Kosmiczne wspomnienia zucha

A miało być tak fajnie, mieliśmy się bawić, odpoczywać i spędzać dużo czasu nad jeziorem a jak przyjechaliśmy to okazało się, że musimy rozstawiać sami łóżka, ustawiać półki i w dodatku padał deszcz i taka z obozu indiańskiego powiedziała, że to przez nas to niesprawiedliwe, prawda?

Jak się zaczęliśmy dobrze bawić, to druhny no i druh Siarek kazali nam iść na polanę a tam spotkaliśmy jakiegoś profesora chyba Gwiazdowski się nazywał i właśnie wtedy zaczęła się robota musieliśmy mu pomóc w naprawie jego rakiety, a później szukać jakiś gwiazdek z takiego gwiazdozbioru Andromeda to niesprawiedliwe.Odwiedziliśmy różne planety i musieliśmy wykonywać różne zadania. Niektóre były całkiem skomplikowane. Musieliśmy np. iść do innych obozów pobrać i opisać 5 próbek ziemi, wypytać się w wszystko co ma związek z wodą to było niesprawiedliwe, że musieliśmy tak chodzić w słońcu a inni kąpali się w jeziorze. Musieliśmy też wymyślać jakieś legendy o kosmosie, kazali nam też biegać do tyłu, skakać, rzucać jakąś kulką bo odwiedziliśmy planetę sportu i była jakaś głupia olimpiada i to niesprawiedliwe, że wszystkie pierwsze 4 miejsca zajęły dziewczyny. Raz byliśmy też u krowy to znaczy u Sołtysa, który pokazał nam swoje gospodarstwo i niektórzy mogli doi krowę, a pan rolnik trochę nas oblał mlekiem i to było bardzo niesprawiedliwe, a wiecie kto był najbardziej oblany? Druh Siarek, biedny, co?

No i robiliśmy sobie zdjęcia na traktorze i to było fajne. Byliśmy też na takiej planecie chyba Ciemności i rysowaliśmy Papierosiaki no wiecie, to takie zwierzątka, które żyją w papierosach.

A najgorsza była wycieczka do Olsztyna, bo gwiazdy które spadały w planetarium były za szybkie i nie zdążyliśmy pomyśleć wszystkich życzeń. A druhna nie pozwoliła jeść dużo lodów i słodyczy to niesprawiedliwe!

A jeżeli ktoś był grzeczny przez całą podróż po planetach, to na koniec mógł złożyć Obietnicę i dostać Znaczek Zucha, ale byliśmy podzieleni na trzy grupy najpierw dostali ci, którzy najbardziej zasłużyli a później ci, co mniej i to właśnie było niesprawiedliwe. Wszystkie Obietnice były bardzo ładne aż się druhnie zakręciła łezka w oku.

mimo tego, że musieliśmy pracować żałowaliśmy wracać do domu. Na pewno za rok tu wrócimy dlatego niech druhna od Indian już się do tego przygotowuje.

Nieznośny Zuch.

[przyp. Redakcji: zachowaliśmy oryginalną pisownię Zucha]

SŁOWNIK OBOZOWY

CZAS WOLNY – zwierzę występujące na obozie w małej liczbie, objęte ochroną całkowitą. Służy do napisania kolejnego listu do rodziców z prośbą o pieniądze (patrz: rodzice)

RODZICE – osobnik przeważnie występujący w parach, zdecydowanie monogamiczny. Zaleca się częste odbywanie półgodzinnych rozmów telefonicznych. Najtaniej wychodzi jeśli poprosimy komendanta obozu o komórkę w celu wykonania niezwykle ważnego telefonu w sprawie chorej mamy.

Uwaga: upewnić się, że komendant słabo zna stan zdrowia naszej mamy. W przeciwnym wypadku wykorzystać dziadka, babcię lub inna dalszą rodzinę.

SKLEP – najważniejsze miejsce na obozie. Obowiązkowo odwiedzać przed każdym posiłkiem w celu zakupu i spożycia sporej dawki draży, ciastek, lodów, coca-coli i tego typu artykułów pierwszej potrzeby. W ten sposób unikamy konieczności żywienia się w obozowej kuchni i tym samym dostarczamy kadrze powodów do rozmyślania o stanie naszego zdrowia, a rodzicom o stanie portfela (patrz: pieniądze)

PIENIĄDZE – tylko spora ich ilość zapewni nam jako takie bytowanie na obozie. Zaleca się zebranie na pierwszy tydzień kwoty odpowiadającej średniemu wynagrodzeniu w sektorze przedsiębiorstw. Po wydaniu tych pieniędzy (czyli po 3 dniach) piszemy list do rodziców z prośbą o kolejne.

Uwaga: nie oddajemy pieniędzy komendantowi, stracimy kontrolę nad swoimi środkami. Nie wydajemy pieniędzy na takie zbędne rzeczy jak: kartki pocztowe (chyba, że korzystamy z niej jako metody unknięcia prac – parz KARTKA POCZTOWA), znaczki, mapy, przewodniki itp.

WARTA – dwugodzinna przerwa w śnie. Zaleca się odpowiednio wczesne obudzenie następnej warty najlepiej na półtorej godziny przedzmią. Należy dbać o to, aby wszystkie zegarki w obozie wskazywały inną godzinę, wtedy unikniemy posądzeń o zbyt wczesne zejście z warty. Na warcie należy być czujnym i nie można dać się złapać na spaniu. Jeżeli nie chce nam się stać na warcie (bo jest zimno, straszno, podchodzi nas sąsiedni obóz lub po prostu chce nam się spać) udajemy się do kadry i informujemy o nagłym ataku bólu brzucha. Doświadczonym obozowiczom polecamy wzmocnienie efektu symulowanym mdleniem. Powinno to zapewnić od pół godziny odpoczynku do zejścia z warty.

