Wąskotorowa Kolejka Jabłonowska (2/2)

Po zakończeniu I wojny światowej (1918), w niepodległej Polsce kolejki wąskotorowe stały się ważnym elementem życia warszawiaków. Wyjazdy na majówki nad Świder były stałą pozycją w kalendarzach wielu warszawskich rodzin. Wiele z nich zdecydowało się wybrać nasze tereny na swe miejsce zamieszkania zapewne po tym, jak miło spędziło tu niedzielę.


W ramach derusyfikacji języka polskiego (w szczególności – nazewnictwa topograficznego), uległa zmianie nazwa kilku stacji kolejki. M.in. nazwę Jarosław zamieniono na Michalin.


Znaczenie gospodarcze kolejki się zmniejszało razem ze spadkiem ruchu pasażerskiego. Kolejka musiała zmagać się konkurencją zelektryfikowanej w 1936 roku kolei średnicowej (była to pierwsza w Polsce linia kolei elektrycznej) oraz komunikacją autobusową. Zwłaszcza po 1932 roku, w którym otwarto wygodną, częściowo już asfaltowaną szosę łączącą Otwock, Śródborów, Karczew przez Świder, Józefów z Warszawą (dzisiejszy Wał Miedzeszyński). Powodzeniem cieszyła się również trasa lubelska.


Powszechne stały się narzekania na brak punktualności, zbyt wielki tłok i niewygodę w podróży, głównie za sprawą drobnych handlarzy i przekupek przewożących w wagonach osobowych żywy inwentarz, pojemniki z mlekiem, kosze i worki owoców oraz warzyw. Krytykowano stan techniczny i higieniczny dworcowych szaletów i przystanków.
Dużo większym problemem było zanieczyszczanie powietrza spalinami oraz bezpieczeństwo ruchu w Warszawie. Zwłaszcza po oddaniu do użytku linii tramwajowej do Grochowa (1925), biegnącej obok kolejki, przeciwległa stroną Grochowskiej. Prasa donosiła o kolejnych wypadkach z udziałem kolejki. Rozpoczęły się pierwsze próby wycofania jej z ulic stolicy. Brak funduszy nie pozwalał na jej modernizację i wymianę dymiących parowozów na lokomotywy spalinowe. U schyłku lat 30. konflikt między właścicielami kolejki a miastem zaostrzył się i tylko dzięki osobistej interwencji premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego i prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego uratowano ją przed kasacją.
Otwockie władze również były kolejce nieprzychylne. W 1936 r. zażądały od zarządu kolejki usunięcia, względnie ogrodzenia toru kolejki w gęsto zabudowanych dzielnicach Otwocka. Miało to ograniczyć liczbę nieszczęśliwych wypadków, jakim ulegali mieszkańcy. Jeszcze bardziej radykalna była – podjęta jednogłośnie – uchwała Komisji Klimatycznej w czerwcu 1938 roku. Uznano, iż kolejkę należy bezwzględnie usunąć z granic uzdrowiska, ponieważ zanieczyszcza dymem powietrze, a także nie odpowiada obecnym potrzebom, warunkom komunikacyjnymi i warunkom bezpieczeństwa.
Minister komunikacji zarządził, że kolejka zostanie zlikwidowana po 1 listopada 1939 r.


Do likwidacji jednak nie doszło, bo 2 miesiące wcześniej wybuchła II wojna światowa. Początkowo kolejka wąskotorowa zawiesiła swoją działalność. Jednak na polecenie władz okupacyjnych szybko wznowiono jej kursy. W pamięci kolejarzy zapisał się okupacyjny administrator kolejki Hans XXX. Wprowadził wiele zmian w sieci kolejek wąskotorowych wokół Warszawy. Zarówno administracyjnych, jak i technicznych. Jego osoba budzi różne emocje. Musiał jednak źle zasłużyć się Warszawiakom, bo AK wykonała na nim wyrok śmierci wydany przez polski sąd podziemny.


W latach okupacji była podstawowym środkiem lokomocji na naszym terenie. Zarówno dla letników, którzy spędzali wolne dni nad Świdrem, jak i dla szmuglerów żywności. Są opinie, że gdyby nie mięso dowożone z Karczewa (nazywanego w czasie okupacji Prosiakowem) Warszawiacy zginęli by z głodu. Na potrzeby szmuglowania żywności kolejarze w warsztatach w Karczewie przerobili wagony i lokomotywa kolejki tak, żeby mieściły w skrytkach jak najwięcej tego cennego towaru. W czasie przedświątecznych kursów kolejka przewoziła ok. 20 ton mięsa! O tym, jak ważna to była dla Warszawy pomoc najlepiej świadczy napis na tabliczce pomnika kolejki w Karczewie: „W latach II wojny światowej była ‘Drogą Życia’ dla Warszawy”.


Kolejka wąskotorowa była do pewnego stopnia oazą polskości, bo w przeciwieństwie do kolei szerokotorowej nie była poddawana tak dużej kontroli przez Niemców. Wynikało to z tego, że jej znaczenie dla zaopatrzenia niemieckiej armii było żadne. To dlatego wysadzanie pociągów i akcje rozkręcania torów miały miejsce tylko na szerokich torach.
Na dwa dni przed wybuchem Powstania Warszawskiego pracownicy kolejki zorganizowali ostatni okupacyjny kurs. Zorganizowano duży transport do Karczewa składający się z 18 wagonów ciągniętych przez 2 lokomotywy. Pozwoliło to uchronić je przed wywiezieniem w głąb Rzeczy. Pozostały w Warszawie tabor Niemcy wywieźli we wrześniu 1944 r.


Wyzwolenie (we wrześniu 1944) części praskiego brzegu Wisły spowodowało powrót na te tereny ludności i stopniowe odradzanie życia publicznego. Kolejarze uruchomili pierwsze, nieregularne kursy kolejki między Karczewem a Falenicą. Kursy te odbywały się rzadko a dodatkowym niebezpieczeństwem był… ostrzał artyleryjski z pozycji niemieckich – dym z lokomotyw stanowił czasami punkt orientacyjny do „wstrzeliwania się” artylerzystów Wehrmachtu.
Wkrótce (X 1944) po całkowitym zajęciu przez wojska radzieckie i polskie rejonu Pragi nieregularne kursy kolejki wydłużono do Wawra. Po drugie stronie Wisły – w Warszawie – wciąż stacjonowali Niemcy i ruch kolejki był zagrożony ostrzałem artyleryjskim.


1945 r. po kolejka wznowiła regularnie swoje funkcjonowanie a zarząd nad kolejką przeszedł pod przymusowy zarząd państwowy.


Nowe koncepcje komunikacyjne w latach pięćdziesiątych (przede wszystkim rozwój PKS) zapowiadały nieuchronny zmierzch wąskotorówek w Warszawie. 1 Lipca 1952 roku zlikwidowano odcinek kolejki na trasie Warszawa – Otwock.. W dużej część powróciły wtedy argumenty o zagrożeniu bezpieczeństwa ruchu wzdłuż ulic Zamoyskiego i Grochowskiej.


Kolejka służyła już tylko do komunikacji lokalnej między Otwockiem i Karczewem. Ostatni odcinek – z Otwocka do Karczewa zamknięto 1 kwietnia 1963. Wysłużone ciuchcie dokończyły swój żywot gdzieś na koszalińskich torach.


Podobny los spotkał wszystkie wąskotorówki pod Warszawą. Szanse przetrwania miały „ciuchcie” kursujące dalej od stolicy: kolejka nasielska i sochaczewska. U nas pozostał most na Świdrze, budynki stacyjne, zdjęcia oraz wspomnienia dawnych jej pasażerów.


