Kłamstwo rodzi kwiaty, nie owoce

Ludzie kłamią z bardzo wielu powodów: dla zysku, ze strachu, dla przyjemności a nawet z przyzwyczajenia. Wbrew ogólnej opinii, nie każde kłamstwo koniecznie w założeniu zawiera chęć skrzywdzenia osoby okłamywanej. Bywają kłamstwa błahe, niewinne, a nawet altruistyczne. Głoszone w dobrej czy złej intencji, zniekształcają jednak obraz rzeczywistości…

Pewnego razu przeprowadzono badania, które miały polegać właśnie na kłamstwie.
Otóż wybrano kilku ochotników, którym rozdano karty (takie do gry) Badani nie mogli ujawnić, jakie karty posiadają. Następnie oglądając na ekranie komputera serię różnych kart uczestnicy musieli odpowiadać na pytanie „Czy masz tę kartę?”. Jeśli uczestnik kartę posiadał, prowadzący doświadczenie zobowiązywali go do kłamstwa (tj. do twierdzenia, że jej nie posiada).

Okazało się, że obszary mózgu związane z koncentracją uwagi oraz kontrolowaniem i wyłapywaniem błędów były bardziej aktywne, gdy badana osoba kłamała, niż gdy mówiła prawdę. Kłamstwo, więc wymaga zwiększonej aktywności w tych obszarach mózgu, które są związane z kontrolą.
Ludzie często się zastanawiają jak można „wykryć” kłamstwo. Nie ma jednak najlepszego sposobu, gdyż: „Większość zachowań, które mogą być symptomami kłamstwa może również oznaczać przesadę, obawę, zwątpienie i niepewność. Część tych samych zachowań może mieć u różnych ludzi inne podłoże. To, co dla jednego człowieka jest nawykiem, w przypadku drugiego może być przejawem nieuczciwości. Żadna pojedyncza oznaka kłamstwa nie jest dowodem oszustwa, podobnie jak brak takich oznak nie może być uznany za świadectwo prawdy”

Ludzie oszukując mają tendencje do odwracania wzroku, czynienia częstych błędów językowych, mówienia wyższym tonem i przejawiania wzmożonych ruchów. Mówienie nieprawdy zwykle połączone jest z określonym wyrazem twarzy, która w porównaniu z innymi częściami ciała odgrywa w tym procesie największą rolę. Symptomem potencjalnego kłamstwa może być asymetryczne ściąganie twarzy, w wyniku którego obie jej połowy wyglądają nieco inaczej.

Oszukiwanie ponadto znajduje swój wyraz w gestach ręki dotykającej twarzy. Człowiek mówiąc, widząc i słysząc nieprawdę stara się zazwyczaj zakryć rękoma swoje usta, oczy lub uszy. Małe dziecko zakrywa rękoma usta, gdy kłamie, oczy- gdy widzi coś niepożądanego i uszy- gdy słyszy reprymendy rodziców. Człowiek dorosły zachowuje się podczas oszukiwania w sposób mniej oczywisty. Jego ruchy ręki dotykającej twarzy nie są aż tak klarowne, ale pojawiają się, gdy czuje się on niepewnie, ukrywa coś, wpada w przesadę lub po prostu kłamie. Ruchy ręki dotykającej twarzy występują w czterech podstawowych odmianach: Zakrywanie ust Dotykanie nosa Pocieranie oka Pociąganie kołnierzyka/pocieranie karku.
Uważny obserwator dojrzy, że ktoś go oszukuje. Gestykulacja, mimika, ton głosu, spojrzenie, mimowolnie zdradzają pewne napięcie i niepokój, które zazwyczaj towarzyszą kłamstwu.

To są wnioski z badań przeprowadzanych przez pewną młodą badaczkę. Która została przeprowadzona wśród znajomych z uczelni i z podwórka, wśród rodziny oraz w klasie VB2 z Liceum Ekonomicznego przy Zespole Szkół Hutniczo-Mechanicznych im. Walentego Roździeńskiego w Szopienicach:
– kłamiemy średnio 2 razy dziennie, popularność kłamstwa jest więc zadziwiająca, i dlatego ma ono stałe miejsce w komunikowaniu się
– większość kłamiących uzyskała jakieś korzyści z tego, że kłamała
– jednakże również większość nie przyznaje się do tego, że kłamie mając na celu wykorzystanie kogoś czy wyrządzenie mu krzywdy
– uważamy, że są sytuacje, kiedy lepiej skłamać, niż powiedzieć bolesną prawdę, i tym sposobem oszczędzić komuś przykrości
– są kłamstwa, które jesteśmy skłonni usprawiedliwić, i są to kłamstwa mające na celu dobro innych, a także kłamstwa dotyczące błahych, mało istotnych spraw
– większość uważa, że kłamstwo prędzej czy później wyjdzie na jaw, jednak to nie powstrzymuje ich przed kolejnym złamaniem VIII przykazania
– kłamiemy w zasadzie mimowolnie, nie obmyślamy jakichś specjalnych strategii kłamania
– czasami odczuwamy wyrzuty sumienia po tym jak skłamiemy
– część osób nie uważa, aby przemilczenia, przesada, zachowania maskujące, oszustwa i podstępy można było włączyć w kategorię kłamstwa (z czym ja osobiście się nie zgadzam)
– najczęstszą przyczyną kłamania jest chęć oszczędzenia komuś przykrości
– równie często kłamiemy o sobie, tzn. broniąc własnej twarzy, podwyższając swoją samoocenę, koloryzując i wymyślając jakieś niesamowite przeżycia
– kłamiemy także chcąc uniknąć jakiegoś konfliktu, czyli zachowujemy się konformistycznie
– dosyć często zdarza nam się kłamać, aby pokonać jakieś przeszkody, coś uzyskać, ale także z dość prostego i oczywistego powodu: po prostu chcemy ukryć prawdę i tym samym oddalić karę (dotyczy to zwłaszcza dzieci i młodzieży)
– w zasadzie nie kłamiemy bez przyczyny, choć owszem, zdarzają się patologiczni kłamcy

„Kłamstwo zdąży obiec pół świata, zanim prawda włoży buty”

Karolina Grodzka

Historia – cz. 2

Za ladą stał gruby karczmarz ze świńskim ryjkiem i małymi ruchliwymi oczkami, powoli ze zdenerwowania oblizywał wargi. Gdy podszedł do karczmarza ten mało nie wpadł na półkę z alkoholami.
-Witaj
-Wi…wi,wi..witam, czy..m mogę s..s…służyć ?
-Biorę pokój na dzień.. i proszę zająć się moim koniem. Tylko siano!
Aha. Jakąś dziewkę przyślij na góre.. jeśli chcesz mieć ten…biznes.
Powoli się odwrócił, rzucił sakwę złota na stół i skierował się na górę do pokoi. Biorąc od roztrzęsionego grubasa klucze. Gdy był już na piętrze, zwrócił uwagę na to że osoby znów zaczęły rozmawiać.

