Harcerzem być – C.D.

Może Prawo Harcerskie jest przestarzałe. Może nie uwzględnia “okoliczności łagodzących” dla osób, które “leczą się” piwem.
Może …

Ale to właśnie te dziesięć punktów (cytuję obok, bo jak widać niektórzy już dawno zapomnieli, o co w nich chodzi) ma kierować życiem każdego harcerza i instruktora. Autor artykułu z poprzedniego Przecieku, który podpisał się jako Karol Woj-Wojciechowski (domyślam się, że za tym pseudonimem artystycznym ukrywa się Tomasz Wojciechowski) zarzucił mi “antyalkoholową krucjatę”. Nie wiem, czy to komplement, czy jednak zarzut, ale dziękuję za te ostre słowa.

Zawsze, gdy tylko będę miał dość sił będę walczył z piciem alkoholu przez harcerzy, a ze szczególną zawziętością – przez nieletnich.

Tomek Wjciechowski uważa, że jadę pod prąd. I pewnie tak jest. Ale czasem trzeba wyjść poza ramy funkcjonowania, żeby osiągnąć coś więcej niż tylko zwykły egzystencjalizm. I wtedy narażamy się na osąd ludzi, którzy tego nie lubią. Oni lubią, gdy wszystko dzieje się zgodnie ze schematami, bo wtedy życie jest prostsze.

DRUHU TOMKU WOJCIECHOWSKI!

Każdego dnia dokonujemy wyborów, które mają wpływ na nasze dalsze życie. Jeden sięga po puszkę piwa, inny po grzane wino, a jeszcze inny po kieliszek wódki. Kowalski zostaje harcerzem, pomimo tego, że Nowak uważa wszystkich harcerzy za popaprańców w krótkich spodenkach. Czytelnicy tej gazety podjęli decyzję i ponoszą jej konsekwencje. Także Ty ją podjąłeś. Nie wstępowałeś do harcerstwa, gdy można było pić alkohol i złożyłeś Przyrzeczenie, że nie będziesz tego robił. A przecież nikt Cię nie zmuszał do takich deklaracji.

Że, co? Że byłeś wtedy młody i były to czcze deklaracje, których konsekwencji nie dostrzegałeś? Spójrz na tych, którzy przerzekali i dotrzymują słowa. Wielu z nas stanęło lub stanie przed ołtarzem i będzie przyrzekać Miłość, Wierność i Uczciwość Małżeńską.

Jaką wartość ma Przysięga Małżeńska i każda inna w ustach kogoś, kto łamał już inne przyrzeczenia i nie uznaje tego za błąd.
Wybacz mi szczerość, ale po przeczytaniu Twojego artykułu jakoś nie darzę Cię większym zaufaniem niż poprzednio, a myślę, że jest wręcz odwrotnie.

Oskarżyłeś mnie o śmieszność, zachowanie “godne pożałowania” i błędy wychowawcze. Dzięki za ostre słowa – mało kogo na nie stać. Pozwól jednak, że pozostanę przy swoim zdaniu, iż więcej pożytku niż szkody moje działania przyniosą. Ty zostaniesz przy swoim, bo na tym polega demokracja, a historia pokaże kto miał rację.

Wiem jak czuli się “bohaterowie” mojego artykułu, bo niektórzy z nich sami mi to powiedzieli. I za to cenię ich szczególnie. Oni potwierdzili to, że popełnili błąd, a Ty próbujesz przekonać czytelników Przecieku, że picie piwa nie jest niczym złym. Ja po prostu uważam, że harcerzem jest się przez całe życie. Z tego się nie wyrasta. A jeśli ktoś zmieni przekonania, to zawsze może wystąpić ze Związku. Liczę na to, że mój artykuł pozwoli niektórym podjąć decyzję (i liczę na to, że nie odejdą).

I ostatnia sprawa, bo miejsca jak zwykle mało. Pomówiłeś ogromne grono ludzi o pijaństwo, ze szczególnym uwzględnieniem jednej konkretnej grupy. Nie rozumiem, dlaczego zrobiłeś to teraz, a nie wtedy, gdy mogłem szybko sprawdzić Twoje oskarżenia. Czekam do 25 kwietnia na dowody, którymi mam nadzieję dysponujesz. Ktoś musi ponieść konsekwencje Twoich słów. Oni, albo Ty. Ja przynajmniej wcześniej rozmawiałem z osobami do których miałem zastrzeżenia. Ty pozwoliłeś sobie na pomówienie.

Każdego dnia dokonujemy wyborów, które mają wpływ na nasze dalsze życie…

hm. Tomasz Grodzki

Harcerska odnowa

Wykaz gromad i drużyn działających w hufcu ZHP Otwock (stan na 31.03.2002 r.) obejmuje aż 20 pozycji, co oznacza, że zarejestrowano 20 drużyn, w czym 3 gromady zuchowe, 3 drużyny próbne i 14 harcerskich i starszoharcerskich. Oczywiście liczebność ich i poziom stanowią tajemnicę, pomimo, że większość z nich ma opiekuna z ramienia Komendy, że w hufcu codziennie dyżurują instruktorzy, znane są miejsca i godziny zbiórek.