Mirek Grodzki

Betlejemskie Światło Pokoju – propozycja na zbiórkę

Na pierwszej zbiórce NH obiecałam Wam, że będę umieszczać konspekty w Przecieku żeby ułatwić Wam prace (ale pamiętajcie, ze jest to współpraca obustronna, wiec czekam na Wasze konspekty

Wielkimi krokami zbliża się grudzień, a więc nasi harcerze po raz kolejny wezmą udział w przekazywaniu Betlejemskiego Światła Pokoju. W związku z tym proponuje Wam zbiórkę, właśnie na temat BŚP.

Zbiórka: BETLEJEMSKIE ŚWIATŁO POKOJU

Czas: około 1,5 – 2  h.
Potrzebne materiały:
– na wcześniejsza zbiórkę zadania między- zbiórkowe dla zastępów
– teksty piosenki
– dla chętnych karty prób na sprawności
– pogrzewacze (ewentualnie świeczki) dla każdego
– materiały potrzebne do wykonania lampionu.
1)Rozpoczęcie zbiórki
Drużyna siedzi w kręgu. Drużynowa/ Drużynowy trzyma w ręku zapalony podgrzewacz, mówi czym są dla niego święta Bożego Narodzenia, kiedy skończy od jego podgrzewacza harcerz siedzący obok odpala swój podgrzewacz i teraz on mówi czym są dla niego te wyjątkowe święta (i tak analogicznie robi cały krąg)
Wpierw można obrzędowo rozpalić kominek i każdy ma swój pogrzewacz przy dobie, lub można je po skończonej wypowiedzi ustawić w jedno miejsce, także że stworzą one nasz „kominek”, w którego rozpaleniu każdy będzie uczestniczył.

2)Drużynowy czyta fragment Pisma Świętego  mówiący o Narodzinach Jezusa Chrystusa

3)Prezentacja  zadania międzyzbiórkowego zastępów, (realizacja wymagań ze sprawności)
– Zastęp 1 – Historia BŚP
– Zastęp 2 – Przesłanie BŚP
– Zastęp 3 – BŚP w Otwocku

Informacja o tegorocznym ŚBP dla Was:
Już po raz 20. zapłonie Betlejemskie Światło Pokoju, organizowane przez austriackie radio publiczne ORF. W czwartą sobotę Adwentu 24 grudnia od austriackich skautów otrzyma je Benedykt XVI. W  poniedziałek, 21 listopada, światło zapalił w Grocie Narodzenia w Betlejem 11-letni Jürgen Lengauer. Chłopiec został tegorocznym „dzieckiem światła pokoju ” za to, że latem ubiegłego roku uratował życie swojemu dwuletniemu kuzynowi.

Ten rozpoczęty przez ORF bożonarodzeniowy zwyczaj przyjął się już niemal w całej Europie. Betlejemskie Światło Pokoju dociera do ponad 25 krajów, w tym także do Polski. Najważniejszą osobistością, która otrzyma tegorocznie Światło, będzie papież. Przyjmie on na prywatnej audiencji małego Lengauera i inicjatorów akcji. Jürgen Lengauer przybędzie do Watykanu wraz z mamą i 200-osobową pielgrzymką z Austrii. „To mój pierwszy w życiu lot samolotem, bardzo się denerwuję, ale i bardzo się cieszę ” – powiedział malec na lotnisku w Wiedniu. Zjawił się tam niemal prosto ze szpitala, po operacji wyrostka robaczkowego.
Chłopiec jest bardzo odważny. Będąc latem na wakacjach u krewnych, zobaczył, że jego dwuletni kuzyn wpadł do basenu. „Natychmiast wskoczyłem do wody i wyciągnąłem go ” – powiedział później dziennikarzom i dodał, że uczynił to bez chwili wahania. Idea Betlejemskiego Światła Pokoju zrodziła się w 1986 r. w rozgłośni radiowej ORF w Górnej Austrii. Początkowo inicjatywa ograniczała się tylko do krajów ościennych, a obecnie ten nowy zwyczaj stał się składowym elementem przygotowań do Bożego Narodzenia – z udziałem harcerzy – w ok. 30 krajach Europy. „Nie jest to czarodziejskie światło, które już samo niesie pokój ” – powiedział austriackiej agencji katolickiej „Kathpress ” inicjator tej akcji Helmut Obermayr z ORF. Podkreślił, że „jest ono wyzwaniem dla ludzi, by budowali pokój i go utrzymywali „. Inicjatywa Betlejemskiego Światła Pokoju ma przypominać słowa, jakimi Aniołowie oznajmili pasterzom narodziny Jezusa: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli „.

Cała ceremonia odbywa się w określony sposób. W Bazylice Grobu Pańskiego światło zapala mnich prawosławny od oliwnej lampy, która wisi nad srebrną gwiazdą, znaczącą miejsce narodzenia Jezusa. Następnie światło jest przenoszone do przylegającego do Bazyliki katolickiego kościoła św. Katarzyny, gdzie ustawiane jest na głównym ołtarzu, przy którym następnie sprawowana jest Msza św.
Tegoroczne rozesłanie Betlejemskiego Światła Pokoju odbędzie się 10 grudnia w Wiedniu z udziałem delegacji harcerzy z różnych krajów. 21 grudnia przyjmie światło arcybiskup stolicy Austrii kard. Christoph Schönborn podczas tradycyjnego spotkania adwentowego.
W rozdawaniu Światła Pokoju poza harcerzami uczestniczą też członkowie innych organizacji młodzieżowych. Harcerze przekazują je wybitnym osobistościom w całej Europie. W latach poprzednich otrzymali je m.in. Jan Paweł II i przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Nicole Fontaine. Już dwukrotnie Światło Betlejemskie płonęło w stolicy Unii Europejskiej – Brukseli.

Od 14 lat w akcji uczestniczą także polscy harcerze. Roznoszą światło betlejemskie do szpitali, szkół, domów opieki społecznej, kościołów, urzędów i instytucji w całym kraju. Akcjom tym towarzyszyły zazwyczaj zbiórki upominków dla dzieci, spędzających święta w szpitalach i domach dziecka, a także dla pensjonariuszy domów spokojnej starości. Światło mogą odbierać także osoby indywidualne w siedzibach harcerskich hufców i chorągwi. Polscy harcerze niosą też Betlejemskie Światło Pokoju do władz kościelnych i politycznych. Każdego roku otrzymuje je Prymas Polski kard. Józef Glemp, a także prezydent i najwyższe władze RP.
Źródło:KAI 20-11-2005, http://www.gazeta.pl/

4)Piosenka / nauka piosenki (w zeszły mroku uczyliśmy się jej na wigilii, mam nadzieję, że pamiętacie)

„Światło z Betlejem”
REF:
Światło z Betlejem nową światu da nadzieję! DAhG
Pokoju płomyk niech ogrzewa nas! DAhA

Jak miła ta nowina, hGA
Maryja porodziła Syna! HGA
W stajence tak ubogiej… HGA
Syna, co jest naszym Bogiem! hGA

Na Łysej Polanie
Dzisiaj cud się stanie –
Przeczysta Dziecina
Dzieło swe zaczyna:

Słowo ciałem się stało!
I z nami zamieszkało.
Dziwiliśmy się sami,
Że w namiocie z harcerzami…

Bratnie słowo sobie dajem,
Że pomagać będziem wzajem
Druh druhowi, druhnie druh
Hasło znaj: Czuj duch!

Chwała na wysokości Bogu h A
na ziemi pokój ludziom dobrej woli! Gh

5) Wykonanie lampionów na BŚP lub kartek bożonarodzeniowych
6) Obrzędowe zakończenie zbiórki

SPRAWNOŚCI JAKIE MOŻECIE WYTKORZYSTAĆ:
Betlejemskie Światło Pokoju*
1. Poznała/ał Dobra Nowinę związaną z narodzinami Jezusa oraz przesłanie Betlejemskiego Światła Pokoju. Wie, jaką drogą dociera ono do Polski.

2. Poznała/ał tradycje bożonarodzeniowe oraz uczestniczyła/ył w wigilii harcerskiej. 3. Pomogła/pomógł w zorganizowaniu w swoim domu świąt Bożego Narodzenia.