Piętro posiadało osiem małych pokoi i cztery duże, które mieściły się w zgięciu budynku. Wojownik skierował się powoli do zgięcia i wszedł do jednego z pokoi. Zdjął specjalny ciemny płaszcz i powiesił go na wieszaku. Ten i cały pokój okrył się szronem, a strudzony wojownik złożył zbroję i miecz koło pryczy ułożywszy się na niej. Teraz już tylko oczekiwał dziewki od karczmarza…

Leżąc rozmyślał o swoim nauczycielu, wrogu. Sam czasami nie wiedział jak go traktować.
Jego myśli błądziły od jednego zdarzenia do drugiego niczym liść którym bawi się wiatr. Przez lata jakie dotychczas przeżył wmawiał sobie że jest normalny, ale wspomnienie krwi na rękach i na ścianach budziło w nim demona… Nawet nie miewał już snów tylko odrażające koszmary…Jeden szczególnie zapadł mu w pamięć.. wydawał się taki realistyczny.

Stała przed nim jego żona. Długie kruczoczarne włosy rozwiewał niewidzialny wiatr o zapachu rozkładu. Wyciągnęła do niego ręce i prosiła go o pomoc. Gdy jednak zaczął się zbliżać zasłoniła się rękoma, a z twarzy zaczęły odpadać płaty skóry. Po chwili się rozpadła. Migała mu twarz tajemniczo uśmiechniętej kobiety i czarny zamek okryty mgłą, którą znał…

Nagle usłyszał pukanie, które wyrwało go z zamyślenia. Spodziewał się dziewki więc bez wahania otworzył drzwi. Zdążył zobaczyć kobietę ze snu i nim coś powiedział pięść wielkości jego popiersia wylądowała na brzuchu i posłała go za okno. Gruchnął o ziemię, ale zaraz się podniósł. Jego oczy zapłonęły na czerwono, a mgła wokół się przerzedziła. Delikatnie wybił się i wleciał do swego pokoju, w którym stał dwu metrowy barbarzyńca i ta kobieta…
Zanim olbrzym go zauważył i usłyszał walnął go w brzuch i głowę. Barbarzyńca się zgiął z bólu. Później wziął uniósł go i wyrzucił przez to samo okno. Kobieta którą do tej pory ignorował zaczęła coś szeptać, ale on pchnął ją psychicznym atakiem do pokoju naprzeciwko. Podszedł do okna i zobaczył jak olbrzym się podnosi. Zeskoczył mu na barki. Nogami złapał go za kark i skręcił go …Później teleportował się do pokoju i już spokojniejszy wziął swój miecz i podszedł do leżącej kobiety. Leżała nadal lekko zamroczona. Jej zaróżowione wargi były lekko rozchylone. A kaskada jasnozielonych włosów była rozrzucona niczym pawi ogon. Nogi były długie, delikatnie umięśnione i zakryte tylko przez krótką zieloną spódniczkę z rozcięciami na udach. W tym samym kolorze był stanik podtrzymujący atuty niewiasty.

Bił się z myślami. Mógł ją teraz zabić. Nasycić swoje pierwotne rządze… Ale jakaś obawa że ona ma z nim cos wspólnego odgoniły jego myśli o tym. Ostrze jego miecza delikatnie przecięło powietrze nad smoczą skórą z której był zrobiony strój nieznajomej. Ostrze poszło aż nad szyję i tu się zatrzymało…

Wiktor Gdowski

Jan Paweł II do harcerzy

Dzisiejszemu światu potrzeba czytelnego świadectwa wiary, nadziei i miłości. Potrzebuje go zwłaszcza młodzież, której przypadnie żyć w trzecim tysiącleciu.


Organizacja harcerska, zachowując ideał, który przyświecał założycielom, wychowuje młodzież w duchu tradycji chrześcijańskich i narodowych, wdraża do podejmowania odpowiedzialnych zadań, uczy poszanowania całego dzieła stworzenia, a nade wszystko godności każdego człowieka. Hasło ?Czuwaj” przypomina o potrzebie bacznego rozróżniania prawdy od fałszu, dobra rzeczywistego od złudnych pozorów. Wśród wielu błędnych tropów trzeba umieć odnaleźć ślady Chrystusa i pójść za nim. Wtedy – jak śpiewacie w jednej z pieśni harcerskich – wasza „pogoda i jasny wzrok rozjaśni ludziom mrok i innym szczęście da harcerska dola radosna”.


Braterski krąg łączący dłonie wokół ogniska to symbol jedności, solidarności i wierności w przyjaźni. Są to cnoty szczególnie cenne w życiu społecznym każdego narodu. Wydaje się, że nasza Ojczyzna bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje dziś budowania jedności i kształtowania ducha jedności w sercach ludzi, szczególnie młodych, którzy podejmują odpowiedzialność za przyszłość własną i narodu.


Niechaj Najświętsza Maryja Jasnogórska wspiera was w dziele wychowywania do odważnej i ofiarnej służby, do czujności i odpowiedzialności, do przyjacielskiej jedności. Niech Bóg darzy Was wszelkimi łaskami.


Z serca udzielam apostolskiego błogosławieństwa na dalsze lata harcerskiej służby wszystkim tutaj obecnym, a także wszystkim harcerzom w Polsce, których tutaj reprezentujecie.


Słowo Jana Pawła II do delegacji Związku Harcerstwa Polskiego, 30 sierpnia 1996 r.

Polskie obozy koncentracyjne?

Czy słyszeliście o POLSKICH OBOZACH KONCENTRACYJNYCH? Nie? To musicie poczytać rozmaite gazety z całego, cywilizowanego świata. Francuskie, brytyjskie, amerykańskie, rosyjskie i wiele innych. Ja tych gazet nie czytam, to i nie wiem.

Wiem, że były na ziemiach polskich, okupowanych przez hitlerowskie Niemcy, niemieckie obozy, takie jak Auschwitz i Birkenau pod Oświęcimiem, Majdanek w dzielnicy Lublina, Treblinka, Bełżec, Sobibór i wiele innych. Mówi się ostatnio o Koncentrationslager Warschau, czyli o obozie koncentracyjnym w Warszawie. Miał być zlokalizowany w pobliżu tuneli za Dworcem PKS, przy trasie z Alej Jerozolimskich w stronę Poznania.

