45 lat Nieprzetartego Szlaku

19 – 21 2003 r. września odbył się Ogólnopolski Zlot Instruktorów Nieprzetartego Szlaku w Warszawie. Impreza została zorganizowana przez Wydział Programowy Głównej Kwatery ZHP, w którym pracuje zespół Nieprzetartego Szlaku. Celem zlotu było spotkanie instruktorów połączonych wspólną ideą wspierania rozwoju dzieci i młodzieży niepełnosprawnej zrzeszonej w ZHP oraz podsumowanie aktualnej sytuacji ruchu.
Pod skrzydłami Andrzeja Małkowskiego

Nieprzetarty Szlak powstał u zarania historii ZHP. Jego organizatorem był Andrzej Małkowski w 1911 r. działający w ruchu skautowym we Lwowie, gdzie zaczęły już funkcjonować drużyny skautowe: tzw. Polskie Drużyny Skautowe. Małkowski zaobserwował, że ten ruch szalenie absorbuje i zachwyca młodzież, która zawsze dąży do życia w grupie i jakiegoś zorganizowanego działania.


Małkowski przeniósł te spostrzeżenia dotyczące reakcji młodzieży na grupę dzieci najuboższych. We Lwowie i w narzeczu lwowsko-ukraińsko-rosyjskim o takich dzieciach mówiło się ,,batiary”, czyli dzieci wychowane na ulicy, bezdomne i zaniedbane przez rodziny. Najbiedniejsze dzieci zarabiały na życie sprzedawaniem gazet. Dlatego upowszechnił się sąd, że sprzedawca gazet pochodzi z najbardziej zaniedbanych środowisk.
Właśnie te bezdomne dzieci Andrzej Małkowski zorganizował w drużynę skautową w Polsce. Okazała się ona wielkim dobrem dla tych dzieci, które chłonęły ideę harcerską i zawsze były obecne w otoczeniu Małkowskiego.


Harcerstwo wychowuje młodzież do służby

Początki tego młodzieżowego ruchu były trudne. W Polsce idea wychowania poprzez skauting była związana z ideą niepodległości. Harcerstwo polskie, zdefiniowane przez Małkowskiego, to skauting + niepodległość. Polska była wtedy pod zaborami. Dlatego naczelną sferę wychowania młodzieży stanowiło przygotowanie do walki o niepodległość.


Natomiast reakcja władz, które się wtedy konstytuowały we Lwowie, na działalność Małkowskiego była bardzo negatywna. Uważano, że transponowanie tak szczytnych idei na grunt dzieci bezdomnych, niewychowanych, małych złodziejaszków i gazeciarzy jest deprecjacją tych idei.


Na uroczystości 1 Maja zawsze zapraszano ZHP. Podczas jednej z nich zaproponowano, aby w ramach przemarszu harcerstwa przez miasto i defilady przed trybunami wzięła udział także niewielka grupa dzieci niepełnosprawnych. Jednak władze się nie zgodziły, uznając, że to niedopuszczalne, aby upośledzone dzieci defilowały przed nimi w tak ważnym momencie historycznym.



Maria Łyczko w służbie dzieciom niepełnosprawnym

Ciekawa historia zdarzyła się w 1958 r., kiedy to w Rabce powstał kurs dla wychowawców sanatoriów i szpitali. Był to kurs organizowany przez Ministerstwo Zdrowia. Jego organizatorzy wiedzieli, że wychowawcza rola harcerstwa doskonale sprawdza się wśród młodzieży w szkołach. Doszli zatem do wniosku, że można by transponować tę metodę harcerską (już wtedy określaną jako wychowawcza metoda harcerska) na grunt dzieci nieuleczalnie chorych, przebywających w szpitalach i sanatoriach.
W ruchu brakowało jednak czegoś ożywczego. I wtedy poproszono właśnie dh. Marię Łyczko harcmistrzynię z komendy chorągwi krakowskiej o zorganizowanie tego kursu. Na kurs przyjechało ponad 50 osób delegowanych przez różne ośrodki szpitalno-wychowawcze. Kurs był przewidziany przez Ministerstwo na 2 tygodnie. Jednak trwał dłużej i to na prośbę uczestników. Jest to niewątpliwie zasługa dh. Łyczko, która niesłychanie promieniowała pewnym spokojem i przekonaniem o wartości tej idei przekazywania dzieciom niepełnosprawnym iskierki życia i radości. Dh. Łyczko potrafiła ją przekazać nie tylko bezpośrednio dzieciom, lecz także ludziom, którzy pracowali z tymi dziećmi.


Tajniki nazwy ruchu

W czasie tych kursów odbywały się nocne wędrówki na górę Luboń, która zarysowuje się na horyzoncie Rabki. Organizowano wtedy nocny bieg na tę górę. Patrole musiały zdobyć ten szczyt w nocy, nie znając drogi i zagotować sobie po drodze posiłek w śniegu (bo kursy odbywały się w listopadzie).


Podczas podsumowania takiego biegu w schronisku na Luboniu zastanawiano się nad tym, jak nazwać ruch, który tu właśnie znalazł swój początek. Zrozumiano, że praca z dziećmi niepełnosprawnymi jest przecieraniem szlaku tych dzieci do zdrowia i życia w społeczeństwie. Częsty kontakt z ludźmi przeciera tym dzieciom szlak, którym one już dalej same pójdą i wrócą do społeczeństwa. I tak powstała nazwa Nieprzetartego Szlaku.


Po 1958 roku Nieprzetarty Szlak rozwijał się żywiołowo. We wszystkich ośrodkach szkolno–wychowawczych i szkołach specjalnych ruch obejmował dzieci niewidome i niedowidzące, głuche i niedosłyszące, dzieci upośledzone. W tym czasie powstało bardzo dużo placówek dla chorych dzieci: m.in. olbrzymi ośrodek ,,Przedwiośnie” w Zalesiu i ośrodek w Helenowie dla dzieci z upośledzeniem kręgosłupa.


W obliczu kryzysu

19 – 21 2003 r. września ruch obchodził uroczystości 45-lecia w Warszawie. Podsumowanie dotychczasowej działalności było dla instruktorów Nieprzetartego Szlaku trochę smutne, bo po okresie olbrzymiego rozwoju ruchu (po 1958 r.), kiedy w samej Rabce było ok. 50 drużyn harcerskich, w każdym szpitalu i sanatorium istniała drużyna harcerska, obecnie jest absolutny regres.


Przyczyna tego kryzysu jest po stronie Ministerstwa Sprawiedliwości, które miało pod opieką ośrodki prewencyjne i domy poprawcze (ośrodki szkolno-wychowawcze dla dzieci trudnych, dzieci z patologicznych rodzin). O kryzysie przesądził także brak dofinansowania działalności Nieprzetartego Szlaku. Kursy dh. Łyczko odbywały się w Rabce 2 razy w roku: ok. 100 osób rocznie przygotowywały do pracy z dziećmi upośledzonymi, ale były zbyt drogie. Dlatego po wielkim rozkwicie Nieprzetartego Szlaku, trwającym od 1958r. do lat 80., potem nastąpił regres. Ten kryzys jeszcze jest niestety widoczny, ale już przebijają się przez niego pewne symptomy powrotu do rozwoju.
Zresztą Nieprzetarty Szlak zawsze miał zdolności regeneracyjne. Po przemianach ustrojowych, kiedy nastąpiło w ogóle załamanie ruchu harcerskiego w całej Polsce, tylko Nieprzetarty Szlak przetrwał w cudowny sposób. Potem nagle rozkwitły drużyny Nieprzetartego Szlaku. One jedne się ostały, bo nie brały udziału w przemianach politycznych. Nieprzetarty Szlak zawsze istniał na marginesie życia politycznego, mając swój jedyny cel: służbę dzieciom niepełnosprawnym i poszkodowanym przez los albo przez ludzi.



