BŚP 2001

23 grudnia 2001 roku przekazałem Betlejemskie Światełko pokoju na ręce ks. proboszcza parafii p.w. Św. Maksymiliana Kolbego. Odbyło się to podczas Msmizy Św.


O godzinie 9.00. Przed rozpoczęciem mszy nie zostały zapalone świece i paschał. Ubrany w mundur wszedłem razem z ministrantami i księdzem; opowiedziałem zgromadzonym parafianom o Betlejemskim Światełku Pokoju, przekazałem życzenia i światełko księdzu, od naszego światła zapalony został paschał i świece na ołtarzu.

Marcin Marczak
5 D.H. „LEŚNI”

Pewnego zimowego wieczoru padał śnieg. Ale nie to było największą atrakcją tego dnia. Bardziej istotne było przekazanie Betlejemskiego Światełka Pokoju uczniom Szk. Podst. w Michalinie. Razem z Magdą Traczyk (obie jesteśmy z zastępu „Friendsi Przyrody”) dostarczyłyśmy go p. Grzegorzowi Kopańskiemu, dyrektorowi szkoły.

Działo się to tak: zadzwoniłam do Magdy i mówię jej o co chodzi. Ona skapowała i zgodziła się pójść razem ze mną. Następnie wzięłam cały sprzęt do przekazania i pobiegłam na ul. Graniczą 26 (adres szkoły). Magda już na mnie czekała. Chciałyśmy zrobić fotki. Miały być harcerskie, więc w jako tło wybrałyśmy krzaki. Po sesji zdjęciowej był czas na „szopkę całościową”. Dyrektorowi bardzo się podobało (plik kartek, karteczek i karteluszek szczególnie). Na koniec uśmiechnął się i powiedział: Czuwaj!

Karolina Grodzka
5 D.H. „LEŚNI”

Na początku (na kilka dni przed misją) zadzwonił do mnie Miron (Mirek Grodzki) i powiedział, że jestem jestem jedną z „WYBRANYCH”. Mojej radości końca nie było. Do czasu aż dowiedziałam się o co chodzi (a na to długo czekać nie musiałam).W ów czas nie radowałam się już tak bardzo, ale duma mnie i tak rozpierała.

Misja polegała na zaniesieniu ŚWIATŁA POKOJU do stacji CARITAS przy kościele w Józefowie. Po wyjaśnieniu mi zadania, powiadomił mnie, że mogę sobie wybrać (lub nie) kogoś kto pójdzie ze mną i, że mam do wyboru dni takie i takie. Wybrałam piątek (bo akurat wtedy miałam czas).

Po kilku dość „pouczających” dniach, nastał piątek. Tego samego dnia, w szkole powiadomiłam Dyniaka (alias Kuba Wojciechowski), że spotkał go zaszczyt towarzyszenia mi w Misji. Zgodził się, oczywiście (khe, khe, khe).

Wieczorem, około 18.15, wyruszyliśmy, zabierając ze sobą Mysz Aleksandrę (Aleksandrę Wojciechowską), na spotkanie z przeznaczeniem. Po drodze spotkaliśmy Mirona, Sylwię Strz. i don Wieprza (Jaśka Wojciechowskiego) jadących na Wigilję hufcową. Miron podrzócił nas do siebie, dał nam świczuszkę, życzeń nam nie dał, bo się skończyły i pouczył nas co mamy zrobić, gdyby nikogo nie było w CARITAS-ie. No o poszliśmy…

W CARITAS-ie nie było nikogo (no bo po co?), więc (podłóg wskazówek Mirona) poszliśmy do księdza proboszcza!!! Ale i tu była trochę „kiszka”, bo zamiast proboszcza powitał nas pleban i było jakoś tak nie fajnie, ale lepiej opowiem jak to było (ale krótko).

