Wybaczam

„Najbardziej boskim zwycięstwem jest przebaczanie”
„Naukowcy potwierdzają: kto potrafi przebaczać, zmniejsza własny stres. Żyje bardziej zadowolony i jest szczęśliwszy, aniżeli ten nieprzejednany, który przez całe życie żywi urazy z powodu błędów swoich współbraci.”

Hamburski profesor psychologii, Reinhard Tausch, w swoim artykule pt. „Przebaczanie. Podwójne dobrodziejstwo” mówi o własnym doświadczeniu odnośnie przebaczania. W swoim empirycznym szkicu udowadnia, że ci pamiętliwi, nieprzejednani albo nawet mściwi, swoją postawą zatruwają nie tylko swój dzień powszedni, ale i szkodzą swojemu zdrowiu. Umiejętność przebaczania w sposób istotny przyczynia się do duchowego zdrowia. Ludzie, którzy umieją przebaczać, są bardziej zrównoważeni, wyrozumiali i zadowoleni.
„Przebaczcie, a będzie wam wybaczone. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” (ŁK 6,37)
„I przebacz nam naszą winę, jak i my przebaczamy naszym winowajcom” (MT 6,12)
Ktoś powiedział, czym dla niego jest przebaczanie: W przebaczaniu szukam pokoju…

Jest to szczęśliwe uczucie dla mnie, że udało mi się pokonać kawałek drogi. Nie jest to ofiarna motywacja, ale jednak wielki krok naprzód w porównaniu z zasadą: oko za oko, ząb za ząb.
Na początku zwykle jest rozpoznanie: wina i niewinność. Powinnam spoglądać na swoją część, ponieważ ona mnie dotyczy, a nie na część drugiej strony. Następnie wchodzę w położenie bliźniego. Sprawiłam mu ból – co by było, gdybym była na jego miejscu? Przez to wzbudzam w sobie skruchę… Poprzez którą doznaję w sobie bólu, jaki sprawiłam drugiej osobie. Skrucha jest wewnętrznym bólem. Sprawiłam cierpienie osobie, wobec której powinnam być życzliwa. Takie wewnętrzne poruszenie prowadzi do prośby o przebaczenie. A o ile ta osoba również mnie uraziła: przebaczam jej. Bo to, co mnie uczyniła, czyż ja nie uczyniłem tego uprzednio innym? I teraz to do mnie powróciło. Potem powinno nastąpić zadośćuczynienie…

Zbierając materiały do tego artykułu, dużo myślałam o przebaczaniu, wybaczaniu… Z wieloma ludźmi na ten temat rozmawiałam. Moja Mama, stwierdziła, że przebaczać trzeba umieć, a co za tym idzie, zapomnieć zło Zapomnieć, na pewno nie jest łatwo. Ale żeby naprawdę wybaczyć, to trzeba też naprawdę zapomnieć. Bo jakie to wybaczenie, jeśli pamiętam o tym, co się stało, cały czas mam to w sercu, ciąży mi to(?)
Mi nie jest łatwo przebaczać. Trudno jest zapomnieć, nie wiem jak wiele czasu potrzeba, aby „zneutralizować” złość i zdenerwowanie na kogoś, kto np. nas okłamał, powiedział coś przykrego, zranił…

Wiem, że są takie sprawy, których nigdy nie zapomnę, czy więc wiąże się to z tym, że nigdy nie wybaczę? Bardzo chcę wybaczyć, ale nie potrafię. Nauka przebaczania trwa długo, w wielu przypadkach nawet bardzo długo. Ale złapałam się też na tym, że zapomniałam o tym co się stało, jednak ból pozostał, taki niesmak do człowieka… To jest chyba przejaw bardzo złej cechy- zaciętość i upartość.

Warto chyba pracować nad sobą, aby umieć wybaczać. Bo jeśli umiem przebaczyć to umiem też przeprosić, potrafię zapomnieć, żyć szczęśliwie, mieć przyjaciół i być otoczona miłością. Bo przebaczanie jest przecież nowym życiem dla sercaJ (to taka moja wizja „przebaczania”)

„Miedzy miłością a nienawiścią jest przebaczenie”
Przebaczając pomagamy przerwać krąg nienawiści, złości a nawet okrucieństwa, które nękają ludzkość. Tak więc przebaczenie sprawia, że świat staje się lepszy. Wyobraź sobie, jaki byłby świat, gdyby wszyscy nauczyli się przebaczać.

Karolina Grodzka
(która chciałaby umieć wybaczać)

Mam do czego wracać… lub kogo

Czasami mam taki dzień, że na usta cisną mi się same „kolorowe” słowa… Mam ochotę podziękować za to, że PKP skróciło pociągi i przez 45 minut telepię się na boki przy akompaniamencie drzwiczek jakiegoś obleśnego WC-eta roznoszącego wszędzie urzekającą woń…

Chciałabym także podziękować, że przecież ZALICZYŁAM ten sprawdzian, a że na miernym poziomie, to profesorkę od chemii bynajmniej nie obchodzi… Nie obchodzi jej także los biednej dziewczyny, która musi zdążyć powiadomić o tej ocenie rodziców zanim nastąpi Sądny Dzień (czyt. zebranie).