4. Uczestniczyła/ył w uroczystości przekazania Betlejemskiego Światła Pokoju (np. w hufcu, w instytucjach miejskich, w szkole, na harcerskiej mszy).
Opiekunka/opiekun Betlejemskiego Światła Pokoju**
1. Zapoznała/ał drużynę z przesłaniem Betlejemskiego Światła Pokoju.

2. Samodzielnie lub z zastępem odwiedziła/ił samotnego człowieka mieszkającego w sąsiedztwie, przekazując mu Światło.

3. Przyniosła/przyniósł Betlejemskie Światło Pokoju do swego domu i zapoznała/ał rodzinę z jego ideą. Wysłała/ał kartki z życzeniami bożonarodzeniowymi rodzinie lub przyjaciołom.

4. Zorganizowała/ał wspólnie z zastępem wigilię dla zaprzyjaźnionego środowiska harcerskiego, przekazując mu Światło.
Strażniczka/strażnik Betlejemskiego Światła Pokoju***
1. Wspólnie z drużyną co rok organizuje zbiórkę, na której zapoznaje zaprzyjaźnioną drużynę z przesłaniem i tradycjami Betlejemskiego Światła Pokoju.

2. Zorganizowała/ał udział drużyny w przekazaniu Betlejemskiego Światła Pokoju do kościołów, urzędów instytucji, placówek opiekuńczych i mieszkańcom.

3. Wspólnie z drużyną pomogła/pomógł w zorganizowaniu wigilii dla osób samotnych, przekazując im Betlejemskie Światło Pokoju.

4. W porozumieniu z rodziną lub drużyną zaprosiła/ił do domu lub na zbiórkę wigilijną w okresie świąt Bożego Narodzenia samotną osobę z sąsiedztwa, przekazując jej Betlejemskie Światło Pokoju.

Marysia Mikulska

Szlak MZ-5079n – Na przedpolach stolicy

Dzisiaj rekomenduję szlak nazwany w katalogu:  MZ-5079n  „Na przedpolach stolicy”. Znakowany jest kolorem niebieskim i prowadzi z Okuniewa, przez Długą Kościelną, Halinów, Konik Stary, Golicę, Wiązownę, Biały Ług, Zbójną Górę do przystanku PKP w Radości. Do przejścia  28.5 km.


Trasa ukazuje nam typowy mazowiecki krajobraz kulturowy; prowadzi terenem  płaskim, urozmaiconym wydmami, niewielkimi rzeczkami i torfowiskami. Miejsca zapisane na kartach historii Polski. Liczne zabytki, atrakcje przyrodnicze. Odcinek Okuniew – Wiązowna najlepiej przejść  wiosną i latem. Reszta trasy atrakcyjna o każdej porze roku. (0 km) Szlak zaczyna się na rynku w Okuniewie. Ta miejscowość podwarszawska znana była w latach 1530 – 1869 ze słynnych targów. Przepływa przez nią rzeczka Długa.    


Najciekawszymi obiektami do zwiedzenia w Okuniewie są:
 -kościół budowany w latach 1823 – 1835, pod wezwaniem św. Stanisława Kostki  (plebania, kaplica cmentarna), cmentarz żydowski i dwór z parkiem.
– ruiny dworku klasycystycznego  Łubieńskich z XIX wieku.
Jednym z ważniejszych wydarzeń i dziejów historycznych miasteczka było lądowanie w 1786 roku balonu z chemikiem Okraszewskim na pokładzie, który wzbudził ogólną sensację i podziw wśród ludności. Lot rozpoczął się na tarasie Zamku Królewskiego.  W bezpośrednim sąsiedztwie Okuniewa jak i Sulejówka znajduje się poligon wojskowy – obowiązuje zakaz  wstępu.
Dojazd autobusami PKS lub linii prywatnych z Ronda Wiatraczna w Warszawie. Po opuszczeniu zabudowań idziemy pośród łąk wzdłuż skanalizowanej rzeczki Długiej. Minąwszy wieś Budziska dochodzimy do Długiej Kościelnej (6,5 km), w której w 2000 r. spłonął jeden z najcenniejszych zabytków Mazowsza, drewniany kościółek z 1630 r. Obiektami wpisanymi do rejestru zabytków są: dzwonnica i plebania przy nowo wybudowanym (na miejscu spalonego) Kościele p.w. Św. Anny. 


Tu można obejrzeć park, cmentarz mariawicki i  cmentarz rzymskokatolicki. Dalej uliczkami Halinowa do torów kolejowych Warszawa – Terespol. Przy przystanku kolejowym (9,9 km) pętla linii 704 z Ronda Wiatraczna. Za przejazdem kierujemy się na południe uliczkami Halinowa. Dalej przez zagajniki idziemy do miejscowości Konik Stary (11,4 km), gdzie przecinamy ruchliwą szosę nr 2 (dawny Trakt Brzeski). Za nią zmierzamy początkowo polną drogą cały czas w stronę południa, potem lasem pośród torfowisk i ponownie polami do Golicy (15,0 km). We wsi znajdujemy ruiny młyna wodnego i pozostałości stawów na rzece Mieni.
Znaki niebieskie przechodzą na drugą stronę szosy Mińsk Mazowiecki – Józefów i przez most na lewy brzeg Mieni. Podążamy ścieżkami wśród pół i zagajników do Wiązowny (19,0 km). Jest to duża wieś gminna położona przy ruchliwej szosie Warszawa – Lublin. Dojazd z Warszawy autobusami PKS i linii prywatnych. Na szczególną uwagę zasługują: klasycystyczny kościół z obrazami Wojciecha Gersona i neobarokowy pałac Lubomirskich z zabytkowym parkiem. Na zachód od Wiązowny, pośród wydm zachowały się liczne ślady niemieckich umocnień z 1915 i 1944 r.


Od kościoła idziemy ul. Kościelną do przystanku autobusowego w centrum Wiązowny. Następnie ul. Leśną ku zachodowi. Za ruchliwą szosą lubelską zaczynają się rozległe lasy Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Pośród borów sosnowych na licznych, malowniczych wydmach dochodzimy do Białego Ługu. Jest to międzywydmowe torfowisko wysokie z licznymi kępami turzyc, łanami wełnianki i bagna zwyczajnego (projektowany rezerwat przyrody). Węzeł ze szlakiem czerwonym nr 16.B Międzylesie – Wiązowna (22,3 km). Szlak niebieski prowadzi pośród następnych torfowisk do śródleśnego jeziorka – Kaczego Ługu, ostoi ptactwa wodnego i miejsca lęgowego kaczek krzyżówek. Dalej dochodzimy do luźnej zabudowy jednorodzinnej Zbójnej Góry (24,9 km). W okresie międzywojennym znane letnisko. Nazwa od stojącej tutaj niegdyś karczmy, której właściciel mordował i ograbiał swoich gości. Dalej wśród zagajników, pól, lasków i uliczek Radości. To dawne letnisko powstało na gruntach Zbójnej Góry. Obecnie rozwija się tutaj budownictwo jednorodzinne. Szlak kończy się na przystanku kolejowym Warszawa Radość (28,5 km).


Miłego wędrowania!


Na podstawie opracowania Pawła Ajdackiego, Biała Sowa

LEŚNA lodóweczka

Jako Leśna w pierwszym zdaniu tego artykułu pozwolę sobie nadmienić, że Leśny głodny to Leśny zły i nic tak nie potrafi popsuć humoru jak pusty żołądek. A że nie tylko Leśni posiadają ten organ wewnętrzny, ale również inne stworzonka na tej Ziemi, to odważę się stwierdzić, że i one bywają GŁODNE!!! I właśnie wychodząc z tego założenia postanowiłam napisać ten artykuł…

Niewątpliwie głównym problemem, z jakim się stykają i borykają zwierzęta zimą jest znaczny niedostatek pożywienia. Dlaczego tak jest??? Przyczyn jest kilka, a właściwie trzy główne powodujące tak dużą powszechność tego zjawiska…
Wynika to, głównie, z braku zwierząt zmiennocieplnych (owadów, pająków, płazów, gadów, wijów i innych bezkręgowców, czyli jednym słowem robaczków i tych „śliskich”, których latem w Przerwankach za wszelką cenę staramy się pozbyć, twierdząc, że tylko szkodzą) na terenie naszego kraju w okresie zimowym. Niskie temperatury uniemożliwiają im funkcjonowanie i zmuszone są do przetrwania mrozów w formie jaj, poczwarek czy w stanie głębokiej hibernacji na dnie zbiorników wodnych.