Obchody uroczystości w Warszawie

Impreza trwała 3 dni. W oficjalnych uroczystościach wzięli udział m.in.: dh. Maria Łyczko twórca i organizator Nieprzetartego Szlaku oraz harcmistrz Wiesław Maślanka naczelnik ZHP. Na spotkanie przybyła także reprezentacja Urzędu Rady Ministrów, kancelarii Prezydenta, Ministerstwa Sprawiedliwości i Ministerstwa Edukacji Narodowej.


Zlot 45 lecia NS

Piątek 19 września 2003. Na Zamku Królewskim odbyło się uroczyste rozpoczęcie zlotu, połączone z wręczeniem odznaczeń zasłużonym instruktorom Nieprzetartego Szlaku. Później zaplanowano wizytę na Powązkach, gdzie złożono wieńce na grobie Marii Grzegorzewskiej twórczyni ruchu na rzecz niepełnosprawnych (twórczyni pedagogiki specjalnej, czyli ruchu na rzecz metody kontaktu i kształcenia dzieci upośledzonych). Następnie zebrani udali się do teatru ROMA na wodewil: młodzieżowy musical z czasów Elvisa Presleya.


Sobota, 20 września 2003 r. W tym dniu zaplanowano wyjazd do Wilanowa zwiedzanie Pałacu i ogrodów, które należą dziś do rzędu najcenniejszych i najbardziej popularnych pomników polskiej kultury artystycznej. Następnie odbył się przejazd na Stare Miasto i ponownie na Powązki, gdzie złożono kwiaty tym razem na grobach Aleksandra Kamińskiego, Stefana Mirowskiego i Stanisława Broniewskiego ,,Orszy”. Wieczorem instruktorzy spotkali się w kręgu przy ognisku w leśnym ranczo między Białobrzegami a Rynią. Były gry, zabawy, tańce, śpiewy i olbrzymi tort. Dh. Łyczko opowiedziała gawędę o historii i aktualnej sytuacji Nieprzetartego Szlaku. Podsumowaniem dnia było przemówienie dh. Teresy Hernik, która podziękowała wszystkim zebranym za to, że ofiarowali kilkadziesiąt lat swojego życia dzieciom niepełnosprawnym, nie traktując tego jako ofiary.


Niedziela, 21 września 2003 r. Na zakończenie obchodów uroczystości odbyła się msza św. w kościele św. Marcina na Starym Mieście, gdzie jest wmurowana tablica poświęcona pamięci harcerek. Msza św. była odprawiana przez naczelnego kapelana Jana Ujmę w asyście harcerzy w mundurach. Po mszy na dziedzińcu u sióstr franciszkanek odbyło się spotkanie w pożegnalnym kręgu.


To było prawdziwe święto harcerstwa. Pokazano, że taki ruch istnieje i że jest bardzo ważny, że obok wszystkich fundacji, które działają na rzecz dzieci niepełnosprawnych, harcerstwo ma swoją rolę i tę rolę realizuje.


dh. Monika Piwek

(konsultacja merytoryczna dh. Ludomira Ryll harcmistrz, instruktor Nieprzetartego Szlaku)

Jan Paweł II – Co to znaczy „czuwam”?

Zdjęcie ze strony PAP.plW godzinie Apelu Jasnogórskiego staję, o Matko, przed Twoim umiłowanym wizerunkiem, ażeby Cię powitać.
Witam Cię jako pielgrzym ze stolicy świętego Piotra w Rzymie, a zarazem syn tej ziemi, pośród której od sześciuset lat jesteś obecna w Twoim Jasnogórskim Wizerunku.

Przybywałem tutaj często wołaniem serca, w każdą środę przemawiałem do Ciebie wobec uczestników audiencji generalnych na placu Świętego Piotra. Przeżywałem jubileusz sześćsetlecia wraz z wszystkimi Twoimi czcicielami, wraz z całym moim narodem.

Dziś dane mi jest stanąć raz jeszcze na tym świętym miejscu i spojrzeć w Twoje jasnogórskie Oblicze.

Witam Cię jako pielgrzym. Witam Cię w godzinie wieczornego Apelu po Mszy świętej odprawionej przez Prymasa Polski i duszpasterzy młodzieży. Witam Cię wraz z wszystkimi uczestnikami tego spotkania – przede wszystkim wraz z polską młodzieżą.

Raduję się z tego, że jesteśmy tutaj razem wobec Matki naszego narodu. Raduję się, drodzy młodzi przyjaciele, że razem z wami mogę Ją raz jeszcze pozdrowić słowami dzisiejszej wieczornej liturgii: Błogosławiona jesteś, Córko, przez Boga Najwyższego spomiędzy wszystkich niewiast na ziemi…

Tyś wielką chlubą naszego narodu!

Raduję się, że wespół z wami, młodzieży polska, będę mógł rozważyć zwięzłą, a jednakże bogatą treść Apelu Jasnogórskiego, który stał się jakby szczególnym dziedzictwem tysiąclecia chrztu Polski.

Już w czasie przygotowania do tej wielkiej rocznicy – 1966 – każdego dnia o godzinie 21 powtarzaliśmy, śpiewając lub wypowiadając te słowa:

„Maryjo, Królowo Polski, Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam!”

Zwięzłe słowa. Wymowne. Zakorzeniły się w naszej pamięci i w naszym sercu. Rok milenijny minął – a my nadal czujemy potrzebę, aby je powtarzać. Cieszę się, że dane mi jest dzisiaj powitać Panią Jasnogórską, rozważając naprzód, a potem śpiewając Apel Jasnogórski z polską młodzieżą.

Wypowiadając te słowa: „Maryjo, Królowo Polski, Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam„, nie tylko dajemy świadectwo duchowej obecności Bogarodzicy pośród pokoleń zamieszkujących polską ziemię.

Te słowa świadczą o tym, że wierzymy w miłość, która nas stale ogarnia. Ta miłość zrodziła się u stóp krzyża, kiedy Chrystus (jak to przypomniała dzisiejsza wieczorna Ewangelia) zawierzył Maryi swojego ucznia Jana: „Oto syn Twój” (J 19, 26). Wierzymy, że w tym jednym człowieku zawierzył Jej każdego człowieka. Równocześnie zaś w Jej Sercu obudził taką miłość, która jest macierzyńskim odzwierciedleniem Jego własnej miłości odkupieńczej.