Jak zdarzy się ów cudowny dzień, to przeważnie wszystkie przeciwności losu się na ten czas uaktywniają! Sorka od polskiego ma ochotę sprawdzić moje umiejętności (nie ona jedna!!!), ucieka mi pociąg (następny mam za min. 45 minut), gubię pieniądze, zapominam o umówionym spotkaniu, potykam się na schodach o własne nogi, a gdy wreszcie dochodzę do domu i trafiam na mamę, która ma wyjątkowo zły humor, siadam do lekcji, stwierdzam, że jest 20.00 (że żadnej książki i tak nie dotknę), idę spać… i okazuje się, że następne 2 godziny wiercę się, bo nie mogę zasnąć… Jejku… zdaję sobie sprawę, że żyję od weekendu do weekendu… Albo od zbiórki do zbiórki…:)

Ze znajomymi już się prawie wcale nie widuję, ale na zbiórkę zawsze znajdę czas (jakby harcerze to nie byli moi znajomi…ech:P)! To co, że się nie nauczę fizyki! I tak mi nic nie wychodzi… Jeżeli zaś mam do wyboru upojny wieczór z fizyką albo spotkanie z harcerzykami, oczywiście wybieram…! Nie… nie fizykę…

Piątek wieczorem to jeden termin… nieodwołalny! Czasem wypadnie jeszcze zbiórka zastępu, na którą oczywiście muszę iść, bądź ruszę się i idę na zbiórkę zuchową do Julity. Co prawda na razie byłam na takowej tylko raz, ale liczą się intencje:) Na tydzień przed świętami przypadały jeszcze dwie wigilie: szczepowa i hufcowa i z tego powodu ogólnie rzecz biorąc było bosko! Czas mile spędzony na śpiewaniu kolęd, podjadaniu, rozmowach o świętach i składaniu życzeń osobom, które widuję raz na pół roku… To co, że następnego dnia czekało mnie stanie na galowo w kościele (żeby tylko! Monika postarała się, żebym się nie nudziła!). W tych sprawach przejawia się jednak we mnie wyjątkowa anielska cierpliwość, której na co dzień zwykle mi brakuje…

To wszystko razem wprawia mnie ZAWSZE w dobry humor. No może czasem denerwują mnie zachowania niektórych chłopców… na przykład zabawa w „podaj dalej” kiedy to czuję się jakbym trafiła na mecz piłkarski, a nie na zbiórkę… Jestem jednak już przyzwyczajona, bo przecież nie raz mi także odbija… heh… Albo nie… raz na jakiś czas jestem normalna:P Zresztą nie wnikajmy w szczegóły…

Dzisiaj z kolei od rana cieszę się dobrym humorem. Mam już za sobą zbiórkę… (och, jak to cudownie brzmi)… 3DW (nie wiem czy już wolno mi tak mówić). Mówię dzisiaj, bo tak jak wczoraj się ona zaczęła, tak dzisiaj dopiero dotarłam do domu;) Zaczęła się natomiast bardzo klasycznie… Siarek wywalił na dywan masę flamastrów i karton, który potem naznaczyłyśmy z Agatą masą hieroglifów. Zawsze to samo! I weź tu człowieku myśl w szkole i jeszcze na zbiórce!!! Ale dobra… to była taka „robocza” zbiórka… spodziewałam się tego. Konstytucja, drużynowy, cele drużyny, po raz kolejny poczułam, że te wszystkie tematy przestają być głupią formalnością zapisaną małym druczkiem na stertach papieru, ale zaczęło mnie to coś obchodzić. Było pracowicie, chociaż nie miałam poczucia dobrze spełnionego obowiązku… Może dlatego, że pracowaliśmy w grupach, a ja byłam z makiem, której nie widziałam od Palmir!!!
Kiedy zbiórka dobiegła końca Monika wyszła z inicjatywą zaproszenia nas do siebie na noc na pogaduchy, w których zresztą nie brała udziału. O mały włos, a nie mogłabym przyjść, ale powiedziałam mamie, że kontakty z koleżankami może mi ukrócić, ale harcerstwa odmówić mi nie może!!! Tak więc ja, mak, Agatka, Julitka i Agata siedziałyśmy do szóstej i rozmawiałyśmy o wszystkim (poruszając tematy od wegetarianizmu po zoofilię, zahaczywszy o PO, sposoby opatrywania zwierząt, przymocowanych do naszych kończyn i wyższość rozmów nad korespondencją), od czasu do czasu wywołując kogoś na gg tekstem „trzecia w nocy, a ty śpisz??!!” lub podjadając przepyszne, robione przez mamę Rybitewek rogaliki i popijając je herbatą. Muszę dodać, że chyba pobiłyśmy wszystkie możliwe rekordy w wylewaniu herbaty na materace, łóżko, pościel, siebie…

To nie jest oczywiście jedyny powód, dla którego kocham harcerstwo! Powinnam teraz walnąć jakąś mądrą sentencję i zakończyć ten mój słowotok jakoś zgrabnie, ale… po prostu chciałam powiedzieć, że dobrze jest mieć do czego wracać. Zwłaszcza kiedy się wie, że bez względu na to, czy ma się zły humor, czy dobry, to zawsze przyjaciele przyjmą cię z takim samym ciepłem.

uOwca

Oj, będzie się działo!

Piszę te słowa w piątek, a w niedzielę cała Polska usłyszy je z ust Mistrza Jerzego Owsiaka. Tysiące kwestujących wylegną na ulice wsi, miast i miasteczek, lokalni organizatorzy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy uruchomią olbrzymią społeczną machinę, dzięki której wielu rodaków ten RAZ w ROKU poczuje się lepszymi, dowartościowani przez bezinteresowny dar.

Telewizja publiczna poświęci wiele godzin programu, jakże przecież kosztownego, ze światełkiem do nieba polecą dziesiątki, setki tysięcy złotówek. W wielu sprawozdaniach z przebiegu zbiórki usłyszymy ile zebrano i ile czego się zakupi, czerwonymi serduszkami przyozdobią się kurtki i płaszcze prawie wszystkich w zasięgu wzroku. Nie dać kwestującym tego dnia, to tak, jakby znieważyć własną mamusię….

Nie sądź Drogi Czytelniku, że chcę wyszydzić i ośmieszyć IDEĘ. Ani mi to na myśl nie przyszło. Ja tylko zastanawiam się, jak by zaoszczędzić. złotówki wydatkowane tego dnia i w procesie przygotowań.