Uwaga: nie stosować zbyt często. Możemy być posądzeni o kłamstwo.

KADRA – osobnicy bardzo potrzebni. Dlaczego? Tylko oni mogą odbierać podwieczorki i zaprowadzić obóz na kąpielisko.

IZOLATKA – ostatnia deska ratunku w przypadku ciężkich prac w obozie, np.: pionierka. Można uratować dwa do trzech dni.

Uwaga: przed symulacją udania się do izolatki upewniamy się, że w obozie jest izolatka.

LATRYNA – doskonały pretekst do wyjścia z obozu na jakiś czas. Wyjścia oczywiście wykorzystujemy w każdym innym celu, tylko nie w tym, o którym mówiliśmy przed wyjściem.

Uwaga: jeżeli prawdziwy cel naszego wyjścia jest po przeciwległej stronie obozu niż latryna, to wtedy wracając, np.: znad jeziora, zataczamy szeroki łuk i zbliżamy się do obozu od strony latryny.

KUCHNIA – unikać służby w kuchni. Zwłaszcza jeżeli instruktorem służbowym jest osoba, przy której nie będziemy mogli poleżeć.

Uwaga: utrzymywać dobre stosunki z szefową kuchni. Zapewni nam to dodatkową porcję drugiego dania.

KOMENDANT ZGRUPOWANIA – unikać!! Nie przyznawać się, że wiemy która to osoba. W przeciwnym wypadku grozi nam, że będziemy do niego posyłani z różnymi sprawami do załatwienia. Posłani do komendanta zgrupowania przesiadujemy od 20 do 40 minut nad jeziorem i powracamy z wiadomością, że delikwenta nie zastaliśmy. Dla wzmocnienia efektu możemy zastosować wersję sanepid, która polega na tym, że wracamy z informacją, że trwa właśnie kontrola sanepidu i komendant nie miał dla nas czasu.

SKARPETY NOWE – występują w ilości znikomej. Mają zdolność do samodzielnego wychodzenia z namiotów. Nie można ich znaleźć wtedy, kiedy są nam najbardziej potrzebne.

SKARPETY UŻYWANE – występują w ilości wystarczającej do obdzielenia kilka obozów. Często wylegują się pod materacem lub przebywają częściowo zakopane w ziemi.

Uwaga: nigdy nie przyznawać się do używanych skarpet znalezionych przez kadrę na palcu apelowym.

MUNDUR – jest naukowo udowodnione, że nie ma możliwości utrzymania munduru w całości przez cały obóz. Najszybciej tracimy: wywijki, getry, plakietki, guziki, rogatywkę, spodenki i pas.

Uwaga: na punkcie munduru kadra jest wyjątkowo czuła. W przypadku zgubienia elementu munduru symulujemy chorobę i przebywamy w izolatce (patrz: izolatka) do czasu odnalezienia zguby.

PRYCZ – nieudana próba zastąpienia przez ambitną kadrę wygodnej kanadyjki przez konstrukcję drewniano – sznurkową.

Uwaga: Wystrzegać się samodzielnego wykonania pryczy. Uwaga ta dotyczy każdej obozowej pracy, którą mamy wykonać sami. Może wyjść na jaw nasza nieporadność.

WALKMAN – jedna z metod zagłuszania oboźnego lub kolegi budzącego na wartę. Przyzwyczajamy do widoku słuchawek w naszych uszach na długo przed obozem. Po wyczerpaniu baterii nosimy słuchawki dalej, udając że nie słyszymy poleceń oboźnego.

PASTA DO ZĘBÓW – zabieramy swoją z domu. Używamy jej jednak tylko w sytuacji krytycznej. W każdym innym przypadku korzystamy z pasty innych harcerzy. Najlepiej zaproponować: „Pożycz pasty, dam ci się wytrzeć ręcznikiem”, a później wszcząć awanturę, że ktoś nam ukradł ręcznik, który oczywiście leży sobie spokojnie złożony w plecaku.

POBUDKA – najbardziej nieprzyjemna część obozowego dnia. Udajemy, że nie słyszymy i pozostajemy w śpiworze tak długo jak to tylko możliwe. Jeżeli trzeba symulujemy chorobę. Jeżeli zaraz po pobudce jest zwyczaj robienia zaprawy porannej wtedy od samego początku uskarżamy się na ból kolana. Często stękamy przy kucaniu.

KARTA KWALIFIKACYJNA – karta którą wypełniają przed obozem rodzice i lekarz. Umiejętne wypełnienie tej karty zapewnia nam uniknięcie porannej rozgrzewki i innych tego typu atrakcji (patrz: karniak)

KARNIAK – kiedy kadra obozu ma zaplanowane spotkanie z kadrą sąsiedniego obozu na godzinę 2.00 w nocy i nie chce zasnąć, szuka powodów na przyczepienie się do harcerzy i po znalezieniu dziury w całym ogłasza po capstrzyku ćwiczenia terenowe.

Uwaga: ochota na niespanie kadry jest najsilniejsza im większa różnica płci między umówioną kadrą. Zaleca się unikania za wszelka cenę udziału w karniaku – grozi niewyspaniem.

KOMARY – owady hodowane przez kadrę na miejscu obozu i wypuszczane na wolność na dwa dni przed jego rozpoczęciem. Unikamy ukąszeń przez komary nie uczestnicząc w żadnych zajęciach.

