Komendant kontra mafia cz 1

Odkąd nadeszła zima, Kaktusińska stała się dziwnie aktywna – przynajmniej raz w tygodniu chodziła na basen, siłownię, solarium i raz na jakiś czas na łyżwy. Wszystkich, którzy choć odrobinę znają naszą bohaterkę, z pewnością są niezwykle zdziwieni taką nagłą zmianą jej nastawienia do życia… No cóż, jak widać ludzie się czasem zmieniają i czasem na lepsze.

Tego dnia Kaktusińska nieco wcześniej skończyła zajęcia na siłowni bo miała w planie nadrobić zaległości w dziedzinie nauki języka szwedzkiego, na który zapisała się w tym roku. Ponieważ bardzo dbała o swoją kondycję, postanowiła odbyć uroczy, 5 kilometrowy spacer z siłowni do domu zamiast gnuśnieć w autobusie. Ledwo zdążyła wyruszyć, kiedy nagle minęło ją rozpędzone BMW Ryszarda. „Gdzie ten wariat tak pędzi?” Pomyślała zaintrygowana. Ale natychmiast porzuciła tę myśl – przecież tak bardzo sobie z Rysiem ufali!!! Wzięła kilka głębokich wdechów i natychmiast odzyskała równowagę wewnętrzną.

Ledwo jednak zakończyła wykonywanie zalecanych przez podręcznik „Joga dla początkujących” ćwiczeń, gdy minęło ją Alfa Romeo Przecinaka. Tym też się nie przejęła ale gdy zza rogu ulicy wyskoczyła prowadzona pewną ręką Xsara komendanta hufca… po prostu nie wytrzymała! Nie była to jednak oznaka słabości tylko wybitnych postępów w rozwoju osobowości – przecież należy być ciekawym świata i otwartym na wszelkie nowości. Dlatego, bynajmniej nie z pustej ciekawości, postanowiła dokładnie badać tę sprawę. Ale jak tu gonić samochód, a nawet trzy, na piechotę?! Ale Kaktusińska nie od tego miała głowę, komórkę i przyjaciół, żeby nie mogła dać sobie rady z tak drobnym problemem! Wystarczył jeden telefon i po pięciu minutach siedziała w samochodzie Eweliny. Ponieważ obie dziewczęta były na bieżąco po ponownej analizie wiekopomnego dzieła kinematografii amerykańskiej pt. „Szybcy i wściekli”, pościg za Ryszardem, Przecinakiem i komendantem dostarczył im niespotykanej przyjemności.

Po 15 minutach szaleńczej jazdy ulicami Otwocka i Józefowi, dotarli nad rzekę Świder. Kaktusinska z Eweliną zdecydowały się zaparkować samochód w zakrzaczeniu a resztę misji wywiadowczej odbyć na piechotę. Warto tu dodać, że Ewelina również od jakiegoś czasu oddawała się rozrywkom na basenie, siłowni itd… Jednak nie o zaletach fizycznych obu dziewcząt mamy tu mówić…. Oto na polanie nad rzeką, w świetle księżyca samochodu niewyraźnie rysowały się sylwetki pięciu facetów. Wprawne oko Kaktusińskiej, doświadczonej obserwatorki, bezbłędnie wyłowiło Ryszrda i chyba Przecinaka. Tego drugiego nie była już tka pewna, bo odkąd ostatni raz wypatrywała kogoś z krzaków w środku nocy minęło troche czasu, mniej więcej tyle, ile od momentu, gdy zaczęła jeździć na obozy jako kadra. Przydatność Eweliny w tym momencie była analogiczna.
– Widzisz coś?
– Nie, mam za słabe szkła… Czy tu musi być tak potwornie ciemno? Ugh… Chyba w coś weszłam…
– To tylko błoto, mam nadzieję, bo też w czymś stoję…
– Ćśśśś, bo nas usłyszą…
– No co ty, są zbyt zajęci!
– A tak w zasadzie, to co oni tam robią?
– Nie widzę zbyt dobrze… Tak jakby coś wyjmowali z bagażnika… Czekaj, ten jeden ma chyba łopatę w ręku…
– Gdzie jest komendant? Żebyśmy tylko na niego nie wlazły bo… a w zasadzie nic nam nie zrobi…