Przyjrzałem się sposobowi gromadzenia darów przez „Caritas”. I cóż znalazłem w wyszukiwarce Gogle: Caritas utrzymuje tylko w diecezji warszawsko-praskiej 25 placówek. Najbliższe nam to:

Centrum Interwencji Kryzysowej – Dom Otwartych Serc
Tadeusza 12
05-400 Otwock
NoclegPosilek wiele razy dzienniePorady, konsultacje

Stacja opieki – opieka paliatywno-hospicyjna
ul. Ks. P. Skargi 24
05-420 Józefów

Świetlica socjoterapeutyczna
ul. Ługi 56
05-400 Otwock

Świetlica socjoterapeutyczna
ul. Tadeusza 12
05-400 Otwock

Przyznaj szczerze Drogi Czytelniku, czy zastanawiałeś się jak CARITAS gromadzi środki dla osiągnięcia swoich celów statutowych? Przysłowiowy wdowi grosz rzucany coraz skromniej na kościelne tace, będące, jakże często przedmiotem niewybrednych dowcipów, to jedno ze źródeł. Sprzedaż ŚWIEC WIGILIJNYCH we wszystkich kościołach chrześcijańskich, to znaczy katolickich, prawosławnych i protestanckich, kupowanych przeciętnie przez co dwunastego Polaka, to kolejne źródło. Puszki w świątyniach, praca tysięcy wolontariuszy, bez której ośrodki nie mogły by istnieć, to nie wysychające źródło wsparcia. Użyłem tu słowa wolontariat. To bardzo często używane ostatnio słowo zastąpiło pojęcie praca w czynie społecznym oraz harcerskie dobre uczynki.

Droga Druhno, Miły Druhu, rozejrzyj się dookoła, kto i gdzie czeka na Ciebie, na Twój uśmiech, na Twój czas wolny, na TWOJE SERCE. Nie, raz w roku, w blaskach jupiterów i hałasie orkiestr, ale w codziennym, szarym znoju i trudzie. Druhny i Druhowie, nie przechodźcie nigdy obojętnie obok znaku CARITAS.

Caritas to miłość, określony rodzaj miłości – miłość bratnia, podnosząca, wspierająca, akceptująca …
Caritas gromadzi fundusze nie tylko dla rodaków!
Wpłaty przeznaczone na pomoc poszkodowanym w Azji można przekazywać na konto:
Caritas Polska, Skwer Kardynała Stefana Wyszyńskiego 9,
01–015 Warszawa
PKO BP S.A. I/O Centrum w Warszawie
70 1020 1013 0000 0102 0002 6526
(USD) 65 1020 1013 0000 0202 0121 5011
wpłaty z dopiskiem: Trzęsienie ziemi w Azji
Oddziały Banku PKO BP S.A. nie pobierają prowizji.

Jednocześnie informujemy, że również Bank BISE SA oraz urzędy Poczty Polskiej w całym kraju nie pobierają prowizji od wpłat gotówkowych dokonywanych na konto Caritas Polskiej na rzecz ofiar trzęsienia ziemi.

CZUWAJ I DZIAŁAJ

Biała Sowa

Zapiski Emigranta – C.D.N.(astąpił)

Minęły już trzy miesiące, od kiedy jestem we Francji. Nastała francuska, a raczej nantejska zima. Objawia się ona brakiem śniegu oraz dodatnia temperatura. Kiedy słońce mocno świeci, bywa nawet 12 stopni ciepła. Natomiast w okolicach Strasbourga (Alzacja) leży śnieg. A na południu Francji (Lazurowe Wybrzeże) temperatura jeszcze niedawno oscylowała koło 18 stopni.

Żyjemy w jednym kraju, a jednak możemy mieć zupełnie inne warunki pogodowe. Myślę o naszej “malej rodzinie” wolontariuszy, z którymi widziałem się na seminarium w Amboise, małym miasteczku na wschodzie Francji. Wspaniale było znów spotkać się w prawie 50 – cio osobowej, międzynarodowej grupie. Z niektórymi miałem okazje po raz pierwszy zamienić kilka zdań w języku francuskim. Niesamowite jest to, jak szybko można nauczyć się mówić w obcym języku, kiedy sytuacja zmusza do posługiwania się nim codziennie, od rana do nocy. Osoby, które jeszcze we wrześniu nieśmiało dukały “bonjour” pod koniec listopada prowadza już w miarę swobodna konwersacje.

Amboise jest znane przede wszystkim ze swojego zamku – Chateau d’Amboise – którego historia sięga VIII wieku. W tej malej miejscowości można tez podziwiać zamek Le Clos-Lucé, w którym ostatnie trzy lata swojego życia spędził Leonardo da Vinci. Dzisiaj można kontemplować – w przyległym do zamku parku – rekonstrukcje jego machin, które wyprzedziły swoja epokę o cztery wieki. Bez wątpienia atrakcja tego miasta są tez domy wykute w kilkunasto-metrowych ścianach skalnych. Podobno są bardzo drogie i wiele osób chciałoby taki dom mieć. Cóż, sprawdzone rozwiązania są najlepsze. A gdy spodziewasz się narodzin nowego członka rodziny, możesz sobie po prostu wydłubać nowy pokój…

Jakiś czas temu odwiedziłem Victora, Hiszpana (Galijczyka), który tez jest wolontariuszem, podobnie jak jego współlokatorzy – Marianna, Greczynka oraz Alexandro, Wloch. Mieszkają oni w Redon, które znajduje się kilkadziesiąt kilometrów na północ od Nantes. To miasto szczyci się swoim opactwem – L’Abbaye Saint-Sauveur – które dało początek miastu już w IX wieku, przez które to miast obecnie przebiega trasa pielgrzymki do Santiago de Compostella.

Także w Redon miałem okazje zjeść spaghetti, zrobione przez Alexandra. Nie musze chyba pisać, jak wielkie niebo w gębie to było. Od tamtej pory próbuję nieudolnie naśladować mistrza, przygotowując te potrawę w swojej kuchni. W każdym razie dobrze jest umieć zrobić cos innego do jedzenia, niż jajecznice.