Wierzymy, że jesteśmy miłowani tą miłością, że jesteśmy nią ogarniani: miłością Boga, która się objawiła w Odkupieniu – i miłością Chrystusa, który tego Odkupienia dopełnił przez Krzyż – i wreszcie miłością Matki, która stała pod krzyżem i z Serca Syna przyjęła do swego Serca każdego człowieka.

Jeśli wypowiadamy słowa Apelu Jasnogórskiego, to dlatego, że wierzymy w tę miłość. Wierzymy, że jest ona od stuleci obecna wśród pokoleń zamieszkujących ziemię polską. Że jest szczególnie obecna w znaku Jasnogórskiej Ikony.

Do tej miłości się odwołujemy. Świadomość tego, że jest taka miłość, że ma ona na ziemi polskiej swój szczególny znak, że możemy do niej się odwołać – daje naszej całej chrześcijańskiej i ludzkiej egzystencji jakiś podstawowy wymiar: jakąś pewność większą od wszystkich doświadczeń czy zawodów, jakie może zgotować nam życie.

Jeśli wypowiadamy słowa Apelu Jasnogórskiego, to nie tylko dlatego, aby do tej miłości (odkupieńczej oraz macierzyńskiej) odwołać się – ale także, aby na tę miłość odpowiedzieć.

Słowa: „Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam„, są bowiem zarazem wyznaniem miłości, którą pragniemy odpowiedzieć na miłość, jaką jesteśmy odwiecznie miłowani. Słowa te są zarazem wewnętrznym programem miłości. Określają one miłość nie wedle skali samego uczucia – ale wedle wewnętrznej postawy, jaką ona stanowi. Miłość – to znaczy: być przy Osobie, którą się miłuje (jestem przy Tobie), to znaczy zarazem: być przy miłości, jaką jestem miłowany. Miłować – to znaczy dalej: pamiętać. Chodzić niejako z obrazem umiłowanej Osoby w oczach i w sercu. To znaczy zarazem: rozważać tę miłość, jaką jestem miłowany, i coraz bardziej zgłębiać jej boską i ludzką wielkość. Miłować – to wreszcie znaczy: czuwać. Pozwólcie, że ten ostatni rys miłości szczególnie rozwiniemy.

Jest rzeczą niesłychanie doniosłą, aby w młodości – w tym wieku, w którym budzą się nowe uczucia miłości, uczucia decydujące nieraz o całym życiu – chodzić z takim dojrzałym wewnętrznym programem miłości, właśnie takim, o jakim mówi Apel Jasnogórski. Odpowiadając na miłość, którą jesteśmy odwiecznie umiłowani przez Ojca w Chrystusie, odpowiadając na nią zarazem jako na miłość macierzyńską Bogarodzicy – sami uczymy się miłości.

Pani Jasnogórska jest nauczycielką pięknej miłości dla wszystkich. Jest to zaś szczególnie ważne dla was, młodych. W was bowiem rozstrzyga się ów kształt miłości, jaką będzie miało całe wasze życie. A przez was – życie ludzkie na ziemi polskiej. Życie małżeńskie, rodzinne, społeczne, patriotyczne – ale także: życie kapłańskie, zakonne, misyjne. Każde życie określa się i wartościuje poprzez wewnętrzny kształt miłości. Powiedz mi, jaka jest twoja miłość – a powiem ci, kim jesteś.

Czuwam! Jakże dobrze, iż w Apelu Jasnogórskim znalazło się to słowo. Posiada ono swój głęboki rodowód ewangeliczny: Chrystus wiele razy mówił: „Czuwajcie!” (Mt 26, 41). Chyba też z Ewangelii przeszło ono do tradycji ruchu harcerskiego. W Apelu Jasnogórskim słowo „czuwam!” jest istotnym członem tej odpowiedzi, jaką pragniemy dawać na miłość, którą jesteśmy ogarnięci w znaku Jasnogórskiej Ikony. Odpowiedzią na tę miłość musi być właśnie to, że czuwam!

Co to znaczy: „czuwam„? To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia nie zagłuszam i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać, przezwyciężając je w sobie. To taka bardzo podstawowa sprawa, której nigdy nie można pomniejszać, zepchnąć na dalszy plan. Nie. Nie! Ona jest wszędzie i zawsze pierwszoplanowa. Jest zaś tym ważniejsza, im więcej okoliczności zdaje się sprzyjać temu, abyśmy tolerowali zło, abyśmy się łatwo z niego rozgrzeszali. Zwłaszcza jeżeli tak postępują inni.

Moi drodzy przyjaciele! Do was, do was należy położyć zdecydowaną zaporę demoralizacji – zaporę tym wadom społecznym, których ja tu nie będę nazywał po imieniu, ale o których wy sami doskonale wiecie. Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali. Doświadczenia historyczne mówią nam o tym, ile kosztowała cały naród okresowa demoralizacja. Dzisiaj, kiedy zmagamy się o przyszły kształt naszego życia społecznego, pamiętajcie, że ten kształt zależy od tego, jaki będzie człowiek. A więc: czuwajcie!

Chrystus powiedział podczas modlitwy w Ogrójcu apostołom: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie”.

Czuwam – to znaczy dalej: dostrzegam drugiego. Nie zamykam się w sobie, w ciasnym podwórku własnych interesów czy też nawet własnych osądów. czuwam – to znaczy: miłość bliźniego – to znaczy: podstawowa międzyludzka solidarność.

Wobec Matki Jasnogórskiej pragnę podziękować za wszystkie dowody tej solidarności, jakie dali moi rodacy, w tym również młodzież polska, w trudnym okresie niedawnych miesięcy (1). Niełatwo mi tutaj wymienić wszystkie formy tej troski, jaką otoczone były osoby internowanych, uwięzionych, zwalnianych z pracy, a także ich rodziny. Wy wiecie o tym lepiej ode mnie. Do mnie także dochodziły sporadyczne, choć częste wiadomości.

Niech to dobro, które wyzwoliło się w tylu miejscach, na tyle sposobów, nie ustaje na ziemi polskiej. Niech stale potwierdza owo „czuwam” z Apelu Jasnogórskiego, które jest odpowiedzią na obecność Matki Chrystusa w wielkiej rodzinie Polaków.

Czuwam – to znaczy także: czuję się odpowiedzialny za to wielkie, wspólne dziedzictwo, któremu na imię Polska. To imię nas wszystkich określa. To imię nas wszystkich zobowiązuje. To imię nas wszystkich kosztuje.

Może czasem zazdrościmy Francuzom, Niemcom czy Amerykanom, że ich imię nie jest związane z takim kosztem historii, że o wiele łatwiej są wolni, podczas gdy nasza polska wolność tak dużo kosztuje.

Nie będę, moi drodzy, przeprowadzał analizy porównawczej. Powiem tylko, że to, co kosztuje, właśnie stanowi wartość. Nie można zaś być prawdziwie wolnym bez rzetelnego i głębokiego stosunku do wartości. Nie pragnijmy takiej Polski, która by nas nic nie kosztowała. Natomiast czuwajmy przy wszystkim, co stanowi autentyczne dziedzictwo pokoleń, starając się wzbogacić to dziedzictwo. Naród zaś jest przede wszystkim bogaty ludźmi. Bogaty człowiekiem. Bogaty młodzieżą! Bogaty każdym, który czuwa w imię prawdy, ona bowiem nadaje kształt miłości.