Słyszeliście o Powstaniu Warszawskim? Nie? Jak to! Przecież wybuchło w kwietniu 1943 roku. Dzielni Żydzi pod wodzą Mordechaja Anielewicza stawili opór przeważającym siłom hitlerowskim. Bronili się prawie miesiąc.

Było jakieś inne powstanie? Nie czytałem w cywilizowanej prasie.
Czy ja majaczę, czy może jestem chory na główkę?
Nie, ja po prostu CYTUJĘ artykuły z cywilizowanej prasy światowej.

Czyja to wina, zapytasz, że tak mało o nas wiedzą na świecie? Odpowiedź jest krótka! Winne są rządy PEERELU! Przecież nikomu z możnych Polski Ludowej nie zależało na tym, żeby ukazać światu prawdę o Powstaniu Warszawskim, bo wtedy należałoby powiedzieć, że wybuchło ono z inicjatywy Delegata Rządu na Kraj, że był ten rząd w Londynie, że Polskie państwo podziemne było jedynym państwem tego typu w okupowanej Europie, że warszawskie Powstanie trwało 63 dni, że walczyła w nim 40 – tysięczna Armia Krajowa, w której szeregach było około 400 tysięcy zaprzysiężonych, a tzw. Armia Ludowa liczyła wtedy 6000 ludzi, a w powstaniu walczyło kilkuset, że Armia Czerwona przyglądała się z praskiego brzegu Wisły jak kona Warszawa, że tak zwana pomoc powstańcom przez żołnierzy Berlinga, dokonana zresztą na rozkaz Rokossowskiego, była kolejną okazją po Lenino, do wygubienia paru tysięcy polskich żołnierzy.

Wtedy należałoby powiedzieć o roli Armii Czerwonej w zagładzie Armii Krajowej po tak zwanym wyzwoleniu Polski. O rozstrzelaniu przez Ludowych Polaków rotmistrza Pileckiego, który przeżywszy Oświęcim zginął kilka lat po wojnie, bo miał pecha być w Armii Krajowej. O zamordowaniu Rodowicza, „Anody” kilka lat po wojnie w Ludowym więzieniu na Rakowieckiej. O rozstrzelaniu pułkownika Władysława Minakowskiego w 1953! Roku przez Ludową władzę.

No i co? No i nic! Właśnie dlatego mówi się dzisiaj o POLSKICH OBOZACH KONCENTRACYJNYCH, o Powstaniu Warszawskim dzielnych Żydów w kwietniu 1943 roku.

Mody Czytelniku! Nie dziw się za bardzo, że tak jest, a nie inaczej. To Ty! Właśnie Ty jesteś także odpowiedzialny za to, żeby Twoi harcerze znali prawdę o własnym kraju, żeby nie powtarzali głupot i nonsensów.

Polacy to nie Francuzi, którzy kolaborowali z Niemcami w czasie II Wojny Światowej. To nie Włosi, Japończycy, Węgrzy, Rumuni, Hiszpanie, Litwini, Ukraińcy i Rosjanie i inni, którzy ramię w ramię z hitlerowcami zamierzali zaprowadzić Nowy Ład w Europie i na świecie.

„My kraj bez Quislingów, Petainów”…., śpiewali piosenkę polscy partyzanci.
Tak chciały niebiosa, by krew nam na wrzosach wolności ścieliła kobierce, śpiewali Żołnierze AK „Ponurego” w Górach Świętokrzyskich.
Pamiętaj o nich i o Białoczerwonej, która nie ma dobrej prasy na świecie. Zmieniaj to. Z góry Ci za to dziękuję.

P. S. Jeżeli chcesz usłyszeć słowa prawdy na własne uszy, zaproś mnie na spotkanie z drużyną. Czasem warto! Polska czeka!
Na stronie http://otwock.pttk.pl w dziale linki znajdziesz dział BOHATEROWIE CZASU WOJNY. Zaglądaj tam często! Naprawdę warto!

P.S. Zmarł Jan Nowak Jeziorański, były dyrektor radia „Wolna Europa”. Dla Ciebie to zamierzchła historia. Ja mam do dzisiaj w uszach warkot zagłuszarek, które nadawały potworne hałasy na falach tej rozgłośni. Kupiłem specjalne radio, radzieckiego VEF-a, z sześcioma zakresami fal krótkich, by znać prawdę. I przez hałasy i warczenia słuchałem o tzw. wydarzeniach czerwcowych w Poznaniu, o strzałach do robotników Stoczni Gdańskiej w grudniu 1970 roku, a wreszcie o wydarzeniach na Wybrzeżu w sierpniu 1980 roku. A przed laty, jako uczeń falenickiego liceum chodziłem z moją klasą po mieście skandując: Nie da rady ołgać chłopa radio Wolna Europa!!!!!

Chyba nie było bardziej znienawidzonego przez Władzę Ludową radia, jak właśnie to! Dzisiaj wszyscy mówią, że zawsze kochali Jeziorańskiego i Jego radio…..

Twoja, już bardziej spokojna,
Biała Sowa

Zło dobrem zwyciężaj – tolerancja

Bardzo dużo dziś się słyszy o tolerancji. Czasem nawet przedstawia się ją, jako najwyższą wartość. Dlatego trzeba zastanowić się, czym tolerancja jest, co oznacza to tak często używane pojęcie.
Tolerancja jest bardzo istotna w życiu człowieka. Dzięki niej, ludzie o całkiem odmiennych poglądach mogą współpracować i współtworzyć jakieś dobro. Przecież każdy z nas jest inny…

Ksiądz Jan Twardowski, napisał piękny wiersz:

„Dziękuję Ci że nie jest wszystko tylko białe albo czarne
za to że krowy są łaciate
bladożółta trawka kijanki od spodu oliwkowozielone dzięcioły pstre z czerwoną plamą pod ogonem pstrągi szaroniebieskie brunatno-fioletowa wilcza jagoda złoto co się godzi z każdym kolorem i nie przyjmuje cienia policzki piegowate dzioby nie tylko krótkie albo długie przecież gile mają grube a dudki krzywe za to, że niestałość spełnia swe zadanie i ci co tak kochają że bronią błędów tylko my chcemy być wciąż albo albo i jesteśmy w kratkę”.