Ledwo Kaktusińska wypowiedziała te słowa dał się słyszeć jakiś trzask, łupnięcie o ziemię czegoś ciężkiego, jakby ktoś się przewrócił i kilka słów o których czynne użycie nigdy by nie posądziły komendanta.
– On chyba tez dawno nie stał na warcie ani nie podchodził żadnego obozu…
– Czekaj, co on wyprawia? On ma aparat! Przecież flesz będzie widać! Wiejemy!

[klik, klik, klik] [odgłosy zamieszania]

Kiedy dziewczyny, bynajmniej nie zdyszane, dopadły do samochodu, Ryszard i spółka z piskiem opon wpadli na ulicę.
– Ty, jak myślisz? Dopadli komendanta?
– A skąd ja mam wiedzieć, to twój facet… Wiesz co? Załatwmy to sposobem. J dzwonie do komendant i podpuszczę go, ze chcę mu zapłacić składki więc jeśli nic mu nie jest i aktualnie nie siedzi ani w kufrze samochodu ani w wykopanym przez nich dole, powinien się chętnie ze mną spotka a ty dzwoń to Ryśka i też coś mu ściemnij, np. że możesz wpaść do niego.
– dobra, dzwonimy…
Po chwili:
– I jak?
– Chyba mamy problem. Komendant powiedział, że właśnie jedzie do chorągwi coś załatwić. A co z Ryszardem?
– Powiedział, że jest teraz u Lola.
– To akurat może być prawda…
– Ale Lolo mieszka w Wołominie! Przecież się nie teleportował!
– Trzeba rozpocząć akcję ratunkową.

Ola Kasperska

Chcę pani kupić flagę?

Chcę pani kupić flagę?
Co, radio?
Bumbumbum (moje komórka dzwoniła a wibracje waliły ją o ścianę) i żem se wyłączyła myśląc ze to budzik, a tu patrzę “rozmowa zakończona MIREK” uuppsss;)

Zaraz zadzwonił drugi raz:

– A cześć!!! (jak można mieć taki wesoły głos o 7.00 rano!!!!!!)
– Słuuuucham?
– Gdzie macie zamiar sprzedawać?? no i od kiedy??
– Nieee wiem, chyba gdzieś w Falenicy od 10, blablablablabla
– No to część

Ja chce SPAĆ!!!!
I tak zaczął się już od początku mój okropny dzień!!!
8.00 Buuudziiik

Niewyspana wściekle ziewająca dowlokłam się do łazienki zastanawiając się po ulicha nastawiałam budzik na taką nieludzką godzinę??? Wreszcie mnie olśniło! 1 Maja!! Dzień Pracy!!! Wejście do Unii!!! Z tych okazji miałam wraz z Agatą sprzedawać polskie flagi. (1,5 godziny później) przyszłam na michaliński przystanek nieco wcześniej, więc postanowiłam nie tracić czasu i sama zaczęłam próbować sprzedać flagi…i przez jakieś pół godziny…nic…

Ale wreszcie zauważyłam idącą ku mnie Agatę, teraz razem poszłyśmy na michalińskie i falenickie ulice…
Postanowiłyśmy ze wpadniemy na chwilę do Dyniaka(może zechcę z nami sprzedawać??) w każdym razie na pewno kupi flagę, niestety w jego domu czekało nas nie ostatnie dzisiaj rozczarowanie, nie mógł z nami wyruszyć a co do flagi: -W ŻYCIU!! JA MA DO NICH URAZ…W ZESZŁYM ROKU JE SPRZEDAWAŁEM!!!! Poczym dał nam na pocieszenie jabłka i przestał się nami zajmować Niestety Jasiek zareagował tak samo….lecz dał nam chociaż radę: byśmy chodziły po domach
Poszłyśmy za jego radą i o dziwo sprzedałyśmy pierwszą flagę!!!! Później po kolei dzwoniłyśmy do domów…

Wersja 1.
Dig dong!! Ding dong!!! Jesteś upierdliwa!! Wcale nieeee.
– Czy chce Pan kupić polską flagę od polskich harcerek???
– A za ileeeee…..(Westchnienie)
– 20 zł
– Aaa za tyle pieniędzy?!?! Nie!