Umówiliśmy się, że Dyniak walnie jakąś pseudo dyplomatyczną gatkę, Mysza złoży życzenia od drużyny, hufca i całego ZHP, a ja wręczę Światełko i będę siedzieć cicho. Kiedy już znaleźliśmy się na miejscu, wyciągnęłam zapałki i zapaliłam świczkę trzymaną przez Olkę, a Dyniak zadzwonił do domofonu. Odebrał kapelan [który później okazał się być moim katechetom, ale mnie nie poznał (na szczęście)] i powiedział, że u nich harcerze już byli, po czym padło chóralne „Eeeee… Ale jak to?!”. Ksiądz pośpieszył z wyjaśnieniem, że byli tu harcerze z Józefowa, a Dyniak walnął (wielce „dyplomatycznie”), że to pewnie jakieś podrobione lamy z… (tu Olka szeptem nakazała mu się zamknąć-i dobże). Końcem końców ksądz nas wpuścił i odstawił wieeeeeelką plamę chcąc odpalić od nas swoją świeczkę nie biorąc tej, którą my chcieliśmy mu wręczyć. Gdy mu wyjaśniliśmy w czym rzecz, stwierdził, że możemy sobie ją wziąć na pamiątkę, po czym przyjął świeczkę właściwą i wręczył nam swoją. A potem Mysza Aleksanderka wyskoczyła z życzeniami, potem ksiądz się z nami pożegnał i „kazał” nam sobie pójść, bo jest zajęty (kurcze! :<).
Po wykonaniu misji byliśmy wielce zawiedzeni.Nie dość, że proboszcz nie przyszedł się z nami przywitać (pleban nawet się nie trudził, by zawiadomić go o naszym przyjściu), to wszystko było nie tak.Spodziewałam się trochę więcej, zwłaszcza, że to Światło ma nieść radość i pokój, nie niezadowolenie, że się komuś przeszkadza.

Mimo wszystko jednak uważam, że to bardzo piękny zwyczaj i szczerze życzę jego pomysłodawcom wszystkiego najlepszego.

CZUWAJ I SŁAWA!!!
Dużo uśmiechu (i powodów do niego) i radości
oraz wszystkiego najlepszego w Nowym 2002 roku życzy Wam

Ciocia Karinka
5 D.H. „LEŚNI”

Czym są stereotypy?

Czym są stereotypy? skąd się biorą? Czemu służą (cholera wie)? Czym są? no cóż są opinią bandy ignorantów na jakiś temat, o którym nie mają najmniejszego pojęcia…


jest to, oczywiście, błędna opinia. skąd się biorą? Cóż literatura (he, he, he – bardzo zabawne)i film dyktują nam coś – skoro banda reżyserów tak to widzi to tak pewnie jest… ups – tak musi być! Pewną opinię lub punkt widzenia, arghhh, łatwiej będzie mi to pokazać (tfu) przekazać za pomocą konkretnego przykładu BLONDYNKA I JEJ INTELEKT. Dlaczego uważamy, że blondynki są głupie? a no może dlatego, że w większości filmów są bardzo głupiutkie, urocze i służą, głównie do porywania i mówienia im, że mają fajne cycki czy coś w tym rodzaju. Krótko są słabe i uzależnione od super bohatera, który będzie się za nie martwił o wszystko łącznie z myśleniem ;one mają tylko ładnie wyglądać. Jest wiele stereotypów; na przykład –w sumie to głównie na temat kobiet i innych nacji –o Polakach, że są bandą pijaków(to chyba zły przykład – arghhh)

to akurat prawda, bo wszystko obficie zakrapiamy alkoholem – i nieważna jest okazja; smutna czy wesoła i tak pijemy, każdy powód jest dobry i chyba na dobre nam to nie wychodzi.

Jeśli wam mało to o 7 kobietach i samochodach (karamba!). Mówi się, że kobiety nie potrafią jeździć samochodem. Hmmm… Dobra jak mają się nauczyć jeżeli ich faceci nawet nie pozwalają im się zbliżyć do swojego cacuszka? Lub gdy całe dnie spędzają przy garach, dzieciach i na rzekomym oglądaniu telenowel? Nie wiem jak to wszystko ze sobą pogodzić jednocześnie piorąc gotując i sprzątając. Może ktoś ma pomysł? Cisza na sali.