1. Organizmy te są podstawowym źródłem pokarmu dla bardzo wielu zwierząt, więc oczywiste jest, że ich brak powoduje znaczne zachwianie zimowego ekosystemu = czyli inaczej mówiąc „leśna, pusta lodóweczka”.


Drugą przyczyną jest niedostępność pokarmu. Mimo iż wiele roślin jest w stanie przetrwać zimę w formie zdatnej do „zwierzęcej konsumpcji” ich położenie pod grubą warstwą śniegu uniemożliwia wykorzystanie tego.


2. Lodóweczka napełniona smakowitym jedzonkiem 😉 tylko drzwiczki popsute i nie dają się otworzyć.


Ostatnią przyczyną jest krótki zimowy dzień. To zjawisko niemające pozornie związku ze zdobywaniem pożywienia, odgrywa kluczową rolę w tym procesie. Kilka godzin słonecznego światła to dla wielu małych zwierzaków stanowczo za mało, aby najeść się dostatecznie przed nadejściem długiej i mroźnej nocy.


3. Lodóweczka pełna, drzwiczki działają tylko ciemno dokoła i trafić do kuchni nie można.


A teraz kilka słów jak natura sobie z tym radzi…


– Wiele zwierząt ucieka przed tymi kłopotami zagrzebując się głęboko pod ziemią, gdzie temperatura nie spada poniżej zera.


– Inne zapadają w sen zimowy przy pierwszych przymrozkach, by wybudzić się w maju, a niekiedy nawet w czerwcu!


– Jeszcze inne doprowadzają do hibernacji swojego organizmu, temperatura ich ciała spada do 1 stopnia Celsjusza, a funkcje życiowe zwalniają tak dalece, że zwierzęta sprawiają wrażenie martwych. (Zwierzęta hibernujące w miejscach bardziej suchych budzą się kilkakrotnie w ciągu zimy i przelatują w inne części podziemi, aby pić. Inne chętnie zlizują krople rosy ze swojego futerka)


– Kolejnym sposobem przetrwania zimy z pełnym brzuszkiem jest metoda „na chomika”. Budzi się on dość często i odżywia wcześniej zgromadzonymi zapasami ziarna.


– Nietoperze z kolei (patrz zdjęcie obok) zapadają w głęboki letarg, z którego jednak potrafią się wybudzać w okresach ocieplenia i polować na zimujące w jaskiniach, piwnicach i innych podziemiach motyle.


A jak człowiek pomaga naturze sobie z tym radzić…


Odpowiedź jest prosta – DOKARMIA ZWIERZĘTA, te, które same sobie nie radzą z głodem. Buduje domki dla ptaków i stale napełnia ziarnem, w lesie dostarcza pożywienia dla zwierząt roślinożernych, opiekuje się np. bocianami, które nie odleciały na zimę… I wykonuje jeszcze tysiąc innych czynności, aby w lesie nie ustało życie!


Więc my jako harcerze poczujmy się w obowiązku spełnianienia tego obowiązku wobec przyrody, bo:


Harcerz miłuje przyrodę i stara się ją poznać…


P.S. Jeśli chodzi o szczegóły biologiczne tego artykułu to wybaczcie biol-chemowi, ale to już takie moje wypaczenie…


Marysia Lipińska

Koniec ptasich wędrówek

W Mazowieckim Parku Krajobrazowym można spotkać przynajmniej 165 gatunków ptaków. Zdecydowana większość z nich (myślę tu o liczbie osobników, a nie gatunków) to ptaki przelotne. Główną tego przyczyną jest obecność w sąsiedztwie olbrzymiego ptasiego szlaku wędrówkowego jakim jest Wisła, a także bogactwo środowisk mogących stanowić żerowiska i schronienia dla wędrujących i lęgnących się tu ptaków.

Przykładem niech będą blisko dwutysięczne stada gęsi żerujących na tutejszych łąkach, stada batalionów liczące po 100 i więcej sztuk oraz podobne stada bocianów białych i żurawi, które widuje się na opisywanym terenie. Ponadto jako gatunki przelotne i zalatujące stwierdzono tu min. bielika, orlika krzykliwego, drzemlika, rybołowa, kanie rudą (kiedyś lęgowa), siewkę złotą, brodźca leśnego, świstuna, rożeńca, nura czarnoszyjego, dzięcioła białogrzbietego, droździka. Również ciekawie przedstawia się lista gatunków lęgowych, które właśnie teraz kończą wędrówki do cieplejszych miejsc. Stwierdzono lęgi np. derkaczy, kropiatek, kulików wielkich, żurawi, bocianów czarnych, trzech gatunków błotniaków i wielu innych. Łącznie lista gatunków lęgowych osiąga ok. 90 pozycji lecz istnieje szansa, że intensywne i regularne obserwacje, do których gorąco zachęcam, zwiększyłyby  ten  stan.
Widząc przelatujące stada ptaków wiele osób zastanawia się dokąd one lecą? Potem pojawiają się kolejne znaki zapytania. Ile czasu zajmuje im wędrówka, czy lecą tylko w dzień czy również nocą albo jak długo trwają przeloty? Postaram się odpowiedzieć na te pytania.
Przede wszystkim warto wiedzieć, że w Polsce są dwa główne szlaki ptasich wędrówek. Pierwszy wiedzie północnymi krańcami kraju, przez Mazury, Warmię i Pomorze. Dalej ptaki wzdłuż wybrzeży lecą do Holandii, Belgii, Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i oczywiście Afryki. Poszczególne gatunki w różnych miejscach kończą swe wędrówki. Ale o tym za chwilę. Drugi szlak przelotowy wiedzie z północno wschodnich regionów Polski, doliną Wisły, przez Karpaty, a dalej przez Cieśninę Bosfor na Bliski Wschód lub dalej do Afryki.


Jedną z najwcześniej odlatujących grup ptaków są siewkowe. Najbardziej znanym ich przedstawicielem jest hałaśliwa czajka. Jej przeloty zaczynają się już w maju (tak, to nie jest pomyłka) i trwają do przez całe lato aż do późnej jesieni. Czajki odlatują do Francji i Wielkiej Brytanii. Polscy przedstawiciele tego gatunku nie muszą się szczególnie spieszyć, bo długość ich przelotu wynosi zaledwie kilkaset kilometrów. Jednak czajki, żyjące w północnej Rosji mają czasem do pokonania aż 4500 km. Jeszcze większą podróż mogą odbywać krewni czajek – krwawodzioby, widywane na niektórych łąkach powiatu otwockiego, a także na wiślanych wyspach. Te niewielkie, ważące do 150 g. ptaszki, pokonują w jedną stronę nawet 6500 km. Oczywiście odległość ta dotyczy ptaków lęgnących się na dalekiej północy. Polskie siewkusy są w uprzywilejowanej sytuacji i nie muszą się aż tak bardzo trudzić.


Powszechne w Polsce bociany białe i ich krewniacy, boćki czarne, korzystają w czasie wędrówek z obydwu wymienionych wcześniej szlaków. Większość z nich odlatuje do centralnej i południowej Afryki. Najdłuższe trasy przelotu mają nawet 10500 km!!! Ptaki pokonują je specjalną techniką lotu. Najpierw unoszą się wraz z ciepłym prądem powietrza na wysokość 1000, a nawet 2500 m, a następnie szybując z prędkością ok. 45 km/h kierują się na południe (lub zachód). Warto dodać, że bociany wędrują wyłącznie w dzień.