Victora poznałem na początku pod koniec października w Grénoble, na swoim pierwszym seminarium wolontariuszy europejskich. Spędziliśmy tam dziewięć dni razem ze wspomnianym Vicorem, Teele z Estoni, Judith z Wegier oraz Maria I Eykiem z Niemiec.
Grénoble jest otoczone górami, przy dobrej pogodzie z punktu widokowego można zobaczyć szczyt Mont Blanc. Ze względu na swoje położenie geograficzne w lecie miasto przezywa 50 – cio stopniowe upały, wtedy tez ludzie uciekają w góry, gdzie powietrze jest chłodne I rześkie. Niestety nam nie udało się wybrać na dłuższy spacer po okolicy. Może innym razem.

Czas płynie mi bardzo szybko. Dużo czasu spędzam w swoim biurze i trochę żałuję, ze nie mam więcej wolnych dni na podróże. Ale tez dzięki tej pracy, a raczej służbie, jestem tutaj i mam wszystko, czego mi potrzeba. No, może prawie wszystko.

Michał Rudnicki

Ulotna niczym chwila ciszy

Wena

Jest ulotna niczym chwila ciszy
Nieznana póki jej nie poznasz
Nachodzi Cię jak Śmierć, ale
zostawia po sobie spokój.

Bliska miłości i nienawiści
Przychodzi nieproszona..
Czuła jak żona.
Niełatwa do złapania

Ulotna chwila zapomnienia.
przyjemności, jak cielesnej.
Kochana i nieuchwytna
Jak kobieta .Kochanka Serca

Wypełnia i nasyca Duszę
By z odwagą stawiać czoło Złu
…tego świata przeklętego.
Jest jak uciekający Pegaz.
Niedokończonych.. myśli.

Nienawiść

Zrodzona z Bólu mego Serca
Niespokojna niczym Smok mej Duszy
Paląca co Dobre ,a żywiąca się Złem
Powstała z Mroku.Nieskończonego

Zalega w mym Sercu.już Wypalonym
Bez Nadzieji..pogrzebana i Niezrównoważona
Czeka! By wybuchnąć swą siłą.
niezmierzoną.

Czerwona, niczym Lawa Czarnego Serca
Tak biała że, aż Cię zaślepia.
Wrodzona w twe siły.na zawsze
Pozostaje spokojna, aż do wybuchu

Lecz krąży, jak Sęp Złości..
Niesyty… ,jak Glista Serca
Czająca się i czająca.na Ciebie
Aż postawisz pierwszy krok.

Cisza

Jest jak spokojny ocean
Próżnia czarnego serca
Niczym cicha toń umysłu
Pokazuje..to czego nie widać

Na zawsze w was ,czy dobra
czy zła,..spokojna.
Niespokojna i wściekła ale..
Wspaniała. Dająca Moc

Wyciszająca i nieposkromiona
Kocha i znienawidza
Jak kobieta i mężczyzna
Dobro i zło.

Nigdy do końca nie poznana
Próżnia dla serc,dusz i ciał

Niczym Cichy Las Serc
Niczym Spokojna Krypta Dusz
Skarb dla ludzi niespokojnych
Nieuchwytna ale i przyjemna jest.

PAlladyn

Kocham Cię, życie

Nie sądziłam, że pisanie o czymś tak banalnym jak życie, może być takie trudne. To może po kolei. Mam 18 lat. W kwietniu 2005 roku będę zdawać maturę. Mam 32 godziny lekcyjne w tygodniu. W poniedziałki i środy po południu mam angielski, we czwartki fakultety z polskiego i z historii, w soboty zbiórki i próby chóru. Czasem w niedzielę mam spotkania Rady Parafialnej. A co robię w nocy z piątku na sobotę? Uczę się szacunku do życia.

Do tej pory w otwockim Pogotowiu spędziłam 66 godzin. Miałam szczęście, bo ciągle przede mną jest to, czego obawiam się najbardziej: bezsilność, zwątpienie, obawa i to przykre pytanie: czy aby na pewno zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy? Myślę, że nic nie jest w stanie przygotować mnie do łez matki, która dowiaduje się, że, gdy przyjechaliśmy, by pomóc jej dziecku, to było już za późno… Obcowanie ze śmiercią uczy pokory wobec życia. Znany rockowy wokalista, mama kolegi, starsza pani z bloku obok –jeździłam do różnych ludzi.

Jest jednak coś, co ich łączy: chęć życia za wszelką cenę. Niektórzy mówią, że wobec tej Siły medycyna jest bezradna.

Chciałabym studiować medycynę, ale wiem, że nie dam rady – nauczyłam się mierzyć siły na zamiary. Co więc robię w Grupie Ratowniczej? Dla mnie jest to coś jak zbieranie znaczków, mówiąc prościej- hobby. A nawet nazwałabym to pasją. Dyżury są tym, na co czekam cały tydzień (albo dwa). Zawsze chce mi się śmiać jak w sobotę o 7.50 rano wchodzę do socjalnego na Pogotowiu i mówię : dzień dobry!, a wszyscy(no, dobrze może nie wszyscy, ale na pewno 75 % obecnych) zastanawiają się co u diabła zmusiło mnie do przyjścia na dyżur w dniu, który ustawowo jest dla mnie dniem wolnym od zajęć. Już nawet nic nie mówią (choć przyznaję, brakuje mi tego: ,,czy tobie nie chce się spać?”). Pewnie to dlatego, że jest nas tak dużo. Obstawiamy przynajmniej 30 dyżurów w miesiącu, więc jesteśmy tam dość często, a na pewno tak często jak pozwala nam na to szkoła, praca czy nasi kochani rodzice (tu pragnę pozdrowić moją wspaniałą mamę!).