Dobre jest to o Żydach i tym, że potrafią wszystko każdemu, sprzedać (znacie państwo dowcip o Brytyjczyku, Niemcu, Chińczyku i Izraelczyku? To poszukajcie strasznie stereotypowy). Wymyślają to kompletni nieudacznicy, którzy zazdroszczą innym talentu i nie umieją się pogodzić z myślą, że ktoś jest od nich lepszy. Smutne, nie? Tak więc wszystko sprowadza się do tego, że stereotypy wymyślają faceci o bardzo małym rozumku z dużym kompleksem na tym punkcie – zresztą faceci (duża liczba), jak dowodzą badania, są strasznymi świrami częściej niż kobiety…

Hej! panowie po co ten kaftanik? !?! Ja nic złego nie zrobiłam (walczcie ze stereotypami jak ten, że geniusze to wariaci!). Ja tylko ratuję świat! JEEEZUUU!!! Ale wielka strzykawa… Co dla mnie? Przecież byłam grzeczna ! Buuuu… Łajajaj !

PS. W przyszłym tygodniu kolejna lekcja zostawania małą feministką. Dobranoc.

Ola Wojciechowska

5 D.H. “LEŚNI”

Impresje na nowy rok.doc

Parę godzin temu do historii przeszedł 2001 rok. Poranek po sylwestrowej nocy to dla wielu ludzi, naprawdę ciężkie chwile. No cóż taką cenę trzeba zapłacić za dobrą zabawę.

Ja jednak przemogłem swoje zmęczenie i po godzinnej kąpieli oraz dwóch mocnych kawach postanowiłem rozpocząć rok w sposób konstruktywny i pracowity.


Tak się składa że w moim harmonogramie dnia po kawie jest czas na przegląd prasy. Zacząłem od internetowego dziennika PAP-u. Najpierw przeczytałem życzenia noworoczne od pana prezydenta, potem krótki artykuł o kolejnej aferze, gdzie pan aferzysta w sposób wyrafinowany i bardzo zmyślny wyłudził znaczną sumę pieniędzy z poważnej, dobrze strzeżonej instytucji państwowej. Naturalnie w dalszej części dziennika znalazłem obszerne opisy, niezliczonej masy wypadków i kataklizmów. Zjawisk po prostu unikalnych w naszej szerokości geograficznej.(Jakiż to optymistyczny akcent na następne 365dni).

Trochę słabiej mi się zrobiło od tej czerni i szarości, a niebo wydało się jakby mniej błękitne(buuu!, flik!).

Postanowiłem być twardy. Zapuściłem „Kazika” i czytam dalej.

Beznamiętnie przesuwałem kolejne strony, aż wreszcie natrafiłem na tekst który natchnął mnie do napisania tego oto „orędzia”. Mówię tu o przesłaniu biskupa Pieronka do Polaków.

Dlaczego akurat „biszop” Pieronek i jego przesłanie?

Po pierwsze to w Nowy Rok nie lubię złych wiadomości (nie tam żebym był przesądny, ale to zawsze źle wróży), po drugie coś nowego (taka niespodzianka, szkoda tylko że bez czekolady), ale przede wszystkim dlatego, że to cios wymierzony we wszystkich malkontentów, narzekaczy, ponurasów z powykrzywianymi gębami i etc.. O tej chorobie pisałem już przy innej okazji.

Właśnie ten optymizm, błysk zieleni, a bardziej lirycznie kropelka nadziei podnieciły mnie i sprawiły, że słońce znowu zaczęło świecić. Wreszcie pierwszy głos który, krzyczy NIE. Przestańcie narzekać. A wręcz odwrotnie potrafi dostrzec dobre strony naszej polskiej codzienności. Których tak często(tu mam na myśli kontekst społeczny) niezauważany. Może dlatego, że odwieczna skłonność do widzenia przez nas wszystkiego, nawet porannej herbaty w kolorze „black”, zabiła resztki optymizmu.

Naturalnie pierwszy lepszy przedstawiciel „szkoły pesymistów”, wytoczyłby artylerię w postaci kryzysu gospodarczego, korupcji i zakłamania polityków, czy zmniejszenia dopłat do biletów. Nie mógłby zapomnieć o tak ważnym argumencie jak pleniące się wśród

polskiej młodzieży zarazy narkomani i alkoholizmu. Na śmierć zapomniałbym o upadku wartości moralnych (no co prawda teraz mamy POKEMONY, więc nie jest tak źle). Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, ale nie o to tu w końcu idzie.