Moi młodzi przyjaciele! Wobec naszej wspólnej Matki i Królowej serc pragnę wam na koniec powiedzieć, że wiem o waszych cierpieniach, o waszej trudnej młodości, o poczuciu krzywdy i poniżenia, o jakże często odczuwanym braku perspektyw na przyszłość – może o pokusach ucieczki w jakiś inny świat.

Apel Jasnogórski

1. Maryjo Królowo Polski (2x)
Jestem przy Tobie,
Pamiętam o Tobie,
I czuwam na każdy czas (2x)

2. Maryjo jesteśmy młodzi (2x)
Już dzisiaj zależy
Od polskiej młodzieży
Następne tysiąc lat (2x)

3. Maryjo Królowo nasza (2x)
Ciebie prosimy,
Uświęcaj rodziny
Uświęcaj każdego z nas (2x).

Chociaż nie jestem wśród was na co dzień, jak bywało przez tyle lat dawniej – to przecież noszę w sercu wielką troskę. Wielką, ogromną troskę. Jest to, moi drodzy, troska o was. Właśnie dlatego, że „od was zależy jutrzejszy dzień”.

Modlę się za was codziennie.

Dobrze, że jesteśmy tutaj razem w godzinie Apelu Jasnogórskiego. Wśród doświadczeń obecnego czasu, wśród próby, przez jaką przechodzi wasze pokolenie – ten Apel milenijny jest nadal programem.

W nim zawiera się jakaś podstawowa droga wyjścia. Bo wyjście w jakimkolwiek wymiarze – ekonomicznym, społecznym, politycznym – musi być naprzód w człowieku. Człowiek nie może pozostać bez wyjścia.

Matko Jasnogórska, która dana nam jesteś przez Opatrzność ku obronie narodu polskiego, przyjmij dzisiejszego wieczoru ten Apel polskiej młodzieży wespół z papieżem-Polakiem i pomóż nam trwać w nadziei! Amen. (…) Na koniec Papież pobłogosławił krzyże przyniesione przez młodzież. Powiedział przy tym: Niech w tym krzyżu będzie wasza mądrość i wasza siła przez Maryję Jasnogórską.

Apel Jasnogórski – rozważanie wygłoszone przez Jana Pawła II do młodzieży w Częstochowie 18 czerwca 1983 roku. W tym pliku znajdziesz pełny tekst rozważań z Apeli Jasnogórskich z innych pielgrzymek do Polski.

(1) – Papież mówi tu o stanie wojennym wprowadzonym w Polsce 13 grudnia 1981 roku (przyp. MG).

O Przecieku

„PRZECIEK” był miesięcznikiem wydawanym od lutego 2001 do grudnia 2005. W tym czasie był prawdopodobnie najprężnejszą gazetą tego typu. Zostały wydane 64 numery tego pisma. Obecnie występuje tylko w wersji archiwalnej. Poniższy tekst pochodzi z czasu, kiedy był jeszcze wydawany.

 

„PRZECIEK” jest miesięcznikiem harcerzy Hufca ZHP Otwock. Jego wydawcą jest Harcerska Służba Informacyjna Hufca ZHP Otwock. Swoim zasięgiem obejmuje obecnie teren powiatu otwockiego. Pismo w wersji papierowej ma 32 strony A4, w tym kolorową okładkę.

Poza relacjonowaniem wydarzeń z życia harcerzy naszego Hufca dużą część gazety poświęcamy działalności poradnikowej kierowanej do drużynowych: radzimy jak przeprowadzić zbiórki, jak zdobywać stopnie i sprawności i wiele, wiele innych.

Jest jednym z prężniej wydawanych w Polsce gazet harcerskich o lokalnym charakterze.

Istniejemy od lutego 2001 roku i przez ten cały czas regularnie co miesiąc wydajemy nowy numer.
Ukazało się też kilka numerów specjalnych – poza miesięcznym planem wydawniczym.

Kilkak podstawowych informacji na temat Przecieku:
1. Przedsięwzięcie NON PROFIT
„Przeciek” nie jest przedsięwzięciem nastawionym na zysk.
Wydawanie w 100% opiera się na pracy społecznej instruktorów Hufca ZHP Otwock.

2. Promocja harcerstwa
„Przeciek” jest czytany przede wszystkim przez harcerzy. Trafia jednak również do ich rodziców, kolegów i znajomych. Od czasu do czasu wydawane są numery kierowane do szerszej publiczności. Jest to dobra okazja do promowania idei harcerskich w społeczeństwie lokalnym.

3. Pomoc w pracy harcerskiej
Głównym zadaniem, jaki postawiła sobie redakcja jest pomoc w pracy harcerskiej kadrze drużyn harcerskich i gromad zuchowych działających na terenie powiatu otwockiego.
Służą temu cyklicznie publikowane materiały o charakterze repertuarowo – programowym, promowanie dobrych przykładów innych drużyn, przybliżanie ofert szkoleniowych i wszelakiego rodzaju poradnictwo.

4. Pierwsze kroki w karierze dziennikarskiej
„Przeciek” jest miejscem, gdzie nasi instruktorzy i harcerze stawiają pierwsze kroki w swojej ew. karierze dziennikarskiej.
Autorzy szlifują swoje pióra a redakcja uczy się organizacji pracy redakcji.
Doświadczenia zdobyte przy pracy nad tekstami mogą być w przyszłości bardzo cenne w pracy zawodowej.

5. Zdobywanie stopni i sprawności
Wielu harcerzy publikując swoje teksty w Przecieku ma szanse na zaliczenie zadań na stopnie i sprawności harcerskie.
Dotyczy to również instruktorów, dla których „Przeciek” jest sposobem publikacji efektów ich prób instruktorskich. Dzięki temu materiały metodyczne nie są pisane „do szuflady” i mogą służyć następnym pokoleniom harcerskiej kadry.

6. Aktywizacja ludzi
Zaangażowanie w „Przeciek” jest bardzo dobrą okazją do aktywowania ludzi.
Dotyczy to zarówno harcerzy, którzy znajdując satysfakcję z pracy przy gazecie mają mniejszą szansę trafić w środowiska, w które trafić nie powinni, jak i instruktorów, którzy czas swojej harcerskiej aktywności mają już za sobą.
Publikując swoje materiały w Przecieku mają szansę podzielić się swoim doświadczeniem z młodszymi.

7. Przywiązanie do regionu
W Przecieku publikowane są materiały przedstawiające zalety naszego regionu.
Dzięki temu harcerze mają szansę bliżej go poznać, polubić i zacząć się z nim utożsamiać.

Chętnie współpracujemy z autorami spoza składu redakcji.

Akcja „Czysty las” w Józefowie

Każdy z nas może być wrogiem lub przyjacielem przyrody: roślin, zwierząt, krajobrazu. To, kim się staniemy, zależy tylko i wyłącznie od nas – od decyzji, jakie podejmujemy i od ich konsekwencji.