Wersja 2.
Ding Dongal!!! Ding Dong!!! Ding Dong!!!!
– Jesteś jeszcze bardziej upierdliwa!! Nie
– Czy chcą państwo kupić polską flagę za 20 złoty od harcerzy??
– Hmm….Chwilka zapytam się męża…Wiecie od jest kasjer (tfuuu kobiety zniewolone buntujcie się!!).
– Nie dziękujemy
(w chwili gdy odeszliśmy już parę metrów dalej)
– Zara zara, a pokażcie tą flagę?!
– Hmmm… 20??
– Tak a zysk idzie dla naszego ubogiego hufca!
– Chyba że tak bo sama flaga nie jest warta 5 zł…
Bo naszym dłużysz naleganiu wreszcie kupiła….

Wersja 3
Dingggg Donnnngggg!!!! Dinfgggggg Dongggggg!!!!Dinnnng Dooong!!!!(bez komentarza na temat mojej upierdliwości)
– Czy chce Pani kupić polską flagę od harcerek??
– Co Radio??-
– Ehhhemmm
– Nie FLAGĘ. POLSKĄ!
– A nie…..flagi nie chcemy

Wersja 4
Diinnng Dooonng!!! Cisza. Diinng Doong!!! Cisza. Diinng Dong!!! Cisza
Dinng Doongg!!! Cissz… aaa ktoś wychodziJ
– Ehemm…Nie chcę flagi. Ale czy wiecie ze dzwonicie cały czas do jednego domu?? Upss…

W poszukiwaniu potencjalnych kupców wyruszyłyśmy w stronę Falenicy na bazarek. Po drodze oczywiście pytając ludzi, na przystanku.

Niestety naszym wspaniałym pytaniem przytaczanym już wielokrotnie rozbudziłyśmy pamięć pewnego starszego pana (z obleśnymi włosami wystawiającymi z jego nosa- fuuuj). Nawijał i nawijał i nawijał i nawijał i… przeszywając Wikę wzrokiem, słysząc tylko odpowiedzi: tak, hmm, eeee…., no, aha, oooo….niestety nic więcej nie mogłyśmy wydusić tzn. Wika bo ja się bawiłam patyczkiem po lodzie i patrzyłam w niebo podziwiając chmury :)), po czym biedaczka niewytrzymała:

– Proszę pana nasz drużynowy właśnie dzwoni że musimy iść!!!
– Oj przepraszam, już nic nie mowie, dowiedzenia, ale – i nawija i nawija i nawija…

A najciekawsze było to, ze ten Pan był lekkoatletą, mistrzem polski w skoku o tyczce i… harcerzem. Teraz pisze książkę… Oczywiście ja kupimy :-))!!
Więc po 40 minutowym staniu w pełnym słońcu postanowiłyśmy jedno- nigdy choćby nie wiadomo co nie pytać o nic starszych panów z przenikliwymi niebieskimi oczami i z tendencją do wspomnień – nigdy!!!

Po tym jakże fascynującym monologu pobłądziłyśmy gdzieś na koniec Falenicy gdzie kłębiło się od małych domków i działek po spędzeniu tam jakiś 3 godzin i obdzwonienia wszystkich domków (ostatni potencjalni kupcy słyszeli już ”czy chcę pani kupić czarno-białą flagę”?? lub w welsji strasnie sepleniacej) sprzedałyśmy prawie wszystkie flagi, zostały nam już tylko dwie (z 11) Okazało się jednak, ze właśnie tych dwóch ostatnich nikt nie chciał kupić, więc ze zrezygnowaniem postanowiłyśmy dobrnąć do jakiegoś punktu orientacyjnego i zadzwonić do Mirka by nas zawiózł do domu.

