W krainę szczęśliwości…

Z mojego pamiętnika…

„Pociąg ze stacji spóźnione nadzieje wjedzie na peron 2″… i wjechał.

Środek tygodnia, normalni ludzie siedzą w pracy, młodzież w domach i rozkoszują się chwilą spokoju od szkoły, a ja stoję z plecakiem i biletem w ręku na Dworcu Wschodnim w Warszawie (peron 2 – czyżby zbieg okoliczności)
Lada moment przyjedzie pociąg, który zabierze mnie w krainę szczęśliwości…
Tak zaczęła się moja przygoda…

Celem mojej podróży był Kraków. Ten kto był w tym mieście, wie doskonale, że jest w nim coś, co przyciąga niczym magnes. Każdy z nas ma takie miejsca, do których wciąż powraca. Ja również je mam.

28/12/2004 Wtorek
No i jestem w Krakowie. Myślałam, że umrę w tym pociągu. Wraz ze mną w przedziale siedziało 5 kolesi. Było tak nuudno, wszyscy spali. Taki jeden się na mnie gapił i czytał gazetę…a ja, wlepiłam nos w okno i podziwiałam piękne krajobrazy. Nawet widziałam 6 sarenek:-) No i śnieg ! Pewnie nikt mi nie uwierzy, że w grudniu widziałam śnieg:D
Tak naprawdę byłam troszkę zdezorientowana, nie wiedziałam w którą mam iść stronę, ale jakoś sobie poradziłam. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam tuz po wyjściu z pociągu był zakup planu miasta i – ofcorse obwarzanka;-)
Usiadłam na najbliższej ławce i próbowałam znaleźć Schronisko PTSM, ale jakoś nie najlepiej mi to wychodziło. W końcu wkurzyłam się, schowałam plan i ruszyłam przed siebie. Nagle wspomnienia wróciły. Uliczki, alejki stały się dla mnie bardzo jasne. Jakbym mieszkała tutaj całe życie.
Troszkę zgłodniałam, więc udałam się do Baru Grodzkiego na ulicy Grodzkiej poleconego mi przez Mirka Grodzkiego 😀 Później tak się plątałam po tych ulicach. Posiedziałam sobie na Rynku, obeszłam Sukiennice. Dość szybko się ściemniło, więc ruszyłam do Schroniska. 15 min spacerkiem i już byłam:-)
Teraz leżę sobie na łóżeczku. Zostałam przydzielona do 16 osobowego pokoju. Na razie są takie dwie dziewczyny i ja. Schronisko samo w sobie jest nawet, nawet. Teraz wiem, gdzie będę zatrzymywała się, jak będę tu przyjeżdżała. Buuu, skończyłam czytać książkę;-( no i co ja będę robiła wieczorami, przecież po mieście włóczyć się nie będę(!).
E tam, idę na świetlicę, może w TV będzie coś ciekawego, a może…poznam kogoś fajniusiego;-)

29/12/2004 Środa
Dzisiejszy dzień był bardzo ruchliwy 😀 cały czas na nogach, nawet nie wiem, czy usiadłam na 5 min. chyba dopiero teraz. Ale było fajnie.
Rano wstałam o 8:00 – reszta spała (późnym wieczorem jeszcze dotarły dwie osoby, taki chłopak z dziewczyną – bardzo sympatyczni) szybko się ubrałam, umyłam i fruuu na miasto!
Cel- cmentarz wojskowy. Na nim znajduje się grób bohatera mojego szczepu por. Roberta George’a Hamiltona. Ku mojemu zaskoczeniu trafiłam bez problemu. Niestety nie zapłonęła znicz na jego grobie – zakaz:/ mówi się trudno. Sporo czasu spędziłam na tym cmentarzu. Później ruszyłam w dalszą drogę.
Cel 2 – Muzeum Narodowe. Usłyszałam – Pani, to w ogóle nie ten tramwaj, proszę wysiąść, wsiąść w „xx” potem w „yy” i jeszcze przejść na drugą stronę wsiąść w „zz” a na koniec podjechać ……oooooooo zgubiłam się!! Dobra, może Muzeum nie zniknie, dzisiaj rezygnuję. W samym centrum jest mnóstwo muzeów.
Ale się zdenerwowałam. Dorwałam plan i wypatrzyłam pomnik harcerzy poległych w latach 1939-45, no więc powiedziałam sobie – komunikacji miejskiej dziękuję – ruszyłam z buta. Idę, idę, idę…ale coś nie tak! Zaraz, ale czy ten pomnik nie powinien stać tutaj! Gdzie jest??! Okazało się, że nie ma:/
No nie! Idę na Wawel. Tak, to był trafny wybór. Połaziłam po Wawelu, odwiedziłam Smoka, przeszłam się hen, hen wzdłuż Wisły, w międzyczasie udałam się na Barbakan. Jednak wszystkie drogi prowadzą na Rynek.
Dzień nie był by udanym, gdybym nie udała się do Kościoła Mariackiego. A jak kościół to i Ołtarz Wita Stwosza (1489rok) – widziałam po raz pierwszy jego otwarcie.
Znowu jestem w Schronisku. Nie powiem, że dzień dzisiejszy należał do najcieplejszych. Brrrr jestem cała zmarznięta – i jeszcze jak na złość nie mam szalika:(
No to jest nas już wesoła 5. Śmiać mi się chce, jak ciągle mnie pytają o to z kim tu jestem, po czym widzę zaskoczenie w ich oczach! Tak, już wiem, że jestem odważna 😀 Fakt, iż tu jestem, wcale nie świadczy o odwadze. No, tak mi się wydaje.
____________