HGR jest szczególną grupą ludzi. Łączy nas nie tylko to, że mamy 5 kompletów strojów ratowniczych, którymi musimy się dzielić (czasem jeden nosi 5 osób – oczywiście, nie w jednym czasie!). Mamy wspólny cel –chcemy ratować i być w tym najlepsi. Jesteśmy nawet chyba trochę ,,zboczeni” na tym punkcie, bo kiedy się spotykamy, zaczynamy rozmowę od tego, co ciekawego mieliśmy na ostatnim dyżurze. Ostatnio mi się poszczęściło- miałam 13 wyjazdów! To było coś niesamowitego. Już od samego: ,,R, macie wyjazd” podskakuje mi poziom adrenaliny. Nie wspominam nawet o tym ,jak jedziemy przez miasto ,,na bombach”! To po prostu trzeba przeżyć. A wiecie, kogo spotkałam podczas ostatniej akcji oddawania krwi w otwockim szpitalu? Jednego z ratowników z Pogotowia. To naprawdę wyjątkowi ludzie i pomimo drobnych nieporozumień świetnie się z nimi współpracuje.

Po woli będę kończyć. Jest już 18, a mnie czeka dziś noc pełna wrażeń – mam dyżur (od 20.00 do 8.00)!!! I jeszcze jedno: to nie prawda, że życie jest banalne (pierwsze zdanie mojego artykułu to podpucha)! Jest ono niezwykłą tajemnicą, jest darem, jest szczęściem, przygodą… I może być wszystkim tym, czym chcielibyśmy, by dla nas było. Dla mnie jest cudem! Kocham, cię, ŻYCIE!

PS. Mamo, wiem, że wolałabyś, żebym w soboty siedziała w domu i przygotowywała się do matury, ale to, co robię jest dla mnie naprawdę bardzo ważne. Ja ratuję ludzkie życie…

Guśka

Zło dobrem zwyciężaj (3)

Tęsknię… Brakuje mi Ciebie
Jest mi źle gdy nie ma Cię przy mnie. Płaczę, gdy się gniewasz, smucę się jak się długo nie widzimy. Tak bardzo bym chciała się przytulić do Ciebie, porozmawiać z Tobą. Brakuje mi uśmiechów, szczęścia, radości z Tobą. Tak bardzo pragnę na Ciebie spojrzeć, mało tego, patrzeć na Ciebie cały czas i napawać się niepoprawną wręcz radością. Jesteś mi tak bliski, jak niewielu ludzi. Mało jest osób w moim życiu, dla których jestem w stanie zrobić tak wiele jak dla Ciebie. To znaczy, że… Zresztą sam wiesz, co to znaczy…

Tęsknić, marzyć, potrzebować… To uczucia nam tak bliskie, choć bardzo byśmy chcieli żeby były dalekie. Nie zawsze można mieć to, czego się chce. Nie zawsze do końca życia będziemy mięli przy sobie bliskich. Niestety często przychodzi taka biała postać z kosą, odwiedza, zabiera, nie zwraca… Szkoda, że jak przyjdzie i zabierze, często tych bliskich niestety, to już nie może ich oddać, nie może nawet na kilka minut pożyczyć. W jakiejkolwiek okoliczności by nie przyszła, to zawsze jest niechciana, jest nieproszonym gościem! Śmierć…

A kiedy zdarza się jakaś „głupia” sytuacja, coś złego zrobiliśmy, nieodpowiedniego, to też może sprawić, że nadejdzie rozstanie, ból, cierpienie, tęsknota. Wspomnienia zostaną, ale często nic poza nimi. Czy wspomnienia to nie za mało? Czy w ogóle warto było zachowywać się głupio? Czy warto było aż tak głupio, że rozstanie z kimś bliskim, pogorszenie kontaktów było konieczne…? Po co nam ta tęsknota? Po co to czekanie na…spotkanie?

Przygotowując się do pisania tego artykułu zadawałam wielu znajomym pytania o tęsknocie. Tęsknota jest kojarzona z bólem, cierpieniem, niespełnieniem, łzami… Można tęsknić za kimś bliskim, można też tęsknić za kimś, kto nie był dla nas ważny, ale jednak, tęsknota może pojawić się zawsze. Można zatęsknić za kimś/ czymś po 5 minutach nieobecności, braku… Ale ten czas może się wydłużyć nawet do roku! Nasuwa mi się w tym miejscu zabawna anegdota, która w oryginale dotyczy miłości: TĘSKNOTA jak sra**ka- przychodzi znienacka. Coś w tym jest.

Chodząc do hospicjum, bardzo dużo czasu spędzam z pewną artystką, ta Pani ma na imię Janina. W piątki wieczorami zwykle rozmawiamy o życiu, o jego sensie, problemach, jakie się w nim pojawiają… Dziś wspomniałam, że będę pisała o TĘSKNOCIE. Pani Janina zasygnalizowała mi, abym wspomniała również o NOSTALGII. Tęsknota za ojczyzną… Będąc na emigracji. Polacy są znani, poza granicami swego kraju, jako ludzie chorujący i stale cierpiący na emigracji… Chorują na -nostalgię- właśnie. Może nie każdy to odczuł, szczególnie ludzie młodzi, ale ci starsi… Ludzie pokolenia wojennego, przedwojennego i powojennego… Oni dobrze czują tego bluesa, dobrze czują smak i zapach ojczystych zalet, atutów itd. Zwróć uwagę, że wojna na pewno bardzo ich skrzywdziła, dużo zabrała. Ale i tak kochają tą ojczyznę, w której żyli, w której się wychowali. Podziwiam tę tęsknotę, za czymś, co mogłoby i miałoby prawo kojarzyć się źle, przykro, smutno.

Kolega z mojej klasy powiedział, że jemu tęsknota w ostateczności mogłaby kojarzyć się też z pewną pasją. Z czymś, co wciąga i pociąga tak bardzo, że cały czas można czuć niedosyt, cały czas tęsknić. A do czego? Tego to już nie wiem. Może tęsknić za zamiłowaniem, tak jak za narkotykiem.