Inaczej jest z przepiórką i derkaczem, gatunkami coraz rzadszymi w naszym kraju. Ich wędrówki odbywają się nocą. Polscy przedstawiciele tych gatunków wybierają raczej trasy wiodące prosto na południe. Nie wędrują więc wzdłuż wybrzeży. Derkacz, pokonuje nawet 10000 km, a jego zimowiska znajdują się w południowej części Afryki.


Ptakami, które najbardziej kojarzą się z jesienią i odlotami są żurawie i gęsi. Te pierwsze zimują na północy Afryki i na Bliskim Wschodzie. Gęsi, które jeszcze teraz możemy usłyszeć w czasie nocnych przelotów nad Wisłą, na zimowiska wybrały sobie zachód Europy. Niektóre stada zimują nawet już w zachodniej Polsce, oc wcale nie oznacza, że jest to zachód Europy. 
Na koniec jeszcze słówko o drobnych ptaszkach śpiewających. Nasze poczciwe słowiki czeka aż 5000 km lotu, odlatują bowiem do centralnej Afryki. Pokrzewki, które rzadko widujemy, ale często słyszymy, bo lubią pomieszkiwać w gęstych krzewach w przydomowych ogródkach, lecą jeszcze dalej i mogą przefrunąć nawet 14000 km. Podobnie robią niepozorne oliwkowozielone piecuszki, zamieszkujące niemal każdy sosnowy las na Mazowszu, a także muchołówki, dzierzby, jaskółki i jerzyki. Te ostatnie przelatują czasem nawet 12000 km.


Cóż rytm przyrody jest nieubłagany. Czekają nas teraz smutne miesiące bez ptasich treli i świergotów. No może nie zupełnie. Wszak niewielka część gatunków pozostała u nas przez na zimę. Poza tym w przyrodzie dzieje się wiele różnych, nie mniej ciekawych niż ptasie śpiewy, rzeczy.


Wojciech Sobociński

W poszukiwaniu Ducha

Dziś widziałem słowika. Widziałem i… słyszałem. Słowik to taki ptak którego trzeba słuchać. Widząc go można jedynie stwierdzić: cóż jeszcze jedno stworzenie Boże… ale słuchając i słysząc…

Oczywiście są ludzie dla których ptasie trele nic nie znaczą, są po prostu przeszkadzającym hałasem. Jednak ten, kto naprawdę się wsłucha, usłyszy pieśń wiosny, pieśń budzącej się z zimowego odrętwienia przyrody. Jeśli do tego dojdzie jeszcze doświadczenie to w śpiewie tym usłyszy już tchnienie rozgrzanej ziemi. Słowik, jeśli mu nie przeszkadzać, będzie snuł swą opowieść będącą zapowiedzią cudownego życia jakie będzie wiódł wkrótce. Podobnie jest z ludźmi. Raz na jakiś czas pojawia się wśród nas Człowiek Który Wie.


Czasem człowiek ten odczuwa w sobie przemożną potrzebę przekazania innym ludziom swej wiedzy. Potrzeba ta, zrazu ukryta, rośnie z czasem. Wzrasta ona wraz z człowiekiem. Wędruje z nim po polach i łąkach, pływa kajakiem po jeziorach wśród pięknych wschodów i zachodów słońca. I rośnie. Piękno otaczającego człowieka świata jest jej pożywką, swoistymi „drożdżami” dzięki którym rośnie. W przypadku pewnego człowieka największą chyba pożywką były nasze góry. Zwłaszcza wśród nich rosła potrzeba mówienia innym. Potrzeba bycia przewodnikiem w ludzkiej wędrówce na górę poznania. Wzrastał Człowiek z czasem, stawał się coraz większy. Jego mądrość była zauważana nie tylko przez najbliższych Mu, lecz także przez coraz większe rzesze ludzi. Stawał się Autorytetem.


Człowiek ten śpiewał swą pieśń coraz piękniej, śpiewał dla tych którzy słuchali i dla tych którzy woleli inne pieśni. Czas płynął, a Człowiek śpiewał swą pieśń coraz pewniej i coraz głośniej. Aż w końcu słało się. Inni śpiewacy uznali, że właśnie On ma w sobie Ducha najpiękniejszego i najmocniejszego ze wszystkich. I od tej pory Przewodnik mógł śpiewać dla wszystkich. Pomimo, że byli tacy którzy chcieli zagłuszyć Jego głos, ha gamonie wynajęli nawet kłusownika, Jego głosu nie dało się stłumić, a Duch czuwający nad Nim pozwolił mu ujść sprzed łap zbrodniarza. Choć zraniony, wkrótce ozdrowiał i ze zdwojoną siłą kontynuował swą misję. 


Czas płynął jednak nieubłaganie urywając wciąż minuty i godziny z Jego życia. Lecz co dziwnym jest, głos jego choć wydawał się słabszy miał wciąż większą moc, moc zapadania w ludzkie dusze. Gdy śpiew stawał się problemem – pisał. Pisał przewodniki. Pisał je dla tych którzy słyszeli Jego śpiew, ale również dla tych którym nie było dane tego dostąpić. Pisał je również z myślą o potomnych którzy pojawią się gdy Jego już nie stanie. Aż pewnego dnia, w zimny wiosenny wieczór, zamilkł śpiew.
Człowiek odszedł… Wszyscy którzy do tej pory słuchali zatrzymali się w zadumie.


Nadszedł ranek po nieprzespanej nocy, nocy żalu i zadumy, nocy niepewności i łez. Właściwie to nim słońce wstało już było słychać dźwięk. Pierwej pojedynczy z czasem dołączyły inne, to … słowiki. Słowiki obudziły słońce które wzeszło, i dziwna rzecz, znana nam pieśń Przewodnika wzeszła razem ze słońcem, pojawiła się w słowiczych trelach budząc oddźwięk w naszych duszach. Z pierwszymi promykami słońca umykał z nich mrok i chłód. I przyszło zrozumienie. Zrozumienie, że teraz gdy Jego zabrakło my jesteśmy przewodnikami. Mamy wielką księgę przyrody w której zapisane jest wszystko. Mamy Jego wskazówki, mamy nasze Prawo i Przyrzeczenie. Mamy siebie, leśną mądrość spisaną na kartach dziennika, mamy o wiele więcej więc na cóż czekać ? Tak Duch został zauważony. Duch ten wzrasta w nas od zawsze, wzrasta szczególnie mocno podczas gdy jesteśmy rzuceni „na pola, do lasów, na jeziora, by tam w codziennym trudzie hartować swe dusze”. Rośnie gdy patrząc zaczynamy widzieć i słyszeć. Słyszeć jak Pan do nas mówi w śpiewie słowików i grzmocie błyskawic pokazując nam wielkość wszechświata migotaniem rojów gwiazd. Doświadczając nas cudem w którym uczestniczymy widząc narodziny dziecka i wreszcie czując Jego dotyk w muśnięciu motylich skrzydeł. Wszystkie te rzeczy czynią nas ludźmi świadomymi i silnymi duchem.  Tym duchem który umacniając nas w przyrzeczeniowym postanowieniu przestrzegania 10 praw zmienia oblicze ziemi, tej ziemi.


Janusz Sikorski, Tychy 03-04-2005

Autorytety “drugiej kategorii”

Zacznijmy od tego, że myślenie jest czynnością bardzo złożoną, wymagającą dużych nakładów energii i silnej woli. Jeśli jednak podejmiemy ten wysiłek i zdecydujemy się coś przeanalizować przy pomocy naszego mózgu, możemy dojść do bardzo ciekawych wniosków. Ja, pewnego jesiennego wieczoru, do takowych doszłam…


Zastanawiałam się nad autorytetami w naszym życiu, ich rolą, znaczeniem i nad tym, w jaki sposób wpływają na nasze zachowania. Czy są ważne, czy nie? Czy zawsze się nimi kierujemy i co zdecydowało o wyborze takiego, czy innego autorytetu?
 