Na nic jednak zda się to wszystko, gdy praca harcerska jest pobieżna i przypadkowa.
Fikcyjne funkcje drużynowych uniemożliwiają właściwe prowadzenie pracy wychowawczej. Brak poczucia odpowiedzialności za własne postępowanie, za najbliższe otoczenie, za organizację wyraża niedojrzałość psychiczną człowieka. Z celów Harcerstwa wynika, że instruktor musi dawać dobry przykład nie tylko podwładnym sobie dzieciom i młodzieży. Drużynowy przecież pełni funkcję instruktora, nawet jeśli nie złożył jeszcze zobowiązania. A czy spośród nas wszyscy drużynowi potrafią wykonać należycie swoje zadanie wychowania dobrych, dzielnych i prawych harcerzy? Sądzę, że zanika pęd do zdobywania, zatraca się dzielność. Rodzi się typ drużynowego – konsumenta. Rodzi się typ drużynowego – konsumenta.

Gdzie tkwi problem? Również w kształceniu. Chociaż nie tylko. Sami obniżamy poprzeczkę. Decydując się przewodzić gromadzie, drużynie, i harcerz i instruktor powinien mieć wyrobienie wychowawcze, wykazać się zrozumieniem podstawowych zasad wychowania rodzinnego i stosowaniem ich w życiu osobistym, rozumieć konieczność współpracy Harcerstwa z rodziną, umieć objaśniać Obietnicę i Prawo Zucha, Przyrzeczenie i Prawo Harcerskie z zastosowaniem poszczególnych punktów Prawa w życiu codziennym, wiedzieć, jakimi cechami charakteru powinien odznaczać się drużynowy i szczegółowo wyjaśnić wartość dobrego (również osobistego) przykładu w pracy wychowawczej.

Znajomość regulaminu ZHP (wie, jak i gdzie je znaleźć) oraz przepisów obowiązujących drużynę (gospodarka, mundury, itp.) stawia go w rzędzie osób świadomych i kompetentnych.

Od drużynowego oczekuje się również znajomości metody harcerskiej, regulaminu stopni, zasad zdobywania sprawności. Każdy drużynowy powinien umieć uzasadnić konieczność systemu zastępowego w pracy drużyny oraz znać metody kształcenia zastępowych.

Drużynowy powinien umieć opracować

– szczegółowy miesięczny program zastępu,

– roczny, szczegółowy program pracy drużyny,

– plan jednodniowej wycieczki zastępu,

– szczegółowy plan wycieczki i biwaku drużyny.

Poza tym powinien potrafić wskazać i omówić ważniejsze książki i czasopisma harcerskie przydatne w pracy drużyny.

Nawet jeśli większość drużynowych spełnia te kryteria, to dla pozostałych należy tworzyć takie warunki, by mogli bez wahania wybrać drogę świadomego wychowawcy. Niezwykle istotną sprawą staje się pogłębianie pracy harcerskiej oraz zwiększenie ilościowe członków drużyn.

Rozpoczęcie dyskusji na ten temat oraz przeciwstawianie się bylejakości w drużynach pozwoli zrozumieć, że większy wysiłek włożony w przygotowanie drużynowych zarówno przez hufiec jak i przez samych drużynowych polepszy samopoczucie jednych i drugich, podniesie poziom pracy w drużynach, polepszy jakość harcerstwa a nade wszystko wzmocni naszą organizację.

hm. Ula Bugaj

Po nużącym marcu

Po nużącym, mokro-zimnym marcu, nadszedł mocno udziwniony kwiecień. Tak swoją drogą jeden z moich ulubionych miesięcy w roku. Nieco choleryczny, bo nigdy nic z nim nie wiadomo, raz gorący, upojony światłem i dzkością wiosny, a innym z kolei razem nadąsany i ponury. Taki to dziwoląg struszki natury. Co prawda dzień mamy zaiste nieznośnie uroczy, ale ja zamiast pomykać rowerem nad Wisłą muszę spełnić swój rytualny obowiązek. Spełnić to znaczy dodać wstępniak, bo za kilka godzin redaktor naczelny zamyka nowy numer „Przecieku”, a wraz z nim naszą „fkładkę”, więc dość tych dywagacji biologiczno- poetyckich. Do dzieła!

Temat przewodni tego numeru równierz pozostaje w związku z naturą, a konkretnie rzecz biorąc z częścią fauny. Ściślej chodzi o konie. Podobno jedną z naszych, słynnych narodowych pasji. Uwielbiają je wszyscy. Dzieci, bo kucyki i takie miłe (żrą cukier w kostkach), chodowcy ze względu na ich szlachetny charakter, oczywiście furmani. Uwielbienie uwielbieniem, a mało kto zdaje sobie sprawę z ciemnych stron naszej pasji. Z tego jak ludzie potrafią być nieludzko okrutni w stosunku do braci naszych mniejszych, koni. Mówiąc odrobinę jaśniej sięgneliśmy do raportów opisujących metody transportu tych zwierząt i tortur jakie muszą one przeżywać w związku z nim. I właśnie ta sprawa stanowi myśl przewodnią numeru.

Myślę, iż każdy kto legitymuje się choć odrobiną współczucia, empatii, czy wrażliwości, nie powinien przejść obok tego problemu obojętnie.