Kłamałbym twierdząc że to wszystko nieprawda. Tak jest zgadza się to są minusy naszej rzeczywistości. I wszyscy byśmy woleli żeby było inaczej. Ale jest też druga strona medalu i tu zacytuję rektora papieskiej akademii teologicznej „… jest z czego się cieszyć za co Panu Bogu dziękować a my ciągle narzekamy i ciągle jest nam źle” . Jakby nie patrzeć (od takie zawieśniaczenie) coś w tym jest bo jak mawia mój doktor od statystyki „jak chcesz mieć udany wieczór, to zrób wszystko żeby był udany, a na pewno się uda”.

I właśnie gdzieś tutaj należy szukać całego sedna przesłania. A właściwie przyjacielskiej rady jaką biskup Pieronek przekazuje wszystkim na nowy 2002 rok . ”Sądzę, że gdybyśmy mieli więcej radości i optymizmu oraz zabrali się lepiej do pracy, to bilans naszych dokonań byłby znacznie lepszy.”

Myślę, że te słowa powinny zdopingować nas. Rozbudzić nasz entuzjazm, pogłębić optymizm i zachęcić do pracy nad sobą. Bo reformę świata najlepiej zacząć od samego siebie.

Ważne żebyśmy umieli w swoim życiu odnajdować radości, nawet takie tyci-tycie. Nie marnowali czasu tylko działali. A problemy wiadomo, że zawsze był i będą . I nie ma się, co nad sobą użalać, tylko kłopota trza walić z buta prosto w pysk, co by mu się trochę nastruj pogorszył.

No bo my jesteśmy młodzi i tak naprawdę to może być już tylko lepiej

I to chyba byłoby na tyle z impresji Nowo-Rocznych. Optymizm, optymizmem, ale po tak wytężonej pracy umysłowej moje „elan-vital”, trochę przygasło, więc nie wiem jak wy, ale ja idę spać. W końcu to to była ta ostatnia noc w roku. Hi-Hi!?

P.S. pokażcie ten tekst rodzicom, ciociom i kogo tam jeszcze spotkacie.

Tomek Wojciechowski

5 D.H. “LEŚNI”

Ile zarabia Bill Gates?

Czym jest globalizacja? Zagadnienie ciekawe, ponieważ jego zrozumienie może pomóc zrozumieć zmiany zachodzące na kuli ziemskiej. Również „Tragedię Czarnego Wtorku” tłumaczy się jako brutalną reakcję Dalekiego Wschodu na agresywną politykę globalistyczną państw zachodnich. Często słyszy się też o antyglobalistach. Skąd protesty, jakie są ich powody?


*„Proces globalizacji odnosi się do wymiany zasobów materialnych, kapitału oraz siły roboczej w skali światowej, jak również wymiany informacji, wartości kulturowych i związanych z nimi wzorców zachowań.” Wymiana ta jest jednak nierówna. Z zachodu do państw biednych napływa dominacja ekonomiczna, językowa i kulturowa. Kraje Trzeciego Świata oferują w zamian zgoła inne „bogactwa”: zagrożenia o charakterze biologicznym, zdesperowaną siłę roboczą, frustrację i strach o jutrzejszy posiłek.

*Dzisiejszy świat pełen jest paradoksów. Mieszkańcy przeludnionych krajów ekonomicznie nisko rozwiniętych nie są mile widziani w państwach, gdzie przyrost naturalny jest ujemny, zatem potrzebne są młode ręce do pracy. Z raportów ONZ dowiedzieć się można, że w 1998 roku 225 najbogatszych ludzi świata posiadała na kontach równowartość dochodów 2,5 miliarda najuboższych W tym samym roku 4,3 miliardy mieszkańców błękitnej planety (połowa populacji) żyło z sumy mniejszej niż dwa dolary dziennie. W roku 1995 w samych USA, kraju ekonomicznie najwyżej obecnie rozwiniętym, 1 procent najzamożniejszych obywateli posiadał kapitał równoważny 95 procentom rodaków z dolnej części piramidy finansowej.

*Trwa globalizacja kulturowa. Zwiększa się liczba ludzi posługujących się językiem angielskim (z 400 milionów do 1,5 miliarda w ciągu ostatnich dziesięciu lat) Stał się on niekwestionowanym językiem globalizacji, który jak łacina w czasach Imperium Rzymskiego jest rozpoznawany i znany prawie w każdym zakątku Ziemi. O ile jednak do upadku Imperium doprowadziły konflikty o władzę, w XXI wieku –jak przewiduje amerykańska CIA- przyczyną wojen może być spór o zasoby wody pitnej. Ziemia jest coraz bardziej sucha a odzyskanie wody np. z mórz byłoby tak kosztowne, że nie jest jeszcze brane pod uwagę.