Pierwszą myślą, która mi się nasunęła, była odpowiedź na ostatnie z powyższych pytań, czyli DLACZEGO ON/ONA??? Oczywiście, dlatego że jest kimś „super”. Posiada niezwykłe umiejętności (oczywiście pozytywne), najczęściej te, których my nie możemy posiąść, mimo usilnych prób, cechy, które bardzo cenimy, a których nam brakuje i oczywiście dokonania, czyli cele, do których w mniejszym lub większym stopniu chcemy dążyć.  


Następną rzeczą, jaką sobie uświadomiłam był fakt, że nie mam jednego autorytetu. Jest ich kilka, podzielonych na dwie „kategorie”. Do pierwszej zaliczam te, które są ideałami, niedoścignionymi wzorami, uosobieniem cech, których nigdy nie uda mi się nabyć lub tych, które uwidaczniają się dopiero w bardzo specyficznych sytuacjach. Żeby zobrazować to „karkołomne zdanie” przedstawię to na przykładzie: Pewien harcerzyk, w zielonym mundurku, uwielbia historię. Zwłaszcza czasy, rycerzy, księżniczek i wielkich bitew. Dodatkowo jeździ konno i jest w bractwie rycerskim. Jednym słowem pasjonat. Jego autorytetem jest XVI-wieczny, wielki dowódca kawalerii. Nie trzeba dużego wysiłku, by stwierdzić, że nasz harcerzyk nigdy nie będzie dowodził konnymi oddziałami, ani nie uratuje królewny, czyli nie dorówna swojemu ideałowi. Oczywiście, można dyskutować, że będzie miał rycerska postawę, będzie się kierował takim czy innym kodeksem, ale jedno nie ulega wątpliwości- XVI-wiecznym rycerzem nie będzie!


W ten sposób doszliśmy do drugiej „kategorii” autorytetów. Do tej zaliczam osoby, które bardzo cenię, ale żyją obok mnie. Mają problemy i z nimi walczą, upadają, a potem wstają, jednym słowem, nie są IDEALNE! Właśnie taką postawa „dają nam możliwość dogonienia” ich. Pokazują, że nawet zwykli ludzie mogą osiągać swoje wymarzone szczyty, że każdy racjonalny cel jest do zrealizowania. Czyli nasz harcerzyk dowódcą nie zostanie, ale może być w przyszłości jakąś „szychą” w swoim bractwie lub zamiłowanym historykiem.


Odnosząc teraz te rozważania do harcerskiego życia, nie ukrywam, że mam swoje „idealne” autorytety. Na pewno w pierwszej kolejności zaliczę do nich Baden-Powella, który zawsze był skarbnicą nowych pomysłów, zawsze miał motywację do dalszego działania, a co najważniejsze od zera wymyślił to, co my harcerze kontynuujemy, czyli Skauting. Wiadomo, że nie doścignę kogoś takiego, bo brak mi tak wielu cech, umiejętności, które posiadał B-P, ale mogą za wszelką cenę starać się rozwijać na drodze wskazanej przez mój idealny autorytet. Mogę go traktować bardziej jak drogowskaz, a nie jak cel. Jak wskazówkę, nie metę!


Natomiast realne zamierzenia na przyszłość wyznaczają mi „Ci Drugiej Kategorii”. To właśnie Oni pokazują mi, że mogę starać się, by moja praca w ZHP-ie była cegiełką budującą coraz lepsza organizację, bym moje pozytywne cechy wykorzystywała w najlepszy z możliwych sposobów i walczyła ze swoimi słabościami. Są wzorem i motywacją, mimo, że są to (pozornie) zwykli ludzie, których znam, Ci, którzy są drużynowymi i przybocznymi działających drużyn, ludzie, którym „się chce”.
Uważam, że takie autorytety powinniśmy wybierać i stawiać sobie za cele, te, które możemy osiągnąć, bo to one w dużo większym stopniu motywują nas do działania…


Marysia Lipińska

Wyprawa na K2

Pierwszy porządnie zimowy piątkowy wieczór, a my pałętamy się wokół gmachu Sejmu i Senatu zaglądając w okna kończącym pracę urzędnikom. Po co to wszystko? Trzeba jakoś zabić nudę czekając na rozpoczęcie wyprawy…


Może zacznę od początku. Namówieni przez Karolinę Ś. postanowiliśmy wraz z Dorotką wziąć udział w organizowanych przez wspomnianą druhnę warsztatach wędrowniczych. Wreszcie nadszedł piątek 25.11.2005 – z mieszanymi uczuciami („Boże, kolejny zarwany łikend…”) spotkaliśmy się w Empiku i rozpoczęliśmy naszą 4 godzinną podróż na HOS „po drodze” minęliśmy wspomniany sejm, składnicę, spożywczaka „społem” i parę innych ciekawych miejsc. 16.30 – akurat czas na złapanie autobusu. Wysiadka pod Torwarem, chwila poszukiwań wraz ze świeżo poznaną koleżanką i wreszcie stanęliśmy przed odpowiednią bramą. Jeszcze tylko obowiązkowy zjazd z górki i zatopiliśmy się w ciepło, którym przywitał nas wspomniany ośrodek.


Chwila oczekiwania, załatwianie spraw formalnych, i startujemy: nasza wyprawa się rozpoczyna. Zakładamy nasz pierwszy obóz – poznajemy się. Wieczór upływa nam na zajęciach integracyjnych (troszkę za krótkich…) i poznawaniu idei wędrowania. Niby krótko, ale wszyscy padają. Krótkie podsumowanie dnia i do śpiworka.


Sobota zaczyna się wcześnie – szybkie śniadanie i startujemy z zajęciami… Ciężko psychicznie wytrzymać natłok informacji, ale pniemy się dalej. Zakładamy kolejne obozy. W między czasie nawet coś jemy?


Nawet się nie zorientowałem jak już budzono mnie w niedzielę rano. Formy pracy, zajęcia z konstytucji… Kolejna porcja przydatnej wiedzy. Końcowe podsumowanie i nagle okazuje się, że pierwsza część kursu za nami. W ręku trzymam teczkę pełną notatek, materiałów i na szybko zanotowanych zadań, nad którymi właśnie siedzę…


Zdobyta póki co wiedza na pewno się przyda. Troszkę tylko żal że nie były zrobione na naszym terenie tak by większa liczba wędrowników mogła wziąć w nich udział (wymagania były realnie nie do spełnienia przez większość – otwarte HO i pwd lub kurs drużynowych).


Kuba Borowy

Spokojny sen… – Kodeks Karny a harcerstwo

Koniec listopada – już niedługo wyrok w sprawie nauczyciela który opiekował się grupą licealistów zabitych 28.01.2003 w tatrach przez lawinę. Chyba wszyscy pamiętają ten wypadek…  Wielka tragedia rodzin, znicze zapalane przed szkołą, wspomnienia o młodych ludziach…

Moja próba instruktorska natchnęła mnie do popatrzenia na tą sprawę z innego punktu widzenia. Zaniedbanie jednego człowieka-nie wynajęcie przewodnika. Może ktoś powie że to błaha sprawa, zapyta: „a co by to zmieniło?”. Czy licealiści by żyli? To wie tylko Bóg. Radykalnie zmieniła by się jedna rzecz – Mieczysław Sz. Na pewno nie siedziałby na ławie oskarżonych…


Czemu tak zacząłem? Mam 19 lat, opiekuję się drużyną, posiadam dokumenty wychowawcy kolonijnego. Z drużyną nie chodzę po górach. Chodzę za to do lasu na zbiórki, jeżdżę na obozy, biwaki. Spotkanie z lawiną mi nie grozi – upadek z drzewa, przypadkowe samookaleczenia narzędziami obozowymi, wpadnięcie pod samochód… działamy z harcerzami w, z pozoru, bezpieczniejszych warunkach – jednak niebezpieczeństwa nie śpią, musimy być w stałym pogotowiu. Chciałbym przybliżyć Wam – drużynowym, opiekunom drużyn/gromad, organizatorom rajdów, kursów, biwaków –  tak ku przestrodze, fragmenty Kodeksu Karnego dotyczące właśnie odpowiedzialności karnej wynikające z niedopilnowania naszych podopiecznych.