Chrystus powiedział (co też ma coś wspólnego z tolerancją): „Miłujcie nieprzyjaciół waszych, módlcie się za tych, którzy was prześladują. W ten sposób okażecie się synami Ojca waszego, który jest w niebie i który sprawia przecież, że słońce wschodzi tak nad złymi, jak i nad dobrymi, a deszcz spada zarówno na sprawiedliwych, jak i na niezbożnych.”

Polska ma piękne tradycje tolerancji. Przez wiele wieków była państwem wielonarodowym i wielowyznaniowym. Kiedy Europą wstrząsały wojny religijne, w Polsce wspólnie żyli ludzie różnych języków, kultur i religii. I ta tolerancja wcale nie oznaczała porzucenia własnych racji, czy własnego systemu wartości. Było to raczej otwarcie na cudze racje, na to, co łączy.

Jest też taka tolerancja która oznacza pogardę dla drugiego człowieka. (ta jest zła!) Jeśli mówi się o kimś: trzeba go tolerować… (no comment)

Bywa też taka tolerancja, którą w jednych słowach można streścić w następujący sposób: Nic mnie nie obchodzi, co robisz. To też nie jest chyba zbyt fajne Zwróćcie uwagę: Czy mógłbyś tak powiedzieć, gdy widzisz, że ktoś z Twoich bliskich, kolegów robi źle, niszczy swoje życie… To nie jest właściwie rozumiana tolerancja, to brak miłości, znieczulica na problemy drugiego człowieka.
Postawę tolerancji powinniśmy budować w swoim życiu, bo wyraża ona to, co bardzo ważne i istotne. Najpierw tolerancja jest budowana przez szacunek, a przecież należy się on każdemu człowiekowi

Postawa tolerancji bazuje też na naszej pracy nad sobą. Człowiek tolerancyjny to ten, który potrafi walczyć z własnymi grzechami.
Człowiek tolerancyjny jest gotów pomagać błądzącym.

Tolerancja ułatwia współpracę ludziom mającym, różne poglądy. Nie może ona stawać się znieczulicą czy pogardą. Prawdziwą tolerancję cechuje szacunek dla drugiego człowieka, który został stworzony na obraz Boga i przez Stwórcę obdarzony wolnością.

Mój młodszy kolega napisał coś o… tolerancji właśnie: w dzisiejszych czasach mało widać tolerancji może we Francji elegancji więcej tolerancji ale wróćmy do naszego Powiatu Otwockiego nie wyimaginowanego więc odwołuje się do tej chwili wżywajcie tolerancji kochani moi moli bo bez to boli nie cieszy nie śmieszy nie pomaga nic ulepszyć rób co chcesz a że ciebie na tolerance niestać… nie!! to weź to zaakceptuj i puść do przodu wszystkich bliskich co próbują i chcą już wstać chcą już grać i walczyć o tolerancje!

„Synkuś”

Rocznica wyzwolenia Auschwitz

27 stycznia był dniem wyjątkowym. Mijała 60 rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz. Rocznica zarazem smutna i radosna. Smutna, bo wspominaliśmy miliony ofiar II wojny światowej nie tylko obozów koncentracyjnych i obozów zagłady , a radosna dlatego że w końcu dym z krematoriów przestał unosić dusze ludzkie do nieba.

W związku z tą rocznicą odbyło się wiele spotkań „na szczycie”, organizowano konferencje, spotkania z ocalałymi ofiarami i wszyscy jednym zgodnym głosem wołali, aby taka tragedia się nigdy więcej na ziemi nie powtórzyła.
Nie powtórzyła….
Ale czy ona nie dzieje się ciągle?
Czeczenia, Afryka, Chiny, Korea Północna, Bliski Wschód…

Studiuję historię. W mojej grupie mam niesamowicie różnych ludzi, o różnorodnych poglądach i przekonaniach. To sprawia, że nasze dyskusje na ćwiczeniach czasami są bardzo burzliwe, ale zawsze odbywają się w poczuciu poszanowania dla drugiej osoby.
Ostatnio dyskutowaliśmy o rewizjonizmie historycznym. Rewizjonizm to dążenie do zmiany jakiegoś systemu naukowego, doktryny, poglądu w wyniku ich ponownego zbadania, nowej interpretacji danych. Zastanawialiśmy się czy taki proces ma miejsce w Polsce, w Europie i w ogóle na świecie. Czy może być on możliwy, czy nie jest to bardziej nagonka medialna związana z okrągłymi rocznicami pewnych wydarzeń.

Zastanawialiśmy się także czy historyk może być do końca obiektywny i czy jest wstanie poznać Prawdę. Tę jedyną, bo czy nie jest przypadkiem tak, że każdy ma swoją prawdę, a skoro każdy ma „swoją prawdę” to w takim razie nie ma tej jednej, obasolutnej Prawdy. Bo czy prawdą jest sam suchy fakt? Czy zawsze coś może być ocenione w kategorii dobro zło?
Każdy z nas ma troszkę inny system molarny, owszem kształtowany głownie na Dekalogu, w którym zawarte jest całe Prawo Boskie, ale jednak jest on indywidualny. Czasem zbieżny z kimś innym, ale epoka uniwersalizmu moralnego skończyła się w średniowieczu. A co z narodami i religiami, które mają inny system wartości niż my… czy mamy prawo oceniać ich zachowania według naszych norm?

Historyk, ale także normalny, myślący człowiek interpretując dane ocenie je. Ocenia je według swoich przekonań, według wiedzy jaką na daną chwile posiada. Czasami pewne fakty inaczej ocenią ludzie młodzi a inaczej starsi, którzy mają większy bagaż doświadczeń życiowych i którzy już nie są odpowiedzialni tylko ze siebie, ale także za swoje rodziny.

Każdy podręcznik do wstępu do badań historycznych mówi, że jedną z cech historyka powinien być obiektywizm. Że dążąc do prawdy należy wyzbyć się wszelkie subiektywności. Ale czy do końca jest to możliwe? Każdy z nas przez całe zdobywa pewne doświadczenie życiowe, staje wobec dylematów, które kształtują jego postawę. Czy w takim razie jest możliwe aby w ciągu kilku minut pozbyć się ich całkowicie i stać się tabula rasa? *

Chyba do końca nawet nie zdajemy sobie sprawy jaki wpływ mamy na kształtowanie się postaw historycznych i patriotycznych naszych harcerzy. Ze czasami podświadomie „przemycamy” im do głów nasze poglądy…

Marysia Mikulska

* tabula rasa – czysta, nie zapisana karta; umysł (dziecka) nie tknięty jeszcze przez wpływy zewn. (wg Locke’a).