Weszłyśmy do Iglaka (naszego punktu orientacyjnego) że może, może jeszcze ostatnie flagi uda nam się upchnąć…No i oczywiście nasz czarujący uśmiech i błagalne spojrzenia zrobiły swoje – kasjer otworzył kasę i kupił od nas 1 pozostałego kłopotu.
Wtedy wzięła nas ambicja, a gdyby tak udało nam się sprzedać wszystkie flagi?? Zadzwoniłyśmy do domów koło sklepu w pierwszym nic, a w drugim pan stwierdził że już ma. Jednak po dłuższym zastanowieniu nam rzekł:
– Kupię od was tą flagę pod warunkiem (rzeczą grozić nam łopatą :)) że do końca życia będziecie porządne.
– Dobrze, to możemy przyrzec
– Ale ja wam nie wierze
– Hmmm
W końcu poszedł po portfel do domu i wtedy okazało się ze nie ma kasy ale powiedział ze sąsiad zapewne kupi:)
– Znacie tego i tamtego co tam mieszka? (faceta co grał jakąś role w “Czterej pancerni i pies”)
– Nieee
– To z was jakieś przebierance… a tego stamtąd?
– Tez nieeee.
– Wiecie co, jesteście DEBILNE!!!
– Eeeeee…

To stwierdzenie bardzo nas zmotywowało do odejścia jak najdalej od tego jakże uprzejmego pana. Po tym zdarzeniu odechciało nam się wszelkich dzwonków, flag, domofonów, psów i wszystkiego co z tym związane…odwróciłyśmy się by zawrócić do Iglaka a tam widzę… Mirona i paru harcerzy z naszej drużyny którzy słyszeli całe zdarzenie i śmiejących się z nas, oczywiście powitaliśmy ich tradycyjnym tekstem:”czy może chcecie kupić polską flagę”??

Wiktoria Michałowska 5 DHS “Leśni”
Agata Brzezińska 3 DH “Zawiszacy”

UKRAINA 2004 (Biała Sowa)

Kiedy piszę te słowa, w sąsiedniej Ukrainie miliony obywateli tego kraju czekają na drugą drugą turę sfałszowanych uprzednio wyborów prezydenckich. Jak się ma Ukraina i jej wewnętrzne problemy do polskich harcerzy? To bardzo proste!

Kiedy w lipcu i sierpniu 1980 roku strajki ogarniały stopniowo całą Polskę, kiedy z ekranów telewizorów i czołowych szpalt gazet szły na cały kraj hiobowe wieści o agentach amerykańskiego imperializmu usiłujących zburzyć idealny porządek socjalistycznego państwa, o straszliwym Kuroniu i bardziej straszliwych, utrzymywanych za amerykańskie dolary, Michniku i Gieremku, wielu zdezorientowanych rodaków przyznawało prasie i telewizji rację. Widziało jedyny ratunek w generale Jaaruzelskim i jego zwolennikach. I rzeczywiście, rok później, w grudniu 1981 roku, czołgi i bojowe wozy opancerzone generała wyjechały na ulice i place polskich miast. Zamilkły telefony i zgasły ekrany telewizorów. Działała jedynie słuszna prasa. Milicja obywatelska zwoziła tysiące ludzi do miejsc odosobnienia. Tak wyglądał mój kraj 13 grudnnia 1981 roku.

Druhno i Druhu czytający te słowa. Nie istnieliście jeszcze wtedy, nawet w zamiarach Waszych rodziców. Nie mogliście oglądać pustych sklepów i kartek na wszystko. Nie rozumiecie opowiadań starszych o tych czasach. Przecież to było tak dawno! Ja, niestety, pamiętam. Pamiętam załamanie postaw patriotycznych wśród wielu wspaniałych ludzi. Pamiętam wielki exodus rodaków na Zachód. Ucieczki w czasie wycieczek zagranicznych. Pamiętam wyprawę mojego syna, ówczesnego studenta, jadącego do Berlina, wtedy zachodniego, pełnym autokarem, a wracającego pustym, bo prawie wszyscy zostali na obczyźnie.