Było o koniach, to teraz czas na ludzi. Gatunek nieporównywalnie mniej sympatyczny. Niestety nie wszystko na tym świecie jest doskonałe. Czemu to mówię? A to z tej przyczyny, iż w pewnym kraju (Nigerii) sąd wydał wyrok żywcem z przed 1000 lat, nakazując ukamienować niewierną małżonkę. Jej główną winą była swobodność z jaką dała się zgwałcić, nie dbając przy tym o obecność 4 świadków. Cóż niezbadane są meandry ludzkiej psychiki. W kontekście tego precedensu chcieliśmy was zapoznać z działalnością Amnesty International. Organizacj zajmującej się przeciwdziałniem łamaniu praw człowieka.

Żeby już was doszczętnie wykończyć zaserwujemy wam „Wynurzenia pana Henia”, co należy rozumieć jak składnice tego wszystkiego, co powstało w naszych chorych umysłach, a nijak nie przystaje do koni czy naszej biednej Safiji.

I to by właśnie to. Kuka blada słońce zachodzi wiatr jakby nieprzyjazny, ale mam to gdzieś- idę na rower. Łyknąć odrobinę wiosny.

karol woj.-wojciechowski

P.S. Na Bliskim Wschodzie rozgrywki trwają. Ostatnie wyniki 6 do 250. Dzisiaj żydzi górą.

Czy cię to nie oburza? To jest pytanie! Czy ta gra jest fair play? Kretyn Do diabła, a gdzie sędzia?-

„Konferencja się skończyła. Czego jeszcze chcecie do cholery?”

(Donald Rumsfeld – amerykański sekretarz obrony)

Marszałek Sejmu

Marszałek Sejmu Marek Borowski przyjął w grudniu zeszłego roku od ekologów z Klubu Gaja 250 tys. podpisów z petycją, by wstrzymać transport żywych koni na rzeź.

Ekolodzy chcą wprowadzenia zmian w ustawie o ochronie zwierząt. Borowski przyjął ekologów, którzy przynieśli do Sejmu dwa wielkie wiklinowe kosze z listami podpisów ludzi, którzy nie chcą b konie cierpiały w transportach.

Jednym z głównych organizatorów przedsięwzięcia był Wojtek Owczarz, który w Klubie Gaja prowadzi kampanię „Zwierzę nie jest rzeczą”. Według ekologów należy zabronić transportów żywych koni na rzeź. Przekonują, że jeżeli zwierzęta i tak mają zostać zabite, to nie należy przysparzać im dodatkowych cierpień.

Borowski powiedział, że przekaże informację o inicjatywie do odpowiednich komisji sejmowych. To one powinny zająć się dyskusją petycją ekologów i po niej przedstawić odpowiednią propozycję zmian. Podziękował ekologom za monitorowanie rzeczywistej realizacji ustawy o ochronie zwierząt. Przedstawione przez państwa przykłady przekonują mnie, że tak dalej być nie może. Dołożę starań by debata nad tym problemem w Sejmie się odbyła – powiedział Borowski.

Zdeklarował też pomoc ekologom w zorganizowaniu konferencji poświęconej prawom zwierząt.

Co to jest Curling?

Oglądaliście kiedyś zawody w curlingu? Niby nuda, ale jak wciągnie…(ostatnio oglądałem tv do czwartej rano). Ta perfekcja i spokój na twarzach zawodników…

Jakkolwiek egzotycznie dla polskich uszu brzmi nazwa tego sportu, to legitymuje on się bardzo długą historią sięgającą XVI wieku.


Curling wywodzi się ze Szkocji (pierwsze wzmianki sięgają roku 1511) gdzie podczas zimy grano na zamarzniętych jeziorach przepychając niewielkie kamienie. W XVII wieku zaczęto używać kamieni ze specjalnymi uchwytami, co bardzo zbliżyło zasady tego sportu do zasad dzisiaj obowiązujących. Pierwszy klub curlingowy powstał w 1716 roku. Z czasem sport ten przeniknął do innych części Wielkiej Brytanii a także na tereny kolonizowane w Ameryce Północnej. W połowie XIX wieku curling z pewnymi modyfikacjami trafił do krajów alpejskich. W XX wieku ustandaryzowano wielkość używanych kamieni i wprowadzono ten sport do hal. Od 1963 roku rozgrywane są MŚ w curlingu a od 1951 roku ME (jednak organizacją zawodów zajmowały się dwie różne federacje). Curling został włączony do oficjalnego składu dyscyplin olimpijskich w Nagano w 1998 roku.

Podstawowe zasady tego sportu są dość proste – wszystko polega na takim popchnięciu kamienia (z zamontowanym uchwytem) aby znalazł się najbliżej wyznaczonego punktu centralnego – i co najważniejsze bliżej niż kamień drużyny przeciwnej. Na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Salt Lake City zawody rozgrywane były na pasie lodu o wymiarach 4,75 x 44,50 m a sam kamień ważył 42 funty. W konkurencji tak pań jak i panów uczestniczy 10 drużyn. Początkowo spotkania odbywają się na zasadzie „każdy z każdym” – wyniki z tej rundy służą do wyłonienia par półfinałowych. W meczu uczestniczą dwie drużyny po 4 osoby. Spotkanie składa się z 10 rund – w każdej rundzie zawodnicy każdej z drużyn otrzymują po 2 kamienie (czyli 8 na drużynę). Każdy z zawodników dokonuje pchnięcia kamienia – w trakcie ślizgu koledzy z drużyny pocierają lód specjalnymi szczotkami aby korygować prędkość posuwania się kamienia (co oczywiście wpływa na dokładność gdzie tenże się zatrzyma). Drużyna otrzymuje punkt jeśli jej kamień znalazł się bliżej punktu centralnego niż kamień drużyny przeciwnej (jednakże pod warunkiem, że kamień znajduje się nie dalej od punktu centralnego niż 183 centymetry). O zwycięstwie decyduje oczywiście większa liczba zdobytych punktów.