Jest taki dzień w roku, na który większość oczekują z utęsknieniem. I wbrew pozorom nie jest to Wigilia, czy też Dzień Dziecka – nie! Jest to dzień naszych URODZIN.
Niektórzy przywiązują do nich ogromną wagę, inni już ich nie obchodzą (…)
A ja?!

Jak byłam małą dziewczynką wyczekiwałam aż spadnie śnieg – i odliczałam dni do swoich urodzin..
Kiedy byłam osobą nieco starszą urodziny w dalszym ciągu były dla mnie ważne – 30.12 – wreszcie, jestem starsza(!)…
Teraz nadszedł taki czas, że do swoich urodzin nie przykładam dużej wagi… Dla mnie są to kolejne urodziny, kolejny dzień w roku, jeden z 365 (364) niczym nie różniący się od pozostałych. Dzień jak co dzień.

30/12/2004 Czwartek
Jest dopiero 18:00. Każdy dzień tutaj kończy się dla mnie w schronisku. No i jestem pełnoletnia! A dzisiejszy dzień zaczął się tak:

Obudził mnie dźwięk telefonu, jeden sms, drugi, kolejny. To był początek. No tak, dzisiaj mam urodziny.
Jak każda nastolatka wyobrażałam sobie swoją 18. Z zazdrością patrzyłam na innych… bo oni są już pełnoletni, a ja?!! Obiecywałam sobie, że będzie huczna impreza, miało być wesoło, tyyyle znajomych, muzyka…zabawa na całego. Z każdym rokiem te pomysły ulegały zmianom, aż ok. 3 lat temu narodził się zupełnie inny niż dotychczas. Wtedy to „odkryłam Bieszczady”. Od razu powiedziałam – Pojadę w Bieszczady. Miałam jeszcze takie dość ekstremalne (dla wielu) marzenie – ten dzień/ noc spędzę pod gołym niebem – później Sylwester, jak to Sylwester, będzie super. W związku z tym snułam ogromne plany. Jeszcze 3miesiące temu istniały TYLKO BIESZCZADY. Jednak z różnych przyczyn musiałam z nich zrezygnować. Wtedy jakby coś „pękło”. Jednak myśl chodziła mi po głowie – W domu siedzieć nie będę – co to to nie! Jak nie Bieszczady to musi być – Kraków!!! Choćby się ziemia waliła i tak tam pojadę. Po raz drugi nie zrezygnuję(!) Jak widać nie zrezygnowałam. Jestem TUTAJ.
Ten dzień zaczęłam wyjątkowo późno. Ponieważ mimo wczesnej pory (powiedzmy) jak wstałam, wyszłam dopiero ok. 11:00.

Jedna rzecz mnie trochę zasmuciła. Wiedziałam, że dzisiejszy dzień spędzę właśnie na Rynku. Jednak jak weszłam na plac, to okazało się, że czegoś brakuje. To nie było to samo miejsce, które zostawiłam wczoraj:-( Wszędzie barierki, policja, straż miejska, wielkie samochody, TV – gdzie ta magia Krakowa!?! Gdzie to miasto, które pokochałam?! A Adaś?! Do niego również nie ma dostępu;-(

…zabawa, znajomi, muzyka, noc pod gołym niebem – tego nie było. Byłam za to JA, Kraków (mimo iż w takim stanie) i święty spokój. Tylko ja ze swoimi myślami, marzeniami, planami. Nie było nawet tortu i już nie będzie. Pierwsze moje urodziny bez tortu, bez świeczek:P za to były z obwarzankiem.

W południe udałam się na mszę. Chyba tego mi było trzeba;-)
Później wpadłam do Empiku, trafiłam na taką fajną książkę (ech, nie ważne).

O jak śmiesznie, właśnie ktoś śpiewa „Sto lat…”, chyba nie jestem jedyną solenizantką w tym schronisku.

Była dzisiaj taka chwila, gdy moje oczy zaszły łzami, lecz to był moment. Czyżby czegoś, a może kogoś zabrakło… nie wiem! Może. Jednak ani na chwilę nie żałowałam że tu jestem…i myślę, że gdybym jeszcze raz miała obchodzić dzisiejszy dzień nic bym w nim nie zmieniła.