Stan wojenny cofnął rozwój mojego kraju na lata, pogrążył go w marazmie społecznym, politycznym i wpędził w katastrofę gospodarczą, której jeszcze Wasze wnuki będą ponosiły konsekwencje.
Dlaczego nie mówimy o tym, że dzisiejsze olbrzymie bezrobocie ma korzenie w stanie ówczesnej, tzw. socjalistycznej gospodarki??? To właśnie jest wodą na młyn Leppera i jemu podobnych polityków z liczących się partii.

A jakie nasuwają się analogie z wydarzeniami na Ukrainie do polskiego harcerstwa?
Młodzi Ukraińcy też chcą wolności i niezależności.
Nie byłoby wolnego ZHP, wolnego ZHR, bez „SOLIDARNOŚCI” i strajków 1980 roku. Bez Wałęsy, Gwiazdy, Walentynowicz, Bujaka, Kuronia, Michnika, Gieremka i tysięcy bezimiennych, im podobnych. Ich gwiazdka 1981 roku w więzieniach i miejscach internowania, ich kolędowanie z za krat, ich wola wytrwania, to przyczynek do naszej wolności, prawie bezkrwawo wywalczonej. Prawie, bo były ofiary. Dziesiątki zamordowanych skrytobójczo polityków i księży, Potworny mord na księdzu Jerzym Popiełuszce, księdzu Stefanie Niedzielaku, rozstrzelanie strajkujących górników kopalni „WUJEK”. Czy mordy ustały po stanie wojennym?

Oto wypowiedź Antoniego Zambrowskiego: „W styczniu 1989 roku w okresie przygotowań do zwołania konferencji „okrągłego stołu” pomiędzy rządem a opozycją solidarnościową siepacze z tajnego „szwadronu śmierci” Służby Bezpieczeństwa zamordowali skrytobójczo dwóch znanych kapłanów katolickich. W Warszawie 22 stycznia zginął proboszcz kościoła pw. św. Karola Boromeusza na Powązkach – ksiądz prałat Stefan Niedzielak – wieloletni kapelan Rodzin Katyńskich oraz twórca Sanktuarium Polaków Poległych na Wschodzie. Jak opowiadał mi przyjaźniący się z nim działacz opozycji niepodległościowej, śp. Wojciech Ziembiński, 75-letni ksiądz Niedzielak zginął wieczorem u siebie w mieszkaniu na plebanii od ciosu w kark zadanego przez ubeckiego karatekę. Jakiś czas przed śmiercią otrzymywał anonimowe pogróżki o czekającej go rychło śmierci.
Dosłownie kilka dni później również w nocy (z 29 na 30 stycznia) w swym mieszkaniu na plebanii przy białostockiej parafii pod wezwaniem Niepokalanego Serca Maryi został zamordowany miejscowy wikariusz i zarazem płomienny kapelan podziemnej „Solidarności” oraz nielegalnej Konfederacji Polski Niepodległej 30-letni zaledwie ksiądz Stanisław Suchowolec. By uciszyć organizatora nabożeństw za Ojczyznę, mordercy wywołali mały pożar w jego mieszkaniu, w wyniku którego śpiący ksiądz i pilnująca go suka Nika udusili się od czadu, czyli tlenku węgla zawartego w dymie. Początkowo władze PRL-owskie obarczały odpowiedzialnością za śmierć samego księdza, zwalając winę na uszkodzony termowentylator”

Druhno i Druhu! Czy dziwicie się teraz, że Ukraińcy nie chcą dłużej żyć w takim państwie, z nazwy tylko wolnym i demokratycznym? Mam nadzieję, że jesteście, że jesteśmy z POMARAŃCZOWYMI Ukrainy. Nie dla Wiktora Juszczenki, ale dla PRAWDY i SPRAWIEDLIWOŚCI.