A po zawodach przegrani zawsze biorą wygranych na piwo. No cóż… w końcu curling stworzyli Szkoci, a nie skauci 🙂

Marek Rudnicki

Harcerzem być… – C.D.

W ostatnim „Przecieku” dane mi było, przeczytać artykuł Tomasza Grodzkiego pod tytułem „Harcerzem być”. Muszę powiedzieć, iż jestem nim mocno zniesmaczony, a nawet zbulwersowany.

Zniesmaczyła mnie nie tyle intencja autora, co sama forma. Przez pojęcie formy rozumiem tutaj publiczne upokorzenie kilku osób, które według mnie stały się kozłami ofiarnymi, antyalkoholowej krucjaty druha komendanta. Dla pełnej jasność pragnę podkreślić, iż nie zamierzam bronić bohaterów owego artykułu. Moim celem jest krytyka metody, która według mnie jest niesprawiedliwa i mocno krzywdząca. Druhu Tomaszu piszesz z głęboką troską o Łukaszu, Sylwii, Maćku, Piotrku, Magdzie, Małgosi, Ani. Piszesz w ostrych słowach o ich haniebnym zachowaniu. O splamionej godności noszonych przez nich mundurów. I o zaufaniu którego nadużyli. Nie zapominasz o obowiązkach, których nie dotrzymali. Obowiązkach wynikających z prawa harcerskiego.

I to wszystko zgadza się jak diabli. Tylko pytam się, do cholery dlaczego podałeś ich imiona. Robiąc to w sposób tak chytrze umiejętny, że każdy kto trochę zna hufiec domyślił się o kogo chodzi. Czy nie zdajesz sobie sprawy, że napiętnowałeś ich w brutalny sposób. Zamiast dać im nauczkę i w ten sposób pomóc. Wyróżniłeś ich, ale na czarno. Tylko co chcesz osiągnąć w ten sposób?

Zgadzam się nagana za występek jest zupełnie słuszną i uzasadnioną formą karą. Tylko nie publicznie.

Śmiesznym mi się zdaje, a właściwie powinienem powiedzieć godnym pożałowania fakt, iż Człowiek o takim autorytecie, stażu pracy z młodzieżą i bogatym doświadczeniu pedagogicznym popełnia taki błąd. Bo tak gwoli sprawiedliwości to czy druh komendant nie nabawił się jakiejś amnenezji. A może po prostu nie chce dostrzec rozległości problemu o którym pisze. Pytam się Tomku, dlaczego do swojej listy błądzących, nie dopisałeś nazwisk z naszego hufca, którzy mieli lub mają kontakt z alkoholem. Obawiam się, iż jedna kartka by nie wystarczyła, aby wszystkich dotkniętych problemem spisać. A może chcesz powiedzieć, że nic na ten temat nie wiesz? Że nie wspomnę o kadrze drugiego turnusu w Przerwankach . To taka moja reminiscencja z ostatniego lata. Uważam za mocno przesadzone twoje tezy o połamanych charakterach. I tę całą rozczulającą gadkę o rynsztoku i Kolskiej. Życzę ci odrobiny realizmu, bo nie słyszałem jeszcze, aby ktoś został alkoholikiem po wypiciu sylwestrowego szampana, czy lampki grzanego wina do obiadu. Jeśli by tak było to wielu z nas spotykałoby się co niedzielę na terapii w kole AA. Nie chciał bym wyjść na cynika, ale cóż ma począć nieszczęsny harcerzyna którego, dajmy na to dotknęła choroba nerek i lekarz zalecił mu picie piwa. No to już dramat! Czy nie bacząc na harcerski kodeks ma pochłonąć butlę życiodajnej cieczy, i z lekkim szumem w głowie rozważać aspekty moralne swojego niecnego występku. A może powinien pogrążając się w pełnej cierpienia ascezie, walcząc z niemiłosiernym bólem spozierać z ukosa na oszronioną butelkę dajmy na to TYSKIEGO i w ten sposób odnosząc zwycięstwo nad własnymi namiętnościami wypełnić zobowiązanie. Ale nie ma co dramatyzować bo na szczęście są to przypadki niezwykle rzadkie, więc możemy śmiało powrócić do meritum sprawy.

