…letnia zadyma w środku zimy…

… rozentuzjazmowany tłum… flagi… transparenty… Jurek, starający się przekrzyczeć „Całą Górę Barwinków”… bębny… saksofon.. masa ludzi tańczących i szalejących w rytm muzyki…. przewijające się czerwone koszulki „Pokojowego Patrolu”…

– taki właśnie obrazek był widoczny dla wszystkich oglądających relacje z XII Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w studiu TVP. Wszyscy się bawią, machają flagami, plakatami, śpiewają, krzyczą, pozdrawiają całą Polskę i Jurek, którego głos przebija się przez ten cały wesoły rozgardiasz. Pozornie spontaniczna impreza, w rzeczywistości jednak zaplanowana do niemalże najdrobniejszego szczegółu.
Jak to jednak wyglądało z drugiej strony kamery?…Niby Jurek ten sam, ludzie też się przecież nie zmieniali, scenografia, zespoły, plakaty, transparenty – bez zmian. Jednak, gdy tylko operator krzyczał: „Koniec wejścia!” (na antenę – przyp.) entuzjazm zgromadzonych nieco malał.

/Piszę to oczywiście z punktu widzenia Patrolowców, których głównym zadaniem było m.in. pilnowanie, przygotowywanie kolejnych wejść, dekoracji, sprzątanie oraz wyprowadzanie i wprowadzanie ludzi do studia. Ja miałam co prawda nieco bardziej odpowiedzialne zajęcie, ale to nie jest takie istotne J /

Autorka w czasie Finału w studiu TV
Tak więc po ostatnich dźwiękach rejestrowanych przez kamery, studio zaczęło pustoszeć… pojawiała się ekipa z miotłami, szuflami i mopami… Patrol bezlitośnie wypraszał ludzi, biegł lokować się na korytarzach i schodach wskazując ludziom kierunek wyjść… Jurek krzyczał o herbatę… I tylko zespoły grały dalej, zarażając wszystkich pozytywną energią… (…)„Wystarczy odrobina nadziei pozytywne myślenie wszystko odmieni…” (…)

Do następnego wejścia aż 15 minut… Patrolowcy mają chwilę żeby odpocząć i zmienić warty, Jurek, żeby odetchnąć, napić się czegoś, okrzyczeć nas, że „stoimy jak koły!!!!”, przeczytać dalszą część scenariusza, uzgodnić ostatnie sprawy z operatorami…. iiii… kolejne wejście… tym razem do „Panoramy”.

3…2…1…”Wejście!”…I znowu szaleńcza zabawa… W tle „Ratatam”… Jurek biegający od punktu z aukcjami internetowymi do sceny, pod którą właśnie odbywa się pokaz ratownictwa w wykonaniu medycznej ekipy „Pokojowych”… Wrak samochodu…stłuczone szkło… w środku troje poszkodowanych…. w tym małe dziecko… krzyki.. płacz… sygnał nadjeżdżającej karetki.. I do studia wjeżdża na pełnym sygnale ambulans… Patrol udziela fachowej pomocy…apteczki… szyny… bandaże.. nosze… ranni trafiają do auta i karetka odjeżdza…. krótkie podsumowanie ze strony Rratowników PCK, a Jurek już biegnie dalej, bo właśnie przyjechał Robert Korzeniowski, a w rogu studia czeka ekipa GOPR-owców chcących podziękować za kupiony sprzęt.. Za moment zjawią się jeszcze goście – lekarze z Kanady i Stanów.

Wszystko razem trwa jakieś 30 minut… potem znów zbawienne: „Koniec wejścia!”, moment na złapanie oddechu, kolejnego Redbull’a, oczyszczenie studia…
I za parę chwil ponownie.. „3…2…1…”…

* * *

W czym tkwi fenomen tej akcji? Co powoduje, że taka masa ludzi chce brać w tym udział?… W tym roku zgłosili się Polacy z najróżniejszych stron świata… Egipt… USA… Anglia… Grecja…- to tylko niektóre z nich… Finał zorganizowali również u siebie polscy żołnierze stacjonujący w Iraku ( a inicjatywa wyszła od nich).

Jest to coś fantastycznego, że nam to wychodzi. I niebywałego, że tę akcję przeprowadzają Polacy i nie spotka się jej u nikogo innego. Wreszcie coś, co nam wychodzi.. 😉 Wszędzie widać radosne twarze, które opanowują ulice…(co to też nie jest u nas codziennością). Pełno roześmianych dzieci, porozpinanych mimo mrozu, w pomarzniętych rękach trzymających puszki. I wielkie dzięki im za to. Ludzie wychodzą na mróz, żeby wrzucić parę groszy, uśmiechają się, biją rekord w patrzeniu na świat przez różowe okulary w całej Polsce puszczają „światełko do nieba” w stronę dobrych aniołów. Wreszcie nie marudzą, nie narzekają. Szkoda tylko, że taki dzień jest tylko raz w roku. I tak się zastanawiam do czego go porównać. Klimatem, atmosferą, nastawieniem ludzi, ogólnym zaangażowaniem…? chyba nie da się do niczego… Ta akcja jest po prostu jedyna w swoim rodzaju. Bo nie chodzi w niej tylko o ratowanie życia. Dzięki sposobowi w jaki jest prowadzona, całkowicie zakręconej, rock’n’rollowej atmosferze pozytywnie nastraja ludzi, uczy dzieci pomagać innym. W jakieś gazecie czytałam, że można ją nazwać „lekcją wychowania obywatelskiego”. I wszyscy mają w tym swój udział. Wszyscy razem to robimy.

Miejcie świadomość, że macie swój wkład w powodzeniu tego niezwykłego przedsięwzięcia i, że na sukces grania Orkiestry złożyli się absolutnie wszyscy. I Jurek, dzięki któremu się to wszystko zaczęło, i 7-letni chłopiec chodzący z puszką razem z tatą. Każdemu kto chociaż trochę pomógł, przyłożył rękę do organizacji, przygotowań Finału, swoje życie i zdrowie zawdzięcza kilkaset, a może i kilka tysięcy noworodków i małych dzieci.

„… żeby w tym narodzie dzień uśmiechu był nie tylko ten jeden dzień …”

Ania Michałowska