Ta zła i niedobra tęsknota może się czasem przydać, można coś docenić dzięki tęsknieniu. Jak piękne jest spotkanie po długim rozstaniu.
Jak wiele można dostrzec i jak wiele można docenić, gdy czegoś/ kogoś zabraknie… (?)

Karolina Grodzka

UKRAINA 2004 (Biała Sowa)

Kiedy piszę te słowa, w sąsiedniej Ukrainie miliony obywateli tego kraju czekają na drugą drugą turę sfałszowanych uprzednio wyborów prezydenckich. Jak się ma Ukraina i jej wewnętrzne problemy do polskich harcerzy? To bardzo proste!

Kiedy w lipcu i sierpniu 1980 roku strajki ogarniały stopniowo całą Polskę, kiedy z ekranów telewizorów i czołowych szpalt gazet szły na cały kraj hiobowe wieści o agentach amerykańskiego imperializmu usiłujących zburzyć idealny porządek socjalistycznego państwa, o straszliwym Kuroniu i bardziej straszliwych, utrzymywanych za amerykańskie dolary, Michniku i Gieremku, wielu zdezorientowanych rodaków przyznawało prasie i telewizji rację. Widziało jedyny ratunek w generale Jaaruzelskim i jego zwolennikach. I rzeczywiście, rok później, w grudniu 1981 roku, czołgi i bojowe wozy opancerzone generała wyjechały na ulice i place polskich miast. Zamilkły telefony i zgasły ekrany telewizorów. Działała jedynie słuszna prasa. Milicja obywatelska zwoziła tysiące ludzi do miejsc odosobnienia. Tak wyglądał mój kraj 13 grudnnia 1981 roku.

Druhno i Druhu czytający te słowa. Nie istnieliście jeszcze wtedy, nawet w zamiarach Waszych rodziców. Nie mogliście oglądać pustych sklepów i kartek na wszystko. Nie rozumiecie opowiadań starszych o tych czasach. Przecież to było tak dawno! Ja, niestety, pamiętam. Pamiętam załamanie postaw patriotycznych wśród wielu wspaniałych ludzi. Pamiętam wielki exodus rodaków na Zachód. Ucieczki w czasie wycieczek zagranicznych. Pamiętam wyprawę mojego syna, ówczesnego studenta, jadącego do Berlina, wtedy zachodniego, pełnym autokarem, a wracającego pustym, bo prawie wszyscy zostali na obczyźnie.

Stan wojenny cofnął rozwój mojego kraju na lata, pogrążył go w marazmie społecznym, politycznym i wpędził w katastrofę gospodarczą, której jeszcze Wasze wnuki będą ponosiły konsekwencje.
Dlaczego nie mówimy o tym, że dzisiejsze olbrzymie bezrobocie ma korzenie w stanie ówczesnej, tzw. socjalistycznej gospodarki??? To właśnie jest wodą na młyn Leppera i jemu podobnych polityków z liczących się partii.

A jakie nasuwają się analogie z wydarzeniami na Ukrainie do polskiego harcerstwa?
Młodzi Ukraińcy też chcą wolności i niezależności.
Nie byłoby wolnego ZHP, wolnego ZHR, bez „SOLIDARNOŚCI” i strajków 1980 roku. Bez Wałęsy, Gwiazdy, Walentynowicz, Bujaka, Kuronia, Michnika, Gieremka i tysięcy bezimiennych, im podobnych. Ich gwiazdka 1981 roku w więzieniach i miejscach internowania, ich kolędowanie z za krat, ich wola wytrwania, to przyczynek do naszej wolności, prawie bezkrwawo wywalczonej. Prawie, bo były ofiary. Dziesiątki zamordowanych skrytobójczo polityków i księży, Potworny mord na księdzu Jerzym Popiełuszce, księdzu Stefanie Niedzielaku, rozstrzelanie strajkujących górników kopalni „WUJEK”. Czy mordy ustały po stanie wojennym?

Oto wypowiedź Antoniego Zambrowskiego: „W styczniu 1989 roku w okresie przygotowań do zwołania konferencji „okrągłego stołu” pomiędzy rządem a opozycją solidarnościową siepacze z tajnego „szwadronu śmierci” Służby Bezpieczeństwa zamordowali skrytobójczo dwóch znanych kapłanów katolickich. W Warszawie 22 stycznia zginął proboszcz kościoła pw. św. Karola Boromeusza na Powązkach – ksiądz prałat Stefan Niedzielak – wieloletni kapelan Rodzin Katyńskich oraz twórca Sanktuarium Polaków Poległych na Wschodzie. Jak opowiadał mi przyjaźniący się z nim działacz opozycji niepodległościowej, śp. Wojciech Ziembiński, 75-letni ksiądz Niedzielak zginął wieczorem u siebie w mieszkaniu na plebanii od ciosu w kark zadanego przez ubeckiego karatekę. Jakiś czas przed śmiercią otrzymywał anonimowe pogróżki o czekającej go rychło śmierci.
Dosłownie kilka dni później również w nocy (z 29 na 30 stycznia) w swym mieszkaniu na plebanii przy białostockiej parafii pod wezwaniem Niepokalanego Serca Maryi został zamordowany miejscowy wikariusz i zarazem płomienny kapelan podziemnej „Solidarności” oraz nielegalnej Konfederacji Polski Niepodległej 30-letni zaledwie ksiądz Stanisław Suchowolec. By uciszyć organizatora nabożeństw za Ojczyznę, mordercy wywołali mały pożar w jego mieszkaniu, w wyniku którego śpiący ksiądz i pilnująca go suka Nika udusili się od czadu, czyli tlenku węgla zawartego w dymie. Początkowo władze PRL-owskie obarczały odpowiedzialnością za śmierć samego księdza, zwalając winę na uszkodzony termowentylator”

Druhno i Druhu! Czy dziwicie się teraz, że Ukraińcy nie chcą dłużej żyć w takim państwie, z nazwy tylko wolnym i demokratycznym? Mam nadzieję, że jesteście, że jesteśmy z POMARAŃCZOWYMI Ukrainy. Nie dla Wiktora Juszczenki, ale dla PRAWDY i SPRAWIEDLIWOŚCI.