Nie warto się spieszyć

Dziś trochę inaczej. Zbliżają się Walentynki, więc będzie o miłości. A ponieważ kiepski ze mnie poeta, przebieranie uczuć w słowa trudno mi przychodzi, będzie to artykuł o miłości fizycznej…


Chyba bez wstępu.
Powtórzę więc. Nie warto się spieszyć. Nie warto „lizać się” i „bzykać się” z chłopakiem/ dziewczyną bez zastanowienia. I nie chcę moralizować. Nie powiem, że duże jest ryzyko ciąży, że trzeba się zabezpieczać, że choroby się przenoszą, że trzeba się dobrze poznać, że nie należy przed ślubem, że…..
Postaram się obronić tezę, że to się zwyczajnie nie opłaca!


Naprawdę ważne z kim….
Czy czujesz jakiekolwiek podniecenie w autobusie, gdy wokół jest wielu ludzi? A czy dotyk lekarza, który bada twoje np. stłuczone kolano jakoś na ciebie działa? Ale gdy człowiek, który ci się podoba, którego kochasz zbliża się na 5 metrów czujesz jego obecność w powietrzu. Wdychasz jego zapach choć jest tak daleko, że nie sposób go czuć. A gdy zbliży się do ciebie bardziej? Wszystko zaczyna nagle wirować. Gdy przypadkowo wasze dłonie się spotkają czujecie jakby przeszedł was dreszcz. Iść i trzymać go za rękę to niesamowite uczucie bliskości. Jesteście blisko siebie, choć tylko trzymacie się za ręce.


Proponuję małe doświadczenie na sobie samym. Weź swoją dłoń i palcem wskazującym drugiej dotknij jej wewnętrznej części, delikatnie, powoli, bardzo powoli. To przyjemne, łaskoczące uczucie, które powoduje mrowienie podobne do tego, które odczuwasz powoli zbliżając się do kogoś. Uczucie, które odczuwasz za każdym razem, gdy TEN KTOŚ, ten, a nie żaden inny, lekko muśnie cię dłonią. Przyjemne uczucie, które pozwala się przekonać, że naprawdę ci na tym kimś zależy. Uczucie, które daje czas do namysłu. Bywa niesamowite.


Ale czy zawsze? Spróbuj teraz zrobić to samo jeszcze raz: znów otwórz swoją dłoń i palcem drugiej dotknij jej, szybko, bez namysłu, jakbyś chciał klasnąć. Jaki efekt? Pewnie żaden. Czasem na pewno zdarzy się tak, że czyjś dotyk, choć jego zdaniem czuły, powolny i delikatny nie robi na tobie żadnego wrażenia. To jest sygnał twojego ciała, że jego ręce są w niewłaściwym miejscu. Właśnie przekonujesz się na swojej skórze, że nic między wami nie ma magicznego. Że może nie warto iść dalej, skoro jego dotyk nie elektryzuje cię wcale.


Gdy zbliżasz się do kogoś bez zastanowienia, namysłu, zbyt szybko bardzo dużo tracisz. Tracisz tę magiczną chwilę przed. Te wszystkie etapy, które są w każdym związku najlepiej wspominane, najpiękniejsze i najkrótsze. Tracisz niepewność przed pierwszym pocałunkiem, drżenie rąk zanim po raz pierwszy się zetkną, dreszcz na plecach zanim po raz pierwszy obejmie cię czyjaś ręka. Wszystkie te etapy są ważne i bardzo przyjemne. Nie warto z nich rezygnować i przechodzić dalej zbyt szybko. Nigdy później nie będzie między wami tej niepewności, tej iskierki i dreszczyku, który towarzyszy przekraczaniu tych granic po raz pierwszy z osobą, którą się kocha.


Są one ważne jeszcze dlatego, że są sprawdzianem i barometrem waszych uczuć. Pozwalają się przekonać, że to, co się między wami dzieje jest naprawdę magiczne i czy warto iść o krok dalej.
Niektórzy szybkim skokiem pokonują te wszystkie etapy. Nie dają sobie czasu ani na przemyślenie, zastanowienie, upewnienie się, co do słuszności swoich działań, ani na cieszenie się każdą z chwil, które nadają całej sytuacji magii i uroku.


Pomyśl o pocałunku…. czy wkładanie komuś języka do ust nie jest dowodem jakiegoś zaufania? To wkroczenie w bardzo intymne ciało drugiego człowieka. A jednak ludzie pozwalają robić to komuś, kogo prawie nie znają.


Popatrz na budowanie bliskości między dwojgiem ludzi jak na drogę w górę. Nie warto jechać windą lub kolejką na szczyt. Nie warto rezygnować z tak dużej ilości przyjemności, nie warto iść dalej za szybko, bo sama droga do celu jest bardzo przyjemna. I im dłuższa, tym więcej namysłu nad tym, że cel jest wart tego, by do niego zdążać, i tym szczęśliwsi i pewniejsi ludzie dochodzą do tego celu. Zapewne dłużej tam zostają.


Anna Nowakowska
Hufiec Warszawa Praga Pd

Historia – cz. 1

Życie jest jak mgła ..błądzisz szukając odpowiedzi na swoje pytania.
Wszyscy starają się dojść do wyznaczonego celu, lecz zdarza im się zbłądzić…



W życiu jest tak, że to problemy Cię znajdują, choćbyś nawet uciekał na kraniec świata . Czasami to jednak nie my rządzimy…. Zdarza się czasami, że jesteśmy jak ziarenka zbóż i ktoś rządzi naszym życiem…


Tak właśnie było w przypadku wojownika, który w czarnej zbroi na karym rumaku o czerwonych oczach wyłonił się z mgły. Mgły podobnie rzadkiej jak jego życie. Niegdyś był szlachcicem z pięknym zameczkiem w śród wzgórz. W zimę pokryty ciepłym płaszczykiem bieli, a w lato i wiosnę przystrojony w piękne kwiaty wiśni. Wszystko by było piękne gdyby nie to, że pomógł pewnemu dziwnemu biedakowi o szarej cerze. Ubrał go,oporządził i nauczył dworskich manier. W zamian on…nauczył go jak być nim…


Z bólem wdzierającym się w jego trzewia wspominał swoja przemianę i to, co później uczynił. W szale przemiany pozabijał swoich najbliższych, a jedyne co pamiętał to tryskająca krew z tętnic rozrywanych przez niego samego… Po roku osoba, którą ugościł opuściła go mówiąc że wszystkiego go nauczył. Wtedy to postanowił przywdziać zbroje i miecz, który był wyrabiany przez dwóch duchowych mistrzów . Który podobno posiadał ogromna moc świata żywych i umarłych… Postanowił odjechać by wszystkim zapomnieć …ale nie zawsze potrafił.


