Kaktusińska i WOŚP

ZASTRZEŻENIE: WSZYSTKIE PRZYGODY KAKTUSIŃSKIEJ – Z ZWŁASZCZA TĄ – NALEŻY CZYTAĆ Z PRZYMRUŻENIEM OKA. SĄ ONE SYSSANE Z REDAKCYJENGO PALCA. CHOCIAŻ CZASAMI ODNOSZĄ SIĘ DO ZDARZEŃ, KTÓRE MIAŁY MIEJSCE…


Kiedy Kaktusińską poproszono o pomoc w liczeniu pieniędzy w sztabie WOŚP, zgodziła się niechętnie. Powodem nie było bynajmniej lenistwo. Nasza bohaterka po prostu cierpiała na dosyć pospolitą przypadłość, jaką jest uczulenie na nie swoje pieniądze.

Do szału doprowadzała ją świadomość, że tysiąc złotych, które trzyma w ręku nie jest jej i chwilowo szanse na uzyskanie takiej gotówki są mniej niż żadne. A taki ładny sweterek w Reserved widziała… Na dodatek – pieniądze często są brudne, w sensie fizycznym czego skutek był taki, że rok temu, dwa i trzy lata temu od tego liczenia wyskoczyły jej na dłoniach jakieś podejrzane krostki.

Jednak ogólnie rzecz biorąc, lubiła tę fuchę i teraz też była niezwykle zadowolona, że może sobie siedzieć w tej sali z innymi ludźmi i pomagać robić coś dobrego. To w sumie nic takiego, że jutro ma kolokwium z matematyki, przecież nie marnuje czasu. Humor poprawił się jej do tego stopnia, że zaczęła się czuć prawie tak, jak przed świętami. To znaczy tak, jak powinna się czuć przed świętami. Warto tu dodać, że tegoroczne Boże Narodzenie było dla Kaktusińskiej dosyć ponure. Początkowo sądziła, że może udział w mszy ze Światełkiem Betlejemskim trochę ją wprowadzi w nastrój świąt i prawie by się udało, gdyby tylko Ryszard nie postanowił uświetnić uroczystości obecnością swoją i jakiejś nowej raszpli. No a potem na Wigilii Instruktorskiej wszyscy się pytali o tego drania.

– …sto dwadzieścia cztery, sto dwadzieścia dwa… – liczyła na głos, żeby się nie pomylić
– Kaktusińska! Jak już jesteś w nastroju do myślenia o pieniądzach, to może powiesza mi, kiedy zapłacisz składki za drużynę?! – wydarł się kwatermistrz, który właśnie wszedł
– PRZEZ CIEBIE SIĘ POMYLIŁAM!!! Jakbyś zapomniał, to rozliczyliśmy się przed świętami– odryknęła i zaczęła od początku liczyć dwuzłotówki.. Znudzony wolontariusz pokręcil z politowaniem głową – Kaktusińska pomyliła się już drugi raz: przed chwila komendant pytał ją o ankietę spisową.

Kwatermistrz zrezygnował z dręczenia Kaktusińskiej i poszedł podenerwować kogoś innego. Nagle drzwi otworzyły się z impetem i wpadł roztrzęsiony wolontariusz
– Ukradli mi puszkę!! – wrzasnął od progu. Ponieważ był to, niestety, nie pierwszy taki przypadek, wszyscy dobrze wiedzieli, co robić – policja, protokół, ewentualnie wizja lokalna, może coś uda się wskórać.

Jednak nie był to jeszcze koniec atrakcji. Kilkanaście minut później przybył do sztabu nie kto inny, jak sam Marian Uczepiński, który przyszedł złożyć zażalenie na jednego z wolontariuszy, który odmówił wydania serduszka, twierdząc, że zabrakło. Nie spodobało się to Marianowi, który doszedł do wniosku że za wrzucone do puszki 52 grosze coś mu się należy. Już otwierał usta, żeby wylać swe żale lecz jak tylko wspomniał o serduszkach – jakaś pyskata dziewucha nalepiła mu czerwoną naklejkę na kurtce a barczysty pan ochroniarz profesjonalnie zaprowadził go do drzwi.
– Hm… całkiem niezły ten ochroniarz. – zadumała się Kaktusińska. Miała pecha, bo spostrzegawczy pracownik HSI natychmiast to zauważył i natychmiast zwerbalizował swoje spostrzeżenia, więc nasza bohaterka kontynuował liczenie pieniędzy z ogniście czerwonymi uszami, ochroniarz ciągle się na nią gapił a wszyscy mieli z tego niesamowitą radochę.

Wesoła atmosfera została przerwana przez przyjście kolejnego wolontariusza, który miał do opowiedzenia ciekawą historyjkę: najpierw napadło go kilku młodzieńców w dresach i odebrało puszkę (darmo jej nie oddał, czego dowodem było okazałe limo w pięknym odcieniu fioletu). Dresiarze uciekli ale nagle podjechało do nich czarne BMW, z którego wysiadło czterech innych dresiarzy ale z jakiegoś innego gatunku, jakby większych… Wolontariusz obserwował scenę zza krzaka i dokładnie widział, że dresiarze z BMW przechwycili puszkę. Nie chciał wiedzieć, co było dalej, bo mogło się okazać, że ci pierwsi będą chcieli odbić na nim, swój żal z powodu utraty zdobyczy.

Wszyscy zaczęli się zastanawiać, o co tu chodzi a w głowie Kaktusińskiej powstało pewne wariackie przypuszczenie. Wszelkie spekulacje ucięło pojawienie się Ryszarda, Przecinaka, Ostrego i Szczękonośnego. Wszyscy dżentelmeni nieśli naręcza puszek, które zrabowali tym, którzy wcześniej zrabowali je wolontariuszom. Ponadto Ryszard dzierżył bukiet dwunastu pąsowo czerwonych róż. Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie – towarzysze Ryszarda oddali puszki w ręce kasjerów a sam Ryszard przypadł do Kaktusińskiej, wręczył róże, wyraził skruchę i poprosił o jeszcze jedną szansę. Tym sposobem ich związek zawiązał się nowo z błogosławieństwem Komendy Hufca a Ryszard został bohaterem.

– [dryń! dryń! dryń!] – zadzwonił budzik Kaktusińskiej w poniedziałek rano.
– … Tak, Rysiu, ja też cię kocham… – wymamrotał Kaktusińska, budząc się.
– [melodyjka z Janosika] – zadzwonił telefon – Kaktusińska! Kiedy zapłacisz składki? Wiesz, że ankiety spisowe miałaś oddać przed końcem 2003?! – wywrzeszczał komendant…

***

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, wielu pozytywów i niewielu koszmarnych przebudzeń po cudownym śnie życzą:
Kaktusińska i jej przyjaciółka – Ola Kasperska

P.S. Wszystkich sympatyków Kaktusińskiej i gangsterskiej sensacji zachęcam do przeczytania książki Katarzyny Pisarzewskiej „Halo, Wikta!”