Pomyśl o tym w dniu 13 GRUDNIA. Nie wyłączaj wtedy WIADOMOŚCI, ani FAKTÓW. Zerknij na ekran na panoszące się na polskich ulicach czołgi i pomyśl o tych, którycm zawdzięczamy wolność.

Twoja Biała Sowa

Związki partnerskie

Ostatnio postanowiłam sobie kilka rzeczy. Jedną z nich jest to, iż będę pisać do Przecieku felietony. Gdyby ktoś nie wiedział, co to takiego felieton już śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż felieton to utwór publicystyczno-dziennikarski o tematyce społecznej, obyczajowej lub kulturalnej, posługujący się środkami prozy fabularnej.

Moje felietony mają dla mnie jedno zadanie – chce postawić w nich pytania, na które często może nie znajdziecie w nich odpowiedzi. Chciałabym, abyście po przeczytaniu moich wywodów postawili sobie pewne pytania i sami na nie odpowiedzieli. Nie zawsze będą to harc-tematy, wręcz chyba będę ich unikać, choć wiem ze nie zawsze mi się to uda. No więc skoro wszystko już jasne to do dzieła.

Temat, jaki chce dzisiaj poruszyć, może się wydawać dla niektórych z Was mocno kontrowersyjny. Niektórzy mogą nawet uważać, że Przeciek jako gazeta „hufcowa” i „harcerska” nie powinna poruszać takich tematów, Mam jednak nadzieje, ze Mirek zaryzykuje i nie ocenzuruje mnie zbyt mocno.

Jestem ciekawa jak wy jako ludzie młodzi, mający swoje drużyny, a więc pełniący role wychowawcy podchodzicie do spraw mniejszości seksualnych? Czy w ogóle poruszacie takie tematy na zbiórce?. Zdarzyło mi się raz to zrobić, i musze wam powiedzieć, że wywiązała się ciekawa dyskusja. Oczywiście padły takie słowa i wyrażenia jak: „zboczenie” czy też „choroba, którą trzeba leczyć”, Podczas zajęć staraliśmy się wspólnie odpowiedzieć na pytanie: gdzie leży granica pomiędzy tolerancją a akceptacją (a może tej granicy nie ma?)

Niedawno Senat RP przyjął Ustawę o Rejestrowanych Związkach Partnerskich autorstwa senator prof. Marii Szyszkowskiej. Wywołała ona burze wśród moich znajomych. Zdążyłam się już przyzwyczaić, do faktu iż na mojej uczelni studiuje kilku homofobów, ale prawdziwym szokiem była dla mnie rozmowa jaką przeprowadziłam z jednym znajomym podharcmistrzem. Stwierdził on, iż mniejszość narzuca wolę większości i że jest po pierwszy krok do tego aby homoseksualiści dostali prawa do wychowywania dzieci. Gdybym miała podsumować krasomówcze wypowiedzi panów – jest to kolejny spisek Żydów i masonów ( a może i także cykliści maczają w tym swoje palce?), którzy przecież uparcie dążą od lat do przejęcia władzy w naszym państwie.

Zadaje więc sobie w duszy pytanie – Co w tym złego, ze dwie osoby, które i tak na co dzień żyją razem, chcą dziedziczyć po sobie, móc odwiedzać się bez przeszkód w szpitalu czy też odbierać swoją pocztę? Na co dzień nie zastanawiamy się nawet nad tym, gdyż są to dla nas oczywiste sprawy . Niemniej dla wspomnianych mniejszości częstokroć są to problemy nie do przeskoczenia. A argument , że to pierwszy krok do tego, aby homoseksualiści dostali prawo wychowania dzieci należy schować głęboko między bajki, gdyż artykuł 12, ustęp 2 wspomnianej ustawy wyraźnie mówi: „Partnerzy nie mogą wspólnie przysposobić innej osoby”.

Wbrew pozorom ważne też jest nazewnictwo – nigdzie par homosekualnych nie określa się jako małżeństw, gdyż ten termin prawo polskie ma zarezerwowane dla związku kobiety i mężczyzny. Także nawet w tej kwestii nie dochodzi do jakiś kolizji.
Nie zamierzam zaglądać nikomu do łóżka, i mojego stosunku do drugiej osoby nie opieram na tym czy dzieli on je z osoba tej samej płci. Liczy się dla mnie to czy ten człowiek jest dobry, czy stara się postępować tak jak mu nakazuje serce.

Możemy zadać sobie pytanie jak mogę połączyć fakt, iż uważam się za osobę wierzącą, a stanowiskiem Kościoła Katolickiego jednoznacznie potępiającego takie związki. Niestety nie mam gotowej odpowiedzi, niemniej ciągle szukam i stawiam sobie pytania. A na to pytanie nie znalazłam jeszcze swojej własnej, prywatnej odpowiedzi. Może Wy ja macie, ja jeszcze nie…

Często zastanawiam się jakbym zareagowała gdyby jeden z moich harcerzy, harcerek oznajmił mi, że jest homoseksualistą. Na dzień dzisiejszy myślę, że przyjęłabym te informacje na spokojnie. A Wy, jakbyście zareagowali na taką informacje? Czy w takim razie drużyna ma prawo wiedzieć – przecież czasami śpią razem na biwakach, przebierają się? Czy fakt poinformowania o tym ogółu nie będzie stanowił naruszenia jego/jej wolności?
Dzisiaj nie potrafię odpowiedzieć sobie na te pytania.
Być może niektórym z Was ten felieton wyda się jednostronny, ale miał być on moim głosem sprzeciwu wobec homofobii.