Teraz jadąc na swym zmienionym wojennym koniu ze swych stajni wybierał się w poszukiwaniu tego , który go zmienił. Była ciemna księżycowa noc. Czasami księżyc przesłaniały ogromne ciemne chmury. A wszystko to z mgłą tworzyło upiorną atmosferę. Jego rumak powoli postukując podkowami wjechał do małego miasteczka zaścielając go mgłą. Wojownik skierował go do najbliższej tawerny. Bezszelestnie zszedł i skierował się do wejścia. Kiedy stanął w wejściu wszyscy na Sali ucichli. Wiedzieli kim jest i dla swojego dobra się nie odzywali . On już wiedział jak działa na ludzi. Wiedział że gdy wszedł tu powiało chłodem jakby mgła wdarła się do budynku…


Palladyn

W krainę szczęśliwości…

Z mojego pamiętnika…

„Pociąg ze stacji spóźnione nadzieje wjedzie na peron 2″… i wjechał.

Środek tygodnia, normalni ludzie siedzą w pracy, młodzież w domach i rozkoszują się chwilą spokoju od szkoły, a ja stoję z plecakiem i biletem w ręku na Dworcu Wschodnim w Warszawie (peron 2 – czyżby zbieg okoliczności)
Lada moment przyjedzie pociąg, który zabierze mnie w krainę szczęśliwości…
Tak zaczęła się moja przygoda…

Celem mojej podróży był Kraków. Ten kto był w tym mieście, wie doskonale, że jest w nim coś, co przyciąga niczym magnes. Każdy z nas ma takie miejsca, do których wciąż powraca. Ja również je mam.

28/12/2004 Wtorek
No i jestem w Krakowie. Myślałam, że umrę w tym pociągu. Wraz ze mną w przedziale siedziało 5 kolesi. Było tak nuudno, wszyscy spali. Taki jeden się na mnie gapił i czytał gazetę…a ja, wlepiłam nos w okno i podziwiałam piękne krajobrazy. Nawet widziałam 6 sarenek:-) No i śnieg ! Pewnie nikt mi nie uwierzy, że w grudniu widziałam śnieg:D
Tak naprawdę byłam troszkę zdezorientowana, nie wiedziałam w którą mam iść stronę, ale jakoś sobie poradziłam. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam tuz po wyjściu z pociągu był zakup planu miasta i – ofcorse obwarzanka;-)
Usiadłam na najbliższej ławce i próbowałam znaleźć Schronisko PTSM, ale jakoś nie najlepiej mi to wychodziło. W końcu wkurzyłam się, schowałam plan i ruszyłam przed siebie. Nagle wspomnienia wróciły. Uliczki, alejki stały się dla mnie bardzo jasne. Jakbym mieszkała tutaj całe życie.
Troszkę zgłodniałam, więc udałam się do Baru Grodzkiego na ulicy Grodzkiej poleconego mi przez Mirka Grodzkiego 😀 Później tak się plątałam po tych ulicach. Posiedziałam sobie na Rynku, obeszłam Sukiennice. Dość szybko się ściemniło, więc ruszyłam do Schroniska. 15 min spacerkiem i już byłam:-)
Teraz leżę sobie na łóżeczku. Zostałam przydzielona do 16 osobowego pokoju. Na razie są takie dwie dziewczyny i ja. Schronisko samo w sobie jest nawet, nawet. Teraz wiem, gdzie będę zatrzymywała się, jak będę tu przyjeżdżała. Buuu, skończyłam czytać książkę;-( no i co ja będę robiła wieczorami, przecież po mieście włóczyć się nie będę(!).
E tam, idę na świetlicę, może w TV będzie coś ciekawego, a może…poznam kogoś fajniusiego;-)

29/12/2004 Środa
Dzisiejszy dzień był bardzo ruchliwy 😀 cały czas na nogach, nawet nie wiem, czy usiadłam na 5 min. chyba dopiero teraz. Ale było fajnie.
Rano wstałam o 8:00 – reszta spała (późnym wieczorem jeszcze dotarły dwie osoby, taki chłopak z dziewczyną – bardzo sympatyczni) szybko się ubrałam, umyłam i fruuu na miasto!
Cel- cmentarz wojskowy. Na nim znajduje się grób bohatera mojego szczepu por. Roberta George’a Hamiltona. Ku mojemu zaskoczeniu trafiłam bez problemu. Niestety nie zapłonęła znicz na jego grobie – zakaz:/ mówi się trudno. Sporo czasu spędziłam na tym cmentarzu. Później ruszyłam w dalszą drogę.
Cel 2 – Muzeum Narodowe. Usłyszałam – Pani, to w ogóle nie ten tramwaj, proszę wysiąść, wsiąść w „xx” potem w „yy” i jeszcze przejść na drugą stronę wsiąść w „zz” a na koniec podjechać ……oooooooo zgubiłam się!! Dobra, może Muzeum nie zniknie, dzisiaj rezygnuję. W samym centrum jest mnóstwo muzeów.
Ale się zdenerwowałam. Dorwałam plan i wypatrzyłam pomnik harcerzy poległych w latach 1939-45, no więc powiedziałam sobie – komunikacji miejskiej dziękuję – ruszyłam z buta. Idę, idę, idę…ale coś nie tak! Zaraz, ale czy ten pomnik nie powinien stać tutaj! Gdzie jest??! Okazało się, że nie ma:/
No nie! Idę na Wawel. Tak, to był trafny wybór. Połaziłam po Wawelu, odwiedziłam Smoka, przeszłam się hen, hen wzdłuż Wisły, w międzyczasie udałam się na Barbakan. Jednak wszystkie drogi prowadzą na Rynek.
Dzień nie był by udanym, gdybym nie udała się do Kościoła Mariackiego. A jak kościół to i Ołtarz Wita Stwosza (1489rok) – widziałam po raz pierwszy jego otwarcie.
Znowu jestem w Schronisku. Nie powiem, że dzień dzisiejszy należał do najcieplejszych. Brrrr jestem cała zmarznięta – i jeszcze jak na złość nie mam szalika:(
No to jest nas już wesoła 5. Śmiać mi się chce, jak ciągle mnie pytają o to z kim tu jestem, po czym widzę zaskoczenie w ich oczach! Tak, już wiem, że jestem odważna 😀 Fakt, iż tu jestem, wcale nie świadczy o odwadze. No, tak mi się wydaje.
____________

Jest taki dzień w roku, na który większość oczekują z utęsknieniem. I wbrew pozorom nie jest to Wigilia, czy też Dzień Dziecka – nie! Jest to dzień naszych URODZIN.
Niektórzy przywiązują do nich ogromną wagę, inni już ich nie obchodzą (…)
A ja?!