APEL – codzienny ceremoniał liczenia harcerzy. Organizowany jest po to, żeby kadra choć przez chwilę poczuła się ważna. Rano towarzyszy mu pośpiech (zbliża się śniadanie), wieczorem komary. Unikamy! Chyba , że ktoś ma urodziny, wtedy proponujemy przyjść.

OBOŹNY – osobnik wyjątkowo złośliwy, pasożyt, chwast, nieużytek. Poznajemy go po charakterystycznej artykulacji: jego organ głosowy nie jest przystosowany do wydawania dźwięków cichych. Po utracie głosu posługuje się gwizdkiem. Na widok oboźnego natychmiast zabierają się do symulowania pracy. Inaczej zostaniemy zatrudnieni do jakiegoś niemiłego zajęcia. Na dowolne polecenie (jeżeli zawiedzie metoda na walkmana) odpowiadamy, że właśnie jesteśmy w trakcie wykonywania jakiejś ważnej czynności zleconej nam przez komendanta obozu.

Uwaga: Przedtem upewnić się, że okolicy nie ma komendanta obozu. Jeżeli jest posługujemy się komendantem zgrupowania.

KARTKA POCZTOWA – na początku obozu inwestujemy w nią 70 groszy. Nosimy ja cały czas przy sobie i w sytuacji kryzysowej (przy próbie zlecenia nam jakiejkolwiek pracy) symulujemy wypisywanie kartki tłumacząc, że za 10 minut przyjedzie listonosz.

Uwaga: upewnić się, że listonosz odwiedza nasz obóz.

RODZEŃSTWO W INNYM OBOZIE – drugi, po latrynie, pretekst do opuszczenia obozu i udania się w dowolnie przez nas obranym kierunku.

Uwaga: upewnij się, że kadra nie wie, że nie mamy rodzeństwa, i że w okolicy jest w ogóle jakiś sąsiedni obóz.

PIELĘGNIARKA – odwiedzamy jak najczęściej uskarżając się na przeziębienie (jeśli pogoda jest deszczowa) lub mdłości i ból głowy (jeżeli jest słońce). Nie wypowiadamy słowa udar słoneczny, odbierzemy pielęgniarce satysfakcję rozpoznania choroby. Częste wizyty u pielęgniarki mogą zaowocować pobytem w izolatce (patrz: izolatka).

Uwaga: chęć wyjścia z obozu do pielęgniarki zgłaszamy tylko wtedy, kiedy w obozie jest jedna osoba z kadry. W przeciwnym razie grozi nam towarzystwo. Może wtedy wyjść na jaw, że nie wiemy gdzie szukać pielęgniarki (jeżeli używamy jej jako pretekstu do wychodzenia z obozu) lub, że jesteśmy już rozpoznawani jako obozowy symulant.

LEKARZ – unikamy!!! Jest w stanie szybko rozpoznać, że nasze dolegliwości to symulacja. Przychodząc do pielęgniarki mówimy, np.:” Pan lekarz powiedział, że to przeziębienie i prosił, żeby pani dała polopirynę”.

Uwaga: upewniamy się, że lekarz jest mężczyzną. Chyba nie trzeba dodawać, że lekarza wcześniej nie odwiedzamy…

Efekt bezsennej nocy obozowej

Mirka Grodzkiego

PRASŁOWIANIE W PRZERWANKACH?

W tym roku 5 D.H. LEŚNI przyjęła na obozie konwencję słowiańską.
Po pierwsze dlatego, żeby przyjrzeć się bliżej naszym korzeniom, a po drugie bo to szansa na zaproponowanie harcerzom zajęć jakich jeszcze na żadnym naszym obozie nie przerabialiśmy.



Przygotowując się do obozu ze zdumieniem odkryłem, że właściwie bardzo mało wiem o naszej wczesnej historii Słowian.

Tak więc dla mnie osobiście obóz jest okazją do zagłębienia się w prehistorię naszych ziem.

A że historia zawsze mnie interesowała [kiedyś nawet chciałem zostać archeologiem]: konwencja słowiańska bardzo mi odpowiadała.

Pod względem przyjętej konwencji to bardzo udany obóz. Z jednej strony trochę się do obozu przygotowywaliśmy, a z drugiej harcerze chętnie uczestniczą w nowych zajęciach.

Ciekawie zaczęło się już na zbiórce przedwyjazdowej: zapowiedzieliśmy harcerzom, żeby zabrali kilka istotnych dla konwencji przedmiotów. M.in.: drut miedziany [na ozdoby], cynę [do wytapiania ozdób i grotów strzał], prześcieradło [na uszycie strojów] i po dwie… cegły [na ażurowy piec do wypalania gliny]. Zwłaszcza te cegły wprawiły w osłupienie co niektórych rodziców.

Szybko okazało się, że harcerzom pomysł przypadł do gustu i ochoczo podchwycili.

I tak: obóz nazwaliśmy „Arcybiskupstwo” [kiedyś o pozycji grodu świadczyło posiadanie w nim siedziby arcybiskupstwa]. Dzień zaczynamy i kończy wiecem, ozdrawiamy się słowiańskim „sława!”, zastępy przyjęły nazwy słowiańskich plemion, każde plemię ma swoje rzemiosło, którego się uczy [mamy kowali, wojów, garncarki, rybaków i zielarki] i bóstwo, któremu zbudowało ołtarze i oddaje cześć. Każdy dostał słowiańskie imię. Na środku postawiliśmy posąg Światowida – najważniejszego słowiańskiego boga przedstawianego jako czterogłową postać.