*Ze zwiększającą się liczą ziemskiej populacji (przewidywane w 2016 roku 7,2 miliarda z 6,2 miliarda ludzi obecnie) są zagrożenia biologiczne. Dzięki błogosławieństwu łatwego transportu dużo łatwiej rozprzestrzeniają się choroby zakaźne, które stały się, w skali globalnej, groźniejsze niż np. wirus HIV, którego przekazanie wymaga bezpośredniego kontaktu.

*Można mieć nadzieję, że rządy państw najbogatszych (i nie tylko one) dołożą starań, aby udało się skoordynować procesy globalnej wymiany, których nie da się zatrzymać. Niewątpliwie jednak należy je skorygować i doprowadzić do choćby częściowego zniwelowania dysproporcji pomiędzy biednymi a bogatymi.

*Na marginesie. Pisząc te słowa dowiedziałem się z radio, że 50 procent polskiego społeczeństwa żyje na granicy minimum socjalnego a 30 procent obywateli twierdzi, że żyje na poziomie niższym niż ubóstwo. Co dziesiąty Polak nabawił się choroby zakaźnej w szpitalu. A Bill Gates?

Tekst oparty na artykule profesor Wilhelminy Wosińskiej, drukowanym w grudniowym numerze miesięcznika „Charaktery”.

Michał Rudnicki

5 D.H. “LEŚNI”

Co to jest Rafting?

Pojęcie to oznacza spływy pontonowe po dzikich górskich rzekach. Jeszcze nie tak dawno sport ten był dostępny jedynie dla garstki zapaleńców. Obecnie dzięki doskonale wyszkolonym instruktorom i nowoczesnemu sprzętowi dostępny jest prawie dla wszystkich. Na całym świecie cieszy się gwałtownie rosnąca popularnością.

Do uprawiania raftingu nie potrzeba posiadać specjalnych uprawnień, czy umiejętności. Zazwyczaj wymagana jest podstawowa umiejętność pływania i jako taka kondycja. Z minimalnym wiekiem rożnie bywa. Wszystko zależy od stopnia trudności rzeki na której spływ będzie się odbywał. Zazwyczaj jednak jest to ok. 14 lat. Zazwyczaj firma która organizuje rafting dostarcza całe wyposażenie takie jak ponton, pianka chroniąca przed zimnem, czy kask i jest to wliczone w cenę spływu. Od uczestnika wymagane są jedynie kąpielówki, ręcznik i ewentualnie kurtka przeciwdeszczowa. Obecnie ryzyko jest zminimalizowane, wszakże nie należy zapominać, ze istnieje. Na początek najlepiej zacząć, gdzieś w miarę blisko.

W Internecie polecana jest Austria, gdzie sport ten jest dobrze rozwinięty. Godna uwagi jest podobno także Słowenia – ze względu na niskie koszty pobytu. Nie jest to tani sport. Oferty na Słowenii zaczynają się od 40 marek. Jednak trzeba przyjąć ze średniej trudności jednodniowy spływ będzie nas kosztować ok. 100 marek. Średnio można przyjąć, ze w naszej części świata sezon trwa od maja do października. Oczywiście im bardziej będziemy posuwać się na południe tym okres ten będzie się wydłużał. Polecam, chociaż nigdy nie próbowałem. W sprawie dalszych szczegółów zgłaszajcie sie do hufcowych specjalistów od pływania pontonem – imprezy na Świdrze są tańsze, bezpieczniejsze no i… trochę bliżej niż do Wielkiego Kanionu Kolorado.

Promocja Szczepu Józefów [2]

Na początku ja z Robokopem (Andrzej Prokop) byliśmy w sklepie, t.zn. w barze, w którym kupiliśmy sobie frytki. Zaraz później poszliśmy do sklepu meblowo-spożywczego, gdzie zrobiliśmy malutkie zakupy – dwie gumy “Bobal-coś tam”.