Podkreślając słowo niedopilnowanie chciałbym przytoczyć Art. 9 § 2 :
„Czyn zabroniony popełniony jest nieumyślnie, jeżeli sprawca nie mając zamiaru jego popełnienia, popełnia go jednak na skutek nie zachowania ostrożności wymaganej w danych okolicznościach, mimo że możliwość popełnienia tego czynu przewidywał albo mógł przewidzieć”. Jak zobaczymy za chwilę paragraf ten ma istotny wpływa na wymiar kary.
Następne paragrafy są wyciągiem prezentującym odpowiedzialność karną  w najbardziej prawdopodobnych sytuacjach ( z którymi obyśmy mieli okazję się spotkać jedynie teoretycznie… ), a zatem:


Art. 155: „ Kto nieumyślnie powoduje śmierć człowieka podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5” – chyba najbardziej drastyczny przykład, śmierć człowieka… Nieoświetlona grupa, po zmroku przemieszcza się karnym dwu-szeregiem po skraju jezdni… zakręt, samochód, jeden druh ginie…
Drużynowy nie popełnił niedopatrzenia, nieumyślnie ZABIŁ. Często zdarza się nam poruszać poboczami – chociażby na różnych rajdach. Zwróćmy uwagę czy jesteśmy 100% pewni że zachowujemy maximum ostrożności. Bądźmy wobec siebie szczerzy…


Art. 156: „§ 1. Kto powoduje ciężki uraz na zdrowiu w postaci: 1) Pozbawienia człowieka wzroku, słuchu, mowy, zdolności płodzenia,
2) Innego ciężkiego kalectwa (…)
podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 2. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.” – Obóz, Jasio z dumą wchodzi na sosnę – sięgnął właśnie po wiadomość ukrytą na 7 metrze… Już schodzi… 12 letnie ręce nie wytrzymują…. Złamanego kręgosłupa nie da się nastawić… Drastyczne, ale czy nie możliwe?
Art. 160: „§ 1. Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.§ 2. Jeżeli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
§ 3. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 lub 2 działa nieumyślnie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.”


Jasio wytrzymał… Szczęśliwie zszedł z drzewa – po obozie opowiedział mamie co robił na wyjeździe. Następnego dnia mama składa skargę – występuje z pozwem cywilnym… Drużynowy odpowie za czyny wymienione w powyższym artykule…


3 artykuły dotyczące zdrowia i życia. Pokazują ile możemy poświęcić za chwilę nie uwagi i nie przemyślane działania. Nie tylko będąc ściganym „z urzędu” przez prokuraturę, lecz także z powództwa cywilnego. Czy możemy się jakoś uchronić?? Wspomniany na samym początku nauczyciel był geografem, doświadczonym turystą. Nie przeceniajmy naszych możliwości, uważajmy na to co robimy i myślmy o konsekwencjach. Tylko, albo aż tyle…


Z drugiej strony nie możemy popadać w histerię i ograniczać harcerskiej przygody naszych podopiecznych do przesiadywania w harcówce i wypraw na szkolne boisko – nie oto chodzi.


Myślę że powinniśmy mieć przed oczami wielki napis: „ROZWAGA” – dzięki niej na pewno uda nam się połączyć dobrą zabawę i rozwój podległych nam harcerzy  z naszym spokojnym snem.


Kuba Borowy

Planowanie – Progettare – Planning

Czym jest dla nas planowanie? Dlaczego mamy z tym takie problemy i co z tego wynika? Skąd takie a nie inne podejście do tego tematu – na te i wiele innych pytań próbowaliśmy sobie odpowiedzieć podczas ponad czterogodzinnych, sobotnich (19.11.2005) zajęć na kursie drużynowych we wszystkich pionach metodycznych. My opowiemy Wam co nieco o planowaniu HS-owej [też czyt. jako: H-hiper, S-superanckiej] grupy.

Nasze spotkanie było długie, tak długie jak nasz proces planowania … Niby zbieramy się do niego na obozie, wyciągając wnioski z minionego roku, podsumowując naszą roczną pracę, no właśnie niby, … Po czym mija lipiec, sierpień, zaczyna się wrzesień, a przed nami akcje naborowe, pierwsze zbiórki, spotkania, a gdzie przygotowanie do nich? Gdzie sporządzony plan, zakreślone cele? Gdzie spotkanie z kadrą i chwila zastanowienia się? Pierwszy tydzień września za nami, a my nagle przypominamy sobie o zapisanej na obozie kartce, o kilku ustaleniach i pomysłach. Naprędce kreślimy plan drużyny, oddając go mocno po wyznaczonym terminie, tworząc go, niestety już po kilku zbiórkach, … a przecież zabraliśmy się do niego na obozie …


Nasze spotkanie było wyczerpujące. Można je w tym momencie znów przyrównać do naszego planowania w drużynach – męczymy się, zwlekamy, odkładamy na ostatnią chwilę, nie oddajemy w terminie, a gdy już mamy to za sobą – tygodniami wprowadzamy poprawki, tak, że po pewnym czasie zarówno my, jak i nasi przełożeni mamy dosyć. Dosyć, bo ile można przekładać, ile można zwlekać, ile można odkładać i jak (namiestnicy, komendant) – jak długo można przypominać, prosić, upominać, w ostateczności straszyć strasznymi strasznościami…
Nasze spotkanie było też bardzo intensywne, przeszliśmy niezłe, jak to HS-i określili „pranie mózgów”. Czyli było tak, jak rzeczywiście powinien wyglądać nasz proces planowania. Spotkanie w gronie Rady Drużyny, z głowami pełnymi pomysłów, naładowanymi bateriami, oczekiwaniami wobec siebie i drużyny. Z mocą wiary, z siłą i zapasem czasu, z marzeniami i wnioskami, podsumowaniem roku poprzedniego. Tak, by przez kilka godzin rzetelnie opracować coś, do czego będziemy dążyć, jak, z kim i w jakim terminie będziemy pracować, którym kierunku podążać. 


Nasze spotkanie było celowe, tak jak konkretny cel ma pisanie planów pracy jednostek. Naszymi zajęciowymi (że się tak wyrażę 🙂 celami było dostarczenie niezbędnej wiedzy potrzebnej do sprawnego i rozsądnego planowania pracy w drużynie oraz zaznajomienie uczestników z elementami planu pracy. Istotą planowania w drużynie, jest uświadomienie sobie – w jakim celu planujemy? Po co i dla kogo? Czy rzeczywiście tylko dlatego, bo tak trzeba, tak jest gdzieś zapisane. Czy dlatego, by mieć namiestnika/komendanta „z głowy”, by nikt już nam nie wiercił dziury w brzuchu, by na dźwięk sms-a z hufca, nie reagować „o bojku, kiedy to się skończy”…


Nasze spotkanie wymagało naszej pracy i współpracy z innymi, tak jak to jest z naszym planowaniem. W myśl powiedzenia, „co dwie głowy, to nie jedna” korzystamy i Wy korzystajcie z pomocy, doświadczenia, pomysłów i możliwości innych. Stworzenie czegoś naprawdę dobrego, czyli pomocnego w codziennej pracy w drużynie, czyli stworzenie takiego czegoś, co wytyczy nam pewien tor, wymaga chwilki czasu i współgrania zastępowych, przybocznych i drużynowego. Tak jak nasze zajęcia, nie miałyby sensu, bez waszego zaangażowania i aktywnego udziału, za którą stokrotnie dziękujemy, jak i naszej pracy w procesie ich przygotowywania i współpracy z naszymi doradcami – Ryfeczko, Panie Prezesie, Maro, Dorka, Magdo, Falisiu, Mirku – dziękujemy.