Nasza obozowa aktywność [poza religią] to m.in.: szycie strojów, ich farbowanie i ozdabianie, mielenie zboża na mąkę, pieczenie z tej mąki podpłomyków na rozgrzanych kamieniach, robienie ozdób z wygiętego drutu i roztopionej cyny, robienie łuków, strzał z odlewanych grotów, wypalanie naczyń z gliny we własnoręcznie wykonanym piecu.

Tak naprawdę jest to pierwszy nasz obóz, na którym dosłownie wszystko, poczynając od imion, a na latrynie kończąc, ma na czas obozu specjalną nazwę i swego rodzaju rangę. Apel to nie jest zwykły apel tylko wiec, szef w obozie to nie taki sam komendant jak w innym obozie, to Wielki Kmieć. Nawet wspomniana latryna nie jest taka sama jak inne. To Miejsce Zadumy, a że dumanie winno odbywać się w pełnym skupieniu, Starszyzna prowadzi listę przychodów i wychodów (nie tylko do MZ), żeby przypadkiem jeden Kmieć drugiemu nie przeszkadzał. W ten oto sprytny sposób zawsze wiedzieliśmy, gdzie i jak dawno ktoś wyszedł. Za używanie określeń niesłowiańskich Kmiecie (obozowicze) dostawali ujemne punkty, które anulowali jeśli ktoś ze Starszyzny (kadry) się pomylił. To są drobiazgi, ale dzięki nim nasz obóz „w konwencji”, faktycznie trzymał się niej, a harcerze, przepraszam, Kmiecie zdrowo rywalizowali łapiąc się za słówka, a nad wszystkim czuwał Światowid.

Ale śmichu z tymi Kmieciami.!

STRZ

Pomoc, plotki i… SANEPID

Na pytania Oli Kasperskiej odpowiada Komendant Zgrupowania, Tomek Grodzki

Jak się czujesz w roli Komendanta Zgrupowania?

Tomasz Grodzki: Uważam, że jest fajnie. Jednak jestem trochę zmęczony. Zmęczyły mnie ostatnie wizytacje. Nie bez znaczenia było też wezwanie SANEPIDu, ale nie jest źle.

OK: A dzisiejsza (17.07 przyp. Klepacza) zaraza?

TG: Trudno było odnaleźć się w roli szefa obozowiska uchodźców. Wykończyło mnie to psychicznie. Jednak na szczęście dobrze się skończyło, trochę sensacji żołądkowych i pół dnia chodzenia z SANEPIDem, tłumaczenia i pokazywania różnych rzeczy.

OK: Zgrupowanie stało za tobą murem… Wasza współpraca chyba jest udana?

TG: Znamy się od wielu lat i ewentualne problemy rozwiązujemy od ręki, nie ma niepotrzebnych zatargów. Jestem zadowolony z zespołu kucharek, które są z nami pierwszy raz, a są bardzo chwalone przez wszystkie kontrole. W kuchni jest wszystko OK. Rożnie natomiast bywa z obozami. Komendanci są mniej lub bardziej skorzy do współpracy. Nie ma jednak sytuacji bez wyjścia.

OK: To znaczy?

TG: Przede wszystkim obozom z zewnątrz pozostawiam wolną rękę w realizacji programu. Jednak chciałem mieć większy wgląd w pracę obozów z Otwocka. Troszkę przeszkadzał mi brak doświadczenia niektórych członków kadry obozów oraz takie ogólne przekonanie kadry programowej, że wszyscy robią najlepiej. A nie zawsze tak jest, a ja chętnie służę pomocą.

OK: O jakiej pomocy myślisz?

TG: Żeby po prostu ktoś przyszedł i powiedział, w czym ma kłopot i co mu sprawia trudność, a słyszę tyko skargi na pracę Zgrupowania. Np. wszyscy robią awanturę, że posiłek się spóźnia, a nikt nie zapyta dlaczego.

OK: Nie sądzisz, że wiele osób nie ma ochoty do ciebie przyjść, bo obawia się krytyki?

TG: Nie, bo nie mają do tego podstaw. Już dawno nauczyłem się nie krytykować nikogo, kto chce porady. Jednak ciężko jest walczyć z wiatrakami.

OK: Co do plotek… Jaki masz do nich stosunek?

TG: Pobłażliwy.

OK: Może powiesz coś na temat kobiet zamieszkujących twój domek?

TG: Moja żona o kazała mnie pilnować więc mnie pilnują. Dla zainteresowanych dodam, że spała tutaj dziś też wizytacja z Chorągwi. Ale obiecuję, że to się zmieni. Plan rozwoju bazy przewiduje zwiększenie liczby domków.

OK: Co jeszcze zawiera się w planie, o którym wspomniałeś?

TG: Plan jeszcze nie ruszył, ale stanie się to natychmiast po odnowieniu umowy z nadleśnictwem, z którym współpraca układa się bardzo dobrze. Ogólnie mówiąc baza będzie bardziej ekologiczna, zakończę spory z SANEPIDem o „tojki”.

OK: Brzmi ciekawie. Dzięki za rozmowę.

TG: Cześć.

Rozmawiała:
Stara Szamanka
Wieczorna mgła
(Ola Kasperska)

CYRANKIEWICZ CZY KACZKA (DZIENNIKARSKA)

C y r a n k a (Anas qnerquedula). Kaczor w okresie godowym ma wierzch głowy brązowy z dwoma białymi paskami przechodzącymi od dzioba wzdłuż oczu.