Następnie poszliśmy przed kościół na Błotach. Nie byliśmy na mszy, bo stwierdziliśmy, że pójdziemy na 18.00. Gdy zostało 20 min. Do mszy poszliśmy na spacer i pozjadaliśmy trochę ciastek Prokopka. Gdy mieliśmy mało czasu wróciliśmy pod kościół. Jak się skończyła msza wyszło tylko kilka osób. Daliśmy im Przeciek. Okazało się, że po mszy śpiewa sobie jakiś chórek. Po 45 min. wyszli wszyscy ludzie. Rozdaliśmy Przecieki.

Moje wrażenia z tej wyprawy były słodkie, bo prawie przez cały czas jedliśmy coś słodkiego.

Paweł „Anioł” Gwardiak

5 D.H. “LEŚNI”

Promocja Szczepu Józefów [1]

Na początku byliśmy na mszy. Potem rozdawaliśmy „Przecieki”. Niektórzy ludzie już je mieli, a więc nie brali ich. Potem spotkaliśmy Mirona i Sylwię.

Potem, jak skończyły się „Przecieki” zaczepił nas pewien Pan, który dał nam kasety i książkę dla Mirka. Pobiegliśmy doń i wręczyliśmy przesyłkę. Ogólnie było super. Z jednym małym wyjątkiem, przemoczyliśmy skary.

Maciek „Bysior” Lach

Michał Gwardiak

5 D.H. “LEŚNI”

Wigilia Instruktorska 2001

Już taką naszą tradycją jest, że zanim spotkamy się z naszymi rodzinami przy wigilijnym stole, dzielimy się opłatkiem (a w tym roku specjalnie na tę okazje upieczonym chlebem) na sali lustrzanej MDK.

Tegoroczną Wigilie Instruktorską rozpoczął element artystyczny – wigilia w pewnym domu. Zobaczyliśmy Michała Łabudzkeigo w roli Tadzika – biznesmena, ojca rodziny i szczęśliwego posiadacza telefonu Nokia 6210 i nieubranej choinki. Na rodzinkę składała się jeszcze mama – w tej roli niezrównana Gosia Osuch (ciekawe, co na to Iza?), która nie miała się w co ubrać, Babcia – Magda Firląg i dwójka dzieci – dobra córka i zły syn, który do swojej dziewczyny mówi „moja kotku”.

Po tym, jak Tadzik zmył się na spotkanie ze znajomym (wcześniej upewniwszy się, że to ona stawia kolację) a mama uznała, że nie ma w co się ubrać, uczestnicy otrzymali pierwsze zadanie – wymyślić argumenty, których ma użyć babcia, aby zmusić rodzinę do pomocy w przygotowaniach świątecznych. Chyba jedynym skutecznym byłoby wycięcie wszystkich – poza wnuczką – w pień i znalezienie jakiejś innej… W kolejnej odsłonie Tadzik powraca o domu, za to wnuczek ulatnia do swojej dziewczyny. Babcia przygotowuje wigilię, wnuczka jej pomaga a widownia ma za zadanie zrobić ozdoby na choinkę. Gdy drzewko jest ubrane, można siadać do wigilii. Jednak zanim to nastąpi, przychodzi Święty Mikołaj (jakiś dziwnie znajomy) i wręcza prezenty (książki). No a potem – jak nakazuje tradycja – łamiemy się chlebem, składamy życzenia i oczywiście pałaszujemy te pyszne paszteciki i inne smakowite różności.

Na koniec krąg i… już mamy święta. Przepraszam – mieliśmy. Nic tak nie przygnębia, jak myślenie o świętach po świętach…

Z tego miejsca chciałabym życzyć wszystkim Czytelnikom wszelkiej pomyślności w Nowym Roku, wytrwałości, zdanych matur, obronienia prac magisterskich, wyrośnięcia zębów, wyhodowania brody, zasadzenia drzewa, obiegnięcia Gołdapiwa w rekordowym czasie i czego tam sobie tylko chcecie. I pozdrawiam swoja panią od matematyki – ona chyba nawet nie ma pojęcia o Przecieku, ale dzień bez wazeliny jest dniem straconym. (Drużyna się rozpadła, powiedzenie zostało – życzę wam co najmniej tak trwałych śladów).

Ola Kasperska

Kolędowanie w Domu Samotnej Matki

Kiedy Wy byliście ogarnięci szałem przedświątecznych przygotowań i zakupów, grupka harcerzy i harcerek (nieliczna), wybrała się aby urozmaicić „choinkę” organizowaną w Domu Samotnej Matki w Otwocku prowadzonym przez siostry Orionistki.