Jak byłam małą dziewczynką wyczekiwałam aż spadnie śnieg – i odliczałam dni do swoich urodzin..
Kiedy byłam osobą nieco starszą urodziny w dalszym ciągu były dla mnie ważne – 30.12 – wreszcie, jestem starsza(!)…
Teraz nadszedł taki czas, że do swoich urodzin nie przykładam dużej wagi… Dla mnie są to kolejne urodziny, kolejny dzień w roku, jeden z 365 (364) niczym nie różniący się od pozostałych. Dzień jak co dzień.

30/12/2004 Czwartek
Jest dopiero 18:00. Każdy dzień tutaj kończy się dla mnie w schronisku. No i jestem pełnoletnia! A dzisiejszy dzień zaczął się tak:

Obudził mnie dźwięk telefonu, jeden sms, drugi, kolejny. To był początek. No tak, dzisiaj mam urodziny.
Jak każda nastolatka wyobrażałam sobie swoją 18. Z zazdrością patrzyłam na innych… bo oni są już pełnoletni, a ja?!! Obiecywałam sobie, że będzie huczna impreza, miało być wesoło, tyyyle znajomych, muzyka…zabawa na całego. Z każdym rokiem te pomysły ulegały zmianom, aż ok. 3 lat temu narodził się zupełnie inny niż dotychczas. Wtedy to „odkryłam Bieszczady”. Od razu powiedziałam – Pojadę w Bieszczady. Miałam jeszcze takie dość ekstremalne (dla wielu) marzenie – ten dzień/ noc spędzę pod gołym niebem – później Sylwester, jak to Sylwester, będzie super. W związku z tym snułam ogromne plany. Jeszcze 3miesiące temu istniały TYLKO BIESZCZADY. Jednak z różnych przyczyn musiałam z nich zrezygnować. Wtedy jakby coś „pękło”. Jednak myśl chodziła mi po głowie – W domu siedzieć nie będę – co to to nie! Jak nie Bieszczady to musi być – Kraków!!! Choćby się ziemia waliła i tak tam pojadę. Po raz drugi nie zrezygnuję(!) Jak widać nie zrezygnowałam. Jestem TUTAJ.
Ten dzień zaczęłam wyjątkowo późno. Ponieważ mimo wczesnej pory (powiedzmy) jak wstałam, wyszłam dopiero ok. 11:00.

Jedna rzecz mnie trochę zasmuciła. Wiedziałam, że dzisiejszy dzień spędzę właśnie na Rynku. Jednak jak weszłam na plac, to okazało się, że czegoś brakuje. To nie było to samo miejsce, które zostawiłam wczoraj:-( Wszędzie barierki, policja, straż miejska, wielkie samochody, TV – gdzie ta magia Krakowa!?! Gdzie to miasto, które pokochałam?! A Adaś?! Do niego również nie ma dostępu;-(

…zabawa, znajomi, muzyka, noc pod gołym niebem – tego nie było. Byłam za to JA, Kraków (mimo iż w takim stanie) i święty spokój. Tylko ja ze swoimi myślami, marzeniami, planami. Nie było nawet tortu i już nie będzie. Pierwsze moje urodziny bez tortu, bez świeczek:P za to były z obwarzankiem.

W południe udałam się na mszę. Chyba tego mi było trzeba;-)
Później wpadłam do Empiku, trafiłam na taką fajną książkę (ech, nie ważne).

O jak śmiesznie, właśnie ktoś śpiewa „Sto lat…”, chyba nie jestem jedyną solenizantką w tym schronisku.

Była dzisiaj taka chwila, gdy moje oczy zaszły łzami, lecz to był moment. Czyżby czegoś, a może kogoś zabrakło… nie wiem! Może. Jednak ani na chwilę nie żałowałam że tu jestem…i myślę, że gdybym jeszcze raz miała obchodzić dzisiejszy dzień nic bym w nim nie zmieniła.

A MOŻE TO TYLKO SEN,
MOŻE NAPRAWDĘ TAK
PRZESZEDŁ DZIEŃ
DZIEŃ NIBY TAKI JAK INNE
DNI,
A JEDNAK DLA MNIE
COŚ BYŁO W NIM(…) (autor W.Z)

Dzisiejszy dzień nie różni się niczym od pozostałych, może jest nawet bardziej ponury…
Mimo fatalnej pogody – deszczu i silnego wiatru, mimo niskiej temperatury, mimo tego że nie było muzyki i wreszcie mimo tego że jestem tu sama – ten dzień na długo pozostanie we mnie. Gdyż tym sennym dniem są moje … 18 (już) urodziny.

Kurcze, nie wierzę, że tu jestem. Czy to możliwe?!
A jednak…

31/12/2004 Piątek
Jak mi się nie chce dzisiaj nigdzie ruszać. Wczoraj za bardzo zmarzłam, dzisiaj w nocy normalnie mną telepało:/ Ale, chyba trzeba iść. Ostatni dzień, w którym mogę coś zrobić, mam tyle miejsc do zwiedzenia, ale jak tak sobie myślę, to chyba wstrzymam się z tym do następnego razu. Chciałabym iść na Kazimierz, zobaczyć Skałki Twardowskiego (podobno są warte zobaczenia), ale mam za mało czasu:/

Ten dzisiejszy dzień był jakiś zakręcony, a jednocześnie nie działo się nic ciekawego. Trawają wilekie przygotowania do nocy Sylwestrowej, nawet nie wiem, czy co będę później robiła, może pójdę spać, a może na miasto(?) Nie wiem. I tak znam cały scenariusz dzisiejszego wieczoru, wiem, kto kiedy będzie śpiewał, kto co powie w którym momencie, nawet poznałam horoskop na przyszły rok:/
Ale ja jestem gamoń!! Ostatnio szukałam Muzeum Narodowego, a dzisiaj jak wracałam ze sklepu – ojej, a do tego też szłam kawał drogi, bo w pobliżu nie ma dobrze zaopatrzonego spożywczego, a nie chcę się faszerować kebabami – patrzę, a tu jak wół stoi co?! Muzeum!!! O nie, już nie poszłam. Za późno. A najzabawniejsze jest to, że ze Schroniska mam do niego parę metrów.