Niestety, codzienny widok pobliskich lasów – zwalki szkła, plastiku, papy i eternitu, stare meble, zardzewiale karoserie samochodów itp., sugeruje, iż wielu z nas podjęło zle decyzje…

Aby ratować józefowskie lasy i przede wszystkim zapobiegać takim sytuacjom, Szczep Józefów przy współpracy z Burmistrzem, Referatem ds. eksploatacji i obsługi miasta oraz Dyrekcją szkól zorganizował akcję „Czysty las”. W dniach 13 września 2003 (harcerze) i 20 września 2003 (uczniowie) ruszyli w wir wielkiego sprzątania okolicznych lasów. Efektem porządkowania niewielkiego obszaru przez 3 DH ZAWISZACYi 5 DH LEŚNI było zebranie 20 worków segregowanych odpadów (szkło i plastik) i ponad 30 worków innych śmieci.
Sprzątaniem tym Szczep nasz zapoczątkował cykl zbiórek poświęconych ekologii.

Wielkie dzięki: Magdzie Cyberman z Urzędu Miasta, Ilonie, Siarkowi, Adrianowi, Maćkowi, Magdzie Sz., Beacie, Wice, Kasi O., Oli B., Bronkowi, Adamowi, Mateuszowi, Michałowi, Piotrkowi – z 3 DH, Mirkowi, Michałowi, Basi Bakule, Patrycji Zawłockiej, Kubie Zawłockiemu, Marcie Kokowicz, Kubie Wojciechowskiemu, Wiktorii Michałowskiej, Andrzejowi Prokopowi i Pawłowi Gwardjakowi z 5 DH LEŚNI.

Monika

Sprzątanie lasu, w którym uczestniczyli harcerze, było takie jak każde inne sprzątanie – nudne. Zebraliśmy około 20 worków segregowanych śmieci takich jak szkło, plastik i wiele niesegregowanych. Spotkaliśmy wściekłego kota, który chciał ugryźć jednego z nas. Jednym z ciekawszych śmieci, które znaleźliśmy była sprężyna od kanapy, na której świetnie się skakało. Po paru godzinach ciężkiej pracy rozeszliśmy się do domów w pełni zadowoleni, że przynajmniej w części pomogliśmy przyrodzie.
Piotrek Książek – 3DH ZAWISZACY.

INFO: Statystyczny Polak wytwarza 300 kg śmieci rocznie ( w krajach U.E. dwa razy więcej). Tak, więc 5-osobowa rodzina wytwarza każdego roku 1,5 tony śmieci. Jeśli przykładowo 10 rodzin pozbywa się ich nielegalnie, wyrzucając je np. do lasu, to znaczy, że wyrzucają DO LASU 15 TON śmieci rocznie. Jeśli jest takich rodzin 100 – znaleźć możemy w lasach 150 TON. A jeśli jest takich rodzin więcej …?

Idziemy na

Idziemy na „Starą Baśń”. Co tam recenzje krytyków! Oni widzieli już tyle filmów, że nic im się teraz nie podoba. Mamy wolne 2 godzinki, kino – niejedno, grają znowu coś polskiego, trzeba być „na bieżąco”.


Jeśli czytaliście rzeczoną powieść, to bardzo słusznie, bo czytanie dobrze wpływa na naszą ortografię, interpunkcję, oratorstwo, zasób słów, skojarzenia, swobodę poruszania się w … bibliotece i w intelektualnej rozmowie. Jeżeli zaś należysz do większości społeczeństwa młodego, która baśnie zna, ale tylko Andersena, to pocieszam: scenariusz nie jest wierny z powieścią (patrz P.S.), więc nie pogubicie się w wątkach.

Zdjęcie ze strony www.starabasn.pl
Jesteśmy w kinie. Wydaliśmy 21 zł na bilet (a myśleliśmy, że w Multikinie jest taniej!) – nie starczyło nam na kukurydzę. I bardzo dobrze, bo to amerykański zwyczaj, a film mamy krajowy. Co innego jakby sprzedawali prażoną kaszę albo podpłomyki. Czułoby się tego ducha IX wieku, w którym cała rzecz filmu się dzieje.


Po reklamach (które najcierpliwszego wyprowadzą z równowagi) nareszcie widzimy starą wiedźmę, która w zielnym dymie u stóp Światowida (inni mówią Świętowida), którego 5 DH Leśni już znają (z obozu Arcybiskupstwo) ośmiela się straszyć starego Popiela jakimiś myszami. On nie wierzy, a my już skądś to znamy. Napisy początkowe. Dobra muzyka Krzesimira Dębskiego. Akcja. Szybka, bez dłużyzn, a mówią, że kiedyś życie płynęło wolniej… Mamy okazję przekonać, ze nie było też sielanką.

Zdjęcie ze strony www.starabasn.pl
Słuchajcie panny! Córki były zależne od woli ojca. Jeżeli przyrzekł je do służby w świątyni, nie było zmiłuj. Gdy ojca nie stało, srogą pieczę nad nią sprawował najstarszy brat. Poza tym samotne spacery po lesie mogły być bardzo niebezpieczne, chyba, że w pobliżu był Ziemek Żebrowski. A lubczyk działa naprawdę, gdy ma się niebieskie oczy i odprawi naprzód gusła.


Kawalerowie! Za Popiela też brali do wojska. Służyło się w grodzie u księcia i „fali” może nie było, ale biada tym, których ojcowie stanęli przeciw władcy. Można było stracić głowę (patrz film, brrr!).

Szanowne małżonki! Gdy umierał mąż, kończyło się też i wasze życie (na stosie, razem z ciałem zaślubionego).


Czcigodni mężowie! Z obrazu pana Jerzego Hoffmana wynika, że wy nic tylko wiecujecie (kłócicie się pod starymi dębami), spać na stole wśród pobiesiadnych misek, wojować, wojować i ścinać głowy. Pod katem tych ostatnich film był bardzo obrazowy bez niedomówień. Krew tryskała, na oblegających lała się wrząca smoła, miecze w brzuchach, strzała w oku…

Zdjęcie ze strony www.starabasn.pl
Jak na baśń przystało, wszystko skoczyło się… ups! Ach, wygadałam się. Przepraszam tych, co jeszcze nie byli. To co? Już nie będziecie chyba szli na „Starą Baśń”? Jak macie wolne 21 zł, to zostawcie sobie na kolejne 21 Przecieków.

MS


P.S. miejmy nadzieję, że Ignacy Kraszewski nie przewraca się teraz w grobie widząc jak Hoffman usunął z filmu Niemców. Zamiast nich na Słowian napadają Wikingowie, a żona Popiela jest osobą bez narodowości (w książce jest Niemką). Tak jakby konflikt słowiańsko-germański był tylko starą baśnią.