Wielu z Was może tylko pomarzyć o tym, aby znaleźć takie miejsce jak to! Zacznijmy jednak od początku.

Spotkaliśmy się w niedzielę, 23 grudnia w hufcu. Było nas sześcioro, a pieczę nad całym przedsięwzięciem sprawował dh Michał Łabudzki. O godzinie 16 00 skończył się szybki dobór repertuaru kolęd oraz jeszcze szybsza próba ( byliśmy już troszeczkę spóźnieni, ale co to dla nas 15 minut J ). Wsiedliśmy do „żelaznego rumaka” (upchani jak sardynki w puszce) i wyruszyliśmy na poszukiwania „zaginionej arki”! Z grubsza wiedzieliśmy tylko, że szukany przez nas budynek znajduje się gdzieś w okolicach Liceum na ulicy Słowackiego. Po zrobieniu kilku rundek po okolicznych uliczkach wybraliśmy pierwsze koło ratunkowe: TELEFON DO PRZYJACIELA! Okazuje się, że nie mamy przyjaciół ani w sieciach taxi, ani na Policji, ani w żadnym innym miejscu do którego postanowiliśmy zadzwonić. Od czego jednak są okoliczni mieszkańcy…

Po wielkich trudach odnaleźliśmy miejsce naszego przeznaczenia! Wchodzimy do środka, a tu już na nas czekają. Szybkie zapoznanie się, i zaczynamy kolędowanie. Oczywiście nie obyło się bez tzw. „podpowiadajek kartkowiczek”, repertuar kolęd był bardzo szeroki, począwszy od żelaznych standardów do kolęd mnij znanych (gratuluję Michałowi szybkiego opanowania chwytów!). Dzieciaki były za małe, aby z nimi popląsać, ale i tak narobiły trochę szumu.

W najmniej oczekiwanym momencie zgasło światło, a na korytarzu dało się słyszeć czyjeś kroki… Nigdy nie zgadniecie kto to był? – Święty Mikołaj!!! Iskierki zabłysły w oczach dzieci, kiedy to On zaczął rozdawać prezenty – lalki, samochody, piłki, klocki… a przy tym nam też się coś dostało! (Nie! To nie były rózgi!)…

Potem podzieliliśmy się wszyscy opłatkiem, składając sobie najserdeczniejsze życzenia Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku. Zaśpiewaliśmy jeszcze kilka kolęd i niestety musieliśmy już wracać do codzienności…

Spotkanie było bardzo miłe i sympatyczne, jednak uświadomiło mi, że świat nie zawsze jest tak cukierkowy, jak nam się wydaje, oraz że nie wszyscy mają tyle szczęścia i mogą spędzić święta w tak rodzinnej atmosferze. Pomyślmy wszyscy o sposobach w jaki możemy pomóc ludziom potrzebującym – takich jak samotne matki.

P.S. Już na wiosnę planowane jest ognisko ze wspólnym udziałem mieszkanek domu oraz harcerzy. SERDECZNIE ZAPRASZAMY!

Słoń

Sylwestra i Melanii

31 stycznia 2001 r. / Poniedzialek / 1 dzien 53 tygodnia/ 365 dzien roku/ Imieniny Sylwestra i Melanii.

Sylwestrowe szaleństwa za nami, suknie, smokingi i przebrania śpią w szafie, odciski po nowych bajeranckich pantoflach też już odeszły w niepamięć… Cóż nam w takim razie pozostało? Miłe wspomnienia, które póki co jeszcze są tematem rozmów ze znajomymi, których spotykamy po raz pierwszy w nowym roku. Ten numer też jest pierwszym spotkaniem w tym roku, ale my opowiemy nie o sobie, tylko o tym jak Wy świętowaliście nadejście 2002 roku.

Na sam początek – zacny dh Komendant Hufca i dh Komendant Szczepu Józefów w jednej osobie, czyli Tomasz ze sławetnego klanu Grodzkich.