Marysia Mikulska

PS: Jeszcze jedno małe wyjaśnienie – pod pojęciem „mniejszości seksualne” użytym w powyższym artykule rozumiem „mniejszość homoseksualną”, a „pedofilię” czy „zoofilię”, których nigdy nie zrozumiem i nie zaakceptuję.

Jeżeli macie inne zdanie niż moje, albo odpowiedzieliście już sobie na pytania, na które ja nadal poszukuje odpowiedzi to napiszcie mi o tym – marysiamikulska@o2.pl – chętnie z Wami podyskutuje.

Zło dobrem zwyciężaj (2)

Przyjaźń, a cóż to jest takiego? Czy ważniejsza jest niż miłość? Co ma większą wartość, Miłość czy Przyjaźń? Jak poznać prawdziwego przyjaciela? Gdzie szukać przyjaciół?

Czy przyjacielem może być ktoś zupełnie inny niż ja sam i jak wiele może nas dzielić? Czy przyjaźń potrafi się zmienić w miłość, a w razie czego narodzić się na ruinach nieudanej miłości, źle wymierzonego i nieodpowiednio zainwestowanego uczucia? Czy w przyjaźni można być zaborczym? Tak wiele pytań… a jakie są odpowiedzi? Chyba na każde pytanie z różnych ust padłaby inna odpowiedź.

Na przyjaźni powinien opierać się świat. Gdyby tak każdy był przyjacielem każdego, zawsze służył radą, był szczery, umiał pocieszyć, pomóc, zawsze miał czas… To czyż nie byłoby lepiej…? Żadnych wojen, żadnych granic. Żadnych kłamstw, kłótni…
Teraz siedzi obok mnie Patrycja i rozmawiamy o przyjaźni. Pati to moja przyjaciółka, od serca, bratnia dusza, taka podobna, a choć tak wiele nas dzieli. Jest to przyjaciółka „która zostaje gdy inni wychodzą” (i pomaga mi zmywać :-P)

Na pytanie kim są przyjaciele, odpowiedziała mi, że jest to „jedna dusza zamieszkująca dwa ciała”.
„Przyjaźń jest subtelną rozkoszą szlachetnych dusz „ Są różne kombinacje przyjaźni: dziewczyna i dziewczyna, mama i córka, brat i siostra, chłopaka i… dziewczyna.

Wydaje mi się że właśnie w takich związkach chłopców i dziewcząt najważniejsza powinna być przyjaźń. „Siedliskiem przyjaźni jest serce, ale dochodzimy do niej drogą zrozumienia.” „Jeśli jakaś dłoń ma swoje miejsce w drugiej dłoni, to właśnie jest przyjaźń.” no i jeszcze najważniejsze, to o czym ja ostatnio myślę baaardzo dużo, i długo zastanawiałam się czy to tylko mój chory wymysł, czy naprawdę tak jest: „Miłość kobiety zmienia ukochanego, aż widzi go takim, o jakim jej serce marzy.” Bo w końcu Przyjaźń, to pewna odmiana miłości…

Kiedy jednak miłość zawodzi, bo i tak się zdarza, to (o ile się tylko ma PRZYJACIELA) zawsze powinien pomóc na złamane serduszko: „Przyjaźń jest niewątpliwie najskuteczniejszym lekiem na cierpienia zawiedzionej miłości.” Zawsze MAMA, TATO to osoby do których możemy się zwrócić gdy coś zaczyna nie grać, gdy coś się psuje i zawala. Rodzice zawsze powinni zauważyć że sprawy dziecka nie mają się najlepiej. Rodzice żyją na świecie trochę dłużej, więcej wiedzą o „przyjaźniach”, „miłościach”… tych udanych, i szczęśliwych…. mają też pojęcie o fałszywych przyjacielach, o pozorowany miłościach. Ja na szczęście mam EXTRA mamę i SUPER tatę, mogę na nich liczyć i życzę wszystkim takich rodziców- przyjaciół. „Cudownych rodziców mam, bo przyjaciółmi moimi są…”

A moi bracia to dopiero są niezłe ziółka. Sprawiają wrażenie, że są moimi przyjaciółmi…J Są starsi, obyci, inteligentni… Potrafią mnie docenić, skarcić za coś co sknociłam. Dużo wymagają i to jest chyba najfajniejsze, stawiają poprzeczkę dość wysoko, zmuszają mnie do samodoskonalenia. Może nie zawsze mają dla mnie czas, może ja nie zawsze jestem dla nich dobrą, wyrozumiałą siostrą… Ale przyjaźń nie jest chyba idealna, gdyby była, to nie byłoby do czego dążyć i o czym rozmyślać. Mam takich fajnych braci, szkoda tylko że oni nie widzą w sobie nawzajem tak wielu pozytywnych cech ile ja widzę. Szkoda że się kłócą, że rywalizują (chociaż się do tego nie przyznają). No szkoda, szkoda… Ale i tak ich bardzo kocham, po tyle samo, bez wyróżnień. Obaj są moimi braćmi, obaj są moimi przyjaciółmi!

Pati mówi, że człowiek bez przyjaciela, jest samotny, życie jest puste. Przyjaźń nadaje życiu SENS. I chyba ma rację… Mówi się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie… Prawdziwych przyjaciół poznaje się w sytuacjach ekstremalnych. Nie będziemy mieli pewności że to prawdziwy, rzetelny, autentyczny, uczciwy, niebagatelny, przyjaciel, dopóty, dopóki nie przeżyjemy z nim trudnych chwil, przepaści w życiu…
„Związki przyjaźni powinny być nieśmiertelne, nieprzyjaźni śmiertelne”

PS. Ale z tymi PRZYJACIÓŁMI jest fajowo!!!

Karolina Grodzka