A MOŻE TO TYLKO SEN,
MOŻE NAPRAWDĘ TAK
PRZESZEDŁ DZIEŃ
DZIEŃ NIBY TAKI JAK INNE
DNI,
A JEDNAK DLA MNIE
COŚ BYŁO W NIM(…) (autor W.Z)

Dzisiejszy dzień nie różni się niczym od pozostałych, może jest nawet bardziej ponury…
Mimo fatalnej pogody – deszczu i silnego wiatru, mimo niskiej temperatury, mimo tego że nie było muzyki i wreszcie mimo tego że jestem tu sama – ten dzień na długo pozostanie we mnie. Gdyż tym sennym dniem są moje … 18 (już) urodziny.

Kurcze, nie wierzę, że tu jestem. Czy to możliwe?!
A jednak…

31/12/2004 Piątek
Jak mi się nie chce dzisiaj nigdzie ruszać. Wczoraj za bardzo zmarzłam, dzisiaj w nocy normalnie mną telepało:/ Ale, chyba trzeba iść. Ostatni dzień, w którym mogę coś zrobić, mam tyle miejsc do zwiedzenia, ale jak tak sobie myślę, to chyba wstrzymam się z tym do następnego razu. Chciałabym iść na Kazimierz, zobaczyć Skałki Twardowskiego (podobno są warte zobaczenia), ale mam za mało czasu:/

Ten dzisiejszy dzień był jakiś zakręcony, a jednocześnie nie działo się nic ciekawego. Trawają wilekie przygotowania do nocy Sylwestrowej, nawet nie wiem, czy co będę później robiła, może pójdę spać, a może na miasto(?) Nie wiem. I tak znam cały scenariusz dzisiejszego wieczoru, wiem, kto kiedy będzie śpiewał, kto co powie w którym momencie, nawet poznałam horoskop na przyszły rok:/
Ale ja jestem gamoń!! Ostatnio szukałam Muzeum Narodowego, a dzisiaj jak wracałam ze sklepu – ojej, a do tego też szłam kawał drogi, bo w pobliżu nie ma dobrze zaopatrzonego spożywczego, a nie chcę się faszerować kebabami – patrzę, a tu jak wół stoi co?! Muzeum!!! O nie, już nie poszłam. Za późno. A najzabawniejsze jest to, że ze Schroniska mam do niego parę metrów.

Oho, widzę, że wszyscy się szykuję do Sylwka. Nie wiedziałam, że tutaj jest tyle osób. Ruch jak na ulicach, wszyscy tylko: łazienka – pokoje, łazienka – pokoje itd. I wbrew pozorom nie ma zbyt wielu Polaków, a obcokrajowców (Włosi, Francuzi…nawet Koreańczycy). E tam, ja nie widzę w tym sensu, stawiam na naturalność.
Teraz idę coś zjeść. W końcu latałam tak daleko do sklepu.

01/01/2005 Sobota
Szczęśliwego Nowego Roku! Czas leci jak szalony, może ktoś wie, jak go zatrzymać(?)
Już jestem spakowana. Niebawem wybywam stad. Moi rodzice mają po mnie przyjechać, ale zrobili mi niespodziankę;-) ale to dopiero w południe.
No i byłam jednak na Rynku, bawiłam się wraz ze 170.000 tłumem. Muszę przyznać, że miejscówkę miałam dobrą, widziałam wszystko;-) Wróciłam po 2. O przygodach jakie mnie spotkały napiszę innym razem, teraz mi się nie chce:/ . Cóż, „komu w drogę, temu czas”. Idę zanim przyjadą rodzice, zdążę się jeszcze pożegnać z miastem.

Wcale nie zdążyłam się pożegnać, rodzice zrobili mi psikusa i przyjechali wcześniej. Oczywiście już tradycyjnie udaliśmy się na Wawel. Kupiliśmy zapas obwarzanków i zaprosiłam rodziców na obiad (ale ja jestem kochana). Niestety większość sklepów była pozamykana (z przyczyn oczywistych), nawet Sukiennice były nieczynne.
Nie pozostało nic innego jak wracać do domu, podróż upłynęła niesłychanie spokojnie i szybko.

Już minęło kilka ładnych dni od tego zdarzenia, a ja wciąż myślami powracam do chwil spędzonych w Krakowie, ale już mam powód do radości, niebawem szykuje mi się kolejny wyjazd – tym razem w większym gronie:-)

Wszyscy mnie pytają, jak jest być pełnoletnią? A jak ma być. Czuję się tak samo jak wcześniej, ten fakt nic nie zmienił. Jednym plusem pełnoletności jest to, że na rajdy, czy biwaki mogę jeździć jako opiekun;-) i nie latam do rodziców z papierami po podpisy.
Nie ma z czym się obnosić – przecież to normalne, że każdy z nas się starzeje, dziś ja, jutro ktoś inny będzie miał urodziny. Tak już jest skonstruowany ten świat…

Patrycja