Dolna część głowy, szyja i pierś brązowe, ciemno cętkowane. Grzbiet brunatny. Skrzydła popielate, upstrzone, z białymi smugami wzdłuż piór (barkówki) i zielonym lusterkiem obrzeżonym z przodu i z tyłu białym paskiem. Podbrzusze od połowy białe. Ogon brązowoszary. Dziób prawie czarny, wiosła ciemnoszare. W okresie letnim kaczor podobny jest do samicy, z tym jednak, że zachowuje godowe upierzenie skrzydeł. Cyranka-kaczka ma barwy upierzenia mniej wyraźne, brak jej białej smugi z boku głowy, ma jaśniejszą głowę i szyję. Pierś oraz podbrzusze białe, brązowo znaczone. Lusterko mniej wyraźne niż u kaczora, szarozielonkawe.

Cyranka – długość 40 cm, rozpiętość skrzydeł 60 cm, masa 0,4 kg.

Jak odróżnić kaczkę młodą od starej?

Młode kaczki mają dziób miękki, łamliwy. Młode kaczory w pierwszym upierzeniu podobne są do samic. Młoda kaczka krzyżówka ma wiosła ciemnosiwe, stara zaś (od drugiego roku) pomarańczowoczerwone.

Kaczki występują u nas na terenie całego kraju w okolicach, w których woda stwarza im odpowiednie warunki bytowania. Nie wszystkie jednak gatunki reprezentowane są wszędzie w jednakowym nasileniu. Znajdują one siedlisko nad rzekami, starymi korytami rzek, stawami, jeziorami, mokradłami i torfowiskami oraz małymi strumyczkami i rowami. W okresie późnej jesieni występują tylko przy większych wodach. Warunek konieczny dla ostoi kaczek to wody zarośnięte szuwarami, z niedużym choćby kawałkiem odkrytej wody. Wiosną bytują wszędzie, gdzie znajdą choć trochę wody, a więc nad kałużami polnymi, rowami i wylewami na łąkach.

Kiedy są lęgi kaczek?

Kaczka buduje gniazdo na wzniesieniu nad wodą wśród sitowia, w kępie krzaków lub w dziupli starego pnia, a czasami poza obrębem wody, w krzakach, młodnikach lub na łące, nawet w znacznej odległości od wody. Krzyżówki wykorzystują niekiedy stare gniazda innych ptaków znajdujące się w lesie na wysokich drzewach z dala od wody. W kwietniu – maju kaczka składa jaja w liczbie 6-14 sztuk, koloru jasnozielonego lub różowo-zielonego. Po 3-4 tygodniach (zależnie od gatunku) następuje wylęg. Młode krótko po wylęgu (6-12 godzin) wychodzą z matką na wodę i zdolne są do samodzielnego życia. Po 4-8 tygodniach (zależnie od gatunku) zaczynają latać. Całkiem młode kaczki nazywają się klapakami, starsze, które próbują lotu – podlotkami. W wylęgu i wychowie młodych kaczor nie bierze udziału, natomiast kaczka jest bardzo troskliwą matką.

Czym żywi się kaczka?

Kaczka żywi się wodorostami, trawą, drobnymi rybami, owadami, ziarnem zbóż oraz ikrą rybią. Właściwie zjada wszystko, co może przełknąć. Kaczki właściwe (krzyżówka, cyranka, cyraneczka i płaskonos) żerują od zmierzchu do rana, kaczki nurkowe (głowienka, podgorzałka i czernica) żerują w dzień. W sierpniu – wrześniu kaczki zaczynają przeloty w poszukiwaniu żeru. Po zachodzie słońca przelatują na obfitsze żerowiska wodne lub polne (zloty) i tam przebywają przez noc, a rano wracają do swego siedliska (sady). Kaczki przed zapadnięciem na żerowisko kilkakrotnie okrążają je i, jeżeli nie widzą dla siebie żadnego niebezpieczeństwa, zapadają, w przeciwnym razie odlatują daleko i potem wracają znowu na rozpoznanie i ewentualny zapad.

Jaki jest tryb życia kaczek?

Kaczki są ptakami przelotnymi. Przylatują do nas wczesną wiosną (w początkach marca) i odlatują w październiku (podgorzałka już we wrześniu). Niektóre spośród krzyżówek pozostają u nas przez zimę, jeżeli znajdą odpowiednie warunki bytu – niezamarzające oparzeliska. W okresie godowym kaczki żyją parami i w tym czasie podczas lotu pierwsza leci przeważnie kaczka, a za nią kaczor. W okresie lęgowym, kiedy samice siedzą na gniazdach, kaczory początkowo zbierają się w stada, a potem zaszywają się w szuwarach, gdzie wypierzają się.

Kaczki latają bardzo szybko (do 60 km/h) wywołując lotkami charakterystyczny gwizd (szczególnie krzyżówki); w czasie dłuższego lotu ustawiają się zawsze w klucz lub na linii prostej, skośnie do kierunku lotu. Kaczki są bardzo ostrożne i trudno jest je podejść blisko na otwartej wodzie, jedynie w lecie dosiadują dość twardo i niechętnie się podrywają. Cyranki, cyraneczki i podgorzałki różnią się pod tym względem od innych i dają się łatwiej podejść. Kaczka nurkuje bardzo dobrze. Zestrzelona nad wodą, jeżeli nie spadnie martwa, ginie myśliwemu z oczu, gdyż nurkując pod wodą dopływa do szuwarów lub brzegu i tam wystawia z wody tylko dziób albo wychodzi na ląd i ukrywa się w przybrzeżnych zaroślach.

Goście ze Strzegomia

Strzegom jest małą miejscowością położona na Przedgórzu Sudeckim, na trasie między Jelenią Górą a Wrocławiem., 50km od Wrocławia.

