dyspozycji ale jesteś w stanie ich użyć dopiero po wyswobodzeniu rąk. Ha! [zadanie z komputerowej gry Broken Sword II. Wykonywane oczywiście na komputerze.] Następne zadanie było pomieszaniem gry z rzeczywistością. Bohater z PC musiał użyć telefonu, jednak wcześniej musiał zdobyć numer, pod który miał zadzwonić. W rzeczywistości też należało wykonać telefon. Czekało tam hasło (w formie zagadki) otwierające Wordow’y plik z ostatnimi instrukcjami.

Nnnn(…)noo. Udało się jakoś. Pod tzw. ”Gałczynem” czekały 3 samochody. Tylko „organizatorzy” znali cel podróży, co nie koniecznie wiązało się ze znajomością drogi.

(jedziem, jedziem, jedziem) n

Żeby nie było za kolorowo, niewtajemniczeni dostali zdjęcie domu Babci Michała, zostali wysadzeni w środku pola i… „Do zobaczenia na miejscu!”. Było ciemno, ale drogi nie więcej niż kilometr.

Już na miejscu, podzielono zadania: rozpalenie pod kuchnią (węgiel, drewno itd.), zmontowanie i rozpalenie grilla przed domem i przygotowanie w środku miejsca na posiłek. Najedzeni zasiedliśmy w pokoju rozgrzewając się przed obradami. W niedługim czasie rozmowa przeniosła się na główny wątek spotkania. „Co z 100DH?” Koniec końców powstał całoroczny plan pracy, chociaż chwilami było ciężko. Kilka godzin po północy odbyła się przebieżka po niedalekim skansenie (czołgi, katiusze i takie tam). Po powrocie znaczną większość zmogło i poszli spać. Reszta wygrzewała się jeszcze w kuchni (+26oC), gdzie trwały śpiewanki, klawiaturo_klepanki, plano_układanki i pstrykanie zdjęć. „Kuchnia” poszła spać o 5.30, a o 7 rano przywitał wszystkich piękny poranek. Niektórzy marzyli o deszczu, bo wtedy nie trzeba kopać ogródka. A w końcu był kopany o czym z żalem zawiadamia autor tego tekstu.

STRZ

P.S. Gorąco pozdrawiam Timura i jego drużynę.