Pomyśl o tym w dniu 13 GRUDNIA. Nie wyłączaj wtedy WIADOMOŚCI, ani FAKTÓW. Zerknij na ekran na panoszące się na polskich ulicach czołgi i pomyśl o tych, którycm zawdzięczamy wolność.

Twoja Biała Sowa

Przyrzeczenie na Torfach

20 listopada 2004 r, sobota
Za oknem widać jedynie dwa kolory – biały i ciemno granatowy. Pierwszy to śnieg, który okrył dosłownie wszystko, a drugi to niebo. Ludzie szybko uciekają do domów przed mrozem, napić się cieplej herbaty i posiedzieć spokojnie z książką w ciepłych bamboszach…. ale to nie dla nas. Nam nie jest straszny ani mrok, ani mróz, wręcz przeciwnie – tworzą one „klimat” dla naszej wieczornej wędrówki.

A dokąd powędrowaliśmy? Na Torfy. Miejsce może należy do oklepanych, ale przyznam się szczerze, ze po raz pierwszy byłam w tym lesie po zmroku i to w dodatku w zimę. Wrażenia było niesamowite. Dookoła biały las, otulony jakby kołderką ze śniegu, a nad nami ciemne niebo z jasnym okrągłym księżycem nad nami.
Oczywiście nie był to sobie ot, taki zwykły spacer, ale nie wszyscy od początku znali jego prawdziwy cel. A cel był jasny: dzisiejszego wieczory Paweł i Dorota mieli złożyć swoje Przyrzeczenie Harcerskie.

Co prawda trudno byłoby rozpalić ognisko na śniegu, na pomoście na Torfach, toteż zadowoliliśmy się dużą liczbą podgrzewaczy. Widok jeziora i gwiazd w tle też robił wrażenie…
Uroczystość odbyła się w niezbyt licznym, acz jakże elitarnym gronie, a o tym że się udała mogą świadczyć łzy wzruszenia Doroty, kiedy składaliśmy jej życzenia.

PS: Dziękuje Michałowi Łabudzkiemu, ze po raz kolejny poświęcił swój sobotnie wieczór mojej drużynie.

Marysia Mikulska, 17 DH Widnokrąg

Zadecyduj o losach świata

Tym razem przygotowałem dla Was coś bardziej praktycznego: grę planszową. Właściwie będzie to pomysł na grę, a jej dopracowanie zostawię Wam.


Punktem wyjścia do przygotowania tej gry był następujący fragment metodyki starszoharcrskiej:
„Harcerze starsi cenią swoją niezależność myślenia. Są dociekliwi i szukają własnego wytłumaczenia otaczającej ich rzeczywistości. Nie chcą, aby im cokolwiek narzucano. Zastanawiają się, co w życiu jest naprawdę ważne. Mają wątpliwości. Inaczej niż młodsi harcerze będą rozumieć także Prawo i Przyrzeczenie Harcerskie. Prawo i Przyrzeczenie mają pomóc harcerzom starszym wspinać się na ich własne szczyty, szukać własnych ścieżek. Harcerze starsi zaczynają postrzegać harcerskie wartości na swój własny sposób, może być tak, że nie zgadzają się z tym, jak ich drużynowy czy drużynowa interpretują harcerskie ideały, wręcz mogą buntować się”.
No to dajmy im szansę poszukania własnego wytłumaczenia.

„ZADECYDUJ O LOSACH ŚWIATA”
Rekwizyty: duża mapa świata, opisy problemów.
Czas gry: 1,5 godz.

Uczestników gry dzielimy na trzy grupy (zamiast dzielić możemy wykorzystać naturalny podział na zastępy): pacyfiści, militaryści i obserwatorzy.
W czasie gry harcerze będą odgrywali rolę komisji ONZ do spraw zdarzeń specjalnych zachodzących na naszej planecie.