Tym co razi mnie najbardziej w tej całej sprawie to upublicznianie faktów, które wymagają rozstrzygnięcia w nieco inny sposób. Nie chcę tu powiedzieć, iż w jakikolwiek sposób hołduje tabu. Wręcz przeciwnie uważam sprawy drażliwe, za najbardziej wskazane do publicznej dyskusji. Nie mniej jednak jestem zdania, iż wyciąganie brudów które plamią wizerunek, całej organizacji nie jest najbardziej trafionym sposobem rozwiązywania niewygodnych problemów. Szczegółowe opisy kto gdzie ile i czego tam wypił na pewno nikogo nie przybliżą do rozwiązania problemu plagi alkoholowej. A jedynie mogą stanowić wyborną pożywkę dla twórców plotek i sensacji. Osobiście bym był za rozwiązywaniem podobnych wykroczeń w cztery oczy. Niewątpliwie ZHP stawia swoim członkom twarde warunki. Szczególnie dotyczy to osób które zajmują lub pretendują do funkcji instruktorskich. Owe funkcje wiążą się z dokonaniem życiowego wyboru. I tu pojawia się odwieczny dylemat, chwila zastanowienia nad tym co w przyszłości może stać się życiową drogą. Wyjścia są tylko dwa. Zostaję instruktorem, i wykazuje się charakterem, lub odchodzę. Ja innej drogi nie widzę. Tylko tego wyboru, każdy powinien dokonać indywidualnie, zgodnie z własnym sumieniem. Najlepiej bez form nacisku stawiających adepta pod osąd publiki. Osobiście nie życzył bym sobie aby moje nazwisko pojawiło się na „gazetowej agorze”. Powyższe stwierdzenia dotyczące dokonywania wyboru w zaciszu własnego sumienia są według mnie odbiciem panującej tendencji do wykruszania się osób nieodpowiednich, czy może raczej nie będących w stanie sprostać wymaganiom prawa harcerskiego. Sam stanąłem przed takim wyborem. I nie ja jeden. Niestety skapitulowałem. Co nie oznacza że moje życie toczy się po równi pochyłej wprost do rynsztoka. No nie wydaje mi się, że nie !? J To tyle co mam do powiedzenia w sprawie rzeczonego artykułu Tomasza G.

Może jeszcze tylko dwie uwagi na koniec. Pierwsza dotyczy błyskotliwej metafory druha komendanta, tzn. tej samochodowej. Bo mi się tak wydaje że druh tak się przejął rolą w tym wyścigu, a nawet nie zauważył kiedy zjechał na lewy pas i pruje pod prąd. Oj, trzeba uważać bo o wypadek nie trudno.

A druga uwaga jest raczej sugestią. Być może dobrze by się stało gdyby hufiec zorganizował co na wzór dyskusji. Dla zdiagnozowania kondycji harcerstwa w naszym mieście, określenia przyczyn słabnięcia popularności idei harcerskiej wśród młodzieży i w końcu dla przedyskutowania roli prawa harcerskiego (najlepiej z uwzględnieniem pozostałych 9 punktów).

Naturalnie wśród tematów dyskusji nie powinno zabraknąć o problemach alkoholowych i narkotykowych.

Karol Woj -Wojciechowski

Harcerzem być… Baśń Sylwestrowa


Za rzekami, za górami,

Tam gdzie magia jest na czasie,

Harry Potter z wiedźminami,

Razem są już w trzeciej klasie.

Harry myszy w szklanki zmienia

A czasami z miotłą lata.

Gerald dostał trzy zlecenia,

Więc wypełnia rolę kata.

Jakiś czas temu los tak zrządził,

Przy udziale wiatru mocy,

Że Pottera z miotły strącił,

Gerald udzielił mu pomocy.

Tak zostali przyjaciółmi.

Po dziś dzień w Rivii żyją.

Tylko czasem coś ich różni,

Gdy humoru się napiją.

W Rivii lato nie ma końca,

Tam wakacje wciąż królują.

Nikt nie gasi nigdy słońca,

Madzy upał produkują.

W raju tylko jedna jest orkiestra

I to zespół raczej słaby,

Więc wybrali się do Polski na Sylwestra

A dokładniej – gdzieś w Bieszczady.

Co tam było, co się działo,

O tym wiedzą tylko oni!

Lecz uchylę trochę śmiało,

Harry mnie do tego skłonił.

Śniegu było tam nie mało,

Mieszkaliśmy w samym lesie.

Lecz tak dużo się nie działo,

Jak legenda pewna niesie !

Poznaliśmy tam ziomali,

Co potrafią patrzeć w chmury.

Oni z nami pośpiewali,

My poszliśmy z nimi w góry.

Na sam szczyt nie dotarliśmy,

Wszak nasz Małysz miał gdzieś lecieć,

Więc czym prędzej wróciliśmy,

Turniej Czterech Skoczni ! Ba! No przecież!

To był cel naszej przygody.

Chyba nas już trochę znacie?!

Fajny klimat, cudne góry, nasz wiek młody

A Wy wszystko przekręcacie.

Ale przejdźmy do tematu.

– Człowiek grzeszny jak wiek wiekiem,

A wy już całemu światu

– Przecież harcerz też człowiekiem !

I nie raz z „zakrętu” się wypada.

„- My wam na drogę wrócić pomożemy…!”

a w Przecieku niżej pada,

Że, na Kolskiej się znajdziemy !

Moi drodzy i kochani!

Ostre słowa ??! Raczej śmieszne!

Nikt z nas nie pił tam wiadrami,

Nie jesteśmy alkoholikami !!!

Tu nie chodzi o ilości ,

Nawet kropla prawo złamie,

Ale boli aż do kości,

Gdyż !ja! tracę zaufanie !!!

Co innego ktoś zastrzegał !!!

Co innego zaś się stało.!!!

Ktoś zapomniał co powiedział ???