W naszym hufcu działa 13 jednostek, z których na obóz przyjechały:

1 SDH „Zielony Płomień”- drużynowy Artur Pyda;

6 ŻDH „Buczyna” drużynowa Monika Radom;

7 SZH „Skorpion” zastępowy Krzysztof Grabowicz;

8 MDH „Burza” drużynowy Arkadiusz Raczyński;

11 SDH „Cyklon” drużynowa Magda Okrzuta;

1002 ŻDH „Łomniczka” drużynowa Agnieszka Pietyra





W tym roku nasz hufiec obchodzi 51 rocznicę istnienia, a Komendę Hufca stanowią bardzo młodzi instruktorzy. Komenda Hufca ZHP Strzegom z Chorągwi Dolnośląskiej po raz kolejny zorganizowała obóz pod namiotami, lecz po raz pierwszy na Mazurach.

Kadrę obozu stanowią: Komendant pwd Paweł Witkowski, Z-ca Komendanta pwd Monika Radom, Oboźna sam Joanna Kluj.

Uczestnikami obozu są dzieci i młodzież w wieku od 11 do 19 lat. Poza pojedynczymi wyjątkami włączone harcerki i harcerze z KH ZHP Strzegom. W skład kadry wchodzą wyłącznie osoby ze Strzegomia związane z hufcem. Natomiast kadrę programowo wychowawczą stanowią wyłącznie instruktorzy.

Harcerze w tym roku na obozie bawią się w „Leśny Świat”. Każdy podobóz reprezentuje jeden z gatunków zwierząt występujących na Mazurach.

Założeniami programowymi obozu są: budzenie szacunku do przyrody, zdobycie umiejętności obserwacji zjawisk przyrodniczych, poznanie współzależności człowieka i środowiska, integracja środowisk harcerskich naszego hufca, doskonalenie technik harcerskich i realizacja zadań na stopnie harcerskie, propagowanie aktywnego wypoczynku, zapoznanie z bogactwem kulturowym regionu, wpajanie sensu Prawa Harcerskiego poprzez liczne zadania.

Oprócz planu pracy obozu poszczególne jednostki realizują własny plan pracy.





NA JAKI OBÓZ ZA ROK?

PO PIERWSZE powinien być to obóz Drużyny! Obóz to szansa na podsumowanie całorocznej pracy Drużyny. To wiemy wszyscy z kursów i mądrych książek. O jakim jednak podsumowaniu pracy Drużyny może być mowa, jeżeli jest w naszym Hufcu tendencja do organizowania obozów połączonych Drużyn? Nie ma problemy jeżeli są to środowiska blisko ze sobą współpracujące. Problem jest jeżeli są to obozy złożone z przypadkowo dobranych Drużyn, dopełnione cywilami „z łapanki” tylko po to, żeby osiągnąć jakąś magiczną liczbę uczestników, od której to już „można zrobić obóz”. Żeby taki obóz się udał musi być prowadzony przez doświadczonego i mądrego komendanta. Mi taki obóz jeszcze nigdy się nie udał dlatego w tym roku po raz pierwszy nie przejmowałem się liczebnością mojego obozu. Ilu harcerzy tylu uczestników obozu. Rozumiem oczywiście, że z ekonomicznego pktu widzenia zależy Hufcowi na maksymalnym wypełnieniu miejsc obozowych. Chyba jednak nie za cenę.



PO DRUGIE musi być to obóz, na którym najważniejszy będzie program. Jemu powinny być podporządkowane: plan dnia, liczebność zastępów, liczba namiotów, itd. Czyli jeżeli powiem, że zrobiłem zastępy czteroosobowe, to przynajmniej ktoś mnie zapyta „dlaczego?” zanim powie, że to niezgodne z metodologią, a w ogóle to i tak nie mamy tylu namiotów i jeden zastęp mam rozparcelować.



PO TRZECIE nowe środowisko.

Nic tak nie zapładnia mojej instruktorskiej głowy pomysłami jak kontakt z nowym harcerskim środowiskiem. Nowe piosenki, nowe gry, nowe twarze, itd. Cieszę się, że nie zmieniając miejsca obozowania można spotkać ciągle nowych ludzi w Przerwankach. Czy ich pobyt do końca wykorzystujemy to inna sprawa. W tym roku mogliśmy np. poznać sposób na „niezależne obozy” wielu środowisk pod wodzą jednej komendy.



PO CZWARTE zainteresowanie

Dobrze bym się poczuł gdyby jakaś najbliższa komisja zapytała mnie nie o papierki przy bramie, a o to czy udaje mi się realizować założone przed obozem cele i czy mogę się pochwalić jakimiś ciekawymi zajęciami, które podobały się harcerzom. [pisałem to 12 lipca 2001 r. Następnego dnia mieliśmy wizytę hufcowej komisji rewizyjnej. Pytali o osobne półeczki na ręczniki, śmiecie przy bramie – a jednak! – i dlaczego menażki na menażnikach nie są otwarte podobno wytwarza się w nich jad. Ani słowa o programie, ani jednego pytania o zajęcia, o obrzędowość i t.d..]



PO PIĄTE życzliwość.

Idąc do Zgrupowania z jakimś problemem chciałbym być obsłużony jak ważny klient dobrej firmy szybko i profesjonalnie.

Chciałbym, żeby komendanci obozów nie czyhali na wzajemne potknięcia, które mogą być potem tematem wesołych opowieści przy obiedzie.

Chciałbym, żeby sprawy konfliktowe były załatwiane pomiędzy bezpośrednio zainteresowanymi osobami. Tak jest przecież szybciej i skuteczniej. Po o mieszać Komendanta Zgrupowania do tego, że jakiś obóz spóźnił się 10 min. na obiad? Po o człowiekowi zawracać głowę takimi „problemami”?