W czasie posiedzenia komisji prowadzący grę będzie ogłaszał problemy, jakimi powinna zając się komisja. Problemy powinny dotyczyć różnych państw na różnych kontynentach.
Po ogłoszeniu problemy ogłaszana jest przerwa w obradach i dyskusja w podkomisjach. Każda z grup ma za zadanie przygotować projekt rozwiązania problemy zgody z ideologią stronnictwa, do którego należą: pacyfiści – w sposób pokojowy, militaryści – z użyciem siły. Po naradzie w podkomisjach wszyscy się zbierają i prezentują swoje sposoby rozwiązania problemu. Następuje dyskusja nad tym, które rozwiązanie wybrać. Po upływie czasu przeznaczonego na dyskusję obserwatorzy podejmują decyzję o wyborze rozwiązania. Może być to miks rozwiązania pacyfistów i militarystów.
Decyzję podejmują na podstawie argumentów, jakie padły podczas dyskusji i kryteriów wyboru, które opracowują przy ogłoszeniu każdego problemu (w czasie, kiedy inni pracują nas swoim rozwiązaniem).
Przy każdym punkcie może być różny limit czasu na dyskusje.
Można ogłosić ile czasu jest na dyskusje, albo zostawić to jako niewiadomą. Ogłoszenie końca czasu można umotywować tym, że pojawił się kolejny pilny problem, którym musimy się zająć.

Kluczowe w tej grze jest przygotowanie odpowiednich problemów.
Powinny być takie, żeby żadne ze stronnictw nie było faworyzowane. Powinny znaleźć się problemy, które powinno się rozwiązać tylko pokojowo (np. obecna sytuacja w Ukrainie), tylko siłowo (np. agresja jakiegoś państwa na inne) i pośrednie.
Gra polega na przekonywaniu się w czasie dyskusji do swojego rozwiązania,

Wariantem gry może być to, że po wybraniu rozwiązania prowadzący grę odczytuje, jaki był skutek przyjęcia tego rozwiązania. Może być mniej albo bardziej zaskakujący – taki, który pokaże wpływ naszych wyborów na to, co się stanie w dłuższej perspektywie.

Na koniec gry mówimy harcerzom, że każda trudna sytuacja dotykała tematyki jednego z punktów Prawa Harcerskiego. Niech harcerze (w grupach) przypiszą punkty do poszczególnych problemów, które napotkali w czasie gry.

Gra jest elementem wprowadzania w nowy program ZHP „2 do 100. Wasz ruch”

Mirek Grodzki

Związki partnerskie

Ostatnio postanowiłam sobie kilka rzeczy. Jedną z nich jest to, iż będę pisać do Przecieku felietony. Gdyby ktoś nie wiedział, co to takiego felieton już śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż felieton to utwór publicystyczno-dziennikarski o tematyce społecznej, obyczajowej lub kulturalnej, posługujący się środkami prozy fabularnej.

Moje felietony mają dla mnie jedno zadanie – chce postawić w nich pytania, na które często może nie znajdziecie w nich odpowiedzi. Chciałabym, abyście po przeczytaniu moich wywodów postawili sobie pewne pytania i sami na nie odpowiedzieli. Nie zawsze będą to harc-tematy, wręcz chyba będę ich unikać, choć wiem ze nie zawsze mi się to uda. No więc skoro wszystko już jasne to do dzieła.

Temat, jaki chce dzisiaj poruszyć, może się wydawać dla niektórych z Was mocno kontrowersyjny. Niektórzy mogą nawet uważać, że Przeciek jako gazeta „hufcowa” i „harcerska” nie powinna poruszać takich tematów, Mam jednak nadzieje, ze Mirek zaryzykuje i nie ocenzuruje mnie zbyt mocno.

Jestem ciekawa jak wy jako ludzie młodzi, mający swoje drużyny, a więc pełniący role wychowawcy podchodzicie do spraw mniejszości seksualnych? Czy w ogóle poruszacie takie tematy na zbiórce?. Zdarzyło mi się raz to zrobić, i musze wam powiedzieć, że wywiązała się ciekawa dyskusja. Oczywiście padły takie słowa i wyrażenia jak: „zboczenie” czy też „choroba, którą trzeba leczyć”, Podczas zajęć staraliśmy się wspólnie odpowiedzieć na pytanie: gdzie leży granica pomiędzy tolerancją a akceptacją (a może tej granicy nie ma?)