Czy też nam się przesłyszało ???

Lecz nie oto chyba chodzi,

(Choć to był błąd – ja przyznaję),

By ktoś za mną lupą wodził,

Ja to w środku przemyślałem !!!

I to jest meritum sprawy

I wygłoszę, choć nie muszę:

„- Zrozumiałem błąd wyprawy”

a Wy! – Patrzcie ludziom w duszę !!!!

Bardzo bolą te apele,

Co w Przecieku drukowane !

Tak mi mówią przyjaciele ?,

Tutaj prawa też złamane.

Lecz to baśń, więc każdy wie:

Koniec musi być szczęśliwy!

Więc czy harcerz chce, czy nie,

Uśmiech musi mieć życzliwy.

A tak szczerze, bez pomówień:

Według sądów komendanta,

W jego słowach wszak coś siedzi.

Lepiej szukajmy policjanta,

Bo trzy czwarte Kolską zwiedzi !!!

Piotr “Zadra” Zadrożny

Prawo jest prawem…

Domagamy się, by prawo zmieniać tak, by lepiej pasowało do zaistniałych okoliczności. No właśnie, a co z naszym prawem ? Prawem Harcerskim rzecz jasna. Wiem, że wiele na ten temat już się przedyskutowało, ale ostatnio na zbiórce mojej drużyny poruszyliśmy temat właśnie zmian.


Nie będę tu pisał o tym, by zmienić prawo całe, czy żeby w ogóle je zmienić. Nie! Tylko chcę zwrócić uwagę na następujący fakt: w naszym życiu coraz bardziej powszechnie są stosowane, a może zażywane, narkotyki. I właśnie chciałbym zwrócić uwagę na to, iż w naszym kochanym prawie nie ma nic na ten temat!!! WRRR! A przecież to istnie tak samo jak alkohol i tytoń, a o tym jest 10 punkt prawa.

Może Wam się nie zdarza, drodzy drużynowi, ale tak na wszelki wypadek. A może już w niektórych przypadkach coś takiego się stało, a prawo jest prawem. Wiem że drużynowy sobie poradzi – nagana, wyrzucenie ze zbiórki, zawieszenie, to są metody, ale w prawie nic o tym nie ma. Ludzie się zmieniają, pomysły też są ciągle nowe to niech i prawo do tego też się dostosowuje, by zapobiegać takim czy innym przypadkom. Dziwię się że o tym nie pomyśleli, gdzieś wyżej na jakiś zjazdach chorągwi, czy też gdzieś tam na samej górze, gdzie można to zmienić.

Wojciech Gąsiewski

Drużynowy 44 D.H.

Ty, ale o co chodzi?

Ostatni numer „Przecieku”, był numerem jubileuszowym. Rok istnienia może wydawać się stosunkowo krótkim okresem życia dla gazety. Nie mniej jednak jak na gazetkę hufcową, to według mnie znakomity sukces. Ale jeden rok to nie wszystko.
Trudno nie docenić walorów techniczno – jakościowych tego periodyku. Prowadzonego przez redakcję składającą się wyłącznie z amatorów i pasjonatów dziennikarskiego rzemiosła. Rzemiosła trudnego i wymagającego sporego zaangażowania. Wykonywanego zupełnie za friko. Za zwykłe dziękuję. Nie mówiąc o warunkach lokalowych (redakcja nie posiada siedziby), do tego dochodzą problem z papierem i farbą. Problem dotyczy także starego, wysłużonego powielacza, który uległ awarii. A wiadomo jak w dzisiejszych czasach trudno o części zamienne. Naturalnie zapomniałem na śmierć dodać do cholernych przeciwności losu, wszechobecną cenzurę, ale o tym lepiej szaa…Więc jeszcze raz gromkie sto lat, abyście wytrwali w służbie prawdy. To taki pean pochwalny na wejście. Drobny wyraz wdzięczności za 365 dni rzetelnej informacji.

Kiedy reaktywowana została otwocka HSI, zrodziła się potrzeba zaistnienia pisma. Pisma będącego czymś na kształt biuletynu, w którym każdy harcerz mógł znaleźć informacje związane z życiem hufca bądź innych drużyn. Takie było założenie. Myślę że konsekwentnie zrealizowane. Wypełniające swoją misję w stu procentach.

Cóż… Czas nieubłaganie płynie, a wraz z nim wszystko się zmienia. I nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż jednym znakiem naszych czasów jest powszechna ekspansja mediów. Zewsząd zalewani jesteśmy tysiącami, setkami tysięcy informacji, słów, znaczeń, cyfr. Taka to już rzeczywistość. Wymóg dzisiejszego świata to parcie do przodu bez zatrzymania, bez wytchnienia i wreszcie bez zastanowienia. Jesteśmy jak maszynki do mięsa tylko bez sitek. Przez nasze umysły przepływa ta cała mięsna masa informacji nie natrafiając na żaden opór. Zwyczajnie wpada i wypada.

To znaczy chcę powiedzieć, iż w tym obłędnym wirze zatracamy niezbędną umiejętność krytycznego myślenia. Zatracamy, bo myślenie wymaga czasu koncentracji zastanowienia, a to rodzi potrzebę zwolnienia tempa, małej pauzy, przewartościowania pewnych faktów. Co ni mniej ni więcej, można by streścić zapożyczeniem z tekstu Kazika Staszewskiego „odmózgowienie na TVN-nie… i tylko myśleć nie waż się”.