Cytuję: Sylwestra spędziłem w wyborowym towarzystwie żony, córki i psa. Byliśmy na górze, na pokazie sztucznych ogni. O północy wysłuchaliśmy noworocznych życzeń panów Piaseckiego i Manna, którzy przechodzą samych siebie. Potem obejrzeliśmy jakiś ciekawy film (nie pamiętam już jaki). Podsumowując: najlepsze sztuczne ognie w okolicy były gdzieś na Wale Miedzeszyńskim (zapewne w Revicie). Było ciepło i przytulnie, panowała prawdziwie domowa atmosfera. Tomek w swój osobisty plan pracy wpisał: dokonanie pewnych zmian w komendzie hufca oraz zgłębienie tajników of English speaking, reading and all that stuff 🙂

To był gość specjalny tego artykułu. A co tam u innych słychać?

Maryśka Mikulska spędziła hucznego sylwestra z klasą (z pewnością był z klasą, ale tu chodzi o ludzi ze szkoły) w domu u koleżanki. Owa impreza huczała w Wiązownie, a razem z nią huczały jeszcze Olka Kasperska i Iza Dmochowska. No to z pewnością było głośno i wesoło, toż to przeca nie som ciche kobitki:) Mary Meecoolsky nie chcąc zapeszyć nie powiedziała, co postanowiła. Oj, to w takim razie chyba coś, na czym jej bardzo zależy. Good Luck! (w dniu ankietowania O & I były unavailable, wiadomo mi, że były „na gimnastyce”, postanowienia w domyśle).

Niektórzy postanowili pobawić się jednak „u siebie”, czyli np. w Otwocku, a nie od razu gdzieś za granicę do Wiązowny lecieć 🙂 Iza Gołaszewska, znana czytelnikom jako Ita, balowała z koleżanką na dość dużej imprezie na Batorego, w Otwocku właśnie. Po wysłuchaniu jej opowieści domyślam się, że 1 stycznia obudziła się z niezłymi zakwasami tak tańcowały z koleżanką, że uo matko! Mając na uwadze nowe 365 dni Ita postawiła na rzeczy, do których potrzeba motywacji, ale równocześnie dają się zrealizować więcej nauki, mniej czekolady…;) Dobrze powiedziała, że bez sensu jest postanawiać coś, a potem na koniec roku smęcić, że znów to, czy tamto się nie udało i ponownie stawiać sobie nieosiągalne cele.

„Wojciech” Wojciechowski w obliczu klęski żywiołowej wody niebezpiecznie zbliżającej się do krawędzi wanny podzielił się ze mną swoimi wrażeniami na temat wspólnego (w dużym gronie znajomych) sylwestrowania u naszego kolegi Łukasza Śluzka. Było bardzo sympatycznie, w stylu UFO. Kosmiczna impreza! Zgadzam się z moim przedmówcą. Sponsorem naszej imprezy była folia aluminiowa i występujący w przewadze kolor srebrny. Wszyscy byli kosmicznie przebrani. Niektórzy dość wymyślnie. Swoją drogą szaleństwa w tym domu rzadko odbywają się w normalnych strojach.

Ja nie postanowiłam nic – nigdy tego nie robię. „Wojciech” natomiast w 2002 będzie robił papier na „cztery kółka”, uczył się html’a, zapisze się na Angielski i Francuski, a potem jeszcze wyjedzie do Wiednia. Powodzenia!

Miła-Starsza-Pani-z-Hufca powitała nowy rok w swoim mieszkaniu, w towarzystwie koleżanki. – To już nie te lata, żeby balować – powiedziała. 2002 rok rozpoczęła nie z postanowieniami, lecz z życzeniami lepszej przyszłości dla „młodych” i tego, aby te 365 dni było lepsze niż poprzednie co spieszę przekazać wszystkim Naszym Czytelnikom.

REDAKCJA DZIĘKUJE WSZYSTKIM, KTÓRZY PRZYCZYNILI SIĘ DO POWSTANIA TEGO ARTYKUŁU!!

P.S. Sprawdźmy jeszcze, co na temat tego przełomowego wydarzenia ma do powiedzenia Artur Stanaszek:

Sylwestra spędziłem na imprezie u znajomych, kameralnie, około 10 osób. Nie przywiązuję wagi do nocy sylwestrowej – to przypadek, że akurat tego dnia świętujemy koniec roku. Dlatego też nie podejmuję noworocznych zobowiązań, tak samo jak nie obiecuję sobie, że „od poniedziałku…”

Strz.