PO SZÓSTE pogoda.

Organizator obozu stanowczo powinien zadbać o lepszą pogodę na czas obozu. I na nic nie zda się tu tłumaczenie, że „na to nie mamy wpływu”… 🙂



A tak w ogóle to chętnie spotkam się z Wami za rok. Zwłaszcza z kadrą Zgrupowania, serio.



Czuwajcie.

Mirek Grodzki.

Skałkowe wieści

Powoli staje się już tradycją, że w długi majowy weekend 33 ODHS wyjeżdża do Podlesic, aby wśród jurajskich skał wykazać się (lub się nie wykazać) swoimi zdolnościami wspinaczkowymi.

Tak stało się i w tym roku. Co prawda z powodu matur i tzw. „siły wyższej” (czytaj: rodzice) było nas tylko sześcioro, ale i tak bawiliśmy się wspaniale. Coraz trudniejsze drogi, nowe wyzwania i odrobina konkurencji (wszyscy próbowali chociaż w najmniejszym stopniu dorównać Dorze, co niestety w rezultacie i tak nikomu się nie udało). Tomek- nasz drużynowy (przyp. aut.)- swoje gorsze osiągnięcia tłumaczył złym wiatrom, siłą grawitacji i za dużym śniadaniem (z tym ostatnim nie można było się nie zgodzić…).

Mimo to wszyscy zgodnie obiecaliśmy sobie, że chociaż w tym roku przy Dorocie szans nie mamy, to w przyszłym na pewno wypadniemy co najmniej tak dobrze, jak ona.

Jednak jak będzie za rok, to się dopiero okaże. A korzystając z okazji chciałbym nawiązując jeszcze do tematu matur pogratulować naszym maturzystkom dobrze zdanych egzaminów i życzyć sukcesów na dalszej drodze życia.

Koniec i bomba

A kto czytał, ten trąba!

Filip

[Zwrotnik Nosorożca] Cz. 5 – Tam i z powrotem

Kiedy uczestniczyłam w kursie Straży Ochrony Przyrody przygotowującym do akcji letniej w Tatrach, organizatorzy wbijali nam do głowy mnóstwo ciekawych informacji. Na przykład jak należy przygotować się do wędrówki po górach.

Kiedy wreszcie pojechałam na pierwszą trzytygodniową akcję codziennie nosiłam w plecaku następujące rzeczy:

– kurtkę od deszczu,

– apteczkę,

– czapkę,

– rękawiczki,

– gwizdek,

– latarkę i lornetkę.

Z lornetki zrezygnowałam po trzech dniach, z latarki dopiero po dwóch tygodniach. Ale ani przez chwilę nie żałowałam, że dźwigam cały ten majdan, chociaż pogoda była prawie cały czas idealna. Dobrze jest wyrobić sobie nawyk zabierania na górskie wycieczki rzeczy, które w razie (odpukać w niemalowane) nieprzewidzianych sytuacji okażą się niezbędne. Jeśli zdarzy się Wam nieplanowany, późniejszy powrót (bo piękne krajobrazy i cudne manowce, to będziecie do niego dobrze przygotowani.

Kilka miesięcy temu Plus GSM (przepraszam za kryptoreklamę) dołączyła do swojej reklamy taki praktyczny gadżedzik (wielkości karty telefonicznej) z informacją:

Idziesz na wycieczką w góry? Pamiętaj, aby zabrać:

1. Telefon komórkowy

2. Ciepły sweter

3. Kurtkę przeciwdeszczową

4. Tabliczką czekolady

5. Latarkę

Warto dodać, że Plus GSM uruchomiła tatrzańską linię ratunkową: 0 603 100 100 – pod tym numerem telefonu można wzywać na pomoc TOPR. A jak wzywać pomocy, gdy nie ma telefonu? 6 razy dowolny sygnał akustyczny (np. gwizdkiem) lub optyczny (np. latarką), co 10 sekund, następnie minuta przerwy. Potwierdzenie przyjęcia powyższego sygnału: 3 razy dowolny sygnał, co 20 sekund, następnie minuta przerwy.

Kiedyś w Tatrach widziałam kolesia, który późnym popołudniem wybrał się na Rysy. Jego jedynym bagażem była tabliczka czekolady. To niewiele biorąc pod uwagę fakt, że na Rysy tam i z powrotem jest co najmniej 7 godzin marszu. Myślę, że koleś rozczarował się piękną pogodą, która bardzo szybko zmieniła się w burzę. Ulewa, która wtedy spadła zniszczyła szlak na Rysy… Właśnie dlatego warto przygotować się odpowiednio do wędrówki w górach, żeby potem nie robić za niedzielnego turystę. I pamiętajcie, że w trudnych warunkach pogodowych śmigłowiec górskiego pogotowia ratunkowego może nie przylecieć wam z pomocą…

Nie polegajcie też do końca na telefonie komórkowym, zwłaszcza jeśli chodzi o zasięg. W Beskidzie Niskim dobrze funkcjonują ponoć tylko telefony Centertela, a w Bieszczadach, aby uzyskać połączenie trzeba wdrapać się przynajmniej na jakąś przełęcz. Zabierzcie ze sobą również numer PIN. Bo może zdarzyć się tak, że numer który setki razy wklepaliście w klawiaturę swojego telefonu wyleciał wam z głowy (właśnie wam sprzedałam świeże doświadczenie…)

Udanych wakacji życzy Świechu

P.S. Dobrze że mam do czynienia z harcerzami, to o mapie nie będę wam przypominać. Ale nie zapominajcie o niej nawet wtedy, gdy wybieracie się na wycieczkę dobrze oznakowanym szlakiem. Nawet w drodze na Rysy można zabłądzić. Dlatego na koniec polecam waszej uwadze poniższy wierszyk, który pochodzi z ulotki kursu Organizatorów Turystyki Koła PTTK nr 1 działającego przy Politechnice Warszawskiej.