Niedawno Senat RP przyjął Ustawę o Rejestrowanych Związkach Partnerskich autorstwa senator prof. Marii Szyszkowskiej. Wywołała ona burze wśród moich znajomych. Zdążyłam się już przyzwyczaić, do faktu iż na mojej uczelni studiuje kilku homofobów, ale prawdziwym szokiem była dla mnie rozmowa jaką przeprowadziłam z jednym znajomym podharcmistrzem. Stwierdził on, iż mniejszość narzuca wolę większości i że jest po pierwszy krok do tego aby homoseksualiści dostali prawa do wychowywania dzieci. Gdybym miała podsumować krasomówcze wypowiedzi panów – jest to kolejny spisek Żydów i masonów ( a może i także cykliści maczają w tym swoje palce?), którzy przecież uparcie dążą od lat do przejęcia władzy w naszym państwie.

Zadaje więc sobie w duszy pytanie – Co w tym złego, ze dwie osoby, które i tak na co dzień żyją razem, chcą dziedziczyć po sobie, móc odwiedzać się bez przeszkód w szpitalu czy też odbierać swoją pocztę? Na co dzień nie zastanawiamy się nawet nad tym, gdyż są to dla nas oczywiste sprawy . Niemniej dla wspomnianych mniejszości częstokroć są to problemy nie do przeskoczenia. A argument , że to pierwszy krok do tego, aby homoseksualiści dostali prawo wychowania dzieci należy schować głęboko między bajki, gdyż artykuł 12, ustęp 2 wspomnianej ustawy wyraźnie mówi: „Partnerzy nie mogą wspólnie przysposobić innej osoby”.

Wbrew pozorom ważne też jest nazewnictwo – nigdzie par homosekualnych nie określa się jako małżeństw, gdyż ten termin prawo polskie ma zarezerwowane dla związku kobiety i mężczyzny. Także nawet w tej kwestii nie dochodzi do jakiś kolizji.
Nie zamierzam zaglądać nikomu do łóżka, i mojego stosunku do drugiej osoby nie opieram na tym czy dzieli on je z osoba tej samej płci. Liczy się dla mnie to czy ten człowiek jest dobry, czy stara się postępować tak jak mu nakazuje serce.

Możemy zadać sobie pytanie jak mogę połączyć fakt, iż uważam się za osobę wierzącą, a stanowiskiem Kościoła Katolickiego jednoznacznie potępiającego takie związki. Niestety nie mam gotowej odpowiedzi, niemniej ciągle szukam i stawiam sobie pytania. A na to pytanie nie znalazłam jeszcze swojej własnej, prywatnej odpowiedzi. Może Wy ja macie, ja jeszcze nie…

Często zastanawiam się jakbym zareagowała gdyby jeden z moich harcerzy, harcerek oznajmił mi, że jest homoseksualistą. Na dzień dzisiejszy myślę, że przyjęłabym te informacje na spokojnie. A Wy, jakbyście zareagowali na taką informacje? Czy w takim razie drużyna ma prawo wiedzieć – przecież czasami śpią razem na biwakach, przebierają się? Czy fakt poinformowania o tym ogółu nie będzie stanowił naruszenia jego/jej wolności?
Dzisiaj nie potrafię odpowiedzieć sobie na te pytania.
Być może niektórym z Was ten felieton wyda się jednostronny, ale miał być on moim głosem sprzeciwu wobec homofobii.

Marysia Mikulska

PS: Jeszcze jedno małe wyjaśnienie – pod pojęciem „mniejszości seksualne” użytym w powyższym artykule rozumiem „mniejszość homoseksualną”, a „pedofilię” czy „zoofilię”, których nigdy nie zrozumiem i nie zaakceptuję.

Jeżeli macie inne zdanie niż moje, albo odpowiedzieliście już sobie na pytania, na które ja nadal poszukuje odpowiedzi to napiszcie mi o tym – marysiamikulska@o2.pl – chętnie z Wami podyskutuje.