Oho, widzę, że wszyscy się szykuję do Sylwka. Nie wiedziałam, że tutaj jest tyle osób. Ruch jak na ulicach, wszyscy tylko: łazienka – pokoje, łazienka – pokoje itd. I wbrew pozorom nie ma zbyt wielu Polaków, a obcokrajowców (Włosi, Francuzi…nawet Koreańczycy). E tam, ja nie widzę w tym sensu, stawiam na naturalność.
Teraz idę coś zjeść. W końcu latałam tak daleko do sklepu.

01/01/2005 Sobota
Szczęśliwego Nowego Roku! Czas leci jak szalony, może ktoś wie, jak go zatrzymać(?)
Już jestem spakowana. Niebawem wybywam stad. Moi rodzice mają po mnie przyjechać, ale zrobili mi niespodziankę;-) ale to dopiero w południe.
No i byłam jednak na Rynku, bawiłam się wraz ze 170.000 tłumem. Muszę przyznać, że miejscówkę miałam dobrą, widziałam wszystko;-) Wróciłam po 2. O przygodach jakie mnie spotkały napiszę innym razem, teraz mi się nie chce:/ . Cóż, „komu w drogę, temu czas”. Idę zanim przyjadą rodzice, zdążę się jeszcze pożegnać z miastem.

Wcale nie zdążyłam się pożegnać, rodzice zrobili mi psikusa i przyjechali wcześniej. Oczywiście już tradycyjnie udaliśmy się na Wawel. Kupiliśmy zapas obwarzanków i zaprosiłam rodziców na obiad (ale ja jestem kochana). Niestety większość sklepów była pozamykana (z przyczyn oczywistych), nawet Sukiennice były nieczynne.
Nie pozostało nic innego jak wracać do domu, podróż upłynęła niesłychanie spokojnie i szybko.

Już minęło kilka ładnych dni od tego zdarzenia, a ja wciąż myślami powracam do chwil spędzonych w Krakowie, ale już mam powód do radości, niebawem szykuje mi się kolejny wyjazd – tym razem w większym gronie:-)

Wszyscy mnie pytają, jak jest być pełnoletnią? A jak ma być. Czuję się tak samo jak wcześniej, ten fakt nic nie zmienił. Jednym plusem pełnoletności jest to, że na rajdy, czy biwaki mogę jeździć jako opiekun;-) i nie latam do rodziców z papierami po podpisy.
Nie ma z czym się obnosić – przecież to normalne, że każdy z nas się starzeje, dziś ja, jutro ktoś inny będzie miał urodziny. Tak już jest skonstruowany ten świat…

Patrycja

Świąteczne życzenia

Nie zbyt przepadam za tzw. „okresem przed-świątecznym” dlatego że mam wrażenie, że Adwent zamienił się raczej w czterotygodniową kampanię reklamową podczas której ludzi interesuje tylko gdzie jest jaka promocja. Nie lubię też reklam świątecznych, które nachalnie wmawiają mi, że jeżeli nie kupie butelki Coca-Coli na stół wigilijny to moje spotkanie z rodziną będzie nieudane, bo ludzie mogą się uśmiechnąć dopiero wtedy, gdy wypiją trochę owego czarnego „nektaru”.

Po prostu mam wrażenie, że w szale zakupów i staniu w godzinnych kolejkach zaczynamy powoli zatracać idee Świąt Bożego Narodzenia.
Można zrzucić winę za to na charakter epiki w jakiej przyszło nam żyć, ale czy to właśnie nie my sami kształtujemy jej specyfikę? Czy naprawdę wszystko da się przeliczyć na pieniądze, bo „czas to pieniądz”. Czy istnieje tylko „kultura masowa” lansowana przez media, kultura uniwersalna, kultura która jest zrozumiała zarówno dla Amerykanina jak i Polaka, a jej znakiem rozpoznawczym ma być popcorn w multipleksie lub chamburger w McDonaldsie?
Jeżeli postmodernizm ma być po prostu plastikowym światem w którym nawet relacje między ludzkie staną się sztuczne, a nie naturalne i spontaniczne, to ja chyba zostanę Don Kichotem walczącym o to aby uchronić resztki „człowieka w człowieku”.

Zdobycze cywilizacyjne jakie oferuje nam dzisiejsza technika są oszałamiające. Ja sama mino, iż należę do osób, które bynajmniej nie są alfą i omegą jeżeli chodzi o komputer, chętnie korzystam z Internetu. I tak, w tym roku część życzeń do znajomych rozesłałam mailem i przez gadu-gadu, ale wysyłałam te życzenia indywidualnie. Słowa i myśli dobierałam tak, aby być jak najlepiej zrozumianą przez daną osobę. Sama także dostałam sporo takich „indywidualnych życzeń”, ale trafiły mi się także „masówki”, czyli życzenia które jedna osoba przesłała całej liście osób. Kiedy je czytałam miałam wrażenie, że jestem po prostu jakimś tam zbiorem znaków w czyimś komputerze a nie Marysią – osobą z krwi i kości. To było jedno z dziwniejszych uczuć jakie miałam okazje ostatnio doświadczyć.

Może ja także nie umiem składać życzeń, ale są to myśli które płyną prosto z serca. Kiedy musze złożyć życzenia osobie której nie znam czuje się jak manekin z gumowym mózgiem – po prostu powtarzam oklepane formułki. Na pewno to widać. Dlatego w tym roku aby uniknąć tych jakże sztucznych, wręcz „plastikowych” sytuacji zastosowałam metodę „selekcji życzeń”. Otóż owa metoda polega na tym, iż składałam życzenia tylko osobom, które są mi w jakimś stopniu bliskie. Wypróbowałam ją na czterech spotkaniach wigilijnych i musze Wam powiedzieć, że sprawdziła się całkowicie. Nie miałam potem żadnych wyrzutów sumienia, że znowu podeszłam odtwórczo do sprawy.

Możecie to uznać za coś dziwnego, bo przecież takie spotkania są właśnie po to, aby lepiej budować wspólnoty, np. wspólnotę naszego hufca. No cóź… dla mnie jest to po prostu męczarnia, kiedy musze wymyślać życzenia dla osób o których tak naprawdę wiem bardzo mało, wręcz nie znam ich.

Po lekturze tego felietonu może wydawać się Wam, że nie lubię Świąt albo spotkań wigilijnych. Otóż lubię, pod warunkiem że mają one swój określony klimat, kiedy nie jest to zbiorowisko przypadkowych ludzi.

Marysia Mikulska