Państwo Środka od środka


Bariera językowa dzieląca Chińczyków od turystów niejednego podróżującego przyprawiła o ból głowy. Trzeba być przygotowanym na to, że porozumienie się z Chińczykami będzie trudne.
W małych miasteczkach na południu nikt nie mówił po angielsku. Poza turystami. Jeżeli nauczysz się odróżniać Japończyków, okaże się, że każdy z nich mówi po angielsku, a czytanie chińskiego pisma to dla nich pestka – większość japońskich znaków jest podobna. Więcej…

Zbiórka w Pogorzeli

27 września upłynął pod znakiem lilijki w Pogorzeli. Na zbiórkę w ośrodku ,,Pol-hot”, zorganizowaną przez kadrę Kręgu ,,Srebrnych Sznurów”, przybyła młodzież harcerska ze środowiska Gimnazjum nr 2 i nr 3 w Otwocku. Łącznie z nie-harcerzami spotkało się ok. 40 osób. Idea harcerstwa zasiana w sercach młodzieży w czasie wakacji zebrała więc obfite żniwo.

Pokłosie Sobieszewa

W jednym z poprzednich wydań Magazynu pisałam o obozie w Sobieszewie, zorganizowanym metodą harcerską dla dzieci z najuboższych rodzin. Celem tej ,,Wielkiej Wakacyjnej Wędrówki” (pod takim hasłem powołano obóz) było zachęcenie dzieci i młodzieży do harcerstwa oraz stworzenie drużyn harcerskich. Ten cel już jest realizowany. Większość uczestników obozu przystąpiła do działalności harcerskiej po złożeniu Przyrzeczenia Harcerskiego. Na zbiórce pojawiło się także sporo nowych twarzy. To dowód na to, że harcerstwo przyciąga jak magnes i że rodzina harcerska jest otwarta na nowych członków.
Mankamentem zbiórki okazał się termin spotkania – sobota 27 września. Młodzież z Gimnazjum nr 3 miała wtedy w planach wyjście do kina na ,,Starą baśń”. Na zbiórkę nie dotarła niestety także młodzież harcerska z Gimnazjum nr 4.

Będziemy Pogorzelić

Od rana świeciło słońce. Spotkaliśmy się o godz. 12.00 przed Szkołą Podstawową nr 12, skąd udaliśmy się na Stadion, aby przygotować przedpole wędrówki. Były kiełbaski z grilla, chipsy i inne smakołyki. Mieliśmy trochę czasu, aby zerknąć na mapę i zapamiętać trasę. Ok. godz. 14.00 drużynami wyruszyliśmy ze Stadionu, by zdobyć Pogorzel. Droga była prosta, wiodła ok. 10 km przez las. W lesie są najlepsze warunki do przeprowadzenia gry terenowej, którą poprowadził dh Przewodnik Michał Bany. Każdy uczestnik gry dostał szarfę (kawałek folii) symbolizującą życie. Gra polegała na zdobyciu jak największej liczby żyć. Podczas niej można było awansować na stopień szperacza. Zwyciężyły dziewczyny.

Ok. godz. 16.00 dotarliśmy do bazy w Pogorzeli. Cel został zdobyty. Dalej wszystko działo się po harcersku. Było spotkanie w kręgu przy ognisku, nie zabrakło też śpiewanek oraz gier i zabaw pod kierunkiem drużynowego Pawła Majkowskiego. Młodzież pląsała w rytm Ojca Abrahama, Janicka i kręcioła… Wszyscy, choć zmęczeni, dobrze się bawili.

Ostatnim akcentem zbiórki była gawęda naszego Komendanta – harcmistrza Władysława Setniewskiego (pseud. Szara Sowa), który podziękował zebranym za przybycie i opowiedział o wartościach harcerstwa. Komendant przypomniał to, co niejednokrotnie słyszałam już w Sobieszewie, że harcerstwo to służba Bogu, Ojczyźnie (czyli Bliźnim) i sobie. Te elementy nie mogą być deprecjonowane przez nikogo. Im bardziej kocha się siebie, tym bardziej kocha się innych. Człowiek jest wart tyle, ile sam z siebie daje innym ludziom, a harcerstwo szczególnie sprzyja krzewieniu bezinteresowności.
Nasz Kwiat Harcerstwa właśnie w ten sposób podsumował zbiórkę. Kiedy mówił, wszyscy słuchaliśmy w skupieniu. W kręgu przy ognisku znów wytworzyła się atmosfera bliskości, która przykuwała uwagę postronnych. W pewnym momencie ktoś z zewnątrz zapytał nawet, czy mamy spotkanie z bohaterem. To znak, że byliśmy, jesteśmy i będziemy widoczni nie dzięki mundurom czy liczbie zdobytych stopni i sprawności harcerskich, ale właśnie dzięki bratniemu słowu, które sobie daliśmy… Bo wszyscy harcerze to jedna rodzina. Nie zapominajcie o tym Druhny i Druhowie! Do następnego razu.

Czuwaj!
dh. Monika Piwek

Jedyny taki Przystanek.


Zdemolowane pociągi, bójki, narkotyki, pijaństwo, Sodoma i Gomora – taki mniej więcej obraz Owsiakowego przystanku Woodstock ma przeciętny obywatel Polski. Namalowali go „rzetelni” dziennikarze, którzy albo wcale na imprezie się nie pojawili, albo ubrani w ładnie skrojone garnitury krążyli z kamerą w oczekiwaniu na choćby najmniejszą rozróbę. Aby opisać to, co naprawdę się tam dzieje trzeba to przeżyć, dojechać jak wszyscy – pociągiem, spać na polu namiotowym, zobaczyć to wszystko na własne oczy.

Jest takie jedno miejsce, które raz do roku zmienia się nie do poznania. Z pustego, nieużywanego lotniska przeistacza się w 400- tysięczne, tętniące życiem miasto. Miasto rock’n’rolla, pełne muzyki i słoneczników. To właśnie w Żarach Jurek Owsiak wraz z całą ekipą „zapaleńców”, ludzi z Fundacji i blisko tysiącem wolontariuszy z Pokojowego Patrolu, organizuje co roku Przystanek Woodstock.
Największy tego typu festiwal w Europie. To tutaj zjeżdżają się ludzie z całej Polski by na 2 dni stworzyć społeczność rządzącą się prawami „miłości, przyjaźni i muzyki”, posłuchać koncertów kilkudziesięciu zespołów, stoczyć błotne bitwy, przejechać się na samochodzie wiozącym toy-toyki i naładować się pozytywną energią na cały następny rok.

Przyjeżdżają chcąc odpocząć od codziennego życia, problemów, dużych miast. Zmęczeni codziennymi aferami w telewizji, mający dosyć polityki, wszelkich ważnych ludzi i wojen. Przybywają aby choć przez 48 godzin nie myśleć o szkole, czy pracy, tylko wraz z przyjaciółmi i 400-tysięcznym tłumem podobnie myślących ludzi pokołysać się i poszaleć w rytm muzyki. I nie myśleć o niczym innym.
Wszystko genialnie współgra, współistnieje obok siebie. Każdy wie co powinien robić, a czego mu nie wolno. Opiera się to na zaufaniu, którym Jurek Owsiak obdarza wszystkich, którzy tu przyjadą. Ale do czasu… Jeżeli ktoś złamie zasady to w zależności od przewinienia zajmie się nim policja, ochrona –
Niebieski Patrol, albo Pokojowy Patrol.