Ballada o błądzących turystach

Być może, że kiedyś ktoś wpadnie

O ile się znajdzie ktoś bystry,

Na pomysł by w górach postawić

Pomnik błądzącego turysty.

A kiedy napotkasz ten pomnik

Turysto prawdziwy, bez skazy

To odrzuć swą pychę i pomyśl

Nadawszy powagę swej twarzy…

O tych, co dawno dojść powinni, a wciąż jeszcze idą,

O tych, co po długim marszu wyjściowy mają widok,

O tych, których kompas skierował na składnicę złomu

I o tych, których GOPR sprowadził z wycieczki do domu.

Pomyśl też o tych, co dobrym poszli szlakiem, ale w złym kierunku,

I o tych co po lesie błądzą wołając ratunku.

I pomny, że mylił się twój ojciec i dziadek,

Sprawdź, czy dobrze idziesz, na wszelki wypadek!

[Zlot Chorągwi Stołecznej 2001] Naprawdę Zimne Doły

W dniach 8 – 10 czerwca w Zimnych Dołach (powiat Piaseczno) odbył się zlot harcerzy Chorągwi Stołecznej ZHP. Wzięli w nim udział także druhny i druhowie z naszego hufca.


Podczas tej imprezy otwoccy harcerze jak zwykle nie ograniczyli swego działania do jednej tylko płaszczyzny. Otwocka reprezentacja zjawiła się w Zimnych Dołach w piątek 8.06 w godzinach popołudniowych. Tego dnia wszyscy wspólnie pracowaliśmy nad wystrojem naszego miejsca programowego.



W sobotę nasze zadania uległy znacznemu zróżnicowaniu. Najwcześniej, bo o 5 rano wstała ekipa, która miała zasilić szeregi Służby Medycznej. Pięciu otwockich ratowników (Karolina Śluzek, Sylwia Żabicka, Ewa Krzeszewska, Joanna Kołodziejek i Marek Rudnicki) tworzyło odrębną sekcję. Wszyscy w ciągu ostatniego roku kurs Ratowników Medycznych ZHP i uzyskali Brązowe Odznaki Ratownicze. Zlot stanowił dla nich okazje do sprawdzenia i wykorzystania swoich umiejętności (na szczęście nie musieli z nich zbyt często korzystać).

Nieco później pracę zaczął zespół przygotowujący stanowisko hufca na Jarmark Harcerski. Pomimo tego, że znaczną część pracy wykonano jeszcze w Otwocku oraz poprzedniego dnia, nadal pozostawało sporo do zrobienia. Najgorsza przeszkoda był padający lodowaty deszcz, od którego farba się mazała a taśma klejąca nie chciała się lepić… jednak pomimo tych niesprzyjających okoliczności – nasz punkt jako jeden z nielicznych został ukończony przed apelem.

Otwocka propozycja na jarmark, przygotowana pod okiem druha phm. Jerzego Lisa stanowiła spójną całość, doskonale prezentującą to, co mamy najlepsze. Całość utrzymano w konwencji stacji kolejowej PKP – budynku tak charakterystycznego dla naszego miasta. Wejście na „otwocki” teren zdobiła wykonana makieta dworca. Odwiedzający nas goście mogli wziąć udział w wyklejaniu herbu miasta maleńkimi, czerwono-żółtymi kwiatkami, zrobionymi techniką origami oraz, co odważniejsi, wejść do Harcerskiego Namiotu Zwierzeń i tam przed kamerą opowiedzieć, co ich motywuje do służby harcerskiej. Jak na prawdziwej stacji, nie mogło zabraknąć kiosku. W naszym można było kupić kartki i koszulki przygotowane przez Pocztę Harcerską nr 75. Nie zapominajmy też o Harcerskim Klubie Łączności „Pająk”, który do Zimnych Dołów przyjechał Starem – chyba już wszyscy mieszkańcy Otwocka doskonale znają ten olbrzymi samochód, z całą gamą najróżniejszych anten. Na zlocie właśnie stamtąd pracowała klubowa radiostacja.

Jak na jeden hufiec – to bardzo dużo, ale – jeszcze nie wszystko! W Zimnych Dołach nawet prasę zdominowali nasi harcerze pod wodzą druha Mirka Grodzkiego. Oficjalną gazetą zlotową był bowiem „Przeciek” – miesięcznik hufcowy, przygotowywany przez Harcerską Służbę Informacyjną „Spisek”. Udało nam się wydać trzy numery, poświęcone wydarzeniom na zlocie. A działo się bardzo dużo – poza jarmarkiem były też mini fregaty żeglarskie, gra harcerska, olimpiada sportowa, kartki rajd po okolicy i miasteczko zuchowe – propozycja dla najmłodszych.

W niedzielę, po polowej Mszy św. Odbył się „teleturniej” Milionerzy wiedzy harcerskiej i pokaz ratownictwa, z udziałem otwockich ratowników. Później trzeba było złożyć namioty i wrócić do domu. W tym miejscu sprawę znowu skomplikował deszcz…

Pomimo Różnych pogodowych nieprzyjemności, zlot był dla nas miłym przeżyciem. Znowu udało nam się razem zrobić coś naprawdę wspaniałego, a te trzy dni w leśnej głuszy nad wodą przypomniały, że już niebawem wakacje, że już wkrótce znowu pojedziemy razem do Przerwanek.

Ola Kasperska