I wreszcie nasze spotkanie było owocne. Na bazie doświadczeń, różnego spojrzenia oraz kilku istotnych informacji przez nas zaprezentowanych, wypracowaliśmy naprawdę dobry materiał pomocny w prawidłowym i sprawnym planowaniu. I tak jak zrobiliśmy to na zajęciach, tak wierzymy, iż potraficie wypracować i stworzyć świetny program.
A czy nasze spotkanie było efektywne? Tego z całą pewnością sobie i Wam życzymy. Trzymamy kciuki!
Wypowiedzi:
* *Program pracy to kompromis między tym, co harcerze
robić by chcieli i tym, co robić powinni.
Program piszemy, żeby uświadomić sobie obie te rzeczy.
hm Mirosław Grodzki, Namiestnik Starszoharcerski, drużynowy 5 DHS „Leśni”, Szef HSI, członek KH Otwock i KSZ Józefów


* * Program pracy to nie tylko plan zamierzeń i zbiórek, które przeprowadzamy z drużyną, ale także analiza tego co dokonaliśmy w roku poprzednim, jakie są potrzeby naszych harcerzy, na jakim etapie jest „ich harcerskość”. Umożliwia nam również poruszyć nasze szare komórki i powoduje, że jesteśmy bardziej twórczy.
pwd Ilona Falińska-Urbaniak, Drużynowa 3DH „Zawiszacy”,  Przewodnicząca Komisji Rewizyjnej Hufca, Z-ca komendanta ds. programowych (Szczep Józefów)


* * Plan pracy – to dokument, w którym zapisane są cele i zadania drużyny, harmonogram ich realizacji w określonym czasie (najczęściej rok) jak również jej sytuacja w danej chwili (stan ilościowy, środowisko działania itp.)
Program piszemy, żeby:
– mieć jasno określone cele i zadania oraz sposób ich realizacji
– mieć lepsza organizacje pracy – zawsze wiedzieć co kiedy trzeba zrobić
– podzielić się zadaniami w drużynie
– zapisane były pomysły z poprzednich lat
– można było po roku zobaczyć postępy, podsumować prace (co się udało a co nie), rozliczyć ludzi z wykonania przez nich zadań
pwd Dorota Lutyk, przyboczna VJDW i 5DH „Leśni”, Instruktorka Szczepu Józefów


* * Zaczynając od ogólnego pojęcia planowania i spojrzenia na ten termin od strony życiowej, to cale nasze życie od chwili narodzin jest zaplanowane. Planujemy wszystko. Planujemy co zjemy na śniadanie, jakie ubranie włożymy na siebie tego dnia. Planujemy podroż do pracy czy do szkoły, lub wyjazd na wakacje, studia, itp. Plan jest nieunikniona forma naszego życia. Choć czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy jest obecny w każdej chwili. Jeśli przyjrzymy się planowaniu trochę dokładniej to zauważymy ze zawsze zawiera on jakiś cel. Działania związane z naszym planem prowadza do tego właśnie celu. Np. celem jest żebyśmy dziś ładnie wyglądały i wykonujemy takie działania żeby ładnie wyglądać. Czyli jest cel – działanie – efekt = cel osiągnięty albo nie.. Musimy rozpatrzyć nasze możliwości , przewidzieć co może się stać po drodze, zastanowić jakich środków użyjemy. To wszystko musi być rozpracowane krok po kroku, żeby po drodze nic nas nie zaskoczyło. Jeśli dobrze wszystko sobie zaplanujemy zapewne osiągniemy sukces…a przecież właśnie o to nam chodzi.
Agnieszka Ostrzyżek
Studentka V roku Pedagogiki UW
Specjalizacja – „Andragogika”


* * Program pracy – jest to rzecz, bez której (jak krzyknie wielu) żyć i pracować się nie da. A ja przekornie odpowiem, że i jedno i drugie jest bez planu pracy do zrobienia. Tyle, że przypomina długą podróż pociągiem bez biletu: ciągle jest nerwowo, trzeba robić uniki, chować się, momentami uciekać… W rezultacie wszędzie się spóźniasz, a jeśli po drodze uda ci się zdążyć gdzieś na czas, to jest to twój wielki sukces. Nie wspominając już o stacji końcowej, bo jest spore ryzyko, że nie uda ci się do niej dotrzeć, choć tam jest ta najważniejsza sprawa – celem zwana.
Po co więc go pisać? Żeby było łatwiej i skuteczniej, czyli przyjemniej… bo wtedy można pooglądać trochę świata za oknem… I po co ta przekora?
Marek Rudnicki, Drużynowy VJDW,  Instruktor Szczepu Józefów,
 Członek Namiestnictwa Wędrowniczego


* * Program to dla mnie zbiór szczegółowych informacji, co, gdzie i po co chce zrobić. Zaczynając oczywiście od tego po co a dopiero później uszczegóławiając sama czynność.
Dla mnie dobrze napisany, przemyślany program to ponad 50% sukces ze nasze zamierzenia i cele będą zrealizowane. Więc w dużym skrócie mogłabym powiedzieć ze program piszemy po to aby osiągnąć sukces 😉
hm Magda Grodzka, Przewodnicząca Komisji Stopni Instruktorskich,
Członek KSZ Józefów


* * Poświęcając się w ciągu roku wielu innym sprawom, innym niż działalność harcerska, musimy racjonalnie gospodarować naszym czasem. Chcąc pogodzić kilka rzeczy, chociażby zwykłe zbiórki, biwaki z obowiązkami i planami prywatnymi, chcąc czy nie chcąc, działamy na podstawie własnego, osobistego planu, czasem stworzonego w naszej podświadomości, czasem spisanego w podręcznym kalendarzu. Dlaczego więc nie planować pracy w drużynie? Drużyna, a raczej harcerze, mają taki dziwny charakter, że potrzebują zbiórek, cyklicznych spotkań, imprez, zajęć, bez przerwy. Planując, budując program, pomagamy sobie – nie jesteśmy przecież geniuszami, którzy tworzą zbiórki na każde zawołanie. Któż z nas zresztą miałby na to czas i „głowę” biegnąc w pośpiechu z pracy, wracając z całego dnia spędzonego w szkole, na uczelni, a mając przed sobą zbiórkę, załatwienie spraw biwakowych, tysiące domowych obowiązków, dodatkowe zajęcia, spotkanie ze znajomymi itp. itd. …


Podsumowując: planowanie to maksymalna oszczędność czasu, racjonalizacja działań, gospodarka własnym czasem, systematyczna praca.
pwd. Monika Rybitwa, Drużynowa 3 DHS „Zawiszacy”, Komendantka Szczepu Józefów


Część materiału wypracowanego z uczestnikami:
Planowanie to:
– Strategia działania,
– Zebrane pomysły,
– Plan,
– Harmonogram,
– Organizacja, organizowanie,
– Podział pracy,
– Terminarz,
– Współpraca,
– Zadania,
– Rozkład jazdy,
– Plan lekcji,
– Plan pracy,
– Konspekt zbiórki.


Planowanie wg. Uczestników:
– Jeden z elementów ułatwiających nam realizację zamierzonych celów i pomagający w organizacji pracy; organizowanie czasu
– Ustalenie sposobów osiągnięcia wyznaczonego celu
– Dążenie do celu przez określone działanie. Aby zaplanować coś i osiągnąć pozytywny efekt musimy skorzystać z nabytego wcześniej doświadczenia. Planowanie pozwala nam krok po kroku podzielić zadania w celu pozyskania pożądanego efektu wedle naszych możliwości i środków, którymi dysponujemy.


Monika Rybitwa