Pokojowy Patrol. Zaangażowanie, zapał i poświęcenie. „Widoczne na całym polu czerwone koszulki” to młodzi ludzie, którzy za jedynie michę jedzenia i miejsce na namiot, 24 godziny na dobę, kilka dni przed i po festiwalu, chodzą, pilnują i pomagają każdemu, kto tego potrzebuje. Niekiedy wykończeni, bez chwili wytchnienia i czasu aby cos zjeść, czy się przespać, bandażują trzydziestą rozciętą rękę i biegną w środku nocy po raz kolejny na polowy dworzec, by odebrać i poprowadzić kolejną grupę przybywająca na ten jedyny w swoim rodzaju festiwal.

O dziewiątej rano i o czwartej po południu. O drugiej w nocy i dwudziestej trzeciej, a także podczas ulewnego deszczu. Pędzą pociągi i pędzą ludzie z patrolu. Prowadzą i pokazują. Prowadzą i ostrzegają. Bacznie pilnują…



„Pokojowy Patrol musi zapobiec wszelkim ekscesom. Z kolejnych pociągów, po makabrycznej podróży w nieludzkim tłumie, wyładowują się coraz to nowe falangi ludzi. Niekiedy pijanych, a nawet gorzej – naćpanych. Więc co chwila trzeba stawiać czoło czemuś nowemu, czemuś nieprzewidzianemu. A to jakiś atak astmy, a to ktoś ma podejrzanie długi nóż do chleba. Nóż, którym można by zabić słonia. I trzeba mu ten nóż bardzo szybko odebrać.” /Jurek Owsiak/




* * *

31 lipca. Dworzec Wschodni w Warszawie. Tłum. Podstawiają pociąg: cztery wagony. Otwiera się co czwarte okno i są tylko dwa kible na cały skład. Część osób stoi na jednej nodze. Wyprawa do kibla zabiera ponad godzinę. Duszno jak w saunie. Po pewnym czasie ludziom zaczyna brakować powietrza, więc leci kilka szyb. Nawet sokiści to rozumieją. Trasa – blisko 500 km. Podróż trwa ponad 12 godzin. Ludzie najpierw piją, bo
na trzeźwo nikt tego nie zniesie, a w końcu kładą się spać. Gdzie i jak się da. Na stojąco, jedni na drugich, zaplątani rękami i nogami układają się w zwartą masę, po której w razie potrzeby chodzi się butami. Żadnej agresji, żadnego wandalizmu. Próbujesz się przecisnąć – każdy robi ci miejsce. Odlewasz się przez drzwi, bo do kibla za daleko – przytrzymają, żebyś nie wypadł. Gdy jedna dziewczyna dostaje ataku padaczki, pół pociągu stara się jej pomóc. Gdy jakiś koleś rani się w palec, wszyscy szukają dla niego plastra. Pociąg wlecze się niemiłosiernie, ale ludzie jakoś wytrzymują. Na peronie w Żarach czeka ekipa z kamerą, która gdy tylko wiara się oddala, filmuje „zdemolowany” pociąg. Jakaś rurka urwana, wybite szyby, śmieci i butelka po jabolu. Dowód wandalizmu leci w Polskę. W „Faktach” można go zobaczyć jeszcze w pięć dni po zakończeniu festiwalu. Nikt nie zauważył, że straty są żadne jak na pięciokrotnie przeładowany pociąg. W Polskę leci też obficie cytowany komunikat PAP o wandalach i zdemolowanych pociągach. A czy nie PKP jest temu winne? Do Żar przyjechało 400 tys. osób, a oni podstawili 24 bydlęce pociągi na całą Polskę. Kilka tysięcy ton rdzy.
/Mariusz Kuczewski/

* * *



Miejsce akcji: Żary. Województwo zielonogórskie. Lotnisko. Na przedmieściach. Kiedy wjeżdża się na nie kilka dni przed rozpoczęciem koncertów, to od razu narzuca się wrażenie ogromu. Kosmos. Sen. Science fiction. Piorun kulisty. A do tego wszystkiego pełnia księżyca. I to jaka pełnia. Wokół zaś zasadzone 40 tysięcy słoneczników, lub lepiej – 5 kilogramów nasion słonecznika. I wyrósł wesoły żywopłot. Niedaleko budującej się właśnie sceny stoją telefony z numerami zwrotnymi. Tak, że każdy może zadzwonić do rodziców i poprosić o oddzwonienie. Stoją też podprowadzone na tę okazję wodociągi. Można się myć. A wzdłuż pola namiotowego, na które cały czas napływają nowi przybysze, instaluje się gastronomia. Scena wygląda jak z daleka jak wrak jakiegoś gigantycznego statku pirackiego. Kiedy już stanie gotowa i w pełni oświetlona, to w nocy, z jeszcze większej odległości, będzie sprawiała wrażenie UFO. Rozjarzonego i grzmiącego. Taka niezapowiedziana wizyta. Na razie wszystko wygląda jak niegroźny piknik. Nieliczne jeszcze namioty i pierwsze flagi. Za parę dni, kiedy obozować tu będzie 400-tysięcy ludzi, łopoczące flagi stworzą ruchomy las, rodem z „Makbeta”.


* * *



„Miejsce, gdzie odbywają się koncerty robi niesamowite wrażenie. Gigantyczna scena, a przed nią namioty po horyzont. Na prawo od sceny Krisznowcy, którzy wydają codziennie kilkadziesiąt tysięcy posiłków. Na środku pola aleja z budami z żarciem, a wkoło 400 toyek. Krany z wodą, prysznic, pralnia, kafejka internetowa, a nawet i poczta i kasa PKP. Wszędzie tłumy ludzi. Punki, hipisi, długowłosi, ogoleni na łyso, ubrani na czarno i na kolorowo, z pacyfą, anarchią, bądź krzyżykiem na szyi. Ale zobaczyć także można wielopokoleniowe rodziny z Żar. – „Nie boi się pani tu przychodzić?” – pytam staruszki w słomkowym kapeluszu. – „To bardzo sympatyczni ludzie. A, że dziwnie wyglądają i piją… mnie to nie przeszkadza. Młodzi są, niech się bawią.”


* * *



„Na polu jest potwornie gorąco. Wszyscy pchają się do kranów i pod prysznic. Szybko tworzy się bajoro, w którym ludzi taplają się dla zabawy i ochłody. TVN robi reportaż o polskiej młodzieży. Przedstawiają dwa typy: uwalony w błocie prymityw z Woodstock’u kontra ugrzeczniony pielgrzymkowicz z Maryją na ustach. Pokazują autorytety młodych: Owsiak wrzeszczący ze sceny i roztrzęsiony Papa. Nikt jednak nie zauważa, że setki tysięcy wybierają Woodstock. Widać szatan ich opętał.”
/Mariusz Kuczewski/

Żadnego dziennikarza nawet nie zainteresowało 400-tysięczne miasto, w którym zanotowano tylko kilka przypadków łamania prawa. Miasto ludzi, którzy pomimo upałów, kurzu, ograniczonego dostępu do wody są spokojni i weseli. Nie było żadnego pobicia, kilka przypadków dilerki, paredziesiąt omdleń i to wszystko. Ze wszystkim sprawnie radzi sobie Pokojowy Patrol. Nie ma w Polsce miasta o takiej liczbie ludności z tak niskim wskaźnikiem przestępczości. A ludzie później czytają w gazecie albo widzą w telewizji tylko rozwalony pociąg i paru nawalonych gości. Manipulacja. Inaczej nie da się tego nazwać.