I właśnie dlatego powstaje odważny w swej formie i założeniach, projekt o nazwie „FKŁADKA HIGIENICZNA”. Powstaje w ramach „Przecieku” jako niezbędna siła opiniotwórcza. Która według naszych mniemań niezbędna jest nam wszystkim jak świeże powietrze. Cele które sobie stawiamy, to przede wszystkim weryfikacja faktów i rzeczywistości do formy tekstu A4. Właśnie prasa jako forma najbliższa nam ideowo, ma stać się dla nas swoistym poligonem ekspresji i wewnętrznych przemyśleń. Naturalnie nasze poglądy i opinie, stanowić mają jedynie propozycje, tudzież drobną prowokację. Dla zachęcenia was do uprawiania czegoś, co my nazywamy higieną umysłu. Mamy nadzieję, iż systematyczna praktyka rzeczonej higieny, pozwoli uchronić nas przed spadkiem do poziomu intelektualnych gupików.

Na zakończenie posłużę się frazą pewnego nigeryjskiego pisarza, którego nazwiska nie pamiętam : „wszystkie granice przebiegają w ludzkich umysłach”.

I chyba coś w tym jest.

Tomasz Woj Wojciechowski

GRAFFITI. Sztuka, czy wandalizm?

Miasta w całej Polsce, ale również za granicą, zarówno w Europie jak i w Stanach Zjednoczonych, są tak samo zamalowane od dołu kolorowymi zygzakami, napisami, rysunkami. Cokoły pomników, przyziemia domów, przejścia podziemne, kioski, budki telefoniczne, pojemniki na śmiecie, ściany muzeów i kościołów, szalety miejskie, pociągi – wszystko to pokrywa coraz gęściej plątanina linii, liter, znaków, figur – wykonanych zwykle farbą w sprayu lub grubym flamastrem, czasem przy użyciu szablonu.


Graffiti to zjawisko międzynarodowe. Do kultury europejskiej wprowadził „graffiti” ponad czterdzieści lat temu głośny francuski malarz i rzeźbiarz Jean Dubuffet. Drwił on z dotychczasowej tradycji artystycznej, dzieł oglądanych w muzeach, ze „sztuki kulturalnej”. Dostrzegł za to walory estetyczne „bazgrołów” na murach i płotach (wydał pierwszy album z ich reprodukcjami). W Polsce graffiti pojawia się na dobre w naszych miastach pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku jako wynik przemian ustrojowych, gospodarczych, społecznych. Choć bez wątpienia pojawiało się wiele wcześniej. Mam tu na myśli choćby napisy na murach z czasów II wojny światowej (np.: „Polska Walcząca” czy „Tylko świnie siedzą w kinie”). Były to napisy, które wyrażały bunt, niezadowolenie, sprzeciw. Miały również jednoczyć społeczeństwo przeciwko okupantowi. Miały łączyć ludzi, dawały nadzieję na wolność, ośmieszały agresora. Zastanawiam się jednak, czym jest graffiti dzisiaj, jaką spełnia funkcję w życiu młodych ludzi z początku XXI wieku. Jest to bez wątpienia forma wypowiedzi nowego pokolenia, a przynajmniej tej jego części, która inaczej wypowiedzieć się nie umie. Co chcą przekazać w taki sposób młodzi ludzie, o czym mówią? Obserwując nasze miasta podzieliłabym graffiti (i przez to ich twórców) na trzy grupy:

1. „Graffiti wulgarne” – to pisane prostą, najczęściej jednokolorową kreską przekleństwa, wyzwiska, rysunki genitaliów, akty seksualne. Do tej grupy zaliczyłabym też napisy wykonane przez kibiców piłkarskich (np.: „LEGIA PANY”) czy skinheadów (np.: „SKINHEAD’S ZONE”) oznaczających „swój teren” lub wyrażających niechęć do innych grup subkulturowych czy narodowościowych. Ten rodzaj graffiti to najczęściej owoc jednorazowego, przypadkowego kontaktu z puszką farby.

2. „Graffiti zaangażowane” – to napisy czy rysunki wykonywane przez osoby zaangażowane w jakieś działanie społeczne, ekologiczne, partyjne. Tu często wykorzystuje się szablony. Podam tu przykład kilku napisów, które zauważyłam na Nowym Świecie w Warszawie: „ŻADEN CZŁOWIEK NIE JEST NIELEGALNY”, „ ANOREKSJA – NOWY TREND W MODZIE”, „ODMÓW SŁUŻBY W WOJSKU”, „***** ARMY”. Trzeba przyznać, że przeciwnicy służby wojskowej są wyjątkowo aktywni jeśli chodzi o ozdabianie murów naszych miast. Przedstawicielami tej grupy są najczęściej osoby dwudziesto- (i więcej) letnie, należące już do różnych organizacji, ruchów politycznych, ekologicznych.

3. „Graffiti artystyczne” – to duże kolorowe napisy czy rysunki widniejące najczęściej na pociągach lub w przejściach podziemnych. I trzeba tu przyznać, że przynajmniej niektóre z tych prac są rzeczywiście ładne a ich autorzy bez wątpienia mają talent plastyczny. Osoby, które zaczynają „sprayować” na pociągach to zazwyczaj 16-, 17-, 18-latkowie. Często po dwóch, trzech latach mija im zafascynowanie tą działalnością. Bo to przecież i drogie, i niebezpieczne hobby. Ale czasami wciągają się na dobre. Muszę przyznać, że próba oceny graffiti jest dla mnie trudna. Nie jest mi łatwo jednoznacznie wypowiedzieć się na ten temat. Nie mam oczywiście żadnej trudności w dokonaniu oceny pierwszej grupy, którą nazwałam „graffiti wulgarnym”. Te bezmyślne, prymitywne, głupie, nieestetyczne napisy i rysunki to po prostu wandalizm. Te wątpliwej urody dzieła szpecą nasze ulice, nic poza tym nie wnosząc. Ten rodzaj graffiti po prostu mnie irytuje. Nie można powiedzieć, żeby nasza stolica należała do miast najpiękniejszych, a jeszcze do tego te napisy. Gdzie nie spojrzymy bazgroły – przekleństwa, przejawy nietolerancji, durne hasła. Nie mam rzeczywiście kłopotu, żeby ustosunkować się do tego rodzaju działalności. Jestem zdecydowanie „przeciw”.

Moje rozterki zaczynają się, gdy mam oceniać dwa następne rodzaje graffiti – „zaangażowane” i „artystyczne”. „Graffiti zaangażowane” przekazuje jakieś treści, ważne, mądre, poruszające. Często są to bardzo inteligentnie skonstruowane i dowcipne hasła, które mówią o czymś rzeczywiście ważnym: o ekologii, o prawach człowieka, o poglądach politycznych, stosunku do służby wojskowej. Muszę przyznać, że pałam wyjątkowo dużym sentymentem do tego rodzaju ekspresji. Z dużym zainteresowaniem oglądam szablony w Warszawie i innych miastach Polski. „Graffiti zaangażowane” ma jednak jedną wadę – jak każdy z trzech wyżej wymienionych rodzajów, jest umieszczany na murach, płotach, budynkach. I jeśli nie mam nic przeciw „sprayowaniu” na starych, szarych, brzydkich i rozwalających się obiektach, czy np. na chodnikach, tak nie zgadzam się na malowanie kościołów, pomników, zabytków czy prywatnych domów. Podobnie wygląda sprawa w przypadku „graffiti artystycznego”. Doceniam talent artystyczny twórców, podziwiam piękne dzieła (jeśli tylko są piękne), ale potępiam jednocześnie dewastowanie zabytków czy czyjejś własności. Uważam, że każdy człowiek, młody i stary, ma prawo do ekspresji, do artystycznej wypowiedzi, ale na pewno nie kosztem innej osoby, czyjejś pracy czy własności. Jednak to nie koniec moich dylematów na temat graffiti. Nie będę prawdopodobnie bardzo konsekwentna, jeśli napiszę, że podobają mi się pomalowane pociągi. Mieszkam w małej miejscowości pod Warszawą i przez kilka ostatnich lat jeździłam do szkoły pociągiem. Z przykrością stwierdzam, że nasze pociągi są brudne i brzydkie, a tzw. „wrzuty” mogą być tylko ozdobą. Szczególnie, że niektóre z nich są rzeczywiście małymi „dziełkami sztuki”. Dzięki nim nasze pociągi są kolorowe, czasem zabawne, a czasem też po prostu ładne. Myślę, że należy się też zastanowić, po co młodzi ludzie malują pociągi, bo przecież nie tylko dla ich ozdoby. Wydaje mi się, że chodzi tu o swoisty bunt przeciwko dorosłym, o robienie czegoś nielegalnie, w tajemnicy. „Sprayując” nie robią przecież nikomu krzywdy, ale są już na granicy prawa, robią coś zakazanego – w nocy, po cichu. To na pewno bardzo zachęca młodych ludzi, mogą się zbuntować, odciąć od świata dorosłych.

Jak widać nie jest mi łatwo jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule pracy. Chyba mi się to w ogóle nie uda. Wiem, że graffiti może być sztuką, ale wiem też, że może być wandalizmem, niszczeniem czegoś. Jest oczywistym, że na to nie mogę patrzeć z aprobatą, nie pochwalam tego. Ale jak odróżnić, czy jakiś malunek jest sztuką, czy jest już wandalizmem, kiedy zasługuje na uwagę a kiedy na usunięcie, zamalowanie. Nie ma na te pytania jednej odpowiedzi. Pewnie każdy z nas będzie miał swoje kryterium, bo każdy z nas ma swoje poczucie estetyki, różne rzeczy są dla nas piękne, ważne. Wydaje mi się jednak, że większość ludzi zgodzi się ze mną, że bez względu na walory artystyczne jakiegokolwiek dzieła, nie może ono niszczyć czegoś innego, czy to czyjejś własności, zabytków, miejsc kultu, w ogóle nic. A pociągi i przejścia podziemne? No cóż… im już niewiele może zaszkodzić. Czy sama zaangażowałabym się w taką działalność?

Nie, ponieważ … nie potrafię malować. Ale gdybym miała jakieś plastyczne zdolności, nie wykluczone, że pomalowałabym jakiś brzydki, brudny pociąg z powybijanymi szybami.

Monika Siwak