Na te kilka dni Żary stały się jednym z najludniejszych miast Polski. Przestępczość była znikoma i każdy, poza dziennikarzami, wrócił z niej zadowolony. Nikt tutaj, nawet Owsiak, nie był święty, ale przecież Woodstock to nie jest jakieś kółko różańcowe, tylko największy w Europie festiwal rockowy. Dziennikarze relacjonujący imprezę, przyzwyczajeni do afer i sensacji, nie zdają sobie chyba jednak sprawy, że jeśli przez nich Przystanek padnie, to nikt na tym nie skorzysta, a wiele osób straci bardzo dużo. Oni także – temat.



„Jeśli ktoś chce zobaczyć człowieka pijanego, zaćpanego, wytatuowanego, agresywnego, brudnego i nie najpiękniejszego, to niech tu koniecznie przyjedzie. Niech przyjedzie do Żar na Przystanek Woodstock. Pełno tu takich ludzi. Ale kto chce zobaczyć człowieka trzeźwego, normalnie wyglądającego, wesołego, myjącego codziennie zęby, uśmiechniętego – toteż niech przyjedzie, tu także takich można spotkać. Ja się żadnego z tych ludzi nie wypieram. Ja chcę się z nimi wszystkimi bawić. Ja ich tu wszystkich zapraszam i serdecznie witam. Dla wielu z nich to jedyne miejsce gdzie zostaną zaakceptowani. Nikt ich tu nie będzie wyzywał od szumowin i nieudaczników. I to do nich wyjdzie Darek Malejonek z „Maleo Reggae Rockers” i powie tak: „Bóg kocha Was takimi jakimi jesteście teraz”. I być może wielu z nich wyraźnie to usłyszy”…
/Jurek Owsiak/

połowę napisała & połowę zmontowała:
koza_nostra =)
[Ania Michałowska]

P.S. Przy okazji chcę was zaprosić do kina do film „Przystanek Woodstock – najgłośniejszy film Polski”, mając nadzieję, że po jego obejrzeniu chociaż część osób zmieni swoją opinię, zapewne niezbyt pochlebną, na temat tego festiwalu, ukształtowaną wyłącznie na podstawie mediów, które niestety po prostu kłamią…

A za to wszystko odpowiada jeden człowiek, którego ja osobiście podziwiam za wytrwałość. Za to, że połowa Polski i wszystkie media rzucają mu kłody pod nogi jak się da, utrudniając załatwienie wszystkiego, co ma związek z Woodstock ’iem, a on nie poddaje się i cały czas walczy o zmianę nastawienia ludzi. To trochę jak walka z wiatrakami, bo zmienić poglądy ludzi, które oni wbili sobie do głowy i przekonać ich, że się mylili, to prawie niewykonalne. Ale takie pojęcie nie jest znane Jurkowi. I tak, jak brzmiał ostatni text, który słyszałam w Fundacji: „Rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki.. Na cuda trzeba trochę poczekać…” 🙂

foto: TRoLL; wosp.org.pl

[HAL 2003] Fantastyczny obóz 5 DH „LEŚNI”

Do oceny obozu trzeba trochę czasu. Koniecznego do tego dystansu nabiera się dopiero po jakimś czasie. Kiedy już obozowe emocje opadną i ma się chwilę czasu na podsumowanie można uczciwie podsumować obóz. Tak więc – jako że minęło już wystarczająco dużo czasu od obozu – spróbuję podsumować nasze tegoroczne przerwankowe poczynania.

„Historia Wieży Narrenturm jest tak stara, że nikt nie pamięta kim byli jej pierwsi budowniczowie. Musieli być potężni i dysponować tajemną mocą, bo ich dzieło było niezwykłe i odradzające się. Niektórzy nazywali wieżę wieżą Głupców. Nikt już nie pamięta dlaczego”.


Nazwa NARRENTURM na bramie obozu; fot. MG

Tak zaczął się obóz 5 DH „LESNI”. W odpowiedzi na zapotrzebowanie dużej części harcerzy fabułę obozu oparliśmy o fantasy. Harcerzy, którzy fanami tego gatunku nie byli wprowadzaliśmy od kwietnia w świat ras, driad, czarów, walk z nieznanymi mocami, itp. I chociaż można było przed obozem zrobić więcej, to zasada przygotowywania obozu w jak najkrótszym czasie w końcu w tym roku została złamana. Ufff.

Przygotowując obóz chciałem przenieść doświadczenia z obozu z 2001 roku – kiedy nazywaliśmy się Arcybiskupstwo i na trzy tygodnie zamieszkaliśmy w grodzie starożytnych Słowian. Tamten obóz przypadł harcerzom do gustu. Nawet po cichu – na własny użytek – tegoroczny obóz nazywałem „Arcybiskupstwo 2”. Czy mi się udało najlepiej ocenią harcerze.

W przygotowaniu i przeprowadzeniu obozu bardzo pomógł zastęp starszoharcerski. To głównie oni opracowali szczegóły konwencji i fabułę obozu. Oni byli motorem całego przedsięwzięcia. Świetnie poruszali się po świecie, który na czas obozu stworzyliśmy. Właściwie moja ingerencja w program ograniczała się do korygowania naszego kursu.

Skład naszej Drużyny mało się od ostatniego obozu zmienił. Zalety tego można było docenić przy pionierce, służbie w kuchni i innych punktach programu wymagających harcerskiego wyrobienia. Z satysfakcja patrzyłem, że harcerze są dużo bardziej samodzielni niż jeszcze rok czy dwa lata temu. Moi drodzy, będą z Was ludzie!

Z przyjemnością odebrałem na tym obozie od piątki harcerzy Przyrzeczenie. Trwało cztery godziny i było wędrówką przez cztery krainy: wody, ziemi, powietrza i ziemi. Więcej nie chcę zdradzać – dam szansę harcerzom, żeby zrobili to sami.

Z perspektywy widzę, że był to nasz najlepszy z dotychczasowych obozów. Nie chciało się wracać do poniedziałku do pracy. Za rok pojedziemy na obóz „Arcybiskupstwo 3”. Oczywiście pod inna nazwą i w innej konwencji, ale z równie udanym skutkiem.

Wieża Narrenturm dla jednych jest zwykłą bajką, dla innych legendą, w której słychać echo dawnych wydarzeń, ale są i tacy, którzy wierzą , że dziejąca się, obok naszej, rzeczywistość. Świat, który można zobaczyć. Wystarczy tylko mądrze użyć swoich zmysłów…


Mirek Grodzki

P.S. Przeczytałem kiedyś, że najlepszą oceną obozu jest długość żegnania się po wyjściu z autokaru, który przywozi harcerzy z obozu do domu.
Miło było patrzeć jak harcerze nie mogli się rozstać i przeciągali pożegnanie w nieskończoność…
Aha, w końcu przekonałem się do fantasy!! No i na Olimpie nie było tak źle…